POLSKIE TERMOPILE – NAJKRWAWSZA BITWA WOJNY 1920

Mariusz Nowik, Newsweek, nr 35, 24-30.08.2020 r.

Bitwa pod Zadwórzem, Stanisław Kaczor-Batowski, 1929 r., w zbiorach Muzeum Wojska Polskiego

„Chłopcy, do ostatniego ładunku” – brzmiał ostatni rozkaz kapitana Bolesława Zajączkowskiego. Z 330 obrońców Zadwórza przed bolszewikami ocalało kilkunastu

Trzy trumny ustawiono przed kaplicą. Po dystynkcjach na mundurach dało się poznać, że w pierwszej pochowano sierżanta, w drugiej kaprala, a w trzeciej leżał wojak bez szarży w szarej maciejówce na przestrzelonej głowie. Najpewniej ochotnik. Jadwiga Zarugiewiczowa podeszła do identycznych trumien pokrytych grudkami błotnistej ziemi i po chwili wskazała tę z ochotnikiem. Szczątki bezimiennego obrońcy Lwowa zostały uroczyście przewiezione do Warszawy i złożone z najwyższymi honorami w Grobie Nieznanego Żołnierza. Był rok 1925.

Syn Jadwigi Zarugiewiczowej zginął pięć lat wcześniej. Konstanty miał 19 lat, był sierżantem, jednym z 330 żołnierzy batalionu kapitana Bolesława Zajączkowskiego. 17 sierpnia 1920 roku składający się w dużej części z ochotników oddział stanął na drodze do Lwowa 1. Konnej Armii Siemiona Budionnego. Kiedy znad Wieprza ruszała polska kontrofensywa w Bitwie Warszawskiej, w podlwowskiej wsi Zadwórze rozegrała się najkrwawsza bitwa wojny polsko-bolszewickiej.

„DWÓCH Ml BÓG ZOSTAWIŁ”

BATALION ZAJĄCZKOWSKIEGO WCHODZIŁ W SKŁAD ODDZIAŁU SFORMOWANEGO PRZEZ ROTMISTRZA ROMANA ABRAHAMA, nazwanego z francuska detachement i zgodnie z francuską terminologią miał służyć do zadań specjalnych o poufnym charakterze.

Dramatopisarz, korespondent wojenny Adam Grzymała- – Siedlecki tak pisał o żołnierzach rotmistrza Abrahama:

„W pierwszym rzędzie zgłasza się młodzież szkolna, a przede wszystkim skauci, element ze wszech miar pożądany, bo już wyćwiczony, karny, wygimnastykowany, przyzwyczajony do niewygód i trudów, słowem pół żołnierz, a dwój żołnierz ” jako poczucie honoru, jako cnota harcerska, jako wyrobienie j duchowe i patriotyzm przykładowy. W pierwszych dniach zapełniło koszary ochotnicze harcerstwo lwowskie, obecnie | przybywają skauci z okolic”.

Byli wśród nich kilkunastolatkowie. „Bracia rodzeni, szesnaście i piętnaście lat. Przyprowadziła ich do werbunku rodzona matka i tak oświadczyła: – Tych dwóch mi tylko już Bóg pozostawił. Niech idą bronić Polski. Ale proszę o to: nie do żadnej służby pomocniczej, lecz na front. I pójdą na front” – pisał Grzymała-Siedlecki.

1 sierpnia pod Krzywem i Witkowem ochotnicy zaatakowali i rozbili oddziały wroga. Pięć dni później w sowieckim kontrataku pod Chodaczkowem został ranny rotmistrz Abraham, ale nie pozwolił odnieść się na tyły i dowodził obroną, leżąc w bandażach na noszach. Kontratak odparto, a trupia czaszka, symbol ochotników naszywany na mundurach, stała się postrachem Sowietów.

„DZIAŁA RYCZĄ SETNIE”

Kondukt pogrzebowy poległych w bitwie pod Zadwórzem, Lwów, 1920 r.

BATALION ZMIERZAŁ DO LWOWA OD WSCHODU, był nieco ponad trzydzieści kilometrów od miasta, gdy pod wioską Zadwórze napotkał wroga – dowodzone przez słynącego z okrucieństwa Josifa Rodionowicza Apanasenkę oddziały 6. Kaukaskiej Dywizji Konnej.

Kondukt pogrzebowy poległych w bitwie pod Zadwórzem, Lwów, 1920 r.

Zajączkowski rozwinął oddział w tyralierę, by opanować stację kolejową i pobliskie wzgórza i tam zorganizować obronę. „Zabłysły w słońcu bagnety, zerwała się dzielna kompania chorążego Marynowskiego, salwą wita wroga i szturmem hucznie, buńczucznie – idzie na wzgórze. Bolszewicy przyjmują nas zewsząd rzęsistym ogniem” – wspominał Seweryn Faliński w wydanej siedem lat później 24-stronicowej książeczce „Rycerze zadwórzańscy”.

„Artyleria bolszewicka odzywa się basowym rykiem. Wróg zalewa nas od strony dworca wprost ławą ognia. Ukrop nie lada, cofnąć się wcale nie można! Działa ryczą setnie, lawina żelaza leci ku nam, przerasta ogromem słaby nasz opór. Nie ma metra łanu, gdzie by można się schować, nie ma piędzi ziemi, gdzie by granat nie uderzył. Pa- dają więc żołnierze coraz gęściej i rannych też niemało wije się w kałużach krwi” – pisał Faliński.

Stacja kolejowa została zdobyta, a wzgórza opanowane.

„DO OSTATNIEGO ŁADUNKU”

SZARŻUJE SOWIECKA KONNICA: „Wali masa – błyszczą obnażone krzywe szablice w blasku słońca, chwieje się na przedzie buńczuk komendanta, pochylają się wprzód Kozacy na kul- bakach. A my wstrzymujemy się zupełnie, czołem odwróceni ku nim i jeno strzelamy śmiercionośną stalą, strzelamy bez wytchnienia. Popłoch ogarnia ich szeregi, rozbijają się kupkami po równinie. Atak został odparty, kawaleria kryje się z powrotem w las”. W ciągu 11 godzin odparto sześć ataków kawalerii Budionnego.

Kiedy polskie wózki amunicyjne eksplodują trafione artyleryjskim pociskiem, kapitan Zajączkowski decyduje o przedarciu się wzdłuż linii kolejowej do odległego o kilka kilometrów Lasu Barszczowickiego, jednak Kozacy szybkim manewrem odcinają drogę odwrotu. „Powstała panika” – relacjonował ocalały z bitwy sierżant Szulgin, którego słowa przytaczał opatrujący go sanitariusz Jan Ross. „Żołnierze specjalnie przez konnicę rąbani szablami i kłuci szukali ratunku w budkach kolejowych, których było kilka w odległości kilkuset metrów od siebie. Żołnierzy z tych budek bolszewicy wyciągali i po kolei zarąbywali” – opowiadał. Według relacji Falińskiego kapitan Zajączkowski wydał rozkaz: „Chłopcy, do ostatniego ładunku”, a gdy zabrakło mu amunicji, odebrał sobie życie.

O okrucieństwie wobec jeńców pisał w „Dzienniku 1920” Izaak Babel, wówczas oficer polityczny Budionnego. „Nie patrzyłem im w twarze, przebijali pałaszami, dostrzeliwali, trupy na trupach, jednego jeszcze obdzierają, drugiego dobijają, jęki, krzyki, charkot. (…) Piekło. Jakąż to wolność przynosimy, okro- pieństwo. Przeszukują folwark. Wyciągają z ukrycia, Apanasen- ko – nie trać ładunków, zarżnij go. Apanasenko zawsze tak mówi – siostrę zarżnąć, Polaków zarżnąć”.

„TRZEBA BYŁO SIĘ PODDAĆ”

CZERWONOARMIŚCI PO BITWIE ZAKWATEROWALI SIĘ W GOSPODARSTWIE ANDRZEJA KOWALSKIEGO, który przy głównym skrzyżowaniu dróg prowadził sklep. Okazały dom zajął sam Budionny. Jego żołnierze kazali polskiej rodzinie przygotować dowódcy jedzenie i nagotować jak najwięcej wody. Kowalski zapamiętał, jak zmywali wrzątkiem z szabel zakrzepłą krew.

Z 330 żołnierzy batalionu ocalało – według różnych relacji – od kilkunastu do dwudziestu kilku.

Sierżant Szulgin przeżył masakrę dzięki jednemu z bolszewików. „Zjawił się na koniu jakiś oficer, Polak, który nie pozwolił na dalszą masakrę. Krzyczał ten oficer: »Dlaczego do nas strzelaliście? Trzeba było się poddać!«”.

Piętnastoletni Rudolf Jan Niżankowski, gdy zabrakło mu amunicji, ruszył do ataku na bagnety. Został ciężko ranny, ale doczołgał się do zabitego konia, którego brzuch rozerwał pocisk artyleryjski, i nakrył się jego wnętrznościami. Szczęście miał również szesnastoletni Władysław Targalski, którego zakrwawioną bluzę i dokumenty znalazł na polu bitwy ojciec i zdążył opłakać stratę syna. Tymczasem na Władka bez munduru trafił jeden z kozaków. Niepozornego, chudego chłopaka wziął za ukraińskiego chłopa, który – jak sądził – przez przypadek znalazł się w centrum bitwy. Wciągnął go na siodło i odwiózł do punktu sanitarnego. Tam dopiero bolszewicy zorientowali się, że mają do czynienia z żołnierzem. Wywieźli go do obozu jenieckiego w Charkowie, skąd Władkowi udało się uciec. Gdy po pięciu tygodniach wędrówki wszedł do sklepu ojca we Lwowie, ten go nie poznał, sądząc, że ma przed sobą żebraka.

Tragedia pod Zadwórzem wstrząsnęła Lwowem. „Kresowe Termopile pochłonęły prawdziwy kwiat lwowskiej młodej inteligencji” – wspominał sanitariusz Jan Ross. „Najmłodsi uczestnicy bitwy mieli zaledwie naście lat, jak choćby piętnastoletni Tadeusz Łohiński czy dziewiętnastoletni Konstanty Zarugiewicz, uhonorowany Krzyżem Virtuti Militari oraz Krzyżem Walecznych”.

LEGENDA

ODDZIAŁY BUDIONNEGO WYCOFAŁY SIĘ NA WSCHÓD 20 SIERPNIA. Tego samego dnia na pole bitwy dotarł polski pociąg pancerny Huragan, żołnierze i rodziny poległych. Znaleźli świeże groby, a w nich ciała ponad trzystu polskich obrońców – pozbawione ubrań, posiekane szablami, z odrąbanymi kończynami, niektóre bez głów. Józef Hanak rozpoznał szczątki syna, podporucznika Tadeusza Hanaka, tylko po szczególe anatomicznym – braku paznokcia u palca nogi. Miał odrąbaną lewą rękę, rozciętą głowę, był przebity piką. Zwłoki kaprala Stefana Gromnickiego rodzina zidentyfikowała po wyszytym na koszuli monogramie.

„Byli to przeważnie młodzi żołnierze ochotnicy, u których widzieliśmy niemal te same rany, śmierć ich powodujące: pęknięte czaszki od cięć szablami lub uderzeń kolbą karabinową. Niektóre ciała, zmasakrowane cięciami pałaszy, nosiły po kilkanaście ran. Widzieliśmy poległych żołnierzy pozbawionych rąk, nóg, głów” – opisywał jeden ze świadków.

Spośród wszystkich ciał udało się bezpośrednio na miejscu bitwy rozpoznać tylko kilku poległych. Siedmiu obrońców przeniesiono do kwatery zadwórzaków, na cmentarz Obrońców Lwowa. Wśród nich kapitana Zajączkowskiego, który został okrzyknięty polskim Leonidasem.

Bój o Zadwórze zaczęto nazywać polskimi Termopilami. Porównanie śmierci ponad trzystu żołnierzy poległych w nierównej walce z bolszewikami do trzystu Spartan zabitych przez Persów w wąwozie termopilskim niemal dokładnie co do dnia 2400 lat wcześniej nasuwało się samo.

Heroiczna walka na jeden dzień związała walką siły sowieckiej dywizji kawalerii, której Budionnemu zabrakło pod Lwowem. Ułatwiła przygotowanie obrony miasta.

Jesienią 1920 r. saperzy usypali w Zadwórzu dwudziestometrowy kurhan mogiłę, na którym w 1927 r. ustawiono czterometrowy obelisk w kształcie granicznego słupa z krzyżem. W1929 roku ojciec żołnierza poległego pod Zadwórzem Filipa Howzana ufundował pod kurhanem tablicę spiżową z napisem „Orlętom poległym w dniu 17 sierpnia 1920 roku w walkach o całość ziem kresowych”. Ustanowiono też Krzyż Zadwórza, którym honorowano obrońców Kresów.

Obrona Zadwórza wraz z historią Orląt Lwowskich była do 1939 roku symbolem przywoływanym przy rocznicach bitwy i podczas obchodów uroczystości państwowych przy kopcu kryjącym szczątki poległych ochotników. Natchnęła lwowskiego artystę Stanisława Kaczora-Batowskiego do namalowania obrazu „Bitwa pod Zadwórzem (Polskie Termopile)”, a Zofia Kossak-Szczucka poświęciła jej opowiadanie „Pod Zadwórzem”. Potem – mimo że legenda zadwórzaków była silnie związana z Grobem Nieznanego Żołnierza – została pogrzebana na prawie pół wieku przez zmowę milczenia polskich, ukraińskich i rosyjskich komunistycznych władz.

Opracował: Jarosław Praclewski Solidarność RI, numer legitymacji 8617, działacz Antykomunistyczny