Manipulacje manipulatora

Rafał Łatka, DoRzeczy, nr 13, 27.03-2.04.2023

Liczba błędów, które Ekke Overbeek popełnił w książce „Maxima Culpa. Jan Paweł II wiedział”, jest zatrważająca. Bezpieka nie uwierzyła w informacje, które uznał za wiarygodne

Książka Ekkego Overbeeka zatytułowana „Maxima Culpa. Jan Paweł II wiedział” oraz reportaż Marcina Gutowskiego „Franciszkańska 3″ były zapowiadane jako „przełom”. Miały doprowadzić do udowodnienia tezy, że kard. Karol Wojtyła jako metropolita krakowski był pobłażliwy dla podlegających mu kapłanów, którzy dopuścili się nadużyć seksualnych. W przekonaniu obydwu autorów miał on również chronić księży pedofilów i kryć ich przestępstwa.

Okazało się jednak, że ów przełom nie nastąpił, gdyż sposób udowadniania rzekomych win kard. Wojtyły okazał się pełen luk, nadinterpretacji, zwyczajnych przekłamań oraz licznych błędów szczególnie przy czytaniu dokumentacji aparatu bezpieczeństwa. Specjalnie używam określenia „czytaniu”, gdyż nie była to w żadnym wypadku rzetelna analiza, lecz dopasowywanie wybranych fragmentów materiałów archiwalnych do z góry przyjętej tezy.

Warto przeanalizować szczegółowo to, jak Overbeek patrzy na dokumenty UB/SB, i wykazać liczne nadużycia, których się dopuścił. Rozpocznę od uwag ogólnych, a następnie przedstawię na trzech konkretnych przykładach manipulacje tego autora. Dokonam tego, omawiając to, jak holenderski dziennikarz przedstawił przypadki: ks. Eugeniusza Surgenta, ks. Józefa Loranca oraz kard. Adama Stefana Sapiehy. Pochylę się także nad dość dziwnym rozdziałem zatytułowanym „Wierzchołek góry lodowej”, w którym autor książki „Maxima Culpa” twierdzi, że molestowanie nieletnich przez duchownych miało mieć w PRL niemalże masową skalę.

BRAK WIEDZY, NIEZNAJOMOŚĆ KONTEKSTU

Liczba błędów, które popełnił Overbeek, pisząc swoją książkę, jest ogromna. Nie dokonał rzetelnej dziennikarskiej analizy, lecz nachalnie i bez przedstawiania jakichkolwiek wątpliwości zaprezentował przygotowaną wcześniej tezę i zawsze wybierał interpretacje najgorsze dla kard. Wojtyły. Jest tak w każdym z opisanych przez niego przypadków, a podsumowanie publikacji stanowi tylko sumę uprzedzeń autora pod adresem Kościoła katolickiego. Na przykład na stronie 482 Holender stwierdził, że Kościół jest instytucją, która tłamsi wolnych ludzi, ogranicza ich prawa, a nawet stosuje wobec nich przemoc instytucjonalną: „Reprodukuje ona siebie przez brak zaufania, wzajemny szantaż i – ostatecznie – nagą przemoc. Siłą napędową każdego autorytarnego systemu jest lęk. Kościół nie działa inaczej. Kontroluje jednostkę, podsycając jej lęki, równocześnie oferując tych lęków ukojenie”. Nietrudno dostrzec w tym nienawiść, jaką autor żywi wobec Kościoła i duchowieństwa.

Holenderski dziennikarz nie posiada elementarnej wiedzy o historii Polski w XX w. Przykłady jego niekompetencji w tym względzie znajdują się w wielu fragmentach „Maxima Culpa”. Jednym z nich jest stwierdzenie, że Kościół i duchowieństwo (a szczególnie biskupi] żyli w dwóch ostatnich dekadach systemu komunistycznego niejako w symbiozie z władzami w celu „ciemiężenia” Polaków. Ponadto nie wykorzystał w swojej książce niemal żadnych opracowań dotyczących historii Kościoła katolickiego w PRL ani prac monograficznych czy wielu ważnych edycji źródłowych (w tym tych dotyczących metropolitów krakowskich]. Jeśli zechciałby się pochylić nad najbardziej nawet podstawowymi publikacjami na ten temat, to wiedziałby, jak wyglądała inwigilacja kard. Wojtyły i kard. Sapiehy. Wiedziałby wtedy również, że jeśli aparat bezpieczeństwa dysponowałby jakimikolwiek wiarygodnymi informacjami dotyczącymi nadużyć seksualnych obydwu hierarchów czy też chronienia przez nich zboczeńców seksualnych, to by je natychmiast wykorzystał do ich werbunku lub publicznego skompromitowania. Nie doszło do tego dlatego, że bezpieka weryfikowała donosy składane przez swoich informatorów i oceniła, że np. informacje jej podane przez ks. Anatola Boczka na temat „zboczeń” kard. Sapiehy są zupełnie niewiarygodne. Aparat bezpieczeństwa wykorzystywał nawet potencjalnie słabsze materiały do rozpętywania nagonek prasowych, czego przykładem mogą być ataki propagandowe na bp. Czesława Kaczmarka przy pomocy „wspomnień” ks. Leonarda Świderskiego [miały udowadniać, że biskup molestował zakonnice]. Czemu więc bezpieka nie podjęła działań w przypadku donosów ks. Boczka? Otóż dlatego, że nie uwierzyła w te informacje, ale za to uwierzyli Overbeek i Gutowski…

PRZYPADKI KS. SURGENTA I KS. LORANCA

Jeśli chodzi o przypadki ks. Surgenta i ks. Loranca, to Overbeek miał potencjalnie ułatwione zadanie, gdyż obydwa zostały wcześniej rzetelnie i całościowo opisane przez Piotra Litkę i Tomasza Krzyżaka. Autor „Maxima Culpa” nie tylko z nich nie skorzystał, lecz także w ogóle udawał, że ich nie ma. Przyczyna takiej postawy wydaje się bardzo prosta: wspomniani dziennikarze, analizując ich sprawy oraz zachowanie kard. Wojtyły, doszli do zupełnie innych wniosków.

Jeśli chodzi o opis sprawy ks. Surgenta, to holenderski dziennikarz popełnił wiele nadinterpretacji, wyciągając nieprawdziwe wnioski z informacji, których po prostu nie ma w dokumentacji SB. Po pierwsze, stwierdził, że wspomniany kapłan molestował dzieci już na swojej pierwszej placówce w Lachowicach, podczas gdy w materiałach aparatu bezpieczeństwa nie ma na ten temat żadnych informacji. Jeśliby takowe były, bezpieka podjęłaby już wówczas próbę werbunku duchownego, używając takiej wiedzy jako materiału kompromitującego. Było za to inne przekonujące wytłumaczenie na częste przenoszenie ks. Surgenta przez kościelnych przełożonych na kolejne parafie – jego trudny charakter oraz wchodzenie w spory z proboszczami.

Analogiczne błędy i złą wolę widać w przypadku opisu reakcji kard. Wojtyły na nadużycia seksualne duchownego. Z materiałów archiwalnych jasno wynika, że metropolita krakowski podjął stanowcze i szybkie działania, gdyż jak tylko dowiedział się, że ks. Surgent molestuje nieletnich, zdjął go z funkcji, suspendował i kazał zamieszkać w odosobnionym miejscu – klasztorze Cystersów w Mogile. Później, po odbyciu kary więzienia przez ks. Surgenta, to nie metropolita krakowski przenosił wspomnianego kapłana do innych parafii, lecz byli to biskupi lubaczowski i koszaliń- sko-kołobrzeski (i to na nich spoczywa w tym względzie odpowiedzialność].

Wśród innych manipulacji Overbeeka należy wymienić również sugerowanie, że relacje ks. Surgenta z kard. Wojtyłą były bliższe niż w rzeczywistości. Holenderski dziennikarz bez żadnych podstaw źródłowych określił metropolitę krakowskiego mianem „mentora” księdza pedofila.

Podobnych manipulacji nie brakuje przy opisie przypadku ks. Loranca. Znów pojawia się próba udowadniania za wszelką cenę tezy, że kard. Wojtyła nie dopełnił swoich obowiązków i mimo wiedzy o molestowaniu dziewczynek przez podległego mu kapłana miał tolerować jego kolejne nadużycia. Rzeczywisty przebieg wydarzeń daleko jednak odbiega od tego, co napisał Overbeek. Kardynał Wojtyła, gdy tylko dowiedział się o nadużyciach seksualnych ks. Loranca, postąpił prawidłowo: natychmiast pozbawił go urzędu, suspendował i wydał nakaz przebywania w określonym miejscu (w klasztorze Cystersów w Mogile], Po odbyciu zasądzonej kary ks. Loranc był ściśle nadzorowany w Zakopanem i nie miał prawa do katechizacji.

W lipcu 1974 r. aparat bezpieczeństwa spreparował anonimowy list do kard. Wojtyły, w którym informowano, że ks. Loranc miał napadać na wychodzące z katechezy dziewczynki. Overbeek postawił tezę, że na skutek tego donosu metropolita krakowski miał być przekonany o winie kapłana i miał przenieść go od razu na inną parafię, żeby sprawę wyciszyć. Przeczy temu jednak sekwencja zdarzeń, gdyż ks. Loranc został przeniesiony do nowej placówki dopiero prawie rok później. Można więc zatem wysunąć zupełnie odmienny i bardziej logiczny wniosek – że kard. Wojtyła uznał te zarzuty za nieprawdziwe.

W opisie akcji z anonimem Overbeek zresztą sam sobie zaprzeczył, gdyż napisał tak: „To mogło być prawdą, ale mogło być też insynuacją lub wyolbrzymieniem faktów. Tego nie wiemy”. Autor książki jednak ponownie bezzasadnie obciążył winą przyszłego papieża, opierając się tylko na swoich domniemaniach.

Błędów w jego rozumowaniu dowodzi też dalszy przebieg zdarzeń, gdyż ks. Loranc w czerwcu 1975 r. rozpoczął posługę jako kapelan w szpitalu w Chrzanowie, gdzie pracował do 1981 r., a następnie przez 11 lat przebywał w domu księży emerytów, gdzie zmarł w 1992 r. Nie ma z tego okresu żadnych informacji o jego nadużyciach seksualnych, a przecież gdyby takie były, to aparat bezpieczeństwa wykorzystałby je przeciwko temu duchownemu.

ZAKŁAMANY OBRAZ KARD. SAPIEHY

Najsłabszym i jednocześnie najbardziej zmanipulowanym fragmentem książki są opis postaci kard. Sapiehy i nachalna próba udowodnienia, że miał on być „seksualnym drapieżcą”, który molestował kleryków i kapłanów archidiecezji krakowskiej. Sposób, w jaki Overbeek to opisał, ujawnia nie tylko rażący brak kompetencji historycznych i dziennikarskich, lecz także daleko idącą złą wolę.

Otóż ciężkie oskarżenia wysunięte pod adresem kard. Sapiehy nie są oparte na pogłębionej analizie wielu źródeł historycznych. Opierają się wyłącznie na donosach ks. Anatola Boczka – zde- generowanego kapłana, alkoholika mającego na koncie nadużycia seksualne, wywodzącego się ze środowiska księży patriotów oraz informatora bezpieki w latach 1947-1956 (o pseudonimach Luty i Porwa],

Doniesienie, w którym informował o molestowaniu go przez kard. Sapiehę, ks. Boczek złożył już po tym, gdy został suspendowany przez metropolitę krakowskiego. Sama bezpieka przerwała z nim współpracę agenturalną, gdyż traktowała przekazywane przez niego informacje jako mało wiarygodne.

Overbeek nie tylko nie dokonał analizy wykorzystywanego źródła, lecz także stwierdził arbitralnie, iż donos ks. Boczka jest bezdyskusyjnie prawdziwy. Ten fragment książki jasno udowadnia, że jej autor nie ma pojęcia o analizie dokumentacji UB, a nawet nie próbuje zadawać sobie najbardziej oczywistych pytań o okoliczności, w jakich powstało wykorzystane przez niego doniesienie. Overbeek nie zastanowił się także nad sprawą dość fundamentalną, a mianowicie: jakim sposobem schorowany metropolita krakowski w 1950 r., czyli mając 83 lata, miał się dopuszczać agresywnych napaści seksualnych na kapłana o ponad 50 lat młodszego…

Autor zresztą w kolejnym rozdziale napisał, że często współpraca z księżmi donosicielami była zrywana ze względu na ich nieprzydatność, wynikającą z niewielkiej wartości donosów. Tej uwagi, jak widać, nie jest w stanie jednak odnieść do tak ewidentnego przykładu niskiej wiarygodności przekazanych przez ks. Boczka informacji na temat kard. Sapiehy (choć sam też w innej części książki napisał, że bezpieka przerwała współpracę agenturalną z tym kapłanem). Z tego jasno wynika, że Overbeek manipulował przekazem, rzetelnie (co dość rzadkie) opisując sposób pracy aparatu bezpieczeństwa tylko tam, gdzie mu to pasuje do głównej tezy…

Szczytem absurdu i absolutnym kuriozum jest podsumowanie tego wątku przedstawione w zakończeniu: „Prawie dekadę Wojtyła żył pod skrzydłami arcybiskupa Sapiehy, który go wprowadził w kapłaństwo. Przejął od niego zwyczaje, rytm dnia i styl pracy, gdy stał się jego następcą. Nawet jeżeli Karol Wojtyła jako młody ksiądz sam nie doznał molestowania z rąk swojego mentora, to trudno sobie wyobrazić, by mógł tyle lat żyć w środowisku krakowskiego kleru, nie odnotowując tego, co w tym środowisku musiało być powszechnie wiadome. Postać Sapiehy może okazać się kluczowa dla zrozumienia, dlaczego późniejszy papież Jan Paweł II milczał i odwracał wzrok, gdy docierały do niego informacje o przestępstwach seksualnych księży”.

Muszę powiedzieć, że dawno z czymś takim się nie spotkałem, jak sugerowanie bez żadnych dowodów, iż Karol Wojtyła jako kleryk i młody kapłan był molestowany przez kard. Sapiehę. Zaiste Jerzy Urban by się nie powstydził takich metod i pewnie cieszy się zza grobu, że ma takiego wychowanka jak Ekke Overbeek, który nie waha się używać takich samych metod jak „Nie” czy „Fakty i Mity” (zresztą do korzystania z tego drugiego pisma jako źródła wiedzy sam się przyznał).

„MASOWE” MOLESTOWANIE

Holenderski dziennikarz w 10. rozdziale swojej książki sugeruje, że molestowanie przez duchownych osób nieletnich miało w Polsce w okresie PRL niemalże masowy charakter. Wyciąga tego rodzaju wnioski na podstawie lektury donosów z teczek pracy osobowych źródeł informacji. Ich dobór jest zupełnie przypadkowy (a przynajmniej nic nie wiemy na temat kryterium ich selekcji). Overbeek nie dokonuje ich analizy, po prostu bezkrytycznie powtarza to, co znalazł w dokumentach UB/SB. Oprócz tego wprost stwierdza, że dokumenty aparatu bezpieczeństwa dotyczące duchowieństwa zostały zniszczone „w rezultacie nieformalnego porozumienia między odchodzącą władzą PRL a kościelnymi hierarchami”. I znów jak w przypadku wielu innych twierdzeń w tej książce nie przedstawia na to absolutnie żadnych dowodów. Dodatkowo traktuje to jako uzasadnienie dla poglądu, że nie udało mu się odnaleźć większej liczby przypadków „krycia” przez kard. Wojtyłę pedofili niż te, które opisał.

Autor wyciąga również daleko idące wnioski na podstawie pojedynczych dokumentów’ Przykładowo na stronie 377 podał, że w 1985 r. w Polsce ośmiu duchownych było ściganych za przestępstwa pedofilskie. W związku z czym stwierdził, że jeśli każdego roku było osiem takich przypadków, to w całej dekadzie lat 80. miałoby być niemal stu duchownych podejrzanych o tego rodzaju praktyki. Overbeek ma tu problem z czytaniem dokumentów ze zrozumieniem oraz stosuje w sposób nieuprawniony metodę skali. Łatwo to poddać krytyce.

Po pierwsze, dokument SB, z którego wyciąga takie wnioski, mówi o tym, że „w 1985 roku w prokuraturach terenowych prowadzonych było 8 postępowań przygotowawczych przeciwko księżom rzymskokatolickim podejrzanym o popełnienie tego rodzaju przestępstw”. Po drugie, prowadzenie postępowania przygotowawczego to nie to samo co ściganie. Wreszcie po trzecie, na jakiej podstawie dane z konkretnego 1985 r. miałyby być reprezentatywne dla całej dekady? Holenderski dziennikarz rzecz jasna tego nie wyjaśnia.

Kolejnym przykładem takiego absurdalnego rozumowania jest twierdzenie, że jest bardzo prawdopodobne, iż kard. Wojtyła wiedział o tym, że ks. Antoni Karabuła molestował nieletnie dziewczynki, i nic z tym nie zrobił. Problem jest taki, że Overbeek nie przedstawia w tej sprawie żadnego dowodu, który potwierdzałby tak postawiony zarzut.

WNIOSKI

Szczegółowa analiza książki „Maxima Culpa” prowadzi do jednoznacznych wniosków. Ekke Overbeek napisał swoją publikację pod z góry ustaloną tezę, manipulował przekazem, okazał się ignorantem w zakresie rozumienia kontekstu historycznego oraz wykazał się brakiem jakichkolwiek kompetencji przy analizie dokumentacji aparatu bezpieczeństwa. Nie zna również nawet podstawowej literatury przedmiotu.

W moim przekonaniu jedynym przypadkiem przedstawionym w książce, który wymaga dalszych badań, jest sprawa działań kard. Wojtyły w przypadku ks. Bolesława Sadusia. Wbrew sądom holenderskiego dziennikarza nie mamy jednak do czynienia z udowodnionymi zaniedbaniami metropolity krakowskiego, lecz z sytuacją, którą dopiero należy wyjaśnić. Ponadto analiza dokumentów SB nie daje też jednoznacznej odpowiedzi, czy jeśli chodzi o tego kapłana, to mieliśmy do czynienia z pedofilią czy też z molestowaniem młodych mężczyzn.

Dodać trzeba, że jeszcze pełniejsze wyjaśnienie sposobu reakcji kard. Wojtyły na przypadki nadużyć seksualnych przez duchownych podlegającej mu archidiecezji krakowskiej będzie możliwe po uzyskaniu dostępu przez historyków dó dokumentacji znajdującej się w archiwum kurii krakowskiej. Pozwoli to szczególnie na rozwianie wątpliwości co do działań przyszłego papieża w sprawie ks. Sadusia, która nie została dotychczas w odpowiedni sposób wyjaśniona. Z tego względu zwracam się z apelem do abp. Marka Jędraszewskiego o zgodę na udostępnienie zainteresowanym badaczom materiałów kościelnych z tego zasobu archiwalnego.

Wszechwładza Sapiehów

Jacek Komuda, DoRzeczy, nr 14, 3-10.04.2023

Pod koniec XVII w. Wielkie Księstwo Litewskie zostało opanowane przez ród możnowładczy, który – mówiąc dzisiejszym językiem – stworzył oligarchiczne państewko bezprawia przypominające Białoruś Łukaszenki albo bananową republikę

Sapiehowie do największego znaczenia doszli za czasów Jana III Sobieskiego. Król walczący z opozycją Paców, którzy brutalnie pokrzyżowali jego politykę bałtycką, popierał możnowładczą konkurencję dla stworzenia politycznej przeciwwagi. Popełnił jednak błąd, wynosząc w 1676 r. Benedykta Sapiehę do godności podskarbiego, a w 1683 r. jego brata – Kazimierza Jana – na hetmana wielkiego. Chociaż bracia podpisali elekcję króla w 1674 r., to tak wielka władza w ręku jednego rodu sprawiła, że przeszli na pozycje wrogów, walcząc z planami wzmocnienia władzy, z zaciekłością i bezwzględnością charakterystyczną dla dzisiejszej totalnej opozycji.

HETMAN, KTÓRY NIE BYŁ POD WIEDNIEM

Sobieski przekonał się o pomyłce już w trakcie wyprawy wiedeńskiej. Kiedy w sierpniu 1683 r. armia koronna ruszyła do walki z Turkami, hetman wielki litewski Kazimierz Jan Sapieha nie wspomógł króla. Dopiero 27 września, już po sławnym zwycięstwie nad Kara Mustafą, hetmani litewscy wyruszyli spod Krakowa i skierowali się na Słowację, pustosząc przy okazji dobra Andrzeja Potockiego pod Myślenicami. 4 października podeszli pod Zamek Orawski, gdzie wojska litewskie rozbiły siły powstańców węgierskich Thokolyego. Jak czas pokazał, miało to być ostatnie ich zwycięstwo aż do końca kolejnego stulecia. Następnie Sapieha przeszedł przez Słowację, grabiąc i mordując miejscową ludność. Pomaszerował na Trenczin i Leopoldoy skąd skręcił ku Nitrze. Miesiąc po bitwie pod Parkanami, 7 listopada, hetman litewski stawił się w Levicach, spotykając się z księciem Karolem Lota- ryńskim. Dopiero 19 listopada pod Filako- vem dołączył do Sobieskiego, a już trzy dni później Kazimierz Jan Sapieha i hetman polny Jan Ogiński dopuścili się zniewagi wobec króla, niedawnego zwycięzcy spod Wiednia, gdyż nie przedstawili oddziałów litewskich do przeglądu. Jan III Sobieski czekał na hetmanów na próżno sześć godzin wśród śnieżnej zawieruchy. A ci obłudnie wymawiali się, że… wysłali czeladź po siano! To właśnie przez Kazimierza Jana Sapiehę wiktoria wiedeńska jest wyłącznie polskim, a nie litewskim zwycięstwem. Jednocześnie niechęć hetmana do wsparcia Habsburgów pod Wiedniem nie przeszkodziła w przyszłości Sapiehom popierać z całych sił polityki cesarza i brać od jego posłów pieniędzy w zamian za utrzymywanie Rzeczypospolitej w sojuszu z Austrią w ramach Świętej Ligi.

SAPIEŻYŃSKA OPOZYCJA TOTALNA

Sapiehowie wzmocnili się ogromnie po śmierci kanclerza Krzysztofa Paca, kiedy król popełnił kolejny błąd, oddając wielką pieczęć litewską Marcjanowi Ogińskiemu, wiernemu stronnikowi tego rodu. Dodatkowo bracia pozyskali wspólników z Korony, zawiązując stronnictwo antydworskie paraliżujące prace sejmów i wszelakie inicjatywy Sobieskiego. Cennym sojusznikiem okazała się Wielkopolska w osobach wojewody poznańskiego Krzysztofa Grzy- mułtowskiego, kaliskiego – Rafała Leszczyńskiego oraz biskupa chełmińskiego Kazimierza i wojewody łęczyckiego Piotra Opalińskich. Na rzecz Sapiehów działał fanatyczny zwolennik złotej wolności Jan Pieniążek, wojewoda sieradzki, a w Ma- łopolsce – marszałek wielki koronny Herakliusz Lubomirski. Jego żona, Elżbieta z Sieniawskich, została zresztą kochanką Benedykta, który był nieformalnym mózgiem mafijnej grupy magnackiej, podczas gdy jego brat, hetman, odpowiadał za „resorty siłowe”.

Jak pisał Władysław Konopczyński: „Nominalnym szefem rodu i partii był Kazimierz, znany nam dobrze hetman i wojewoda wileński, pan krociowej fortuny, pyszny i gwałtowny, jak drugi Radziwiłł, ale bez jego europejskiej kulimy i szerokości poglądów. Naprawdę i hetman, i jego synowie, jak Aleksander, późniejszy marszałek, Michał, koniuszy litewski i wszyscy klienci aż do najzamożniejszych, działali tak, jak im poradził podskarbi Benedykt, pomysłowy i podstępny, zawzięty i złośliwy Machiawel litewski, tylko bez owej iskiy patriotyzmu narodowego, która płonęła w duszy florenckiego statysty. Cała polityka Sapiehów płynęła z chciwości, pychy i strachu”.

Z biegiem lat Sapiehowie zmonopolizowali politykę wewnętrzną Litwy. „Wszystkie niemal sejmiki znajdowały się w ich rękach, rzesze posłusznych klientów tańczyły tak, jak oni im zagrali, niechętna, ale zastraszona część szlachty wołała siedzieć cicho. Dzięki opanowaniu sejmików przez Sapiehów na sejmy do Warszawy czy Grodna zjeżdżali niemal wyłącznie ich poplecznicy. Jeśli nawet sejmiki wybierały niewygodnych dla nich posłów, zostawały zerwane, jak w Brześciu Litewskim, kiedy wybrano Jerzego Radziwiłła” – pisał Zbigniew Wójcik.

Najgroźniejszym elementem potęgi stała się armia litewska, z której hetman wielki uczynił element polityki wojewódz- ko-powiatowej; straszak dla opornych; niszczył ich, rozmieszczając chorągwie w ich majątkach albo zastraszając groźbą wkroczenia wojska. Pierwszy raz użył wojska litewskiego w sprawie o majątek Ludwiki Radziwiłłówny, owdowiałej w 1687 r. (kiedy umarł jej mąż Ludwik Hohenzollern). Dwór chciał ją wydać za Jakuba Sobieskiego, ale ubiegł go brat cesarzowej austriackiej Karol Filip Wittelsbach. Sapieha obsadził wówczas włości zwane „dobrami neuburskimi” wojskiem litewskim i zagarnął dla własnej rodziny.

Potężne i wpływowe stronnictwo paraliżowało wszystkie próby prowadzenia polityki niezależnej od Austrii przez Jana III Sobieskiego. Godzili przede wszystkim w plany elekcji syna Jakuba, za życia ojca. W walce z królem reprezentowali interesy cesarza i elektora Brandenburgii, a także Francji. Już w 1684 r„ kiedy do Rzeczypospolitej przyjechał poseł Ludwika Słońce, Franciszek de Bethune, zawiązali z nim… nie KOD wprawdzie, ale SdR, sprzysiężenie dla obrony Rzeczypospolitej w obronie wolności szlacheckich, obawiając się, że Sobieski z poparciem Francji przeprowadzi elekcję syna.

Chociaż Sejm w 1685 r. zakończył się sukcesem króla, któiy dopuścił Jakuba do udziału w posiedzeniu rady Senatu i w audiencji posłów moskiewskich, to Sobieski przegrał jego sprawę na kolejnym, w 1688 r., zerwanym przez Sapiehów. Wzburzenie było tak wielkie, że Mazowsze deklarowało zbrojne wystąpienie w obronie króla. O to samo prosiła wielokrotnie opozycja litewska. Jednak Sobieski, wielki wódz i ludzki władca, nie zdecydował się na rozprawienie się z opozycją siłą, zaprzepaszczając ostatnią szansę na złamanie potęgi magnaterii.

To wszystko jeszcze bardziej rozzuchwaliło Sapiehów. Po 1691 r., kiedy załamała się ostatnia królewska wyprawa do Mołdawii, stworzyli brutalne rządy magnackiej oligarchii na Litwie. Byli tak silni, że posłowie cudzoziemscy wprost uważali Benedykta za władcę księstwa. Hetman Kazimierz Jan przemyśliwał zresztą o koronie – słudzy zwali go Kazimierzem V i „najjaśniejszym”. A kiedy wszyscy liczyli ostatnie dni schorowanego Sobieskiego, zaczął myśleć o poślubieniu królowej – przyszłej wdowy Marysieńki Sobieskiej – i próbował uderzać do niej w konkury!

Pod koniec 1692 r. stronnictwo stworzyło nowe sprzysiężenie, pozyskując prymasa Michała Radziejowskiego, kanclerza wielkiego koronnego Denhoffa i innych opozycjonistów; spodziewając się wobec rychłej śmierci króla uzyskać decydujący wpływ na elekcję nowego władcy.

OŚMIORNICA SAPIEHÓW

System sprawowania władzy nad Wielkim Księstwem stworzony przez Sapiehów był brutalny i skuteczny. Wspomnieliśmy już o szantażu wojskiem, którym grożono nieposłusznym. Kto nie głosował na sejmikach albo nie działał w polityce po myśli Sapiehów, temu nasyłano na majątki oddziały litewskiej armii, grożąc spaleniem i zniszczeniem włości do gołej ziemi.

Wojsko wykorzystywane do gwałtów i rabunków rychło zmieniło się w bandę rabusiów i swawolników, której wartość bojowa była żadna. Nadawało się do terroryzowania szlachty, duchowieństwa i sejmików, ale nie do obrony Litwy. Kiedy nowy król August II Sas w obecności cara Piotra przeprowadzał popis tej zbieraniny, okazało się, że husarze nie umieją trzymać kopii, a jazda siedzi na koniach od wozów. Polityka Sapiehy doprowadziła zatem do likwidacji litewskiej siły zbrojnej. W dodatku wojsko zawiązało związek, na którego czele stanął wojewoda połocki Dominik

Słuszka, posłuszny klient hetmana. Dzięki temu wpływało na politykę, wysyłając posłów, formułując żądania i wspierając politycznie magnacką klikę.

Teoretycznie sprawiedliwości na Sapiehów można było szukać w sądach, jednak większość z nich, a przede wszystkim Trybunał Litewski, obsadzona była przez ich klientów. A pamiętajmy, że deputatów wybierano na sejmikach kontrolowanych przez ten właśnie ród. Sam Kazimierz Jan, wojewoda wileński, terroryzował trzy sejmiki odbywające się w stolicy – wileński, smoleński i starodubowski. Kiedy rozpoczynały się obrady, Benedykt przydzielał pod opiekę członkom rodu poszczególne zgromadzenia, przydając wojsko i czeladź, aby dopilnowali wyboru odpowiednich kandydatów. Dlatego większość litewskich posłów na Sejm była zwykle klientami Sapiehów lub ich przyjaciół.

Drugim filarem potężnego rodu były finanse. Sapiehowie posiadali własne ogromne majątki na Litwie. Dodatkowo ich dochody pomnażane były przez wspomniane „dobra neuburskie” które okupowali. Benedykt, podskarbi, zawiadywał skarbem litewskim, przywłaszczając sobie część wpływów. Zabierał także hibernę na wojsko i podatki ekstraordynaryjne. Przy okazjach malwersował inne ogromne sumy wpływające do skarbca – np. odszkodowania wypłacane przez Moskwę po traktacie Grzymułtowskiego za utracone urzędy i majątki na wschodzie. Na Sejmie w 1688 r. szlachta oskarżała go o zagarnięcie ok. 4 min złotych polskich!

Sapiehowie posuwali się także do zwykłego terroru. Upartych przeciwników więzili, wsadzali do lochów, a nawet mordowali i okaleczali, nie zwracając uwagi na szlacheckie przywileje. W takiej sytuacji musiał wreszcie znaleźć się ktoś, kto przeciwstawił się samowoli.

Znalazł się człowiek bez trwogi. Duchowny. Biskup wileński Konstanty Brzostowski.

BISKUP PRZECIWKO OLIGARCHII

W 1694 r., kiedy Kazimierz Jan umieścił w jego dobrach wojska na leże zimowe, Brzostowski zaprotestował, a ostatecznie rzucił na Sapiehę uroczystą klątwę kościelną w katedrze wileńskiej.

Hetman na początku nie przyjął jej na poważnie. Tego samego dnia miał urodziny i wyprawił ucztę, wyśmiał Brzostowskiego i urządził przedstawienie, gdzie zamiast świec rzucano kieliszki, a Żydów ubierano w szaty biskupie. Okazało się też, że Sapiehowie mieli wśród klienteli wiele klasztorów, które nie chciały uznać klątwy. W obronie hetmana wystąpił kard. Denhoff, a samą klątwę zawiesił prymas Michał Radziejowski, wierny stronnik Sapiehów. Nie wywołało to jednak uspokojenia. Jedni księża stawali po stronie hetmana, a inni – biskupa. Sapiehowie zaczęli zatem brutalną kampanię mającą zmusić zakonników i księży do posłuszeństwa, rabując i niszcząc dobra opornych. Doprowadzili prawie do podziału Kościoła na Litwie na dwie części.

Tymczasem Brzostowski z poparciem króla rozsyłał pisma i uniwersały, występował w obronie wolności, a także nienaruszalności dóbr szlacheckich i duchownych. Sapieha odpowiedział manifestem, w którym oskarżył duchownego o to, że uzurpuje sobie prawo obrońcy wolności, które mu nie przynależy. Ostatecznie sprawa miała rozstrzygnąć się na Sejmie zwołanym 12 stycznia 1695 r., w obecności schorowanego króla.

Kazimierz Jan Sapieha przybył jak udzielny książę – z wojskiem i tłumami klientów. Litewscy posłowie sterroryzowali Warszawę, urządzali napady na przeciwników, wszczynali krwawe bójki. W sejmowych salach Jan Pieniążek atakował króla; godnie odpowiadał mu krewki Mazur, starosta nurski Stanisław Godlewski, grożąc Sapiehom wojną domową. Później oskarżał sam bp Brzostowski, wypominając gwałty, a także przejmowanie przez Sapiehów prywatnej korespondencji.

Król zamierzał zmusić Sejm do podjęcia decyzji w sprawie dalszej wojny tureckiej i gotów był poświęcić prywatne animozje, aby tylko doszedł do skutku. Jednak obrady zostały zerwane przez Sapiehów. I to pomimo dramatycznego apelu Sobieskiego, który ugiął się pod presją i wysłał do przeciwników prymasa Radziejowskiego wiadomość, obiecując, że jeśli dopuszczą do obrad, to unieważni pozew Brzostowskiego. Płakał wręcz, apelował, aby nie zabijali Rzeczypospolitej! Nic z tego. Kazimierz Jan Sapieha wściekle zaatakował biskupa wileńsldego i zerwał obrady. Syn hetmana, Michał, groził bronią wojewodzie kaliskiemu Stanisławowi Małachowskiemu.

Sejm w 1695 r. okazał się ostatnim dla Sobieskiego. Jednak od niego zaczął się upadek możnego rodu. Na wiosnę pojawiła się „Kopia jednego listu posła do sąsiada pisanego…”, będąca oskarżeniem Sapiehów. „Kto ośmieli się na Litwie nie posłuchać jej »władców« lub co gorsza wystąpić przeciwko nim na sejmikach, ten rychło ujrzy w dobrach swych chorągwie sapieżyńskie” – pisano, obnażając mechanizmy mafii, wyjaśniając, że hetman przydziela dowództwo nad chorągwiami i regimentami tylko sługom, a jego brat płaci z publicznej kiesy tylko tym, którzy reprezentują interesy domu sapieżyńskiego.

Pismo opisywało gwałty, takie jak ten, kiedy na sejmiku wileńskim „pana Wiłejkę porucznik piechoty sapieżyń- skiej uderzył w głowę buzdyganem, że aż kości wybierano. Szlachcica Kosińskiego, kiedy zaprotestował, zakuto w kajdany i wtrącono do więzienia”. Gwałty wojska w dobrach kościelnych biskupa zmusiły do ucieczki 5 tys. chłopów, fundacje kościelne poupadały, wiele świątyń pozamykano, bo kler nie miał z czego żyć.

GNIEW SZLACHTY

Po Sejmie Sapiehowie już nie ukrywali, że gotowi są reprezentować tego, kto więcej zapłaci. Poseł francuski otrzymał od nich ofertę przejścia do jego obozu za 400 tys. talarów, chociaż świeżo odebrali 20 tys. od cesarza. Jednocześnie rosła w siłę opozycja na Litwie. Brzostowski wszedł w kontakty z Michałem Kazimierzem Kociełłem, strażnikiem litewskim Ludwikiem Pociejem i kanonikiem wileńskim Hrehorym Ogińskim. Wkrótce dołączyli do nich Radziwiłłowie chcący odebrania należących się im „dóbr neu- burskich”.

Lont podpalono cztery lata później. W kwietniu 1700 r. na ulicy świętego Jana w Wilnie czeladź Sapiehów napadła przez pomyłkę na orszak Michała Serwacego Wiśniowieckiego, biorąc go za klientów Kociełła. Rozjuszeni pachołkowie i dworzanie porąbali księcia, a także jego brata Michała. Wiśniowieccy postanowili wówczas przyłączyć się do pozostałych magnatów.

Do tego doszły przygotowania do wojny ze Szwecją i rozpoczęcie działań wojennych przez króla Augusta II Sasa, który rozkazał hetmanowi przeprowadzić nowe zaciągi wojska, a szlachcie litewskiej – przygotować się do wojny. Wykorzystując królewskie uniwersały, przywódcy opozycji – Michał Kociełł, Ludwik Pociej, Grzegorz Ogiński – zebrali w Olkienikach ponad 10 tys. szlachty i zawiązali konfederację. Hetman Kazimierz Jan zaatakował ich, ale 18 listopada został pokonany w bitwie. Odwrót osłaniał koniuszy Michał Franciszek Sapieha, syn hetmana, który dostał się wraz z wieloma stronnikami ojca do niewoli. Ich los dopełnił się w nocy 19 listopada.

Kiedy szlachta piła po zwycięstwie, ks. Krzysztof Białłozor, kanonik wileński, nienawidzący Sapiehów za śmierć brata Karola, którego dwa lata wcześniej hetman wielki kazał ściąć w Wilnie, i inni przywódcy zaczęli podjudzać panów braci do zabicia jeńców. Rano tłumy rzuciły się na klasztor. Michał Sapieha przeczuwał, co się stanie, więc kiedy ks. Białłozor wpadł do jego celi, ukląkł i poprosił o spowiedź. „Ot, masz absolucją!” – wykrzyknął kanonik i uderzył go w twarz.

Koniuszego rozsiekano, konfederaci podprowadzali do zwłok ludzi podejrzanych o to, że sprzyjali Sapiehom. Jeśli udowodniono im, że tak było, to pijana szlachta roznosiła ich na szablach. Jeśli nieszczęśnicy wypierali się sapieżyńskich sympatii, to musieli na próbę ciąć i rąbać trupa. 24 listopada w miasteczku uchwalono artykuły odbierające Sapiehom urzędy i godności.

Kazimierz Jan Sapieha umknął, jednak potęga rodu została złamana raz na zawsze. Wkrótce znalazł sobie protektora – króla Szwecji Karola XII, który najechał Rzeczpospolitą w 1702 r., jednak pomimo iż należał do stronnictwa szwedzkiego, dawnej władzy już nie odzyskał. Działalność jego i brata zapisała się czarną kartą w naszych dziejach. Sapiehowie zaprzepaścili ostatnie szanse na reformy: elekcję Jakuba Sobieskiego, wyjście z wyniszczającej wojny z Turcją, utrzymanie dużej armii. Na szczęście potomkowie hetmana i podskarbiego nie poszli dalej złą drogą, dając Rzeczypospolitej wielu zacnych ludzi, jak Adama Stanisława i jego syna – kard. Adama Stefana Sapiehę.

Opracował: Janusz Baranowski – Tatar Polski, twórca Solidarności, potomek Powstańców Styczniowych, Legionistów, Generałów, Harcerzy, Szarych Szeregów, Żołnierzy Wyklętych