EPIDEMIE STARE JAK ŚWIAT

Rozmawia Dorota Romanowska, Newsweek, nr 33, 10-16.08.2020 r.

Wirusy i bakterie wciąż nie pozwalają nam o sobie zapomnieć. A długie życie w zdrowiu wcale nie jest zagwarantowane

NEWSWEEK; Niedawno wydawało się, że choroby zakaźne praktycznie nam nie zagrażają. Jednak pojawił się wirus i przewrócił nasze życie do góry nogami.

DR HAB. WIKTORIA WRÓBLEWSKA, PROFESOR SGH, CZŁONEK KOMITETU NAUK DEMOGRAFICZNYCH PAN: Już w 1971 r. Abdel R. Omran opublikował teorię przejścia epidemiologicznego, która zakłada, że pandemie chorób zakaźnych spowodowane przez bakterie i wirusy są stopniowo zastępowane chorobami przewlekłymi.

Omran zakładał, że choroby zakaźne znikną całkowicie?

– Przewidywał, że choroby przewlekle będą dominować, że zmienią się proporcje. Wyróżnił w dziejach ludzkości trzy fazy: fazę epidemii i głodu, fazę wygasania chorób zakaźnych oraz fazę chorób zwyrodnieniowych i cywilizacyjnych, dziś zwaną fazą chorób przewlekłych, do których zalicza się szeroko rozpowszechnione w XX wieku choroby nowotworowe, układu krążenia czy oddechowego. Każda z tych faz charakteryzuje się innym profilem chorób podstawowych, które były głównymi przyczynami śmierci.

W fazie głodu i epidemii 75 proc. zgonów powodowały choroby zakaźne, ale także problemy wynikające z niedożywienia. Niezwykle wysoka była wtedy umieralność młodych kobiet – ok. 1,2 tys. a 100 tys. porodów. A że wówczas kobieta rodziła przeciętnie pięcioro i więcej dzieci, to można oszacować, że blisko 7 proc. kobiet umierało z przyczyn powiązanych z porodem. Bardzo wysoka była też umieralność niemowląt i małych dzieci – 200-300 dzieci na tysiąc. Obecnie w krajach zachodnich umiera dwoje-czworo na tysiąc. Średnia długość życia wynosiła wtedy 20-30 lat. Osoby, które dożyły 50. roku życia, stanowiły mniej niż 25 proc. społeczeństwa i te osoby były narażone na choroby przewlekłe. W fazie III proporcje te się odwracają.

W fazie głodu i epidemii dziesiątkowały ludzkość epidemie.

– Dżuma dymienicza, zwana czarną śmiercią, zabiła blisko jedną trzecią mieszkańców średniowiecznej Europy, choć Polskę dotknęła w nieco mniejszym stopniu. Była chorobą zakaźną, którą roznosiły pchły żerujące na gryzoniach, głównie szczurach. Uważa się, że szczury przypłynęły na galerach z Krymu do Messyny na Sycylii. Wcześniejsze ślady tej choroby znaleziono w latach 20. XIV w. w Mongolii, Chinach, Kirgizji i stamtąd trafiła na Krym. W XIV-XVI w. epidemie dżumy na terenach Polski wystąpiły 17 razy.

Epidemie chorób zakaźnych były przeplatane klęskami głodu i wojnami, które dziesiątkowały populację Europy. W Polsce na przełomie XVII i XVIII w. spowodowały spadek ludności o jedną trzecią.

Z czasem dżuma w Europie zaczęła zanikać, a pojawiły się inne choroby zakaźne – dur brzuszny, czarna ospa, tyfus plamisty, czerwonka, kiła, cholera. Wiele z nich charakteryzowało się bardzo wysoką śmiertelnością.

Szacuje się, że umierało nawet 50-100 proc. chorych. Mniej ofiar pochłaniały późniejsze choroby – szkarlatyna, koklusz, dyfteryt, odra, grypa, ale one stały się częstsze od XVIII wieku.

Jak długo trwała faza głodu i epidemii?

– Przyjmuje się, że Europa zaczęła z niej wychodzić pod koniec XIX w. Dane z pruskich roczników statystycznych pokazują, że pod koniec XIX w. oczekiwane trwanie życia w rejencji gdańskiej wynosiło niewiele ponad 20 lat, a dokładnie 20,9 dla mężczyzn i 22,3 dla kobiet.

Rozpoczyna się wiek XX, ale epidemie wciąż się zdarzają.

– W latach 1918-1919 mamy pandemię grypy hiszpanki, na którą mogło zachorować blisko 500 min osób, a zmarło od 25 do nawet 50 min ludzi. W fazie tej ludzie żyli już znacznie dłużej niż dawniej. W Polsce w okresie międzywojennym udział osób dożywających co najmniej 50 lat wynosił blisko 60 proc. Umieralność niemowląt spadła o połowę w porównaniu z fazą pierwszą, ale wciąż co dziesiąty niemowlak nie dożywał pierwszych urodzin.

W latach 30. XX wieku zaczyna się faza chorób przewlekłych.

– Zmieniają się wtedy uwarunkowania ekonomiczno-społeczne w Europie. Wzrasta produkcja żywności, co pomaga zwalczyć klęski głodu. Poprawiają się warunki sanitarno-higieniczne, dzięki czemu choroby zakaźne nie rozprzestrzeniają się tak łatwo jak wcześniej. Jest to też okres ważnych odkryć. Poznano źródła zakażeń, zaczęto powszechnie stosować szczepionki i przeprowadzać kanalizację. Poznano proces pasteryzacji, dzięki czemu można było dłużej niż dawniej przechowywać żywność. A w 1943 r. Aleksander Fleming odkrył penicylinę, która w latach 50. weszła do powszechnego użytku. W latach 40. i 50. pojawiają się kolejne antybiotyki, np. streptomycyna, która jest skuteczna w leczenia gruźlicy. Wiele dotychczasowych głównych zabójców, takich jak czerwonka, gruźlica, kiła, cholera, zapalenie płuc, staje się uleczalnych. Coraz więcej osób dożywa 70-80 lat, a to jest związane z rozwojem chorób przewlekłych.

Jak w latach 70. przyjęto teorię przejścia epidemicznego?

– Niektórzy naukowcy zarzucali jej, że została opracowana na podstawie danych opisujących przebieg i zmiany podstawowych chorób i umieralności, jakie zachodziły w krajach Europy oraz USA i Kanady wraz z ich rozwojem ekonomicznym i społecznym. Dlatego nie może być wykorzystywana do opisania zmian w tych regionach świata, które znacznie później weszły w proces przemian i są obciążone zarówno starymi, jak i nowymi problemami zdrowotnymi. Inni uznali jednak, że teoria jest niezwykle przydatna do badania zmienności i profili chorób oraz przyczyn zgonów w czasie i przestrzeni. Pozwala bowiem przewidywać trendy i była rozwijana. Zajął się tym m.in. prof. S. Jay Olshansky, który zaproponował wprowadzenie fazy IV określanej jako era opóźnionych chorób przewlekłych.

Czym charakteryzowała się ta faza?

– Artykuł rozwijający teorię przejścia epidemicznego Olshansky opublikował w 1986 roku. Trwała wówczas rewolucja kardiologiczna. Nastąpiło gwałtowne obniżenie umieralności, głównie wśród osób w zaawansowanym wieku. Profil głównych przyczyn zgonu pozostał co prawda taki sam jak w fazie III, ale coraz więcej osób dożywało 70, 80, a nawet 90 lat. Z moich analiz wynika, że Polska weszła w tę fazę ponad 20 lat później niż Europa Zachodnia. W przypadku kobiet zmiana nastąpiła w latach 90., a u mężczyzn dopiero na przełomie XX i XXI w. Straciliśmy ponad 20 lat w latach 70. i 80. XX w. Wtedy nastąpiła u nas co prawda poprawa i wydłużenie trwania życia, ale stało się to głównie dzięki zmniejszeniu umieralności niemowląt. Gdyby tego wskaźnika nie brać pod uwagę, to trzeba by uznać, że doszło u nas do skrócenia długości życia. Umierało coraz więcej mężczyzn w średnim wieku, głównie z powodu ograniczonego dostępu do nowoczesnych metod leczenia, w tym leków, które dotarły do nas dopiero w latach 90. Ale od 1991 r. systematycznie wydłużało się życie Polaków. W grupie krajów Europy Środkowo-Wschodniej mamy jedne z najlepszych wskaźników długości życia, zwłaszcza kobiet.

Po 2014 r. oczekiwana długość życia w Polsce już nie wzrasta.

– Przez ostatnie kilkadziesiąt lat wskaźniki dotyczące stanu zdrowia w Europie i w Polsce się poprawiały i trochę to nas uśpiło. Uznaliśmy, że jesteśmy na etapie zwalczania starości, że to jest nasze kolejne wyzwanie. Naukowcy poszukują genu długowieczności, stworzono bazy danych o osobach żyjących wyjątkowo długo, 100 lat i więcej. Jednocześnie obserwowano niepokojące zjawiska. Coraz więcej ludzi zaczęło umierać z powodu chorób powiązanych z otyłością i brakiem aktywności fizycznej, a także nadmiernym spożyciem alkoholu. Dlatego niektórzy badacze uważają, że pod koniec lat 80. XX wieku część społeczeństw zachodnich weszła w erę hybrydową, w której chorujemy na choroby przewlekłe, ale wiele z nich wywołuje niezdrowy styl życia, a nie są efektem starzenia się organizmu.

Teraz mamy jeszcze pandemię i trudno na razie przewidzieć jej odległe skutki.

– Okazało się, że wirusy i bakterie nie pozwalają o sobie zapomnieć. A długie życie w dobrym zdrowiu wcale nie jest nam zagwarantowane.

Wróciliśmy do fazy epidemii?

– Już ponad 20 lat temu prof. Olshansky z zespołem przewidywał pojawienie się fazy V – powrót do ery chorób zakaźnych. Analizując sytuację na świecie, a w szczególności to, co dzieje się w krajach rozwijających się, zaobserwowano ponowną ekspansję starych chorób zakaźnych. Dawniej miały one charakter endemiczny, ale pod koniec XX wieku zaczęły się nagle rozprzestrzeniać po kontynencie lub świecie. Pojawiały się też zupełnie nowe choroby – raport WHO w latach 1973-1995 naliczył 28 nowych chorób zakaźnych, które mogą być dla nas poważnym zagrożeniem. Wśród nich były HIV/AIDS, wirus ebola, wirus denga, który wcześniej był tylko w kilku krajach tropikalnych, a obecnie jest już na wszystkich kontynentach z wyjątkiem Europy. Na listę wpisano też nową odmianę wirusa cholery i wirus wzw C, którym według szacunków zainfekowanych może być 3 proc. ludności świata. Nierozwiązanym problemem jest malaria, jedna z głównych przyczyn zgonów w kraj ach afrykańskich. Umiera na nią 1,5-2 min ludzi rocznie. W tym samym artykule, który ukazał się w 1998 r., naukowcy wskazali też na wysoką śmiertelność z powodu grypy. W XIX i XX w. zanotowano 30 pandemii grypy, m.in. hiszpanki, grypy azjatyckiej, grypy z Hongkongu, która w 1968 r. pochłonęła blisko 1,5 min osób. Potem była grypa ptasia i świńska.

Nie powinniśmy być zatem zaskoczeni, że teraz mamy pandemię koronawirusa.

– Społeczeństwa się starzeją. Starsi ludzie mają słabszą odporność, a ponadto wcześniej byli często leczeni na różne choroby. Są więc bardziej podatni na działanie bakterii i wirusów. Mamy tego potwierdzenie podczas pandemii koronawirusa – na CO- VID-19 umierają przede wszystkim starsi i obciążeni chorobami. Ale przyczyn rozprzestrzeniania się bakterii i wirusów jest wiele. Jedną z nich jest łatwość przemieszczania się ludzi, co ułatwia przenoszenie się patogenów. Tylko w ciągu 2019 r. liczba turystów wyniosła blisko 1,4 mld. Na świecie żyje 7,7 mld ludzi.

Szalenie istotny jest także proces globalizacji, który połączył ze sobą wszystkie społeczności, bez względu na status rozwoju i zasoby. Żyjemy w jednej ekologii chorób zakaźnych, co oznacza, że problemy zdrowotne kr aj ów ubogich stały się też naszymi.

Jakie mogą być tego konsekwencje?

– Uderzą w nas zaniedbania, zwłaszcza w krajach afrykańskich, dotyczące stanu zdrowia i opieki zdrowotnej, w tym w leczeniu chorób zakaźnych. Zaczynają nam zagrażać bakterie i wirusy, z którymi wcześniej się nie zetknęliśmy. Przypomina to historię Kolumba, który przywiózł do Ameryki wirusa ospy mogącego zabić znaczną część Majów i Azteków – etnicznych mieszkańców, którzy nie mieli żadnej odporności populacyjnej. Dla nas zabójcze mogą okazać się bakterie czy wirusy, które są w krajach azjatyckich lub afrykańskich, ale tam ludzie wytworzyli odporność populacyjną. Poradzimy sobie z bakteriami i wirusami czy pojawi się kolejna pandemia? Metody walki pozostają niemal takie same jak 200 lat temu – dystans i izolowanie osób zakażonych.

Nie mamy ani szczepionki, ani leków, które uderzałyby w koronawirusa.

– Zgodnie ze sformułowaną w drugiej połowie XX w. hipotezą higieniczną, poprawa warunków sanitarnych sprawiła, że jako dzieci nie mieliśmy okazji zetknąć się z otaczającymi nas bakteriami i wirusami. Organizm nie wykształcił mechanizmów odpowiedzi immunologicznej i stajemy się coraz bardziej bezbronni wobec nowych patogenów. Badania wskazują, że niektóre choroby przewlekłe są poprzedzone infekcjami o charakterze bakteryjnym lub wirusowym. Taką etiologię mają choroba wrzodowa, nowotwory żołądka, rak szyjki macicy. To oznacza, że podział na choroby przewlekłe i zakaźne może być błędny.

Bakterie i wirusy nie dadzą nam o sobie zapomnieć.

– I nie wiadomo, z jaką siłą uderzą, skąd do nas dotrą i które narządy lub funkcje organizmu zaatakują. Szczury roznoszące dżumę przypłynęły na galerach, teraz o wiele szybciej i w większej ilości można przemieścić się samolotem. Pamiętajmy jednak, że życie w poczuciu zagrożenia czy ciągłym lęku nie służy zdrowiu i może odbierać życiu smak.

www.worldometers.info/pl – Statystyczne dane o świecie w danym momencie. Nie pozwól ogłupiać się politykom!

Opracował: Aron Kohn, Hajfa – Izrael