NIE CHCESZ STRACIĆ SWOICH PRAW? POZNAJ JE I NIE USTAWAJ W WALCE

TEORIA SPISKU

Potrzebny jest obywatel, który jest poinformowany o problemach społecznych, politycznych i gospodarczych, wykształcony na temat sposobu działania rządu i chętny do niezbędnych poświęceń, aby pozostać cały czas zaangażowanym i świadomym członkiem społeczności.

dr Robert Kościelny

Słusznie się mówi, że Polska była republiką szlachecką. Herbowi mieli swoje prawa, które czyniły z nich jednostki autonomiczne wobec władzy centralnej. Były one w pełnym tego słowa znaczeniu „tarczą herbową” chroniącą przed samowolą. Nie tylko monarszą, ale też arystokracji. Jednak, aby do takiej sytuacji prawnej mogło dojść, szlachta musiała długo walczyć. Po pierwsze, o uzyskanie tych praw, po drugie o ich pełne poznanie, a po trzecie – możliwość ich egzekwowania. Na początku XVI w. narodził się ruch egzekucyjny, który miał na celu zapoznanie szlachty z prawami, jakie wywalczyli ich przodkowie w XIV i XV w. (tu przełomem był statut Łaskiego z 1506 r„ pierwszy urzędowy drukowany spis wszelkich praw, przywilejów i traktatów Królestwa Polskiego opracowany przez księdza Jana Łaskiego, kanclerza wielkiego koronnego, później prymasa). Kolejnym celem było realne wprowadzenie ich w życie, czyli egzekwowanie, stąd wzięła się nazwa ruchu – egzekucyjny. Tak też się stało; cele ruchu zostały osiągnięte. Odtąd obywatele Rzeczypospolitej mogli tyleż z dumą, co zupełnie zasadnie mówić: „w Polsce non rex sed lexregnat”. Nie król rządzi w Polsce, a prawo.

Pazerne ręce władzy

Dla nas, wyrosłych przecież z sarmackiej tradycji, stwierdzenie, że nie władza rządzi, ale prawo, którego obywatele są świadomi, dziwić nie powinno. Choć, niestety, dziwi, bo „myśmy wszystko zapomnieli”. Również i o tym, że wolność nie jest człowiekowi dana raz na zawsze, mimo że jest jego prawem przyrodzonym, jak też o tym, że obywatel musi nieustanne bronić swych praw, a żeby ich bronić, musi je znać.

Obecnie cały świat euroatlantycki zdaje się cierpieć na obywatelską amnezję. Choroba nie ominęła też Stanów Zjednoczonych. Jak wynika z utyskiwań wielu publicystów zza Wielkiej Wody, ich rodacy też „wszystko zapomnieli”.

John i Nisha Whiteheadowie

Nic przeto dziwnego, że znana nam para publicystów John and Nisha Whi-teheadowie rozpoczęli swój quasi-apel zamieszczony w Off-Guardian od zacytowania Tomasza Jeffersona, jednego z autorów Deklaracji Niepodległości Stanów Zjednoczonych, trzeciego prezydenta tego państwa w latach 1801-1809.„Jeśli naród spodziewa się, że można być ignorantem i człowiekiem wolnym, oczekuje tego, czego nigdy nie było i nigdy nie będzie”.

Warto zapoznać się z dalszą częścią wypowiedzi Jeffersona, pochodzącą z listu do ppłk. Charlesa Yanceya, ważnego polityka stanu Wirginia: „Funkcjonariusze każdego rządu mają skłonność do rozporządzania według własnego uznania wolnością i własnością swoich wyborców. Nie ma lepszego zabezpieczenia przed urzędnikami państwowymi niż to, które tworzą obywatele sami dla sobie i w obronie swych praw. Nie mogą też być bezpieczni bez informacji. Tam, gdzie prasa jest wolna i każdy człowiek umie czytać, wszystko jest bezpieczne”.

Autor, gdy pisał list w Monticello – swojej posiadłości położonej w Charlottesville, w stanie Wirginia – był już na politycznej emeryturze. Jako były gubernator Wirginii, sekretarz stanu Stanów Zjednoczonych, wiceprezydent i w końcu prezydent USA – Jefferson doskonale wiedział, co mówi. Miał przecież doświadczenia nie tylko jako rządzący, ale też przywódca opozycji. Thomas Jefferson i demokratyczni republikanie, przeciwnicy urzędującej Partii Federalistycznej Johna Adamsa (1797-1801), byli głównymi celami oskarżeń o spisek; obsadzono ich w roli agentów iluminatów i masonów pragnących spowodować moralny i duchowy upadek narodu. Ostrzegali przed nim tak politycy, jak natchnieniu kaznodzieje protestanccy. Był to czas, gdy „Krytykę polityczną przemianowano na bunt” pisał S. Jonathon O’Donnell w History Today.

Jako polityk zaangażowany w kładzenie podwalin pod młodą republikę Jefferson był świadkiem naruszeń przez władze państwowe praw zapisanych w Konstytucji Stanów Zjednoczonych, które traktowała “według własnego uznania”. Przykładem może być Ustawa o obcych i buntach (1798-1801), pozwalająca władzy federalnej aresztować każdego, kogo podejrzewano o działalność wywrotową. Prawo to miało zabezpieczyć Amerykę przed wpływami „jakobinów i ateistycznych iluminatów” mogących ukrywać się wśród fali francuskich imigrantów, od kilku lat uciekających do Ameryki przed rewolucją francuską i jej następstwami. Interpretowane przez urzędników z dużą dozą swobody, uzasadnianej tak jak jeszcze niedawno sanitaryści kowidowcy wszystkich krajów tłumaczyli nagminne łamanie praw konstytucyjnych – dobrem ogółu, było źródłem krzywd i opresji.

Wbrew proroczym deklaracjom niektórych duchownych wybór Jeffersona nie zainaugurował Armagedonu, choć przyniósł szereg szybkich zmian. Jefferson ułaskawił skazanych na podstawie Ustawy o obcych i buntach, i pozwolił na wygaśnięcie ustawy. Wiele osób oskarżonych o spisek przeprowadziło skuteczny kontratak w ptasie, drwiąc i dyskredytując jego propagatorów. W pewnym sensie wróciła normalność. Jednak połączenie apokaliptycznych spekulacji z politycznym szukaniem kozłów ofiarnych, które stało za paniką wywołaną strachem przed knowaniami iluminatów, ujawniło wzór politycznych zachowań, który powtarzał się w całej historii Ameryki, uważa Mikę Jay na stronie The Public Domain Review.

Ignorancja wrogiem wolności Po tej historyczno-dydaktycznej dygresji wróćmy do tekstu Johna and Nishy Whiteheadów, którzy piszą: „Możesz bronić swoich praw tylko wtedy, gdy je znasz, a naród amerykański – i ci, którzy go reprezentują – są całkowicie nieświadomi swoich wolności, historii i sposobu działania rządu”

Często celebryci intelektualni w naszym kraju narzekają, że Polacy są słabo uświadomieni politycznie, nie znają programów poszczególnych partii (tak jakby oni je znali), i w ogóle, gdy kogoś wybierają do ciał przedstawicielskich to ze względu na to, że „wybraniec” skupia w sobie zalety „fizjologiczne i inne”, jak mówił onegdaj Lech Wałęsa Andrzeju

Olechowskim. Okazuje się, że wyborcy w Ameryce kierują się podobnymi „kryteriami politycznymi”. Stąd nie przejmuj się Polaku, jesteś w tej samej klasie co Amerykanin, który przecież nigdy nie zaznał komunistycznego blackoutu. To po prostu tendencja o światowym rozmachu, co oczywiście nie jest niczym pozytywnym, ale może nas jakoś tam usprawiedliwiać – weszliśmy do narodów wolnego świata, w czasach jego wielkiego kryzysu, stąd nie mamy od kogo czerpać dobrych wzorców.

Badania pokazują, że w Stanach Zjednoczonych niedoinformowani lub niezdecydowani wyborcy często głosują na kandydata, którego nazwa i opakowanie (np. logo) mają największą siłę oddziaływania; najwyraźniej głównym czynnikiem wpływającym na ich decyzję jest powierzchowność.

Morris Berman

Jak zauważa Morris Berman w swojej książce z 2006 r. „Dark Ages America: The Final Phase of Empire” (Ameryka ciemnych wieków: ostatnia faza imperium): „70 procent dorosłych Amerykanów nie potrafi wymienić nazwisk senatorów ani kongres-menów; ponad połowa nie zna faktycznej liczby senatorów, a prawie jedna czwarta nie potrafi wymienić ani jednego prawa gwarantowanego przez Pierwszą Poprawkę”. Co czwarty Amerykanin nie wie, że to właśnie tam znajduje się zapis, mówiący, iż „Żadna ustawa Kongresu nie może wprowadzić religii ani zabronić swobodnego praktykowania jej, ograniczać wolności słowa lub prasy ani prawa ludu do spokojnych zgromadzeń lub do składania naczelnym władzom petycji o naprawienie krzywd”. A przecież wolność wyznania prasy, słowa, petycji i zgromadzeń to kręgosłup republiki. Sześćdziesiąt trzy procent nie wie, że w ich kraju istnieje monteskiuszowski podział władzy na ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą.

We wspomnianej pracy Morris Berman argumentuje, że kraj wszedł w niebezpieczną fazę swojego historycznego rozwoju, mogącą okazać się drogą bez powrotu. „W miarę jak narasta korporacyjno-konsumpcyjny moloch, który obecnie definiuje naród, czynniki, które niegdyś pchnęły Amerykę do wielkości – indywidualizm, ekspansja terytorialna i gospodarcza oraz pogoń za bogactwem materialnym – są, paradoksalnie, gwoździami do naszej zbiorowej trumny”. Berman argumentuje, że w ciągu kilku dekad Stany Zjednoczone zostaną zmarginalizowane na arenie światowej, a ich hegemonię zastąpią Chiny lub Unia Europejska.

„Bardziej niż korupcja i nieudolność rządu, brutalność policji, terroryzm, przemoc z użyciem broni, narkotyki, nielegalna imigracja lub jakiekolwiek inne tak zwane «niebezpieczeństwo», które zagraża naszemu narodowi, analfabetyzm obywatelski może w końcu zepchnąć nas na krawędź”, podkreślają Whiteheadowie.

Kryzys postaw obywatelskich w Ameryce

Świadomość Amerykanów kształtuje obecnie technologia, głównie media społecznościowe, oraz rozrywka wypełniająca większość publikatorów, tak tradycyjnych, jak cyfrowych. Skutek jest taki, że analfabetyzm obywatelski stał się normą. Paradoksalnie, większą wiedzę na temat obywatelstwa, jego praw i obowiązków ma większość imigrantów, którzy pragną zostać obywatelami USA.

Badanie przeprowadzone w 2012 r. przez Uniwersytet Xaviera wykazało, że „jeden na trzech obywateli urodzonych w kraju nie zdał części egzaminu naturalizacyjnego z wiedzy obywatelskiej”. Przy-pomnijmy, że chodzi o egzamin zdawany przez wszystkich starających się o obywatelstwo USA. Natomiast wśród osób urodzonych za granicą, które starają się o obywatelstwo, współczynnikiem zdawalności z wiedzy obywatelskiej wynosił 97,5 procenta. Co więcej, w badaniu wykazano, że gdyby minimalny wynik wymagany do zdania egzaminu wynosił 70 procent, a nie 60 procent, wówczas połowa rodowitych Amerykanów nie zdałaby egzaminu.

Grant Addison z National Review w tekście „Niezdany test wiedzy obywatelskiej, od wybrzeża do wybrzeża” (Failing the Civics Test, Coast to Coast) pisał, że z raportu z października 2016 r. przygotowanego przez Fundację Pamięci Ofiar Komunizmu wynika, że około jedna czwarta Amerykanów i jedna trzecia pokolenia milenialsów uważa, że za prezydenta George’a W. Busha zginęło więcej ludzi niż za Józefa Stalina. Jeśli chodzi o samego Jeffersona, badanie przeprowadzone w styczniu 2016 r. przez American Council of Trustees and Alumni ujawniło, że około 60 procent ankietowanych absolwentów collegeów uważa, że to on, a nie James Madison, był „ojcem konstytucji”- mimo że Jefferson pełniący funkcję ministra Stanów Zjednoczonych we Francji, nie był nawet w kraju podczas Konwencji Konstytucyjnej w 1787 r. (konwencja filadelfijska), a tym bardziej nie był obecny w Izbie Stanu Pensylwanii, gdzie uchwalono Konstytucję.

Cytowana para publicystów podnosi też, że nawet rządowi urzędnicy, którzy powinni nas reprezentować, nie wiedzą zbyt wiele o społeczeństwie, historii i geografii Ameryki ani o Konstytucji, chociaż składają przysięgę, że będą przestrzegać, wspierać i bronić Konstytucji przed „wrogami zagranicznymi i krajowymi”.

Na przykład para próbująca uzyskać pozwolenie na zawarcie związku małżeńskiego została niedawno zmuszona do udowodnienia urzędnikowi państwowemu, że Nowy Meksyk w rzeczywistości jest jednym z 50 stanów, a nie obcym krajem – przytaczają tę zdumiewającą anegdotę, na temat ignorancji osób zatrudnionych w administracji, Whiteheadowie.

Obowiązek obywatelskiej czujności

19 listopada 1863 r. prezydent Abraham Lincoln wygłosił krótkie przemówienie na zakończenie ceremonii poświęcenia cmentarza na polu bitwy pod Gettysburgiem w Pensylwanii. Lincoln w swojej mowie upamiętnił zmarłych członków Unii i podkreślił odkupieńczą moc ich ofiary. Umieszczając zwykłego żołnierza w centrum walki o równość, Lincoln przypomniał swoim słuchaczom o wyższym celu, dla którego przelano krew: „zdecydowanie postanawiamy, że ci polegli nie umarli na próżno – że ten naród pod rządami Boga odrodzi się w wolności – i że rządy ludu, przez lud, dla ludu, nie znikną z ziemi”. Daru wolności trzeba bronić. Zobowiązują nas do tego również przodkowie, którzy „osiemdziesiąt siedem lat temu [uchwalenie przez Kongres Deklaracji Niepodległości w 1776 r.) stworzyli na tym kontynencie nowy naród, poczęty w Wolności i oddany idei, że wszyscy ludzie zostali stworzeni równymi”.

Publicyści z Instytutu Rutherforda zwrócili uwagę na to, że nie jest przypadkiem, iż Konstytucja zaczyna się słów: „My, naród” Zawiera się w nich przekonanie założycieli Stanów Zjednoczonych, „że każdy obywatel musi zachować czujność, w przeciwnym razie wolność zostanie utracona” Jak zauważył Thomas Paine: „Odpowiedzialnością patrioty jest chronić swój kraj przed rządem”. Nie masz żadnych praw, jeśli z nich nie korzystasz. Nie możesz korzystać ze swoich praw, jeśli nie wiesz, jakie one są.

„Jeśli Amerykanie nie rozumieją Konstytucji oraz instytucji i procesów, poprzez które jesteśmy rządzeni, nie możemy racjonalnie ocenić ważnego ustawodawstwa i wysiłków urzędników przez nas wybranych, ani nie możemy zachować jedności narodowej niezbędnej, aby w znaczący sposób stawić czoła licznym problemom, przed którymi stoimy dzisiaj”- ostrzega Brennan Center for Justice w „Karcie Raportu Literacy Civic”

Edukacja poprzedza działanie Jak podsumowuje Brennan Center: „Ameryka, w przeciwieństwie do większości narodów świata, nie jest krajem definiowanym przez krew czy wiarę. Ameryka to idea lub zbiór idei dotyczących wolności i możliwości. To właśnie te idee łączą nas jako Amerykanów i zapewniają nam wolność, siłę i dobrobyt. Ale te idee nie przechodzą samoistnie z pokolenia na pokolenie. Stąd należy uczyć ich każde nowe pokolenie i samemu uczyć się ich na nowo”.

W Ameryce trwa ruch mający na celu wprowadzenie do szkolnictwa obowiązku, aby wszyscy uczniowie szkół publicznych zdali część egzaminu naturalizacyjnego w USA z wiedzy o społeczeństwie -100 podstawowych faktów na temat historii i wiedzy o społeczeństwie Stanów Zjednoczonych – przed otrzymaniem dyplomu szkoły średniej i to jest początek.

Grant Addison z National Review informuje, że ponieważ obecnie większość Amerykanów nie jest w stanie odpowiedzieć nawet na podstawowe pytania dotyczące swojego rządu, niektóre stany podejmują kroki, aby to zmienić. W Oregonie zaproponowano projekt ustawy, który wymagałby od wszystkich uczniów szkół publicznych w tym stanie zdania części amerykańskiego testu naturalizacyjnego z zakresu wiedzy obywatelskiej przed otrzymaniem dyplomu szkoły średniej. Zgodnie z ustawą Senatu, aby zdać egzamin, studenci ze stanu Oregon musieliby poprawnie odpowiedzieć na 60 ze 100 pytań z wiedzy obywatelskiej. Uczeń mógłby przystępować do testu tyle razy, ile byłoby to konieczne, aby osiągnąć ten próg i mógłby przystąpić do egzaminu jeszcze przed ukończeniem szkoły średniej. Według Instytutu Joe Fossa Alabama, Arkansas i Kentucky przyjęły już podobne prawa, dołączając w ten sposób do co najmniej 15 innych stanów, w których obowiązują wymogi dotyczące zdania egzaminu z wiedzy obywatelskiej przed ukończeniem szkoły średniej.

„To prawda, że nasz naród przeżywa kryzys umiejętności obywatelskich. Wysiłki legislacyjne mające na celu zaradzenie tym niedoborom edukacyjnym są zarówno konieczne, jak i właściwe” stwierdza publicysta National Review.

Brać się do pracy, nie załamywać rąk

Wszystko zależy od nas. „Mamy władzę tworzenia i odwoływania rządu. My, naród amerykański – obywatele – jesteśmy arbitrami i ostatecznymi strażnikami dobrobytu, obrony, wolności, praw i wielkości Ameryki”, podkreślają John and Nisha Whiteheadowie. Trzeba ciężko zapracować na zdrowy, reprezentatywny rząd, który będzie działał w naszym interesie, a nie potentatów finansowych, koncernów, „filantropów”. Potrzebny jest obywatel, który jest poinformowany o problemach społecznych, politycznych i gospodarczych, wykształcony na temat sposobu działania rządu i chętny do niezbędnych poświęceń, aby pozostać cały czas zaangażowanym i świadomym członkiem społeczności.

„Jak wyjaśniam w mojej książce Battlefield America: The War on the American People (Pole bitwy Ameryka: wojna z narodem amerykańskim) oraz w jej fikcyjnym odpowiedniku The Erik Blair Diaries (Dzienniki Erika Blaira), naszym zadaniem jest utrzymanie wolności przy użyciu wszelkich dostępnych nam środków bez użycia przemocy”.

Martin Luther King

Martin Luther King powiedział w przemówieniu wygłoszonym 5 grudnia 1955 r„ zaledwie cztery dni po aresztowaniu Rosy Parks za odmowę opuszczenia miejsca w autobusie miejskim w Montgomery: „Demokracja przekształcona z cienkiego papieru w grube działania jest najwspanialszą formą rządu na ziemi”.

Poznaj swoje prawa. Korzystaj ze swoich praw. Broń swoich praw. Jeśli nie, zostaniesz ich pozbawiony, kończą swój tekst zamieszczony w Off-Guardian John and Nisha Whiteheadowie.

„Z pewnością, na tym polega chwała Ameryki, ze wszystkimi jej wadami. To jest chwała naszej demokracji. Gdybyśmy byli uwięzieni za żelazną kurtyną wśród narodów komunistycznych, nie moglibyśmy tego zrobić. Gdybyśmy zostali wrzuceni do lochów reżimu totalitarnego, nie moglibyśmy tego zrobić. Ale wielką chwałą amerykańskiej demokracji jest prawo do protestowania w obronie prawa”, to również powiedział Martin Luther King, podczas wspomnianego przemówienie dotyczącego bojkotu autobusów w Montgomery, będącego jednym z pierwszych ważnych przemówień dr Martina Luthera Kinga. Doktor King zwracał się wówczas do prawie 5 tys. osób w kościele baptystów Holt Street w Montgomery.

Prawo do protestowania w obronie prawa, a jednym z fundamentalnych jest prawo do wolności, to filar zdrowego systemu władzy.

Opracował: Jarosław Praclewski – Solidarność RI, numer legitymacji 8617, działacz Antykomunistyczny