Klęska imperium i plany geopolitycznego rewanżu

Andrzej Nowak, DoRzeczy, nr 21, 24-30.05.2021 r.

Klęska Armii Czerwonej pod Warszawą w 1920 r. odsunęła urzeczywistnienie snu gospodarzy „czerwonego” Kremla o sowietyzacji Europy. Przynajmniej na jakiś czas

Po katastrofie Armii Czerwonej pod Warszawą, na progu kolejnej – w bitwie niemeńskiej, kiedy już od 21 września toczyły się w Rydze rozmowy polsko-sowieckie o warunkach rozejmu – w Moskwie zaczynała się IX konferencja RKP(b], najważniejsze forum polityczne pomiędzy zjazdami partii. Referat w imieniu Komitetu Centralnego wygłaszał 22 września Lenin. Klęska poniesiona w Polsce i z nią związane „wszystkie perypetie” (jak to ujął sam referent] były najważniejszym tematem tego wystąpienia, dodajmy – utajnionego dla badaczy aż do 1992 r. Lenin musiał się bronić przed nieuchronnym pytaniem: „Kto winowat?” Wśród wybranych, zaufanych towarzyszy, przedstawił rodzaj wielkiej mowy obrończej. Tworzyła ją interpretacja najważniejszych decyzji, które były w związku z wojną przeciw Polsce podejmowane w ścisłym kręgu politbiura, oraz uwzględnianych w tych decyzjach motywów: strategicznych, ideologicznych, geopolitycznych, ekonomicznych. Podstawą owej interpretacji była teza, że władze sowieckie szczerze gotowe były do pokoju z Polską wiosną 1920 r., i to na warunkach wyjątkowo korzystnych dla „burżuazyjne- go” rządu w Warszawie. Piłsudski jednak ruszył na Kijów. Lenin nie wspominał oczywiście o przygotowywanym od pierwszych miesięcy 1920 r. projekcie wielkiej ofensywy przeciw Polsce, którą miał prowadzić Front Zachodni Tucha- czewskiego. Stwierdzał zaś – zupełnie inaczej, niż głosiła to oficjalna propaganda sowiecka w kwietniu i maju, mówiąca wtedy o operacji polskiej na Ukrainie jako „trzeciej wyprawie ententy” – że w istocie izolowaną akcję Piłsudskiego przyjęto na Kremlu jako dowód bezsilności obozu imperialistów: „Dojrzało wśród nas przekonanie, że wojenny atak ententy przeciw nam został zakończony, skończyła Się wojna obronna z imperializmem i my ją wygraliśmy”. Polska, jako „państwo z imperialistycznymi tradycjami”, sądziła, że może jeszcze sama zmienić bieg tej wojny. Kierownictwo sowieckie uznało wtedy, że powinno „wykorzystać stan wojny [z Polską] dla rozpoczęcia wojny ofensywnej”.

Jej celem miała być sowietyzacja Polski i Litwy, „wymacanie bagnetem” (dokładnie to sformułowanie zostało użyte], czy już nie dojrzała rewolucja proletariacka nad Wisłą. Lenin musiał w tym miejscu bronić się przed zarzutem, podniesionym przez część międzynarodowej opinii komunistycznej, że takie „macanie bagnetem”, czyli faktycznie militarny podbój, nie jest właściwym sposobem dokonywania społecznej zmiany. Tłumaczył więc, że dla kierownictwa partii bolszewickiej było jasne, że w Polsce jest klasa robotnicza i dojrzały do rewolucji wiejski proletariat – zatem obowiązkiem rewolucyjnym jest pomóc tym siłom w dokonaniu przewrotu społecznego. Owszem, przyznał, okazało się jednak, że gotowość polskiego proletariatu do rewolucji okazała się niewielka.

SZUKANIE WINNYCH

I w tym właśnie kluczowym miejscu, gdzie trzeba było uznać błąd w ideologicznej kalkulacji, Lenin zmienił zasadniczo ton. Wprowadził nowy, najważniejszy dla całej jego dalszej interpretacji wojny z Polską, motyw: ściśle geopolityczny. Już nie mówił tylko o komunizmie, rewolucji, ale w centrum jego narracji znalazła się Rosja – przeciw zachodniemu systemowi. Teraz mówił tak: „Rosja była dotąd tylko przedmiotem, nad którym wymądrzali się i decydowali, jak ją najlepiej podzielić […]. A teraz Rosja powiedziała: a zobaczymy, kto okaże się silniejszy w tej wojnie. […]

To zmiana całej polityki, światowej polityki. […] Okazało się, że gdzieś w okolicy Warszawy znajduje się nie centrum polskiego rządu burżuazyjnego i rzeczpospolitej kapitału, ale w okolicy Warszawy leży centrum całego współczesnego systemu międzynarodowego imperializmu i że znaleźliśmy się w sytuacji, w której zaczynamy chwiać całym tym systemem i robimy politykę nie w Polsce, ale w Niemczech i w Anglii. Tym sposobem stworzyliśmy w Niemczech i Anglii całkowicie nową sferę proletariackiej rewolucji przeciwko wszechświatowemu kapitalizmowi, dlatego że Polska, jako bufor między Rosją a Niemcami, Polska jako ostatnie państwo, pozostanie całkowicie w rękach międzynarodowego imperializmu przeciw Rosji. Ona jest podstawowym oparciem całego układu wersalskiego. […] Polska jest tak potężnym elementem wersalskiego systemu, że wyrywając ten element, burzyliśmy cały system wersalski. Postawiliśmy za zadanie zdobycie Warszawy. Zadanie się zmieniło. I okazało się, że decyduje się nie los Warszawy, ale los układu wersalskiego. Zbliżenie naszych wojsk do granic Prus Wschodnich, które są oddzielone [od reszty Niemiec – przyp. A.N.] korytarzem Polski, prowadzącym do Gdańska, udowodniło, że całe Niemcy zawrzały”.

Lenin tłumaczył dalej swój stosunek do kwestii niemieckiej. Krytykował ostro słabość partii komunistycznej w Niemczech i przewagę w tamtejszym ruchu robotniczym tendencji „mieńszewickich” (czyli socjaldemokratycznych). I w tej kwestii okazywało się zatem, po doświadczeniach lata 1920 r., że ważniejszy od rewolucyjnych nadziei może być aspekt geopolityczny, w tym wypadku: znaczenie współpracy między Moskwą a Berlinem przeciwko systemowi wersalskiemu. „W praktyce wykazaliśmy, że dla Niemiec, gdzie nastrój mas, najbardziej niedorozwiniętych i czarnosecinnych, które są zdolne powiedzieć: »już lepiej Wilhelm« – że w międzynarodowej sytuacji nie ma dla Niemiec innej siły [partnera] niż Rosja Sowiecka”. Lenin dodał jednak, że jeśli się weźmie pod uwagę takie partnerstwo, trzeba koniecznie rozróżnić dwa jego aspekty. Jeden stanowi słuszne dążenie Niemiec do obalenia dławiącego je układu wersalskiego, ale drugi – niebezpieczny – stanowi dążenie „do odbudowania imperialistycznych Niemiec”. Lenin w żadnym razie nie chciał być marionetką tych ostatnich.

Teraz nie ukrywał skali klęski wojskowej katastrofy pod Warszawą: „Ponieśliśmy wielką klęskę, kolosalna armia, 100 tysięcy, albo wzięta do niewoli, albo [internowana] w Niemczech. Jednym słowem – gigantyczna, niesłychana klęska”. Cytuję te szczere słowa, do dziś bowiem pokutuje w historiografii, zwłaszcza zachodniej, teza, jakoby Armia Czerwona żadnej klęski w Polsce nie poniosła, a tylko świadomą decyzją miłującego pokój kierownictwa sowieckiego wycofała się spod Warszawy. Lenin, uznawszy sam fakt niepowodzenia wybranej przez kierownictwo sowieckie strategii, postawił pytanie, czy błąd nie polegał na odrzuceniu propozycji z „noty Curzona” z 11 lipca. Powtarzał ponownie argumenty, które padały już wówczas, w połowie lipca, za poważnym potraktowaniem zabójczej dla Polski oferty brytyjskiego premiera. „Otrzymując wschodnią Galicję, mielibyśmy bazę przeciwko wszystkim współczesnym państwom. W takich okolicznościach stalibyśmy się sąsiadami zakarpaddej Rusi, która kipi bardziej niż Niemcy, a jest prostym korytarzem na Węgry, gdzie wystarczy niewielki impuls, żeby wybuchła rewolucja. Zachowalibyśmy w skali międzynarodowej aureolę państwa, które jest niezwyciężone i okazuje się wielkim mocarstwem”. Ale Komitet Centralny, przypominał referent, zdecydował inaczej. Postawił Armii Czerwonej zadania: „Pomóc sowietyzacji. przejść etnograficzną granicę [Polski] i trzymać granicę z Niemcami…”. Lenin starał się podpowiedzieć, że dalej już zawiniła niewystarczająca siła Armii Czerwonej, być może błędy w dowodzeniu. Strategia polityczna miała swój sens i osiągnięcia: podniosła temperaturę rewolucyjną nawet w Anglii (wokół tzw. komitetów akcji, protestujących przeciw jakiejkolwiek pomocy dla Polski], pokazała, że Rosja sowiecka staje się czynnikiem ofensywnym, że naprawdę potrafi wstrząsnąć całym systemem wersalskim.

Pytanie o błąd rozpętało naturalnie spór o to, kto go popełnił. Najostrzej postanowienia biura politycznego, za które odpowiadał przede wszystkim Lenin, skrytykował Karol Radek. Wojna ofensywna dla szerzenia rewolucji – zastrzegał się w swoim obszernym wystąpieniu na konferencji – nie jest niczym złym. Trzeba jednak najpierw dobrze ocenić, czy są realne szanse na społeczny przewrót. I tu zarzucał Leninowi, że ten stanowczo przesadził w swoich nadziejach na rewolucję w Niemczech czy nawet w Anglii, „Włodzimierz Iljicz udowadniał, że dowiedzieliśmy się o sytuacji w Niemczech i Anglii za pomocą macania bagnetem. Jeśliby Włodzimierz Iljicz miał więcej czasu, żeby czytać zagraniczne gazety, to i bez bagnetu by się dowiedział, że tamtejsi komiłowcy są za nami” – ironizował Radek. Pod nazwą „komiłowcy” miał na myśli – jak to sam określił – niemiecki „nacjonalny bolsze- wizm”, a więc dokładnie to zjawisko, które później przybierze formę narodowego socjalizmu – nazizmu. Radkowi szło o to, że na taktyczną współpracę z tymi kręgami można wciąż liczyć, a na rewolucję komunistyczną w Niemczech szans latem 1920 r. nie było, podobnie jak w Anglii. Oczywiście, zastrzegał się, nie można wykluczyć, że już na wiosnę przyszłego roku sytuacja się zmieni, a wtedy trzeba będzie „pomagać robotniczej rewolucji na Zachodzie”.

0 tym, że Radek nie odrzucał używania bagnetu, czyli siły Armii Czerwonej, jako narzędzia przyspieszenia rewolucji, kiedy jest po temu okazja, świadczył dobitnie jego napisany wówczas artykuł pod takim właśnie znaczącym tytułem: „Das Bajonett und der Kommunismus. Randglossen zur Schlacht bei Warschau” („Bagnet i komunizm. Uwagi na marginesie Bitwy Warszawskiej”]. Użył w nim swoiście poetyckiego porównania, pisząc o bagnecie jako akuszerce (powiwalnaja babka] komunizmu i uzasadnił jego używanie w sposób wart zapamiętania: „Przemoc przyspiesza proces ekonomicznego i politycznego rozwoju społeczeństwa do komunizmu”. Radek dodał raz jeszcze, że wkrótce powtórzyć się może sytuacja, w której „Rosja sowiecka będzie musiała wyciągnąć pomocną dłoń do niemieckich robotników ponad trupem białej Polski”. Tego Lenin nie chciał jednak już dopuścić do druku.

MARZENIA 0 SKUTECZNE] SOWIETYZACJI

Czy republika sowiecka ma prawo zbrojnie wspierać rewolucję w innych krajach, poszerzać za pomocą Armii Czerwonej panowanie komunistycznej ideologii, ingerować w życie wewnętrzne innych republik? Te kwestie zaznaczyły się wyraźnie, po raz pierwszy tak mocno, właśnie w debacie po klęsce próby sowietyzacji Polski. Czy Rosja, w swej nowej ideologicznej szacie, może dojść tylko do granic byłego imperium Romanowów z 1914 r„ uznawanych przez tradycyjny „koncert mocarstw” za jej naturalną sferę dominacji, lub nawet za zgodą owego „koncertu” poszerzyć ją nieco (jak uczyniła to „nota Curzona”, która „oddała” Galicję Wschodnią panowaniu moskiewskiemu)? Czy też Moskwa może teraz przejść do geopolitycznej ofensywy, pod czerwonym sztandarem podbijając nowe obszary, bez oglądania się na stare granice? To inny wymiar tego samego praktycznego zagadnienia, które postawiła na porządku dziennym potrzeba rozliczenia ze skutków nieudanej ekspansji latem 1920 r. Kilka sformułowanych jesienią tego roku odpowiedzi na owe pytania warto jeszcze przytoczyć, by zrozumieć lepiej znaczenie tego, co się wydarzyło, co wyniknęło z ostrego starcia Rosji sowieckiej z Polską, ale także jakie lekcje wyciągnęła stąd polityczna elita tej pierwszej.

Odpowiadał na te pytania wprost Nikołaj Bucharin. Jako zastępca członka biura politycznego brał żywy udział w konferencji partyjnej 22 września, ale też wcześniej, choćby jako słuchacz, przy formułowaniu dyrektyw politbiura, które teraz trzeba było ocenić. Swoją zasadniczą odpowiedź ujął w formę artykułu „O taktyce ofensywnej”, który opublikował w grudniowym numerze czasopisma „Kommunisticzeskij Internacjonał”. Z wielką publicystyczną swadą Bucharin bronił właśnie owej „ofensywnej taktyki”, decyzji, by uderzyć na Polskę i iść dalej przez jej „białego trupa”. Szydził z tych, którzy mówili (krytykując Lenina), że „bagnet nie nadaje się do tak delikatnych spraw jak wielka idea socjalizmu”. Przypominał: przecież rewolucja – to bagnet, powstanie, wojna domowa – to bagnet w ciągłym użyciu. Powoływał się na autorytet tekstu założycielskiego całej ideologii, na „Manifest komunistyczny” Marksa i Engelsa z 1848 r. Skoro powiedziano w nim, że proletariat podbije cały świat, to przecież podbijać można tylko bagnetem, przemocą. „Jeśli człowiek, nazywający siebie »socjalistą«, pryncypialnie występuje przeciw proletariackiej »ekspansji«, wtedy jasne, że jest jeszcze do szpiku mieszczaninem, a nie rewolucjonistą proletariackim” – grzmiał Bucharin. Przeciw tym, którzy wobec taktyki ofensywnej przyjętej przez Lenina i KC latem 1920 r. stawiają zarzut „wmieszatielstwa” i mówią ze zgorszeniem o „importowanym komunizmie”, on rzucał oskarżenie o „socjalp-acyfizm”.

I stawiał kropkę nad „i”, na przyszłość, kiedy zdarzy się następna okazja czy też raczej potrzeba rewolucyjnej interwencji: „Skoro już »wmieszatielstwo« się zaczęło (zaczęła się »sowietyzacja« z zewnątrz, to komunistyczne partie mają obowiązek wspierać ją z całą energią) […]. Na tym polega kwestia czerwonej interwencji. Trzeba ją popierać wszelkimi środkami”.

Bezpośrednio po klęsce, 23 września, kiedy trwała jeszcze konferencja w Moskwie, swoje wrażenia i opinie przekazał także przewodniczący Galrewkomu, Wołodymyr Zatoński. Niedoszły wódz Galicyjskiej Republiki Sowieckiej musiał się już do tego czasu wycofać spod Lwowa ponad 300 km na wschód, aż do Winnicy. W liście do Komitetu Centralnego RKP(b) Zatoński pisał: „Galicyjska sprawa jest skończona”. Pytał Moskwę o polecenia, czy trzeba podtrzymywać dalsze istnienie Galrewkomu, czy też rozwiązać niepotrzebną już w tej chwili organizację. Miał jednak na myśli tylko chwilowe niepowodzenie. W zawarcie pokoju z Polską nie bardzo wierzył. Był za to pewny, że „jakby tam nie było, wcześniej czy później Galicję przyjdzie zsowietyzować”. Proponował zatem, by na nieudaną próbę sowietyzacji z lata 1920 r. popatrzeć jako na swoiste pole doświadczalne. Trzeba z tej próby wyciągnąć wnioski przed kolejną, już udaną. Trzeba się solidnie przygotować, stworzyć odpowiedni do zadania aparat komunistyczny, z bogatym zestawem środków propagandowych. Nie można więcej powtórzyć błędu „sowietyzacji żywiołowej”. „Żywiołowość to dobra rzecz, kiedy rewolucja wybucha sama z siebie. ale jest znacznie gorsza, kiedy rewolucję przychodzi wprowadzać z zewnątrz”.

O zadaniu solidnego, planowego przygotowania nowej, skutecznej sowietyzacji sąsiednich krajów, „okrain” Rosji, musiał myśleć Stalin. Wracał do swych obowiązków komisarza do spraw narodowości, by z tej perspektywy spojrzeć na problem samostanowienia owych krajów, które nazywał właśnie „okrainami”, czyli kresami Rosji – a z drugiej strony tych, które określał jako „kolonie ententy”. Tu była jego oryginalna odpowiedź na pytania, które wynikały z refleksji nad doświadczeniem nieudanej kampanii letniej 1920 r., jego ocena „ofensywnej taktyki” Rosji sowieckiej i uzasadnienie jej „prawa do rewolucyjnej interwencji”. Indywidualne piętno owej odpowiedzi nadawał ściśle geopolityczny wymiar, uwypuklony przez Stalina, a tak typowy później dla działań imperium, na którego czele wkrótce stanie i będzie je systematycznie poszerzać. Swoją wizję zawarł w ldlku tekstach, napisanych i ogłoszonych w październiku i listopadzie 1920 r. Jakie powinny być stosunki między rosyjskim centrum a „kresami”? Taką właśnie formułę nadał Stalin w swoim artykule z „Prawdy” z 10 października problematyce dyskutowanej po „polskich” doświadczeniach. Odpowiedź była prosta: owe stosunki powinny być takie, by zapewniały „stały, nienaruszalny związek” nierosyjskich okrain („kresów”) z centrum, czyli Rosją sowiecką. Uzasadnienie było jeszcze prostsze: „Oderwanie się kresów poderwałoby potęgę rewolucyjną centralnej Rosji, która jest bodźcem ruchu wyzwoleńczego Zachodu i Wschodu, same kresy, oderwawszy się, musiałyby niechybnie wpaść pod jarzmo międzynarodowego imperializmu”. Tu, jako przykłady, wymienił Stalin Gruzję, Armenię, Polskę, Finlandię, kończąc tę wyliczankę pozostawiającym dalsze możliwości „itd”. „Są tylko dwa wyjścia: albo razem z Rosją i wówczas – wyzwolenie mas pracujących kresów od ucisku imperialistycznego; albo razem z ententą i wówczas – nieuniknione jarzmo imperialistyczne. Trzeciego wyjścia nie ma”.

ROSJA SAMOTNYM ATLASEM

Wyliczone tutaj kraje, w tym i Polska, podpadają pod kategorię kresów, które na początku października 1920 r. jeszcze nie były przyłączone do rosyjskiego centrum, ale nieuchronnie powinny zostać prędzej czy później „wyzwolone od ucisku imperialistycznego”. Armenia i Gruzja doczekały się tego już w najbliższych miesiącach. Polska dopiero w 1939 r. (albo 1944, jak kto liczy). Finlandia miała zostać „wyzwolona” w grudniu 1939 r. – ale to się akurat nie udało. Armia Czerwona, dodajmy, w każdym z tych procesów „wyzwolenia” odgrywać będzie główną rolę. O tym, że tak właśnie być powinno, mówił Stalin 27 października 1920 r. na naradzie partyjnej we Władykaukazie, przygotowując podbój dwóch pierwszych krajów ze wspomnianej listy. To przemówienie zawiera jedną z najbardziej zwięzłych formuł myśli politycznej Stalina. Punktem wyjścia do niej jest stwierdzenie, że Rosja „stanowi swego rodzaju oazę socjalizmu otoczoną przez wrogie państwa kapitalistyczne”. Skoro tak jest, stwierdził mówca, to czy Rosja może wytrwać w owym okrążeniu? I tu pojawia się właśnie, tak ważna dla koncepcji i praktyki geopolitycznej Stalina, pozytywna odpowiedź. Tak jest

– Rosja może sprostać temu wyzwaniu, może być samotnym Atlasem, podtrzymującym przyszłe niebo komunizmu. Dlaczego? Bo jest dostatecznie silna. Siła, potęga Rosji staje się w takim rozumowaniu absolutnie najważniejsza. Tę siłę rozpatruje Stalin na dwóch płaszczyznach. Pierwszą tworzy sama przestrzeń, wielkość terytorialna, głębia strategiczna Rosji: „Rosja jest niezmierzonym, ogromnym krajem, na którego terytorium można długo się utrzymać, cofając się w razie porażki w głąb kraju, aby stanąwszy na nogi, znów przejść do ofensywy”. Gdyby Rosja była np. tak małym krajem jak Węgry, daje przykład Stalin, „to wątpliwe, czy utrzymałaby się tak długo jako kraj socjalistyczny”. Wielkość Rosji staje się zatem gwarancją przetrwania socjalizmu. Ale nie sama tylko przestrzeń, nie do zdobycia dla przeciwników. Drugą okolicznością kluczową dla powodzenia Rosji oraz idei, którą samotnie reprezentuje, jest wyjątkowa skala posiadanych przez nią zasobów naturalnych. Nie tylko pozwala to Rosji znieść wszelkie próby blokady, narzucane jej przez zewnętrznych wrogów, ale daje jej do ręki potężną broń ofensywną: to zachodni imperialiści potrzebują rosyjskich surowców i będą o nie żebrać. To są, jak to określił Stalin, warunki stałe, „konieczne dla istnienia i rozwoju Rosji sowieckiej”. Wskazywał jednak również na warunki zmienne, które już zależą od zapobiegliwości jej kierownictwa politycznego. Owa zapobiegliwość musi się wyrażać w tworzeniu „rezerw bojowych”. To jest „zagadnienie decydujące”.

Zastanawiając się nad tym zagadnieniem, Stalin wymienił najważniejsze atuty, które trzeba gromadzić i wykorzystywać. Armia Czerwona jest pierwszym z nich. „Rezerwy Rosji – to przede wszystkim Armia Czerwona”. Na drugim miejscu, ale to ważne, że dopiero na drugim, jako owe rosyjskie rezerwy wymienione zostają „ruchy rewolucyjne na Zachodzie, które w miarę rozwoju przechodzą w rewolucję, socjalistyczną”. Trzeci i ostatni rezerwuar możliwości Rosji sowieckiej wskazuje Stalin w „rosnącym fermencie na Wschodzie oraz w koloniach i półkoloniach ententy, który przechodząc w jawny ruch rewolucyjny o wyzwolenie krajów Wschodu z jarzma imperializmu, zagraża entencie pozostaniem bez źródeł surowca i paliwa”.

Swoją niezwykle spójną, realistyczną strategię, wynikającą z kalkulacji czynników geopolityki, potencjału ekonomicznego i sił militarnych – własnych oraz przeciwnika – Stalin kończył logicznie z niej wynikającym apelem. Po pierwsze: „wzmacniać i hartować Armię Czerwoną”; po drugie – „udzielić pełnego poparcia socjalistycznej rewolucji na Zachodzie”; po trzecie – „poprzeć ze wszystkich sił, wszystkimi sposobami kraje Wschodu, walczące przeciwko entencie o swoje wyzwolenie”.

Termin „kraje Wschodu” obejmował w tej analizie naturalnie nie tylko obszaiy Azji, powszechnie utożsamianej ze Wschodem, lecz także kolonie w Aftyce czy nawet w Ameryce Łacińskiej. Jak już wspomnieliśmy, Stalin nie uchylił się od wyjaśnienia widocznej różnicy między podejściem do sprawy wyzwolenia tych krajów a podejściem do kwestii ewentualnej niepodległości nierosyjskich „kresów” od imperialnego centrum Rosji. Wyjaśnił tę różnicę w napisanej w październiku 1920 r. przedmowie do zbioru artykułów o kwestii narodowej.

Jak stwierdził, podstawą jego analizy jest „nierozerwalny związek kwestii narodowej z zagadnieniem władzy”. Władza – to jest rdzeń myślenia o polityce. A skoro tak, to odrywanie „kresów” od Rosji można nazwać „kontrrewolucyjną imprezą”. Komisarz ludowy do spraw narodowości podsumowywał swoje wywody autorytatywnym orzeczeniem: „Jesteśmy przeciw oderwaniu kresów od Rosji, albowiem oderwanie oznacza w tym wypadku imperialistyczną niewolę kresów, osłabienie rewolucyjnej potęgi Rosji, wzmocnienie pozycji imperializmu. […] Właśnie dlatego komuniści, walcząc o oderwanie kolonii od ententy, nie mogą jednocześnie nie walczyć przeciwko oderwaniu kresów od Rosji. Tak więc zagadnienie oderwania rozwiązuje się w zależności od konkretnych warunków międzynarodowych, w zależności od interesów rewolucji”.

Owe interesy utożsamione zostały z Rosją sowiecką, a sposób ich wyrażania i obrony – z władzą, z respektem, który budzi jej siła, ze strachem nawet przed tą władzą. Stalin tego nie ukrywał. Z dumą deklarował w trzecią rocznicę przewrotu bolszewickiego, 6 listopada 1920 r„ że wreszcie „zaczęto obawiać się Rosji, czując, że w postaci Rosji rośnie ogromne socjalistyczne państwo ludowe, które nie pozwoli się skrzywdzić”. Mówił to już w Baku, stolicy jednego z „kresów” niedawno przyłączonych (Azerbejdżan) i punkcie wypadowym do bliskich już „wyzwolenia” dwóch kolejnych okrain – Armenii i Gruzji. I tu właśnie, znad brzegu Morza Kaspijskiego, z przedpola Kaukazu, z geopolitycznej perspektywy Heartlandu, Serca Lądu, z centrum Eurazji, rewolucyjnego imperium Rosji rzucał Stalin pyszne słowa, parafrazę Lutra: „Tu stoję, na granicy między staiym światem, kapitalistycznym, a nowym – socjalistycznym, tu, na tej granicy, jednoczę wysiłki proletariuszy Zachodu z wysiłkami chłopstwa Wschodu w celu zburzenia starego świata. Tak mi dopomóż, boże historii”.

Klęska Armii Czerwonej pod Warszawą odsunęła urzeczywistnienie snu gospodarzy „czerwonego” Kremla o dojściu Armii Czerwonej do Berlina, o sowietyzacji całej Europy, a przynajmniej wschodniej. Nie było już mowy – przez następne 20 lat – o sowieckich Czechosłowacji, Węgrzech, Rumunii, w mocy pozostały traktaty pokojowe bolszewików z „burżuazyjnymi” rządami małych republik bałtyckich. System wersalski został na blisko dwie dekady ocalony. Wraz z nim ocalała szansa niepodległego (od „czerwonej” Moskwy) rozwoju Europy Środkowo-Wschodniej. Przynajmniej jej części i przynajmniej na pewien czas. © © Wszelkie prawa zastrzeżone

Opracował: Jarosław Praclewski Solidarność RI, numer legitymacji 8617, działacz Antykomunistyczny