BOCIAN I SZPAK, CZYLI BEZ ZMIAN

70 proc, uprawnionych zagłosowało na układ zamknięty, który od dawna gnije, jest bezwolny, poddany „obcej przemocy” – co uwidoczniło się podczas „pandemii”, kiedy rządzący zostali przymuszeni przez siły wyższe do niszczenia własnego najwierniejszego elektoratu poprzez uderzenie obostrzeniami sanitarnymi w Kościół.

dr Robert Kościelny
A to było tak. Bociana dziobał szpak.
A potem była zmiana i szpak dziobał
bociana.
Potem były jeszcze trzy takie same zmiany.
Ile razy szpak był dziobany?

Większość z nas zapewne pamięta z dzieciństwa tę rymowaną zagadkę. Nie wiem jak Państwo, ale ja zawsze odpowiadałem błędnie; nieprędko doszło do mnie, że – ani razu. Bo żadnych rzeczywistych zmian nie było; były werbalne. Bocian zawsze dostawał w kuper od cwanego szpaka. A narracja o zmianach miała go tylko na ten fakt znieczulić.Taka kontrola umysłu poprzez propagandowe pranie ptasiego móżdżku.

POPIS to partia nieistniejąca formalnie. Mimo to, a może właśnie dlatego, rządzi nami od prawie dwu dekad. POPIS to efekt przepoczwarzania się porządku politycznego, który stworzył przy okrągłym stole Czesław Kiszczak wraz przyjaciółmi i dobrymi znajomymi. Część z nich pochodziła z opozycji przedsierpniowej. Innymi słowy, generał tajnej policji politycznej rozpoczął polską „pieriestrojkę” razem z tymi, na których opinię mówiącą, że „jest człowiekiem honoru” mógł liczyć.

Po ośmiu latach rządów popisowskiej prawicy, do władzy dorwała się frakcja liberalna tej partii. Liberalna głównie obyczajowo, bo na inne wolności niż te„poniżej pasa” (jak powiedział abp Marek Jędraszewski) liczyć w przypadku tych„liberałów”nie można.

Polacy wydają się być zadowoleni z układu, w istocie rzeczy mono-partyjnego, do którego, od czasu do czasu, doszlusuje jakaś mizerota „antysystemowa”. Było ich trochę. Był„radykalny” KPN, była Liga Polskich Rodzin, Samoobrona, a obecnie Konfederacja. Aha, był
też Ruch Odbudowy Polski Jana Olszewskiego. Choć z tym ROP–em to właściwie trudno orzec – antysystemowy czy systemowy był; mimo to urozmaicał scenę polityczną i dawał nadzieję, na rzeczywiste zmiany i obalenie okrągłego stołu, sporej jeszcze wówczas grupie naiwniaków.
Prawie 70 proc, uprawnionych do głosowania pognało do urn, aby poprzeć system. Piszę o prawie 70 proc., choć do urn poszło 75 proc, uprawnionych, ale 7 proc, z nich zagłosowało na Konfederację robiącą za siłę antyokrągłostołową. Zdecydowana większość z nas, Polaków, poparła sitwę, której oba skrzydła w istotnych sprawach niczym się od siebie nie różnią. Która odpowiada za śmierć 200 tys. ludzi, szczuła na siebie Polaków przez straszne dwa lata i sprowokowała (świadomie) wybuch nieprawdopodobnej nienawiści. Przygotowywała ustawy segregacyjne dla niezaszczepionych, ścigała ludzi na Krupówkach i rzucała na glebę ojcami wychodzącymi z dziećmi na spacer, by niedługo później wpuścić do kraju miliony uchodźców, w większości nieszczepionych nie tylko na kowid, ale również wiele innych zakaźnych chorób. Jeden z wybitnych komentatorów życia społeczno-politycznego, Piotr Wielgucki, skomentował to wówczas tak: „Przez dwa lata dzicz najgorszego sortu, hołota bez mózgu i sumienia, krzyczała, że ci bez maseczek i szczepień mają zdychać, rodziców i dzieci od wigilijnego stołu przeganiali, ludzi po lasach ścigali, a teraz płaczą nad losem niezaszczepionych uchodźców bez maseczek. Ludzki ściek”.
Patrząc na to, co działo się w czasie minionej kampanii, odniosłem wrażenie, że aktorzy dobrze odgrywają swoje role. Kolorowe szybki poglądów i postaw zmieniają się miejscami tak sprawnie, że obywatele zapominają, iż wszystko to dzieje się w bardzo ograniczonym, ściśle określonym kole kalejdoskopu. Że tych szkiełek jest tak dużo i są tak różne, a obrazy zmienne tylko dzięki sprytnej budowie urządzenia. Obracamy tą zabawką, ulegając złudzeniu,że kreujemy nowe barwne światy, wprawiamy je w ruch. Tworzymy nowy układ polityczny, nową rzeczywistość społeczną. Podczas gdy tak naprawdę one same układają się według opracowanego wcześniej schematu. Kto inny tworzy rzeczywistość polityczną, kto inny ma złudzenie jej tworzenia. Niezależnie jak szybko i chytrze obracalibyśmy kalejdoskopową tubą, poza tych kilka zaprojektowanych wzorów (nie
przez nas przecież, nie przez nas) nie wyjdziemy.
Po co więc te wzmożenia co cztery lata? Cóż, taki jest współczesny zabobon wyznawany na całym świecie, stąd ten, kto jawnie by go kontestował, musiałby liczyć się z „misją stabilizacyjną”. Kiedyś zwaną „braterską pomocą” na którą można było liczyć zawsze, gdy zagrożona została demokracja ludowa. A poza tym trzeba od czasu do czasu się rozerwać, niczym król z„Ballady o królu i błaźnie” Jonasza Kofty.
Nudził się król, z nudów był chory Kitwasił, memłał, ślinił się i czkał Z nudy rozpisał nawet wybory Chociaż monarchia była dziedziczna
Aby później, po skończeniu cyrkowego widowiska, znów popaść w bezkresny marazm Wygrał wybory o własny tron I jeszcze bardziej nudził się on
70 proc, uprawnionych zagłosowało na układ zamknięty, który od dawna gnije, jest bezwolny, poddany „obcej przemocy” – co uwidoczniło się podczas „pandemii” kiedy rządzący zostali przymuszeni przez siły wyższe do niszczenia własnego najwierniejszego elektoratu poprzez uderzenie obostrzeniami sanitarnymi w Kościół, w interesy ekonomiczne górali oraz żądanie segregacji sanitarnej wobec niezaszczepionych, czyli wobec większości mieszkańców tzw. ściany wschodniej. „Dobra zmiana” przez dwa lata niszczyła własny elektorat! W czyim imieniu? W czyim interesie? W Oceanii, krainie z dystopijnej powieści Orwella „ Rok 1984″ rządząca totalitarnie Partia składała się z nielicznej Partii Wewnętrznej (wąskiej elity rządzącej) i Partii Zewnętrznej – grupy szerszej, która za większą miskę zupy popiera układ.

W krainie zwanej III RP mamy elektorat wewnętrzny, w którego skład wchodzą bezpośrednio rządzący z rodzinami oraz totumfaccy, również z familiami. To właśnie w ich interesie wzięto za pysk elektorat zewnętrzny. Aby utrzymać się na stołkach, czyli przy władzy i wymieniu, saturując dobrami w czasach „dobrego fartu”. I żyć w dobrostanie, gdy zostanie „przełożona wajcha”.

Elektorat zewnętrzny można poświęcić dla sprawy; a nawet trzeba. Co innego w przypadku najcenniejszej substancji narodowej i patriotycznej. Jej interesów ruszać nie wolno, tak długo, jak się da, jak pozwolą okoliczności, czyli siły wyższe. Bo są zarodem i w ogóle przyszłością Polski. W razie jakiegoś głębszego kryzysu (z rozbiorem Polski na strefy wpływów włącznie) niczym cysta przetrwają najtrudniejszy okres na zgromadzonych w dobrych czasach „worach złota” na z góry upatrzonych pozycjach w strzeżonych osiedlach lub dyskretnie usytuowanych willach chronionych przez kamery i systemy alarmowe. I staną się zarodem Odrodzenia. Naczelnikami Pierwszej Brygady 2.0. Stworzą ją z naiwniaków, którzy uznają za zaszczyt przeznaczoną im rolę odpowiednio szlachetnego tła dla takich witezi narodowych jak Brudziński, Terlecki, Sasin, Niedzielski, Morawiecki, Gosiewska, Kruk…

Poza tym – „słodkich pierniczków dla wszystkich nie starczy i tak” jak słusznie zauważył Bułat Okudżawa w„Balladzie o królu”
I to jest prawda, niezależnie od tego, czy premierem będzie Kaczyński, Kosiniak-Kamysz czy Donald Tusk. Ten ostatni przymierzający się do tworzenia rządu in spe (w nadziei, spodziewanego w niedalekiej przyszłości), do którego namawia Leszek Miller, były członek Biura Politycznego PZPR. Swego czasu, wraz z prezesem PiS, „broniący demokracji” przed PO.
Bez względu na to, czy władać będzie PiS w koalicji z obrotowym PSL-em, czy millerowski rząd in spe, przekształcając się wTuskowy rząd in fact. Pierniczki są niczym te mieszkania w oświadczeniu prezesa spółdzielni mieszkaniowej w „Alternatywy 4″ tylko dla „naprawdę potrzebujących” A co dla reszty? Miska ryżu, o której mówił inny prezes. Przyszły prezes rady ministrów „dobrej zmiany” W restauracji „Sowa & Przyjaciele”

podpis. Leon Baranowski – Buenos Aires Argentyna