Wojciech Cejrowski korespondencjo z USA

Wojciech Cejrowski korespondencjo z USA

Lubię, gdy naród pokazuje władzy środkowy palec. To rodzaj głosowania -palcem wystawionym polityce w twarz. Za komuny pokazywaliśmy im dwa palce wzniesione w znaku V -zwyciężymy was, pokonamy. A w stanie wojennym zamiast zakazanych symboli wpinaliśmy w klapę opornik wyjęty z zepsutego radia; czasami był pomalowany na biało-czerwo-no. Opornik w klapie – symbol oporu. I był czytelny także za granicą, bo opornik to inaczej rezystor, czyli resist, resistance.
Władzy, gdy jest wredna, wyrodna lub gdy jest nieudolna, warto stawiać opór, a najlepiej kontrę. Kontra oznacza, że władza ma się cofnąć, bo poszła za daleko lub weszła w nasze życie zbyt głęboko i wtrąca się do spraw, które jej nie powinny interesować. No np. klamki i gniazda elektryczne w moim domu nie powinny interesować Nadzoru Budowlanego, a cały Nadzór nie powinien istnieć.
Władza się wtrąca w to, gdzie wiercę studnię i jak głęboko, wtrąca się, gdy wycinam stary sad, bo chcę posadzić nowy, wtrąca się, gdy kopię rowy melioracyjne na własnej ziemi. Wtrącała mi się w kolor samochodu – że nie zgłosiłem zmiany. A co was obchodzi, jaki mam kolor auta? Nie podobał mi się rudy, to sobie przemalowałem na żółty i won od mojego auta.
Władza na lotnisku zaczepiła mnie, gdy wrzuciłem flaszkę do złego kosza. Powinienem podobno wyrzucić do pojemnika na szkło. Powiedziałem władzy, że ja wyrzucałem etykietę na tej butelce i dlatego wybrałem kubeł na papier, a butelka była przyklejona do etykiety i nie dawała się oderwać. Władza zgłupiała i poszła sobie.

Czyli lubię i popieram sprzeciw obywatelski oraz żarty i granie systemowi na nosie. Polacy pokazują władzy środkowy palec za każdym razem, gdy władza zarządza ciszę wyborczą. Cisza wyborcza? Co za bzdury!!! W społeczeństwie pełnym komórek i w dobie szybkiego obiegu informacji cisza wyborcza jest fikcją oczywistą i ośmiesza władzę. „Bo co nam możecie zrobić, ciule? Nic nie możecie nam zrobić!”. To po jaką cholerę ogłaszacie ciszę wyborczą, skoro nic nam nie możecie zrobić?
Zacznę od siebie: mieszkam za granicą i obowiązuje mnie prawo kraju, w którym aktualnie przebywam. Jeżeli opublikuję dowolne treści wyborcze, siedząc w USA, to polska władza może mi zrobić wielkie NIC. Mój sławny film „NIE WYBIERAJCIE ŚMIECI” opublikowałem na zagranicznym kanale; został obejrzany w Polsce przez 6 min ludzi w jedną dobę przedwyborczą w trakcie ciszy. I co mi mogli zrobić? Wielkie NIC.
W tym filmie podarłem plakat wyborczy, co jest prawnie zakazane, ale… co mi zrobicie, jeżeli ja sobie wasz plakat odbiję na ksero i podrę kopię, która jest moją własnością. Jajco mi możecie zrobić, czyli wielkie NIC.

Z powodu ciszy wyborczej nie wolno podawać sondaży w trakcie wyborów. Mimo tych głupich przepisów ZAWSZE istnieje tzw. bazarek, gdzie ludzie podają w sieci wyniki exit poll, posługując się językiem zastępczym. Tradycyjnie każda partia jest jakimś produktem spożywczym i np. zamiast pisać, że PiS ma 30, PO 28, Konfederacja 8, piszą tak: Na bazarku o godz.10 rano pistacje były po 30, pomidory po 28, a konfitura po 8.
I co władza może zrobić, aby ukarać łamiących tę ich głupią ciszę? NIC, jajco.
Przez lata ten język na nielegalnym „bazarku” ewoluuje w różne śmieszne wariacje. W tym roku ktoś napisał tak (cytuję):
Pierwsze sensacyjne dane giełdy:
banderowcy 32 proc.
hitlerowcy 29 proc, alkoholicy 11 proc, płaczliwe cioty 9 proc, czerwone pedały 8 proc.
Cisza wyborcza jest nikomu niepotrzebna. W USA wiece wyborcze odbywają się także w dniu wyborów, a agitacja i rozdawanie ulotek także przed lokalem wyborczym. Podobnie było w Szwecji, gdy tam pracowałem dawno temu.

Wybory organizował PiS, bo akurat ta partia jest obecnie przy władzy. Dlatego za przebieg wyborów odpowiada PiS – czy mu się to podoba, czy nie. Czyli to PiS odpowiada za to, że w skład Obwodowej Komisji Wyborczej nr 10 w Przemyślu weszli: Ołeksandr Bezkyszczenko – przewodniczący – oraz Ławreniuk Iwona jako zastępca. Wyborcy skarżyli się, że członkowie tamtej komisji mieli kłopoty z językiem polskim.

Jestem wredny nacjonalista, więc pytam dodatkowo, jak członkowie komisji radzili sobie z polskim alfabetem, który wygląda inaczej niż rosyjskie i ukraińskie bukwy? Jak przewodniczący poradził sobie z raportem i liczeniem głosów, skoro nie radzi sobie dobrze z językiem polskim?
A czy to ma znaczenie, kto siedzi w komisji? Hm… Cytując Lenina i Stalina, odpowiem tak: Nieważne, kto jak głosuje, ważne, kto liczy głosy.

Jedna z gazet marksistowskich (podobno „Wyborcza”) urządziła symboliczne wybory w których głosowali „imigranci” przebywający w Polsce. Wyniki były takie:
Lewica powyżej 50 proc.
KO 40 proc.
Trzecia Droga 3 proc. Konfederacja 3 proc. PiS poniżej 2 proc. Bezpartyjni poniżej 2 proc. Być może organizatorzy symbolicznych wyborów naciągali dane, ale gdy połączy się lewackie skłonności „imigrantów” oraz to, że w komisji liczącej glosy zasiadają „imigranci”, to nawet po wzięciu odpowiednich poprawek jestem zaniepokojony. Gdyby im dać prawa wyborcze (a KO ma taki plan), wówczas Polską zarządzać będą marksiści.

Byłem w Warszawie i co widzę: wszędzie o każdej porze, zawsze gdzieś w zasięgu wzroku „imigrant” o mocno czarnej twarzy. Przybysze z Czarnej Afiyki. Z tych najbardziej okropnych biednych i wojennych rejonów; bez szans na asymilację w Europie. W dodatku sami faceci w wieku 20-30 lat.
Kto do tego dopuścił? Ten, kto rządził przez ostatnie osiem lat i stale opowiadał, że nie zgadza się na wpuszczanie.

Wojciech Cejrowski korespondencja z USA

Czytam kolejny tom „Viriona” (seria A. Ziemiańskiego z gatunku fantastyki]. Zagiąłem rogi trzech kartek. W literaturze politycznej, w podręcznikach i w Biblii, czyli w książkach „do pracy”, robię to często -zaznaczam strony na potem. Do cytowania, do rozwinięcia, do przemyślenia. Ale w literaturze rozrywkowej prawie nigdy; a tu nagle aż trzy strony z „Viriona”?

Oto co powiedziała jedna z postaci w alternatywnym świecie Ziemiańskiego: […] ludzie nie głosują na tego, który najbardziej zasługuje, ma największe szanse lub przedstawi sensowny plan. Ludzie głosują zawsze przeciwko komuś!”. Mądre słowa. Nigdy nie głosowałem na Dudę. Głosowałem za to świadomie przeciwko Komorowskiemu: przeciwko Kwaśniewskiemu, przeciwko Mazowieckiemu, przeciwko Jaruzelskiemu. Byłem przeciw tak mocno, że nie zawsze pamiętam, kto był wtedy ich przeciwnikiem.

Duda, gdy kandydował po raz pierwszy, był kompletnie nieznany i w zasadzie taki pozostał do dziś. Rozpoznajemy go dziś po twarzy i nazwisku, ale nadal nie wiemy, kim jest. To niekoniecznie jego osobista wina, bo prezydent RP ma uprawnienia bliskie zeru, czyli na tym stanowisku można posadzić dowolne zero, które ma do zrobienia zero, więc się nie zmarnuje, będąc zerem. Zero poglądów, zero osobowości, zero zdolności. Nie ma znaczenia, kto jest prezydentem RP, i ten brak znaczenia zapisano w konstytucji. Kogoś zdolnego i sensownego szkoda na ten stołek. Co pamiętamy z czasów prezydentury Kwaśniewskiego, który był najbardziej aktywny z tych wymienionych? (Słowo „aktywny” nie zawsze jest pozytywne – pchły też są aktywne}. Z dokonań Kwacha pamiętam, że chlał. Najlepszy z nich wszystkich był Lech Kaczyński (słowo „najlepszy” niekoniecznie oznacza „dobry”}. W ramach zerowych uprawnień wykazywał staranie, aby to zero jakoś przyozdobić, aby przynajmniej było zerem biało-czerwonym i w koronie. Więcej zrobić nie mógł, bo konstytucję pisali komuniści w czasach Kwaśniewskiego i taką mamy do dziś – komunistyczną, czyli obecnie mówi się „unijną”.

Kolejna zagięta strona w książce „Virion” to wypowiedź innej postaci na temat konstruowania przemówień agitacyjnych i wyborczych. Cytuję: „To bardzo proste. Wystarczy pamiętać, że nie wolno używać żadnych argumentów. Nie wolno argumentować pod żadnym pozorem. Jeżeli wyrazisz jakąkolwiek skomplikowaną myśl, od razu przegrasz. To jak przekonać ludzi? Wystarczy powtarzać swoje. Raz po razie […]. Wystarczy powtarzać i powtarzać. Żadnej myśli, żadnego dowodu, żadnego przekonywania. Powtarzać i powtarzać swoje w kółko […]. Odwołujesz się do uczuć. Najprostszych. I do przeciwstawień. Przykładowo: my uczciwi, oni złodzieje. Albo: my niewinni, oni mordercy. I powtarzać, powtarzać, powtarzać. Im głupiej, tym lepiej”. Mnie się ten cytat kojarzy z konwencją PiS w katowickim Spodku oraz z marszem PO w Warszawie. Obie imprezy siebie warte, jeżeli chodzi o meritum. Wszędzie masa obietnic, ale nigdzie słowa o tym, JAK te obietnice miałyby być zrealizowane. A przecież JAK jest kluczowe.

Kumpel chce od ciebie pożyczyć pieniądze, ale nigdzie nie pracuje. Ty go pytasz, JAK ci odda, skoro nie zarabia. On na to: „Jakoś oddam, obiecuję, przecież mnie znasz”. No i właśnie o to chodzi, że ja go doskonale znam i wiem, że nie będzie miał JAK oddać. Więc gdy mi Konfederacja obiecuje niższe podatki, pytam: Panowie, ale JAK chcecie je obniżyć, mając 10 proc, głosów lub 5 proc., lub 20 proc.? W żadnym z tych przypadków nie będziecie w stanie zrealizować swojej obietnicy, która mi się bardzo podoba, ale jest pusta jak Leonardo da Vinci bez pędzli, farb i płótna, a do tego ślepy. Co z tego, że ma zdolności i wizje, gdy nie ma narzędzi do ich realizacji?

Trzeci cytat pochodzi z listu: „Rządzą nami durnie. No ale nic w tym dziwnego, podobno największą siłę przebicia ma baran”.

Czy rzeczywiście rządzą nami durnie i barany? A proszę mi pokazać jednego inteligentnego. Ale NAPRAWDĘ inteligentnego lub jeszcze lepiej – mądrego, który jednocześnie rządzi, a nie tylko figuruje. Możemy jechać po kolei. Czy minister Błaszczak jest facetem, którego wynająłbyś jako eksperta do zorganizowania ochrony osiedlowego parkingu? Niedawno dogadał się na i kredyty rządowe z Ameryką.. f Czy wziąłbyś Błaszczaka jako g pełnomocnika do negocjacji | twojego osobistego kredytu e w banku? Inny: Czy minister cyfryzacji jest facetem, którego radziłbyś się, jaki komputer kupić za swoje pieniądze? Albo: Czy poszedłbyś po poradę w dowolnej sprawie do pani Witek, która jest marszałkiem Sejmu? Możesz wybrać sprawę naprawdę dowolną. Czy nasz marszałek w JAKIEJKOLWIEK DOWOLNEJ sprawie nadaje się na twojego doradcę, pełnomocnika, zastępcę, reprezentanta? Powierzyłbyś jej do wykonania cokolwiek?

A teraz weźmy wszystkie trzy cytaty naraz: ludzie głosują zawsze przeciw komuś + gdy agitujesz, nie używaj argumentów, lecz powtarzaj w kółko swoje + rządzą nami durnie.

W zeszłym tygodniu na okładce „Do Rzeczy” był postulat wyjścia PL z UE, czyli polexitu. Wewnątrz numeru artykuł z argumentami merytorycznymi, dlaczego Polsce się nie opłaca przebywanie w Unii. Moim zdaniem szkoda oddechu na przekonywanie drugiej strony. Ta druga strona to wyznawcy Unii i żaden argument merytoryczny do nich nie przemówi. Ja, w rozmowach o wychodzeniu z Unii, stale powtarzam tym durniom to samo, w kółko, nie stosuję wywodów merytorycznych, a jedynie emocjonalne. Nie chcę być w Unii, bo nie chcę. I wolno mi nie chcieć, i wolno mi nie mieć ochoty na przekonywanie kogokolwiek. Po prostu nie chcę, nie muszę się tłumaczyć z moich powodów, a w głosowaniu przy urnie tylko to się liczy i tylko o to pytają: Czy chcesz?” Nie chcę być w Unii i ta moja niechęć jest tak samo ważna jak czyjaś chęć.

Wojciech Cejrowski korespondencjo z USA

Mieliśmy na gospodarstwie pana Rysia (miał inne imię, ale nie chcę go ujawniać, bo ta historyjka jest nadal głośna na Kociewiu]. Robotnik rolny do wszystkiego. Na gospodarstwie robota bywa nie tylko rolnicza – czasami trzeba postawić kawałek wiaty lub naprawić kurnik. Pewnego razu trzeba było położyć kabel w ziemi. Robota prosta jak drut, czyli nie da się spaprać. Dlatego zostawiliśmy pana Rysia z tą robotą i pojechaliśmy robić coś innego.

Wracamy, a tu kabla zabrakło kilka metrów. Był gruby jak męskie ramię, drogi jak jasny gwint, więc mierzyliśmy DOKŁADNIE, zarówno odległość w terenie, jak i potem, sam kabel w sklepie. Nie ma takiej mocy, byśmy się pomylili! A Rysio siedzi na rowie pakuje tabakędo nosa i wyśmiewa się z nas: „Mecenasy, magistry i doktory, a długości kabla między chałupami zmierzyć nie umnią. Ha, ha”.

Rysio się śmiał, a ja z bratem ruszyliśmy po tym kablu (już zakopanym] i szukamy przyczyny, dla której zabrakło kilku metrów. Znaleźliśmy jedno takie miejsce, gdzie kabel skręcał i nakładał drogi – jakby omijał podziemną przeszkodę.

– Ryś! W tym miejscu kabel coś okrąża? Tam pod ziemią jest jakiś głaz?
– Nii. Żadnych głazuf. Sam piach.
– To czemu nie idzie prosto?
– Bo tu wcześniej stała betoniarka.
– To nie można było przesunąć?!!!
– Nii! Była stale poczebna. Zabrali dopiero niedawno.
Po tamtym doświadczeniu wypracowaliśmy sposób na Rysia. W sytuacjach, gdy trzeba go było na czas jakiś zostawić bez nadzoru, Ryś dostawał instrukcję taką:

Żadnej inicjatywy własnej! Robić dokładnie tak, jak ja pokazałem. Żadnych własnych pomysłów, a gdyby pod moją nieobecność trzeba było podjąć jakąś własną decyzję, proszę pomyśleć, jak pan by to zrobił po swojemu, a potem zrobić na odwrót.

I takim panem Rysiem są każdy polityk, minister, premier, rząd oraz cała UE. Wymyślają coś, a cokolwiek wymyślą, powinno być robione na odwrót lub wcale.

Przykład: władza wymyśliła, że ludziom trzeba dać „500+” aby wzrosła liczba urodzeń. Liczba urodzeń spadła. Władza podbiła stawkę do „800+” i mamy pierwszy raz dwucyfrowy spadek urodzeń -11 proc., a 68 proc, kobiet nie planuje dziecka w ogóle.

A to takie proste. Gdzie rodzi się zawsze najwięcej dzieci? Tam, gdzie panuje bieda. Im biedniejszy rejon Polski czy świata, tym więcej urodzeń. A gdzie rodzi się dzieci coraz mniej? Tam, gdzie jest wysoki socjal na dzieci. Im bogatsze społeczeństwo oraz im więcej pomocy państwa, tym mniej dzieci. Czyli… Chcesz więcej dzieci, tnij socjal.

Podatki progresywne są stosowane powszechnie. Władza uzasadnia je w taki sposób, że im ktoś więcej zarabia, tym więcej ma i wtedy powinien więcej z tego, co ma, oddawać na resztę społeczeństwa w postaci coraz wyższych podatków.

A powinno być odwrotnie – PODATEK MALEJĄCY, czyli regresywny.

Teraz mamy podatki progowe – w zależności od wysokości zarobków płacimy stopniowo coraz więcej podatku. Są ugrupowania, które głoszą chęć wprowadzenia podatku liniowego – co oznacza, że wszyscy płaciliby taki sam procent niezależnie od wysokości dochodów.

Argumenty za rozwiązaniem liniowym są takie, że nie powinno się karać wyższymi podatkami ludzi przedsiębiorczych i pracowitych, którym chce się walczyć o wyższe zarobki. Państwo powinno zachęcać dorobkiewiczów, by się dorabiali. Państwo jest przecież tak bogate, jak jego obywatele, a więc im więcej ludzi bogatych, tym bogatsze całe państwo.

Podatek liniowy to niezła forma zachęty, ale jeszcze lepszy byłby podatek MALEJĄCY wraz ze wzrostem zarobków. Tego nikt nie proponuje. A przecież można odwrócić progi podatkowe: wszyscy płacą 20 proc. Ci, którym udało się zarobić 200 tys. rocznie, płacą już tylko 15 proc.

A zarabiający powyżej miliona płacą 10 proc. To byłaby prawdziwa i mocna zachęta, wyzwalająca w ludziach dodatkowe pokłady aktywności.

Szczególnie lewica lubi hasła w stylu „Łupić bogaczy -niech płacą więcej od innych, skoro więcej mają”. A dlaczego więcej? Przecież ci bogacze nie zarabiają swoich fortun w pojedynkę, lecz z pomocą zatrudnianych przez siebie ludzi – zarabiając swoje fortuny, dają też zarabiać innym i mają wiele rodzin pracowniczych na utrzymaniu. Powinno się ich za to nagradzać, a nie karać wyższymi podatkami. W najgłupszej nawet grze komputerowej za zarobienie dużej liczby punktów jest premia. Dlaczego więc w grze społeczno-ekonomicznej jest na odwrót? Bo reguły tej gry wymyślają Rysie.

Kogo powyższa argumentacja nie przekonuje, niech sobie odpowie na pytanie, czy wołałby mieszkać w kraju, gdzie jest najwięcej milionerów, czy w kraju, gdzie jest najwięcej biedaków? Albo inaczej: Kogo wołałbyś mieć za sąsiada: milionera czy żebraka? A może wolisz mieszkać w kraju pełnym średniaczków, czyli w kraju, gdzie panuje… równość społeczna?

Wszystkie partie jak jeden Ryś wychwalają równość społeczną. Gdy tymczasem największy boom gospodarczy w historii USA i w Wielkiej Brytanii, epoka największego rozwoju ekonomicznego wszystkich warstw społecznych, był wtedy, gdy nierówności społeczne były ogromne. Bo wtedy każdy chciał zostać z pucybuta milionerem i WIEDZIAŁ, że taka szansa istnieje. W krajach, gdzie panuje równość społeczna, szanse przeskoczenia z dna na szczyt są niewielkie, bo cały system jest obliczony na kreowanie średniaczków. Bogatym się zabiera, a biednym dodaje, czyli dochody się spłaszcza, a ideałem lewicy jest to, gdyby wszyscy zarabiali tyle samo, bo to jest ich wymarzona „sprawiedliwość społeczna”. Stąd ustawy kominowe, stąd pomysł z płacą minimalną i zasiłkiem za niepracowanie oraz pomysł najnowszy: płaca gwarantowana (pensja państwowa wypłacana niezależnie od tego, czy masz chęć iść do pracy czy siedzisz w domu i się lenisz).

Opracował: Janusz Baranowski – Tatar Polski, twórca Solidarności, potomek Powstańców Styczniowych, Legionistów, Generałów, Harcerzy, Szarych Szeregów, Żołnierzy Wyklętych