Moje wspomnienie o Kornelu Morawieckim

Tadeusz Bielawski, Obywatelska, nr 227, 11-24.09.2020 r.

Zdjęcie z 30 lipca 2014. Dzień uhonorowania Srebrnym Krzyżem Solidarności Walczącej Rudolfa Szydełki przez Kornela Morawieckiego. Od lewej Pani mgr Wiesława Łuczków, Kornel Morawiecki, Rudolf Szydełko i po prawej Tadeusz Bielawski.

Miałem szczęście i wielki zaszczyt spotkać na mojej drodze życia Wielkiego Człowieka – Kornela Morawieckiego.

O Kornelu dowiedziałem się podczas strajków studenckich w Akademii Medycznej w marcu 1968 r.; nawiązywaliśmy wtedy kontakty ze strajkującymi studentami z innych uczelni m.in. z Politechniki Wrocławskiej. Informacje o tym, co działo się za murami poszczególnych uczelni można było zdobywać i przenosić tylko osobiście, bowiem inne możliwości przekazu w tym czasie były niedostępne, a nieliczne telefony – na podsłuchu.

W 1976 r., rozpoczęły się strajki robotników w Radomiu, Ursusie i innych miastach Polski protestujących przeciw wprowadzeniu podwyżek cen na produkty żywnościowe. Władza odpowiedziała „ścieżkami zdrowia”, na których wielu robotników zostało dotkliwie pobitych, poturbowanych, pokaleczonych, a także pozbawionych pracy, wielu wytoczono procesy sądowe.

Wtedy po raz pierwszy nawiązała się nić porozumienia inteligencji z robotnikami – powstał Komitet Obrony Robotników (KOR).

Jesienią 1976 r. mój sąsiad dr matematyki Ryszard Nowakowski zaprosił mnie na spotkanie. Na spotkaniu oprócz gospodarzy, Krystyny i Ryszarda Nowakowskich byli również Kornel Morawiecki, prof. Bolesław Gleichgewicht i Hanna Łukowska-Karniej. Rozmawialiśmy o sytuacji w Polsce po czerwcowych i lipcowych strajkach w ponad 90 dużych zakładach. Zastanawialiśmy się też nad potrzebami i możliwościami udzielenia pomocy poszkodowanym, przez siły bezpieczeństwa PRL.

Ponieważ pracowałem blisko dużych zakładów pracy w dzielnicy Wrocław-Fabryczna, mogłem poznać nastroje panujące w środowisku robotniczym, a także zapytać o ewentualne potrzeby.

Kornel przyniósł na to spotkanie sporo druków wychodzących bez cenzury w Polsce i za granicą. To od tego czasu oprócz Radia Wolna Europa miałem dostęp do wolnego słowa.

Takich spotkań było jeszcze do 1980 r. kilka, w różnym składzie, ale literatura tzw. bezdebitowa ciągle do mnie docierała.

Po ogłoszeniu stanu wojennego wiedziałem, że Kornel jest na wolności, bo kilka osób zwróciło się do mnie o odzież dla pewnej ukrywającej się osoby. Odzież była potrzebna, żeby osoby ukrywające się mogły się przebrać i utrudnić tajnym służbą rozpoznanie. W tych mrocznych czasach spotykałem się wielokrotnie z dr Rysiem Nowakowskim. Odbierał ode mnie ryzy papieru, które wynosiłem z pracy. Po latach na jednym ze spotkań w muzeum Zajezdnia dowiedziałem się od Hanny Łukowskiej- -Karniej że Rysio miał w domu drukarnię Solidarności Walczącej.

W lutym 1982 r. ludzie z podziemnej Solidarności zapytali mnie, czy mógłbym zorganizować tajne spotkanie władz regionu. Zgodziłem się i podałem jako miejsce spotkania dom na Biskupinie, w którym mieszkaliśmy. Spotkanie odbyło się w marcu

W pierwotnie ustalonym terminie spotkanie nie doszło do skutku i wyznaczono następny termin na marzec 1982 r. (niestety dokładnej daty nie pamiętam). Spotkanie odbyło się w marcu. Zebrało się około trzydziestu działaczy zdelegalizowanej Solidarności. W czasie spotkania część z nich wychodziła i przychodzili też nowi. Mnie przypadła rola gospodarza i uczestnika tego spotkania na prawach gościa. Spotkanie trwało od dziewiątej rano do wieczora. Napisał o nim Igor Jankę w swojej książce „Twierdza”.

To na tym spotkaniu doszło do poważnych różnic w ocenie sytuacji i proponowanych dróg dalszych działań. Władysław Frasyniuk uważał, że władza ludowa pozwoli znów na legalną działalność Solidarności, a Kornel Morawiecki był zdania, że nie po to został wprowadzony stan wojenny, aby władza komunistyczna miała się cofnąć. Porozumienie zaś zostało podpisane po to, aby zyskać na czasie i przygotować siły do rozprawienia się z Solidarnością. Władza komunistyczna nigdy nie dotrzymywała żadnych zobowiązań, a ustępstwa mogły być tylko na niej wymuszane. Przekonywał także, że należy przygotować bardziej radykalny plan działania, aby przymusić komunistów do żądanych przez Polaków ustępstw i koniecznych swobód tym bardziej, że system jest niewydolny i słabnie zarówno w wymiarze politycznym, ekonomicznym, społecznym, jak i międzynarodowym.

Kornelowi chodziło nie tylko o wznowienie działalności związkowej, ale o takie długofalowe działania, które miały przynieść Polsce niepodległość i suwerenność. Krokiem w tym kierunku było przyjęcie przesłania uczestników ostatniego Zjazdu Solidarności w Gdańsku, skierowanego do ludzi pracy w Europie Wschodniej i ZSRR. To dlatego reakcja władz bloku sowieckiego była tak gwałtowna. Nie można było mieć nadziei, że władza komunistyczna w Polsce sama z siebie cofnie się i przywróci działalność związkową w duchu porozumień z sierpnia 1980 r.

Takie stanowisko Kornela na tym tajnym spotkaniu poparłem tylko ja i chyba Piotr Bednarz, a pozostali albo milczeli, albo popierali Frasyniuka, w tym obecny tam Pinior, który miał znaczny posłuch, bo dysponował pieniędzmi Solidarności podjętymi w ostatniej chwili z banku.

Czas pokazał, że to Kornel miał rację. Za wygłoszone poglądy przez długie lata płacił wysoką cenę. Jako przykład może posłużyć jedna z sytuacji na sesji Rady Miejskiej Wrocławia pierwszej kadencji. Zgłosiłem formalny wniosek, aby w uznaniu wielkich zasług, które poczynił Kornel Morawiecki dla tego miasta, zaprosić go na członka jednej z komisji Rady Miejskiej, spoza listy radnych, na co pozwalały przepisy o samorządzie. Trudno wręcz opisać, jaka podniosła się wtedy wrzawa i ataki na ten wniosek i samego Kornela, od Frasyniuka poczynając, a na Zdrojewskim kończąc. Mam nadzieje, że zachowały się zapisy na taśmach magnetofonowych z przebiegu tych obrad, a urzędnicza autocenzura nie wykonała „stosownych” poleceń.

Wiosną 2014 roku odwiedziłem Kornela w siedzibie Stowarzyszenia Solidarności Walczącej przy zbiegu ulic Barlickiego i Nowowiejskiej. Powiedziałem o ludziach, którzy zasłużyli się dla Polski i Solidarności, w tym dla Solidarności Walczącej ale ich nazwiska są na ogół nieznane. Opowiedziałem mu o starym człowieku nieobecnemu w mediach ale zasłużonemu. Nazywał się Rudolf Szydełko. Po bardzo uważnym wysłuchaniu Kornel poprosił mnie abym napisał o nim do Gazety Obywatelskiej. Potem poprosiłem też o zorganizowanie spotkania z panem Rudolfem.

Wszystko to potoczyło się bardzo szybko i zawiozłem Kornela na umówione spotkanie. Obłożnie chory, ale całkowicie przytomny 93 letni pan Rudolf był bardzo wzruszony. Kornel osobiście odznaczył go „Srebrnym Krzyżem Solidarności Walczącej”. Uhonorowany miał łzy w oczach – w swoim mniemaniu nie zasłużył na wyróżnienie. Później opowiedział o swoich przeżyciach z czasów II wojny światowej, a także o działalności w Solidarności i w podziemnych strukturach Solidarności Walczącej.

Kiedy kilka miesięcy po tym wyróżnieniu Pan Rudolf Szydełko znalazł się w Zakładzie Opiekuńczym Sióstr Zakonnych Boromeuszek w dawnym szpitalu przy ul. Rydygiera, Kornel zawsze pamiętał o Nim i pytał o stan Jego zdrowia i czy czegoś mu nie brakuje, pozdrawiając przy tym serdecznie. Od 2014 r przez trzy lata regularnie odwiedzałem Pana Rudzia i zaopatrywałem Go w Gazetę Obywatelską i inne potrzebne rzeczy, których sobie życzył do końca Jego dni.

Kiedy nasz Pan Jezus Chrystus powołał Śp. Rudzia Szydełkę na wieczną wartę, udałem się do Marszałka Seniora z zapytaniem (wiedząc, że sam ma poważne problemy zdrowotne i jest obciążony licznymi obowiązkami), czy zechciałby uczestniczyć w pożegnaniu Śp. Rudolfa Szydełki? Nie było z Jego strony żadnego wahania i zastanawiania się mimo że musiał w tym celu specjalnie w tym dniu przyjechać a potem powrócić do Warszawy.

4 czerwca 2017 r. na wrocławskim cmentarzu Św. Rodziny zgromadziło się wielu żałobników (mimo tego, że zmarły nie miał żadnej rodziny), aby uczestniczyć w uroczystościach pogrzebowych Śp. Rudolfa Szydełki – członka Solidarności Walczącej. Udział Marszałka Seniora Kornela Morawieckiego spowodował, że nasz kombatant został niezwykle godnie pożegnany. Marszałek Senior nawiązując do krótkiej notki biograficznej napisanej przeze mnie i opublikowanej w Gazecie Obywatelskiej nr 67 z dn. 25 VII – 7 VIII 2014 pt. „Rudolf Szydełko Żołnierz drugiego szeregu” podwyższył rangę Jego osobistego udziału w zasługach dla Polski mówiąc „Rudolfie, Ty nie byłeś żołnierzem drugiego szeregu – byłeś żołnierzem pierwszego szeregu, idąc na śmiertelny bój w marszu na Berlin”.

Po wręczeniu Krzyża Solidarności Walczącej Rudolfowi, zaprosiłem Kornela do domu na kawę, chociaż było już dość późno. Kornel zapytał mnie, co słychać w służbie zdrowia. Pamiętał o tym, że byłem związany z przemysłową służbą zdrowia. Opowiedziałem mu jakie panują nastroje oraz jakie rezultaty przyniosła tzw. reforma służby zdrowia w wykonaniu wrocławskich władz. Odpowiedzialnym za ten stan rzeczy był wtedy dr Władysław Sidorowicz, który pełnił funkcję dyrektora Miejskiego Wydziału Zdrowia. Wzmiankowana reforma sprowadziła się głównie do likwidacji Zespołów Opieki Zdrowotnej, jako przestarzałych struktur. Sidorowiczowi szczególnie nie podobała medycyna pracy. Twierdził, że po transformacji ustrojowej robotnicy nie odgrywają znaczącej roli. Odpowiedziałem na to stwierdzenie, że bez udziału i wkładu robotników tzw. socjalizm w Polsce by nie upadł i że robotnikom za ten wkład należy się szczególna ochrona zdrowia Za wyrażanie tej opinii spotkały mnie ze strony dr Sidorowicza szykany. Rozwiązano mój ZOZ i zwolniono mnie z pracy. Niestety nie była to jednorazowa szykana.

Kornel był zdumiony, że były członek komitetu politycznego Solidarności Walczącej w stanie wojennym mógł tak postąpić. Zawsze cenił wkład robotników w powstanie Solidarności., podobnie jak ja był rozczarowany postawami niektórych działaczy Solidarności i ich szkodzeniem polskiej sprawie, a tym samym polskiej racji stanu. Miał na myśli nie tylko „okrągły stół”, którego był przeciwnikiem, ale wiele zachowań i przyjętych rozwiązań systemowych. Przekonywał mnie do programu Polski Solidarnej, z którego miały wynikać inne rozwiązania podziału wypracowanych dóbr. Wtedy nie byłem do nich całkiem przekonany, ale dziś, patrząc na szerzące się w świecie niepokoje widzę, jak dalekowzroczne były przewidywania Kornela.

W 2015 r. zbierałem podpisy popierające jego kandydaturę w wyborach. Byłem zaskoczony, jak trudno było te podpisy uzyskać nawet od ludzi, którzy znali Kornela z czasów działalności w okresie stanu wojennego. Kiedy powstał Ruch Kukiz 15 jako nowa inicjatywa polityczna, ponownie spotkałem się z Kornelem i podjąłem się zbierania podpisów. Wtedy zapytał mnie, czy nie zdecydował bym się kandydować do sejmu. Nie chciałem, byłem rozczarowany tzw. klasą polityczną. Według mojej oceny większość to kandydaci własnego politycznego interesu, a nie reprezentanci woli narodu. Najlepszy dowód, że dr Kornel Morawiecki, człowiek bardzo zasłużony nie zyskał poparcie przez tyle lat.

Wiosną 2019 roku wstąpiłem do redakcji Gazety Obywatelskiej po nowy numer jej wydania, Wtedy tez spotkałem Kornela, który zaprosił mnie na rozmowę. Wręczył mi statut partii Wolni i Solidarni (WiS) zachęcając do zapisania się Powiedział: „Przecież działałeś w Solidarności Walczącej”. Statut przyjąłem ale nie poczyniłem dalszych kroków.

Na wieść o śmierci Kornela, poczułem, że odszedł ktoś bardzo mi bliski. Trudno mi było opanować wzruszenie. Podobne odczucia miałem wtedy, kiedy odszedł od nas św. Jan Paweł II. Żegnając Kornela wpisałem się do księgi pamiątkowej wystawionej we wrocławskim ratuszu. Jestem pewien, że Polska utraciła kogoś ważnego, chociaż w tym czasie jeszcze nie dość docenianego i że w polskiej polityce zabraknie głosu patrioty, noszącego ojczyznę w sercu, bohatera, wizjonera, a nade wszystko wielkiego, uczciwego i mądrego człowieka.

Wrocław 6 wrzesień 2020 r

Sowiecka „pomoc”

Antoni Wysocki

„Braterska pomoc” przyszła ze Wschodu,

Sowiecki bagnet utkwił nam w plecach.

Dla waszego polskiego narodu

Idzie wolność! – Mówili na wiecach.

Zerwane burżuazyjne pęta!

Jesteście wolni, czas się pakować.

Czeka już na was ziemia przeklęta,

Więc na eszelon rozkaz ładować.

Pojechali w bydlęcych wagonach,

Ach jaki komfort – bo szersze tory,

Coraz po drodze ktoś z ludzi kona

A Sybir czeka polskiej diaspory.

Dwaj dyktatorzy Hitler i Stalin

Rozdarli polską ziemię na poły,

Z dwóch stron Ojczyznę zmasakrowali,

W katyńskim lesie czekają doły

Stalin już rozkaz ważny podpisał,

Wiodą do lasu polskich żołnierzy.

Ileż to strzałów las ten usłyszał!?

Każdy oficer już w dole leży.

Długo ta „pomoc braterska” trwała –

Łagry, więzienia, strzał w potylicę.

Ale Ojczyzna nasza przetrwała –

Choć krzywd doznanych się nie doliczę.

Wrzesień A.D. 2020

Jarosław Praclewski Solidarność RI, numer legitymacji 8617, działacz Antykomunistyczny