ANTYPOLSKIE SZMATY

Aldona Zaorska, Warszawska Gazeta, nr 11, 18-24.03.2022 r.

Za naszą wschodnią granicą trwa wojna. W warunkach wojny każde działanie wbrew racji stanu to zdrada. W warunkach wojny zdrada była karana w jeden sposób – ściana, kula i było po sprawie. Na szczęście dla antypolskich szmat tamte czasy minęły. Została im tylko hańba, której Polacy nigdy im nie zapomną.

– Została uchwalona kolejna antypolska rezolucja, wzywająca Komisję Europejską do zablokowania Polsce środków finansowych z Krajowego Planu Odbudowy. Trwa kryzys, Polska przyjmuje prawie 2 miliony uchodźców, a prawdopodobnie będzie musiała przyjąć ich jeszcze więcej, a Unia Europejska bezprawnie blokuje należne Polsce środki finansowe i nakłada sankcje na nasz kraj.

Efekt tego antypolskiego szczucia? Kolejna rezolucja wzywająca do nałożenia sankcji na Polskę. Można w niej przeczytać tradycyjne łgarstwa o „ataku na wolność mediów i dziennikarzy” migrantach, prawach kobiet, społeczności LGBT oraz wolności zrzeszania się i zgromadzeń. Znalazł się i zapis, że„tocząca się na Ukrainie wojna przypomniała o naszym wspólnym obowiązku skutecznej ochrony, za pomocą wszelkich dostępnych nam środków, demokracji, praworządności i naszych wartości zapisanych w art. 2 TUE”. Podkreślono również, aby „pieniądze podatników nigdy nie trafiły do kieszeni tych, którzy podważają wspólne wartości UE”. Wniosek jest jeden – pieniędzy wpłacanych do unijnej kasy przez Polskę, Polska nie powinna dostawać. Mogą je za to dostawać Francja, gdzie protestujący są lani pałami, i Niemcy finansujące Putinowi wojnę.

Ten atak na Polskę był przeprowadzony z inicjatywy Europejskiej Partii Ludowej, na czele której stoi Donald Tusk, a rezolucję poparły polityczne antypolskie szmaty: Magdalena Adamowicz, Robert Biedroń, Marek Belka, Włodzimierz Cimoszewicz, Jarosław Kalinowski, Łukasz Kohut, Leszek Miller, Sylwia Spurek, Róża Grafin von Thun und Hohenstein.

Część z nich to wieloletnie pachołki Moskwy – towarzysze Cimoszewicz i Miller. Pewnie do dziś są Moskwie wdzięczni za słynną„pożyczkę”, która umożliwiła im przemalowanie po wyprowadzeniu sztandaru PZPR. Marek Belka jako były członek PZPR też mógłby sobie czerwoną gwiazdę krasnoarmiejców na czole namalować. Padły wobec nich także jeszcze mocniejsze zarzuty – że są piątą kolumną Putina. Istotnie, żeby atakować własny kraj w sytuacji, gdy staje on przed największym wyzwaniem w Europie, i to w dobie szalejącego kryzysu, trzeba być kimś gorszym niż szmatą, choćby i polityczną.

Za naszą wschodnią granicą trwa wojna. W warunkach wojny każde działanie wbrew racji stanu to zdrada. W warunkach wojny zdrada była karana w jeden sposób – ściana, kula i było po sprawie. Na szczęście dla antypolskich szmat tamte czasy minęły. Została im tylko hańba, której Polacy nigdy im nie zapomną.

Na szczęście dla Ukraińców Polacy są szlachetnym narodem, który potrafi wznieść się ponad wyrządzone mu krzywdy. To właśnie dlatego, że jesteśmy katolickim narodem, pomagamy dziś Ukraińcom.

Nas ukształtowało nauczanie św. Jana Pawła II i błogosławionego kardynała Wyszyńskiego, a nie tęczowa ideologia gender czy LGTB+. Dlatego potrafimy wyciągnąć rękę do potrzebujących.

Głosujący za sankcjami na Polskę nigdy tego nie zrozumieją, chociaż jednocześnie usiłują podpiąć się pod polską szlachetność. Nic z tego. Cała ta hołota, oszalała z żądzy władzy za wszelką cenę, zawsze będzie tylko antypolskimi szmatami. Nikim więcej.

POŻYTECZNI IDIOCI PUTINA

Aldona Zaorska, Warszawska Gazeta, nr 11, 18-24.03.2022 r.

We wrześniu 2009 r. Tusk już spacerował z Putinem po sopockim molo, a 10 kwietnia 2010 r. przybijał piąstki na pobojowisku w Smoleńsku, gdzie w błocie walały się szczątki Polaków.

Polityczne sieroty po Władimirze Putinie udają, że tych zdjęć ani wypowiedzi nie było. Naprawdę wierzą, że ludzie są tak głupi, że zapomnieli, kto przez lata wdzięczył się do Władimira Putina?

– Nie oszukujmy się – Zachód od dziesięcioleci jest zafascynowany Rosją i jej przywódcami. Niezależnie od tego, jak kraj ten się w danym momencie nazywa i kto nim rządzi. I to dotyczyło także Władimira Putina. Obściskiwał się z nim i Bill Clinton, i Barack Obama, i Angela Merkel, i kolejni prezydenci Francji. Dopóki nie pojawił się bezpośrednio przy ich strefie wpływów, za jaką uważają Polskę, żadne działanie Putina nie spotkało się z ich reakcją. Teraz nagle Zachód udaje głupiego i bierze się za potępienia, dbając jednak, by nie posunąć się w nich za daleko.

Olek, Jola i Wołodia

Także na naszym podwórku nie brakuje „sierot po Putinie”. W Internecie krążą zdjęcia z 2002 r., które przedstawiają szerzących się Aleksandra i Jolantę Kwaśniewskich i zimno uśmiechniętego prezydenta Rosji. Nie trzeba być psychologiem ani specjalistą od mowy ciała, żeby zauważyć, kto się cieszy z tego spotkania. Efektem wizyty Putina w Warszawie było powstanie Komitetu Strategii Współpracy Polsko- -Rosyjskiej, którego zadaniem było „uzgadnianie strategicznych aspektów współpracy, w tym relacji Unii Europejskiej i Rosji”. Unii, do której Polska w 2002 r. jeszcze nie należała. „W ostatnim czasie z prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim udało nam się w tej sprawie zrobić co nieco” – komentował spotkanie z Kwaśniewskim Władimir Putin – Z Putinem spotkał się też premier Leszek Miller, który ogłosił, że jednym z priorytetów jego rządu jest rozwijanie kontaktów gospodarczych i politycznych z Rosją. Latami nie zmieniał zdania. Jeszcze w 2017 r., udzielając wywiadu rosyjskiej gazecie „Izwiestia”, krytykował unijne sankcje nakładane na Rosję, chwalił rosyjską politykę, zaś ustawę o dekomunizacji, nakazującą usuwanie sowieckich pomników, nazywał „fałszowaniem historii”. Ba! Zdawał się popierać atak Rosji na Krym, porównując tę sytuację do sytuacji z Kosowa.

„Większość krajów zachodnich uznała Kosowo, mimo że nie było tam referendum. To dobry przykład podwójnych standardów w polityce międzynarodowej”- mówił Miller. I dodawał, że Unia powinna wprowadzić ruch bezwizowy z Rosją.

Donek – człowiek Putina w Warszawie

A Tusk? W 2008 r. spotykał się Putinem w Moskwie, a potem opowiadał o pozytywnym bilansie tych rozmów.

„Deklaracje przywódców rosyjskich o gotowości poprawiania stosunków polsko-rosyjskich nie są puste”- mówił Tusk. I opowiadał o… możliwości monitorowania przez Rosję rozmieszczenia tarczy antyrakietowej w Polsce, żeby Rosja miała pewność, że rakiety nie są wymierzone przeciwko niej! „Dość atmosfery chłodu” w relacjach polsko-rosyjskich obwieszczał w Moskwie premierTusk.

„Skoro bez zbędnych negocjacji w ciągu dosłownie kilku tygodni udało się wysłać sygnały z Moskwy i Warszawy, że «może być lepiej», to znaczy, że uzyskano «najważniejszą rzecz – elementarne zaufanie zarówno na szczeblu państwowym, jak i w relacjach osobistych” – cieszył się. To po tej wizycie rosyjskie media nazwały Tuska człowiekiem Moskwy w Warszawie, a Tusk rewanżował się analogicznym określeniem Władimira Putina.

„Ludzie są mądrzejsi od polityki i wolą rozwijać dobrosąsiedzkie stosunki bez emocji towarzyszących polityce” – mówił o polsko- -rosyjskich relacji gospodarczych Donald Tusk po kolejnym spotkaniu z premierem Rosji Władimirem Putinem (styczeń 2009). We wrześniu 2009 r. Tusk już spacerował z Putinem po sopockim molo, a 10 kwietnia 2010 r. przybijał piąstki na pobojowisku w Smoleńsku, gdzie w błocie leżały szczątki Polaków.

Rok później, w 2011 r., Tusk popierał sprzedaż Rosji Lotosu, jednej ze strategicznych spółek Skarbu Państwa.

„Nie ma żadnej ideologicznej przesłanki, by mówić kategorycznie «nie» inwestorom z jakiegokolwiek kraju, także z Rosji. Nasi sąsiedzi są również od tego, abyśmy robili z nimi wspólne interesy”- oznajmił.

Radek zaprasza Wołodię do NATO

Sam Radek Sikorski bił rekordy serwilizmu wobec Putina. I tak w 2009 r. Sikorski proponował przyjęcie Rosji do NATO.

„Rosja jest potrzebna do rozwiązywania problemów europejskich i globalnych. Dlatego, gdyby spełniła warunki, mogłaby być w NATO” – stwierdzał 31 marca 2009 r. na łamach „Gazety Wyborczej”.

„Jesteśmy przeświadczeni, że polsko-rosyjskie partnerstwo i współpraca to istotny wkład do «budowy Wielkiej Europy», czerpiący przede wszystkim z procesu integracji europejskiej, ale również z formowania partnerstwa strategicznego pomiędzy Unią Europejską a Federacją Rosyjską. Przejawem „twórczej logiki” na obecnym etapie kształtowania stosunków dwustronnych jest też język artykułu rosyjskiego Premiera. Jest to sposób narracji i argumentowania, jakim partner winien zwracać się do partnera” – pełen propagandowego bełkotu „List” Putina do Polaków, opublikowany przez „Gazetę Wyborczą” sierpnia 2009 r.

Kiedy w 2010 r. Jarosław Kaczyński ostrzegał przed Putinem i odradzającym się rosyjskim imperializmem, prostak Radosław Sikorski szyderczo komentował, że słuchając tego, zastanawia się, czy pan Kaczyński jest na proszkach czy nie.

Jeszcze w 2019 r. Sikorski z sentymentem wspominał dobre relacje z Putinem za czasów rządów Platformy i zamieszczał na Twitterze wpis atakujący PiS: „Kiedyś prezydent Putin honorował Polskę na Westerplatte i w Katyniu, teraz wyzywa od kolaborantów. Strach pomyśleć, jaki będzie kolejny pisowski sukces”.

W 2012 r. Sikorski jeździł do Moskwy, gdzie wraz z ministrem spraw zagranicznych Federacji Rosyjskiej Siergiejem Ławrowem brał udział w posiedzeniu Komitetu Strategii Współpracy Pol- sko-Rosyjskiej. A w 2014 r.? Putin atakował, a Sikorski… krytykował Ukrainę, mówiąc, że jej elity „zamiast przyjmować pakiety ustaw reformujących, potrzebne nowoczesnemu społeczeństwu, wolały uprawiać skorumpowane interesy i tajne układy, często wynikające z intryg i manipulacji autorstwa dużo bardziej zamożnej i silnej Rosji”6. A kiedy trwał Majdan i jego przywódcy negocjowali ze sterowanym przez Putina ówczesnym prezydentem Ukrainy Janukowyczem, Sikorski straszył Radę Majdanu:

Jeśli nie podpiszecie, będziecie mieli stan wojenny i wojsko na ulicach. Wszyscy zginiecie”.

Bronek pisze laurkę

Nie inaczej postępował Komorowski. W sierpniu 2010 r. 90. rocznicę Cudu nad Wisłą miał zamiar świętować wspólnie z przedstawicielami Rosji. W lutym 2012 r. Komorowski podczas Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa stwierdził:

„Polska liczy na ponowną intensyfikację dialogu z Rosją po wyborach prezydenckich”. Podkreślał, że Polska uruchomiła swój własny „reset” w stosunkach z Rosją, ale „jego dynamika dzisiaj także nie odpowiada naszym oczekiwaniom” licząc ewidentnie na przyspieszenie. Sam robił, co mógł w tym kierunku. Na przykład w październiku 2012 r. słał do Putina życzenia urodzinowe. Dyplomacja dyplomacją, ale Komorowski pisząc: „Życzę Panu pomyślności zarówno w życiu osobistym, jak i w przewodzeniu państwu rosyjskiemu”, był chyba nieco zbyt wylewny. Albo szczery.

Łaskawcy

Pod koniec października 2009 r. rząd Tuska rozpocżął z Rosjanami negocjacje na temat warunków nowej umowy gazowej na kolejne lata, jednakże Gaz- prom postawił warunek – umorzenie 1,2 mld zł długu. Zarówno Donald Tusk, jak i ówczesny minister skarbu Aleksander Grad wyrazili aprobatę dla tego pomysłu. W październiku 2010 r. została podpisana skrajnie niekorzystna dla Polski umowa na dostawy najdroższego w Europie gazu do 2037 r. W tym samym czasie Tusk opóźniał, jak tylko mógł, budowę gazoportu w Świnoujściu i nie zrobił nic, aby zatrzymać budowę Nord Stream.

Jak Lis niedźwiedziowi bił pokłony

Tomasz Lis w 2010 r. nie musiał opowiadać o „odwilży” w relacjach polsko-rosyjskich, jaka nastała po śmierci Lecha Kaczyńskiego.

„W relacjach między naszymi krajami od kilkunastu miesięcy dzieje się coś ważnego, coś co warto docenić” – mówił Lis w swoim autorskim programie w TVP. „Bardzo mi miło pana poznać, tym bardziej, że jest to pierwszy wywiad telewizyjny z prezydentem Rosji dla polskiej telewizji”- mówił, witając się z Miedwiediewem w jego rezydencji pod Moskwą, gdzie pojechał specjalnie na tę rozmowę.

I podkreślał, że „obszerne fragmenty” tej rozmowy nadały „cztery ogólnorosyjskie kanały telewizyjne” i obwieszczał: „proszę my wierzyć, że my w Polsce uważnie przyglądamy się Rosji i dostrzegamy nowe oblicze Rosji”. I bez mrugnięcia okiem słuchał propagandowego bełkotu Miedwiediewa.

Tuba Putina na Czerskiej

ZDRAJCY. Angela Merkel. Pmitrii Miedwiediew. Mark Rutte i Franęois Fillon odkręcali kurek gazociągu Nord Stream w listopadzie 2011 r. – po najeździe Putina na Gruzję. Całe to polityczne towarzystwo wiedziało, z kim ma do czynienia.

Ale to jeszcze nic w porównaniu z wyczynami Adama Michnika i jego załogi. 31 sierpnia 2009 r. „Wyborcza” bez cienia wstydu publikowała list Władimira Putina do Polaków (w tłumaczeniu dostarczonym przez ambasadę rosyjską w Warszawie). I absolutnie nie przeszkadzało jej, że Putin w tym liście „mówił Stalinem”.

Ba! „Wyborcza” ciągnęła narrację. I tak 12 lutego 2010 r. Marcin Wojciechowski w tekście „Putin zaprosił, ale kto pojedzie” usprawiedliwiał rozdzielenie na życzenie Rosji wizyt w Katyniu:„Trudno się więc dziwić, że Rosja nie chce, by podczas kwietniowych obchodów w Katyniu Lech Kaczyński powtórzył „to było ludobójstwo”. Ryzyko jest realne (…)- Zależy nam, by uroczystości katyńskie nie przerodziły się w demonstrację polityczną – powiedział niedawno rosyjski szef MSZ Siergiej Ławrow”.

Nie sposób też zapomnieć o słynnej akcji„Wyborczej” z maja 2010 r., palenia zniczy na grobach krasnoarmiejców. Wtórowali jej celebryci.

Sami swoi – Anna i Bronisław Komorowscy oraz Dmitr Miedwiediew z żoną i Maryla Rodowicz w Pałacu Prezydenckim, Warszawa, grudzień 2008. Fot. PAP

„A jak mamy inaczej wyrazić swoją wdzięczność za współczucie Rosjan po tragedii w Smoleńsku? Pochylenie się nad ich grobami to chyba najlepszy gest. Nie przychodzi mi do głowy inny” – mówiła aktorka Maja Komorowską cytowana przez Wyborczą”- Jeszcze, w 2017 r. Adam Michnik udzielając wywiadu czeskiej telewizji publicznej ĆT24, stwierdzał, że „nie nosi Putina w sercu” i uważa go za niebezpiecznego polityka, ale dodawał:

„Prawdę mówiąc, jeżeli chodzi o Polskę, to ja się bardziej obawiam rządów partii Jarosława Kaczyńskiego niż Putina

„Stokrotka” i Słońce

„Więc jeśli nie ma teraz zamachów na przywódców, którzy rzeczywiście czynią dużo zła przeciwnikom, to dlaczego ktoś miałby zrobić zamach na Lecha Kaczyńskiego i kto? Miedwiediew, Putin? Bzdura!” pisała na łamach „Wprost” Monika Olejnik (14 lutego 2011 r.). Teraz też uważa, że informacje o wysłaniu przez Putina komanda Kadyrowa to „bzdura”, a Putin wcale nie zamierza zlikwidować prezydenta Ukrainy?

„Zapewne, gdyby rządził PiS, armia polska pod wodzą Antoniego Macierewicza ruszyłaby na Moskwę, na Smoleńsk i odzyskała wrak” szydziła na łamach „Gazety Wyborczej” w 2012 r. I nazywała Putina „słońcem Rosji”8. Tekst tajemniczo zniknął z Internetu. Może dlatego, że dziś „Stokrotka” już nie nazywa Putina tym mianem?

Użyteczni idioci

Miller nie wygląda na niezadowolonego ze spotkania z Władimirem Putinem. Fot. Kancelaria prezydenta Federacji Rosyjskiej

Także twórcom, którzy dziś na fejsbusiu zamieszczają „nakładki” w kolorach ukraińskiej flagi, moskiewski satrapa wyraźnie imponował. I tak hollywoodzki reżyser Olivier Stone, który zrobił z Putinem wywiad-rzekę, „łykał” opowiastkę Władimira o dziadku Spirydonie Putinie. Warto ją przytoczyć. W czasie I wojny Spirydon siedząc w okopie, najpierw strzelił do austriackiego żołnierza, a jak go trafił – od razu pobiegł z apteczką, by go opatrzyć, i uratował mu życie.

„Jeśliby nie strzelił, Austriak by go zabił”- mówił Putin. Spirydon nie miał wyjścia – musiał się bronić, ale nie chciał nikogo zabijać. Taka to historyjka bezpośrednio od Władimira, twierdzącego, że napadając na Ukrainę, Rosja po prostu się broni.

Plus opowieść, że dziadek Putina był kucharzem najpierw Lenina, potem Stalina. Dokumentów, które by to potwierdzały, brak, ale skoro Putin tak powiedział, to tak musiało być. Obywatelstwo rosyjskie przyjęli Steven Seagal, który głosił, że: „Putin to najwybitniejszy polityk świata” i nazywał go swoim przyjacielem i bratem. Gerard Depardieu, który ogłaszał, że Putin „próbuje przywrócić ludziom trochę godności”! zapewniał, że jest gotów „umrzeć za Rosję”. David Duchovny reklamował rosyjskie piwo, Mickey Rourke paradował w koszulce z podobizną Władimira. Natalia Oreiro, w Polsce znana z serialu „Zbuntowany anioł” rosyjski paszport dostała pod koniec 2021 r. i cieszyła się, że została Rosjanką. Emir Kusturica, reżyser znany z takich hitów jak „Underground” czy „Czarny kot, biały kot”, pod koniec lutego 2022 r. przyjął z rąk prezydenta Rosji Order Przyjaźni.

Z polskiego podwórka w ostatnich latach karierę robił w Rosji aktor Paweł Deląg. Twierdził, że dla Rosjan „Putin jest wymarzonym przywódcą” i że „może trzeba ich wybór uszanować”9- Maryla Rodowicz, która miała okazję śpiewać dla Putina i Mie- dwiediewa, była tym zachwycona. W 2010 r. śpiewała dla Miedwiediewa. Wymianę uścisku ręki z rosyjskim prezydentem – marionetką Putina tak relacjonowała w mediach:

„To był szok, bo jednak nie często przywódca takiego wielkiego mocarstwa stoi koło ciebie. Podszedł do mnie i gratulował występu. Byłam tym tak stremowana, że nie wiedziałam co powiedzieć…”. Warto wspomnieć, że wśród wykonawców, którym dziękował prezydent Rosji, znaleźli się także m.in. Artur Barciś, Maciej Maleńczuk, Artur Żmijewski i Mirosław Baka, a na zamkniętym dla publiczności koncercie pojawiły się zastępy celebrytów, m.in.: Janusz Gajos z żoną, Andrzej Grabowski z ówczesną małżonką, Olga Lipińska i Hanna Bakuła. Rodowicz gorzej poszło parę lat wcześniej z Putinem. Jednak jedyne, co jej w Putinie przeszkadzało to brak zainteresowania ze strony rosyjskiego przywódcy jej pomysłem wielkiego koncertu piosenki rosyjskiej. Obecna na przyjęciu na cześć Putina, wydawanym przez „prezydentostwo” Kwaśniewskich, zaczęła opowiadać o swoim pomyśle koncertu piosenki rosyjskiej i była przykro rozczarowana, bo Putin sprawiał wrażenie, że nie słucha jej pomysłów scenicznych.

A jej dawny kochanek, Daniel Olbrychski, który współpracował z jednym z moskiewskich teatrów, nazywał Polaków „głupimi”, bo domagali się odebrania Rosji smoleńskiego śledztwa, i ustawiał siebie w pozycji „rosyjskiego polityka”. Jak widać, Putinowi, jak Stalinowi nigdy nie brakowało użytecznych idiotów.

No i gdzie jesteście?

Czy Zachód i całe to polityczne towarzystwo wiedziało do czego dąży Putin? Świetnie wiedziało i to już od paru lat. Zachodnie demokracje bez opamiętania kupowały rosyjski gaz, a zachodnie korporacje pchały się do Rosji drzwiami i oknami, zarabiając setki milionów dolarów na dostarczaniu do Rosji dosłownie wszystkiego, od coca-coli i hamburgerów po luksusowe jachty i samoloty dla oligarchów w cenach, na których zapłacenie nie było stać nawet piłkarzy Premier League. Przecież Angela Merkel, Dmitrij Miedwiediew, Mark Rutte i Franęois Fillon odkręcali kurek gazociągu Nord Stream w listopadzie 2011 r. – po najeździe Putina na Gruzję. Całe to polityczne towarzystwo wiedziało, z kim ma do czynienia.

LAĆ MOIOTOWA, PRAĆ RIBBINTROPA

Tomasz Pernak, Warszawska Gazeta, nr 11, 18-24.03.2022 r.

Tysiące ciężarówek z ładunkiem o nieznanej zawartości ciągnie kolumnami z Niemiec przez Polskę na Białoruś i dalej do Rosji. Dzień w dzień Republika Federalna Niemiec skutecznie sponsoruje rosyjską machinę wojenną 200 milionami euro. Pomimo dyplomatycznych wysiłków polskiego rządu Niemcy blokują nałożenie skutecznych sankcji UE na Rosję.

Ukraina obroniła się przed agresją rosyjską tylko dlatego, że zabrakło w jej społeczeństwie kolaborantów i to zarówno wśród polityków, jak i wśród zwykłych ludzi. W dzisiejszej Polsce by ich nie zabrakło. Doświadczyliśmy nie aż tak dawno, bo zaledwie trochę ponad dekadę temu, eksplozji miłości do Putina i Ławrowa, wtedy i dziś głównych twarzy międzynarodowej polityki rosyjskiej.

Dr Klaus Wittmann, emerytowany generał Bundeswehry, wyjawił Deutsche Welle, że niemiecka klasa polityczna stosowała politykę ugłaskiwania Putina, ponieważ była przekonana, że „w Putinie jest dobro” oraz że jego agresywna retoryka i idące w ślad za nią działania były wytłumaczalnym następstwem „prowokacji NATO”. Jest w społeczeństwie niemieckim miejsce na dużą dozę geopolitycznej naiwności, pochodnej pacyfistycznego, powojennego idealizmu i zakładam, że to właśnie opinie Wittmanna się w tej dozie naiwności mieszczą, i to pomimo tego, że on sam wielokrotnie występował przeciw gospodarczemu, wzajemnemu uzależnianiu się Rosji i Niemiec. Jego przestrogi były słuszne, ale ocena pobudek działania mainstreamu polityki niemieckiej błędna. Niemiecka klasa polityczna będzie jednak, świadomie lub nie, popierała taką narrację – naiwnego, poczciwego wujcia, którego zwiódł przewrotny i podstępny satrapa, pozorujący posiadanie ukrytych pokładów dobra. Bujać to my, ale nie nas, mówi polskie powiedzenie, i tego się trzymajmy. Wittmann posługuje się w opisie polityki rosyjskiej paramedycznym terminem „imperialnego bólu fantomowego” związanego z upadkiem Związku Sowieckiego. Jakżeż to ciekawy termin Trafny, ale w równym stopniu dotyczy on niemieckiej klasy politycznej. Niemcy odczuwają ból fantomowy związany z nigdy niespełnionym i nigdy nieodrzuconym marzeniem o stworzeniu imperium oraz z faktem do dziś niezakończonej amerykańskiej okupacji, dalej – w związku z wymuszoną demilitaryzacją i koniecznością pozorowania pacyfizmu. To jest coś, o czym w Niemczech „zawsze się myśli, ale nigdy o tym nie mówi”.

Niemiecka niechęć do modernizacji armii brała się stąd, że potencjalnie zainwestowane środki szłyby na armię całkowicie przejrzystą i kontrolowaną przez NATO, a więc Waszyngton. A na to szkoda pieniędzy. Dziś mówi się o gwałtownym wzroście niemieckich inwestycji na obronę, aleja nie rozumiem zjakiego to powodu mielibyśmy się cieszyć; czy w razie konfliktu ze Wschodem moglibyśmy liczyć na zaangażowanie armii niemieckiej w obronę Lublina, Białegostoku, Warszawy i Łodzi? Patrząc na bezlitosną politykę Niemiec wobec Ukrainy zapewne nie. Moglibyśmy, jak sądzę, liczyć na szybkie sformowanie szczelnych pierścieni obrony Gdańska, Wrocławia, Opola i Katowic. W przypadku takiej bratniej pomocy jakże wielu „wybitnych” polskich polityków szczebla samorządowego, ale i krajowego, witałoby pancerne kolumny kwiatami. Zachęcam do sporządzania własnych list „absztyfikantów Grubej Berty” to pasjonująca czynność.

Ukraina obroniła się przed agresją rosyjską tylko dlatego, że zabrakło w jej społeczeństwie kolaborantów i to zarówno wśród polityków, jak i wśród zwykłych ludzi. W dzisiejszej Polsce by ich nie zabrakło. Doświadczyliśmy nie aż tak dawno, bo zaledwie trochę ponad dekadę temu, eksplozji miłości do Putina i Ławrowa, wtedy i dziś głównych twarzy międzynarodowej polityki rosyjskiej. W prezydenckiej Juracie prezydent Komorowski, w lipcu 2011 r, podejmował na nieoficjalnym spotkaniu byłego szefa FSB Mikołaja Patruszea i ze spotkania tego, podobnie jak ze spotkania premiera Tuska z Putinem na sopockim molo 1 września 2009 r., nie sporządzono żadnych notatek.

Zwieńczeniem tych igraszek była Wspólna Deklaracja Ministrów Spraw Zagranicznych Rzeczpospolitej Polskiej i Federacji Rosyjskiej z 19 grudnia 2013 roku. W „Programie 2020 w relacjach polsko-rosyjskich” mogliśmy przeczytać: „obydwa zaprzyjaźnione państwa będą dążyły do: dalszej modernizacji struktury wzajemnego obrotu handlowego poprzez wspólną produkcję w oparciu o nowoczesne technologie i zacieśnienie kooperacji między polskimi i rosyjskimi podmiotami gospodarczymi; strony potwierdzają przywiązanie do zasady sumiennej realizacji umów, również w sferze energetyki, mając na uwadze ich znaczenie dla stabilnego funkcjonowania gospodarki” (…), wspieranie wspólnej inicjatywy «Partnerstwo dla Modernizacji Unii Europejskiej i Federacji Rosyjskiej, ze szczególnym uwzględnieniem kształtowania najbardziej korzystnych warunków dla rozwoju przedsiębiorczości i wzajemnych inwestycji, (…) tworzenie „zielonych korytarzy” na granicy polsko rosyjskiej (sic!)”. Deklarację podpisał minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski, a ze strony rosyjskiej „znany i łubiany” Siergiej Ławrow. Porażającą, pełną listę planów pogłębiania przyjaźni znajdą Państwo w treści tej deklaracji, a jako że jest ona wstydliwie ukrywana, polecam jej pełny tekst na blogu Starego Wiarusa w Salonie 24.

Mamy taką dziwną skłonność do zapominania wstydliwych fragmentów naszej najnowszej historii, ale przypomnijmy sobie tę zadziwiającą erupcję przyjaźni, w tym: festiwal piosenki rosyjskiej, polsko rosyjskie warsztaty dziennikarskie (gdzie jest lista uczestników?), ekumeniczną do bólu wizytę patriarchy Cyryla I w Polsce, która miała miejsce w sierpniu 2012 r., doroczne spotkania przywołanego już Ławrowa z polskim korpusem dyplomatycznym, a wszystko to w konsekwencji… śmierci 96 starannie wyselekcjonowanych „delegatów” na obchody rocznicy katyńskiego mordu, 10 kwietnia 2010 roku. Delegaci – prezydent, ostatni prezydent na uchodźstwie, sztab generalny armii, szef IPN-u, minister kultury, prawdziwa legenda „Solidarności”, posłowie i senatorowie różnych ugrupowań, ludzie kultury – mieli jedną wspólną cechę: nie podpisaliby cytowanej deklaracji, bo nie dawali rękojmi (żeby zacytować z listy charakterystyki peerelowskiego sędziego) należytego wypełniania obowiązków przyszłego kolaboranta.

Tymczasem prokuratorskie śledztwa, polskie i rosyjskie, a w sprawie boleśnie prostej, toczą się już dwunasty rok z rzędu. Rzecz cała prawdopodobnie „zarosłaby błoną podłości” żeby sparafrazować klasyka, ale oto przypomniał nam ją bohater Ukrainy i całego świata, Wołodymyr Zełenski, wzbudzają widoczną konfuzję tych wszystkich, którzy sprawę z powodów osobistego uczestnictwa i pełnej wiedzy o okolicznościach tragicznego zdarzenia woleliby zapomnieć. Cóż takiego powiedział?

„Pamiętamy straszną tragedię w Smoleńsku z 2010 r. Pamiętamy, jak były badane okoliczności tej katastrofy. Wiemy, co to oznaczało dla was i co oznaczało dla was milczenie tych, którzy wszystko dokładnie wiedzieli, ale cały czas oglądali się jeszcze na naszego sąsiada”

Po co to powiedział? Otóż wszystko dokładnie wiedzą nie tylko sprawcy i współsprawcy „katastrofy” ale i wiele wywiadów na świecie, w tym wywiad ukraiński. Ten passus był przesłaniem do tych wszystkich osób i sił w Polsce i w Europie, żeby przemyślały swoje przyszłe antyukraińskie działania nakierowane na sabotowanie wysiłku zbrojnego ukraińskiej armii, nakłanianie do terytorialnych ustępstw wobec Rosji, a w dalszej perspektywie na zachowanie rosyjskiego kolosa w całości, pod światłym przywództwem jakiegoś wyhodowanego „demokratycznego” Wielkorusa w typie Nawalnego.

Zełenski i jego kraj nie mają nic do stracenia, a chcą skutecznych sankcji, które są możliwe i które doprowadziłyby do gospodarczej i politycznej implozji Moskwy. Tysiące ciężarówek z ładunkiem o nieznanej zawartości ciągnie kolumnami z Niemiec przez Polskę na Białoruś i dalej do Rosji. Dzień w dzień Republika Federalna Niemiec skutecznie sponsoruje rosyjską machinę wojenną 200 milionami euro. Pomimo dyplomatycznych wysiłków polskiego rządu Niemcy blokują nałożenie skutecznych sankcji UE na Rosję. Sankcje gospodarcze są działaniami przekazanymi traktatowo do wyłącznych kompetencji UE i stąd problem. Sankcje mogłyby skutecznie doprowadzić do szybkiego zakończenia wojny, a najprawdopodobniej i do ostatecznego rozwiązania problemu imperialnych apetytów Rosji. Na zawsze. Zwolennicy tak zwanej real politik podnoszą koszty zerwania kontraktów na dostawy rosyjskich surowców energetycznych, pochylając się nad losem polskich i niemieckich emerytów. Emerytom można pomóc, stać i nas na to, a już tym bardziej Niemców, a przejściowe obniżenie się relatywnie wysokiego poziomu życia jest kosztem wartym poniesienia, jeśli miałoby przynieść skutek w postaci ostatecznej likwidacji zagrożenia ze strony moskiewskiej satrapii.

Opracował: Leon Baranowski – Buenos Aires, Argentyna