Do Kasacji

Wojciech Cejrowski korespondencjo z USA, Do Rzeczy, Do Rzeczy nr 51, 19-26.12.2022

Twitter zwolnił 80 proc, pracowników i działa lepiej niż wtedy, gdy byli zatrudnieni. Serwery nie wysiadły, nie brakuje inżynierów do ich obsługi, wszystko działa, a przecież ruch na maszynach jest teraz (po zniesieniu cenzury] dużo większy, niż był. I liczba użytkowników stale rośnie. I przywracane są do życia kolejne konta wcześniej zbanowane. Czyli roboty jest o wiele więcej, pracowników o wiele mniej, a wszystko działa lepiej.

Skoro wywalenie 80 proc, pracowników spowodowało wzrost wydajności przedsiębiorstwa, to oznacza to nie tylko, że ci pracownicy byli do niczego niepotrzebni, lecz także dodatkowo znaczy, że oni spowalniali pracę firmy – ich obecność powodowała, że system działał gorzej niż bez nich.

Co ci ludzie robili? Część zajmowała się cenzurą i tych wywalono, powiedzmy… dyscyplinarnie – za działanie na szkodę firmy i użytkowników Twittera. Reszta nie robiła nic. Dowody znajdują się na innych platformach społecznościowych. Można sobie pooglądać ważnych dyrektorów i kierowników Twittera, jak relacjonują swój typowy dzień pracy z czasów, zanim firmę kupił Elon Musk. Na Instagramie, na TikToku i na wszystkich innych platformach pokazywali swoje puste życie w firmie, do której się przychodzi, pije darmo doskonałą kawę w kilkunastu wariantach, idzie się na firmową siłownię lub do pokoiku medytacyjnego odpocząć i wy- luzować, a potem na firmowy basen, firmowy lunch, na firmowy dach poopalać, na firmową bibkę z innymi pracownikami. Cała masa relacji tego typu i ANI JEDNEGO SŁOWA O PRACY. Nic na temat tego, jak się PRACUJE.

***

To typowe dla grupy społecznej określanej z grubsza jako millenialsi. Oni nie potrafią pracować, bo nikt ich tego nie nauczył i nikt nie wymaga. Obijają się doskonale i wykonują ruchy pozorne. Stanowią masę obciążeniową każdej korporacji oraz balast w każdej innej firmie. Są wyjątki, i ja zatrudniam takich, ale to… wyjątki – diamenty wygrzebane ze zgliszcz po etyce pracy.

Podkreślam: to nie ich wina, że nie potrafią pracować. Nie ich wina, ale ich cecha. Nikt nie wymaga niczego w podstawówce. Nikt nie egzekwuje ani nawet nie sprawdza wiedzy w szkołach średnich, bo testy nie sprawdzają wiedzy wcale. Magisterium jest dzisiaj nic niewarte, bo magister niczego nie potrafi poza tym, że się obijał i zaliczał przez kilka lat. Uczelniom zależy, by mieć duży przemiał, bo wtedy zarabiają. Wypuszczanie dobrych fachowców się nie opłaca, bo wymagałoby dużego odsiewu już na egzaminach wstępnych. Profesorowie są naciskani, że mają przepuszczać każdego, kogo tylko się da jakoś przepuścić, bo gdyby uczciwie uwalili 80 proc, studentów (czyli tylu, ilu uwalić powinni za brak wiedzy i umiejętności], to uczelnia zawaliłaby się finansowo.

***

Testy są doskonałym usprawiedliwieniem. Bo test przecież jest „obiektywny i zatwierdzony przez ministerstwo”. Na egzaminie ustnym mógłbyś studenta docisnąć, gdy w jakimś temacie się ślizga i podejrzewasz, że nie umie. A przecież powinien umieć WSZYSTKO, czego był uczony, bo inżynier nie może umieć tylko kawałka, podobnie lekarz. Od tego zależy życie ludzkie. Magistrowie potem mogą sobie robić specjalizacje, czyli POSZERZAĆ wiedzę w wybranym zakresie, ale na uczelni mają umieć wszystko na 100 proc., a nie tylko kawałek. Chcesz iść do lekarza, który zaliczał testy na 85 proc.? A co jeśli twoja choroba to akurat to 15 proc., którego on nie umiał? Zapisze ci jakieś pigułki i otruje, ale testy zaliczył, więc ma uprawnienia.

***

Test nie pozwala sprawdzić wiedzy.

Ktoś uważa inaczej – że testy sprawdzają wiedzę? Podebatujmy:

Gdybym na teście zaznaczył bezmyślnie wszystkie odpowiedzi „A”, wówczas mam z definicji 25 proc, testu zaliczone poprawnie. To za mało, żeby zdać? No ale wystarczy, by zgodnie z prawem wpisać sobie do CV, że dowolny język świata zaliczam na 25 proc. To za mało, by rozmawiać, ale jednak trochę zaliczam. I gdyby mnie w korporacji pytali, czy znam niemiecki (którego nie znam], mam prawo odpowiedzieć, że nawet najtrudniejsze testy zaliczam na jedną czwartą.

Musk wywalił z roboty 80 proc, pracowników i firma działa lepiej, a do tego koszty osobowe spadły, czyli wyniki finansowe poprawiono znacząco. Moim zdaniem ten algorytm 80/20 da się stosować z pozytywnym skutkiem w każdej korporacji, a przede wszystkim w administracji państwowej.

Podebatujmy, jeśli ktoś chce. Stawiam teżę, że państwo polskie działałoby sprawniej, gdyby zwolnić 80 proc, pracowników administracji, ZUS, skarbówki. Pójdźmy wyżej – Sejm działałby lepiej, gdyby posłów było 100, a senatorów 25 (w USA żyje 330 min ludzi i wystarcza im 100 senatorów).

Jak zlikwidować 80 proc, darmozjadów w administracji? Czy zwalniać po trochu w każdej instytucji? Proponuję likwidować całe niepotrzebne urzędy. 80 proc, ministerstw i instytucji podobnej rangi jest obywatelom do niczego niepotrzebne. OBYWATELOM – bo sami sobie to oni są bardzo potrzebni, ale nie nam.

Przykład: Krajowa Rada Radiofonii i TV jest niepotrzebna, a nawet szkodliwa, bo zajmuje się cenzurowaniem. Częstotliwości państwo powinno dzierżawić temu, kto więcej zapłaci, i tym może się zająć małe biuro w Ministerstwie Skarbu. Ktoś wydzierżawił i potem już nikomu nic do tego, co on na tej częstotliwości nadaje.

Większość ministerstw w Polsce jest niepotrzebna obywatelom, a nawet gorzej – przeszkadza żyć.

***

Zostawiłbym:

Ministerstwo Wojny, Sprawiedliwości, Skarbu (zasoby stanowiące majątek państwa: muzea, parki narodowe, rezerwa złota), Finansów, Spraw Zagranicznych, Spraw Wewnętrznych (w tym infrastruktura strategiczna typu sieć autostrad). Czyli zostaje sześć zamiast obecnych 16.

Reszta do kasacji, bo gospodarką zajmują się przedsiębiorcy i ministerstwo niepotrzebne (rolnicy to też przedsiębiorcy…), edukacją zajmują się samodzielnie szkoły i wyższe uczelnie, i ministerstwo niepotrzebne, zdrowiem zajmują się prywatne szpitale, a państwo jedynie wymusza, by każdy obywatel się ubezpieczył w dowolnie wybranej ubezpieczalni, tak samo jak w przypadku OC na samochód itd. Państwo nie powinno się zajmować ani sportem, ani turystyką, ani klimatem (nad którym przecież nie mamy żadnej kontroli), ani rodziną, ani Kościołami.


GOŁODUPCEW

Wojciech Cejrowski korespondencja z USA, DoRzeczy, nr 1, 8.01.2023

Mam Chrześniaków, czyli ponoszę odpowiedzialność za część wychowania. Ich matką jest niejaka Szwagierka, co zwiększa moją odpowiedzialność za Chrześniaków, bo muszę nadrabiać i prostować oraz lawirować pomiędzy minami wychowawczymi, które ona pozostawia. Szwagierka ma wad pod dostatkiem, natomiast o zaletach trudno mi mówić, gdyż na razie żadnej nie znalazłem. Matka moich Chrześniaków jest przedziwna – zielony moher. Ja też jestem moher (w języku lewicy: katolicka odmiana taliba). Szwagierka też, ale ona jest do tego zielona, czyli eko. Aktywistka jakiejś ekoorganizacji. Nie wiem, jak ona to łączy, ale łączy i jest autentycznym szczerym moherem zielonym.

W tej sytuacji co jakiś czas odbywam z Chrześniakami pogadanki na tematy ważne, czyli prowadzę coś w rodzaju życiowych korepetycji. Posłuchajcie…

Zadałem Chrześniakom pytanie, czy odróżniają kradzież od rabunku.

Odróżniają – kradzież odbywa się po kryjomu, czyli bez wiedzy osoby okradanej, i jest w tym sensie „pokojowa”, że nikt nikomu nie grozi maczetą. Z kolei rabunek to kradzież bezczelna, która odbywa się na oczach osoby okradanej i jest związana z przemocą. Robin Hood zatrzymuje kogoś w lesie i zabiera sakiewki na oczach osoby okradanej. Za rabunek powinna więc być kara większa niż za zwykłą kradzież (np. kieszonkową), nawet jeżeli ukradziona kwota jest identyczna.

Potem zadałem Chrześniakom pytanie, czym jest wymuszenie. To też wiedzieli, bo mieli o tym lekcję z policjantem – wymuszenie jest wtedy,

gdy ktoś zmusza cię do czegoś, czego zrobić nie chcesz, i w tym przypadku może chodzić o pieniądze, choć wcale nie musi. Czyli młody bandzior w szkole może wymuszać na słabszych kolegach, by mu przynosili z domu kanapki, papierosy lub po prostu forsę.

– A co to jest haracz?

– Haracz jest wtedy, Stryjasz- ku, gdy jakaś banda przychodzi i zmusza cię, żebyś im odpalał dolę z tego, co zarobisz, bo jak nie, to zarobisz w ryj lub kulkę – odpowiedzieli Chrześniacy.

Skoro Chrześniacy wiedzieli wszystko, co powyżej, zadałem im pytanie wymagające przemyśleń, a nie tylko wiedzy: Czym się różni rabunek od podatków? Wskaż trzy różnice. Odpowiedzieli prawidłowo, że niczym. Bo jeżeli nie zapłacisz podatków, to i tak przyjdą i ci zabiorą na twoich oczach, czyli obrabują w biały dzień.

A czym się różnią podatki od wymuszenia?

Niczym. Wszyscy płacą podatki, dlatego że są do tego zmuszani i się ich straszy konsekwencjami.

A od haraczu czym się różnią?

Niczym, bo jakaś banda sama ustala, jaki procent masz im odpalać od tego, co zarobiłeś.

Doszliśmy wspólnie do wniosku, że podatki są zjawiskiem niemoralnym, że to zabór mienia, przemoc i ogólnie granda. Małe dzieci, niedługo po Pierwszej Komunii Świętej, więc mają wciąż jeszcze w głowach poukładane po bożemu. Dziesięć przykazań znają na pamięć i rozumieją, czym jest kradzież oraz że kradzież jest złem, niezależnie od tego, jak ją nazwiemy, i niezależnie od tego, czy złodziejem jest Rysiek z osiedla czy urząd podatkowy.

***

Kiedyś myślałem, że najlepszym podatkiem byłaby dziesięcina. Bo łatwo się liczy i jest na tyle niewielka, że wszyscy chętnie zapłacą. Dziesięcina od dochodu niezależnie od tego, czy to dochody prywatne czy dochód przedsiębiorstwa, czy z giełdy, czy jakikolwiek Dziesięcina i na tym koniec – jeden podatek w państwie, a nie piętrowo kilka: dochodowy i VAT, i akcyza, i ZUS, i składka zdrowotna…

Po rozmowie z Chrześniakami zmieniłem zdanie – jedyną chrześcijańską formą podatku byłby podatek dobrowolny. Każdy płaci tyle, ile uznaj e za stosowne w sytuacji swojej osobistej oraz swojego państwa.

– Chłopaki, ale to nie będzie działać – mówię do Chrześniaków. – Nikt nie zapłaci i państwo się rozpadnie.

– Nieprawda, Stryjaszku. Podatek dobrowolny istnieje w Kościele. Jedni dają więcej, inni miej i Kościół nie pada. A przecież Kościół to coś jak państwo w państwie lub międzynarodowa korporacja, lub oba naraz.

Mieli rację. W dodatku rząd, zabiegając o podatek dobrowolny, musiałby się porządnie starać, by nie upaść. Konferencje prasowe premiera musiałyby być wreszcie skierowane do narodu, a nie do pismaków. Premier musiałby bronić budżetu przed narodem i przekonywać do dobrowolnej zrzutki na konkretne precyzyjnie określone cele. W dodatku naród musiałby te cele uznać za ważne i przydatne. Czyli premier musiałby działać jak mój proboszcz w USA, który rok temu zgłosił budżet na rok 2022, bo chciał to i tamto wyremontować i dokupić złocone kandelabry na ołtarz. Ogłosił

swoje plany parafianom i ich przekonał. Zrzucili się dobrowolnie. Państwem nie da się tak kierować?

A dlaczego się nie da? Podaj trzy różnice.

***

Meksyk przez całe dziesięciolecia nie zawracał sobie głowy zbieraniem podatków od obywateli – za dużo niepotrzebnej roboty. Państwo utrzymywało się z dwóch monopoli wydobywczych – na ropę i na srebro (Meksyk był największym dostarczycielem srebra dla przemysłu fotograficznego i filmowego w czasach, gdy jeszcze cały świat stosował kliszę światłoczułą). Kilka krajów arabskich utrzymuje się wyłącznie z monopolu na ropę i nie pobiera od obywateli podatków, a nawet dopłaca. Podobnie stan Alaska – ma takie dochody z udzielania licencji na wydobycie ropy i gazu, że swoim obywatelom wypłaca dywidendę, a nie zbiera podatków

***

Tamtego popołudnia zadałem też Chrześniakom pytanie, czy wiedzą, kto to gołodupcew. Wiedzieli – facet bez forsy. Pogadaliśmy i doszliśmy do wniosków następujących:

Gołodupcew nie powinien rządzić krajem, a jedynie ktoś bogaty. Ktoś, kto się dorobił. Ktoś, kto ma dużo do stracenia, gdyby państwo zaczęło podupadać. Ktoś, komu się z powodu piastowania urzędu sytuacja finansowa pogorszy, a nie poprawi. Ktoś, kto jest spełniony, bo już swoje w życiu osiągnął, a nie idzie do polityki, by zaistnieć.

Żaden przywódca III RP nie spełniał tych kryteriów – same gołodupce, które się dorabiały na polityce, a nie wcześniej (Wałęsa był chyba najbogatszy, gdy wchodził do polityki, ale on się niczego nie dorobił – dostał dużo forsy z Nagrody Nobla i tyle).

Opracował: Janusz Baranowski – Tatar Polski, twórca Solidarności, potomek Powstańców Styczniowych, Legionistów, Generałów, Harcerzy, Szarych Szeregów, Żołnierzy Wyklętych