TESTAMENT WIRTUOZA

Kamil Nadolski, Newsweek, nr 22, 25-31.05.2020 r.

Ignacy Jan Paderewski pozostawił po śmierci imponujący majątek. Jak to się stało, że został on roztrwoniony albo przepadł bez wieści?

Zgromadził największy w Europie zbiór chińskiej porcelany. Miał wielką kolekcję dzieł polskich artystów, pamiątki po polskich władcach i bohaterach narodowych, unikatowy księgozbiór, także numizmaty i rzeźby. Do tego prestiżowe nieruchomości, papiery wartościowe i gotówkę zdeponowaną w banku.

Umierając 29 czerwca 1941 r., pozostawił po sobie spadek wart milion dolarów (to obecnie 17,5 min). Nie licząc tantiem z tytułu praw autorskich.

CENNY TALENT

Ignacy Jan Paderewski był jednym z najwybitniejszych artystów swojej epoki. Świetnie opłacanym. „Zarabiał 500 tys. dolarów za jeden sezon koncertowy w Stanach Zjednoczonych na czysto, po potrąceniu kosztów. Żona Paderewskiego mówiła mi (…), że jedna minuta jego czasu warta jest pięciu dolarów” – opowiadał Mikołaj Bednarczyk, prywatny lekarz muzyka, który towarzyszył mu podczas tras koncertowych po Ameryce.

Bilety na jego koncerty wyprzedawały się na pniu, zwłaszcza wśród pań, czego wyraz dał jeden z amerykańskich dzienników, pisząc, że „długowłosy pianista działa na kobiety nowojorskie tak samo jak słoik konfitur na sieroty z przytułku”.

Zarabiał świetnie, ale hojnie się dzielił. Jego filantropijne działania dorównywały muzycznemu talentowi. „Podczas amerykańskich tras koncertowych salonka pianisty przekształcała się czasami w wędrowną kuchnię dla potrzebujących. Gdy spotykał bose dzieci, kupował im buty, obdarzał prezentami i żądał, aby to samo robili jego podwładni. Nigdy też nie odmówił koncertu na cele charytatywne” – pisał Sławomir Koper w książce „Życie prywatne elit Drugiej Rzeczypospolitej”. Sporą część honorariów artysta przekazywał na kształcenie młodych polskich muzyków.

Jego majątek jeszcze za życia był tematem plotek i legend.

O rekordowych dochodach pisano w prasie, plotkowano w salonach i w kuluarach sal koncertowych.

Wokół artysty szybko zaczęli pojawiać się „przyjaciele”. Paderewski w swojej naiwności często nie zdawał sobie sprawy z machlojek, jakich dopuszczali się jego współpracownicy.

Wiele mówiło się choćby o Stanisławie Roszkowskim, który zawiadywał przez pewien czas inwestycjami muzyka. Po pewnym czasie okazywało się, że interesy, za którymi stał plenipotent, szybko okazywały się niewypałem i trzeba je było odsprzedawać po zaniżonej wartości. Nie wiadomo, jaki procent miał Roszkowski z każdej transakcji.

RZĄDZIŁ STRAKACZ

Kiedy w 1934 r. zmarła żona Paderewskiego, pojawiła się kwestia opieki nad 74-letnim pianistą, który wówczas mocno już podupadł na zdrowiu. Prawnym opiekunem ustanowiono Sylwina Strakacza, osobistego sekretarza muzyka. Pomagała mu Helena Lubke, dawna sekretarka żony. Opiekunowie mieli izolować Paderewskiego od świata, mocno ingerując w to, kto odwiedzał go w jego rezydencji.

Podobno nawet Władysław Sikorski, zaniepokojony postępującą depresją kompozytora, przywiózł z Paryża do jego szwajcarskiej rezydencji Riond Bosson opiekunkę, ale krótko potem znaleziono ją martwą w pokoju hotelowym. Dla jednych był to nieszczęśliwy przypadek, dla innych – tajemnicze zabójstwo.

Maciej Rataj, marszałek Sejmu w latach 1922-1927, wspominał: „Widziałem wszystkie – już nie tylko śmiesznostki – ale i niechlujstwa, których dokonywało otoczenie Paderewskiego (Orłowski, Horodyński, Strakacz…) pod jego skrzydłami i na jego moralny rachunek”.

W nie najlepszym świetle opiekuna kompozytora stawiał także Mikołaj Bednarczyk: „Strakaczowie nie dopuszczali do Paderewskiego bliższych jego przyjaciół, natomiast zmuszali go, by pozował do zdjęć z różnymi organizacjami, co staruszka niezwykle męczyło. (…). We Florydzie – jak wiem od Franciszka Pajdy [służącego Paderewskiego – red.] – Wilkońska spała pod schodami, w najgorszym pokoiku. Najlepszy apartament miał Strakacz z żoną, a już gorszy Paderewski” – zeznał w Konsulacie RP w Waszyngtonie w 1948 r.

Paderewski zmarł w Nowym Jorku, dokąd na krótko przed śmiercią przeniósł się ze Strakaczem i jego żoną. Testament, uznany początkowo za zaginiony, odnalazł się w paryskim Banku Morgana. Działania wojenne utrudniały jednak kontakt i korespondencję między instytucjami. Rzecz jasna, nie pomagał również fakt, że po 1945 r. w Polsce zmieniła się władza.

Tym samym, w wyniku różnych przeciwności losu, testament odczytano dopiero 1 kwietnia 1949 r.

Według zapisu prawa autorskie i tantiemy miały zostać przekazane jego żonie, Helenie.

W razie jej śmierci miały stać się własnością jego siostry Antoniny, a potem Uniwersytetu Jagiellońskiego. „Pieniądze te uważam za własność Narodu i dlatego proszę, by je przekazano Uniwersytetowi Jagiellońskiemu w Krakowie” – zapisał kompozytor. Dzieła sztuki muzyk podarował Muzeum Narodowemu w Warszawie, a koncertowy fortepian Steinwaya Warszawskiemu Konserwatorium Muzycznemu.

Ponieważ najbliżsi spadkobiercy już nie żyli, wykonawcą ostatniej woli mistrza zostawał Sylwin Strakacz.

Ostatnia wola kompozytora nie została jednak spełniona.

ZLICYTOWANE DZIEDZICTWO

Willa Ignacego Paderewskiego w Riond Bosson w Szwajcarii została przejęta przez komunistów i sprzedana. Na zdjęciu rezydencja z 1896 r.

Zanim otwarto w Paryżu testament Paderewskiego, mieszkający w USA Strakacz administrował amerykańską częścią majątku, co potwierdził Surrogate Court w Nowym Jorku. Na masę spadkową składały się trzy konta bankowe oraz pamiątki osobiste, które Strakacz przekazał Muzeum Polskiemu w Chicago już w sierpniu 1941 r.

Administratorem majątku pozostawionego w Szwajcarii (w tym willą w Riond Bosson) zajmował się prawnik Henry Val- lotton, mający legalne pełnomocnictwa.

Zaciekły spór z zarządzającymi spuścizną po pianiście toczyła niejaka Simone Giron de Pourtales, córka szwajcarskiego malarza Charles’a Girona, zaprzyjaźnionego z Paderewskim.

Młodsza o 34 lata kobieta podkochiwała się w muzyku, a nawet miała wobec niego plany matrymonialne. Małgorzata Perkowska-Waszek, znawczyni twórczości Paderewskiego, pisała jednak wprost, że Simone miała „zapewne na uwadze w większym stopniu majątek artysty niż jego uczucia”. Paderewski nie przepadał za tą znajomością, zwłaszcza gdy panna Giron zaczęła darzyć uwielbieniem Adolfa Hitlera.

Po śmierci kompozytora Simone Giron rzucała oszczerstwa wobec administratorów jego majątku, za co była blisko 30 razy pozywana do sądu. Wszystkie sprawy przegrała, a wyrokiem jednej z nich została nawet skazana na dwa miesiące więzienia. Niezrażona tym, w 1948 r. wydała książkę „Tajemnica testamentu Paderewskiego”, w której oskarżała Sylwina Strakacza o otrucie kilku osób z otoczenia artysty, uprowadzenie Paderewskiego do Stanów Zjednoczonych w 1940 r., a także o rzekome malwersacje.

Książka na język polski została przetłumaczona dopiero w latach 90. i natychmiast wywołała oburzenie potomków Strakacza. Jego córka wniosła pozew przeciwko wydawcy i wygrała. Sąd uznał, że zawarte w publikacji twierdzenia naruszają dobre imię i pamięć Sylwina Strakacza i nakazał jej wycofanie.

WŁADZA LUDOWA

Do spadku po Paderewskim było więcej chętnych. O schedę po polskim artyście upomnieli się komuniści. Posłużyli się Józefem Paderewskim, przyrodnim bratem Ignacego. Intrygą i szantażem sprawili, że przekazał on swoje roszczenia państwu polskiemu.

Wolą Ignacego willa w Riond Bosson miała być domem pracy twórczej dla młodych polskich muzyków. Zgromadzone tam pamiątki i dzieła sztuki, związane z działalnością mistrza, miały zostać przekazane do jednego z polskich muzeów. Tak się jednak nie stało.

Sylwin Strakacz robił wszystko, by komuniści nie przejęli szwajcarskiego majątku kompozytora. W 1947 r. w jednym z listów pisał: „Sprawa dawno już byłaby uregulowana, gdyby nie fakt oddania Polski w ręce bolszewików. Gdyby Polska naprawdę była wolna, Riond Bosson byłbym już był przekazał jakiejś naukowej instytucji, najprawdopodobniej Krakowskiej Akademii Umiejętności. (…) Cóż, kiedy obecny rząd komunistyczny w Polsce na samym początku m.in. skonfiskował majątki Akademii Krakowskiej! Oczywiście, że w takich warunkach nie może być mowy o przekazaniu im Riond Bosson, bo może zamiast młodych poetów czy muzyków posłaliby tam na wakacje zasłużonych komunistów. (…) Z bolszewikami nie będę prowadził rozmów. Cały majątek jest pod kontrolą sądów, zarówno w Szwajcarii, jak i w Ameryce. Dostanie go kiedyś Naród Polski, bo taka była intencja Pana Prezydenta, ale nie dostaną go komuniści, a im właśnie o to chodzi”.

Strakacz stanowił istotną przeszkodę dla rządu w Warszawie, dlatego starano się go pozbyć wszelkimi sposobami. Po kilkuletnich przesłuchaniach sądowych, wymianie korespondencji i naradach między prawnikami adwokaci reprezentujący PRL uzmysłowili mu, że będą przeciągać proces spadkowy tak długo, aż wyczerpią się jego skromne środki finansowe. Dla komunistów była to sprawa prestiżowa i zamierzali walczyć za wszelką cenę. Ostatecznie Strakacz zgodził się na ugodę i tzw. pozasądowe załatwienie sprawy. Zrzekł się praw do administrowania majątkiem.

Pożegnanie kompozytora po nowojorskim tournee. Z tyłu w środku stoi sekretarz Paderewskiego – Sylwin Strakacz, City Hall, 1932 r.

„Może okazałem słabość charakteru, idąc na tę ugodę, ale jak sobie uprzytomniłem naszą sytuację i nasz wiek, i całe to ciągłe targanie nerwów, te wyjazdy, to beznadziejne siedzenie od przesłuchu do przesłuchu, a wreszcie ewentualność apelacji i szukanie pieniędzy na jej prowadzenie, doszedłem do wniosku, że ryzyko i poświęcenie są za duże, aby walczyć z wiatrakami sam jeden” – pisał w liście do żony.

Strakacz otrzymał zapis 20 tys. dolarów, który uszczuplono przy podziale spadkowym do ok. 6 tys. (choć, jak twierdzi córka, poza obietnicami jej ojciec nic ze spadku nie otrzymał).

Likwidacją szwajcarskiej posiadłości pianisty zajęli się pracownicy poselstwa PRL w Bernie. Co cenniejsze przedmioty od jesieni 1951 roku zaczęły przyjeżdżać do Warszawy. Wiele pamiątek po Paderewskim jednak przepadło, bo urzędników bardziej interesowały pieniądze z ich sprzedaży niż wartość sentymentalna. Prof. Maciej Kle- dzik ustalił na przykład, że biurko Paderewskiego znalazło się w gabinecie portugalskiego dyktatora Antonia de Oliveira Salazara. Wiele innych cennych mebli i dzieł sztuki rozproszyło się po Szwajcarii, Europie i świecie. Sama willa została sprzedana i zanim zrównano ją z ziemią pod budowę autostrady w 1965 r., jeszcze kilka razy zmieniała właściciela.

Na tym nie koniec. Sporo biżuterii, pereł i złotych pamiątek po kompozytorze, które przechowywano w skrzyniach, padło ofiarą dziwnych włamań i kradzieży. Ich skalę można było poznać dopiero w latach 90., po upadku komunizmu w Polsce. Część zbiorów malarskich trafiła do Muzeum Narodowego, ale kilkaset bardzo cennych dla kultury polskiej dzieł przepadło bez wieści.

Przewieziony do Warszawy księgozbiór Paderewskiego zalegał w zawilgoconych magazynach na Służewcu, gdzie uległ częściowo zniszczeniu. Wreszcie znikoma zaledwie część zapisanych zbiorów trafiła do Konserwatorium Muzycznego w Warszawie i Uniwersytetu Jagiellońskiego. Gdzie może podziewać się reszta?

Opracował: Leon Baranowski, Buenos Aires – Argentyna