Wojna z Chinami

Adam Maksymowicz, Obywatelska, nr 254, 24.09-7.10.2021 r.

Donald Trump zaprosił pastora z Dallas Roberta Jeffressa, który powiedział, że Żydzi idą do piekła za nieprzyjęcie Jezusa, aby poprowadził modlitwę podczas ceremonii otwarcia ambasady amerykańskiej w Jerozolimie.

Z napływających wiadomości o chińsko-amerykańskich kontrowersjach wynika, że wojna ta jest nieuchronna. Chodzi oczywiście o wojnę w wymiarze militarnym, bo wojny finansowe, gospodarcze, surowcowe, propagandowe i wszelkie inne, są wojnami zastępczymi i nie koniecznie muszą doprowadzić do wojny militarnej.

Przykładem tego rodzaju była zimna wojna prowadzona przez dziesiątki lat pomiędzy USA, a dawnym ZSRR. Wszystko wskazuje jednak na to, że powtórzenie tego rozwiązania choć jest zawsze możliwe, to jednak jest coraz mniej prawdopodobne. Ze strony Chin pada odpowiadająca rzeczywistości deklaracja, że Chiny to całkiem, co innego aniżeli dawny ZSRR. To państwo o agresywnej gospodarce kapitalistycznej, rządzone przez totalitarny reżim polityczny, który osiąga niebywałe sukcesy ekonomiczne w skali globalnej. Jako druga gospodarka świata ma wkrótce pokonać na tym polu Stany Zjednoczone. Te zaś, jakby nawet to akceptowały i dlatego obecnie zrezygnowały z wojny handlowej wywołanej przez prezydenta Donalda Trumpa. Stany Zjednoczone w coraz większym stopniu godzą się na chińską dominację gospodarczą, która znacząco uzupełnia niedobory amerykańskiej gospodarki. Dowodem na to jest coroczny gigantyczny deficyt handlowy USA z Chinami. Kluczem do wzajemnych nieporozumień są chińskie próby politycznego opanowania naszego globu, a na to Stany Zjednoczone nigdy się nie zgodzą. Patrząc stereotypowo na ten problem, można by powiedzieć, że nie ma to żadnego znaczenia, gdyż gospodarka wyznacza globalnego zwycięzcę. Być może, że chińskie zwycięstwo ekonomiczne będzie niekwestionowane, ale jednak tylko statystycznie. Wyjście Chin poza statystykę będzie przez USA i sprzymierzony z nim Zachód, aktywnie zwalczane wszelkimi dostępnymi środkami, w tym również militarnymi.

Półprzewodnikowa rywalizacja

Zachodnie spekulacje wokół wojny z Chinami coraz mniejszą uwagę przykładają do spornych kwestii, takich jak oburzenie Zachodu na łamanie praw człowieka w Sin- kiangu, sprzeciwu Chin wobec krytyki Zachodu, cyberprzestępczości, kradzieży technologii, manipulacji walutami, łamania zabezpieczeń w Hongkongu ani znieważania Filipin, Wietnamu, czy Australii. O to wojny nie będzie. Tylko chińska dominacja technologiczna mogłaby torować Chinom drogę do tego samego stanu w globalnej polityce, co w gospodarce. Na przeszkodzie stoi tu monopolistyczna pozycja USA w produkcji półprzewodników, bez których żadna nowoczesna technologia nie jest możliwa. Aspiracje Chin, idą w kierunku by stać się prawdziwym rywalem technologicznym dla USA. Chiny stają przed wyzwaniem, ponieważ ich kraj nie kontroluje produkcji półprzewodników, które są podstawą wszystkiego, od smartfonów po zautomatyzowane samochody…. „Dla naszego kraju” – powiedział w maju wicepremier Liu He do czołowych chińskich naukowców – „ta technologia nie służy wyłącznie wzrostowi. To kwestia przetrwania”. Stany Zjednoczone są tego samego zdania. Narodowa Rada ds. Badań Naukowych (NRC) oświadczyła, że amerykańskie przywództwo w dziedzinie półprzewodników ma kluczowe znaczenie dla technologicznej przewagi armii amerykańskiej. “Jeden senatorów USA uzupełnił: „Współczesne wojny toczy się za pomocą półprzewodników”.

Chiny muszą zdobyć Tajwan

To wydawałoby się, że nie jest żadną nowością, wszak dążą one do tego od chwili swego powstania w1949 roku. Problem jest w tym, że muszą uczynić to teraz i to, jak najszybciej. Okazuje się, że bez Tajwanu Chiny mogą być nawet największym mocarstwem gospodarczym świata, ale ich globalna ekspansja polityczna, bez tej wyspy jest niemożliwa. I nie chodzi tu o żaden autorytet, prestiż i tym podobne imponderabilia. Owszem są one ważne, ale nie najważniejsze. Chodzi tu o amerykańskie inwestycje na tej wyspie, a nie są one zwykłe i tylko kapitałowe. Są to właśnie inwestycje w produkcję półprzewodników. Stany Zjednoczone wytwarzają ok. 50% ich wszystkich na świecie. Tajwan z ludnością ok. 23,5 min z 6% produkcją światową wyprzedza Chiny, które wytwarzają ich tylko 5%. Razem Chiny z Tajwanem zajęłyby trzecie miejsce, po Korei Południowej. Nie chodzi tu tylko o miejsce, ale przede wszystkim o kadrę i laboratoria, w których powstają coraz nowocześniejsze ich generacje. Chodzi tu też o jakość produkowanych półprzewodników. Chiny nie inwestują w technologię półprzewodnikową na poziomie zbliżonym do Stanów Zjednoczonych czy Europy, ani pod względem ilościowym, ani jakościowym. Jako procent sprzedaży Amerykanie inwestują dwa razy więcej niż chińskie firmy. W absolutnych dolarach Stany Zjednoczone zainwestowały około 18 razy więcej niż Chiny (2018 r.). Sam Tajwan pod względem technologicznym wyprzedza Chiny o ok. 10 lat. Dla kontynentalnych Chin to absolutna zniewaga. Zdobycie tych laboratoriów w jakiejś mierze dałoby podstawy dla rozwinięcia chińskiej konkurencji, podczas gdy obecnie są one pod tym względem całkowicie zmarginalizowane. Wyścig z USA o światowym wymiarze zmusza Chiny do podjęcia inwazji na Tajwan. Stany Zjednoczone z tych i wielu jeszcze innych powodów będą bronić wyspy, jak własnego terytorium. I to może być najważniejszą przyczyną militarnej wojny miedzy Chinami a USA. Innych pretekstów do niej też nie zabraknie. Amerykańska flota najbardziej mobilnych lotniskowców i innych okrętów wojennych jest już na Morzu Połu- dniowo-chińskim i od czasu do czasu przepływa przez Cieśninę Tajwańską, wywołując chiński gniew i protesty. Odwrotnie, chińska flota wojenna z rakietowymi bateriami stoi na redzie 50 km od brzegów USA. W tej sytuacji nie trudno o jakikolwiek incydent, który może wywołać militarne starcie miedzy USA a Chinami. Problem półprzewodników i rosnąca podatność chińskiej gospodarki – i jej wojska – na ograniczenia dostaw, skłoni Chiny do rozważenia ostatecznej akcji militarnej przeciwko Tajwanowi.

Te same przyczyny wojny z Japonią

Amerykański dwutygodnik Forbes (12.09.2021), pisze, że co do przyczyn wojny z Chinami, istnieje analogia wojny z Japonią w1941 r. Z tą różnicą, że w wojnie z Japonią chodziło o ropę naftową, a teraz o półprzewodniki. Jak wynika z odnalezionych nie dawno pamiętników doradców cesarza Hirochito, armia miała obsesję na punkcie ropy. Japońska machina wojskowa była prawie całkowicie zależna od importowanej ropy, a to oznaczało ścisłą zależność od Stanów Zjednoczonych, które w tamtych czasach dostarczały około 80 procent japońskiej konsumpcji. „Gdyby nie było zapasów ropy”, powiedział jeden z admirałów, „pancerniki byłyby niczym więcej jak strachami na wróble”. Ponieważ nie udała się próba jej syntetycznej produkcji, jedynym innym „rozwiązaniem” Japonii był ekspansjonizm militarny. Po upadku Francji w 1940 r. Japonia zajęła Indochiny Francuskie, korzystając z tamtejszych złóż ropy naftowej w Malezji i w Holenderskich Indiach Wschodnich. Doprowadziło to USA do odwetu ekonomicznego w czerwcu 1941 roku. Roosevelt zamroził wszystkie japońskie aktywa w Ameryce. Wielka Brytania i Holenderskie Indie Wschodnie poszły w ich ślady. Rezultat: Japonia straciła dostęp do 88 procent importowanej ropy. Rezerwy ropy naftowej Japonii wystarczały tylko na trzy lata i tylko połowę tego czasu, podczas wojny. Od tego momentu droga prowadząca do ataku na Pearl Harbor była już przesądzona. W tej sytuacji Japonia w 1941 r. znalazła się w sytuacji ostrej strategicznej słabości, nie do zniesienia w świetle jej ambicji geopolitycznych.

Sytuacja nie do zniesienia

Ostatnie kilka lat przyniosło nową presję na Chiny ponieważ Stany Zjednoczone powoli odcinały dostawy IC (Integrated circuit – układy scalone). Amerykańska polityka skierowana przeciwko nieuczciwemu handlowi, kradzieży technologii, zagrożeniom dla bezpieczeństwa narodowego, skomplikowana przez rywalizację geopolityczną i konflikty dyplomatyczne, zacisnęła pętlę. Na przykład Huawei – chiński mistrz w sektorze telekomunikacyjnym – został sparaliżowany przez odmowę dostępu do amerykańskich półprzewodników. Podobnie, jak Japonia w 1941 r., Chiny znalazły się teraz w sytuacji ostrej strategicznej niestabilności, która w świetle ich ambicji geopolitycznych, jest nie do zniesienia. W 2020 roku chińska gospodarka wydała 350 miliardów dolarów na zakup chipów opartych w dużej mierze na zachodniej technologii — czyli więcej niż na ropę naftową. Aby zaspokoić ten ogromny apetyt, Chiny kupują 60% światowej produkcji chipów. 90% jest pozyskiwane spoza Chin lub produkowane w kraju przez zagranicznych producentów (np. Intel INTC). Krótko mówiąc, Chiny są w dużym stopniu zależne od zasobów, których nie kontrolują. Ten problem (z chińskiej perspektywy) jest ogromny i narasta. Pozycja Chin w światowym przemyśle półprzewodników jest niewielka i karłowata. Stany Zjednoczone mają prawie 50 proc. udziału w rynku światowego przemysłu i utrzymują tę dominującą pozycję od trzech dekad. Pod tym względem Chiny nie liczą się w światowej gospodarce i za wszelką cenę chcą to zmienić.

Opracował: Jarosław Praclewski Solidarność RI, numer legitymacji 8617, działacz Antykomunistyczny