Czerwony Frankenstein

Piotr Zychowicz, DoRzeczy, nr 30, 20-26.07.2020 r.

To Lenin stworzył potwora bolszewizmu. Stalin był tylko pojętnym uczniem i kontynuatorem jego dzieła

W Niemczech odsłonięto pomnik Włodzimierza Iljicza Lenina. To nie jest informacja z czasów NRD. Do wydarzenia tego doszło w czerwcu 2020 r. Ultralewacka Marksistowsko-Leninowska Partia Niemiec (MLPD) kupiła pomnik na aukcji w Czechach, przywlekła go do Gelsenkirchen i postawiła przed swoją siedzibą.

Odsłonięcie monumentu odbyło się z dużą pompą. Powiewały czerwone flagi, grupka lewaków odśpiewała pieśni rewolucyjne. – Lenin był myślicielem, który wyprzedził swoje czasy. Był ważny dla historii całego świata. Był jednym z pierwszych bojowników o wolność i demokrację – powiedziała przewodnicząca MLPD Gabi Fechtner. Według niej pomnik dobrze oddaje robotnicze tradycje Gelsenkirchen.

Władze lokalne – na czele których stoi burmistrz Frank Baranowski – bezskutecznie próbowały zablokować postawienie sowieckiego pomnika. Niestety, po stronie lewaków z MLPD opowiedział się sąd. W efekcie na byłym terytorium Niemiec Zachodnich po raz pierwszy w historii stanął pomnik bolszewickiego dyktatora. Jest to bez wątpienia smutny dzień dla każdego przyzwoitego człowieka, wrażliwego na ludzką krzywdę.

DOBRY LENIN-ZŁY STALIN

Sowieci zawsze byli mistrzami dezinformacji. Jedną z najbardziej skutecznych bolszewickich operacji dezinformacyjnych było wymyślenie „stalinizmu”.

I przekonanie milionów ludzi na całym świecie, że za wszystkie zbrodnie i nieprawości Związku Sowieckiego odpowiada zły Stalin, który „wypaczył” naukę dobrego Lenina.

Kłamstwo to zrodziło się w 1956 r. na XX Zjeździe Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego (KPZS). Nikita Chruszczów – który był jednym z największych bolszewickich zbrodniarzy i najbliższych współpracowników Stalina – wygłosił wówczas swój słynny referat. Potępił w nim w czambuł Józefa Wissarionowicza. I całą winę za zło, które dokonało się w Związku Sowieckim, zwalił na zmarłego trzy lata wcześniej dyktatora.

Tak, towarzysze, były błędy i wypaczenia. Nie ma co tego ukrywać. Ale to nie oznacza, że komunizm jest systemem zbrodniczym. Wprost przeciwnie – komunizm to piękna idea sprawiedliwości społecznej. A jego twórca – Włodzimierz Lenin – był wrażliwym, miłującym ludzkość przywódcą. Stworzona przez niego w 1917 r. „ojczyzna światowego proletariatu” była krainą mlekiem i miodem płynącą, w której wszyscy obywatele mogli żyć szczęśliwie.

Niestety, po śmierci Lenina w 1924 r. – przekonywał Chruszczów – władzę w Związku Sowieckim przejął ten paskudny faszysta Stalin. Zamiast postępowego „leninizmu” wprowadził reakcyjny „stalinizm” i wymordował miliony niewinnych ludzi. Na szczęście Stalina już jednak nie ma i możemy, drodzy towarzysze, spokojnie kontynuować dzieło wielkiego lljicza.

Przekaz ten natychmiast podchwycił sowiecki aparat propagandowy, a w ślad za nim tysiące „pożytecznych idiotów” i agentów sowieckich na Zachodzie. Odsłonięcie pomnika w Gelsenkirchen świadczy o tym, że to propagandowe bolszewickie kłamstwo w szeregach zachodniej skrajnej lewicy jest nadal szeroko rozpowszechnione. Lenin był niewinny, Lenin był wspaniały! Jego nie obciążają żadne zbrodnie i nieprawości.

Jaka była prawda? Ano taka, że Włodzimierz Lenin był jednym z największych ludobójców i morderców w dziejach rasy ludzkiej. Bezwzględnym ludobójcą, który jest odpowiedzialny za eksterminację milionów istnień ludzkich. To on, niczym doktor Frankenstein, stworzył potwora bolszewizmu. A Józef Stalin był tylko jego pojętnym uczniem. Kontynuatorem krwawego dzieła „wodza rewolucji”.

KRWAWA REWOLUCJA

Bolszewizm – wbrew temu, co opowiadali i opowiadają zachodni „poputczicy” – nie stał się bowiem systemem zbrodniczym w latach 20., gdy na czele partii komunistycznej stanął Józef Stalin. Bolszewizm był systemem zbrodniczym od pierwszego dnia swojego istnienia.

Mało tego, ośmielę się postawić tezę, za którą lewaccy „intelektualiści” zjedzą mnie żywcem. Otóż to właśnie ten pierwszy okres istnienia bolszewizmu – czasy rewolucji i komunizmu wojennego – wydaje mi się najbardziej przerażający, okrutny i ohydny.

To, co działo się w bolszewii w latach 1917-1921, można bowiem określić krótko: wielka ludzka rzeźnia. Czerwoni w morderczym szale wyrżnęli w pień „klasy posiadające”. Kler, ziemiaństwo i arystokrację, inteligencję, oficerów, zamożnych kupców, urzędników i mieszczan. Cała tradycyjna rosyjska elita uległa eksterminacji. A jej resztki, aby ratować życie, musiały się schronić na Zachodzie.

Opisy krwawego terroru czerezwyczajek z okresu rewolucji i wojny domowej szokują do dziś. Masowe egzekucje, gwałty i grabieże. Palenie dworów i kościołów. Topienie barek wypełnionych ludźmi na Morzu Białym. Nabijanie na pal, „ściąganie rękawiczek”, „wycinanie lampasów” i inne straszliwe tortury, które mogły się zrodzić tylko w chorych, sadystycznych umysłach.

Czeka Feliksa Dzierżyńskiego wcale nie ustępowała okrucieństwem i bezwzględnością NKWD Nikity Jeżowa i Ławrentija Berii. Wprost przeciwnie: to Krwawy Feliks był niedoścignionym wzorem do naśladowania dla kolejnych pokoleń pracowników sowieckiego aparatu przemocy.

Również system obozów koncentracyjnych dla „wrogów ludu” – tzw. łagrów – został stworzony specjalnym dekretem uchwalonym w roku 1918.

Pierwsi więźniowie do piekła Wysp Sołowieckich trafili w roku 1923. A więc jeszcze za rządów, jak ujęła to pani Gabi Fechtner, „bojownika o wolność i demokrację”.

16 lipca 1918 r. czerwoni oprawcy w bestialski sposób zgładzili cara Mikołaja II, jego małżonkę i pięcioro dzieci. Biednego carewicza Aleksego i cztery księżniczki. Ich ciała zostały porąbane na kawałki i spalone. Ta odrażająca zbrodnia dokonana nocą, w brudnej piwnicy w Jekaterynburgu, była skutkiem rozkazu Włodzimierza Lenina.

„Nie sądzicie chyba, że uda nam się zwyciężyć bez najbardziej bezlitosnego terroru rewolucyjnego? – przekonywał Lenin. – Jeżeli nie potrafimy rozstrzelać białogwardyjskiego sabotażysty, to cóż to za wielka rewolucja? Czcza paplanina i ciepłe kluchy”.

W archiwach zachowała się olbrzymia liczba rozkazów i odezw Lenina, w których wzywał do bezwzględnego mordowania „krwiopijców” i „kontrrewolucjonistów”. Wszystkich, którzy stanowili prawdziwe lub urojone niebezpieczeństwo dla rewolucji. Domagał się publicznych masowych egzekucji, pacyfikowania całych regionów, które opowiedziały się po stronie białych.

Wiatach 1920-1921 podległe Leninowi siły bolszewickie wytruły gazami bojowymi chłopów z guberni tambowskiej, Ich jedyną zbrodnią było to, że próbowali się sprzeciwić zaborczej czerwonej władzy.

W 1921 r. czerwoni utopili we krwi powstanie marynarzy w Kronsztadzie. Zdławili niepodległe republiki Kaukazu, próbowali zniszczyć niepodległość Polski, państw bałtyckich, Finlandii, Węgier i Niemiec. Wymieniać by tak można jeszcze długo. To Lenin był ojcem czerwonego terroru i przemocy. Ofiary tego chorego fanatyka idą w miliony.

Oczywiście los wszystkich tych ludzi nic nie obchodzi zachodniej lewicy. Zgładzeni przez Lenina byli bowiem wrednymi „reakcjonistami”. Mord rodziny carskiej w 1918 r;? Rzeź arystokracji i oficerów? Kaźń chłopów? A kogo to obchodzi? Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą.

Co innego ofiary „stalinizmu”! Towarzysz Trocki zatłuczony Czekanem w Meksyku przez agenta Stalina. Zinowiew, Kamieniew, Radek i dziesiątki tysięcy innych sowieckich aparatczyków, których pochłonęła wewnętrzna bolszewicka dintojra zwana wielką czystką. To są oczywiście ofiary godne współczucia i upamiętnienia.

„Terror Stalina – przekonywał Nikita Chruszczów na XX zjeździe – był faktycznie skierowany nie przeciwko resztkom rozbitych klas wyzyskiwaczy, lecz przeciwko uczciwym pracownikom partii i państwa sowieckiego, przeciwko którym wysuwano kłamliwe, oszczercze, niedorzeczne oskarżenia. Wskutek podejrzliwości Stalina unicestwiono wielu dowódców wojskowych i pracowników politycznych”.

A więc wszystko według schematu, o którym pisałem – zły „stalinizm”, dobry „leninizm”. Lenin budował nowy, wspaniały świat. Miał takie dobre intencje. Wyzwolił lud z obszarniczo-religijno-carskich okowów. Nie ma krwi na rękach, bo, w przeciwieństwie do Stalina, nie wymordował przecież żadnych komunistów…

Ten schemat myślenia nadal obowiązuje wśród tysięcy lewaków na Zachodzie. 1 zapewne w ten sposób „rozumowała” gawiedź, która oklaskiwała odsłonięcie pomnika bolszewickiego mordercy w Gelsenkirchen.

Wśród wielu głosów w debacie na temat tego kuriozum na szczególne odnotowanie zasługuje opinia pewnej pani, która w rozbrajający sposób broniła pomnika Lenina. Otóż zupełnie na poważnie przekonywała, że monumentu nie wolno usuwać, bo Włodzimierz Iljicz… nie był przecież posiadaczem murzyńskich niewolników.

Rzeczywiście, Lenin nie posiadał niewolników, którzy usługiwaliby mu przy stole. Ale wskutek wielkiego eksperymentu z zakresu inżynierii społecznej – który przeprowadził ten straszny człowiek – ok. 150 min ludzi zostało zamienionych w niewolników państwa.

Warunki, w których wegetowali sowieccy kołchoźnicy – nie mówiąc już o więźniach łagrów – były o wiele gorsze niż warunki, w których żyli czarni zbieracze bawełny na amerykańskim Południu w XIX w. O tym jednak – cicho sza. Bo to niepoprawne polityczne.

KAMPANIA GWAŁTÓW

Teraz cała nadzieja w normalnych Niemcach. Wypada wierzyć, że niemieckie władze znajdą jednak sposób na usunięcie z przestrzeni publicznej dyktatora z krwią milionów istnień ludzkich na rękach. A może kibice Schalke 04 Gelsenkirchen wezmą sprawy w swoje ręce i sami oczyszczą miasto z tego szpetnego reliktu komunizmu?

W jednej z dyskusji internetowych przeczytałem opinię, że pomnik Lenina w Gelsenkirchen to obraza dla Polski, która w XX w. została tak mocno dotknięta przez bolszewizm. I dlatego powinien zostać zdemontowany. Nie zgadzam się z tą opinią. Świat nie kręci się wokół naszego kraju.

Pomnik Lenina w Gelsenkirchen to obraza dla całej ludzkości, ale przede wszystkim obraza dla Niemców. I to sami Niemcy powinni być oburzeni tym, że na ich ojczystej ziemi gloryfikuje się tego potwora.

Wbrew temu, co – w ślad za Chruszczowem – powtarzają skrajni lewacy, twórca bolszewizmu ponosi bowiem odpowiedzialność za wszystkie zbrodnie popełnione przez Związek Sowiecki. Także te, do których doszło po jego śmierci. To on bowiem wprawił tę ludobójczą maszynę w ruch.

Przypomnę więc o trzech podstawowych faktach:

1) W trakcie drugiej wojny światowej i po jej zakończeniu bolszewicy zamordowali około miliona niemieckich jeńców wojennych. Warunki, które panowały w sowieckich obozach jenieckich, urągały wszelkim cywilizowanym standardom. Wielu żołnierzy Wehrmachtu nigdy zresztą do nich nie dotarło – zostali bowiem rozstrzelani zaraz po wzięciu do niewoli.

2) W 1945 r. Armia Czerwona na terenie wschodnich Niemiec dokonała mordów i grabieży na szokującą wręcz skalę. Symbolem tej kampanii terroru były zbiorowe gwałty na Niemkach. Sowieccy „wyzwoliciele” nie przepuszczali nawet kilkuletnim dziewczynkom i 90-letnim staruszkom.

3) Po zakończeniu wojny Sowieci wzięli pod okupację kawał Niemiec. Odcięli go od reszty kraju, przemianowali na NRD i wepchnęli w socjalistyczną nędzę, Marionetkowy reżim osadzony przez Stalina w Berlinie Wschodnim „rządził” swoimi „obywatelami” za pomocą terroru i strachu. Sowiecki podział Niemiec trwał przez ponad cztery długie dekady.

Gdyby nie Włodzimierz Lenin i triumf, który osiągnął w 1917 r., wszystko to nigdy by się nie wydarzyło. Miejmy więc nadzieję, że Niemcy pójdą po rozum do głowy i pomnik z Gelsenkirchen trafi szybko tam, gdzie jego miejsce.

Czyli na śmietnik.

Opracował: Aron Kohn, Hajfa – Izrael