Niemcy zagrożeniem dla Europy

Mirosław Kokoszkiewicz, Warszawska Gazeta, nr 42, 16-22.10.2020 r.

Analogii z III Rzeszą jest więcej, Hitler również groźbami i szantażem wymuszał ustępstwa na kolejnych państwach, przez co dyktat silniejszego spychał na margines zapisy międzynarodowego prawa. Jak widać, taka polityka znowu w Niemczech znalazła wiernych naśladowców.

Kiedy Niemcy się jednoczyły, pojawiły się niestety nieliczne i na dodatek mocno tłumione głosy tych, którzy bili na alarm i ostrzegali. Oni nie zadawali pytania „czy?” ale zastanawiali się, kiedy i za ile lat po scaleniu obu państw znowu obudzi się ta groźna dla ludzkości germańska bezczelność, pycha, megalomania i przekonanie, że to oni, Niemcy, powinni rządzić i dyrygować całą Europą.

W ubiegłym tygodniu pisałem o szkodniczej antypolskiej i wyjątkowo haniebnej działalności prezydent Gdańska Frau Dutkiewicz, ale od razu na początku tamtego tekstu zastrzegłem, że sprawa dotyczy o wiele szerszego i bardzo niebezpiecznego zjawiska. Dzisiaj właśnie chciałbym przybliżyć nieco to wielkie zagrożenie, z którego niestety nie wszyscy zdają sobie sprawę. Cała nadzieja w tym, że politycy obozu rządzącego nie są w ciemię bici i to wielkie niebezpieczeństwo dostrzegają.

Do krwi ostatniej kropli z żył
Bronić będziemy Ducha,
Aż się rozpadnie w proch i pył
Krzyżacka zawierucha

To fragment „Roty” autorstwa Marii Konopnickiej, a przywołuję go, ponieważ w 1945 r. wielu wydawało się, że ta „krzyżacka zawierucha rozpadła się w proch i pył” raz na zawsze. Wierzono naiwnie, że Niemcy już nigdy nie będą w stanie zafundować Europie i światu kolejnego wielkiego nieszczęścia. To przekonanie stało się jeszcze bardziej powszechne i obowiązujące po 1949 r., kiedy Niemcy zostały podzielone na dwa państwa, w wyniku czego te zachodnie zachowały terytorium mniejsze nawet od obszaru Polski. Twierdzono, że to o wiele za mało jak na potencjał państwa, któremu mogłaby się zamarzyć jakaś kolejna zbrodnicza awantura. I właśnie w takiej geopolitycz- » nej układance w 1956 r, czyli zaledwie 7 lat od podziału Niemiec na RFN i NRD, Stanisław „Cat” Mackiewicz stwierdził: Moim zdaniem rewizjonizm niemiecki jest na długie lata unieszkodliwiony czy powstrzymany ogólną sytuacją. Zachodnie Niemcy, gdyby miały przystępować do rewizjonizmu, to musiałyby przystąpić przede wszystkim do budowania federacji europejskiej.

Jeżeli dzisiaj spojrzymy dookoła na to, co się dzieje w Europie, trudno nie zgodzić się z tymi, którzy „Cata” Mackiewicza nazywali wizjonerem oraz najwybitniejszym i najbardziej przenikliwym polskim publicystą. Trzeba było być niemal prorokiem, żeby przeszło sześć dekad temu w powojennej rzeczywistości dokładnie przewidzieć scenariusz, według którego Niemcy będą chciały po raz kolejny zapanować nad Europą i ją sobie całkowicie podporządkować W 1990 r., kiedy Niemcy się jednoczyły, pojawiły się niestety nieliczne i na dodatek mocno tłumione głosy tych, którzy bili na alarm i ostrzegali. Oni nie zadawali pytania „czy…?” ale zastanawiali się, kiedy i za ile lat po scaleniu obu państw znowu obudzi się ta groźna dla ludzkości germańska bezczelność, pycha, megalomania i przekonanie, że to oni, Niemcy, powinni rządzić i dyrygować całą Europą. Ta ich nieznośna buta i pewność, że stworzeni są do panowania nad innymi narodami, widoczne są na każdym kroku i nie łudźmy się naiwnie, że wystarczy cierpliwie wyczekiwać, aż któreś wybory wywołają zmianę sił na politycznej mapie Niemiec. Oni mają jeden cel, zaś pokusę do trzymania innych nacji pod swoim buciorem mają we krwi i genach. To nie jest tak, że my tu w „Warszawskiej Gazecie” kierujemy się jakimiś zupełnie nieuzasadnionymi antyniemieckimi fobiami. Jest zupełnie na odwrót. To my jesteśmy atakowani przez niemiecki koncern pozwami sądowymi za to, że za pomocą prostego języka i jasnego przekazu przedstawiamy i demaskujemy prawdziwe zagrożenia idące zza naszej zachodniej granicy. Zapewniam, że pozwy sądowe przeciwko nam składane przez koncern Ringier Axel Springer to nie przypadek.

Niemcy prowadzą bardzo perfidną politykę, ponieważ swoje plany wcielają w czyn głównie cudzymi łapami, czyli poprzez międzynarodówkę folksdojczów, wyznaczonych przez Berlin unijnych polityków i swoje koncerny medialne. W zasadzie tylko raz kierunek i hasło do ataku rzuciła bezpośrednio i osobiście kanclerz Angela Merkel, mówiąc kilka lat temu, że wobec „zagrożenia praworządności” w Polsce Niemcy „nie mogą trzymać dłużej języka za zębami”. Wystarczył ten jeden krótki rozkaz, aby jęzory wszystkich niemieckich sługusów wiedziały już, na jaką nutę mają śpiewać i maszerować w rytm Alte Kameraden. O wartościach europejskich, praworządności, uczciwości i moralności w polityce wrzeszczą najgłośniej politycy z państwa robiącego intratne polityczne i gospodarcze interesy z kremlowskim watażką Putinem, który – wszystko na to wskazuje – zleca zabójstwa swoich przeciwników politycznych. Oto, co mówi przedstawicielka państwa, które prowadza się za rączkę z rosyjskim zbrodniarzem. Wiceszefowa Parlamentu Europejskiego Atarina Barley, ta sama, która chce „zagłodzić Polskę i Węgry” powiedziała:

– Myślę, że możemy czynić ustępstwa w wielu obszarach, budżetowych i innych, ale nie możemy czynić ustępstw co do podstawowych wartości, mamy je zapisane w traktatach i w tych sprawach nie chcemy ustępstw.

Chichotem historii można nazwać sytuację, w której Niemcy, przedstawiane latami przez miejscowych politycznych folksdojczów jako adwokat Polski w Europie, stały się dzisiaj zajadłym antypolskim prokuratorem i jednocześnie pełnym zapału, żarliwym sędzią przypominającym swoją energią Rolanda Freislera (na zdjęciu), pupilka Hitlera i przewodniczącego Trybunału Ludowego III Rzeszy.

To jest cała kwintesencja tej niemieckiej obłudy, perfidii i bezczelności. Niestety wciąż za mało jest polityków odważnych i chętnych do przeciwstawienia się tej niemieckiej ofensywie. I choćby dlatego warto przytoczyć fragmenty dwóch niedawnych wystąpień europosłów z Polski.

Beata Kempa: – Nie ma i nie będzie zgody na pozatraktatowe działanie. Nie ma podstawy prawnej tego raportu. Creme de la creme to powoływanie się na Radę Europy, w której zasiada Rosja. Rady, która do tej pory nie potępiła Moskwy za atak na Aleksieja Nawalnego. Nie miejmy złudzeń. To sprytna strategia, a za zasłoną walki o praworządność kryje się kolejny etap federalizacji Unii Europejskiej i spełnienie federalistycznych snów eurolewicy o zarządzaniu państwami członkowskimi z ostatniego piętra budynku Komisji Europejskiej. Urzędnicy z Brukseli chcą mieć wpływ na każdą reformę w państwach unijnych. Chcą pod płaszczykiem troski o demokrację wprowadzać aborcję, ideologię gender oraz specjalne prawa dla mniejszości seksualnych. Nie ma na to zgody chrześcijańskiej części Europy. Debatujemy nad raportem, który jest kolejną odsłoną ataku na suwerenne państwa członkowskie. Według niego niewybrani i anonimowi urzędnicy będą oceniać niezależne kraje europejskie.

Patryk Jaki: – Atakujecie Polskę w bezczelny sposób. Wypominacie nam jakieś totalitaryzmy. Chcę wam powiedzieć, dlaczego macie przewagę ekonomiczną, która wam pozwala na taką arogancję wobec Polski. Kiedy Polska była atakowana przez Niemców i Sowietów, to wasze państwa stały i patrzyły, jak Polska honorowo broniła wartości. A potem, za to, że Polska broniła wartości, oddaliście ją Sowietom i patrzyliście, jak przez dekady nie mogła się rozwijać. Dlatego macie dzisiaj tę przewagę ekonomiczną. Oddajcie nam te lata, które Polska straciła, to wtedy nikt sobie nie pozwoli na taką arogancję. Wypominacie nam dzisiaj strefy wolne od LGBT, a wiecie, że Polska była jedynym państwem, gdzie homoseksualizm nie był penalizowany. Od Polaków moglibyście się jeszcze wiele nauczyć. Szczególnie jeśli chodzi o wartości i tolerancję. Dzisiaj Polska wam przeszkadza, bo dużo lepiej sobie radzi od was. Szczególnie spójrzcie na Hiszpanię, gdzie prawie co drugi człowiek nie ma pracy. Was to uwiera, dlatego Polskę atakujecie.

Jesteśmy dzisiaj świadkami, w jak bezczelny sposób dociska się niemieckim buciorem ten plan federalizacji Europy, przed którym przestrzegał zacięty wróg komunizmu, socjalizmu i demoliberalizmu, Stanisław „Cat” Mackiewicz”. Widzimy, jak atakowane są Polska i Węgry – państwa, w których do władzy doszły ugrupowania polityczne niemające ochoty chodzić na niemieckiej smyczy i w ciasnych kagańcach politycznej poprawności. Jeżeli ulegniemy, to przegramy, zaś Europa stanie się siecią niemieckich protektoratów, gdzie państwa na pozór posiadające swoje własne ustroje będą de facto w swej polityce całkowicie uzależnione od Berlina. Chichotem historii można nazwać sytuację, w której Niemcy, przedstawiane latami przez miejscowych politycznych folksdojczów jako adwokat Polski w Europie, stały się dzisiaj zajadłym antypolskim prokuratorem i jednocześnie pełnym zapału, żarliwym sędzią przypominającym swoją energią Rolanda Freislera, pupilka Hitlera i przewodniczącego Trybunału Ludowego III Rzeszy. Analogii z III Rzeszą jest więcej. Hitler również groźbami i szantażem wymuszał ustępstwa na kolejnych państwach, przez co dyktat silniejszego spychał na margines zapisy międzynarodowego prawa. Jak widać, taka polityka znowu w Niemczech znalazła wiernych naśladowców.

Czas najwyższy przejść do ofensywy i wprowadzić w końcu ustawę o repolonizacji, a tak naprawdę o degermanizacji mediów w Polsce. Może pierwszą jaskółką nadziei będzie tu odejście wiceministra kultury Pawła Lewandowskiego, nazywanego w kuluarach „Panem Springerkiem”? Na podstawie jego wieloletnich obietnic i zapowiedzi nowej ustawy medialnej można by napisać całą książkę. Czas również wystąpić o reparacje wojenne od Niemiec, zamiast posługiwać się nimi jak pistoletem hukowym ukrytym w rękawie. Niemcy prowadzą kolejną już w swojej historii niebezpieczną i niszczącą dla suwerennych państw i narodów grę i trzeba się temu za wszelką cenę przeciwstawić. Parafrazując słowa z Pisma Świętego: Umyta niemiecka Świnia znów się tarza w błocie.

Opracował: Jarosław Praclewski Solidarność RI, numer legitymacji 8617, działacz Antykomunistyczny