SYMPTOMY OPĘTANIA

dr Robert Kościelny, Warszawska Gazeta, nr 1, 5-12.01.2023

Ostatnio minister Niedzielski zalecił „szczepienia” dla dzieci od szóstego miesiąca życia. „W ramach Narodowego Programu Szczepień rozpoczną się szczepienia przeciw COVID-19 w grupie dzieci 6 miesięcy-4 lata” czytamy na oficjalnej stronie tej, coraz bardziej przerażającej, instytucji państwowej.

Ludzie muszą strzec się pełzającego wtargnięcia do ich umysłów technologii, biurokracji, uprzedzeń i masowych złudzeń.„Wolność i demokracja zależą częściowo od edukacji na rzecz wolności psychicznej – pomagania dzieciom i dorosłym w samodzielnym myśleniu i dostrzeganiu istoty problemu”.

Robin Koerner to psycholog społeczny, konsultant polityczny, mówca i autor. Z informacji zamieszczonych na stronie Huffington Post dowiadujemy się, że „praca Robina Koernera poświęcona jest zbliżaniu ludzi ponad podziałami politycznymi, z myślą o pozyskiwaniu zwolenników dla dobrych spraw. Koerner kieruje się przekonaniem, że więcej nas jednoczy jako ludzi i jako Amerykanów, niż dzieli jako zwolenników takich czy innych poglądów politycznych, a jeśli uda nam się znaleźć wspólny język i zrozumieć siły, które naprawdę napędzają zmiany polityczne, wówczas «We the People» [nawiązanie do konstytucji USA rozpoczynającej się słowami „my, naród” – R.K.] będziemy w stanie zrobić to, o co prosili nas Założyciele – utrzymać nasze naturalne prawa przeciwko władzy i jej nadużyciom”.

Gwałt na umyśle

Co takiego ważnego chciałby przekazać ludziom Koerner, który – jak wynika z powyższego – pragnie łączyć, a nie dzielić? Jakie pęta i ograniczenia winniśmy odrzucić, abyśmy „We the People” niezależnie amerykański, polski (preambuła naszej konstytucji również zawiera zwrot „My, naród”) czy inny, mogli cieszyć się wolnością obywatelską i swobodą w działaniu we wszystkich sferach życia społecznego dla dobra swojego oraz współobywateli, a nie rządzących sitw podszywających się pod „zbawców ludzkości”? Ostrzeżenie przed pandemią. Ale nie kowidową, od tego są „eksperci”, tylko opętania; opętania ideologicznego.

Robin Koerner nie jest pierwszy, który zwraca uwagę na to niebezpieczeństwo. Po wojnie jednym z pierwszych był Joost Meerloo – holendersko-amerykańskim lekarz i psychoanalityk, autor książki „Rape of the Mind”, 1956 („Gwałt na umyśle”), zawierającej opis sposobów opętywania, czyli analizę technik prania mózgu i kontroli myśli w państwach totalitarnych.

Meerloo wyjaśnia, w jaki sposób odbywa się „naukowe” opętywanie i dowodzi, że „prawie nikt nie może się mu oprzeć”. „Wiadomo, że strach i ciągła presja wywołują «mentalnobójczą» hipnozę. Świadoma część osobowości nie bierze już udziału w automatycznych reakcjach. Człowiek po praniu mózgu żyje w transie, powtarzając zachowania narzucone mu przez innych”.

Podobnie jak ich totalitarne odpowiedniki, społeczeństwa demokratyczne podlegają podstępnym wpływom kontroli umysłu. Takie wpływy otaczają obywateli wolnych społeczeństw, „za równo na poziomie politycznym, jak i pozapolitycznym, i stają się równie niebezpieczne dla wolnego stylu życia, jak same agresywne rządy totalitarne”. Ludzie muszą strzec się pełzającego wtargnięcia do ich umysłów technologii, biurokracji, uprzedzeń i masowych złudzeń. Meerloo pisze, że „wolność i demokracja zależą częściowo od edukacji na rzecz wolności psychicznej – pomagania dzieciom i dorosłym w samodzielnym myśleniu i dostrzeganiu istoty problemu – pomagania im w zrozumieniu pojęć, a nie tylko zapamiętywaniu faktów”.

Pranie mózgu to techniki, to metody, które aby wcielić je w życie, potrzebują wykonawców oraz osób kierujących przedsięwzięciem. Kim są owe nieprzyjemne postacie?

Samozwańcze sumienia narodów

Robin Koerner zwraca uwagę, że: „Każda ideologia może nieść śmiertelne skutki, jeśli jest głoszona przez tych, którzy są tak pewni posiadanej wiedzy i światopoglądu moralnego, że narzuciliby swoje poglądy wszystkim ludziom, nie zważając na ich protesty. Dla opętanych ideologicznie narzucenie swoich poglądów zawsze może być usprawiedliwione, ponieważ «jest to słuszna rzecz do zrobienia»”.

Opętani przez ideologię „pracze mózgu” nie zniechęcą się niepowodzeniami. Klęski, wyniki odwrotne od zamierzonych nie skłonią do odstąpienia od raz powziętych postanowień tych, którzy są tępo przekonani, że wszystko, co zaplanowali, „zacznie działać, jeśli będziemy to kontynuować”, natomiast wszelkie „skargi pochodzą od złych ludzi”. Defetystów, malkontentów, sabotażystów, oszołomów, teoretyków spisku, egoistów, ludzi, którzy nie zawierzyli nauce…

Ostatnie kilka lat pokazało w sposób aż nadto dobitny, jak w ciągu bardzo krótkiego czasu można wolne społeczeństwa przefasonować ideologicznie w ogłupiałe gromady oddające hołd totalitarnym bogom. Jak łatwo wchłaniają propagandową pulpę, jak szybko ulegają tym mechanizmom, które swego czasu uczyniły z Niemców lojalnych obywateli III Rzeszy, a z Włochów – faszystowskiego państwa Duce. Jak pospiesznie, niemal z ulgą, rezygnują ze swych niezbywalnych praw i jaką niechęć żywią wobec nielicznych zachowujących zdrowy rozsądek i przywiązanie do podstawowych wartości, w tym prawa do nieulegania psychozie.

Przed sięgającymi po każdy środek, aby zrealizować zamysły uczynienia z ludzi stada bydła rządzonego za pomocą kija, ostrzegał Orwell. Robin Koerner zwraca uwagę na Fee Stories, że zarówno powieść George’a Orwella „Rok 1984″ jak i „Folwark zwierzęcy” „zostały napisane niejako ostrzeżenie przed konkretną ideologią polityczną, ale przed wdrażaniem jakiejkolwiek ideologii […] przez ludzi, którzy uważają się za zbyt światłych, by sprawdzać swoją politykę pod kątem emocji, sentymentów oraz doświadczenia osób, na które miałaby wpływ”. Innymi słowy, obie prace zawierają ostrzeżenie przed ludźmi, którzy uważają, że będąc upostaciowieniem sumień i umysłów narodów, mają prawo sądzić, że to, co jest dobre dla nich, musi być dobre dla innych. Stąd ewentualne sprzeciwy nie tylko nie będą uwzględniane, ale będą surowo karane. Jako uderzające w „dobro wspólne”.

Orwell miał nazwę dla tego rodzaju zadufanej w sobie pewności – i nie był to faszyzm, kapitalizm ani komunizm. „Ortodoksja”, jak wyjaśnił w „Roku 1984″,,,oznacza brak myślenia – brak potrzeby myślenia. Ortodoksja to nieświadomość”. To stan ludzi, którzy już wiedzą, że mają właściwe odpowiedzi. „Nie ma systemu politycznego tak doskonałego, aby nie był zabójczy, gdy zostanie narzucony przez ludzi pewnych swojej prawości, wbrew woli innych. Orwell widział, że żadna teoria polityczna […] nie może sprawić, że jej wyznawcy będą kimś innym niż tyranami, jeśli oddają się jej w sposób odporny na protesty i doświadczenia innych ludzi. Innymi słowy, tyrania nie jest wynikiem wiary w złą teorię polityczną; jest wynikiem złej wiary w teorię polityczną – a to już zupełnie inna sprawa”

Symptomy opętania

Despoci są opętani przeświadczeniem o tym, że stanowią wzorzec z Sevres myśli i sumienia, nawet jeśli nie mówią tego otwarcie. I w rzeczy samej – rzadko stać ich na takie autodafe. Zamiast się chwalić, wolą działać tak, abyśmy przyjęli tę „prawdę”jako oczywistą oczywistość. Chcą swoje opętanie przekazać nam, bo tylko w świecie ludzi zaburzonych mogą budować swoje królestwo.

Wiedząc, jakie są symptomy opętania tyranów, przyjrzyjmy się symptomom ujawniającym nasze opętanie ideologiczne. Robin Koerner wymienia je w swym artykule „Ideological Possession Is the Real Pandemie” (Opętanie ideologiczne to prawdziwa pandemia), zamieszczonym na stronie Brownstone Institute.

„Opętany twierdzi, że każdy, kto nie przychyla się do określonego poglądu lub polityki, musi również odrzucić podstawową wartość moralną, która dla opętanej osoby uzasadnia ten pogląd lub politykę”. Przykładem z ostatnich lat jest sposób, w jaki zwalcza się osoby mające wątpliwości odnośnie do przyjmowania będących w fazie testowania preparatów medycznych zwanych „szczepionkami przeciwko Covid-19″. Wartością moralną, według opętanych uzasadniającą aplikowanie nie- przebadanego leku, jest chęć ratowania życia ludzkiego, stąd każdy, kto nie chce przyjąć „szczepionki”, jest przedstawiany jako wyrzutek, któremu nie zależy na zdrowiu innych. Jeśli nie pojawia się w nas wątpliwość, że może „antyszczepionkowiec” też chce ratować życie ludzkie, tylko po prostu nie uważa, że wybrana przez nas droga jest właściwa – oznacza, że jesteśmy opętani, twierdzi Koerner. Tak jak ci, którzy, jak dr. czy nasi rodzimi „eksperci”, codziennie serwują nam przekaz „Reprezentuję naukę. Jeśli ktoś mnie atakuje, tak naprawdę atakuje naukę”.

Opętany ideologicznie potraktuje pojedynczy komentarz, decyzję lub działanie jednostki niezgodne z obowiązującym przekazem jako dowód, że jest ona moralnie lub intelektualnie gorsza. Na przykład: „Każdy, kto nie zgadza się z tym [narzuconym przekazem pandemicznym – R.K.], nie jest dobrym obywatelem”, a „Podstawową wolnością, której pragną [kontestatorzy kowidowego obłędu – R.K.], jest wolność bycia głupcem”- głosi Joy Reid, prezenterka i korespondentka telewizji MSNBC, całodobowej stacji informacyjnej.

Opętany opowiada się za tym, aby osoby należące do grupy przeciwników jego poglądów były traktowane gorzej niż osoby, które te poglądy akceptują. Bowiem wierzy on, że należy do „lepszego sortu”. Na przykład: „czas zacząć zawstydzać ludzi, którzy nie przyjęli szczepionek” – apeluje dziennikarz Don Le- mon, gospodarz programów w CNN. Przypomina to, jako żywo, znane i wielokrotnie cytowane przeze mnie wypowiedzi ministra Niedzielskiego, wiceministra Kraski czy rzecznika Ministerstwa Zdrowia Wojciecha Andrusiewicza.

Opętany wierzy, że złożone problemy mają proste rozwiązania, ignorując dowody lub rozsądne intuicje moralne, które są przeciwne (właśnie dlatego, że są przeciwne) takim rozwiązaniom, lub wszelkie niepewności, jakie związane są z wdrożeniem takiego rozwiązania. Na przykład badania wskazują, że przyjmowanie, zwłaszcza przez dzieci i młodzież, niezbadanych preparatów na Covid-19 może przynieść więcej szkody „zaszczepionym” niż pożytku. Ryzyko poważnych skutków ubocznych jest zbyt duże. Jaka jest odpowiedź paranoika? Ostatnio minister zdrowia zalecił „szczepienia” dla dzieci od szóstego miesiąca życia. „Zgodnie z komunikatem Ministra Zdrowia z 8 grudnia 2022 r. od 12 grudnia 2022 roku w ramach Narodowego Programu Szczepień rozpoczną się szczepienia przeciw COVID-19 w grupie dzieci 6 miesięcy-4 lata”, czytamy na oficjalnej stronie tej, coraz bardziej przerażającej, instytucji państwowej.

Niepowodzenia we wdrażaniu ideologicznych założeń zawsze są tłumaczone działaniem wrogów – w krajach komunistycznych byli nimi sabotażyści, kontrrewolucjoniści, wrogowie ludu, a obecnie – w „wolnym świecie” opętanym ideologią sanitaryzmu – bezmaskowcy, „antyszczepionkowcy”, foliarze, którzy „nie zaufali nauce”.

Jakie jeszcze cechy opętania można wskazać, aby tym łatwiej uwolnić się od nich, jeśli mamy to nieszczęście zaobserwować symptomy paranoi u siebie samych? Koerner pisze: „Opętany bardziej cieszy się z okazji do obrony tego, w co wierzy, niż z możliwości zweryfikowania swoich przekonań. Opętany zbiera dane, które wspierają jego przekonania, zamiast szukać danych, które pomogłyby mu skorygować fałszywe poglądy. Opętany wołałby zreformować instytucje społeczne, aby lepiej służyły jego ideologii, niż zreformować swoją ideologię, aby lepiej służyła ludziom”.

Czy jesteśmy skazani na opętanie?

Nie jest tak źle. Większość ludzi posiada układ odpornościowy, dzięki któremu może przeciwstawić się zarazie ideologicznego opętania. „Rdzeniem odpowiedzi immunologicznej – i faktycznie skutecznym lekarstwem – jest Miłość do Prawdy, a konkretnie uznawanie Prawdy za najwyższą wartość moralną”. Opętanie ideologiczne może być nawet rozumiane jako zastąpienie szlachetnego instynktu dążenia do poznawania prawdy przez instynkt samozachowawczy. „Dzieje się tak często, gdy receptory Dowodu zostają przytłoczone przez Strach, najpotężniejszy patogen zaburzający rzetelne poznanie rzeczywistości”.

Jakie zatem warunki umożliwiają uzdrowienie znajdujących się w uścisku ideologicznego opętania, których miłość do prawdy mogła już zostać zastąpiona przez „podróbkę”? – pyta Robin Koerner. Aby odpowiedzieć na to pytanie, należy uświadomić sobie, że: „chociaż pandemie opętania ideologicznego mogą być śmiertelne dla całych społeczeństw, choroba przynosi natychmiastowe korzyści każdej dotkniętej nią jednostce, takie jak intelektualna pewność i stabilność, poczucie wyższości moralnej, pozorne uproszczenie trudnych życiowych decyzji i pytań, unikanie prawdziwej odpowiedzialności moralnej i poczucie przynależności do innych podobnie dotkniętych. Wszystko to zwykle uniemożliwia samoleczenie”. A nawet powoduje agresję wobec osób, które chciałyby podjąć się roi i „uzdrowiciela”.

W związku z tym lekarstwa na opętanie ideologiczne są zwykle zewnętrzne i nieoczekiwane. I dzielą się na dwie szerokie kategorie – szybkie i powolne wyleczenie.

„Szybkie wyleczenie jest zwykle wyzwalane przez katastrofalną awarię jednej lub więcej z powyższych korzyści dla dotkniętej chorobą osoby”. Tylko wtedy, gdy skutki obłąkanej ideologii dotkną wyznawcę, istnieje szansa na oprzytomnienie. Tak było w okresie realnego socjalizmu, gdy terror komunistyczny zaczął dosięgać również jego twórców i apologetów. Wówczas wielu działaczy komunistycznych, do tej pory partycypujących w złu, z dnia na dzień stawało się zwolennikami „odwilży”.Twardzi stalinowcy, odczuwający na sobie nagle i zupełnie dla nich niespodziewanie ostrze „walki klasowej”, przemieniali się wjiberałów”- tych, którzy przejrzeli na oczy.

Powolne wyleczenie zwykle wiąże się z rosnącą świadomością osoby dotkniętej opętaniem ideologicznym. Może ją wywołać doświadczenie niekonsekwencji w słowach i działaniach innych opętanych, które wyrządzają bezpośrednią krzywdę „współwyznawcom”! są ewidentnie sprzeczne z deklarowanymi celami ideologii opętania. Kiedy po wielokroć zaszczepieni zaczynają chorować na schorzenie, przed którym rzekomo miała chronić „szczepionka” gdy widzą, że „ostatnia prosta” zamienia się w rondo szczepionkowe, to wówczas daje im to do myślenia. Podobnie jak widok polityków, którzy wkładają maski tylko na użytek kamer telewizyjnych.

Konieczna ochrona

Aby uchronić się przed straszliwą chorobą ideologicznego opętania, należy stosować odpowiednią „dietę”i uprawiać stosowne „ćwiczenia”, czytamy w referowanym artykule autorstwa Robina Koernera. „Jeśli chodzi o to pierwsze, należy unikać spożywania zbyt wielu wysoko przetworzonych oświadczeń, które zawierają wiele niezdrowych dodatków. Są one wytwarzane przez media i polityków. Zamiast tego powinniśmy zrównoważyć swoją dietę w kierunku bardziej surowych (nieprzetworzonych przez polityków i media) informacji. Surowe informacje (takie jak rzeczywiste dane z badania na temat skuteczności i bezpieczeństwa szczepionki) zapewniają odporność na szkody, które w przeciwnym razie mogłyby zostać wyrządzone przez przetworzone twierdzenia (takie jak nagłówki o skuteczności i bezpieczeństwie szczepionki). Zdrowa „dieta” winna zawierać suplementy w postaci dorobku poznawczego innych zdrowych osób, czyli takich, które nie zostały opętane ideologią.

Jeśli chodzi o „ćwiczenia” wzmacniające „tężyznę poznawczą”, jedno podejście jest szczególnie skuteczne i przynosi natychmiastowe korzyści: pielęgnujmy prawdziwe przyjaźnie z ludźmi, którzy mają bardzo odmienne od naszych założenia, doświadczenia i zadeklarowane priorytety polityczne, radzi Koerner. Jeśli wystarczająco mocno gonisz za Prawdą, jest bardzo mało prawdopodobne, aby choroba opętania ideologicznego kiedykolwiek cię dopadła”.

O ile odporność indywidualną można osiągnąć relatywnie szybko, o tyle„odporność stadna (lub populacyjna) jest trudniejsza do osiągnięcia, ale istnieje duża szansa, że gdy wszystkie konsekwencje ostatniej pandemii opętania ideologicznego wyjdą na jaw, opór populacyjny będzie wyższy niż do tej pory. Że nie złamie go kolejna «pandemia»”.


CZY POLACY SIĘ WRESZCIE OBUDZĄ

Piotr Lewandowski

Unia w końcu się zawali pod własnym ciężarem i szaleństwem klimatyzmu – tyle że wcześniej społeczeństwa zostaną doprowadzone do ruiny rosnącymi kosztami życia. Rzecz w tym, byśmy w jej upadku nie uczestniczyli i zawczasu wymiksowali się z tego obłędu, zanim okaże się, że zrobiono z nas masę żebraków, nie mających nic do powiedzenia we własnym kraju.

I. Kluczowe pytanie

Najważniejszym pytaniem z jakim wkraczamy w 2023 r. nie jest już to, czy nasz rząd wykaże się asertywnością w relacjach z Brukselą i czy będzie walczył o ocalenie naszej suwerenności. To są złudzenia, które miniony rok skutecznie rozwiał. Dziś wiemy, że premier Mateusz Morawiecki wraz ze swą kamarylą nie wykaże się twardą postawą i nie zablokuje dyktatorskich zakusów Komisji Europejskiej. Z prostego powodu – po skupionej po jego stronie rządowej większości nie ma takiej woli. Ostatecznym dowodem była zgoda na pisanie nam ustaw przez euromandarynów oraz rozpaczliwy apel Morawieckiego o „zakończenie sporu” z KE, który omówiłem przed tygodniem. Zwróćmy uwagę: tutaj już nie ma mowy nawet o prężeniu muskułów na wewnętrzny użytek, jak to wcześniej bywało – ze strony premiera mamy do czynienia z otwartym wezwaniem do bezwarunkowej kapitulacji, nieudolnie tylko maskowanym pustym sloganem o wykonaniu „ruchu konika szachowego”. Głosy sprzeciwu płyną jedynie ze strony Solidarnej Polski, która w obecnym układzie pełni rolę wewnętrznej „konstruktywnej opozycji” .Tyle że, będąc mniejszościowym koalicjantem – na dodatek nie mającym raczej szans na samodzielny sukces wyborczy – nie dysponuje odpowiednią siłą przebicia, by jej protesty zostały uwzględnione. Jest to dla mnie, przyznam, dość frustrujące, bowiem dotychczasowy rozwój wypadków niezbicie dowiódł, iż to właśnie Solidarna Polska od początku miała rację.

Nie oznacza to jednak, że krytyka kapitulanckiej postawy Morawieckiego i wskazywanie zagrożeń, jakie się z nią wiążą, jest bezproduktywna. Przeciwnie – te zagrożenia należy konsekwentnie wykazywać na forum publicznym, po to, by niejako ponad głowami PiS i Morawieckiego dotrzeć do społeczeństwa. Skoro bowiem rząd dał kompletnie ciała, to tutaj jest ostatnia nadzieja: w oddolnym, społecznym nacisku, który zmusi rządzących do korekty kursu – co ma szczególne znaczenie w roku wyborczym. I właśnie z tym kluczowym pytaniem wkraczamy w nowy rok: czy polskie społeczeństwo, a przynajmniej ta patriotyczna, niepodległościowa jego część, zdąży się obudzić, zanim będzie za późno?

II. Błędne koło

Jak dotąd, niestety, nie jest z tym najlepiej – i to z kilku powodów. Przede wszystkim, naród w swej masie wciąż jest ślepo zapatrzony w wizję unijnych miliardów, kompletnie nie zdając sobie sprawy ani ze związanych z nimi kosztów po naszej stronie, ani z mechanizmów ich pozyskiwania i wydatkowania. I jest w tej ignorancji zgodnie utrzymywany od lat przez wszystkie wiodące siły polityczne – od lewa do prawa.

Jeśli chodzi o „totalną targowicę” interes jest oczywisty: oni chcą maksymalnego uzależnienia nas od Brukseli i w konsekwencji uczynienia z Polski prowincji scentralizowanego superpaństwa. Raz – dlatego, że takie pojęcia jak: niepodległość, suwerenność, racja stanu i generalnie wszystko, co zamyka się w haśle „obowiązków polskich”, jest im jak najgłębiej obce. W związku z tym – i tu dwa – jedynym ich dążeniem jest zainstalować się w „tym kraju”, jako warstwa kolonialnych namiestników-kolaborantów, a do tego niezbędne jest utrzymanie kolonizowanego narodu w bałwochwalczym uwielbieniu dla brukselskiej centrali i płynących z niej rzekomych dobrodziejstw, co ma znajdować przełożenie na poparcie dla tych, którzy owe dobrodziejstwa „załatwili”, a następnie dzielą.

W przypadku PiS rzecz jest nieco bardziej skomplikowana. Otóż Prawo i Sprawiedliwość postawiło sobie za cel maksymalne wykorzystanie unijnych funduszy po to, by dzięki nim dokonać skoku cywilizacyjnego i zająć należne nam miejsce w europejskiej wspólnocie, rozumianej jako „Europa ojczyzn”. To miałoby sens, gdyby Unia Europejska była tą Unią, do której wstępowaliśmy. Tak jednak już od dawna nie jest – i PiS najwyraźniej przegapił lub zlekceważył moment „przestawienia wajchy” w federalizacyjną stronę. Co gorsza, stał się zakładnikiem własnej retoryki spod znaku doktrynerskich zaklęć w rodzaju „dla obecności w UE nie ma alternatywy” i osobistej propagandy sukcesu Mateusza Morawieckiego rozpętanej na tle osławionych „770 miliardów zł”. Na powyższe nakłada się uzależnienie polityki europejskiej od doraźnych wojenek z opozycją, często sprowadzających się do udowadniania, że „potrafimy załatwić unijne pieniądze nie gorzej od Tuska”. No i wreszcie – PiS dał się omamić mitycznemu 80-procentowemu poparciu Polaków dla naszego członkostwa w UE, zatem jakiekolwiek antyunijne akcenty traktowane były w kategoriach politycznego samobójstwa.

W efekcie powstało swoiste perpetuum mobile wzajemnie napędzających się fałszów.

Klasa polityczna w swym interesie latami bombardowała opinię publiczną unijną propagandą, opinia publiczna pod jej wpływem nieodmiennie deklarowała wysokie poparcie dla UE, więc politycy tym bardziej prześcigali się w deklaracjach, jakie to cuda nie- widy przywiozą nam z Brukseli, co z kolei napędzało społeczne oczekiwania związane z naszym członkostwem… i tak w koło Macieju. A że żadna ze stron politycznego sporu nie miała interesu, by to błędne koło przerwać, to dziś mamy to, co mamy.

III. Zanim będzie za późno

A co mamy? Ano to, że przytłaczająca większość Polaków wciąż uważa, iż eurofundusze są czymś w rodzaju prezentu od dobrych wujków z Brukseli, który nie wiąże się z żadnymi kosztami czy innymi zobowiązaniami z naszej strony. Widzą tabliczki, że ryneczek w ich miasteczku został zrewitalizowany dzięki takiemu a takiemu unijnemu programowi, widzą nowe autostrady czy dopłaty do gospodarstw rolnych – i nie pytają o cenę. Nie wiedzą, albo nie chcą wiedzieć, że czas unijnej manny z nieba nieodwołalnie się skończył, że Unia zawsze jedną ręką dawała, a drugą zabierała – i że w kolejnych latach zabierać będzie coraz więcej, dając w zamian coraz mniej.

Krótko mówiąc – że rachunek naszego członkostwa zawsze miał dwie strony, tylko tę drugą skrzętnie przed nimi ukrywano. Nie mówiono, iż eurofundusze nigdy nie były za- kichaną łaską albo nagrodą za dobre sprawowanie, jak dziś usiłuje się je przedstawiać w kontekście sporu o „praworządność” tylko rekompensatą za otwarcie się na zagraniczną konkurencję. Nawet jeśli gdzieś usłyszą, że z każdego otrzymanego euro na Zachód wraca w różnych formach 80-85 eurocentów, a międzynarodowe koncerny śmieją się nam w twarz, wyprowadzając zyski i unikając podatków, że polskie państwo w różnych formach dopłaca ciężkie miliardy do „dających miejsca pracy” zagranicznych inwestycji – to traktują to jako nie dotyczącą ich bezpośrednio abstrakcję.

Na domiar złego Polacy nie łączą kropek. Ilu z zapytanych tzw. zwykłych ludzi wiąże inflację i rosnące koszty życia z unijną agendą klimatyczną? Z systemem handlu emisjami CO2 i dekarbonizacją polskiej energetyki? Co gorsza, również to nieszczęsne KPO uważają za kolejny brukselski prezent – stąd w sondażach poparcie dla wypełnienia „kamieni milowych”. Informacje, że pieniądze te są kredytem, że będziemy je musieli wydać ściśle pod unijne dyktando (najpierw zresztą samemu wykładając kasę i licząc na to, że Unia nam ją zrefunduje), wypierają ze świadomości.

Cechą ludzkiej natury jest odsuwanie od siebie czarnych scenariuszy i nie przyjmowanie do wiadomości niewygodnych faktów – zwłaszcza jeżeli w grę wchodzi emocjonalne zaangażowanie, jak ma to miejsce w przypadku polskiego euro- entuzjazmu. Zła wiadomość: twarda rzeczywistość tak czy inaczej szybko nas wszystkich „dojedzie”. Pytanie, czy wówczas będziemy zdolni zaakceptować fakt, że padliśmy ofiarą trwającej latami cynicznej manipulacji, i odpowiednio zareagować?

Unia w końcu się zawali pod własnym ciężarem i szaleństwem klimatyzmu – tyle że wcześniej społeczeństwa zostaną doprowadzone do ruiny rosnącymi kosztami życia. Rzecz w tym, by- śmy w jej upadku nie uczestniczyli i zawczasu wymiksowali się z tego obłędu. Dlatego należy uporczywie głosić niewygodną prawdę i obalać propagandowe zaklęcia – zanim okaże się, że zrobiono z nas masę żebraków, nie mających nic do powiedzenia we własnym kraju.


POCZĄTEK KOŃCA

Stanislas Balcerac

„Jestem absolutnie przekonany, że Niemcy będą doskonałym przewodnim narodem dla VHRJTF”- powiedział niemieckiej agencji informacyjne DPA sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg. Już widzimy, jak Niemcy bronią nas przed Rosjanami. Zapnijcie pasy.

Pewne symbole już zwiastują klęskę zapowiedzianą na ten rok. 1 stycznia Niemcy przejęli dowództwo nad siłami szybkiego reagowania NATO, które są „głównym elementem strategii odstraszania Rosji”.

Wchodzimy w kluczowy rok 2023, w którym niestety wiele zmieni się w Polsce. Wszystko wskazuje na to, że po obaleniu rządu PiS, w wyborach lub poprzez ulicę, Polska przestanie być logistyczną platformą dla Ukrainy i stanie się tak nieporadnym członkiem NATO jak Niemcy, którzy nie potrafią nawet utrzymać w gotowości bojowej tego, co mają.

Symbolicznie pewna epoka skończyła się 31 grudnia, kiedy zmarł w wieku 95 lat śp. papież Benedykt XVI. Papież Benedykt XVI był ciągłością epoki naszego ukochanego papieża Jana Pawła II. Byli prawie rówieśnikami, obaj byli synami mundurowych (Wojtyła porucznika, Ratzinger żandarma), dzieliło ich siedem lat, łączyły za to trudne wspomnienia wojny. Karol Wojtyła musiał pracować fizycznie w zakładach chemicznych, w kamieniołomach i w oczyszczalni wody. Joseph Ratzinger został przymusowo wcielony do Hitlerjugend w wieku 14 lat. W wieku 16 lat został wysłany wraz z innymi seminarzystami do Monachium jako pomocnik obrony powietrznej. Przeżył bezpośredni atak na baterię w 1944 r. Potem musiał pracować fizycznie w Austrii, gdzie był zaangażowany m.in. przy budowie zapór przeciwczołgowych. W grudniu 1944 r. został wcielony do Wehrmachtu. Po śmierci Hitlera Ratzinger opuścił koszary na własną rękę i wrócił do domu. Na krótko dostał się do niewoli amerykańskiej, został zwolniony 19 czerwca 1945 r. Karol Wojtyła i Joseph Ratzinger pozostawali w bliskich relacjach i Ratzinger został wybrany na sukcesora Wojtyły w 2005 r. Śp. papież Benedykt XVI był wybitnym intelektualistą, tak o nim mówił w 2005. r niemiecki teolog Horst Herrmann: „On jest Wojtyłą w potędze (Wojtyła in Potenz). Zawsze mówi się, że Jan Paweł II był teologicznie nadzorowany przez Ratzingera. Uważam, że Ratzinger jest zdecydowanie lepszym teologiem i mądrzejszym człowiekiem w porównaniu z Janem Pawłem II”.

Nie warto polemizować, kto był większym papieżem, obaj byli wielcy. Odejście śp. papieża Benedykta XVI to symboliczne odejście całej generacji tytanów duchowych naznaczonych II wojną światową.

Tak oto w pewnym sensie ponownie osieroceni musimy stawiać czoło III wojnie światowej, która rozwija się tuż przy naszej wschodniej granicy. Mamy już 620 km łącznej granicy z Rosją (uzbrojony po zęby obwód kaliningradzki) i Białorusią. Jeżeli padnie Ukraina, długość naszej granicy z agresywną Rosja i jej satelitami zwiększy się do 1150 km. Dla porównania, długość granicy pomiędzy Koreą Południową i agresywną Koreą

Północną to 240 km. Zauważmy tutaj, że oba państwa dzieli pas strefy zdemilitaryzowanej o szerokości 4 km. Polska takiego luksusu nie ma. Minister Błaszczak podpisał kilka miesięcy temu me- gakontrakt z Koreą Południową na dostawę czołgów K2 Czarna Pantera, myśliwców FA-50 i haubic K9, ale Polsce daleko do komfortowej sytuacji strategicznej Korei Południowej. Po pierwsze, 52-milionowa Korea Południowa ma 550-tysięczną armię plus 2,7 miliona wyszkolonych rezerwistów. W porównaniu z Koreą Południową 38-milionowa Polska prezentuje się raczej skromnie: 160-tysięczna armia plus 40 tysięcy żołnierzy Wojsk Obrony Terytorialnej (WOT) plus trochę rezerwistów. Po drugie, w Korei Południowej stacjonuje 28 tys. amerykańskich żołnierzy, podczas kiedy w Polsce rotacyjnie przebywa kilka tysięcy. Po trzecie, propaganda północnokoreańska nie ma siły przebicia w Korei Południowej, podczas kiedy w Polsce funkcjonuje bez problemów stacja TVN założona pod nadzorem rosyjskich służb, której celem jest obalenie rządu PiS.

Rosja rozpoczęła prawie rok temu specjalną operację wojenną na Ukrainie metodami wojskowymi. Polska jest członkiem NATO, więc zaatakowanie Polski metodami wojskowymi nie wchodzi w grę – przynajmniej na razie. Ale Rosja dysponuje całym wachlarzem technik wojny hybrydowej, która już jest rozgrywana na naszym terenie. Mamy nieustający atak migracyjny ze strony Białorusi. Mamy nieustające ataki na rząd PiS ze strony pewnych mediów. Mamy blokowanie pieniędzy dla Polski przez Komisję Europejską, na bazie wyssanych z palca zarzutów. Bruksela jest jednym wielkim polem manewrów służb wszelkiej maści, co widzimy na przykładzie niedawnej afery korupcyjnej Oatargate, która pogrążyła wiceprzewodniczącą Parlamentu Europejskiego i kilku włoskich europosłów. Do tego dochodzą inne formy wojny hybrydowej, jedną z nich opisał niedawno użytkownikTwittera o nicku @przeszpieg:

„Politycyzacja mniejszości seksualnych jako ideologii to operacja KGB sięgająca co najmniej lat 50. Wielkie sukcesy odniosła w latach 70. Walec kulturowy LGBT rzeczywiście jedzie i trzeba tu działać z głową”. „Przeszpieg” zarzuca niektórym politykom obozu rządzącego, że: „wciąż podkładają się, nieprzygotowani do rozgrywki kulturowej, której retorykę przygotowano 50 lat temu”.

Rosyjska operacja specjalna na terenie Polski w 2023 r. odbędzie się bez użycia sil wojskowych. Opisywałem to na łamach „Warszawskiej Gazety”już na początku lipca zeszłego roku w tekście zatytułowanym„2023: klęska zapowiedziana”. Mój tekst zakończyłem wtedy następującymi słowami:

„Jak na razie rząd PiS wydaje się nie zdawać sobie sprawy z niebezpieczeństwa. Rzecznik Żaryn minimalizuje rosyjskie zagrożenie («propaganda rosyjska nie jest w Polsce bardzo silna»), a rząd naiwnie zakłada, że kampania wyborcza 2023 prowadzona w kraju frontowym, w którym działają silne agentury obcego wpływu, będzie uczciwa i demokratyczna. Stoimy w obliczu klęski zapowiedzianej”

Minęło pół roku, mało zmieniło się na lepsze. Z jednej strony można zauważyć, że pełnomocnik rządu ds. bezpieczeństwa przestrzeni informacyjnej RP Stanisław Żaryn zmienił trochę swoje zdanie na temat rosyjskiej propagandy. Jak podaje portal WNP.PL:

„Propaganda Putina i reżimu Łukaszenki były głównym źródłem zagrożeń informacyjnych dla Polski w 2022 r. – powiedział PAP minister w KPRM Stanisław Żaryn. Zostaliśmy poddani wrogim działaniom hybrydowym na niespotykaną dotąd skalę – ocenił podsumowując rok”.

Ale z drugiej strony bliższa rzeczywistości diagnoza członków rządu PiS nie ma pokrycia w konkretnych akcjach. Rosyjska V kolumna funkcjonuje w polskiej przestrzeni medialnej bez większych problemów, co opisywałem już wielokrotnie na łamach „Warszawskiej Gazety”. Kiedy rząd nie działa sprawnie w czasie kryzysu, mamy do czynienia z państwem teoretycznym. „Propaganda rosyjska – i dyspozycyjna wobec niej propaganda reżimu Aleksandra Łukaszenki – dążyły też do zdestabilizowania sytuacji wewnętrznej w Polsce oraz wiarygodności instytucji demokratycznych”- mówi Żaryn w wywiadzie opublikowanym 30 grudnia. Co z tego, że członkowie rządu PiS dostrzegają destabilizacyjne manewry Kremla w Polsce, skoro nie wyciągają z tego żadnych wniosków i bodźców do działań, poza narzekaniem lub co najwyżej kopaniem wroga po kostkach?

Jak będzie wyglądał rok 2023? Po obaleniu rządu PiS powróci reset z Rosją, zapoczątkowany w czasach, kiedy Joe Biden był wiceprezydentem ickaOba , Ukraina straci swoje zaplecze logistyczne, a miliardowe zakupy ministra Błaszczaka pójdą do magazynów.

Niedawno dowiedzieliśmy się z mediów, że: „Przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji (KRRiT) Maciej Świrski na podstawie art. 61 ust. 4 ustawy z dnia 14 czerwca 1960 r. Kodeksu postępowania administracyjnego wszczął z urzędu postępowanie w sprawie ukarania nadawcy TVN S.A.To pokłosie materiału wyemitowanego w magazynie «Czarno na białym» w stacji TVN24, w którym stwierdzono, że Macierewicz ukrył dowody ws. Smoleńska. Skargę do KRRiT złożył sam Antoni Macierewicz” Tutaj muszę zaznaczyć, że byłem świadkiem w procesie, który

Mariusz Walter z TVN wytoczył Antoniemu Macierewiczowi w 2011 r. i już wtedy dokładnie opisałem przed sądem genezę ITI i TVN. To, że Antoni Macierewicz skarży się na dezinformacyjne działania TVN bez zajęcia się fundamentalnym problemem szemranego powstania TVN, stacji założonej pod nadzorem rosyjskich służb, pokazuje, że państwo i rząd PiS są bezradne.

Jak będzie wyglądał rok 2023? Po obaleniu rządu PiS powróci reset z Rosją, zapoczątkowany w czasach, kiedy Joe Biden był wiceprezydentem Baracka Obamy,

Ukraina straci swoje zaplecze logistyczne, a miliardowe zakupy ministra Błaszczaka pójdą do magazynów. Pewne symbole już zwiastują klęskę zapowiedzianą na ten rok. 1 stycznia Niemcy przejęli dowództwo nad siłami szybkiego reagowania NATO, które są „głównym elementem strategii odstraszania Rosji”.

Symbolicznie pewna epoka skończyła się 31 grudnia, kiedy zmarł w wieku 95 lat śp. papież Benedykt XVI. Papież Benedykt XVI był ciągłością epoki naszego ukochanego papieża Jana Pawła II.

Cytuję dalej za „Deutsche Welle”: „Połączone Siły Zadaniowe Bardzo Wysokiej Gotowości (Very High Readiness Joint Task Force – VHRJTF) zostały powołane przez NATO już w 2014 r., podczas pierwszej agresji Rosji na Ukrainę. Od tego czasu siły te uważane są za centralny element strategii odstraszania Rosji. Szczególną cechą grupy zadaniowej jest jej wysoki stopień gotowości. Ma być ona w stanie zmobilizować w ciągu maksymalnie 72 godzin 20 tysięcy żołnierzy i rozlokować ich w rejonach kryzysowych”. Głównym trzonem natowskiej szpicy ma być Panzergrenadier- brigade 37 z Saksonii, wywodząca się z NRD-owskiej Armii Ludowej.„Jestem absolutnie przekonany, że Niemcy będą doskonałym przewodnim narodem dla VHRJTF”~ powiedział niemieckiej agencji informacyjne DPA sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg. Już widzimy, jak Niemcy bronią nas przed Rosjanami. Zapnijcie pasy.

Opracował: Leon Baranowski – Buenos Aires, Argentyna