CZAS WIELKIEJ KOWIDOWEJ ZGODY MIĘDZYNARODOWEJ

Trzynastego marca, czyli dzień po bezprecedensowych ograniczeniach w podróżowaniu z Europy i Wielkiej Brytanii oraz trzy dni przed wydaniem przez Biały Dom nakazów powszechnej blokady, zarządzanie kryzysem kowidowym przejmują bezpieczniacy.

dr Robert Kościelny

Doskonale pamiętamy czas, gdy w naszym kraju panowała zgoda narodowa. Wszystkie liczące się siły polityczne, jak zwykło się nazywać partie, które załapały się na subwencje państwowe w związku z przekroczeniem progu 3 proc, głosów w wyborach parlamentarnych, mówiły jednym głosem. Ich wyborcy również.Trzeba było siedzieć w domu – siedzieli w domu. Trzeba było nosić kagańce – nosili kagańce. Trzeba było się szczepić – szczepili się. Trzeba było dawać odpór niedowiarkom, negacjonistom polityki pandemicznej – dawali. Od Kaczyńskiego i Ziobro po Tuska i Millera, od Stanisława Michalkiewicza (tak, tak) do Tomasza Lisa wszyscy walili w ten sam kowidowy bambus (choć niektórzy mniej energicznie od innych). Tak, w latach 2020-2022 odtworzony został Front Jedności Narodu. O to, czym on był, niech młodzi dopytają starszych albo wygooglują sobie. Ten „cud jedności” miał miejsce nie tylko w naszym kraju. Doświadczyli go ludzie na całym świecie; od południowoamerykańskich faweli po ekskluzywne dzielnice europejskich miast.
A wszystko to sprawił wirus. Choć czy na pewno tylko on?

(O)Błędne reakcje

Sprawie polityki kowidowej przyjrzał się ponownie Jeffrey A. Tucker, znany czytelnikom „TS” założyciel i prezes Instytutu Brownstone (IB), „promującego nowe idee w dziedzinie zdrowia publicznego, nauki i ekonomii, broniącego wolności, prawa i zasad otwartego dialogu” jak czytamy na oficjalnej stronie IB.
Jeśli weźmiemy pod uwagę naturę wirusa, cel, jaki postawili sobie zarządzający kryzysem
pandemicznym, nie miał żadnego sensu, uważa Tucker. Zadanie nakreślone przez władze federalne sprowadziło się do zdania z proklamacji prezydenckiej Donalda Trumpa z 13 marca 2020 r. Brzmiało ono następująco: „Aby skutecznie powstrzymać i zwalczyć wirusa w Stanach Zjednoczonych, potrzebne są jednak dodatkowe środki”. Proklamację wieńczyło bardzo efektowne zakończenie: „własnoręczny podpis złożyłem trzynastego dnia marca Roku Pańskiego dwa tysiące dwudziestego i w dwieście czterdziestym czwartym roku niepodległości Stanów Zjednoczonych” Wszystko niezwykle oficjalnie, poważnie, z dużą dozą majestatu. A przez to też niepokojąco. Bo wszystko to jakby wieściło koniec pewnej epoki, a początek nowej. Niczym proklamacja Deklaracji niepodległości sprzed 244 lat.
Przejdźmy do wywodów Tuckera, wskazującego na fundamentalny, błąd polityki kowidowej ogłoszonej w pompatycznej proklamacji prezydenta Donalda Trumpa. Jej zadaniem było „powstrzymywać” zasięg choroby i „walczyć” z wirusem. Tyle że: „Powstrzymanie było niemożliwe, o czym miał pojęcie każdy, kto posiadał wiedzę na temat wirusów na poziomie dziewiątej klasy. Już dawno zrozumieliśmy, że jest to szczep wysoce zakaźny. Ale dla większości ludzi nie ma to istotnego znaczenia medycznego, to znaczy żyją po to, aby owe wirusy [rzekomo śmiertelnie niebezpieczne] przekazać innym, jak grypę lub przeziębienie”
Jednak ten banalny i zachodzący „od stworzenia świata” proces postanowiono wykorzystać do przemodelowania świata. Tak jak wykorzystuje się
do tego występujące również od „czasów Adama i Ewy” zmiany klimatyczne, wmawiając, że spowodowane są działalnością człowieka.
Aby „powstrzymać” wirusa, czyli osiągnąć cel nie do osiągnięcia: „uruchomiono ogólnokrajowy system śledzenia i izolowania. Poza tym wprowadzono lock-downy, ograniczenia w podróżowaniu między stanami i ostatecznie nakazy szczepień i posiadania paszportów kowidowych”
Wizja powstrzymania wirusów przenoszonych drogą kropelkową (przez oddech) to utopia. Rzecz nie do zrealizowania podobnie jak ideologiczne wynalazki Marksa, Rousseau, de Maistre’a. Jak wizje millenarystów średniowiecznych, których zresztą wymienieni „wynalazcy” są, mówiąc po norwidowsko, „późnymi wnukami”. Jest to czysty produkt intelektualistów, niemający żadnego związku z realiami królestwa drobnoustrojów, pisze Jeffrey A. Tucker, dodając „Oczywiście, istnieją wirusy, które można próbować powstrzymać: Ebola, wścieklizna, ospa (jeśli nie zostały wykorzenione) i inne śmiercionośne wirusy. Wirusy przenoszone behawioralnie, takie jak HIWAIDS, można również powstrzymać… poprzez zmiany w zachowaniu. Wirusy te są również stosunkowo samowystarczalne, ponieważ zabijają swojego żywiciela. SARS-CoV-2 nigdy wśród nich nie było” Jednak w imię „powstrzymywania’^ ciągu następnych dni rozpoczęło się ogromne niszczenie cywilizowanego świata.

Z dziejów polityki powstrzymywania
Aby wyjaśnić, do czego zmierza w swych rozważaniach publicysta IB, należy cofnąć się aż do końca lat 40. XX w. oraz powstałej wówczas w myśli polityczno-wojskowej Stanów Zjednoczonych doktryny powstrzymywania. Jej twórcą był amerykański dyplomata i sowietolog George Frost Kennan. Polityk uznał, że obecnie głównym celem polityki USA stało się zapobieganie rozprzestrzenianiu się komunizmu do krajów nim nieogarniętych, przez tworzenie systemu sojuszy wojskowych. Containment (powstrzymywanie) było jednym z głównych celów doktryny, a jego efektem m.in. powstanie NATO (1949), a później: ANZUS (1951), SEATO (1954) oraz CENTO (1955).
„Doktryna powstrzymywania wywodzi się z epoki powojennej, kiedy elity amerykańskie zmieniły swoje podejście do Rosji. Powojenne porozumienie nagrodziło Rosję za pokonanie nazizmu kontrolą wielu narodów leżących przy jej granicach, a także Europy Wschodniej i wschodniej części Niemiec”. W ten sposób wzmocniono komunistyczną Rosję, rozszerzając jej wpływy aż po Łabę. Stamtąd, w sensie geostrategicznym, było już niedaleko do europejskich wybrzeży Atlantyku i do Gibraltaru, do Bonn, Paryża, Rzymu. Do Madrytu i Lizbony.
I dopiero wtedy nastąpiło otrzeźwienie. Pojawiła się świadomość, że Związek Radziecki otrzymał za dużo. Że Zachód zbudował mu mocne fundamenty pod politykę ekspansji. „Amerykańska machina wojskowa przeniosła się z walki z Japonią i Niemcami oraz z państwami Osi do ograniczania wpływów na świecie swojego sojusznika sprzed zaledwie kilku lat. Zmiana była tak dramatyczna, że napisano o niej całe dystopijne powieści: «Rok 1984® Orwella najprawdopodobniej miał być odwzorowaniem prawdziwych wydarzeń z 1948r”, uważa publicysta IB. Jak wiemy, Oceania to jedno z trzech supermocarstw pojawiających się w powieści George’a Orwella „Rok 1984″ Pozostałe dwa to Wschódazja i Eurazja. Oceania obejmuje obie Ameryki, Wielką Brytanię, Australię oraz południową część Afryki. Dystopijną krainą rządzi Partia pod przywództwem Wielkiego Brata. Panuje w niej totalitarna ideologia o nazwie angsoc. Przeciwnikiem Oceanii jest Wschódazja i Eurazja. Partia co jakiś czas zmienia wroga i sojusznika – raz jest nim Eurazja, innym razem Wschódazja. Powody tych zmian są tyleż gwałtowne, co niezrozumiałe dla mieszkańców Oceanii. W rzeczywistości chodzi oto, aby strachem przed inwazją jednego bądź drugiego wroga utrzymywać populację Oceanii w posłuszeństwie i przywiązaniu do Partii i Wodza. Drugim celem jest rozszerzenie władztwa Oceanii.
W latach 60. XX w., w związku z popularyzacją teorii efektu domina, rozszerzono stosowanie doktryny powstrzymywania również na wsparcie dla proamerykańskich rządów na całym świecie (także reżimowych) oraz rozwiązania siłowe w celu zapobieżenia „eksportowi rewolucji” Najbardziej spektakularnymi operacjami przeprowadzonymi wskutek stosowania filozofii powstrzymywania były: wojna w Korei, kryzys kubański, wojna w Wietnamie oraz pomoc amerykańska powstańcom afgańskim w czasie inwazji Związku Radzieckiego na Afganistan (1979-1989).
Według Jeffreya A. Tuckera: „Doktryna powstrzymywania pochłaniała politykę zagraniczną USA przez pół wieku, wdrażano ją w celu usprawiedliwienia obecności wojsk US Army w większości krajów i wybuchania gorących wojen w Ameryce Środkowej i Afganistanie (w tym wsparcia dla tych samych ludzi, których Stany Zjednoczone później próbowały obalić w imię szerzenia demokracji). Powstrzymanie stało się zatem bardzo skutecznym hasłem budowania imperium USA za granicą”.

Od powstrzymywania do zwalczania

Tak jak w opisanej wyżej sytuacji, gdy pod hasłem „powstrzymywania” budowano siłę imperium (Oceanii i USA), tak też było w przypadku kowida. Przy czym wroga z widzialnego podmieniono na niewidzialnego. Był to „nowy wirus” ale podobne wirusy towarzyszą nam od niepamiętnych czasów. Jak stwierdziło wielu lekarzy w lutym 2020 r., istnieją ustalone i skuteczne terapie pozwalające radzić sobie z takimi infekcjami. Łagodzenie negatywnych skutków obecności SARS-CoV-19 dla populacji było tak proste, jak przestrzeganie istniejących zasad obowiązujących podczas corocznego sezonu infekcyjnego.
Nie było powodu, aby wyzywać wirusa na ubitą ziemię. Nie było powodów do „walki” Stało się jednak inaczej, jak wszyscy wiemy. Decyzją władz poszliśmy na wojnę z koronawirusem, wdzialiśmy na siebie żelazną zbroję, w założeniu. Bo w rzeczywistości – błazeński strój dezynfekcji i dystansu. Twarze kazano nam skryć pod przyłbicami masek. Wirus miał zostać pokonany „dodatkowymi środkami”. Trzy dni później Amerykanie dowiedzieli się, co zacz te „dodatkowe środki”: „obiekty, w których gromadzą się grupy ludzi, powinny być zamknięte”. Strona IB skomentowała to w ten sposób: „Przeszukując całą historię rządów Stanów Zjednoczonych, nie znajdujemy żadnego edyktu tak ekstremalnego, tak natrętnego, tak destrukcyjnego, tak całkowicie podważającego wszelkie prawa i wolności tak wielu ludzi”.
16 marca 2020 r. prezydent Donald Trump zebrał się z Deborah Birx, Anthonym Faucim i innymi osobami, aby ogłosić „15 dni na spowolnienie rozprzestrzeniania się”. Hasło to rychło stało się źródłem kpin w kraju i za granicą, pisze Tucker. Co wcale nie znaczy, że większość ludzi nie wykazała się daleko idącą uległością wobec absurdalnego nakazu walki z „rozprzestrzenianiem się” sezonowej infekcji. W życiu obywateli Stanów Zjednoczonych zaczęły zachodzić zmiany. Doszło do inauguracji nowego systemu gospodarczego, politycznego i społecznego. Wprowadzono go pod pozorem przeprowadzenia krótkiego eksperymentu w zakresie kontroli wirusa, ale trwał on aż do wyborów prezydenckich, a potem jeszcze długo po wyborach zwycięskich dla Josepha Bidena.
Jak już wielokrotnie pisałem przy okazji poruszania wątku kowidowego na łamach „Warszawskiej Gazety”, wypowiedzenie wojny totalnej infekcji sezonowej zapoczątkowało radykalne wstrząsy wl niemal wszystkich aspektach ekonomii, prawa i zdrowia publicznego, doprowadzając do bankructwa setki tysięcy przedsiębiorstw, zerwania łańcuchów dostaw na całym świecie, powodując bolesny niedobór siły roboczej, wywołując niespotykany dotąd poziom akumulacji długu publicznego, umożliwienie inflacji monetarnej bez precedensu we współczesnym świecie i wywołanie konfliktów, podziałów oraz ogólnego gniewu i demoralizacji wśród społeczeństwa. Z politycznego punktu widzenia utorowało to drogę rozporządzeniom dotyczącym szczepionek, które powodują utratę pracy przez miliony osób. Wzmocniło też władzę i pozwoliło inżynierom społecznym poznać, ja ki jest w społeczeństwach stopień gotowości do buntu przeciw absurdalnym decyzjom władz. Okazało się, że bardzo niski. Uległość i zgoda na unicestwienie wolności za gwarancje poczucia bezpieczeństwa. Nawet gdyby miało się okazać złudne. Takie uwagi mogli poczynić w swych kwestionariuszach badawczych inżynierowie dusz.
Słowa Trumpa poruszyły lawinę, która radykalnie „przeczesała” Amerykę, wykazując jednocześnie niewielki szacunek dla Karty Praw, swobód obywatelskich, amerykańskich tradycji i wartości. Były wyrazem lekceważenia tysięcy lat doświadczeń w zakresie zdrowia publicznego: „Moja administracja zaleca, aby wszyscy Amerykanie, w tym młodzi i zdrowi, pracowali nad zaangażowaniem się w naukę w domu, jeśli to możliwe, i unikali gromadzenia się w grupach większych niż dziesięć osób. Unikaj niepotrzebnych podróży i unikaj jedzenia i picia w barach, restauracjach i publicznych lokalach gastronomicznych. Jeśli wszyscy dokonają teraz tej zmiany lub tych krytycznych
zmian i poświęceń, zjednoczymy się jako jeden naród i pokonamy wirusa i wspólnie będziemy świętować”. W tych słowach właśnie tkwiło sedno tego, co dla rządu oznaczało „zwalczanie” wirusa w celu jego „powstrzymania”.
Większość rządów na świecie podążyła śladem Białego Domu i dr. Fauciego, doradcy rządu federalnego ds. walki z kowidem. W praktyce oznaczało to atak na prawa obywateli do podróżowania, gromadzenia się, prowadzenia normalnej działalności gospodarczej i wypowiadania się, ponieważ, jak się dowiedzieliśmy, wysiłki cenzury, blokujących racjonalną debatę publiczną na temat „pandemii” rozpoczęły się w tym samym czasie.

A nad wszystkim czuwały służby

Niniejsza proklamacja prezydencka została wydana tego samego dnia co tajny dokument zatytułowany „PanCAP dostosowany plan reakcji rządu USA na Covid-19″. Dokument ten, ujawniony wiele miesięcy później, stawiał Radę Bezpieczeństwa Narodowego w roli decyzyjnej, podczas gdy agencje zdrowia publicznego zostały zdegradowane do zadań operacyjnych.
Jeffrey A. Tucker już we wcześniejszych swoich artykułach przytaczał dowody na to, że Deborah Birx, koordynatorka grupy zadaniowej Białego Domu ds. koronoawirusa, mogła być mianowana na to stanowisko nie przez agencję zdrowia publicznego, ale przez Radę Bezpieczeństwa Na-rodowego.Jeraz mam dowód, że rzeczywiście tak było. Odkryłem także dokumenty, które pokazują: od 13 marca 2020 r. Rada Bezpieczeństwa Narodowego (NSC) oficjalnie kieruje polityką rządu USA w sprawie Covid. Od 18 marca 2020 r. Federalna Agencja Zarządzania Kryzysowego (FEMA) podlegająca Departamentowi Bezpieczeństwa Wewnętrznego (DHS) oficjalnie odpowiadała za reakcję rządu USA na Covid”.
Publicysta IB chce, aby jego czytelnicy zwrócili uwagę na wymowny fakt: 13 marca, czyli dzień po bezprecedensowych ograniczeniach w podróżowaniu z Eu
ropy i Wielkiej Brytanii oraz trzy dni przed wydaniem przez Biały Dom nakazów powszechnej blokady, zarządzanie kryzysem kowi-dowym przejmują bezpieczniacy. „Pod pozorem powstrzymywania i zwalczania wirusów oraz wdrażania agencji i narzędzi zbudowanych i sprawdzonych podczas zimnej wojny i wojny z terroryzmem rząd podjął się niemożliwego zadania. Próbowano tego dokonać przez prawie dwa lata. Rzeczywiście, pod wieloma względami, te usiłowania nadal mają miejsce”.
W mitologii obywatelskiej druga wojna światowa zakończyła się eksplozją bomby masowego rażenia. Wojna z terroryzmem została wygrana dzięki atakom dronów i inwazjom na inne kraje, dzięki czemu zdołano unicestwić przywódców terrorystów. W obu przypadkach odpowiedzią była masowa przemoc.
„Paradygmat ten przeniósł się na wojnę z kowidem, gdy rządy i partnerzy branżowi zaczęli pracować nad ostatecznym rozwiązaniem i strategią wyjścia: masową inokulacją populacji. Opór wobec tych ambicji spotkał się z masowymi zwolnieniami i bezprecedensowymi zakłóceniami na rynku pracy”. Mimo uruchomienia machiny surowych nakazów i zakazów nie zdołano powstrzymać wirusa. Prawda zaczyna wyciekać do głównego nurtu kultury dzięki książkom takim jak „Wielka porażka: co pandemia powiedziała nam o tym, kogo Ameryka chroni, a kogo nie”, autorstwa Joe Nocera i Bethany McLean (The Big Fail: What the Pandemie Revealed About Who America Protects and Who It Le-aves Behind, 2023). „Wojna z kowidem złamała amerykańskiego ducha, zniweczyła marzenia i zrujnowała wiarę w przyszłość. Zakończyła się klęską obywateli, ale pewnym zwycięstwem elit. Tryumfatorami zostali: technologia, media, rząd i oczywiście farmacja. Dokonano redystrybucji bilionowego bogactwa i ogromnej władzy od biednych i klasy średniej do bogatych i mających dobre koneksje”.
Czy tego samego nie można powiedzieć o innych krajach Zachodu? Również o Polsce? 200 tys. nadmiarowych zgonów, upadek małych firm, inflacja pochłaniająca dochody obywateli, wzrost nieufności społecznej, podniesiony poziom lęku i agresji. Kac moralny u tych, którzy mieli na tyle przyzwoitości, aby przyznać przed sobą, że podczas „kowidowego przerażenia” nie zachowali się jak należy. A co najbardziej demoralizujące – nie tylko brak odpowiedzialnych, ale również to, że wielu winnych przestępczej polityki kowidowej zostało nagrodzonych stanowiskami i zyskami ze sprzedaży „utensyliów sanitarnych”. Podczas gdy uczciwi i niezłomni ciągani są po sądach. Oto krajobraz po bitwie z „pandemią” w naszym kraju. I nie zmienią go żadne, kolejne, wybory.

https://brownstone.org/articles/ donald-trumps-march-16-2020-press-conference-that-kicked-off-this-catastrophe-transcribed/

https://brownston e. org/articles/ governments-national-security-arm-led-the-covid-response/

Leon Baranowski – Buenos Aires Argentyna

KTO RZĄDZI LEWACKIMI MEDIAMI W POLSCE

Na zdjęciu widać Georgettę Mosbacher w towarzystwie prezesa Warner Bros. Discovery Davida Zaslava i rabina Szmula Boteacha.

Sojusz z USA jest silny, czynimy wszystko, aby budować amerykańskie przewodnictwo w zakresie bezpieczeństwa” – powiedział w końcu marca zeszłego roku prezydent Andrzej Duda, podsumowując swoje spotkanie z wizytującym wtedy Polskę prezydentem USA Joe Bidenem. Skoro tak, to dlaczego Amerykanie, którzy kontrolują najważniejsze media w Polsce, obalili w październikowych wyborach rząd PiS, najbardziej proamerykański w kontynentalnej Europie?

Stanislas Balcerac

Francuski portal Observatoire du journalisme napisał ostatnio, że fundusz inwestycyjny George’a Sorosa Media Development lnvestment Fund (MDIF) i niemiecki koncern Ringier Axel Springer „podzieliły się” polskimi mediami. Według tłumaczenia umieszczonego na portalu TVP Info, od 8 listopada w radzie nadzorczej grupy Wirtualna Polska Holding zasiada przedstawiciel MDIF. Po zdobyciu przyczółka w prasie codziennej („Gazeta Wyborcza” od 2016 r.), a następnie rozszerzeniu swoich wpływów w radiu (Radio Zet Agory od 2019 r.) w Polsce, rodzina Sorosa nabyła na początku października udziały w Wirtualnej Polsce. Francuzi oszacowali, że zainwestowana kwota jest „skromna” i wynosi 6 milionów zł za 0,2 proc, udziałów, za to cel inwestorów jest „szlachetny”: „wspieranie niezależności mediów”. Dyrektorzy WP podobno zdecydowali się sprzedać udziały amerykańskiemu funduszowi inwestycyjnemu „poniżej ich rzeczywistej wartości”
„W tym przypadku znacznie ważniejsze dla nas jako właścicieli jest jednak znalezienie partnera, który wesprze nas w obronie wolności mediów w Polsce. Pakiet kontrolny pozostaje w polskich rękach” – skomentował sprawę cytowany przez francuski portal prezes Wirtualna Polska Holding Jacek Świderski.
Prezes MDIF Harlan Mandel stwierdził, że „MDIF wspiera wolne media na całym świecie, ponieważ są one podstawą demokracji i kręgosłupem społeczeństwa obywatelskiego (…) Ta inwestycja pokazuje stałe zaangażowanie MDIF w ochronę niezależnych mediów na polskim rynku”
MDIF jest także udziałowcem, poprzez spółkę Pluralis B.V., w holdingu Gremi Media, który jest właścicielem dzienników „Rzeczpospolita” i „Parkiet”. Francuski portal; zauważa bardzo słusznie, że na polskim rynku „zamiast niezależnych mediów mamy do czynienia z mediami współzależnymi w ramach tej samej sieci”.
We francuskiej publikacji wyjaśniono także, że Onet należy do niemiecko-szwajcarskiej grupy medialnej Ringier Axel Springer, która jest również właścicielem „Faktu” i tygodnika „Newsweek Polska” podkreślono także, że „wszystkie te media wspierają koalicję liberałów i lewicy, która powstaje pod przywództwem byłego premiera i byłego przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska” Francuzi zauważają, że po tym, jak telewizja publiczna wkrótce
powróci pod kontrolę przyjaciół Donalda Tuska, polska scena medialna stanie się dosyć monotonna, jak przed 2015 r. Francuzi skonkludowali swój raport następująco:
„Chociaż wkrótce nie będziemy już słyszeć w głównych francuskich mediach o zagrożeniach dla wolności prasy i pluralizmu mediów w Polsce, to właśnie teraz mają one najwięcej powodów do zmartwień, ponieważ najpotężniejsze i najlepiej finansowane grupy medialne w Polsce są już po stronie kolejnego rządu Donalda Tuska”.
Francuski raport pomija jednak kluczową informację – w polskich mediach wszystkie drogi prowadzą raczej do Nowego Jorku niż do Berlina. Ringier Axel Springer należy w połowie do Axel Springer SE, który z kolei należy w połowie do amerykańskiego funduszu KKR, którego siedziba znajduje się w Nowym Jorku. Funduszem kieruje Henry Kravis, regularny uczestnik spotkań Grupy Bilder-berg, tak jak prezes Axela Springera Mathias Dópfner. W Grupie Bilderberg karty rozdaje wciąż Henry Kissinger, który w maju twierdził, że za wybuch konfliktu na Ukrainie winy nie ponosi wyłącznie Rosja, ale także Zachód, który obiecał Ukrainie wejście do NATO.
Media w Polsce są więc pośrednio w rekach dwóch wpływowych inwestorów z Nowego Jorku – George’a Sorosa i Hen-ry’ego Kravisa, Ale to nie wszystko. W Nowym Jorku znajduje się także siedziba właściciela stacji TVN – Warner Bros. Discovery – firmy, która już po aneksji Krymu prowadziła interesy z ludźmi Putina w Rosji. Prezes Warner Bros. Discovery David Zaslav chwalił się przed
laty, że Discovery jest „ulubioną stacją Putina” O rosyjskich wątkach Discovery pisałem wielokrotnie na łamach „Warszawskiej Gazety”. Oligarchowie z Nowego Jorku kontrolujący polskie media są nastawieni krytycznie do PiS – partii, która nosi swoją pro-amerykańskość na sztandarach. To pozornie paradoksalna sytuacja. Część amerykańskiej oligarchii wydaje się być bardziej zainteresowana propagowaniem rewolucji kulturowej, aborcji, multikulti i LGBT niż wspieraniem najbardziej proamerykańskiego rządu w kontynentalnej Europie. Można założyć, że część amerykańskich elit chce zniszczyć także dotychczasową dominację USA; chce, by USA przestały być biegunem w globalnym układzie sił, biegunem chroniącym Zachód. Wystarczy tylko posłuchać bełkotu ambasadora USA w Polsce Marka Brzezińskiego o „wielobiegunowym świecie” czyli o świecie chaosu.

W 2011 r. Jarosław Kaczyński obiecywał drugi Budapeszt w Warszawie:
„Jestem głęboko przekonany, że przyjdzie taki dzień, kiedy będziemy mieli w Warszawie Budapeszt” PiS otrzymało wtedy 30 proc, głosów w wyborach. W październiku 2011 r. Jarosław Kaczyński mówił: „Przyjdzie dzień zwycięstwa. Polska potrzebuje zmian i te zmiany w Polsce zostaną dokonane”.
PiS zwyciężyło w 2015 r., ale ‘ w 2023 r. uzyskał już tylko 35 proc, głosów, podczas kiedy na Węgrzech partia Orbana uzyskała w ostatnich wyborach 53 proc. Pomiędzy rokiem 2011 i 2023 PiS zwiększyło swój wynik wyborczy tylko o 5 proc, (z 30 proc, na 35 proc, uzyskanych głosów) pomimo relatywnie sprawnego wysterowania Polski z kryzysów koronawirusa i ukraińskiego oraz pomimo wprowadzenia całego szeregu programów socjalnych. Wbrew zapowiedziom prezesa Kaczyńskiego nie nastąpił Budapeszt medialny, media trzymane przez Amerykanów zaciążyły nad wynikiem wyborczym PiS. Z nutą nieukrywanej satysfakcji redaktorka „Gazety Wyborczej” Dominika Wielowieyska napisała po październikowych wyborach: „PiS pompował pieniądze w co się dało. Dlaczego nie zbudował silnego koncernu medialnego?”. PiS nie tylko nie zbudowało własnego silnego koncernu medialnego, ale też nie zdołało zneutralizować V kolumny medialnej. Na spotkaniu w Suwałkach 5 listopada 2022 r wyborcy PiS zadali prezesowi Kaczyńskiemu pytanie: „Dlaczego odpuściliście to, by z przestrzeni medialnej znikła toksyczna stacja?”.

Prezes Kaczyński odparł wtedy: „Powiem szczerze. TVN jest stacją chronioną przez naszego największego i jedynego realnego sojusznika. W starciu z Rosją nikt inny się nie liczy. Jedyną siłą, z którą Rosjanie się muszą liczyć, a nawęt można powiedzieć, że się jej boją, są Amerykanie. A jest tak, że bronią TVN-u. Dlaczego? My nie jesteśmy w stanie tego zrozumieć, bo TVN przecież został stworzony przez zwykłą agenturę ubecką czy wręcz sowiecką w Polsce”.
Kaczyński dodał, że argumentację w tej sprawie przedstawiła mu w prywatnej rozmowie ambasador USA Georgette Mosbacher. „Nie będę tego powtarzał, bo to była prywatna rozmowa; prywatnych rozmów się nie przekazuje. Ale to było dość przekonujące i jeszcze nie takie najgorsze wytłumaczenie, bo niemające w istocie politycznego charakteru”
Premier Orban nie popełniał tak ewidentnych błędów jak PiS, wyrzucił organizacje Sorosa z Węgier i zaprowadził pewien porządek
w mediach. Jak pisał w 2021 r. „Dziennik Gazeta Prawna”: „Orban niejako odrabiał lekcję po porażce wyborczej z 2002 r., gdy za jedną z najważniejszych jej przyczyn uznał niesprzyjające mu media”

W polskich mediach wszystkie drogi prowadzą raczej do Nowego Jorku niż do Berlina. Ringier Axel Springer należy w połowie do amerykańskiego funduszu KKR, którego siedziba znajduje się w Nowym Jorku. Funduszem kieruje Henry Kravis, regularny uczestnik spotkań Grupy Bilderberg, tak jak prezes Axela Springera Mathias Dópfner. W Grupie Bilderberg karty rozdaje wciąż Henry Kissinger, który w maju twierdził, że za wybuch konfliktu na Ukrainie winy nie ponosi wyłącznie Rosja, ale także Zachód, który obiecał Ukrainie wejście do NATO.

W przypadku Węgier problemu nie stanowił kapitał zagraniczny, lecz przede wszystkim rodzimy. „Po ponownym sukcesie wyborczym Fideszu w 2010 r. ukształtowała się klasa nowych oligarchów, którzy powiększali swoje majątki dzięki przychylności struktur państwowych. Fideszowi zależało na tym, by biznes kształtował przekaz sprzyjający koalicji rządzącej, a w interesie biznesu było dalsze trwanie Orbana przy władzy. W 2015 r. premier zwrócił się do «patriotycznie myślących przedsiębiorców», aby pomogli w utworzeniu nowego tytułu prasowego po tym, jak w wyniku jego konfliktu z magnatem medialnym Lajosem Simicską ten w ciągu jednego dnia zmienił profil gazety «Magyar Nemzets z pro- na antyrządową”- pisał dalej „Dziennik Gazeta Prawna” „Model zawłaszczania mediów zbudowany przez Orbana na Węgrzech sprawił, że firmy związane z partią Fidesz zaczęły kontrolować niemal wszystkie telewizje, radia, gazety i portale w kraju” – ubolewał w marcu 2022 r. dziennik„Rzeczpospolita”, w którym teraz karty rozdaje fundusz Sorosa MDIF.
„Orban w ubiegłym roku wygrał wybory, wynik był powalający, ma ogromne poparcie (…) Orban ma pełną kontrolę nad mediami” – pisał w styczniu tego roku portal Money.pl, własność Wirtualnej Polski, w którą inwestuje teraz Soros.
Zamiast zdobyć kontrolę nad mediami, prezes Kaczyński zmarnował cenny czas na jałowe narzekania na TVN i inne media w rekach Amerykanów. Projekt „lexTVN”został zaś storpedowany przez prezydenta Dudę, który w ten sposób chciał się Amerykanom przypodobać. Oczywiście Amerykanie nigdy nie pozwoliliby, by zagraniczny kapitał tak rozgrywał ich własne media i ich własny kraj. O tym, że Amerykanie będą chcieli zrobić z Warszawy nie drugi Budapeszt, tylko przedmieście Berlina, było wiadomo już od dawna. Wystarczyło popatrzeć na osmozę Amerykanów i Niemców w finansowaniu Campusu Trzaskowskiego, na którym wodzirejem w tym roku był ambasador Mark Brzeziński. Można mieć uzasadnione pretensje do PiS, że wydawał setki miliardów na kontrakty w Waszyngtonie, bez offsetu i bez porozumień w sprawie neutralizacji V kolumny medialnej działającej w Polsce pod egidą inwestorów z Nowego Jorku.
Pisałem o tym regularnie na łamach„Warszawskiej Gazety”. Kilka dni po ogłoszeniu wyniku październikowych wyborów prezes Kaczyński ogłosił plan stworzenia większych mediów niż obecny biznes „Gazety Polskiej” Tomasza Sakiewicza:
„Ludzie, którzy podjęli trud, ale jednocześnie i ryzyko funkcjonowania w polskich mediach, będą mieli zatrudnienie (…) Stoi przed nami ogromne wyzwanie, żeby stworzyć jednak media dużo większe niż obecna Strefa Wolnego Słowa («Gazety Polskiej») i doprowadzić do tego, że jednak ten nasz przekaz medialny będzie mógł funkcjonować”. Jak zwykle, mądry Polak po szkodzie.

SCHODY DO PIEKŁA TRANSHUMANIZMU

Postępowców łączy odrzucenie prymatu Boga, dobroci Jego stworzenia i wartości człowieczeństwa, które Chrystus wniósł w historię ludzkości i wywyższył poprzez swoje cierpienie, śmierć i zmartwychwstanie. Mówiąc najprościej: progresywizm jest lucyferyczny.

dr Robert Kościelny

Jak piszę w aktualnym wydaniu „Warszawskiej Gazety” godność człowiecza wzięta została w brutalne kleszcze. Kleszcze demonicznego kata, mające na celu wyszarpać z każdego człowieka duszę, czyniąc go bezwolnym manekinem bez własnej woli, sterowanym głosem nadzorców. Sowietom nie udał się ten eksperyment, ta inżynieria społeczna, mająca na celu stworzenie marionetki o nazwie człowiek radziecki (homo sovieticus). Mimo ponoszonych przez ponad siedem dekad wysiłków, człowiek okazał się istotą nie do zdarcia. Nie oznacza to, że szaleńcy zrezygnowali. Oni nigdy nie rezygnują. Obecnie zmienili „brand” czyli cały system wyobrażeń na temat swej anty-ludzkiej komunistycznej marki, cel zachowując ten sam. Odczłowieczyć człowieka.

Dekadencka Eurowizja Jacob Nordangard jest szwedzkim autorem i badaczem z tytułem doktora nauk ścisłych i technologicznych. W tym roku wydał książkę„Rockefeller: Controlling the Game” (Rockefeller: Kontrolowanie gry), w której na ponad czterystu stronach, powołując się na źródła, wyjaśnia m.in„ dlaczego ród Rockefellerów wzbogacając się na ropie naftowej, obecnie tak żarliwie wspiera badania i aktywizm w zakresie ochrony środowiska. Stał się awangardą potężnej armii walczącej ze zmianami klimatycznymi, ponoć zachodzącymi w zastraszającym tempie z powodu działalności człowieka, w tym zwłaszcza na skutek używania przez niego paliw kopalnych, a więc przede wszystkim ropy naftowej. Według autora „Rockefeller: Controlling the Game”cała tajemnica kryje się w tym, że„walka z naftą”to element wyrafinowanych technik propagandowych, futuryzmu i nowych technologii. Wydanie walki paliwom kopalnym jest niczym walka z knowaniem Żydów rozpętana przez hitlerowców albo bolszewików z nienawistnymi kułakami – jest częścią większej całości. Filozofii, mającej na celu transformację wszystkiego, co ludzkość do tej pory stworzyła, w tym ekonomii, ekologii, kultury, polityki, obyczajów. A nawet samej ludzkości.

Dr Nordangard, oceniając przebieg Konkursu Piosenki Eurowizji powiedział, że festiwal promuje „niebinarny program «Człowiek 2.0»” A na prowadzonej przez siebie stronie The Pharos Chronicles dodaje:„Konkurs Piosenki Eurowizji łamie kodeks płci na rzecz Wielkiej Transformacji”

„Konkurs Piosenki Eurowizji coraz bardziej przypomina Igrzyska Śmierci. Dekadencki megaspek-takl, który w tym roku przyjął hasło «Zjednoczeni przez muzykę®. Jednak w silnie strzeżonym Malmó (ze snajperami na dachach dla bezpieczeństwa) nie było jedności. Zamiast tego na arenie rozległy się buczenia, a niektórzy artyści znaleźli się na kursie kolizyjnym”

Festiwal piosenki państw europejskich zamienił się w tym roku w festiwal Pride z muzyką, z nieproporcjonalną liczbą występów homoerotycznych, epatujących negliżem, na wpół pornograficznych. Stąd nie jednoczył, polaryzował.

W tej paradzie zboczeń, a w najlepszym razie udziwnień poniżej pasa, by tak ująć tę obsceniczną groteskę, najlepsza okazała się według jurorów piosenka „The Code”w wykonaniu Nemo ze Szwajcarii. Nemo określa siebie jako osobę niebinarną i dlatego nie identyfikuje się ani jako mężczyzna, ani jako kobieta. Zostało to również wyraźnie podkreślone przez prezenterów.„Rewo-lucja” zaaranżowana odgórnie przez agentów transformacji, ogarnia obecnie świat, komentuje dr Nordangard.

Schwab trans humanistyczny Owi agenci to cwane bestie. Ludzie bardzo dobrze znający swój fach, niewahający się sięgać po najlepszych specjalistów od prania mózgów. Zwycięska pio-senkajhe Code” ma wpadający w ucho rytm, a Nemo po mistrzowsku prezentuje imponującą skalę głosu, dowiadujemy się z The Pharos Chronicles. Strona przewiduje, że wymienione cechy muzyczno-wokalne mogą spowodować, iż piosenka stanie się hymnem dla tych, którzy po-czuli„dezorientację płcią”. Wspomniani macherzy ciężko pracują, aby osób, które nie wiedzą, jakiej są płci i czy w ogóle są jakiejś płci, przybywało jak najwięcej. „Nemo złamał kod płci i uczynił modnym zacieranie granic”

Bambie Thug wykonująca utwór „Doomsday Blue” była jedną z pierwszych osób, gratulujących sukcesu Nemo. Bambie Thug to podobny do Nemo wykrocze-niec przeciw poczuciu smaku, rymu i taktu (ani rymu, ani taktu, wsadź se palec do kontaktu – odpowiadaliśmy niegdyś na czyjąś prowokacyjną odzywkę). Kobieta z Irlandii identyfikuje się jako osoba„niebinarna” Wygląd Bambie inspirowany był„stylem gotyckim” co w praktyce oznacza, że nosił w sobie cechy okultystyczne i satanistyczne. Jedna z jej piosenek kończy się destrukcyjnym, satanistycznym, hasłem„Avada Kedavra, mówię, żeby zniszczyć!” W teledysku do„Egregore” Bambie pojawia się jako ubrany na czerwono diabeł z bródką. Czy to przypadek, że demon Bafomet jest opisywany jako istota niebinarna i androęjyniczna?

„Jeszcze do niedawna flirtowanie z szatanem było domeną metalowych zesp ołów, takich jak Venom i Mercyful Fate. Od tego czasu wiele się wydarzyło. Satanizm nie jest już częścią zbuntowanego ruchu podziemnego. Teraz stał się głównym nurtem rozrywki w soboty. Stracił dawną zabawę. Zamiast tego artyści stali się instrumentami władzy i (chcąc tego lub nie) stali się częścią ruchu, którego celem jest zmiana tego, co to znaczy być człowiekiem” zauważył Nordangard, nota bene sam będąc frontma-nem heavy metalowego zespołu Wardendyffe.

Staje się także jasne, jaki będzie kolejny krok w transformacji ludzkości. Agenda trans ma powiązania z ideami transhu-manizmu, dotyczącymi zmiany człowieka. Wygląda na to, że już niedługo nadejdzie czas na zaprezentowanie Human 2.0. Może być tylko kwestią czasu, powstanie ruchu młodzieżowego, domagającego się jako niezbywalnego prawa człowieka nieograniczonego prawa do wszczepiania w mózg chipów lub korzystania z innej technologii cybernetycznej, umożliwiającej przemianę w superbohaterów lub istoty mitologiczne, z którymi się identyfikują. Filmy i gry wideo przygotowują nas do tego od dziesięcioleci. Dzięki nowej technologii praktycznie wszystko staje się możliwe, przewiduje The Pharos Chronicles.

Rewolucja pożera własne dzieci. Nawrócone genderystki Strona The European Conservative zamieściła recenzję książki dwu feministek Dory Moutot Marguerity Stern „Transma-nia: enquete sur les derives de I ‘ideolog ie transgenre” (Trans-mania: dochodzenie w sprawie nadużyć ideologii transgende-rowej). Praca wydana została w tym roku. Autorką recenzji jest Helene de Lauzun, paryska korespondencja European Conservative” wykładała literaturę i cywilizację francuską na Harvardzie i uzyskała stopień doktora historii na Sorbonie.

„Publikacja tej książki była we Francji jak bomba: dwie kobiety, Dora Moutot i Marguerite Stern, wywodzące się z bojowego lewicowego feminizmu, postanowiły przekroczyć Rubikon i stawić czoła złu ideologii transpłciowej we wszystkich jego przejawach. To było odważne i więcej niż odważne zagranie. Odważne, bo dzisiaj ideologia transgenderyzmu – bo rzeczywiście nią jest, jak z przekonaniem starały się wykazać autorki – wywołuje w umysłach terror godny stalinizmu w czasach jego świetności, pomijając fizyczne zabójstwa. Jednak w dobie sieci społecznościowych i e-reputacji zdarzają się symboliczne zabójstwa, które mogą być niezwykle brutalne”.

Obie autorki przeszły długą drogę do Damaszku. Marguerite Stern to była działaczka FEMEN, która nie tak dawno temu pochwaliła się nagimi piersiami w Notre Dame de Paris. Dora Moutot jest byłą zastępcą redaktora naczelnego Konbini, modnego medium internetowego, skupiającego się na tym, jak powinien wyglądać politycznie poprawny sposób życia.

Dlaczego obie do niedawna tak zaangażowane feministki weszły na drogę nawrócenia? „Obie panie uświadomiły sobie, że w ramach ideologii gender, w imię praw osób transseksualnych nie wolno im już bronić tej życzliwej i zanikającej populacji: kobiet”, pi-sze dr de Lauzun. Napiętnowano je jako TERF (Trans-Wykluczające Radykalne Feministki), podobnie jak J.K. Rowling i wiele innych pań, ponieważ nie chciały zaakceptować faktu, że mężczyzna karmiony na siłę hormonami i poddający się operacji zmiany płci może stać się kobietą: Ideologia gender, LGBT, transwestytyzmu to „szaleństwo w stylu sowieckim, które sprawia, że na czarne mówimy białe (lub odwrotnie)” czytamy w The European Conservative.

STAN WOJENNY W AMERYCE?

STAN WOJENNY W AMERYCE?

Ameryka zostanie dotknięta niekończącą się serią ataków terrorystycznych, z których każdy przedstawiany będzie jako powód, dla którego społeczeństwo musi poprzeć wojnę. Mimo to konserwatyści wiedząc, że ataki te są sprokurowane przez rząd i lewaków, nadal odmawiać będą wsparcia wojny, przyjmując stanowisko „America First”.

W Ameryce tworzy się dwuwładza: jedna poddająca się co kilka lat weryfikacji społecznej i ta, która „z własnego prawa bierze nadania”, jak głoszą słowa Międzynarodówki komunistycznej. Tą drugą władzą, samowładną, jest biurokracja.

dr Robert Kościelny
– Ameryka to mocarny kraj. Nie tylko dlatego, że jest pierwszą siłą militarną na świecie. Ameryka jest potęgą przede wszystkim z tego powodu, że dysponuje olbrzymim i zdolnym potencjałem ludzkim. Bardzo dużo dobrych dla człowieka zjawisk, pomysłów, mód, rozwiązań społecznych i technologicznych pochodzi z USA. Niestety, w Stanach Zjednoczonych jest też coraz więcej badziewia. A dobro jakby się kurczy. Już od dawna odczuwamy w Europie, że pozytywne rzeczy zza Wielkiej Wody napływają coraz cieńszą strugą, często zresztą zmieszane z ideologicznym dziegciem. Natomiast zaczyna nas zalewać potop wszelkiego umysłowego barachła, wydumanego w opanowanych przez marksizm campusach i praktykowanego zarówno tam, jak też w murzyńskich gettach. Jednak nie o marksizmie kulturowym będzie mowa, ani też o bliskiej mu „kulturze” gett, tylko o tym jak władze w Ameryce, inspirowane lewicowymi guru i ich nienawistną totalitarną myślą, przygotowują się do wzięcia za twarz swoich kowbojów.
Kowidiańska szkoła życia A co nas to może obchodzić?, zapyta niejeden Czytelnik. Nie tylko może, ale – niestety – musi.„Bo Paryż częstą mody odmianą się chlubi, A co Francuz wymyśli, to Polak polubi”, pisał wieszcz d polskich zwyczajach na przełomie XVIII i XIX w. Nic się od tego czasu nie zmieniło, co zauważył z kolei Ryszard Legutko, pisząc o Polsce jako„kraju wielkiej imitacji”. Nie licząc oczywiście państwa, z którego ściągamy wzorce; żywcem, bez zmiany choćby przecinka. Dla ścisłości dodajmy, że małpowanie wszystkiego, co złe, od Ameryki i krajów UE upodobali sobie nie tylko szeregowi obywatele III RP, ale również, a może zwłaszcza, elity rządzące; a właściwie zarządzające naszym „bantustanem”, jak określa stopień niezależności i poważania naszego kraju u potęg red. Stanisław Michalkiewicz.
Robert Malone, którego opinie niejednokrotnie przywoływałem w„TS” jest lekarzem i biochemikiem. Jego praca koncentruje się na technologii mRNA i farmaceutykach. To człowiek niezwykle aktywny w zwalczaniu kowidowych bajerów i tych wszystkich toksycznych łgarstw, którymi był karmiony świat przez pandemicznych bandziorów i usłużnych chłystków, robiących w swoich krajach za autorytety . intelektualne, moralne i celebryckie. Brownstone Institute zamieścił jego spostrzeżenia na temat rosnącej roli instytucji administracyjnych, składających się z osób niewybieralnych w procedurach demokratycznych, a przez to zupełnie nieodpowiedzialnych przed opinią publiczną.
W Ameryce tworzy się dwuwładza: jedna poddająca się co kilka lat weryfikacji społecznej i ta, która „z własnego prawa bierze nadania”, jak głoszą słowa Międzynarodówki komunistycznej. Tą drugą władzą, samowładną, jest biurokracja. Malone ilustruje, jak działa system współczesnej „diarchii”:„osoby pragnące pociągnąć FDA, CDC, NIH/NIAID, DoD i DHS [jednostki administracyjne rządu federalnego] do odpowiedzialności za szkody spowodowane rażącym niewłaściwym zarządzaniem kryzysem związanym z Covid-19 często próbują zwrócić się do sądów federalnych o zadośćuczynienie. Niestety, oprócz wielowarstwowego, szczegółowego zabezpieczenia prawnego zapewnianego przez zatwierdzoną przez Kongres ustawę PREP, ustawę CARES i Program odszkodowań za szkody spowodowane środkami zaradczymi (CICP), od 1984 r. panuje ogólne stanowisko prawne, że (niewybierana) trzecia władza, czyli sądy, odniesie się do «wiedzy specjalistycznej® czwartej, nie-wybieralnej władzy (administracyjnej) […], gdy skonfrontuje się z tematem kontrowersyjnym z naukowego lub technicznego punktu widzenia”.
Co to w praktyce oznacza? „Oznacza to (w sensie praktycznym), że gdy istnieje różnica zdań w kwestiach naukowych lub technologicznych pomiędzy «oficjalną» polityką agencji federalnej (stroną oskarżoną) a osobą lub jakąś grupą występującą o zadośćuczynienie, wówczas sądy zazwyczaj staną po stronie agencji federalnej. Podstawowym założeniem jest to, że agencje federalne zawsze mają rację w swojej interpretacji zagadnień naukowych i technicznych oraz w sposobie w jaki stosują tę interpretację na potrzeby władzy ustawodawczej”. Władza administracyjna ma zawsze rację, a swe„nieomylne wyroki”ogłasza ustami urzędników. Co to oznacza dla wolności i praw obywatelskich, nie trzeba tłumaczyć. Jeśli kraj „wolnej amerykanki” daje się tak łatwo wtłaczać w faszystowskie ramy, w rzeczywistość, w której urzędnik państwowy ma (prawie) zawsze rację, to co dopiero mówić o nas, żyjących od 1939 r. pod różnorakimi formami opresji i regulacji naszego życia?
Żałosny gamechanger postawił konstytucję do kąta
Do wydarzeń związanych z ko-widem nawiązał również inny, często przywoływany przeze mnie Brandon Smith z Alt-Mar-ket. I trudno się dziwić, bowiem Ameryka, mimo że już nie ta sama co kiedyś, nadal ma wielu dziennikarzy i publicystów broniących normalności, doskonale pamiętających czas, w którym urzędnicy państwa demokratycznego zachowywali się biurokraci Benita Mussoliniego, i mocno przeżywają ten fakt, traktując jako przejaw zmierzchu wolnej Ameryki. U nas jest inaczej. Nasi komentatorzy życia społecznego i politycznego (nawet tych niewielu zachowujących się podczas restrykcji sanitarnych jak trzeba), szybko „zapomnieli”w okresie kampanii wyborczej, że łaszące się przez chwilę do nóg wyborców kundle są jednego kija warte. Kliki, które ich wysunęły jako kandydatów na posłów, prześcigały się w propozycjach represji i rodzajach kar dla dysydentów sanitarnych. Dla przeciwników łamania praw i wolności zagwarantowanych konstytucyjnie, niezbywalnych. Czy znaleźli się dziennikarze z„prasy opiniotwórczej”, którzy wzywali, aby wyborcy oceniali kandydata, często posła obecnej „pandemicznej” kadencji, również pod kątem jego zachowania się wobec polityki niszczenia ludzi „dla dobra swojego i innych”? Pytanie retoryczne.
Publicysta Alt-Market uważa, że polityka władz, tak federalnych, jak stanowych, ujawniła, że autorytarna kontrola w Ameryce to nie jest teoria spiskowa. Władze, podczas ogłoszonej przez siebie„pandemii”, obnażyły od dawna skrywane chęci, aby służyć ludowi tak, aby ten nie tylko dobrze sobie to panowanie popamiętał, ale też nie śmiał o tym „popamiętaniu” mówić, a tym bardziej skarżyć się na nie. Jednakie nie ma […] nic ukrytego, co by nie wyszło na jaw, ani nic tajemnego, co by się nie stało wiadome”, mówi Pismo. I znów Księga miała rację. Gacie męskie od Prądy zostały ściągnięte, gołe sempiterny pokazane; a co za tym idzie – tajemnica państwowa i towarzyska, że nieskalane autorytety sczyściły się po pachy ze strachu o swoją.dupę – publicznie obnażona.
Brandon Smith podkreślił, że podczas „moru” wywołanego na zlecenie polityczne i na takież zlecenie rozkręconego przez media do rozmiarów demonicznych, okazało się, jak łatwo i bez większego oporu społecznego można wymazać to, co wydawało się do tej pory wyryte w spiżu – konstytucyjne prawa. Z dnia na dzień umilkły hałaśliwe najmimordy:
rzekomi adwokaci praw człowieka i obywatela, Stróże konstytucji, aktywiści rozmaitych „akcji humanitarnych”, chodzące „sumienia”ludzkości opłakujące straszne warunki więzienne kryminalistów. Prawa konstytucyjne zostały zdegradowane do wytycznych, które urzędnicy rządowi mogli nagiąć lub złamać w imię„bezpieczeństwa zdrowia publicznego”.
Prześcigano się w propozycjach surowych kar dla osób, które odmówiły przyjęcia bezsensownych szczepionek na Covid-19. Żądano paszportów szczepionkowych, kar więzienia dla tych, którzy publicznie wypowiadali się przeciwko szczepionkom, chcieli pozbawiać ludzi pracy, chcieli odebrania im dzieci, a nawet planowano budowę ośrodków detencyjnych dla chorych na Covid, aby segregować i zamykać„osoby zaprzeczające szczepionkom”. Smith z przerażeniem konstatował, że:„Prawie połowa kraju była skłonna porzucić Kartę Praw ze względu na wirusa, którego wskaźnik przeżycia wynosił 99,8 proc. Teoretycy spiskowi przez cały czas mieli rację; nasza wolność wisi na włosku, a przygotowanie się do przetrwania i walka o wolność to akty całkowicie racjonalne”.
Na szczęście plan cowdiańców w Ameryce nie powiódł się. Rozporządzenia zostały ostatecznie zablokowane przez czerwone Ameryka, mimo że już nie ta sama co kiedyś, nadal ma wielu dziennikarzy i publicystów broniących normalności, doskonale pamiętających czas, w którym urzędnicy państwa demokratycznego zachowywali się biurokraci Benita Mussoliniego, i mocno przeżywają ten fakt, traktując jako przejaw zmierzchu wolnej Ameryki.
Brandon Smith uważa, że na Bliskim Wschodzie wybucha wojna wielofrontowa, w której wezmą udział takie kraje jak Iran, Syria, Liban, Jordania i Jemen. Izrael stanie przed groźbą klęski. Stany Zjednoczone zostaną wciągnięte w wojnę lub Izrael wykorzysta swój arsenał nuklearny, co z kolei groziłoby zaangażowaniem w konflikt Chin i Rosji.
Robert Malone to człowiek niezwykle aktywny w zwalczaniu kowidowych bajerów i tych wszystkich toksycznych łgarstw, którymi był karmiony świat przez pandemicznych bandziorów i usłużnych chłystków.
stany, a na wielu obszarach wiejskich prawie w ogóle ich nie przestrzegano i nie egzekwowano, notował Smith. Próba wydania paszportu szczepionkowego Bidena została powstrzymana przez Sąd Najwyższy.
W naszej Ojczyźnie problem „rozwiązał” Putin; trudno było wprowadzać paszporty szczepionkowe, gdy z dnia na dzień wpuszczono do kraju miliony niezaszczepionych nie tylko na cowid, ale też na wiele innych zakaźnych chorób. A stwierdziwszy to, nie oceniam, czy zrobiono dobrze, czy źle, wpuszczając do naszego kraju „siewców śmierci” jak polskie władze mówiły o Polakach nie-noszących masek i niedających się wyszczepić. Wskazuję na fakty. Inna sprawa, że w kontekście tego, co napisałem o histerii pandemicznej, jasno wynika, że bardzo dobrze zrobiono, przyjmując ukraińskich uchodźców. Uwidoczniając w ten sposób, że cyrk kowidowy był po to, aby pokazać mocarnym widzom, jak dobrze wytresowane są zwierzęta i jak wybroni są treserzy.
Człowiek, który się lęka, odda wszystko, by czuć się bezpiecznym
Generalnie należy stwierdzić, że szeroko rozumiana lewica przyjęłaby z wdzięcznością jakiś rodzaj „surowych praw stanu wojennego”, gdyby te uchroniły ją przed wirusami i innymi zjawiskami, które ją przerażają: zanieczyszczeniami środowiska, śladem węglowym, ociepleniem/zmianą klimatu, homofobią, seksizmem, hegemonią kulturową, patriarchatem. Ale konserwatyści też mają swoje fobie, nie pozostawia złudzeń Alt-Market.„Cóż, nie jest to sztywna zasada, ale ogólnie rzecz biorąc, konserwatystów najbardziej niepokoi groźba inwazji. Zapytajcie dowolnego
konserwatystę, czy podczas pandemii martwił się bardziej kowidem czy kryzysem na południowej granicy, a zdecydowana większość bez wahania odpowiedziałaby, że kryzysem na granicy. Konserwatyści boją się infiltracji kulturowej i kooptacji, boją się stałego i celowego ograniczania ich amerykańskiego dziedzictwa, a co za tym idzie, ich wolności, przez obcych oszustów. Obawiają się także blitzkriegu na terenie Stanów Zjednoczonych, dokonanego przez zorganizowany terroryzm”.
Czy konserwatyści równie ochoczo zaakceptowaliby ograniczenie praw, choć z innych niż lewica powodów?, pyta Brandon Smith, przypominając jak po 11 września 2001 r. konserwatyści ochoczo odchodzili od Karty Praw w imię walki z możliwą inwazją islamistów z Al-Kaidy.„Mentalność Patriot Act była powszechna, a pragnienie wojny było namacalne”. Przypomnijmy pokrótce, że Patriot Act to ustawa umożliwiająca masową inwigilację obywateli USA.
Całe szczęście od 2001 r. zaszły istotne zmiany w mentalności konserwatystów. Aktywność takich ludzi jak polityk i lekarz z Teksasu, libertarianin Ron Paul oraz innych libertarian sprawiła, że zwykli ludzie zmienili swoje myślenie na temat tego, co to znaczy zamienić wolność na bezpieczeństwo.
Problemem jest to, że Partia Republikańska nie uległa tak głębokiej metamorfozie jak powiększające się grono jej wyborców. Cały czas duży wpływ mają w niej neokonserwatyści.„To ludzie, którzy za kulisami sprzymierzają się z demokratami, mają bliskie powiązania z establishmentem. Są bardzo lojalni względem globalistów. Jeśli globaliści chcą wojny, to neokonserwatyści też chcą wojny.
Aktywność takich ludzi jak polityk i lekarz z Teksasu, libertarianin Ron Paul oraz innych libertarian sprawiła, że zwykli ludzie zmienili swoje myślenie na temat tego, co to znaczy zamienić wolność na bezpieczeństwo.
i zrobią wszystko, aby wybuchła, nawet gdyby sami mieli do niej doprowadzić. Tak to działa”.
Wydarzeniami na Ukrainie nie udało się sprowokować Amerykanów do bezpośredniej interwencji (większość Amerykanów nawet nie popiera finansowania Ukrainy), ale Izrael to inna sprawa, pisze Smith. Konserwatyści dostrzegają w upadku Izraela upadek Zachodu i będą starali się go powstrzymać.

Poza konsekwencjami wydarzeń w Izraelu istnieje obawa, że przygotowania do działań terrorystycznych muzułmańskich ekstremistów w USA są już na zaawansowanym etapie, a polityka otwartych granic staje się normą pod rządami Joe Bidena.

„I tu zastawiona jest pułapka… Stan wojenny w USA mógłby obowiązywać tylko wtedy, gdyby poparła go większość konserwatystów. Bez naszego wsparcia stan wojenny nie powiedzie się, tak jak zawiodły nakazy sanitarne. Należy pamiętać, że Biden i jego globalistyczni przyjaciele zastosują każdą możliwą taktykę, aby stan wojenny stał się nieunikniony. Niestabilność gospodarcza i stagflacja spowodowały gwałtowny wzrost przestępczości i grabieży. Masowa nielegalna migracja osłabia państwowe systemy opieki społecznej i tworzy tendencję do rozwodnienia kulturowego. Otwarte granice umożliwiły przedostanie się do USA dowolnej liczby ewentualnych obcych wrogów”.
Oczywistą rzeczą jest to, że w stanie sztucznie stworzonego chaosu i anarchii chęć rządu do kontrolowania informacji i dyskursu publicznego osiągnie swój szczyt. Znajdzie też wielu popleczników idei rozszerzenia kompetencji władz.„Jednak dopóki istnieje Internet, nie ma znaczenia, jakie algorytmy
Poza konsekwencjami wydarzeń w Izraelu istnieje obawa, że przygotowania do działań terrorystycznych muzułmańskich ekstremistów w USA są już na zaawansowanym etapie, a polityka otwartych granic staje się normą pod rządami Joe Bidena.
zastosuje Big Tech, aby stłumić prawdę, prawda wciąż znajdzie sposób, aby się przebić przez cenzorskie zasieki. Oznacza to, że establishment będzie musiał zastosować ekstremalne środki, które można zastosować jedynie w warunkach stanu wojennego”.
Dwa warianty
Brandon Smith uważa, że obecna sytuacja będzie zmierzać w jednym z dwu kierunków. Na Bliskim Wschodzie wybucha wojna wielofrontowa, w której wezmą udział takie kraje jak Iran, Syria, Liban, Jordania i Jemen. Izrael stanie przed groźbą klęski. Stany Zjednoczone zostaną wciągnięte w wojnę lub Izrael wykorzysta swój arsenał nuklearny, co z kolei groziłoby zaangażowaniem w konflikt Chin i Rosji. Wtedy Stany Zjednoczone postawione zostają w sytuacji przymusowej. Wejście USA do wojny przeciw muzułmanom spowoduje, że zamieszki i ataki terrorystyczne staną się w USA na porządku dziennym i nie będą inicjowane tylko przez islamskich terrorystów, ale także przez lewicowców popierających muzułmanów. Protesty i zamieszki staną się normą, co zmusi konserwatystów do poparcia wprowadzenia stanu wojennego.
Rządząca w Stanach lewica oraz rządzący lewicowcami globaliści posłużą się„do chronienia” Amerykanów żołnierzami-obcokrajowcami.„Nielegalni migranci będą mogli otrzymać obywatelstwo, jeśli wstąpią do wojska i rozprawią się z dysydentami, co chętnie zrobią, ponieważ nie mają żadnego kulturowego przywiązania do
Ameryki ani Amerykanów. Na tym etapie konstytucja w zasadzie umrze”.
Drugi kierunek, w którym rozwinąć się mogą wydarzenia, jest związany z zaangażowaniem do walki amerykańskiej marynarki wojennej wraz z oddziałami lądowymi, przede wszystkim siłami specjalnymi. Wezwie się do pełnego rozmieszczenia amerykańskich sił lądowych w regionie, ale w tym scenariuszu większość konserwatystów nie poprze takich działań, podobnie jak nie poparła rozmieszczenia sił amerykańskich na Ukrainie.
Ameryka, mimo że jej obywatele nie chcą, aby ich państwo mieszało się militarnie w konflikt bliskowschodni, zostanie dotknięta niekończącą się serią ataków terrorystycznych, z których każdy przedstawiany będzie jako powód, dla którego społeczeństwo musi poprzeć wojnę. Mimo to konserwatyści wiedząc, że ataki te są sprokurowane przez rząd i lewaków, nadal odmawiać będą wsparcia wojny, przyjmując stanowisko „America First”. Po co walczyć za granicą, skoro wróg jest w Ameryce?
W konsekwencji „konserwatyści się zbuntują, Ameryka wkroczy albo w bałkanizację, albo w wojnę domową, albo jedno i drugie. Patrioci zostaną oskarżeni o pomaganie wrogom Stanów Zjednoczonych i określi się ich mianem terrorystów. Od tego momentu wszystko może się wydarzyć”, kończy swe spostrzeżenia publicysta Alt-Market. I nie jest to happy end. Nieprawdaż?

Opracował: Janusz Baranowski – Tatar Polski, twórca Solidarności, potomek Powstańców Styczniowych, Legionistów, Generałów, Harcerzy, Szarych Szeregów, Żołnierzy Wyklętych

WIZJA GLOBAUSTY: „15-MINUTOWE” MIASTA-WIEZIENIA I KONIEC WŁASNOŚCI PRYWATNE!

dr Robert Kościelny
Żyje się lepiej, towarzysze. Żyje się weselej.
A kiedy żyje się weselej, robota pali się w rękach.
-Józef Stalin

Czy może jednak „piętnastominutowe miasta” i nieprzyjemne konsekwencje z nimi związane to jedynie teoria spisku? Kolejne oszczerstwo rzucone przez ludzi złych, drążonych paranoiczną po­pejrzliwością, w twarz kolektywowi globalistów?

Zielony raj czy małpi gaj?

„Planiści miejscy twierdzą, że mu- simy ponownie przemyśleć sposób, w jaki budujemy obszary miejskie, aby uczynić je bardziej zrównoważonymi, zdrowymi i sprawiedliwymi. Jednym z pomysłów jest tak zwane piętnastominutowe miasto” czytamy w Deutsche Welle. Jest to niemiecki nadawca, finansowany z budżetu federalnego. Jego usługi informacyjne dostępne są w 32 językach, stąd międzynaro­dowy zasięg oddziaływania treści przekazywanych przez DW.
Plany zagospodarowania przestrzennego miast powstawały w czasach, gdy większość ludno­ści świata żyła poza aglomeracjami, na terenach wiejskich bądź niezasiedlonych tak gęsto jak dziś. Obecnie grubo ponad 4 mld (ok. 56 proc) światowej populacji mieszka na ciasno zabudowanych obszarach, a liczba ta stale rośnie. Według Organizacji Na­ rodów Zjednoczonych do 2050 r. dwie trzecie z około 10 miliardów ludzi żyjących na Ziemi będzie stale przebywać w rejonach mocno zurbanizowanych.
Rozprzestrzenianie się miast po­ kazało, że ich dotychczasowe planowanie miało liczne wady ujawniające się w takich, nieustannie narastających, zjawiskach jak niesprawiedliwość i wykluczenie społeczne czy dysfunkcyjne sieci transportu publicznego. Do tego dochodzą problemy zdrowotne związane ze smogiem, pisze DW i wyjaśnia, na czym polega pomysł z piętnastominutowym mia­stem. „Jest [to] budowanie miast w taki sposób, aby większość arty­kułów codziennego użytku i usług znajdowała się w zasięgu 15 mi­nut spacerem lub jazdy rowerem.
Carlos Moreno, urbanista i profe­sor na Sorbonie w Paryżu, po raz pierwszy wpadł na ten pomysł w 2016 r. Chciał, aby każdy miał ła­twy dostęp do sklepów, szkół, le­karzy, siłowni, parków, restauracji i instytucji kulturalnych”. Zlikwido­wałoby to takie problemy współ­czesnych aglomeracji jak korki i kiepski transport publiczny.

Nowa koncepcja jest w całości skoncentrowana na człowieku i dostarczeniu mu wygód, o jakich obecnie może tylko marzyć, zapewnia niemiecki nadawca. Cytowany przez DW Benjamin Biittner, ekspert ds. mobilności na Uniwersytecie Technicznym w Monachium, twierdzi, że aby tworzyć bardziej zrównoważone miasta, takie obiekty jak tereny zielone, miejsca do uprawiania sportu, kina i sklepy muszą zostać przeniesione tam, gdzie mieszkają ludzie, a nie odwrotnie. Kwadransowe miasto oferuje także nową koncepcję mobilności: mniej samochodów i więcej przestrzeni dla rowerzystów i pieszych, bezpieczne ścieżki dla dzieci, osób niepełnosprawnych i starszych oraz miejsca interakcji społecznych. „Samochody stanowią problem, przynajmniej w ośrodkach miejskich. Zajmują zbyt dużo miejsca i mogą utrudniać aktywną mobilność”- stwierdził Buttner.
Apologeci nowych rozwiązań nie są dogmatykami. Nie mówią, że należy sztywno trzymać się ram piętnastu minut. Dopuszczalne są różne wariacje pomysłu – nie jesteśmy wszak w średniowieczu! Nie żyjemy w państwie totalitarnym, gdzie wszystko musi przebiegać sztywno według planu, narzuconego z góry przez despotę. Żyjemy w wolnym świecie, zdają się mówić ideolodzy nowej
wspaniałej przyszłości. Kreślarze przestrzeni miejskich postępowych, niewykluczających. Ze wszech miar zielonych.
Już 16 miast na świecie, od Paryża po Szanghaj, zaczyna wcielać w życie nowy pomysł. „Podejścia są różne – niektóre miasta chcą wdrożyć koncepcje 20-mi-nutowe, inne 10-minutowe, a jeszcze inne skupiają się albo na poszczególnych dzielnicach miejskich albo na odtworzeniu całego miasta”. A więc nic na siłę, wolna wola jest w człowieku, każdy może chwalić Pomysłodawców i ich nieomylne decyzje po swojemu. I na własny sposób wprowadzać w życie.

„Nie będziesz mógł używać własnego samochodu na niektórych drogach i autostradach bez pozwolenia i zgody rządu”.„Będziesz stale obserwowany przez kamery monitorujące, aby była pewność, że nie opuścisz wyznaczonej strefy zamieszkania bez uprzedniego upoważnienia”.

Studium kilku przypadków

Po tym, jak Moreno nagłośnił swoją koncepcję w 2016 r., burmistrz Paryża Annę Hidalgo przedstawiła ją w swojej kampanii reelekcyjnej i zaczęła wdrażać w czasie pandemii, informuje DW. Oczywiście, „pandemia” to doskonały czas na wprowadzanie w życie różnych eksperymentów – z socjologii, medycyny, planowania przestrzennego. „Kryzys to szansa” jak mówili w czas kowidowy globaliści i filantropii. Idea paryska postrzega szkoły lub inne placówki edukacyjne jako „stolice”, co czyni je centrum każdej dzielnicy. Boiska szkolne są przekształcane w parki, aby można je było udostępnić do innych celów rekreacyjnych po zajęciach i w weekendy. Ale to nie wszystko. Bowiem włodarze stolicy Francji planują zmienić przeznaczenie połowy ze 140 tys. miejsc parkingowych, zamieniając je w tereny zielone, place zabaw, miejsca spotkań sąsiedzkich lub miejsca do parkowania rowerów. Ulice Paryża mają być przyjazne dla rowerzystów do 2026 r.
W 2016 r. Szanghaj ogłosił plany wprowadzenia tak zwanych „15-minutowych kręgów życia społeczności”. Sprawi to, że wszystkie codzienne zajęcia będą odbywać się w odległości piętnastu minut spacerem. Kolejnych 50 chińskich miast chce wdrożyć koncepcję szanghajską.
Inicjatywa podjęta w Wielkiej Brytanii ma również na celu osiągnięcie lepszej jakości życia mieszkańców miast. W ramach ogólnokrajowego programu renaturyzacji rząd brytyjski ogłosił plany umożliwienia każdemu dotarcia do terenów zielonych lub otwartych zbiorników wodnych w promieniu 15 minut spacerem od domu.
Z kolei Barcelona eksperymentuje z tzw. superdzielnicami. Koncepcja zakłada skomasowanie kilku bloków mieszkalnych w jeden superblok, do którego dostęp samochodami mają wyłącznie mieszkańcy lub firmy kurierskie, a maksymalna akceptowana prędkość na tym obszarze wynosi 10 kilometrów na godzinę. Wiele ulic będzie zablokowanych dla samochodów. Powstałą przestrzeń wolną od dwuśladów wykorzysta się w inny sposoby. Dawne parkingi zostaną zastąpione drzewami, plantacjami warzyw i kwiatami. Powstaną miejsca, w których dzieci mogą się bawić, a ludzie mogą spędzać czas na ławeczkach w cieniu drzew.
Badania pokazują, że większy ruch rowerowy i pieszy w miastach pozwala zaoszczędzić pieniądze, ponieważ mniej wydaje się na utrzymanie dróg i sektor zdrowia. Pozytywne skutki korzystania z roweru szacuje się na ponad 90 miliardów euro (96 miliardów dolarów) w samej UE. Dla porównania, ruch samochodowy powoduje każdego roku koszty związane ze zdrowiem, środowiskiem i infrastrukturą o wartości ponad 800 miliardów euro, wylicza skrupulatnie DW.

Niegodziwi teoretycy spisku

Można zatem powiedzieć, że plan piętnastominutowego miasta to bezpieczeństwo, wygoda, czyste powietrze, zieleń, cisza. Same zyski, żadnych strat. Sama radość inspirująca do działań twórczych, śmiałych, rewolucyjnych. Sprawiająca, że robota palić się będzie w rękach, jak mówił cytowany na wstępie tow. Stalin. I oświetlać, i tak już jasną, przyszłość. Niestety, są tacy, którzy w to nie wierzą, tak jak nie wierzyli w skuteczność „maseczek” a nawet – o zgrozo! – w skuteczność„szczepionki” wyklepanej na kolanie.
„Nie będziesz mógł używać własnego samochodu na niektórych drogach i autostradach bez pozwolenia i zgody rządu” – ostrzegał na Instagramie jeden z takich „oszołomów” w niedawno zamieszczonym filmie, który polubiono ponad 5,4 tys. razy. „Będziesz stale obserwowany przez kamery monitorujące, aby była pewność, że nie opuścisz wyznaczonej strefy zamieszkania bez uprzedniego upoważnienia”.
I tak jak w czasie pandemii mainstreamowe media dawały odpór niepoprawnym politycznie „bestiom” które nie nosząc maski albo nie dając się zaszczepić, „siały śmierć” tak również w tym wypadku dziennikarze mediów głównego nurtu zachowali rewolucyjną czujność Associated Press w marcu 2023 r. na swej stronie internetowej przytacza przykłady „konspiracyjnych mniemań”, piętnując je jako przejaw paranoi. Sprowadzają się one do przekonania, że „miasta piętnastominutowe” mają na celu ograniczanie przemieszczania się ludzi, zwiększanie nadzoru rządowego i naruszanie innych praw jednostki. AP jest przekonana, że „zwolennicy teorii spiskowych wykorzystują jad pomówień z czasów pandemii Co-vid-19 skierowanych przeciwko blokadom, fałszywie przedstawiając tę koncepcję jako «blokadę klimatyczną/’ – zauważa Carlo Ratti, dyrektor Senseable City Laboratory w Massachusetts Institute of Technology.

Czy w niedalekiej przyszłości żyć będziemy w miastach–klatkach? Pozbawieni przestrzeni, swobody ruchu, indywidualnych środków przemieszczania się, poddani ekoterrorystom, którym coraz to nowe koncepcje lęgną się jak wizje w głowie schizofrenika?

Brandon Smith pisze, że analizowana koncepcja nowego zagospodarowania przestrzennego obejmuje usuwanie pojazdów silnikowych, likwidację prywatnego transportu i dróg dojazdów. W jej zakres wchodzą też inteligentne miasta i monitorowanie za pomocą sztucznej inteligencji zużycia energii elektrycznej przez każdą osobę.

O tym, że walka z poglądami postrzegającymi kwadransowe miasta jako niebezpieczeństwo nie jest merytoryczna, ale ideologiczna i polityczna, świadczą nie tylko powyższe słowa dyr. Rattiego, ale kompulsywne kojarzenie, przez pomysłodawców nowego zagospodarowania przestrzennego, postaw krytycznych wobec ich konceptów ze „skrajnie prawicowymi” poglądami, które łączą „globalnie myślące organizacje” z „agendą socjalistyczną” i „wielkim resetem” społeczeństwa. Teoria spiskowa krążąca ostatnio w Internecie fałszywie twierdzi, że Organizacja Narodów Zjednoczonych i Światowe Forum Ekonomiczne „przymusowo usuną” ludzi żyjących na zanieczyszczonych terenach i będą wymagać od nich życia w „inteligentnych miastach” pisze AP.„Na-wet tym, którzy nie znają słownika alternatywnej prawicy, wizja odległych elit rozdzierających czyjeś życie, aby dostosować się do ich wyobrażeń o optymalnym mieście, może być trudna do zniesienia”- napisał dyr. Ratti w mailu.

A co na to„teoretycy spisku”? Brandon Smith, który według mainstreamu niewątpliwie należy do osób głoszących „skrajnie prawicowe” poglądy, stwierdził w listopadowym Alt-Market, że „ilekroć opinia publiczna analizuje jakiś konkretny program promowany przez rządy i globalistów, ich pierwszą reakcją jest oburzenie, podobnie uczyniłby narcyz, gdy knując coś niedobrego, został przyłapany na gorącym uczynku. «Jak śmiecie® kwestionować nasze intencje i sugerować, że mogą być niegodziwe”. Rządzący bazują na założeniu, już dawno „wdrukowanym” w umysły ludzi, że media korporacyjne i urzędnicy rządowi reprezentują główny nurt, a zatem reprezentują większość, a większość reprezentuje rzeczywistość. Bo większość mylić się nie może. Rzecz jednak w tym, że tylko ten, kto myśli, może się pomylić, a większość nie myśli, tylko rezonuje opowieściami mainstreamu. Stąd większość nie reprezentuje rzeczywistości, tylko zjawisko echolalii, nawet gdy – nakręcane przez piorących mózgi – uważa, że jest inaczej.
„Liczą się tylko fakty. Sofistyka nie ma sensu. Opinie są bez znaczenia. Celem powinna być prawda, a jeśli czyimś celem nie jest, to ta osoba musi być dostarczycielem kłamstw i nie należy jej traktować poważnie”.
Za publicystą Alt-Market wyjaśnijmy, że nazwy, jakich używa się do „resetu” zmian klimatycznych, są różne, ale globaliści i ONZ często określają go mianem Agendy 2030 lub Celów Zrównoważonego Rozwoju. „Programy te noszą fasadę ekologii, ale WSZYSTKIE są zakorzenione w ekonomii. Oznacza to, że wszelkie wysiłki związane ze zmianą klimatu mają na celu zniszczenie przemysłu i handlu oraz ustanowienie partnerstwa rządowo-korporacyjnego w celu zdominowania produkcji. Zmiany klimatyczne to koń trojański wprowadzający autorytaryzm”.
Jednym z najistotniejszych „kamieni milowych” drogi prowadzącej do urzeczywistnienia planów Agendy 2030 jest tzw. piętnastominutowe miasto. Jest to projekt, w który zaangażowane są setki burmistrzów miast z całych Stanów Zjednoczonych, Europy i Azji, ściśle współpracujących z takimi grupami jak Światowe Forum Ekonomiczne. „Jakakolwiek wzmianka o tym pomyśle w negatywnym świetle powoduje, że w mediach wybucha złość i kpina, jakby nie była to realna kwestia warta debaty”, podkreśla Smith.

Orwellowskie perspektywy

Pomysł ten był mocno forsowany podczas blokad związanych z pandemią. Opinia publiczna była zalana propagandą strachu związaną z wirusem, który ma 99,8 proc, wskaźnika przeżycia, i ten strach sprawił, że nagle pojawiła się idea, do tej pory nie do pomyślenia, pozostania w domu przez cały czas. Ludzie mówiący, że większość miast to już miasta piętnastominutowe, w których wszystkie niezbędne do życia artykuły znajdują się w odległości krótkiego spaceru od ich domów, nie rozumieją, czym naprawdę jest kwadransowe mia-sto.„Jak wynika z licznych opisów placówek, w projekcie nie chodzi tylko o wygodę czy bliski dostęp, ale o zmianę każdego aspektu naszej dotychczasowej filozofii życia. Nie chodzi o udogodnienia, ale o poświęcenia mające na celu przebłaganie bogów emisji dwutlenku węgla”.

Brandon Smith pisze w swym tekście, że analizowana koncepcja nowego zagospodarowania przestrzennego to Orwellowska wizja zawierająca w sobie każdy składnik programów dotyczących zmian klimatycznych i blokad związanych z pandemią. Obejmuje ona usuwanie pojazdów silnikowych, likwidację prywatnego transportu i dróg dojazdów. W jej zakres wchodzą też inteligentne miasta i monitorowanie za pomocą sztucznej inteligencji zużycia energii elektrycznej przez każdą osobę. Poza tym – monitorowanie zużycia produktów i „śladu węglowego” nadzór biometryczny w zwartym i uporządkowanym krajobrazie miejskim, koncepcja społeczeństwa bezgotówkowego, równość kult inkluzyjny, kontrola populacji itp.
Miasto piętnastominutowe to „więzienie bez krat”. To obszar, który ma za zadanie wdrożyć obywatela do sztucznych ograniczeń prywatności, braku swobód obywatelskich, własności prywatnej, możliwości pracy i mobilności. „Jesteś przywiązany do ziemi, a ziemia jest własnością państwa (lub korporacji). Jak chłop pańszczyźniany w systemie feudalnym średniowiecznej Europy”. Tylko że średniowieczni glebae adscripti, chłopi przypisani do ziemi, mogli uciec do innego pana, który lepiej ich traktował, do miasta ć,powietrze miejskie czyni wolnym”, głosił slogan). A w ostateczności do lasu, przystępując do bandy rozbójniczej albo, jak w Koronie, na Dzikie Pola, stając się zaczynem Kozaczyzny. Teraz, gdy weźmie się pod uwagę zaawansowane środki techniczne do śledzenia i zwalczania niepokornych, takie rozwiązanie nie byłoby skuteczne, przynajmniej na dłuższą metę.

Nie mam nic i jestem szczęśliwy. Usidlony na skromnym obszarze piętnastominutowego miasta człowiek będzie łatwą zdobyczą. Nieustanną ofiarą manipulacji ze strony rządzących. W 2016 r. Światowe Forum Ekonomiczne opublikowało dokument zatytułowany „Witamy w roku 2030. Nie mam nic, nie mam własności, a życie nigdy nie było lepsze”. Artykuł miał promować koncepcję zwaną „gospodarką współdzielenia” i przedstawiał hipotetyczną przyszłość, w której system komunistyczny położył kres wszelkiej własności prywatnej w imię ratowania planety przed zmianami klimatycznymi. „Podobnie jak w przypadku wszystkich systemów komunistycznych, wielkim kłamstwem jest to, że będziesz pracować mniej i większość rzeczy będzie za darmo. W ten sposób ideały kolektywistyczne były sprzedawane społeczeństwu od pokoleń i NIGDY nie działało to tak, jak twierdzi establishment”. W przyszłości projektowanej przez globalistów i „filantropów” ludzie niezgadzający się na życie w piętnastominutowej klatce i uleganie coraz to nowym ograniczeniom, regulacjom, zarządzeniom, krytykujący absurdy, jeśli służące czyimś interesom, to tylko tym, którzy je tworzą – więc tacy malkontenci, wolnomyśliciele staną się wyrzutkami społecznymi. Egzulantami, wygnańcami z własnych domów, wyzutymi z nieruchomości, wegetującymi na pustkowiach starego świata. Aby pozostać w łonie nowego świata, będziecie mu-sieli porzucić wszelką wolność, nawet wolność myślenia. Zgodzić się na życie w społecznościach określanych jako „zdecentralizowane” Błędnie, bo jest dokładnie odwrotnie – są całkowicie scentralizowane, jak klatka dla chomika, w której jesteś zwierzakiem, głosi Smith. „Podstawową filozofią takich społeczności jest zależność. Jeśli mieszkasz w miejscu, które zostało specjalnie zbudowane tak, aby uniemożliwić ci samodzielne utrzymanie, jesteś niewolnikiem. Choć z pewnością nawet niewolnictwo może wyglądać szlachetnie, jeśli ludzie będą przekonani, że ich łańcuchy są niezbędne dla dobra planety”

Leon Baranowski – Buenos Aires Argentyna

W co gra Ameryka?

Niemcy i Francja nawet nie kryją, że centralizacja Unii Europejskiej ma posłużyć „wyemancypowaniu się” spod amerykańskiej dominacji i wyrugowaniu wpływów USA na kontynencie. Doskonale rozumiał to Donald Trump, który forsował projekt Trójmorza mający stanowić przeciwwagę dla niemieckiej hegemonii.

Piotr Lewandowski

I. Ameryka w rozkroku? Na wstępie muszę się Państwu przyznać do pewnej bezradności.
Otóż coraz mniej rozumiem europejską politykę Stanów Zjednoczonych – w tym tę prowadzoną wobec Polski. Ów postępujący brak zrozumienia wynika zaś z rzucających się w oczy sprzeczności. USA wprawdzie porzuciły chyba na długi czas mrzonki o„resecie”z Rosją i wspierają Ukrainę, korzystając przy tym z polskiego hubu przerzutowego pod Rzeszowem, bez którego ta pomoc byłaby skrajnie utrudniona. I to jest racjonalne, podobnie jak kontrakty zbrojeniowe zawierane z Polską wraz z kolejnymi partiami amerykańskiego sprzętu bojowego, które do nas trafiają. Jest to, powtarzam, racjonalne, bo Ameryka zwyczajnie musi dać Putinowi (a przy okazji Chinom) po no
sie – choćby po to, by ratować swą pozycję światowego supermocarstwa. Pamiętajmy jednak, że wśród amerykańskich elit wciąż pokutują również odmienne koncepcje urządzenia świata. Jeszcze przed rosyjską agresją omawiałem na tych łamach artykuł Jeffreya Sachsa, w którym tenże wprost
stwierdził, iż Ukraina i Tajwan powinny mieć ograniczone prawo do zawierania sojuszy – czyli przyznał de facto prawo Rosji i Chinom do własnych stref wpływów. Na razie to stronnictwo „appeasementu” znajduje się w defensywie – co nie znaczy, że za jakiś czas nie dojdzie ponownie do głosu, zwłaszcza gdy Amerykanom zbrzydnie przeciągająca się wojna.

Il.„Polityczka” Marka Brzezińskiego
Zacznijmy może jednak od Polski. Z jednej strony jesteśmy kluczowym partnerem Stanów Zjednoczonych na wschodniej flance NATO-z drugiej te same Stany Zjednoczone za sprawą ambasadora Marka Brzezińskiego ostentacyjnie wręcz wspierały pro-niemiecką „totalną opozycję”. Podkreślmy to: w amerykańskiej ambasadzie zawsze na ciepłe przyjęcie mogły liczyć siły polityczne chodzące na pasku Berlina, a więc jednego z głównych (wraz z Francją) przeciwników amerykańskiej obecności w Europie. Więcej – Mark Brzeziński demonstracyjnie obfotografowywał się z przywódcami sędziowskiej rebelii z inicjatywy Wolne Sądy, a więc środowiska otwarcie dążącego do anarchizacji sytuacji wewnętrznej w Polsce. O permanentnym parasolu ochronnym roztaczanym nad TVN nawet nie wspomnę. I teraz pytanie: czy amerykańska ambasada naprawdę ma aż tak słaby „research” że zatraciła umiejętność odróżniania kto swój, a kto wróg – które ugrupowania polityczne w Polsce stawiają na sojusz z Waszyngtonem, a które niekoniecznie? I pytanie drugie: czy aby na pewno mamy do czynienia z polityką Waszyngtonu, czy też ambasador MarkBrzeziński uprawia tutaj na boku swoją własną, partykularną „polityczkę” kierując się osobistymi, towarzysko-ideologicznymi względami?
Jak by nie patrzeć, takie postępowanie wkrótce może Ameryce wyjść bokiem – i to w całkiem konkretnych sprawach. Szykujący się do władzy obóz „totalnych” nawet nie ukrywa, że zamierza poddać gruntownej rewizji zawarte przez obecny rząd kontrakty zbrojeniowe i cały program rozbudowy polskiej armii, na który rzekomo nas „nie stać”. W tym roku nasze wydatki zbrojeniowe mają sięgnąć rekordowych 4 proc. PKB, natomiast wspierany przez przyszły rząd zamierza te wydatki radykalnie ściąć. To zaś oznacza nie tylko spowolnienie modernizacji armii i osłabienie naszego potencjału odstraszania, co negatywnie odbije się na całej wschodniej flance NATO, ale również uderzenie po kieszeni amerykańskich koncernów zbrojeniowych, które stracą sute zamówienia. Idźmy dalej. Polski program energetyki jądrowej od dawna jest solą w oku Niemiec, co przekłada się na dwuznaczny stosunek nowej władzy do elektrowni atomowej. Wywodzący się z PO marszałek województwa pomorskiego Mieczysław Struk zapowiedział„zada-wanie niewygodnych pytań” motywując to, a jakże, względami ekologicznymi – i puszczając tym samym w niedwuznaczny sposób oko do przeciwników inwestycji, dążących obecnie do podważenia decyzji środowisko-wej. „Twardymi” przeciwnikami atomu są wchodzący w skład KO Zieloni, powielający jeden do jednego niemiecką narrację w tej materii. Wszystko to może skutkować obstrukcją projektu – czyli wymiernymi stratami dla amerykańskiego konsorcjum Westinghouse-Bechtel, które ma być głównym wykonawcą inwestycji.

Kolejna sprawa to Centralny Port Komunikacyjny, którego likwidację zapowiadają „totalni”. Ta inwestycja obejmująca prócz przewozów pasażerskich również port lotniczy cargo i system kolei dużych prędkości ma nie tylko wymiar czysto komercyjny, lecz również militarny, jako potencjalny hub logistyczny dla całego regionu. Podobnie rzecz się ma z nowym terminalem kontenerowym w Świnoujściu, przeciwko któremu protestują Niemcy, a który w przypadku konfliktu zbrojnego może mieć kluczowe znaczenie dla zaopatrzenia drogą morską – bo Gdańsk jest w bezpośrednim zasięgu rażenia z obwodu kaliningradzkiego. Wszystko to są inicjatywy rządu Zjednoczonej Prawicy, których okrojenie bądź skasowanie zapowiada przyszła władza. Czy Amerykanie tego nie widzą?

III. Europejski „reset”
Przejdźmy teraz do spraw europejskich, bo tutaj jest równie dziwnie. Otóż z rozmaitych dochodzących zza kulis „przesłuchów” wynika, iż Waszyngton jest wielkim zwolennikiem federalizacji Unii Europejskiej w duchu „Stanów Zjednoczonych Europy”. Uzasadnienie jest takie, iż z perspektywy
amerykańskiej wygodniej jest mieć jeden telefon do jednolitego europejskiego centrum decyzyjnego, niż dogadywać się z każdym państwem z osobna. Pobrzmiewają tu echa z początku kadencji Joe Bidena, kiedy to amerykański prezydent postawił na „reset”z Niemcami, godząc się na Nord Stream 2 i przyjmując ich propozycję odciążenia USA na odcinku europejskim – Niemcy mianowicie miałyby zostać głównym gwarantem pokoju i bezpieczeństwa na kontynencie, co pozwoliłoby Ameryce skoncentrować się na rywalizacji z Chinami. Wydawało się, że wojna na Ukrainie i kompromitacja Niemiec, które pokazały zarówno swoją złą wolę, jak i zwyczajną niemożność zagwarantowania czegokolwiek, odeślą tę koncepcję do lamusa. Tyle że, jak widać, tak się nie stało.
Tymczasem Niemcy i Francja nawet nie kryją, że centralizacja Unii Europejskiej ma posłużyć „wyemancypowaniu się” spod amerykańskiej dominacji i wyrugowaniu wpływów USA na kontynencie. Doskonale rozumiał to Donald Trump, który forsował projekt Trójmorza mający stanowić przeciwwagę dla niemieckiej hegemonii – i z tych samych względów blokowała pomocą sankcji finalizację Nord Stream 2. Natomiast administracja Joe Bidena zdaje się stawiać na jakiś nowy „europejski reset”, który musi skończyć się podobnie jak ten rosyjski z czasów tandemu Barack ObamaHillary Clinton (z Bidenem jako ówczesnym wiceprezydentem). Niemcy, jeże tylko poczują, że mają rozwiązane ręce i podporządkowany sobie kontynent, natychmiast zwrócą się otwarcie przeciw Stanom Zjednoczonym – chociażby dlatego, że tylko w ten sposób mają szansę osiągnąć wymarzoną mocarstwową pozycję, która wedle ich najgłębszego przekonania słusznie im się należy. A droga do tego jest tylko jedna: ponownie oprzeć się na rosyjskich surowcach i biznesowej kooperacji z Chinami oraz zdławić potencjał rozwojowy Polski. Czyli wejść w układ ze śmiertelnymi wrogami USA i NATO oraz stłamsić głównego amerykańskiego sojusznika w Europie.
Już teraz Helmut Scholz, jeden ze sprawozdawców i autorów proponowanych zmian traktatowych, otwarcie deklaruje konieczność „uniezależnienia się od NATO”, czemu służyć miałoby stworzenie odrębnych europejskich sił zbrojnych i wyjęcie armii spod kierownictwa krajów członkowskich. Postulaty te będą omawiane na przyszłym europejskim konwencie zajmującym się przegłosowanymi właśnie w PE propozycjami federalizacyjnymi. Jeśli przejdą, będzie to oznaczało polityczne i militarne rozbicie NATO na dwa konkurujące ze sobą bloki. Czy w Waszyngtonie tego nie widzą? Może bagatelizują niemieckie zapędy, sądząc, że Stany Zjednoczone są na tyle silne, że z Europy wypchnąć się nie dadzą? Jeżeli tak, to mogą się wkrótce nielicho naciąć. Ponawiam więc pytanie: w co gra Ameryka?

Leon Baranowski – Buenos Aires Argentyna

Pędzlem i Piórem Skarby Kultury Polskiej

Szanowny Panie Januszu,

 

Nadszedł nareszcie moment, kiedy mogę ofiarować Panu nasz kalendarz na rok 2024.

Ale proszę pozwolić, że zapytam najpierw: czy pamięta Pan nasz apel do ministra Piotra Glińskiego?

Przypomnę – w czerwcu tego roku wystosowaliśmy petycję, będącą reakcją na przejawy ideologizacji i schamienia w polskiej kulturze.

Niedawny skandal wokół filmu „Zielona granica” Agnieszki Holland pokazał, jak bardzo ten głos był potrzebny. Kinowa publiczność już dawno nie otrzymała takiego zastrzyku pogardy do Polski i polskiego munduru.

Żołnierzy i strażników z narażeniem życia strzegących naszych granic w filmie przedstawia się jako sadystów i zwyrodnialców.

Wszystko to podlane sosem politycznej propagandy: Marsz Niepodległości nazywany jest marszem faszystów, a pozytywna bohaterka nazywa rządzących „gnojami”…

Nic dziwnego, że po kraju rozlała się fala oburzenia.

Proszę pomyśleć, jak muszą się czuć dzieci napiętnowanych funkcjonariuszy?

I na dodatek dzieje się to w krytycznym momencie, gdy Europę z każdej strony szturmują rzesze tzw. imigrantów.

Przyzna Pan, że krew gotuje się w żyłach…

Nasza kampania spotkała się z żywym odbiorem i w krótkim czasie otrzymaliśmy kilka tysięcy apeli podpisanych przez naszych Przyjaciół i Sympatyków.

Więcej, akcja zaczęła żyć własnym życiem i licznie wracały do nas petycje podpisane nawet przez osoby, które dotąd nie włączały się w działania Centrum Życia i Rodziny.

Świadczy to z pewnością o jednym – wielu z nas wciąż zależy na pielęgnowaniu wartościowej polskiej kultury.

Mamy dość wulgarności, tandety i nachalnej propagandy!

Jesteśmy głodni sztuki, która ubogaca i pozwala się zachwycić. Która niesie przesłanie, ale nie wbija go młotkiem do głowy.

Taką sztukę postanowiliśmy zaprezentować w naszym kalendarzu.

„Pędzlem i piórem” przywołuje najprzedniejsze dzieła polskiej literatury. Przypominamy te najbardziej oczywiste: „Pana Tadeusza”, „Ogniem i mieczem”, czy „Lalkę”.

Ale znalazło się również miejsce na „Przedświt” Zygmunta Krasińskiego i „Na skalnym Podhalu” Kazimierza Przerwy-Tetmajera.

Co łączy pozycje, które trafiły do kalendarza?

Wiadomo – artystyczny kunszt, rozmach, wciągające fabuły.

Ale musiało być coś więcej, skoro te dzieła odcisnęły piętno na sercach kolejnych pokoleń.

Tworzący je artyści byli żywym sejsmografem narodowej duszy. Wyczuwali jej subtelne drgania i głębokie poruszenia. Pokazywali postawy, które inspirowały do wielkich czynów.

Dodawali nadziei i odwagi.

Potrafili pokazać ludzkie losy i postawy na tle dziejowych burz, które tak dotkliwie nawiedzały Polskę.

Powtórzę słowa św. Jana Pawła II, które cytujemy we wstępie do kalendarza:

Kultura jest przede wszystkim dobrem wspólnym narodu. Kultura polska jest dobrem, na którym opiera się życie duchowe Polaków. Ona wyodrębnia nas jako naród. Ona stanowi o nas przez cały ciąg dziejów. Stanowi bardziej niż siła materialna. Bardziej nawet niż granice polityczne. Wiadomo, źe naród polski przeszedł przez ciężką próbę utraty niepodległości, która trwała z górą sto lat – a mimo to pośród tej próby pozostał sobą. Pozostał duchowo niepodległy, ponieważ miał swoją kulturę. Więcej jeszcze. Moi kochani: wiemy, że w okresie najtragiczniejszym, w okresie rozbiorów, naród polski tę swoją kulturę ogromnie jeszcze ubogacił i pogłębił, bo tylko tworząc kulturę, można ją zachować.

To właśnie dlatego pół wieku po opublikowaniu „Ogniem i mieczem” młodzi ludzie walczący w Powstaniu Warszawskim przybierali pseudonimy „Kmicic”, „Zagłoba” czy „Wołodyjowski”.

To dlatego w 1968 roku wystawienie Mickiewiczowskich „Dziadów” dało asumpt do buntu przeciwko komunistycznej opresji.

Na marginesie można by postawić pytanie, co z tą spuścizną uczyniłaby autorka „Zielonej granicy” Agnieszka Holland. Jak przedstawiłaby bohaterów?

Co zostałoby z poczciwości Longinusa Podbipięty? Co z jego prostej i silnej wiary? Może nagle stałby się tępym fanatykiem religijnym, toczącym pianę z ust i dyszącym nienawiścią na samą myśl o innowiercach?

Na szczęście – to tylko dywagacje.

My przypominamy te piękne dzieła bez ideologicznych wykoślawień, bez szydery i złośliwości.

Chylimy czoła przed artyzmem ich twórców.

Domyślam się, że i Pan ma swoje ulubione lektury. Być może nie znalazły się w naszym wyborze.

I ja dodałbym jeszcze kilka, niestety do dyspozycji mamy zaledwie 12 kart kalendarza…

Ale żadnemu z zamieszczonych w nim utworów nie można zarzucić miałkości, tandety czy wulgarności. Każdy z nich wyszedł spod pióra twórcy głęboko przejętego losami Polski i jej narodu.

Dodatkowo zależało nam na ciekawych zestawieniach literatury z reprodukcjami obrazów wybitnych polskich mistrzów.

Prezentujemy więc dzieła Józefa Mehoffera, Jacka Malczewskiego czy Józefa Chełmońskiego.

Czasem przenoszą nas one w miejsce akcji, czasem ją ilustrują, czasem komentują utwór. Ale za każdym razem dają nam okazję do obcowania z ponadczasowym pięknem.

Mam nadzieję, że zgodzi się Pan, że taki kalendarz to nie tylko użyteczny przedmiot, pomagający w planowaniu czasu, ale również nasz wspólny wkład w podtrzymywanie duchowego życia Polaków, o którym mówił Papież .

Dlatego, tak jak w ubiegłych latach, chcemy, by nasze kalendarze ucieszyły także Polaków mieszkających poza granicami Ojczyzny.

Niestety, musieliśmy radykalnie ograniczyć nasze plany.

Rok temu rozpowszechniliśmy na Litwie 20 000 egzemplarzy kalendarza. Jednak koszty związane z taką operacją sprawiły, że w tym

roku przygotowaliśmy dla naszych Rodaków 5 000 sztuk.

Oczywiście dodruk kalendarzy jest wciąż możliwy, ale jest uzależniony od wsparcia, które przekażą nam Przyjaciele – tacy jak Pan.

Zapewniam Pana, że nasze kalendarze to ogromna radość dla polskiej społeczności na Litwie.

Na dowód tego przekazuję list od p. Renaty Cytackiej, wieloletniej działaczki polskiej, która na miejscu wspiera nas w rozpowszechnianiu naszych materiałów.

I zwracam się do Pana z gorącą prośbą o pomoc finansową.

Proszę o wsparcie naszych działań dobrowolnym datkiem dowolnej wysokości, np. 20 zł, lub 30 zł, albo 50 zł, czy 100 zł bądź inną kwotą.

Jeśli zdecyduje się Pan nam pomóc, proszę skorzystać z danych zamieszczonych na załączonym przekazie. Datek można przekazać w banku, na poczcie lub za pomocą internetu. Zachęcam również do odesłania przekazu.

Jak co’ roku liczę, że życzliwie przyjmie Pan nasz kalendarz. Dla mnie to sposób, by powiedzieć „Dziękuję” za Pana zaangażowanie, odwagę i pomoc. Za zainteresowanie i troskę o to, co ważne.

A może zachęci Pana do tego, by raz jeszcze sięgnąć do dzieł, które przypominamy?

Serdecznie Pana pozdrawiam,

Paweł Ozdoba

Prezes

PS. Przesyłam Panu kalendarz „Pędzlem i piórem. Skarby polskiej kultury”. Mam nadzieję, że się spodoba i znajdzie Pan dla niego miejsce w swoim domu. Przypominamy w nim najpiękniejsze przejawy twórczości polskich mistrzów – niech będzie odtrutką na prymitywne i wulgarne przejawy „twórczości” niektórych współczesnych artystów. Bardzo liczę na Pana pomoc w sfinansowaniu druku i wysyłki tego kalendarza do naszych Rodaków na Litwie.

L/WA/POD/2410/01   L/WA/H F/2410/01/R2

PPS. Dodatkowe egzemplarze kalendarza można zamówić na stronie internetowej www.rokzrodzEffBa.pl. Proszę zachęcić znajomych!

Centrum Żyda i Rodziny H Skrytka pocztowa 99,00-963 Warszawa 81 ‘S tel. 22 62911 76 biuro@czir.org H www.czir.org

FORUM RODZICÓW SZKÓŁ POLSKICH REJONU SOLECZNICKIEGO

Pragnę złożyć serdeczne podziękowania na ręce wszystkich Przyjaciół i Darczyńców Centrum Życia i Rodziny.

Dzięki Państwa hojności do Rodaków na Litwie trafiło 15 tysięcy przepięknych kalendarzy „Perły dziedzictwa. Zamki i pałace Rzeczpospolitej” na rok 2023. Przekazaliśmy je mieszkańcom Wileńszczyzny, ale dotarły także w bardzo odległe zakątki kraju, aż do Kłajpedy. Państwa niezwykła ofiarność przyczyniła się do tego, że taki dar mogła otrzymać niemal każda mieszkająca na Litwie polska rodzina

Kalendarze, które dzięki Państwu zagościły w domach polskich rodzin, to nie tylko piękna ozdoba, ale także, a może przede wszystkim, okazja do domowej lekcji historii i umacniania, zwłaszcza wśród młodych ludzi, postaw patriotycznych i pamięci o Ojczyźnie.

W tym roku otrzymane za pośrednictwem Centrum Życia i Rodziny wsparcie było jednak wyjątkowe, trafiły do nas bowiem również książki, które przekazaliśmy do polskich szkół. W szkolnych bibliotekach znalazły się dzieła współczesnej literatury polskiej, które stanowią ogromne wsparcie w edukacji uczniów.

Będę niezwykle wdzięczna, jeśli z Państwa pomocą uda się wyprodukować i dostarczyć na Litwę kalendarze na 2024 rok. Liczę na Państwa życzliwość – dzięki Państwa ofiarności podtrzymujemy więzi z Ojczyzną. Będę wdzięczna za każdy datek na rzecz sfinansowania produkcji kalendarzy na przyszły rok.

W imieniu wszystkich obdarowanych raz jeszcze proszę przyjąć serdeczne podziękowania za Państwa hojne zaangażowanie w to ważne dzieło. Dla Polaków mieszkających na Litwie to najlepszy dowód łączącej nas przyjaźnij pamięci i troski.

Adres do korespondencji: LT-17249 Jaszuny ul. M. Balińskiego 91 Litwa

Opracował: Janusz Baranowski – Tatar Polski, twórca Solidarności, potomek Powstańców Styczniowych, Legionistów, Generałów, Harcerzy, Szarych Szeregów, Żołnierzy Wyklętych

Idą do szkoły po nasze dzieci

 

 

Szanowny Panie Januszu,

 

To szokujące, ale coraz więcej dzieci się okalecza.

I to nie w żaden metaforyczny sposób. Realnie, trwale i na własne życzenie. Często z błogosławieństwem rodziców.

Za chwilę opiszę to zjawisko i myślę, że głęboko to Pana poruszy. Ale proszę mi pozwolić na dwa słowa wstępu.

Dopiero co rozpoczął się nowy rok szkolny. Dzieci i nauczyciele wrócili do klas po wakacyjnej przerwie.

A za nimi, jak cienie, posuwają się aktywiści i ideolodzy LGBTQ.

Już wkrótce – w ostatni piątek października – po raz kolejny w polskich szkołach odbędą się „Tęczowe Piątki”.

Celem tej akcji jest oswajanie dzieci i młodzieży z postulatami „tęczowych” środowisk.

Pomysłodawcom zależy na tym, aby młodych ludzi, którzy identyfikują się jako homoseksualiści, biseksualiści czy osoby transseksualne wspierać i utwierdzać w ich wyborach.

Wszystko rękami młodzieży i nauczycieli, ponieważ:

w ramach Tęczowego Piątku przedstawiciele i przedstawicielki Kampanii Przeciw Homofobii nie prowadzą zajęć w szkołach. KPH nie podejmuje też w żadnej szkole „działalności” w rozumieniu ustawy – Prawo oświatowe. W ramach Tęczowego Piątku KPH nie wchodzi na teren placówki, nie prowadzi żadnych zajęć dodatkowych, nie wysyła swoich przedstawicieli/ek i nie narzuca jakiejkolwiek formuły obchodzenia Tęczowego Piątku.

Dzięki temu można organizować takie wydarzenia z pominięciem zgody Rady Rodziców, a nawet dyrekcji.

Jak zapewne Pan wie, żeby przeciwstawić się temu „polowaniu na młodzież” proponujemy szkołom organizowanie w tym dniu „Szlachetnego Piątku”.

Zamiast rozbudzania seksualności, chwalenia rozwiązłości i bezwarunkowej akceptacji wszelkich pożądań, promujemy skromność, opanowanie i integralny rozwój.

W ubiegłym roku rozpowszechnialiśmy w szkołach konspekty lekcji, z których nauczyciele mogą korzystać, przygotowując zajęcia dla swoich uczniów.

W tym roku będziemy kontynuować te działania.

Na czym chcemy się skoncentrować?

Myśląc o środowiskach LGBTQ, zwykle w pierwszej kolejności przychodzą nam do głowy osoby homoseksualne.

Rzeczywiście, to właśnie ich organizacje zrobiły jak dotąd najwięcej złego w niszczeniu instytucji rodziny, zarówno w wymiarze prawnym, jak i kulturowym.

Jednak w cieniu tych działań rozgrywają się poważniejsze dramaty.

Dlatego w tym roku postanowiliśmy się skupić na literze „T”.

W skrócie LGBTQ oznacza ona osoby transseksualne.

Transseksualizm jest zaburzeniem polegającym na tym, że dana osoba odczuwa niezgodność między swoją tożsamością płciową a płcią biologiczną.

Mówiąc najprościej, jak się da – osoba, która urodziła się jako dziewczynka ma poczucie, że tak naprawdę jest chłopcem i czuje się w swoim ciele nieszczęśliwa.

Albo na odwrót.

Osoby takie dokonują następnie różnego rodzaju „interwencji”, których celem jest „uzgodnienie” płci.

Czasem jest to przyjmowanie ról społecznych, zachowań czy ubioru właściwego dla płci przeciwnej.

Z kolei terapia hormonalna ma prowadzić do zmian w samym ciele. W przypadku dziewcząt i kobiet poprzez manipulowanie poziomem hormonów płciowych doprowadza się między innymi do:

  • • pojawienia się zarostu,

  • • obniżenia głosu,

  • • zwiększenia masy mięśniowej,

9 zaprzestania miesiączkowania.

Terapia hormonalna bywa poprzedzona podawaniem blokerów dojrzewania, co zatrzymuje normalny i naturalny rozwój płciowy.

Takie środki – w formie zastrzyków, implantów bądź w aerozolu -podawane są nawet 10-latkom.

Ostatecznym rozwiązaniem są chirurgiczne zabiegi korekty płci.

W przypadku kobiet polegają na usuwaniu piersi, macicy i założeniu protezy penisa. W przypadku mężczyzn zastępuje się ich naturalne narządy płciowe imitacjami narządów kobiecych.

Kiedy opisuję Panu ten proceder, włosy jeżą mi się na głowie.

Doprawdy, trudno pojąć, jak ludzie mogą decydować się na takie kroki…

To w zasadzie jeden wielki medyczny eksperyment przeprowadzany na dzieciach i przechodzącej kryzys młodzieży.

Nie znamy dziś jeszcze wszystkich skutków, jakie odciśnie on na ciałach i psychice tych ludzi za kilkanaście czy kilkadziesiąt lat.

Ale wiemy już dziś, że powoduje to nowe problemy społeczne.

Trans-kobiety (czyli de facto mężczyźni) żądają dostępu do damskich szatni i toalet w kinach, szkołach i innych instytucjach. Domagają się odbywania wyroków w kobiecych więzieniach.

Niedawno w USA wybuchł protest pływaczek. Jego powodem było to, że osiągający przeciętne wyniki mężczyzna po deklaracji zmiany—płci—zaczął brać udział w zawodach dla kobiet, wygrywając je w cuglach.

Obecnie rozmaite federacje sportowe muszą mierzyć się z wyzwaniem, jak zapewnić warunki fair play w świetle takich postaw.

Tymczasem zjawisko zaczyna się szokująco rozrastać.

Spójrzmy na zachodnie statystyki.

Niedawno opublikowano dane z 10 krajów dotyczące liczby dzieci i młodzieży z zaburzeniami płci zgłaszających się do specjalistycznych klinik.

 

I tak: w Wielkiej Brytanii w latach 1989-2021 nastąpił wzrost o blisko 2 500%. We Włoszech, w okresie 2005-2018 o 7 200%. W Australii w latach 2003-2017 o 12 650%; natomiast w Szwecji między 2000 a 2016 aż o 19 700%!

I choć w liczbach bezwzględnych są to raczej setki niż tysiące osób, to tak lawinowy wzrost wręcz poraża.

Ewidentnie mamy do czynienia ze swoistą modą.

Do tego dochodzi agresywny marketing, ponieważ na tym procederze ogromne pieniądze zarabiają kliniki zmiany płci, biznes urody, korzyści czerpią też same organizacje LGBTQ.

Na szczęście pojawiają się oznaki trzeźwienia społeczeństw.

Francuska Akademia Medyczna zaleca powstrzymanie się od tranzycji u dzieci i młodzieży.

Instytut Karolińska, czyli szwedzki uniwersytet medyczny i szpital uniwersytecki, przyznający Nagrody Nobla z medycyny, w zeszłym roku zrezygnował z polityki afirmacji trans i podawania blokerów na rzecz psychoterapii.

Politykę w tym obszarze zmieniają również Finowie, Brytyjczycy i Duńczycy.

Niestety to zjawisko dotyczy również polskiej młodzieży.

Nie mamy dokładnych danych, które pokazałyby skalę zjawiska. Na pewno nie jest ono aż tak rozpowszechnione jak na Zachodzie.

Ale nawet do naszej Fundacji zwracają się nauczyciele, od których uczniowie oczekują, że będą w stosunku do nich zwracać się używając imion i zaimków właściwych dla płci przeciwnej.

Musimy zdawać sobie sprawę, że dla wielu młodych ludzi wydarzeniem, które ich formuje, które daje im poczucie misji i sensu jest np. udział w paradach równości. Nie przynależność do harcerstwa czy służba ministrancka…

Umieszczenie na plecaku naszywki w kolorach LGBTQ znaczy dla nich więcej niż na przykład wolontariat na rzecz potrzebujących.

I przyjmując ten modny styl życia, zaczynają akceptować wszystko, co kryje się za tęczowym sztandarem.

Swoje postawy narzucają rówieśnikom, wspierani przez celebrytów piorących mózgi nastolatków w Internecie i aktywistów świadomie zabiegających o realizację postulatów LGBTQ.

Niszczą wszystkich, którzy ośmielają się mieć odmienne zdanie.

Dochodzi do starć nawet wewnątrz ich środowiska, gdzie bez litości tępi się osoby, które uznają istnienie dwóch płci za podstawowy fakt biologiczny.

Niezwykłe wrażenie zrobił na mnie film z tegorocznej parady w Nowym Jorku.

Tłum dziwacznych postaci, falujący jak w transie, skanduje:

Jesteśmy tu, jesteśmy queer, idziemy po Wasze dzieci.

W obliczu tego chorego naporu, proszę Pana o pomoc.

Tematyka, o której piszę do Pana w tym liście, była wielokrotnie podejmowana na naszym portalu Marsz.info.

Na podstawie publikowanych tam tekstów przygotowaliśmy broszurę, w której przedstawiamy historie osób, które najpierw zdecydowały się na terapię zmiany płci, ale po latach – żałując swoich wyborów – postanowiły wrócić do swojej naturalnej postaci.

Scenariusz większości tych historii jest bardzo podobny.

Nastolatka doświadczająca problemów psychicznych w czasie dojrzewania trafia do grup, które wmawiają jej, że trapiące ją problemy wynikają z niedopasowania jej tożsamości do płci.

Pozbawiona innej diagnozy dziewczyna ląduje w końcu w klinice, gdzie de facto zostaje utwierdzona w tym, że lekarstwem na jej problemy będzie właśnie „korekta płci”.

We wszystkich tych historiach uderza żal tych osób, że nikt nie próbował na poważnie zdiagnozować ich problemów. Że nikt nie próbował dokopać się do ich źródła.

Że w zasadzie wjechały na stół operacyjny jak na fabrycznej taśmie.

Do listu dołączam skróconą wersję naszej broszury.

I zachęcam Pana do lektury.

Mam nadzieję, że zgodzi się Pan ze mną, że takie historie mogą być przestrogą dla młodych osób, które doświadczają kryzysu. Mogą sprawić, że nauczyciel dwa razy zastanowi się, zanim pozwoli na organizację „tęczowych” wydarzeń w swojej klasie.

Chciałbym, żeby nasza broszura trafiła do szkół.

Oczywiście będzie udostępniona w Internecie, ale jestem przekonany, że wysyłka bezpośrednio do instytucji zdecydowanie podniesie skuteczność oddziaływania.

Ponadto planuję zorganizować w listopadzie konferencję, w trakcie której eksperci zaprezentują dane pokazujące z jak poważnym problemem mamy do czynienia.

Materiały pokonferencyjne będą doskonałym uzupełnieniem historii, które przybliżamy.

Liczę, że zdecyduje się nam Pan pomóc.

Dlatego proszę o wsparcie finansowe dobrowolnym datkiem np. 20 zł lub 30 zł albo 50 zł czy nawet 100 zł bądź inną kwotą. Dzięki Pana wsparciu będziemy mogli pokryć koszty organizacji konferencji, a także druku i dystrybucji materiałów do szkół.

Jeśli zdecyduje się Pan wspomóc tę ważną kampanię, proszę skorzystać z danych umieszczonych na przekazie. Datek można wpłacić w banku, na poczcie bądź za pomocą internetu. Zachęcam również do odesłania kuponu w załączonej kopercie.

Proszę pomyśleć, może nasz wspólny wysiłek sprawi, że choć garstce osób oszczędzimy decyzji, których musiałyby żałować przez całe swoje życie.

Sprawa jest poważna, liczę na Pana pomoc.

Serdecznie Pana pozdrawiam i dziękuję za lekturę listu.

Paweł Ozdoba Prezes

PS. Już wkrótce w polskich szkołach odbędzie się kolejna edycja „Tęczowego Piątku”. Jest to akcja środowisk LGBTQ, której celem jest zwiększanie akceptacji dla homo-, bi- i transseksualizmu wśród młodzieży. Proszę Pana o pomoc w pokryciu kosztów organizacji          g

konferencji oraz przygotowania i dystrybucji materiałów, które będą          §

O przestrogą dla osób doświadczających kryzysów dojrzewania, ich rodzin        |

i wychowawców. Możemy wspólnie odwieść młodych ludzi od decyzji, które nieodwracalnie okaleczą ich psychicznie i fizycznie.

Centrum Życia i Rodziny H Skrytka pocztowa 99,00-963 Warszawa 81 ® tel. 2262911 76 ‘■’0 biuro@czir.org https://www.czir.org

 


PORUSZAJĄCE HISTORIE OSÓB, KTÓRE ŻAŁUJĄ ZMIANY PŁCI

I ŻYŁA JAKO „TRANSSEKSUALNY MĘŻCZYZNA”. TERAZ WYJAŚNIA, JAK INTERNET WYMUSZA NA NASTOLATKACH „ZMIANĘ PŁCI”

Helena Kerschner jest jedną z osób określających się mianem detransitioner.

Opowiedziała o tym, jak została zmanipulowana do tego, aby przez kilka lat przyjmować hormony i żyć jak mężczyzna. Dziewczyna zaczęła brać hormony w wieku 18 lat. W rozmowie z Michaelem Knowlesem Helena podkreśliła, że presja wywierana przez grupy internetowe doprowadziła ją do błędnego przekonania, że musi przejść „zmianę płci”. Dzisiaj 23-latka nie udaje już mężczyzny i głośno mówi o niebezpieczeństwach ideologii LGBT.

Mniej więcej w wieku 15 lat przechodziłam okres wżyciu, w którym nie miałam zbyt wielu przyjaciół, odczuwałam niepewność co do swojego ciała, która mnie dręczyła, i to skłoniło mnie do częstego korzystania z Internetu.

W końcu trafiła na portal Tumblr, gdzie — jak mówi — ideologia gender jest bardzo widoczna. Społeczności internetowe, które dają poczucie akceptacji, mogą odgrywać niezdrową rolę w życiu młodej dziewczyny.

Dzięki nim czujesz się akceptowana i chcesz się w nie wpasować, więc jesteś gotowa zrobić niemal wszystko, by dostosować się do tej grupy społecznej – podkreśliła Kerschner.

Społeczności internetowe, jak ta, w którą zaangażowała się Helena, zachęcają nastolatków do odkrywania transseksualizmu i mówią im, że normalne problemy nastolatków z samooceną są w rzeczywistości oznakami dysforii płciowej.

Jeśli nie podoba ci się twoje ciało, jest to oznaka dysforii płciowej, jeśli nie pasujesz do innych dziewcząt, to jest to oznaka dysforii płciowej, jeśli nie podoba ci się sposób, w jaki twój głos brzmi w nagraniu, to jest to oznaka dysforii płciowej— przekonują inni internauci młode osoby.

Kerschner podkreśliła, że dziewczyna w tym wieku nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo powszechne jest to zjawisko i nie musi wcale oznaczać dysforii płciowej. Rówieśnicy, również przesiąknięci ideologią oraz przekazem medialnym, nie odrzucili pomysłu Heleny, aby „zmienić się”w mężczyznę.

Dziewczyna zwróciła uwagę też na problem braku osoby o innych poglądach, z którą można by skonfrontować swój sposób myślenia.

Jesteś w stanie nosić te idee przy sobie i podejmować na ich podstawie decyzje, podczas gdy w rzeczywistości same idee nie mają sensu. Nie są oparte na rzeczywistości. W moim przypadku było to wiele rzeczy opartych na fantazji, dosłownie na zdjęciach słodkich chłopców, które ciągle oglądałam, a potem na wiadomościach, które mówiły: „Twoje życie będzie o wiele lepsze, jeśli przejdziesz zmianę płci, jesteś trans, powodem, dla którego nie pasujesz do innych dziewczyn,jest to, że jesteś trans”.

Kerschner przyznała też, że nie spotkała się z oporem ze strony pracowników służby zdrowia, gdy zaczęła „zmieniać płeć”. Powiedziała, że wystarczyło krótkie, 20-minutowe spotkanie z pracownikiem socjalnym w Planned Parenthood, aby rozpocząć przyjmowanie hormonów.

3.05.2022, AIWLifeSiteNews


ZAJĘLI SIĘ MNĄ BARDZO SZYBKO, A JA PŁACĘ POWAŻNYMI OBRAŻENIAMI FIZYCZNYMI

Keira Bell mówi o swoich traumatycznych doświadczeniach i o trudnościach zdrowotnych spowodowanych terapią zmiany płci.

Jako nastolatka podjęłam pochopną decyzję: szukałam zaufania i szczęścia. Teraz przez resztę mojego życia będę ponosić jej ciężar.

Młoda Brytyjka została poddana terapii zmiany płci w wieku 16 lat. Trudności, jakich doświadczała jako nastolatka identyfikowała z zaburzeniami tożsamości płciowej. Dziewczyna została więc skierowana do londyńskiej klinikiTavistock&Portman NHS Center.

Zajęli się mną bardzo szybko, a ja płacę w konsekwencji, poważnymi obrażeniami fizycznymi – mówi.

Keria złożyła pozew przeciw Tavistock & Portman NHS Center. Młoda kobieta żałuje swojej decyzji i od dwóch lat nie przyjmuje już hormonów, ma też nadzieję, że uda się odwrócić zaawansowany proces zmian hormonalnych.

W klinice odbyły się zaledwie trzy spotkania, po czym nastolatce przepisano leki hormonalne blokujące dojrzewanie.

To wszystko odbyło się tak szybko i było oparte jedynie na informacjach o mojej przeszłości. Nigdy nie było prawdziwej dyskusji: moje odczucia powinny zostać zweryfikowane, a nie tak po prostu zaakceptowane takimi, jakimi były. Kiedy zaczynasz tę podróż, później bardzo trudno jest wrócić – powiedziała Keira.

Podawane Keirze preparaty medyczne blokujące dojrzewanie miały wiele skutków ubocznych.

Miałam objawy podobne do objawów menopauzy, kiedy jest mniej estrogenu, pojawiły się uderzenia gorąca, trudności ze snem, spadek libido. Dali mi tabletki z wapniem, bo moje kości były osłabione.

Po czterech latach terapii hormonalnej dziewczynie wykonano podwójną mastektomię. Dziś Keira żałuje swojej decyzji. Ma żal także wobec personelu medycznego, przede wszystkim o brak wsparcia, pośpiech w procedurach, brak wiarygodnego badania psychiatrycznego i informowania o skutkach takich interwencji.

Keira Bell mówi, że kontaktuje się z nią wiele młodych osób, które zwierzają się jej, że terapia hormonalna, tzw. zmiana płci, nie ukoiła ich niepokoju i problemów, jakie im towarzyszyły przed zmianą płci.

Zaznacza, że młody człowiek, mając 16 lat nie może podejmować tak poważnych decyzji. Dziewczyna podkreśla też znaczenie wsłuchania się w problemy młodych ludzi, mówiła, by„nie pobłażać” młodzieży.

Niestety, często lekarze pośpiesznie diagnozują dysforię płciową, kierując dzieci i młodzież do klinik, w których aplikuje się im terapie hormonalne blokujące dojrzewanie. Skutki takich działań są najczęściej nieodwracalne.

Do kliniki Tavistock and Portman NHS Trust, w której Keirę poddano terapii, kierowane były nawet 12-letnie dzieci. W latach 2009/2010 w Wielkiej Brytanii rozpoczęto takie terapie u 40 dziewcząt i 57 nieletnich chłopców. Natomiast na przełomie lat 2017/2018 liczba małoletnich wzrosła do 1800 dziewcząt i ponad 700 chłopców.

7.07.2021,

AG/Provitaefamiglia.it, Puntofamiglia.net, Breviarium.eu


IDETRANSITIONER – DZIEWCZYNA, KTÓRA PODDAŁA SIĘ ZMIANIE PŁCI, TERAZ OKREŚLA TO JAKO NAJWIĘKSZY BŁĄD W SWOIM ŻYCIU

Grace Lidinsky-Smith poddała się procesowi zmiany płci, włącznie z operacją usunięcia piersi. Dzisiaj żałuje decyzji i potępia pozwalanie nastolatkom na takie nieodwracalne ingerencje w swoje ciało.

Lidinsky-Smith opublikowała artykuł w amerykańskim magazynie Newsweek oraz wystąpiła w programie „60 Minutes”. Udziela też wywiadów na YouTube oraz pisze własnego bloga.To wszystko, aby zwrócić uwagę na niebezpieczeństwa związane z procesem zmiany płci oraz naciskiem, jaki jest wywierany w tym temacie.

Kiedy Grace miała zaledwie 20 lat, zachorowała na depresję. Po latach stwierdzono u niej dysforię płciową. W pewnym momencie jedyną drogą wyjścia, jaką widziała, była całkowita transformacja medyczna i „życie jako mężczyzna”. Decyzję o rozpoczęciu zmiany płci podjęła w 2017 roku.

Miałam jak najbardziej sprzyjające warunki do dokonania transformacji: łatwy dostęp do hormonów, wspierającą społeczność i ubezpieczenie.

Brakowało mi jednak terapeuty, który pomógłby mi przeanalizować podstawowe problemy!…). Zamiast tego, lekarz zdiagnozował u mnie dysforię płciową i dał mi zielone światło do rozpoczęcia transformacji już podczas pierwszej wizyty.

Grace opowiada w artykule swoją drogę do„samorealizacji jako transseksualista”. Najpierw dostawała zastrzyki z testosteronu. Zaledwie cztery miesiące później poddała się operacji usunięcia piersi.

W dniu, w którym dostałam pierwszy zastrzyk testosteronu, płakałam z radości (…) Rok później kuliłam się w swoim łóżku, ściskając blizny po podwójnej mastektomii i szlochając z żalu.

Dziewczyna podkreśla, że docierały do niej zawsze tylko historie osób, które były bardzo zadowolone ze swoich zmian. Nie rozumiała, dlaczego u niej tak się nie stało.

Okazało się, że moja dysforia płciowa, którą uznałam za dowód na to, że naprawdę powinnam żyć jako mężczyzna, wynikała z innych kwestii związanych ze zdrowiem psychicznym. Moja zmiana była brutalną pomyłką i do końca życia będę musiała żyć z jej konsekwencjami — bliznami, brakiem piersi, pogłębionym głosem.

Obecnie Lidinsky-Smith określa się jako detransitioner, czyli osoba, która podjęła decyzję o fizycznej zmianie płci, a następnie powróciła do swojej naturalnej płci. Osób, które mają podobne doświadczenia jest o wiele więcej i tworzą oni swoistą społeczność.

Poszłam do „60 Minutes”, ponieważ chciałam, żeby ludzie zrozumieli, że medycyna trans nie zawsze jest stosowana w sposób odpowiedzialny! bezpieczny. Wiedziałam, że zostałam bardzo zraniona przez moją przemianę, i nie byłam jedyna..

Wystąpienie Grace w programie telewizyjnym, “Minutes” spotkało się z gwałtownym sprzeciwem. Środowiska promujące ideologię LGBT oraz kliniki, które zajmują

się przeprowadzaniem zmiany płci, uznały program za duże zagrożenie. Presja była tak duża, że jeszcze w tym samym tygodniu wyemitowano uzupełnienie programu, w którym to prowadząca przepraszała za nieporozumienie, jakie mógł wywołać temat odcinka.

Grace Lidinsky-Smith pisze natomiast, że nie jest jedyną osobą, która wypowiada się na temat szkodliwości propagandy przedstawiającej zmianę płci jako rozwiązanie wszelkich problemów. Podaje przykład pisarki J.K. Rowling, która spotkała się z falą hejtu esej, w którym wyraziła swoje obawy faktem, że młode kobiety są ranione przez pochopną decyzją o zmianie płci.

Lidinsky-Smith chce w swoim artykule podkreślić również fakt, iż nie istnieją żadnego rodzaju procedury medyczne związane z przeprowadzaniem „terapii” zmiany płci. W wielu klinikach hormony płciowe można otrzymać właściwie na życzenie, a opieka psychologa nie skupia się wcale na dotarciu do prawdziwych problemów pacjenta.

Wszyscy ludzie zasługują na to, by czuć się wystarczająco bezpiecznie, by opowiedzieć swoje historie, nawet jeśli są one skomplikowane i politycznie niewygodne. Bez tego mówienia prawdy, większej ilości ludziom – zwłaszcza młodym – będzie sprzedawana opieka trans „w rozmiarze uniwersalnym”, która może spowodować u nich blizny i żal na całe życie.

6.07.2021, AM/Newsweek.com


Opracował: Janusz Baranowski – Tatar Polski, twórca Solidarności, potomek Powstańców Styczniowych, Legionistów, Generałów, Harcerzy, Szarych Szeregów, Żołnierzy Wyklętych