OFIARY I SZERZYCIELE PANIKI PANDEMICZNEJ

Jacek Frankowski, Warszawska Gazeta, nr 8, 25.02-3.03.2022 r.

Szerzyciele paniki pandemicznej mogą przypisać sobie sukcesy, których miarą są efekty paniki liczone nie tylko wzrostem liczby nadmiarowych zgonów, ale także szerzeniem się psychoz obejmujących wszystkie grupy społeczne i wiekowe oraz stanów depresyjnych, których najtragiczniejszymi skutkami są samobójstwa.

Moim ulubionym szerzycielem paniki pandemicznej jest prof. Krzysztof Simon, były członek Rady Medycznej przy premierze. Każda informacja o przejawach paniki prof. Simona, którą on próbuje przerzucić na innych, bardzo mnie rozbawia. Więc wyrażam wdzięczność prof. Simonowi za poprawianie mi humoru w czasie zlockdownowania występów kabaretów.

Moją uwagę zwrócił prof. Simon jako komentator konieczności zachowań podczas Święta Zmarłych w dn. 1 listopada 2020 r. i podczas listopadowych masowych demonstracji Strajku Kobiet.

Jeśli chodzi o Święto Zmarłych, to prof. Simon grzmiał: „Odwiedzanie cmentarzy 1 listopada jest w tym roku niemożliwe. […] Ludzie będą umierali na stojąco”.

Natomiast komentując masowe listopadowe demonstracje Strajku Kobiet, prof. Simon już nie był taki spanikowany. Stwierdził: „Dziesiątki ludzi protestują, a zakażenia spadają. Jakby miało to wpływ, to szpitale byłyby pełne, a ludzie ustawialiby się w kolejkach”.

Powyższą opinię członka Rady Medycznej, wykazującą brak zagrożenia epidemicznego wywoływanego demonstracjami ulicznymi, wykorzystali później organizatorzy Marszu Niepodległości. Sam prof. Simon milczał tym razem.

Gdy V fala infekcji zaczęła opadać pod koniec stycznia br., prof. Simon przystąpił do ofensywy: „Ten, kto się nie zaszczepi, ma szanse ogromnie ciężko przejść tę chorobę, niezależnie od patogenu i 20 proc. ryzyka zgonu”. Tytuł artykułu z którego wyjąłem powyższy cytat brzmiał: „Prof. Krzysztof Simon mówi wprost. «Umrzesz, jeśli tego nie zrobisz»”.

Ci, którzy poważnie traktują wypowiedzi pandemiczne prof. Simona, muszą być pozbawieni poczucia humoru. Mnie, nie- szczepa, jego wieszczycielstwo nastawione na sianie paniki pandemicznej bardzo rozbawia. Proszę o więcej.

Opracowany i opublikowany w listopadzie 2020 r. przez Deloitte indeks niepokoju wynosił nad Wisłą 34 proc. i miał poziom najwyższy na świecie.

„To najwyższy wynik wśród wszystkich badanych krajów. Nigdy wcześniej też żaden kraj europejski nie deklarował tak wysokiego poziomu obaw. Pod względem poziomu niepokoju Polska o 3 p.p. wyprzedziła nawet Indie, które dotąd właściwie w każdej fali badania wykazywały najwyższy poziom obaw” – mówił Michał Tokarski, Partner Zarządzający Działem Doradztwa Finansowego Deloitte w Polsce.

Zastanawiałem się długo, jak mogło dojść do sytuacji, że Polacy, kultywujący bohaterskie tradycje rycerzy spod Grunwaldu i nieustraszonych szwoleżerów spod Somosierry, stali się liderami światowej paniki.

W zrozumieniu przyczyn spanikowania społeczeństwa polskiego pomogła mi wypowiedź dr. Jerzego Milewskiego w programie TVP3 Poznań „Lustra”, z której wynikało, że wywołanie paniki pandemicznej, która nabrała kształt pandemii strachu, było celowym działaniem rządzących. Dr Milewski powiedział: „[…] wśród najważniejszych decydentów dominował pogląd, że Polaków trzeba nastraszyć, żeby słuchali się decyzji administracji państwowej dla swojego dobra”.

I się zaczęło… Instrumentem siania paniki stały się media stosujące techniki „masowej hipnozy” o których pisałem w pierwszej części artykułu opublikowanego w poprzednim numerze WG. Do siania paniki przyłączyli się także wolontariusze.

Najpierw chodziło o zapędzenie ludzi do punktów szczepień.

W lutym 2021 r., gdy wiosenna fala infekcji wirusowych miała tendencję wzrostową, jeźdźcy paniki: prof. Simon, pominę kilku innych wybijających się rozsiewa- czy strachu, wieścili horror epidemiczny, któremu przeciwstawić się można jedynie totalnym lock- downem i szczepionkami. To, że ich katastroficzne zapowiedzi nie potwierdziły się, nie miało żadnego znaczenia i ci panowie wciąż traktowani są jako nieomylni eksperci przez media siejące panikę w stylu Wirtualnej Polski.

Jednak gdy zapał szczepienny wśród Polaków wygasł, najpierw przystąpiono do realizacji pomysłów na uatrakcyjnienie szczepień w celu zachęcenia odpornych na „masową hipnozę” do przyjęcia preparatu medycznego, dla którego posunięto się nawet do zmiany definicji szczepionki.

Początkowo zgłaszane przez zaszczepionych lęki przed niezaszczepionymi odbierałem jako dobry żart. Że to nie są żarty zrozumiałem, gdy w Onecie przeczytałem bulwersującą wypowiedź Jakuba Kraszewskiego, dyrektora Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku: „Powinniśmy iść w kierunku krajów, które wprowadzają restrykcje. Na zasadzie, że nie musisz się szczepić, bo szczepienia nie są obowiązkowe. Ale nie korzystasz z publicznych środków transportu, nie chodzisz do kin, do teatru. Lista wykluczeń jest tak szeroka, że każdy w trzecim tygodniu mówi: «mam dosyć, idę się zaszczepić”!

Tak na marginesie polskich problemów – mam wrażenie, że z tych rad korzysta obecnie prezydent Francji Emmanuel Macron, który wprowadza całą pulę zakazów dotyczących niezaszczepionych.

Kolejnym bohaterskim piewcą paniki okazał się utytułowany naukowo medyk prof. Maciej Banach, członek Rady Medycznej przy premierze, który w wywiadzie udzielonym PAP opowiedział się za wprowadzeniem powszechnego obowiązku szcze- piennego, a mających odmienne zdanie co do tego wg niego należy po prostu karać:

„Jest zbyt mało kar i zbyt pobłażliwe jest egzekwowanie zakazów i nakazów” – stwierdził ekspert udzielający rad premierowi.

Prof. Miłosz Parczewski, członek Rady Medycznej, przeszedł do historii pandemii jako pomysłodawca wprowadzenia godziny policyjnej dla niezaszczepionych. Brawo, tą ideą zdystansował pan wszystkich pozostałych członków Rady Medycznej w zgłaszaniu idiotycznych pomysłów, no chyba, że znajdzie się ktoś, kto zaproponuje obozy koncentracyjne dla niezaszczepionych.

Na szczególne miejsce w panteonie piewców paniki pan- demicznej zasłużył dr Paweł Wróblewski prezes Dolnośląskiej Izby Lekarskiej, osławionej dwukrotnym wydaniem zakazu wykonywania zawodu lekarza przez dr Annę Martynowską. To jednak, co stawia go na niechlubnym piedestale siewców paniki pandemicznej, to skandaliczna opinia: „Osoba niezaszczepiona to potencjalny seryjny morderca”, wygłoszona w Katolickim Radiu „Rodzina” podlegającym Archidiecezji Wrocławskiej. Ani abp Józef Kupny, ani jego rzecznik prasowy nie odpowiedzieli na mój protest w sprawie wykorzystania katolickiego radia do głoszenia haniebnych, nieprawdziwych zarzutów wobec niezaszczepionych. Wiele kręgów wrocławskich aktywistów robi wszystko, żeby miasto zostało uznane za lidera panikarskiej pandemicznej narracji.

Żeby poprawić nastrój zbliżających się rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia, w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” z dn. 23 grudnia 2021 r., wypowiedział się prof. Horban główny doradca Prezesa Rady Ministrów do spraw COVID-19, szef Rady Medycznej: „Żarty się skończyły, fakty są bezdyskusyjne. Mamy poważny problem z Omikronem […] W ciągu kilku tygodni do szpitali może trafić nawet milion osób zakażonych covidem.

[…] Zabraknie nawet stadionów. Dramat, jakiego dawno nie widzieliśmy”.

Chociaż prof. Horban zarzekał się, że żarty się skończyły, jego prognozę można traktować jedynie w kategorii czarnego humoru, przemawiającego głównie do uwielbiających popadać w panikę fanów horrorów.

Chociaż upływ czasu wypiera z pamięci wiele faktów, nie powinno zostać zapomniane stwierdzenie dr Lidii Stopyry, ordynatorki Oddziału Chorób Infekcyjnych i Pediatrii Szpitala im. Żeromskiego w Krakowie, uczestniczki prezydenckiego panelu eksperckiego COVID-19: „Osoba niezaszczepiona jest jak pijany kierowca. Nie widzę powodu, aby ignorantom niezaszczepionym ratować życie”.

Osoba ta, której powierzono kierowanie szpitalnym oddziałem dziecięcym, w imię segregacjonizmu szczepionkowego zapomniała słów przysięgi Hipokratesa, którą składała, odbierając dyplom lekarza. Słowa te powinny stanowić memento dla wszystkich segregacjonistów szczepionkowych w białych kitlach:

„Przyjmuję z szacunkiem i wdzięcznością dla moich Mistrzów nadany mi tytuł lekarza i w pełni świadomy związanych z nim obowiązków przyrzekam: obowiązki te sumiennie spełniać, służyć zdrowiu i życiu ludzkiemu, według najlepszej mej wiedzy przeciwdziałać cierpieniu i zapobiegać chorobom, a chorym nieść pomoc bez żadnej różnic, takich jak rasa, religia, narodowość, poglądy polityczne, stan majątkowy i inne, mając na celu wyłącznie ich dobro i okazując im należny szacunek […]”.


ODSZKODOWAŃ NIE BĘDZIE

Tomasz Pernak

Daje się zauważyć spadek odporności wśród wielokrotnie szczepionych (przypadki dziwacznych alergii, uczuleń, stanów chronicznego zmęczenia). Co przewidzieli uczciwi naukowcy. Zdaniem naukowców zastosowanie szepionek spowodowało spadek, a nie wzrost odporności.

W Wielkiej Brytanii tematem minionego weekendu był pozytywny test kowidowy JKM Elżbiety II.

Media opisywały łagodny przebieg choroby oraz uspokajały, informując, że JKM Elżbieta została niezwłocznie po wykryciu obecności wirusa poddana działaniu leków przeciwwirusowych Jestem przekonany, że brytyjska monarchini zostanie wkrótce poddana osłonowemu działaniu antybiotyków, a to po to, żeby broń Boże nie doszło do towarzyszącej infekcji bakteryjnej. Tak leczy się możnych tego świata oraz tych tego świata obywateli, którzy swoje zdrowie powierzyli uczciwym lekarzom i którzy trzymali się z dala od infolinii państwowych służb zdrowia. Infolinia kazałaby czekać i albo przeczekać i wyzdrowieć, albo zadzwonić na pogotowie, kiedy nie będzie się już mogło oddychać Pozostałyby nadzieje na respirator i na uniknięcie powikłań zdrowotnych związanych z jego stosowaniem (siedlisko bakterii Gram-ujemnych, przyczyna sepsy i śmierci).

Europejskie Towarzystwo Mikrobiologii Klinicznej i Chorób Zakaźnych jeszcze w grudniu 2020 r. (CMI, vol. 266, issue 12) opublikowało wyniki badań, zgodnie z którymi dodatkowe zakażenie bakteryjne dotykało średnio 6,9 procenta chorych, przy czym rosło do 8,1 proc. w przypadku pacjentów w stanie krytycznym. Nam, podobnie jak wielu innym narodom, kazano czekać na opracowanie niezawodnej szczepionki, nie podejmując nawet prób leczenia i badań nad istniejącymi lekami.

Polskie uczone głowy na tygodnie przed zniesieniem kowidowych obostrzeń ogłosiły, że przeprowadzone badania kliniczne w leczeniu słynną amantadyną nie wykazały skuteczności tego leku w leczeniu stanów średnich i ciężkich. Tyle że jako żywo nikt nie zalecał stosowania go w takich stanach, ale zanim do stanów średnich lub ciężkich dojdzie. Być może byłoby zasadne zapoznanie się głów uczonych z wynikami badań przeprowadzonych w innych krajach, na przykład tych publikowanych w amerykańskiej „Narodowej Bibliotece Medycznej” a sygnowanych przez „Narodowe Centrum Informacji Biotechnologicznej”. Zacytujmy dwa krótkie fragmenty: „Jako dostępna alternatywa amantadyna może być stosowana dla łagodzenia skutków przebiegu infekcji kowidowej; badania wykazały, że chorzy na chorobę Parkinsona poddani leczeniu tym lekiem nie wykazywali objawów klinicznych pomimo pozytywnych testów”. I drugi, jakże ważny cytat: „Autorzy deklarują brak konfliktu interesów”. Przyglądając się polityce urzędników odpowiedzialnych za strategie walki z pandemią kowidowej paniki, nie sposób nie ulec pokusie podejrzenia, że w ich przypadku do takiego konfliktu interesów dochodzi. Być może dotykamy tu szerszego problemu wpływów koncernów farmaceutycznych na politykę ochrony zdrowia. Sięgnijmy raz jeszcze do wspomnianej biblioteki i zacytujmy profetyczny fragment artykułu profesora Meyera Brezisa z Uniwersytetu Hebrajskiego, pochodzący jeszcze z epoki przedpandemicznej (2008): „klasyczne osiągnięcia Teorii Gier wskazują, że dążenie do maksymalizacji zysku stanowi zawsze zagrożenie dla dobra publicznego i z tego powodu nie’ istnieją rozwiązania systemowe, a rozwiązanie problemu wymaga fundamentalnej zmiany o charakterze moralnym. Stawiamy tezę, że publiczna służba zdrowia, jako dobro wspólne, staje się poważnym przykładem tego problemu. Niedawne wydarzenia i raporty wskazują na powiększające się rozbieżności pomiędzy interesami przemysłu farmaceutycznego i interesem zdrowia publicznego. Coraz więcej zastrzeżeń podnoszonych przez naukowców i wydawców prasy branżowej dotyczy rodzaju i jakości publikowanych wyników badań, jakże często zafałszowanych promocją efektywności nowego produktu. Przemysł, który sponsoruje 80% badań, ustala ich kryteria, kierując się wymaganiami marketingu, a nie wymaganiami klinicznymi. Przemyślane taktyki statystyczne i epidemiczne pomagają osiągać zamierzony efekt. Budżety marketingowe są o wiele większe niż budżety badawcze. Masowa akcje promocyjne kierowane do lekarzy i do opinii publicznej stają się coraz bardziej wyrafinowane i obejmują: ukryte pisanie na zlecenie, wymuszanie opracowywania „właściwych”- przyp. autora) zaleceń praktyki zawodowej, działania marketingowe skierowane do wybranych grup konsumenckich i używanie mediów do manipulowania wiedzą o chorobach. Powszechna praktyka lobbyingu i kontakty polityczne ograniczają niezależność instytucji nadzoru”. Czy potrzeba więcej?

Tak leczy się możnych tego świata oraz tych tego świata obywateli, którzy swoje zdrowie powierzyli uczciwym lekarzom i którzy trzymali się z dala od infolinii państwowych służb zdrowia. Infolinia kazałaby czekać i albo przeczekać i wyzdrowieć, albo zadzwonić na pogotowie, kiedy nie będzie się już mogło oddychać.

W Wielkiej Brytanii o odbudowę zbrukanego wizerunku walczy tymczasem premier Borys Johnson, któremu zarzuca się radosne imprezowanie w czasie drakońskich ograniczeń pandemicznych. Temat wałkowano do upadłego, powołano komisję i zaangażowano policję, ale nikomu nie przyszło na myśl, że pan premier Johnson wiedział dokładnie i od samego początku, że wszelkie ograniczenia pandemiczne są przeciwskuteczne, tyle że do ich wprowadzenia został zmuszony potężnymi naciskami lobbystów Big Pharmy, naciskami medialnymi oraz… społeczną paniką, wywołaną masowym podtykaniem pod oczy obrazków „ciężarówek z trumnami z Bergamo” i kostnic polowych. W rzeczywistości opinii publicznej suflowano między innymi obrazki z roku 2013, kiedy to przy włoskiej Lampeduzie zatonął statek z imigrantami.

Dzisiaj działa już silny syndrom wyparcia, bo który z konsumentów mediów przyznałby się, że dał się „wyszczepić” w ramach „wyszczepiania stada”? Wyparcie nie pozwala na skonfrontowanie masowej akcji promocyjnej szczepień przypominających, trzeciej, czwartej dawki, przeprowadzanych mniej więcej od sierpnia ubiegłego roku, z obecnie obowiązującą narracją o gwałtownym obniżeniu się niebezpieczeństwa ciężkich powikłań okołokowidowych i spadkiem liczby hospitalizacji.

Jako że z zasady konfrontuję przekazy medialne z tym, co za oknem, co doświadczalne, mogę stwierdzić, że żyję w rodzaju eks- klawy, gdzie zachorowania od zawsze były dość rzadkie, powikłania bardzo rzadkie, a śmiertelność znikoma. Co niepokoi, daje się w mojej grupie badawczej (około dwustu osób) zauważyć spadek odporności wśród wielokrotnie szczepionych i kilkanaście ’ już przypadków dziwacznych alergii, uczuleń, stanów chronicznego zmęczenia. Co przewidzieli uczciwi naukowcy, ogłaszając w pełnym proroctw październiku roku 2020 artykuł „Ostrzeżenie” w medycznym piśmie wagi ciężkiej, a więc w „The Lancet” Najważniejszy jest wstęp, a zarazem konkluzja: „Piszemy, aby wyrazić zaniepokojenie użyciem szczepionki wektorowej rekombinowanego adenowirusa typu 5 (Ad5) w badaniach nad CO- VID-19 i w zaawansowanych badaniach klinicznych”

Zdaniem naukowców, którzy przeprowadzili pełne badania kliniczne nad tego typu rewolucyjną metodą zwalczania HIV jeszcze dekadę temu, ich zastosowanie spowodowało spadek, a nie wzrost odporności.

Mało kto chce ponadto pamiętać, że koncerny farmaceutyczne już w przeszłości podejmowały próby gwałtownego skoku na pieniądze europejskich podatników. Według londyńskich analityków, na pandemii świńskiej grypy, która miała zabić miliony, giganci farmaceutyczni zarobili około 4,8 miliardów funtów szterlingów, a sama Wielka Brytania zakontraktowała szczepionki o łącznej wartości 1 miliarda funtów. Zmarło pięćset osób. Rządy wielu krajów podejmowały decyzje o zapełnianiu magazynów, kierując się rekomendacjami „fachowców” z WHO, a ci otwarcie dawali się hojnie sponsorować producentom przyszłych szczepionek pod przyszłe pandemie (Roche, GlaxoSmithKline). Światowe pandemie i zapobieganie im akcjami masowych „wyszczepień” uregulowano w WHO już w roku 2004.

Polskę i Polaków w roku 2009 uratował minister Rostowski i jego polityka „pieniędzy nie ma i nie będzie”. Niestety, Szwedzi pieniądze mieli i szczepili szczepionką Pandemrix. W efekcie jej stosowania wielu z nich zapadło na nieuleczalną chorobę narkopleksję (nadmierna senność, napady snu w ciągu dnia, katapleksja). W 2016 r. parlament Szwecji uchwalił specjalną ustawę regulującą wypłatę odszkodowań dla ofiar Big Pharmy, a wiele państw podjęło kroki w celu odzyskania zainwestowanych w szczepionki środków.

Akcja pandemiczna z roku 2019, trwająca do dziś, została o wiele lepiej przygotowana i przeprowadzona. Odszkodowań nie ma i nie będzie.


Zaszczepione dzieci umierają na zapalenie mięśnia sercowego

Aldona Zaorska

Dwóch zdrowych nastolatków bez wcześniejszych problemów z sercem umiera w łóżku kilka dni po szczepieniu. Autopsja wskazuje na indukowane szczepieniem uszkodzenie serca. Ale „Szczepimy się” wie lepiej. Czy ktoś za ten propagandowy bełkot kiedykolwiek odpowie?

Od tygodni słyszymy, żeby szczepić dzieci i nastolatki, bo szczepionki są bezpieczne. Dowodami na to „bezpieczeństwo” są badania… producentów szczepionek. I co z tego, że jeszcze na początku „pandemii” mówiono, że badania nad szczepionką trwają po 10 lat. Teraz wystarczy pół roku, żeby „eksperci” przekonywali, że preparaty Pfizera czy Moderny są „najlepiej przebadane w historii”.

Tymczasem ich przyjmowanie to wciąż gra w rosyjską ruletkę. W większości przypadków można wygrać. Ale jest też ten procent ludzi, którym szczepionka odbierze zdrowie albo zwyczajnie ich zabije. Dla medyków są oni tylko „statystyką” i mając pełną świadomość, że mówią o czyjejś śmierci, będą powtarzali, że korzyści ze szczepienia przenoszą ryzyko. Ciekawe, czy taki dr Horban powtórzyłby to w twarz rodzicom dwóch nastolatków zmarłych trzy i cztery dni po przyjęciu drugiej dawki szczepionki firmy Pfizer.

Sprawę opisał portal www.cai24.

Serca chłopców przestały bić

W artykule Fryderyka Nowaka czytamy, że obaj chłopcy byli zdrowymi nastolatkami. W raporcie na temat ich śmierci odnotowano, że po szczepieniu jeden chłopiec przez dwa dni po szczepieniu skarżył się na ból głowy i rozstrój żołądka (czyli dość typowe objawy poszczepienne), trzeciego dnia po szczepieniu poczuł się lepiej, czwartego – już się nie obudził. Drugi chłopiec nie miał nawet żadnych objawów po- szczepiennych. Sekcja zwłok wykazała, że nie byli chorzy na covid. Zmarli na zapalenie mięśnia sercowego. Cytowany przez cai24.pl portal Najwyższy Czas podał, że: „Najważniejszy z wniosków naukowców stanowi, że uszkodzenie mięśnia sercowego po szczepieniu Pfizerem u dwóch zmarłych nastoletnich chłopców różni się od typowego zapalenia mięśnia sercowego i ma obraz najbardziej przypominający kardjomiopatię stresową (toksyczną) za pośrednictwem katecholamin”.

Sprawę śmierci chłopców nagłośnił dr Piotr Witczak. Okazało się, że szczepionkowcy „trzymają rękę na pulsie”! lekarz został dosłownie zasypany wpisami pochodzącymi z rządowej strony #SzczepimySię. Lekarz zareagował na ten atak mocnym wpisem: „Wasza groteskowa działalność ma odwrotny skutek… ludzie tracą zaufanie. Dwóch zdrowych nastolatków bez wcześniejszych problemów z sercem umiera w łóżku kilka dni po szczepieniu. Autopsja wskazuje na indukowane szczepieniem uszkodzenie serca. Ale «Szczepimy się» wie lepiej. Czy ktoś za ten propagandowy bełkot kiedykolwiek odpowie?” – zapytał. Oczywiście, doktor nauk medycznych Piotr Witczak, zwracający uwagę na przekłamania w propagandzie szczepionkowej, nie ma szans na zaproszenie do telewizyjnej „śniadaniówki” czy występ w charakterze gościa Wiadomości TVP lub „Wydarzeń” Polsatu. Tam pojawi się lekarz Fiałek, reumatolog agresywnie propagujący szczepienia, a widzowie nie dowiedzą o śmierci z powodu szczepień czy chociażby braku ich skuteczności.

Przerażające dane

A tymczasem dane są po prostu przerażające. W Polsce na dzień 14 lutego 2022 r. aż 39,5 proc. wynosi udział osób zaszczepionych (wiek 60-69 lat wszystkie statusy) w zgonach Covid-19.1 to wynika z raportu Ministerstwa Zdrowia, zgodnie z którym dopiero dwa tygodnie po przyjęciu drugiej dawki dostaje się status osoby zaszczepionej. Ilu Polaków zachorowało i umarło wcześniej niż dwa tygodnie po przyjęciu drugiej albo trzeciej dawki szczepionki – nie wiadomo.

Za to w głównych serwisach informacyjnych wciąż powtarzane jest, że to osoby nieszczepione stanowią aż 95 proc. zgonów na Co- vid-19.W dodatku covidowezgony też bywają co najmniej dziwne, np. gdy jako „chorobę współistniejącą” akt zgonu jest wpisane „zapalenie wyrostka robaczkowego”. Bliższa analiza pokazuje, że po prostu chory z wyrostkiem umarł, bo lekarze zamiast natychmiast operować, czekali na wynik testu na covid niezaszczepionego pacjenta. Wyszedł pozytywny, więc wpisali śmierć na covid. Sprawa dla prokuratora, ale prokufatury nie palą się do tego rodzaju postępowań. W efekcie nie znamy rzeczywistej skali zgonów na covid tak osób zaszczepionych, jak i niezaszczepionych.

Dlaczego umierają sportowcy

Prawdy nie daje się ukryć. Na opóźnione Euro 2020 wstęp mieli tylko zaszczepieni piłkarze. W czasie meczu na murawę padł Duńczyk Christian Eriksen. Euro to nie jest „liga trampkarzy” (nawet jeśli dokładnie tak gra polska reprezentacja), a piłkarz klasy Eriksena to nie jest statystyczny Kowalski, który dwa lata czeka na wizytę u kardiologa. Sportowcy tej klasy są pod stałą opieką lekarzy – nie ma możliwości, że nie zauważą oni tak podstawowego schorzenia jak arytmia serca. Po prostu – nie ma. Kiedy Eriksen trafił do szpitala, wszczepiono mu kardiowerter-defibrylator serca, czyli urządzenie przywracające rytm serca. Ale oczywiście oficjalna wersja głosi, że nagłe zatrzymanie akcji serca nie miało związku ze szczepieniem. Kilka miesięcy później w karetce wiozącej go do szpitala na atak serca zmarł algierski piłkarz Sofiane Loukar.

Jak wyjaśniają te zgony lekarze? Po prostu – sportowcy umierają na atak serca, bo są sportowcami. A młodzi sportowcy mają najczęściej.. . genetyczne lub wrodzone strukturalne wady serca. Serio! Oni naprawdę tak mówią. Bo przecież wcześniej tego stwierdzić nie można. A jeśli już naprawdę nie da się ukryć związku pomiędzy szczepieniem a zgonem na zapalenie mięśnia sercowego albo z powodu zakrzepu, to powtarzana jest mantra o… przypadkowości albo marginalnym charakterze takiego zdarzenia.

Groźna propaganda

A tymczasem lekarze i media wciąż powtarzają, żeby szczepić dzieci i młodzież. Nieważne, że szczepionki nie chronią ani przed zakażeniem koronawirusem, ani przed zakażaniem innych. Nieważne, że nawet badania producentów szczepionek podają, że zaszczepienie może spowodować zapalenie mięśnia sercowego albo powstanie skrzepów krwi. Ważne, żeby szczepić, za wszelką cenę szczepić. Tylko dzięki temu prezesi Pfizera i Moderny zarobią kolejne miliardy dolarów.

Opracował: Leon Baranowski – Buenos Aires, Argentyna