Wyklęty biznes

Mariusz Kowalczyk, Newsweek, nr 41, 5-11.10.2020 r.

Prezydent Andrzej Duda na festiwalu Niepokorni. Niezłomni. Wyklęci, Gdynia, październik 2018 r.

Polityka historyczna PiS służy nie tylko do manipulowania pamięcią. Przy okazji są nowe instytucje, intratne stanowiska, a pieniądze płyną szerokim strumieniem

Amerykanin Stan McCoy, szef brukselskiego oddziału stowarzyszenia hollywoodzkich wytwórni filmowych.Motion Picture Association of America (MPAA), kilka lat temu zawita! do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Chciał dowiedzieć się czegoś o nowych przepisach dotyczących praw autorskich w UE. Spotkał się z nim założyciel Reduty Dobrego Imienia, Maciej Swirski, wtedy doradca ministra kultury Piotra Glińskiego. Dał Amerykaninowi książkę Arkadego Fiedlera „Dywizjon 303” i zaczął przekonywać, że w Hollywood powinien powstać film na ten temat. McCoy podziękował za prezent, ale tłumaczył, że chciałby porozmawiać o kwestii praw autorskich. Do pokoju wszedł wtedy minister Piotr Gliński i też zaczął przekonywać, żeby amerykańscy filmowcy zaangażowali się w superprodukcję polskiego filmu historycznego. McCoy musiał tłumaczyć, że nie jest agentem szukającym pomysłów na filmy.

Determinacja polityków PiS w sprawach dotyczących historii jest tak wielka, że doprowadziła do niejednej absurdalnej sytuacji. Kreślone są wizje fantastycznych superprodukcji o polskich bohaterach. Powstać mają muzea, jakich świat nie widział. A kasy z publicznymi pieniędzmi natychmiast otwierają się na hasła: „rotmistrz Pilecki” i „żołnierze wyklęci”.

ZACINAJĄCE SIĘ FILMY

ROK TEMU ZAPACHNIAŁO PRAWDZIWYM HOLLYWOOD. Gruchnęła wiadomość, że powstanie film o rtm. Witoldzie Pileckim z budżetem, jakiego w Polsce jeszcze nie było – 148 min zł. Największy budżet miało do tej pory „Quo vadis” z 2001 r. – ponad 76 min zł. Film o Pileckim miał roboczy tytuł „Ochotnik” i dofinansowanie Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej (6 min zł). „Projekt jest efektem wielu lat pracy amerykańskiego producenta i jego współpracy w tym zakresie z producentem polskim” – odpowiada na pytanie o „Ochotnika” biuro prasowe MKiDN. W Polsce produkować go miała firma Madants. W mediach pojawiły się nawet spekulacje, że główną rolę może zagrać amerykański aktor z Oscarem na koncie, a reżyserem będzie Mel Gibson. Ministerstwo jednak pisze: „Spekulacje dotyczące rzekomego udziału Pana Mela Gibsona w tym projekcie nigdy nie miały jakiegokolwiek oparcia w faktach”.

Wokół superprodukcji o Pileckim zapanowała jednak kompletna cisza. Firma Madants, która miała produkować film, milczy i nie odpowiada na wysyłane pytania. Jednak ministerialni urzędnicy wciąż mają nadzieję, że nie wszystko stracone. Ciszę wokół patriotycznej superprodukcji tłumaczą pandemią, obietnicę dofinansowania produkcji przedłużyli do 26 lutego 2021 r.

Gdyby jednak polsko-amerykańska superprodukcja nie wypaliła, to minister Gliński ma w zanadrzu podobny projekt. W marcu 2019 r. dał zielone światło dla filmu „Raport Pileckiego” w reżyserii Leszka Wosiewicza. „To dramat o wymiarze antycznym, opowiedziany w formie raportu z życia Witolda Pileckiego, który na »krawędzi cywilizacji^ gdy najstraszliwsze w dziejach ludzkości totalitaryzmy urządzały świat na swoją modłę, zostaje wierny sobie i swoim ideałom” – zapowiadała Wytwórnia Filmów Dokumentalnych i Fabularnych. Budżet „Raportu Pileckiego” jest ogromny jak na polskie warunki – prawie 40 min zł. Dołożyły się Polska Fundacja Narodowa, PISF i Telewizja Polska. Prace ruszyły, w Modlinie zbudowano replikę baraków obozu koncentracyjnego Auschwitz, nakręcono już ponad połowę scen zapisanych w scenariuszu.

Zacięło się w lipcu 2020 r. Zorganizowano wtedy pokaz nakręconego materiału dla przedstawicieli Ministerstwa Kultury, WFDiF, PISF i TVP. – To była narracyjna i dramaturgiczna katastrofa – relacjonował rozmówca portalu Wp.pl, który był na tym pokazie. Podjęto decyzję, że Leszka Wosiewicza zastąpi Krzysztof Łukaszewicz. Ten przerabiał scenariusz i kręcił nowe sceny.

Na pytania o „Raport Pileckiego” WFDiF odpowiada oficjalnymi formułkami, że powstaje kolejny polski film, który „na stałe zagości wśród ważnych dzieł naszej kinematografii”. Leszkowi Wosiewiczowi na otarcie łez dano stanowisko opiekuna artystycznego produkcji. Nie chce już rozmawiać na ten temat.

– Obowiązuje mnie dyskrecja, jeszcze będę miał kłopoty z tego powodu – mówi tylko Wosiewicz.

Kolejny polski film historyczny, wspierany z państwowych pieniędzy, który powstaje i nie może powstać, to „Spójrz mi w oczy” w reżyserii Rafała Wieczyńskie- go o rodzinie Ulmów, która podczas wojny została zamordowana za ukrywanie Żydów. Premiera zapowiadana była na jesień 2018 r. Do tej pory się nie odbyła.

– Sporo pieniędzy przepuszczono przez ten projekt – mówi nasz rozmówca, który pracował w MKiDN, ale nazwiska woli nie podawać. – Zadzwonił kiedyś przerażony dyrektor jednego z muzeów, bo dostał polecenie, żeby przez jego placówkę przepuszczać dotacje na wyjazdy Rafała Wieczyńskiego na zagraniczne festiwale filmowe – dodaje.

Powstał natomiast film dokumentalny „Rotmistrz Pilecki – przywracanie pamięci”, wyprodukowany przez fundację Lux Veritatis, założoną przez o. Tadeusza Rydzyka. Do jego produkcji 180 tys. zł dorzuciło Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Natomiast do organizacji czterech pokazów tego filmu dopłaciło Ministerstwo Obrony Narodowej – prawie 100 tys. zł.

PIENIĄDZE NA PILECKIEGO

W 2018 R. W KOŚCIELE W OSTROWI MAZOWIECKIEJ zorganizowano rekonstrukcję ślubu rotmistrza Pileckiego z Marią Ostrowską, który odbył się w 1931 r. Rolę świadków odegrali minister Piotr Gliński i jego zastępczyni Magdalena Gawin. Władze tak się rozpędziły w honorowaniu rtm. Witolda Pileckiego, że zaangażowały go do patronowania jednocześnie dwóm instytucjom zajmującym się historią. Najpierw w 2016 r. powstał Ośrodek Badań nad Totalitaryzmami im. Witolda Pileckiego. Jego zadaniem – jak tłumaczy MKiDN – miało być „wprowadzanie w nowoczesny sposób polskiego doświadczenia dwóch totalitaryzmów w pamięć świata”. – Tę instytucję wymyśliła wiceminister Gawin. Na korytarzach ministerstwa mówiło się, że szykowała sobie miejsce na wypadek, gdyby nie zagrzała miejsca w resorcie. Wyglądało to na grę na pisowskich emocjach: jak to, nie dacie pieniędzy na instytucję imienia Pileckiego? I pieniądze się znalazły. Wystarczyło nawet na świetnie wyposażoną siedzibę w centrum Warszawy – wskazuje nasz rozmówca, który pracował wtedy w MKiDN.

Muzeum Żołnierzy Wyklętych w Ostrołęce, listopad 2019 r.

W 2017 r. uruchomiono dodatkowo Instytut Solidarności i Męstwa im. Witolda Pileckiego. Ma on m.in. przyznawać stypendia naukowe i tworzyć cyfrowe archiwum zbiorów rozsianych po świecie. Oprócz tego przyznaje medale Virtus et Fraternitas za pomaganie polskim obywatelom podczas wojny. Ktoś się jednak zorientował, że dwie podobne instytucje im. Pileckiego to za dużo i w 2018 r. Ośrodek Badań nad Totalitaryzmami został włączony do Instytutu Solidarności i Męstwa. Na rok 2020 dostał on dotację w wysokości 20 min zł. Dzięki temu może działać z rozmachem – uruchomiono już oddział w Berlinie, tuż przy Bramie Brandenburskiej. Kosztuje 8 min zł rocznie. Tylko po co, skoro w Niemczech mamy już m.in. Instytut Polski? Zdaniem MKiDN niezbędny był tam jeszcze Instytut Pileckiego, bo chodzi o „rozwój długofalowej współpracy z niemieckimi instytucjami naukowymi, archiwalnymi oraz światem akademickim”, a poza tym „odzwierciedla to wagę, jaką państwa polskie i niemieckie przykładają do wzajemnych stosunków kulturalnych i naukowych”.

Problemem było finansowanie zagranicznych oddziałów Instytutu Pileckiego, bo miał on działać w kraju, a nie za granicą. Rozwiązanie znalazło się w tzw. tarczy antykryzysowej 3.0, która miała zapobiegać skutkom epidemii koronawirusa. Dorzucono do niej przepisy umożliwiające Instytutowi Pileckiego wydawanie dużych pieniędzy za granicą. Teraz w planach są oddziały w USA i Izraelu.

Nie zapomniano też o działaczach i sympatykach PiS, którym bliska jest tradycja przedwojennych ruchów narodowych, często antysemickich. Dla nich w lutym utworzono Instytut Dziedzictwa Myśli Narodowej, któremu na ten rok przyznano dotację 1,6 min zł. Na czele tej instytucji stanął były senator PiS prof. Jan Żaryn, miłośnik przedwojennego Obozu Narodowo-Radykalnego.

KONFLIKT INTERESÓW

INSTYTUT DZIEDZICTWA MYŚLI NARODOWEJ UFUNDOWAŁ JEDNĄ Z NAGRÓD (Złoty Opornik) tegorocznego festiwalu filmowego Niepokorni. Niezłomni. Wyklęci. Fundatorem nagrody winnej kategorii konkursowej (Nagroda im. Janusza Krupskiego) jest Fundacja Rodziny Witaszków. Kieruje nią biznesmen Paweł Witaszek, nazywany finansowym zapleczem antyaborcjonistów. Wiele osób pracujących w nowych, patriotycznych instytucjach spotyka się we wrześniu w Gdyni na tym festiwalu.

Oficjalna kwota dotacji dla tej imprezy wygląda skromnie, bo w tym roku to zaledwie 270 tys. zł z ministerialnego programu Film. Jednak dokładają się też spółki skarbu państwa. W tym roku partnerem generalnym był Orlen, a partnerem strategicznym – PKO Bank Polski. Rozgłos festiwalowi zapewniają prorzą- dowe i państwowe media.

Kilka lat temu pojawił się kłopot, bo okazało się, że wpływ na decyzje o przyznawaniu festiwalowi dotacji ma dyrektor departamentu własności intelektualnej i mediów MKiDN Katarzyna Falkowska- -Gołębiewska. Tak się składa, że jest ona żoną Arkadiusza Gołębiewskiego, twórcy i dyrektora tego festiwalu, więc miała wpływ na przekazywanie publicznych pieniędzy mężowi. MKiDN zapewnia, że „dyrektor departamentu własności intelektualnej i mediów MKiDN niezwłocznie po podjęciu pracy w MKiDN (16.03.2018 r.) i zidentyfikowaniu potencjalnego konfliktu interesów, złożyła na ręce ministra, do wiadomości dyrektora generalnego, oświadczenie o wyłączeniu z nadzorowania czynności związanych z programem Film”. – Program został wytransferowany do Filmoteki Narodowej – Instytutu Audiowizualnego. Oficjalnie wszystko jest w porządku, ale w praktyce pani Katarzyna Falkowska-Gołębiewska ma wpływ na Instytut Audiowizualny – wyjaśnia były pracownik MKiDN.

WYMIENIANIE ZAMKÓW W MUZEUM

NIEMAŁE PIENIĄDZE PŁYNĄ TEŻ DO POWSTAJĄCYCH OD ŁAT MUZEÓW ŻOŁNIERZY WYKLĘTYCH. Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro i jego ówczesny zastępca Patryk Jaki już zimą 2016 r. ogłosili, że na terenie aresztu śledczego Warszawa-Mokotów, gdzie po wojnie katowano i zabijano żołnierzy podziemia, a potem więziono opozycjonistów, powstanie Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL. Wciąż powstaje. Powierzchnia muzeum ma być gigantyczna – ok. 7 tys. mkw. Resort Ziobry nie ujawnia, ile będzie ono kosztować. „Ogłoszenie przetargu na budowę muzeum nastąpi po zapewnieniu środków finansowych na inwestycję, której realizacja jest planowana na lata 2021-2025” – informuje resort sprawiedliwości. – Nie chodzi o to, żeby coś powstało, tylko żeby powstawało. Wtedy można wciąż ciągnąć pieniądze – tłumaczy były pracownik MKiDN.

Od lat powstaje też Muzeum Żołnierzy Wyklętych w Ostrołęce. Rok temu z pracy zrezygnował dyrektor tego projektu Jacek Karczewski. W mediach społecznościowych skarżył się, że w budynku, w którym ma się mieścić muzeum, wymieniono nawet zamki, żeby nie mógł się tam dostać.

Do niedawna projektem tego muzeum zajmowały się władze miasta, teraz bierze to na siebie resort kultury. Łączna suma dotacji w tym roku ma wynieść ponad 9 min zł. Ministerstwo na dyrektora placówki wskazało Piotra Li- żewskiego. Nie ma on doświadczenia w muzealnictwie, przez 17 lat był komendantem Straży Miejskiej w Ostrołęce.

MAJOR, KTÓRY NIE ISTNIAŁ

JAK ŁATWO MANIPULOWAĆ HISTORIĄ I EMOCJAMI LUDZI, którzy się nią interesują, udowodnili niedawno uczniowie z klasy maturalnej I Liceum Ogólnokształcącego w Rzeszowie.

„Przywróćmy należną cześć majorowi Wiktorowi »Poecie« Pyszowi!” – zaapelowali w sierpniu na Facebooku. Wiktor Pysz miał być zapomnianym żołnierzem wyklętym z Rzeszowszczyzny. Sprawę nagłośniły media, ludzie zaczęli domagać się wyjaśnienia losów mjr. Pysza. Tylko że tę postać licealiści wymyślili, opierając się na historii rtm. Pileckiego. – Celem naszego projektu była walka z dezinformacją – tłumaczy Jakub Kłodowski, uczeń I LO w Rzeszowie. – Historia żołnierzy wyklętych wzbudza zainteresowanie i wciąż jest w niej wiele do odkrycia. Nasza akcja pokazała, że łatwo jest tą historią manipulować – dodaje.

A na zainteresowaniu i manipulowaniu historią można jeszcze sporo zarobić.

Opracował: Leon Baranowski – Buenos Aires, Argentyna