KUŹNICA ELITY

Jacek „Rekontra” Piasecki, Warszawska Gazeta, nr 2, 13-19.01.2023

Akcje Żydów na Kremlu stały wysoko, ale – wspomina Kott – gdy żydowskich lekarzy oskarżono o zamiar otrucia Stalina, to w Polsce zaczęto mówić otwarcie o obozach dla Żydów. W styczniu 1953 roku w Zakopanem przychodzili do nas Wolski (Władysław) z Celiną Bobińską. Wolski mówił, że Żydzi opanowali Polskę…

„…literaturze obłudnie wolnej, a w istocie związanej z burżuazją, przeciwstawiać literaturę rzeczywiście wolną, jawnie związaną z proletariatem” – takie motto Lenina 29 września 1947 otwierało łódzki tygodnik „Kuźnica”.

Wściekli czerwoni grzmieli: „istnieje tylko jedna klasa, która może nadać myśl i siłę społeczną: klasą tą jest proletariat”, a naczelny Stefan Żółkiewski zapowiadał, że inteligencja w Polsce stanie się w pełni marksistowska.

Tydzień później koryfeusze literatury socrealistycznej opatrzyli „Kuźnicę” słowami Stalina: „Chcemy uczynić wszystkich robotników i chłopów kulturalnymi i wykształconymi, i uczynimy to z czasem”.

Desant Stalina

Desant Stalina na Polskę, a na jego czele Żydzi Jakub Berman z Romanem Zambrowskim, i Jerzy Borejsza z Pawłem Hoffmanem, i z Adamem Ważykiem mieli polskich chłopów uczyć ruskiej kultury.

Czy może zaskakiwać złożone wierszem w 1951 roku ślubowanie?

Bo pieśń, choć nieba sięgnie wy niosła,Gdy samej sobie zaczyna kłamać, Trzeba, jak rękę, co się źle zrosła, Na nowo łamać. Jeślim co marzył, syn marnotrawny, Goryczy pełen samotnik, Dziś tym marzeniom kształt daje jawnyChłop i robotnik.

Aby znaleźć odpowiedź, czy za 56 letnim robotnikiem słowa Słonimskim, mieszkającym do 1951 roku w Anglii, tylko w odstępach rocznych czy półrocznych odwiedzającym Polskę, mającym w Londynie dostęp do wszelkich informacji z Polski, do paryskiej „Kultury” i londyńskich „Wiadomości”, głoszącym, że w Polsce zwyciężyła „sprawa człowiecza”, stoją jakiekolwiek argumenty?

Zajrzymy do Dziennika Marii Dąbrowskiej, czym naprawdę było lepienie nowego człowieka. W1948 roku zanotowała, że Borejsza stworzył olbrzymią maszynę wydawniczo-prasowo-księgarsko-czytelniczą, a intencją tej całej działalności jest wyraźne, stopniowe i powolne sowietyzowanie i rusyfikowanie kultury polskiej.

Borejsza pochwalił się jej tygodnikiem dla chłopów „Rolnik polski”, więc pismo przejrzała: Teksty wzorowane na Rosji, nade wszystko polityczne, no i oczywiście namiętnie rusofilskie. Idzie o to, żeby splugawić Polakom wszystko, co polskie. I kilka miesięcy potem potwierdza: Polska jest sowietyzowana, a nade wszystko rusyfikowana w takim tempie, że jestem przerażona. Radio od rana do nocy zieje moskiewszczyzną.

Kuźnica Stalina

„Kuźnica” ukazywała się w Łodzi, a ponieważ jej redaktorom przypadł zaszczyt iść na samym czele intelektualnego marksistowskiego ataku, ludowa władza w 1945 roku przydzieliła im luksusowy dom na Bandurskiego 8. Zamieszkali w nim Stefan Żółkiewski, Jan Kott, Adam Ważyk, Mieczysław Jastrun, Adolf Rudnicki, Kazimierz Brandys, Hertz, Piętak, Brzechwa, Śpiewak, Kamieńska, Matuszewski – na wszystkie nazwiska natrafiamy na łamach „Kuźnicy”, i Broniewski, i Dobrowolski, i Nałkowska i Lec, i mój ulubiony Artur Sandauer także, ale mieszkał krótko.

A przez Polskę przelewała się fala mordów i represji. Rewolucja łagodna Borejszy była łagodną dla pisarzy. Już w 1945 roku NKWD aresztowało i wywiozło do Moskwy przywódców Polskiego Państwa Podziemnego. Kazimierz Wierzyński napisał„Na proces moskiewski”:

Oskarżajcie nas wszystkich, nie tylko szesnastu, Sądźcie poległych w grobie, to też winowajcy, Sądźcie szkielet, co z wojny pozo stał się miastu, Gdy wyście jeszcze z diabłem ku mali się, zdrajcy.

I dalej, weźcie cały kraj, zamknijcie go w celi, i wprowadźcie na salę sądową:

My przyjmiemy wasz werdykt. Nie zdoła was zawieśćPolska pamięć i długie pokoleń wspomnienia. Z pamięcią w Polsce jest kłopot. Lumpenelita jest oporna na prawdę i wiedzę.

W 2020 roku syn Jastruna wydał „Dom pisarzy w czasach zarazy”, a pod koniec roku ubiegłego ukazało się „Akwarium”- opowieść o ZLP Tomasza Potkaja.

Rewizja. Prekursorami odwilży są Ważyk i Słonimski. To oni wyrośli na bohaterów Października. Obalali komunę. Ślipka otworzyli i ich olśniło.

Ważyk, szczurołap Bermana, „stary hycel od moralności socjalistycznej” okazał się demokratą pełną gębą. A chłopi i robotnicy? Ciemnota.

O mit Słonimskiego można się potknąć co książkę, ale ponoć to Ważyk„Poematem” uruchomił lawinę, odwilż stała się faktem, a poemat„bombą polityczną odwilży”. W Kijowie o komunizm w Polsce niepokoiła się sama Wanda Wasilewska.

Ważyk zdradził, odchodzi z partii, podpisuje listy i protesty, bohater socjalistyczny.

Krytycy literaccy, od Barańczaka po Głowińskiego, twierdzą, że Poematem Ważyk znalazł się po dobrej stronie, tylko Jarosław Iwaszkiewicz w 1955 roku w„Dzienniku” zanotował krótko:

„Poemat Ważyka: skupienie całej nienawiści i pogardy, jaką odczuwa Żyd intelektualista dla polskiego proletariatu. Ohyda!”

Ryszard Matuszewski powiedział wprost: Ważyk uznał, że musi od swojej dotychczasowej partyjnej ortodoksji się odciąć, i że „wynikiem tego dobrze przemyślanego planu było napisanie przez niego Poematu dla dorosłych.

Anegdota, prawie nie znana, o kopercie Ważyka.

Zjazd pisarzy, na jego koniec pranie brudów. Broniewska podjęła kwestię, że jeden z literatów, mimo że zarabia parę- set tysięcy miesięcznie, zażądał od Związku Literatów 80 tysięcy na remont zębów”. A potem się okazało, że na ten sam cel zażądał zapomogi od innych też instytucji. Kiedy padło zapytanie, kto to taki, odpowiedziała: „Nie będę wymieniać nazwiska. Szczęka go zdradzi”. Szło ni mniej, ni więcej tylko o Adama Ważyka – ujawnia Dąbrowska w Dzienniku.

Grafinie waletowały u Ważyka

W Łodzi ludowa władza wykuwała swoją elitę, pryszczateria literacka – Drewnowski, Braun, Woroszylski na Bandurskiego nie mieszkali, poeta Kołakowski także na mieście. Wyznawał: Jutrznia się rodzi, jutrznia drga Znad rozrytego walką gruntu: Czas przyszedł w mrok krzywdy i zła Rzucić płonącą żagiew buntu ale grafinie z poematu Ważyka waletowały, a jakże, i nie musiał mandolinistek w koszu od śmieci wciągać na swoje czwarte piętro, kocice – o znanych później nazwiskach – nie musiały latać po ścianach domu.

Czytelniku, gdy dwóch czyta to samo, to nie jest to samo. Dlatego tydzień temu napisałem, że do Łodzi udaję się na skróty, z braku czasu – oparłem się na cytatach z książki Potkaja, ale po kilkunastu latach ponownie biorę do ręki „Dzienniki” Dąbrowskiej i „Przyczynek do biografii” Kotta, i Woroszylskiego, i Rudnickiego, i innych, i odczytuję na nowo.

20 lat to całe pokolenie, setki książek, a lumpenelita Bermana historię pisze na nowo, ponoć to jego pepiniera obaliła komunę. Łódź? To zapewne i Moczara.

Ważyk poematem atakował zwykłych prostych ludzi, jakoś Barańczakowi oczywistości umknęły: na szyi sznurek – krzyżyk z Częstochowy, maciora wódki, ambit na dziewki, masa wędrowna z mroków średniowiecza wypchnięta, żyjąca dziko wbrew kaznodziejom.

Prof. Głowiński, autor „Wokół «Poematu dla dorosłych»” niech zakarbuje, kaznodzieje to księża. Zapytam hipokrytów: Gdzie moralność Ważyka przez te lata się chowała?

Maria Dąbrowska: „Klub Pickwicka w Łodzi, który miał być kawiarnią literacko-artystyczną, a stał się – po oficjalnej 22 godzinie zwyczajnym burdelem, gdzie ludzie za pieniądze się łajdaczą, i różne studentki polonistki zaznają «wtajemniczenia ideowego» w objęciach koryfeuszy literatury socrealistycznej”. Jan Kott w Przyczynku: dom na Bandurskiego był pełen młodych kobiet, które przechodziły w środku nocy z mieszkania do mieszkania, tzw. mandolinistki. Nazwiska litościwie zmilczę. Są u Potkaja.

Ale dlaczego chociaż kilku linijek Ważyk nie poświęcił swojej żydokomunie?

Chłopska maciora wódki? Rudnicki wspomina („Krakowskie Przedmieście pełne deserów”, PIW, 1986), a było to kilka lat wcześniej, że młodzi pisarze w lokalach warszawskich „zachowywali się jak szlachetkowie”, i za punkt honoru uważali, „pić do nieprzytomności”. Gdzie byli moraliści Ważyk z Hoffmanem?

A odwilż, którą uruchomili? Odpowiedź jest prosta. Akcje Żydów na Kremlu stały wysoko, ale – wspomina Kott – gdy żydowskich lekarzy oskarżono o zamiar otrucia Stalina, to w Polsce zaczęto mówić otwarcie o obozach dla Żydów.

W styczniu 1953 roku w Zakopanem przychodzili do nas Wolski (Władysław) z Celiną Bobińską. Wolski mówił, że Żydzi opanowali Polskę…

Czy historycy literaccy odnotowali, zaglądam do pracy prof. Mirosława Szumiło -„Elita PZPR w latach 1948-1955 – mechanizmy zmian kadrowych” że w styczniu 1954 roku swoje stanowiska utracili żydowscy kierownicy wydziałów KC: Prasy i Wydawnictw – Stefan Staszewski; Propagandy i Agitacji – Artur Starewicz; Przemysłu Lekkiego – Jan Grudziński; Zagranicznego – Ostap Dłuski, a we wrześniu 1954 roku wywalono z Wydziału Kultury Pawła Hoffmana? Odwołano także naczelnego „Trybuny Ludu” – Leona Kasmana.

Przybiegli, wołali: w socjalizmie skaleczony palec nie boli. Skaleczyli sobie palec. Poczuli.

Zwątpili.

Taka jest geneza „Poematu dla dorosłych”.

ENTLICZEK-PENTLICZEK, CZERWONY STOLICZEK

Izabela Brodacka-Falzmann

Każdy z nas będzie dysponował osobistym rocznym limitem 2000 kg CO2 do wykorzystania. Na przykład lot samolotem zużyje nam 500 kg CO2, a za zjedzenie befsztyka będą nam wycinać z kartki 6 kg. Rozwój informatyki dał wszelkim totalitaryzmem wspaniałe narzędzia kontroli. Oczywiście warunkiem koniecznym skutecznego wdrożenia tego typu rozwiązań jest likwidacja gotówki i zastąpienie jej cyfrową walutą.

Swego czasu można było przywieść sobie z Paryża na pamiątkę paryskie powietrze zamknięte w konserwie. Taka puszeczka kosztowała – o ile pamiętam -15 franków, a sprzedawano je na bulwarach nad Sekwaną. Był to dla mnie przykład olśniewającego pomysłu na czysty interes. Turyści zupełnie dobrowolnie wydawali na taką puszeczkę swoje dobre 15 franków, za które można było przecież kupić bagietkę z szynką, a dokładając dziesięć, pozwolić sobie nawet na menu, czyli firmowy obiad podany w kawiarnianym ogródku na papierowym obrusie z kieliszkiem taniego czerwonego wina. Jeżeli wspomnienia mnie mylą, niech poprawią mnie paryscy bywalcy.

Jeszcze lepszym interesem jest oczywiście obłożenie obywateli podatkiem – od komina, od płotu, od sławojki, od tego, że żyje, a obecnie od samochodu, od śladu węglowego, a najlepiej od wydychanego powietrza, ale takie interesy to przywilej władzy.

Podatek od tego, że się żyje, to pogłówne. Wielu chciałoby powrotu do pogłównego jako do podatku najprostszego i podobno najbardziej sprawiedliwego, ale nikt z rządzących nie jest przecież tak naiwny, żeby zrezygnować z łupienia obywateli podatkami wielokrotnymi. Za ten sam produkt płacimy na przykład podatek dochodowy, bo producent przerzuca podatki w cenę produktu oraz podatek VAT. Podymne, czyli podatek od komina, zniesiono ostatecznie w 1900 r. Podatek od komina owocował między innymi tym, że na wsi małopolskiej królowała tak zwana kurna chata. W rogu izby był otwór na dym wydostający się z paleniska. Łatwo wyobrazić sobie komfort mieszkania czy nawet przebywania w takiej chacie. Taki podatek opóźniał rozwój cywilizacyjny wsi. Ludzie, którzy mieli dosyć stygmatyzowania unoszącym się wokół nich odorem spalenizny, musieli płacić haracz. Podatek od płotu odgrywał podobną rolę – gospodarstwo mniej zamożnych było otwarte dla wszelakich złodziei i łazęgów.To tak jakby obecnie kazać nam płacić podatek od ubikacji, udostępniając dla wszystkich lokatorów kamienicy sławojkę na podwórzu, oraz od zamków w drzwiach. Uchylający się od tego podatku mieliby prawo zamykać drzwi wejściowe wyłącznie na haczyk. Wyobraźmy sobie również, że istnieje giełda pozwoleń na ubikację i na zamek w drzwiach, że te pozwolenia są traktowane jako papiery wartościowe, a ich cena podlega spekulacjom. Wydaje się nam to absurdalne, ale czy równie absurdalny nie jest system handlu uprawnieniami do emisji CO2 (EU ETS)?Ten czysty (a raczej brudny) interes swą absurdalną bezczelnością przypomina handel paryskim powietrzem w puszce na paryskich bulwarach. Z tą drobną różnicą, że powietrze paryskie kupowało się dobrowolnie. Antycywilizacyjna i antyludzka rola tego absurdalnego podatku porównywalna jest z podatkiem od komina, który podobnie jak obecnie ETS też można było kiedyś usprawiedliwiać obłudną troską o jakość powietrza.

Troska o środowisko i o naszą planetę ma usprawiedliwiać agendę dekarbonizacji i przechodzenia na tak zwane OZE, czyli odnawialne źródła energii.Tym- czasem farmy wiatraków i pola paneli fotowoltaicznych szpecą i niszczą naturalny krajobraz o wiele skuteczniej niż mityczny smog pochodzący z poczciwych pieców. Przyzna to każdy, kto miał okazję podróżować po lokalnych drogach przez niemieckie wsie i miasteczka. W Polsce, gdzie nagminnie kupowano w celu eksploatacji niemieckie wiatraki z demobilu, problemem zaczynają być śmietniska zużytych części, połamanych skrzydeł i zdekapitalizowanych silników od tych wiatraków. Ale to wszystko drobiazg w porównaniu z tym, co obecnie wprowadza Eurokołchoz, czyli Unia Europejska.

Kilka dni temu w parlamencie UE doszło do porozumienia w sprawie kolejnego systemu handlu powietrzem ETS II, który tym razem obejmie emisję nie tylko z elektrowni, ale również z budynków i z transportu.

Premier Mateusz Morawiecki oprócz zaakceptowania ETS II zgodził się na budowę „węglowego kredytu społecznego” co w praktyce oznacza wprowadzenie podatku osobistego od emisji dwutlenku węgla.

ETS, czyli EmissionTrading System (system handlu emisjami dwutlenku węgla), był to pierwszy krok na drodze do stworzenia systemu„kredytu społecznego” w którym wszyscy będziemy płacić za emisję gazu CO2.

Już od przyszłego roku każdy budynek będzie musiał mieć tak zwany certyfikat energetyczny, a za jego brak grozić będzie kara finansowa. Wcześniej spisano źródła ciepła, czyli zrobiono inwentaryzację pieców, kominków i pomp ciepła. Często pod pretekstem dopłat do ogrzewania.

Systemem ETSII zostaną również objęte samochody ciężarowe i osobowe. Już od 2027 r. wszyscy będą musieli płacić „opłaty za powietrze”. Nie wiadomo, jakie limity CO2 zostaną przyznane dla budynków, w szczególności dla domów jednorodzinnych. Zaproponowano również, choć tego jeszcze nie doprecyzowano, że każdy z nas będzie dysponował osobistym rocznym limitem 2000 kg CO2 do wykorzystania. Na przykład lot samolotem zużyje nam 500 kg CO2, a za zjedzenie befsztyka będą nam wycinać z kartki 6 kg. Nie znaczy to oczywiście, że dostaniemy kartki z numerkami, jakie pamiętamy sprzed 30 lat. Rozwój informatyki dał wszelkim totalitaryzmem wspaniałe narzędzia kontroli. Kontrolą obywateli zapewne zajmą się obecnie banki. Podobno polski oddział banku Santander już eksperymentalnie przelicza każdą transakcję na kilogramy CO2. Oczywiście warunkiem koniecznym skutecznego wdrożenia tego typu rozwiązań jest likwidacja gotówki i zastąpienie jej tak zwanym CBDC, czyli cyfrową walutą banków centralnych. System kredytu społecznego funkcjonuje obecnie w Chinach.

Tak się dzieje nie tylko w Chinach i w Eurokołchozie. Do czerwonego stolika przemalowanego dla niepoznaki na zielono zasiadają dojrzałe liberalne demokracje. Oxford dobrowolnie wprowadza strefy 15-minutowe i przepustki, którymi trzeba się legitymować, opuszczając swoją strefę. W niepamięć odchodzą postulaty liberalnej demokracji, zgodnie z którymi regulatorem życia społecznego miały być wyłącznie dobrowolne umowy pomiędzy wolnymi jednostkami.

No widzisz, robaczku! I gdzie twój befsztyczek? Entliczek-pentliczek, czerwony stoliczek.

DEZINFORMACJA, CENZURA I WOJNA INFORMACYJNA W XXI WIEKU

dr Robert Kościelny

Trudno nie zgodzić się z publicystą Off-Guardian, który na stronie tego znanego Czytelnikom „Teorii Spisku” portalu napisał: „Wydarzenia mające miejsce od marca 2020 r. pokazały nam, że strach jest potężną bronią zapewniającą hegemonię. Każdy rząd może manipulować strachem przed pewnymi rzeczami, wygodnie pozostawiając w cieniu prawdziwe niebezpieczeństwa, przed którymi stoi populacja”. Nasz rząd, jeśli my w ogóle mamy jakiś „nasz rząd”, podobnie jak rządy innych krajów na świecie, robi to perfekcyjnie. Matacząc i zawracając nam głowy sprawami jeśli nie drobnymi, to na pewno marginalnymi w porównaniu z tym, co uczynił w ostatnich dwu latach. A dokonał rzeczy strasznych, o czym i on wie, i dobrze by było, gdybyśmy i my mieli tego nieustanną świadomość. Tego wymaga od nas pamięć o: 200 tys. zmarłych w wyniku polityki kowidowej (liczba nadmiarowych zgonów, w przeliczeniu na liczbę mieszkańców, najwyższa na świecie obok Chile); łamaniu prawa i konstytucji; dzieleniu społeczeństwa i napuszczaniu jednych obywateli na drugich; wymuszaniu profanacji w kościołach (ocierające się o paranoję albo nieświadomy „okultyzm” maski na twarzach uczestników mszy świętej). I to wszystko jedynie po to, aby utrzymać władzę oraz posady w spółkach Skarbu Państwa.

Rządy złe

Organizacja America First Legał oznajmiła: „Jasne jest, że rząd Stanów Zjednoczonych, duże platformy technologiczne i organizacje międzynarodowe były w pełni uwikłane w skomplikowaną kampanię mającą na celu naruszenie Pierwszej Poprawki, uciszenie narodu amerykańskiego i cenzurowanie odmiennych poglądów”.

Pierwsza Poprawka zakazuje ograniczanie wolności słowa, przypomnij my.

Publicysta wzmiankowanej strony powołuje się na amerykańskiego komentatora społecznego Waltera Lippmanna, który powiedział kiedyś, że „odpowiedzialni ludzie” podejmują decyzje i muszą być chronieni przed „oszołomionym stadem”- opinią publiczną. Lippmann „dodał, że społeczeństwo powinno być ujarzmione, posłuszne, a jego uwaga nieustannie odwracana od tego, co naprawdę się dzieje. Wykrzykując patriotyczne hasła i bojąc się o swoje życie, obywatele powinni podziwiać przywódców, którzy ratują ich przed zagładą”. Lippmann, doradca Franklina Delano Roosevelta, mógłby te słowa powtórzyć dziś. Gdyby żył i obserwował naszą scenę polityczną.

Off-Guardian podał przykłady tego, jak ochoczo rządy państw liberalnych chwyciły się brzytwy cenzury i ograniczania wolności wypowiedzi podczas rzekomej pandemii. Z gardeł liberalnych, teoretycznie przynajmniej, przywódców niczym z ust komunistów chińskich gładko udawało się wychynąć słowom o tym, że jedyna nadzieja na przeżycie „strasznej pandemii”, to zaufać rządowi i, broń Boże, nikomu więcej. Zwłaszcza rozsądkowi. Zamiast rozsądkowi należy „zaufać nauce” czyli temu, co powiedzą oni oraz ich „eksperci” w telewizji i radiu oraz mediach zaprzyjaźnionych z władzą. A takimi były wówczas wszystkie media głównego nurtu. A ponieważ większość obywateli swój kontakt z nauką utraciła wiele lat temu, czyli w chwili opuszczenia szkolnej ławy, a z telewizorem kładzie się spać i razem z nim wstaje do codziennego znoju, więc fakt, że odbiornik TV równa się sciencia, a dziennikarz, spiker bądź celebryta, no i oczywiście on sam – odbiorca medialnych wieści, to naukowiec pełną gębą, przyjęła ze zrozumieniem, ulgą, a nawet z wdzięcznością za tak niespodziewane wyróżnienie. Co z tego wynikło – wiemy, aż za dobrze. Nic dobrego. Bo z wmawiania ignorantom, że mają wiedzę, nigdy nic dobrego wyniknąć nie może. Gdy Marcin Luter oznajmił, że każdy chrześcijanin może być kapłanem i teologiem, w Europie wybuchły wojny religijne trwające grubo ponad sto lat. Podobnie jak z maskowania altruizmem egoizmu i strachu o swoją sem- piternę. Tak rodzi się „obłuda do nieba śmierdząca”.

Wróćmy jednak do naszych lutrów i wywołanych przez nich wojen

Podczas psychozy kowidowej, rozpowszechnionej, „dla naszego dobra”, przez rządowych i dziennikarskich siewców strachu, premier Nowej Zelandii pani Jacinda Ardern wezwała obywateli do zaufania rządowi i jego agencjom w zakresie wszelkich informacji i stwierdziła: „Odrzuć inne źródła informacji. Będziemy, jak do tej pory, waszym jedynym źródłem prawdy”. W USA Anthony Fauci przedstawił się jako „nauka”. W Nowej Zelandii Ardern była „prawdą”.„Podobniejak inni przywódcy polityczni Ardern ograniczała swobody obywatelskie, stosując środki przymusu, jakie są w dyspozycji państwa, aby zapewnić przestrzeganie «prawdy». Ci, którzy kwestionowali narrację COVID – w tym światowej sławy naukowcy – zostali oczernieni, uciszeni i ocenzurowani”, przypomniał publicysta Colin Todhunter.

Była to międzynarodowo zorganizowana kampania z udziałem między innymi rządów, dużych firm technologicznych, mediów i WHO. Portal EU Times poinformował 17 grudnia 2022 r., że amerykańskie Centra Kontroli i Zapobiegania Chorób (CDC) współpracowały z mediami społecznościo- wymi w celu cenzurowania faktów i informacji o CCMD-19, które były sprzeczne z oficjalnymi narracjami. Potwierdziła tó organizacja America First Legał, oznajmiając, że dokumenty uzyskane w wyniku postępowania sądowego przeciwko CDC ujawniły: „kolejny konkretny dowód zmowy między CDC a firmami mediów społecznościowych dokonanej w celu cenzurowania wolności słowa i uciszenia forum publicznego”. Doszło do tego w ramach zaplanowanej i koordynowanej przez rząd dezinformacji.

Dobre, bo chińskie

Michael Senger otwiera swój artykuł zamieszczony na stronie The New Normal cytatem ze „Sztuki wojny” starożytnego chińskiego stratega Sun Tzu: „Wszystkie działania wojenne są oparte na podstępie. Dlatego, kiedy jesteśmy w stanie zaatakować, musimy sprawiać wrażenie niezdolnych do ataku; używając naszych sił, musimy sprawiać wrażenie nieaktywnych; kiedy jesteśmy blisko, musimy sprawić, by wróg uwierzył, że jesteśmy daleko; kiedy jesteśmy daleko, musimy sprawić, by uwierzył, że jesteśmy blisko”.

Nie jest przypadkiem, że Senger, prawnik i autor, wybrał cytat z chińskiego myśliciela. Bowiem jego zainteresowania kierują się od dawna w stronę Państwa Środka. Nie starożytnego wprawdzie, a współczesnego, nie mniej stale korzystającego z przemyśleń wielkiego stratega żyjącego dwa i pół tysiąca lat temu. Od marca 2020 r. publicysta The New Normal bada wpływ Komunistycznej Partii Chin na

światową reakcję na COVID-19, a we wrześniu 2020 r. na stronie Tablet Magazine opublikował obszerny artykuł „China’s Global Lockdown Propaganda Campaign” (Chińska kampania propagująca globalny lockdown). Pisał tam m.in. o tym, że komuniści chińscy wykorzystują boty mediów społecznościowych i inne taktyki dezinformacyjne do promowania własnej odpowiedzi na pandemię koronawirusa i atakowania jej krytyków. Bardzo szybko sposoby te spotkały się z aprobatą decydentów Zachodu, mimo że były nieskuteczne i łamały wszelkie normy zachodniej cywilizacji i kultury prawnej.

Przedstawicielom cywilizacji Zachodu, a właściwie rzecz ujmując jej wrogom zainstalowanym na decyzyjnych stanowiskach w instytucjach świata zachodniego, bardzo się owa „chińszczyzna” spodobała. Jak dowiadujemy się z artykułu zamieszczonego na Tablecie, 29 stycznia 2020 r. dyrektor WHO Tedros Adhanom Ghebreyesus powiedział, że „jest pod wielkim wrażeniem i zachęcony szczegółową wiedzą prezydenta [Xi Jinpinga] na temat wybuchu epidemii”, a następnego dnia pochwalił Chiny za „ustanowienie nowego standardu reagowania na epidemię”. Jednak szybko okazało się, że chińska blokada -„bezprecedensowa w historii zdrowia publicznego” – nie przyniosła żadnych rezultatów, więc Ghebreyesus chwalił łamanie praw człowieka.

Międzynarodowa histeria związana z COVID-19 rozpoczęła się około 23 stycznia, kiedy „wyciekły” filmy z Wuhan i zaczęły zalewać międzynarodowe serwisy społecznościowe, w tym Facebook, Twitter i YouTube – z których wszystkie są zablokowane w Chinach – pokazując rzekome okropności epidemii w Wuhan i rając konieczność oraz skuteczność jej blokady za pomocą nawet najbardziej drastycznych środków. Tworzone przez Chińczyków filmy pokazywały ludzi padających na ulicach miast niczym w filmie „Zombieland” i serialu „TheWalking Dead”. W ten sposób reżyserzy owych „horrorków” straszyli tych, których mieli za zadanie wystraszyć, bazując na tzw. skryptach kulturowych, czyli utrwalonych w danym społeczeństwie obrazach, opiniach, skojarzeniach. W tym wypadku utrwalonych przez kulturę masową, w której obecnie roi się od różnych „nieumarłych”, ofiar pandemii zamienionych przez wirusy w zombie itp. „Jeden film pokazywał, jak oddział sił specjalnych łapie mężczyznę siatką na motyle za to, że zdjął maskę.

Ale z perspektywy czasu ten teatr kryzysu jest nieco komiczny”.

Nie zgadzając się z tą opinią, podkreślmy, że nie z perspektywy czasu, ale już w czasie rzeczywistym „teatr kryzysu” wydawał się komiczny i budził zdumienie, że ludzie dali się uwieść kiepskim aktorom, kiepskiemu reżyserowi, kiepskiemu scenopisowi. Przeto może stanowić dowód na to, jak bardzo ma wyprany mózg człowiek początków trzeciej dekady XXI w. I jak władzom państwowym coraz łatwiej będzie wodzić obywateli za nos, odwołując się do stereotypów i „prawd” które wcześniej wbiła ludziom do głów za pomocą różnych technik dezinformacyjnych, jako do„ argumentów”.

Informacje mylące, dezinformacje, boty

Rządy państw uchodzących za liberalno-demokratyczne posługują się, wzorem państw totalitarnych, całym zestawem kłamstw propagandowych, podając je w taki sposób, aby uchodziły za najprawdziwszą prawdę i najoczywistszą oczywistość. Jednym ze sposobów prowadzenia wojny informacyjnej ze społeczeństwem jest rozsiewanie informacji mylących (misinformation). Są to wieści, które nie będąc kłamstwem, nie są też prawdą. Są, mówiąc najogólniej, subiektywną opinią nierzadko opartą na badaniach przeprowadzonych w taki sposób, aby dowieść racji sponsora eksperymentów. Jest ona później forsowana jako„prawda obiektywna” przez establishment mający dostęp do środków masowego przekazu, który widzi w jej nagłaśnianiu swój interes, bądź polityczny, bądź ekonomiczny, choć najczęściej – jeden i drugi. Ten typ szalbierstwa jest najbezpieczniejszy dla łgarzy, bo w przypadku zdemaskowania zawsze mogą powiedzieć, że „wszystkie autorytety tak mówiły”, „cały świat tak twierdził” i w ogóle -„uwierzyliśmy nauce”. Informacja myląca może też powstać w wyniku złego zapamiętania bądź usłyszenia danej wieści. Propagowana bezrefleksyjnie jako najprawdziwsza prawda wykonuje taką samą złą robotę jak „wredne kłamstwo”, tylko nie zawsze o tym wie.

Dezinformacja to właśnie owo „wredne kłamstwo”, którym posługują się rządzący, aby nas pokonać niczym Odyseusz Trojan za pomocą drewnianego konia, z pozoru obiektu niegroźnego, ale zawierającego w sobie krwiożerczych Achajów. W tej sytuacji każdy głos ostrzeżenia przed podstępem uznawany jest za kasandryczny i jako taki lekceważony, ą nawet karany przez obywateli drwiną bądź donosem do władz. „Dezinformacja to wszelkie informacje udostępniane przez osobę, która wie, że są one fałszywe. Dezinformacja jest synonimem kłamstwa” pisze Senger

O ile informacje mylące i dezinformacje to zjawiska znane od wieków, o tyle boty to rzecz nowa, pojawiająca się wraz z rozwojem technologii informatycznej.

„Bot – jest to program komputerowy, którego zadaniem jest

wykonywanie zautomatyzowanych działań w sieci. Boty internetowe są powszechnie używane do pożytecznych jak i szkodliwych działań. W zależności od zastosowania bot internetowy może naśladować działanie człowieka w celu wejścia w interakcję z prawdziwą osobą”, wyjaśnia Karolina Czajkowska na stronie KS.pl Natomiast Senger dodaje„w powszechnym użyciu termin «bot» jest częściej używany do opisania dowolnej anonimowej tożsamości internetowej publikującej posty zgodnie z określonymi narracjami”. Publicysta pisze też, że: „Najbardziej wyrafinowane reżimy, takie jak chiński, mają ogromne armie, działające w mediach społecznościowych, składające się z setek tysięcy pracowników, którzy codziennie publikują posty.za pomocą VPN, co pozwala im na prowadzenie rozległych kampanii dezinformacyjnych obejmujących setki tysięcy postów w bardzo krótkim czasie czas bez uciekania się do zautomatyzowanych botów w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Tym samym chińskie kampanie dezinformacyjne są niemożliwe do zatrzymania algorytmicznie, a nawet trudne do zidentyfikowania z absolutną pewnością”.

Wyjaśnijmy za Wikipedią, że wspomniany skrót VPN to „wirtualna sieć prywatna (od ang. virtual private network-VPN) – tunel, przez który płynie ruch w ramach sieci prywatnej pomiędzy nadawcą i odbiorcą za pośrednictwem publicznej sieci (takiej jak Internet) […] Określenie «wirtualna» oznacza, że sieć ta istnieje jedynie jako struktura logiczna działająca w rzeczywistości w ramach sieci publicznej”.

Wojna informacyjna we współczesnym świecie usprawiedliwi cenzurę?

Autorytarne reżimy, takie jak chiński, wydają się mieć opanowaną dezinformację na poziomie o wiele wyższym niż zachodni funkcjonariusze bezpieczeństwa narodowego. Przy czym, należy dodać, funkcjonariusze ci szybko się uczą, bo akurat w tej dziedzinie (kneblowania ust i wprowadzania w błąd) wykazują wielką predylekcję. A nawet zapamiętałość.

„Wielkość i skutki tych zagranicznych kampanii dezinformacyjnych w dzisiejszych czasach są trudne do zmierzenia. Z jednej strony niektórzy twierdzą, że zagraniczna dezinformacja jest tak wszechobecna, że w dużej mierze odpowiada za bezprecedensową polaryzację polityczną, którą obserwujemy obecnie. Inni podchodzą do tych stwierdzeń ze sceptycyzmem, argumentując, że widmo «zagranicznej dezinformacji® jest wykorzystywane przede wszystkim jako pretekst do usprawiedliwienia tłumienia wolności słowa przez zachodnich urzędników w ich własnych krajach”.

Pomysł, że platformy internetowe muszą być otwarte dla użytkowników ze wszystkich krajów, w dużej mierze wywodzi się z idealistycznego założenia, że Internet połączy wszystkie narody w sposób tak doskonały, iż różnice między nimi staną się nieistotne. „Jest to opinia równie błędna jak ta z końca XIX w., że rewolucja przemysłowa uczyniła wojny przeszłością. Niezależnie od tego, jak powszechna może być zagraniczna dezinformacja, fakt, że funkcjonariusze bezpieczeństwa narodowego po- – tajemnie zbudowali rozległy aparat do cenzurowania obywateli Zachodu w zakresie legalnej wypowiedzi, rzekomo z powodu wszechobecności zagranicznej dezinformacji, obnaża farsowe przekonanie, że zaangażowanie online rozwiązałoby różnice między narodami”, pisze Senger.

Ponieważ nie można dokładnie zmierzyć skutków zagranicznej dezinformacji, efekt walki z nią będzie taki, że zamknie się obywatelom usta, zniesie wolność wypowiedzi, uniemożliwi dyskurs i wymianę poglądów oskarżeniami o „onucyzm”, na przykład. Każdą nieprzyjemną dla obozu rządowego, czy szerzej aktualnego systemu politycznego, uwagę potraktuje się jako „wrogą propagandę” przejaw chińskiej, ruskiej czy jakiejkolwiek innej polityki dezinformacyjnej i będzie się ją zwalczać per fas et nefas. Po to, by na tak oczyszczonym polu informacyjnym wtłaczać do głów obywateli swoją załganą narrację, równie wrogą wolności i sprawiedliwości, jak ta zwalczona. Ta „wraża”.

Na koniec ilustracja takiej walki z wrogą propagandą, po której nie pozostaje kamień na kamieniu wolności słowa. „W sytuacji, jaka wytworzyła się za Polską granicą, działania zewnętrzne zmierzające do wywołania podziałów w społeczeństwie, chaosu w państwie i demobilizacji jego sił zbrojnych należy uznać za wrogie”, jest to odpowiedź dygnitarza „dobrej zmiany” na postulat publicysty, w którym domaga się swobody wymiany poglądów na istotne społecznie kwestie. Jak, uważam, że swobodę wypowiedzi można ograniczyć wtedy, gdy przewiduje to konstytucja. A nie dowolnie, bez stanu wyjątkowego czy wojennego. Pan najwyraźniej ma prawo gdzieś i chciałby Pan wolność słowa ograniczać po uważaniu”, odpowiedział na Twitterze publicysta. Póki jeszcze mu wolno.

Opracował: Janusz Baranowski – Tatar Polski, twórca Solidarności, potomek Powstańców Styczniowych, Legionistów, Generałów, Harcerzy, Szarych Szeregów, Żołnierzy Wyklętych