TADEUSZ DOŁĘGA-MOSTOWICZ: WŁADZA BIJE ZA NIKODEMA DYZMĘ

Marta Grzywacz, Newsweek, nr 11, 15-21.03.2021 r.

Prorodzinny konserwatysta, który nie zdążył się ożenić, bezkompromisowy dziennikarz, najpopularniejszy w międzywojennej Polsce autor powieści klasy B, bogacz i honorowy żołnierz – autor „Dyzmy” i „Znachora” ma wiele twarzy

Artur Sandauer i Witold Gombrowicz siedzą w kawiarni, gdy wchodzi Tadeusz Dołęga-Mostowicz. Gombrowicz wstaje i kłania się. „Dlaczego aż tak?” – pyta Sandauer. „No przecież on jest czytany” – odpowiada Gombrowicz.

Nie tylko łatwość pisania stoi za ogromną popularnością pisarza, ale także znajomość reguł rządzących show-biznesem. Przyjmując w latach 20. XX wieku przydomek „Dołęga”, pochodzący od rodowego herbu matki, Mostowicz doskonale wie, że nie będzie to tylko ozdobnik nazwiska, lecz także łącznik z tradycjami ziemiańsko-szlacheckimi, wciąż żywymi w społeczeństwie, do którego zamierza się zbliżyć.

Społeczeństwo będzie go za to uwielbiać. Stanie się królem literatury pop, bogatym, rozchwytywanym.

„CHRZAN”

MOŻNA POMYŚLEĆ, ŻE Z TYM PISANIEM TO BYŁ PRZYPADEK. W1922 r. weteran wojny polsko-bolszewickiej, lokator zapyziałego wieloosobowego pokoiku na warszawskiej Pradze, pracuje jako zecer w drukarni „Rzeczpospolitej”. Pismo należy do Ignacego Jana Paderewskiego (w 1924 r. przejdzie w ręce Wojciecha Korfantego). Naczelnym jest narodowiec Stanisław Stroński. Dziennik nie jest przychylny mniejszościom narodowym, komunistom i Piłsudskiemu. To właśnie „Rzeczpospolita” inicjuje kampanię nienawiści przeciwko prezydentowi Gabrielowi Narutowiczowi, który zostaje zamordowany, i jako jedna z pierwszych gazet w Polsce dobrze wyraża się o włoskim faszyście Benito Mussolinim.

Mostowicz z zecerni przechodzi do korekty. Niespodziewanie musi napisać felieton, bo jeden z dziennikarzy nawalił i w gazecie jest dziura. Felieton się podoba, gazeta chce więcej. Mostowicz pisze pod pseudonimem C.hr.Zan (czyli chrzan).

Z zacięciem tropi grzechy obozu marszałka – nepotyzm, zarzynanie konstytucji, wprowadzanie cenzury. Po przewrocie majowym oskarża sanację o „chuligaństwo, nocne napady, masakry, morderstwa, denuncjacje, rugi, protekcje”. O prowadzenie państwa według „mafijnego szablonu zakonspirowanej hierarchii”.

W 1945 r. Janusz Minkiewicz pisze w „Przekroju”: „Gdy kamaryla Piłsudskiego porwała i ukryła w zamknięciu wrogiego sanacji generała Malczewskiego, Mostowicz wiedziony detektywistycznym węchem dziennikarza wykrywa miejsce, gdzie ukryto generała. (…) Przez wiele następnych miesięcy, korzystając z nie dość jeszcze wtedy zacieśnionego kagańca prasowego, nie szczędzi najostrzejszych słów potępienia, prawdy i ironii, skierowanych przeciwko uczestnikom przewrotu majowego, a zwłaszcza przeciw głównemu sprawcy. Jego zjadliwe artykuły i felietony zaczynają być niebezpieczne dla, nie czujących oparcia w większości społeczeństwa, ludzi sanacji”.

Mostowicz demaskuje brutalne metody obchodzenia się Piłsudskiego- z przeciwnikami politycznymi, jak choćby pobicie posła Stronnictwa Narodowego Jerzego Zdziechowskiego czy Adolfa Nowaczyńskiego. Domaga się wyjaśnienia sprawy gen. Włodzimierza Zagórskiego (prawdopodobnie zamordowanego). Pisze w „Nowej grze towarzyskiej”: „Generałowie w Polsce mają to do siebie, że umiej ą znikać. Ta kamforyczna właściwość może oddać podczas wojny wielkie usługi naszej armii. Podczas pokoju zaś daje miłą rozrywkę społeczeństwu. Cóż milszego, jak siedząc przy czarnej kawie, emocjonować się pytaniem: Gdzie on może być?”.

LIMUZYNA W LAS

OBÓZ SANACYJNY NIE MA POCZUCIA HUMORU. 8 września 1927 r. na Grójecką 44 podjeżdża limuzyna. Relacjonuje „Rzeczpospolita”:

„O godz. 11.30.wieczorem współpracownik naszego pisma redaktor T. Dołęga-Mostowicz, powracając do domu, (…) został napadnięty przez siedmiu zbirów uzbrój onych w pałki. Grad uderzeń padł tak niespodziewanie, że red. Mostowicz, który nawet laski nie miał przy sobie, nie mógł wcale myśleć o obronie. (…) Toteż w niespełna minutę ogłuszony ciosami padł na bruk.

Napastnicy (…) wrzucili go do samochodu osobowego, którego marki nie udało się ustalić.

Nadmienić należy, że samochód był luksusowy (…). Red. Mostowicz odzyskał przytomność wówczas już, kiedy auto było wśród pól. Leżał na spodzie samochodu, przygniatany kolanami napastników, którzy wykręcali mu ręce, kopali nogami i ogólnie znęcali się nad nim. W usta poniewieranemu wtłoczono knebel z chustki do nosa. Niebawem auto stanęło na skraju lasu i wszyscy, po wypchnięciu swojej ofiary do pobliskiego rowu, poczęli bezlitośnie go bić kijami, jednocześnie krzycząc: A nie będzie tak pisało Marszałku! Dziś ty dostałeś, jutro inni!”.

Sprzedawca papierosów na Grójeckiej zapisuje numery samochodu, dlatego prokuratura nie ma problemu z identyfikacją sprawców.

Szefem okazuje się porucznik Bolesław Rusiński, były wojskowy, wtedy już policjant. Samochód – buick – należy do płk. Janusza Jagryma-Maleszewskiego, komendanta głównego Policji Państwowej.

W śledztwie Rusiński odmówi zeznań, powołując się na honor munduru. Sprawę przejmie i umorzy z braku dowodów prokuratura wojskowa.

Trzy dni po pobiciu Dołęga-Mostowicz będzie dziękował za „wyrazy współczucia i ubolewania”, które otrzymał, i musi odczuwać przynajmniej odrobinę satysfakcji, bo oburza się nawet prasa prosanacyjna. „Wiadomości Literackie” uznają, że było to „jedno z najwstrętniejszych wydarzeń w dziejach obyczajowości odrodzonej Polski”.

RODZINA I NARÓD

29-LETNI DZIENNIKARZ DOCHODZI DO SIEBIE CZTERY MIESIĄCE. Stracił słuch w jednym uchu, rozchorował się na serce, podupadł na zdrowiu psychicznym. Nadal pisze, choć coraz częściej porusza tematy społeczne. W1930 r. w „ABC”, zdradzając antyfeministyczną postawę, tłumaczy: „Konieczności życiowe, zmuszając kobietę do pracy zarobkowej, nie mogły nie wywrzeć swego piętna na obyczajowości kobiety, która przeszła głębokie i społecznie szkodliwe przemiany. Ulubionym aforyzmem, którym każda kobieta odpowiada na niezadowolenie z tych przemian mężczyzny, jest powiedzonko: – My jesteśmy takie, jakiemi chce nas mieć mężczyzna. Tymczasem – rzecz dziwna – mężczyzna dał sobie to wmówić i chociaż w głębi pragnąłby mieć w kobiecie kochającą żonę, wspólniczkę życia, przyjaciółkę, matkę swoich dzieci i współpracowniczkę w ich wychowaniu, a nie żyjącą własnem życiem: biurem, kawiarnią, boiskiem chłopczycę – uwierzył, że chce właśnie takiej. (…) Nie spotkam się chyba z niczyim sprzeciwem, gdy powiem, że dzieci, w takich warunkach wychowane, wyjdą w życie bez najmniejszego poczucia potrzeby życia rodzinnego, bez poczucia łączności z ogniskiem domowem. Pójdą w rozsypkę i same do założenia rodziny dążyć nie będą”. A przecież – argumentuje autor – rodzina to nie tylko komórka społeczna, to podstawa istnienia narodu i państwa.

WIENIAWA I INNI

ROK PÓŹNIEJ PORZUCA DZIENNIKARSTWO, debiutując na łamach katowickiej gazety „Polonia” powieścią „Ostatnia brygada”. W 1932 r. czasopismo „ABC” zaczyna publikować w odcinkach jego powieść „Kariera Nikodema Dyzmy”, w której portretuje ówczesną elitę władzy – ludzi pozbawionych skrupułów, głupich, próżnych, bezwzględnych. Wśród bohaterów można rozpoznać pułkownika Bolesława Wieniawę-Długoszowskiego, ministra rolnictwa Leona Janta-Połczyńskiego, księcia Janusza Radziwiłła. Józef Rurawski w monografii „Tadeusz Dołęga-Mostowicz” twierdzi, że była to zemsta na sanacji za utratę zdrowia. I chyba skuteczna, bo władza konfiskuje jeden z odcinków książki, co czyni z niej bestseller. Nakładem 50 tys. egzemplarzy może konkurować popularnością z trylogią Sienkiewicza. Wspominał Władysław Strączewski, znajomy pisarza z dzieciństwa: „Spotkałem pana Mostowicza – seniora. Rzekł do mnie: Mojego Tadeusza boi się sam prezydent Rzeczpospolitej, tak cięte ma pióro”.

Ojciec był z wykształcenia prawnikiem, matka ziemianką. Mieli dwóch synów i córkę. Najstarszy, Tadeusz, urodził się 10 sierpnia 1898 r. w folwarku Okuniewo, 10 km od Głębokiego na Białorusi, gdzie wkrótce przeniosła się rodzina Mostowiczów. Mieszkali we własnym domu, niedaleko kościoła, przy Berewieckiej. Jak mówił Strączewski – koncentrowało się tam całe życie kulturalne miejscowej Polonii: zebrania, imprezy kulturalne i patriotyczne, a także ćwiczenia gimnastyczne z myślą o musztrze wojskowej. Tadeusz poszedł na studia prawnicze, działał w Polskiej Organizacji Wojskowej, ale przerwał je, żeby przez Finlandię i Szwecję przedostać się do Warszawy i zaciągnąć do wojska. Wziął udział w wojnie polsko-bol- szewickiej, prawdopodobnie jako kawalerzysta.

MARZENIA SZWACZEK

FALA OBURZENIA PO ATAKU NA MOSTOWICZA wzmocniła jego pozycję, a fakt, że w latach 30. zaczął współpracować z tzw. prasą czerwoną, czyli brukowcami, tylko tę pozycję ugruntował. Każda kolejna powieść tego, „którego pobili”, ale także poczytnego autora „Kuriera Czerwonego” – natychmiast zyskiwała reklamę.

Pisanie przychodzi mu z łatwością, do 1939 r. wydaje 17 powieści, średnio jedną co pół roku. Pisze o wszystkim: o polityce, obyczajowości – wcale nie pruderyjnej, o niepokojach społecznych, życiu codziennym, emancypacji, „o maleńkich marzeniach szwaczek, panien sklepowych i widzów peryferyjnych kin”.

Ze „Znachora”, który powstaje od razu w formie scenariusza, nie jest zadowolony. Filmowcy także. Ale kiedy przerabia scenariusz na książkę w odcinkach, czytelnicy szturmują kioski. „Zarzucano mi, że tworzę same czarne charaktery w moich powieściach. Uznałem słuszność tych zarzutów i w »Znachorze« dałem same dodatnie, dobre charaktery” – mówi w wywiadach. Książka o lekarzu, który po ciężkim pobiciu stracił pamięć i został znachorem, tłumaczona jest na wiele języków.

Ma świadomość, że nie tworzy sztuki przez duże S. „Ja nie piszę, tylko zarabiam – tłumaczy. „Gdy zarobię wystarczająco dużo i zbiję majątek, wezmę się do pisania czegoś wielkiego i prawdziwego. Myślę, że nastąpi to, gdy skończę pięćdziesiątkę”. Już po trzydziestce dostaje gigantyczne honoraria. Zarabia – jak twierdzi jego biograf Jarosław Górski – 150 tysięcy rocznie, czyli jakieś 12,5 tysiąca miesięcznie, gdy przeciętna pensja wynosi 250 zł na miesiąc.

Osiem z jego powieści zostało zekranizowanych z udziałem największych gwiazd: Jadwigi Smosarskiej, Kazimierza Junoszy-Stępowskiego, Adolfa Dymszy, Iny Benity czy Aleksandra Żabczyńskiego.

OSTATNIE LATO

NIE ŻENI SIĘ. Mówią, że jest bon vivantem, że rozbija się swoim buickiem, że przyjmuje u siebie fordanserki, że to one za niego piszą. Ale to wrogowie. Przyjaciele wiedzą, że podczas pisania „Znachora” w majątku Sikorze poznaje córkę właścicieli, Kate Piwnicką. Lato 1939 r. spędzają razem. Dołęga-Mostowicz jest u szczytu sławy. Kręcą jednocześnie trzy jego filmy.

Władysław Strączewski odwiedza w czasie okupacji siostrę pisarza. – Mówi, że Tadeusza widziano ostatnio na przejściu w Zaleszczykach we wrześniu 1939 r. i od tego czasu wszelki ślad po nim zaginął.

ŚMIERĆ W KUTACH

ŚWIADKOWIE POWIEDZĄ, że zginął 20 września w Kutach tuż przy granicy z Rumunią. Ponoć poszedł do wojska na ochotnika i ruszył za polskim rządem, ale wrócił do miasteczka, żeby dostarczyć mieszkańcom chleb. Zaczęły tam już wjeżdżać czołgi sowieckie. Jeden z nich ostrzelał polską ciężarówkę, która trafiła w mur. Obaj pasażerowie zginęli. Jednym z nich był Dołęga-Mostowicz.

Pochówek przygotował zakład państwa Antoszewskich i to właśnie właściciel zakładu zachował to, co znaleziono przy zmarłym – notatnik, zdjęcie kobiety z dzieckiem, dwa czeki po 1000 zł, legitymację Automobilklubu.

Historyk Stanisław Nicieja doda do tego jeszcze jedną relację: 14-letnia wówczas Bronisława Broszkiewicz-Drozdowska zapamięta, że Mostowicz leżał w żelaznej trumnie, że ludzie całowali jego buty i że na czole miał krwawą plamę.

W PRL jego książki są na indeksie, władze nie zgadzają się na sprowadzenie zwłok. Pozwolenie załatwi dopiero Jarosław Iwaszkiewicz. 24 listopada 1978 r. szczątki Dołęgi-Mostowicza zostaną wreszcie złożone na warszawskich Powązkach, a dwa lata później Telewizja Polska zacznie pokazywać serial „Kariera Nikodema Dyzmy” z Romanem Wilhelmim w roli głównej.

Opracował: Jarosław Praclewski Solidarność RI, numer legitymacji 8617, działacz Antykomunistyczny