KATYŃ W CIENIU SWASTYKI

Kamil Nadolski, Newsweek, nr 17, 20-26.04.2020 r.

Niech się przekonają na własne oczy, co ich czeka, gdyby bolszewicy pobili Niemców – tak Joseph Goebbels tłumaczył wysłanie polskiej delegacji na ekshumację oficerów zamordowanych w Katyniu

Masakra 12 tys. polskich oficerów – jeńców, nie tylko przeczy wszelkim pojęciom prawa międzynarodowego, sumienia ludzkiego i najbardziej prymitywnej moralności, lecz jest tak potworną, zwierzęcą zbrodnią, że stawia jej sprawców poza nawiasem ludzkości” – komentował „Ilustrowany Kurier Polski” 16 kwietnia 1943 r.

Gadzinowa prasa wydawana przez okupantów na terenie Generalnego Gubernatorstwa pisała w ten sposób o wizycie polskiej delegacji w Lesie Katyńskim koło Smoleńska. Niemcy przywieźli Polaków na miejsce zbrodni niemal w tym samym czasie, gdy ogłosili światu, że odkryli masowe groby z zamordowanymi oficerami.

Wśród delegatów znaleźli się m.in. literaci Ferdynand Goetel i Emil Skiwski. Komisja mogła uczestniczyć w sekcjach i identyfikacji zwłok. O każdym jej kroku donosiła niemiecka prasa. „Wrażenia z ekshumacji wykluczają wszelką demagogię w mówieniu o zbrodni” – komentował Skiwski. Inny uczestnik polskiego przedstawicielstwa, Władysław Kawecki, pisał o „niezwykłej uprzejmości wojskowych władz niemieckich w Smoleńsku”, które oferowały wszelką pomoc.

Cel wysłania Polaków do Katynia był jeden – potwierdzić wiarygodność doniesień Niemców na temat sowieckiej zbrodni, a tym samym nastawić cały świat przeciwko Stalinowi. Minister propagandy Joseph Goebbels rozkazał, by polskie groby masowe „zobaczyli neutralni dziennikarze z Berlina” i polscy intelektualiści. „Niech się przekonają na własne oczy, co ich czeka, gdyby rzeczywiście spełnić się miało wielokrotnie przez nich żywione życzenie, aby bolszewicy pobili Niemców” – mówił Goebbels.

PRAWDA NA RATY

PRAWDA O LOSIE POLSKICH OFICERÓW MIAŁA NIGDY NIE UJRZEĆ ŚWIATŁA DZIENNEGO, a młody sosnowy las posadzony na mogiłach pomordowanych na zawsze ukryć zbrodnię dokonaną przez NKWD wiosną 1940 roku. Poszukiwania oficerów wziętych do niewoli po napaści ZSRR na Polskę w 1939 roku i przetrzymywanych w obozach w Starobielsku, Kozielsku i Ostaszkowie, trwały trzy lata. Oczekiwania Polaków, że po podpisaniu układu Sikorski – Majski się odnajdą, stały się jednak złudne.

W grudniu 1941 r. Stalin cynicznie zakpił z polskiego premiera. Odpowiadając na pytanie Władysława Sikorskiego o losy polskich żołnierzy w sowieckiej niewoli, sugerował, że może uciekli do Mandżurii.

Na ślad masowych mogił w Le- sie Katyńskim j ako pierwsi natrafili polscy robotnicy przymusowi, którzy pracowali nad naprawą linii kolejowych dla niemieckiej organizacji przemysłowej Todt. Było to już w październiku 1941 r., ledwie cztery miesiące po ataku Hitlera na ZSRR. W marcu 1942 r. potwierdzili te informacje kolejni robotnicy wysłani w ten sam rejon. Jednak Niemcy zainteresowali się Katyniem dopiero w marcu 1943 r., kiedy wiosną płytkie groby zaczęły rozkopywać watahy wilków. Porucznik Friedrich Ahrens, dowódca stacjonującego w okolicy 537. Pułku Łączności Grupy Armii „Środek”, nakazał rozkopanie grobów.

Dalej wypadki potoczyły się błyskawicznie. Raport niemieckiego porucznika trafił do rąk oficera wywiadu, a stamtąd do Josepha Goebbelsa. Dla Niemców była to idealna okazja, by zdyskredytować w oczach aliantów Związek Radziecki, a tym samym osłabić niedawno co zawiązany sojusz, którego jedynym spoiwem była walka z Hitlerem.

11 kwietnia 1943 roku informację o odkryciu grobów w Katyniu jako pierwsza podała niemiecka agencja Transocean. Dwa dni później komunikat powtórzyło Radio Berlin, a tym samym wiadomość obiegła cały świat. Tak rozpoczęła się zakrojona na szeroką skalę akcja propagandowa. Jej głównym celem było udowodnienie winy ZSRR. W dniach 10-11 kwietnia do Katynia sprowadzono więc polską delegację, nad którą czuwał Wilhelm Ohlenbusch, szef urzędu propagandy Generalnego Gubernatorstwa. Polacy mieli potwierdzić makabryczne odkrycie. „Wśród pomordowanych członkowie delegacji znajdują niejednego ze swych znajomych” – pisała gadzinowa prasa, podkreślając, jak bardzo przeraża skala popełnionej zbrodni.

Aby wykorzystać sprawę Katynia, należało przede wszystkim jednoznacznie ustalić datę zbrodni. W tym celu rozpoczęto prace nad sformowaniem komisji, mającej ustalić fakty. By nadać jej wysoką rangę i rozgłos, Niemcy wystąpili do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża z wnioskiem o wysłanie do Katynia niezależnych ekspertów. Z takim samym postulatem wyszedł rząd generała Sikorskiego w Londynie. W odpowiedzi usłyszeli, że jest to możliwe, ale pod warunkiem, że zgodzą się na nią wszyscy członkowie, a więc i ZSRR. Stalin rzecz jasna odmówił, wobec czego jeszcze w kwietniu 1943 r. Goebbels zdecydował o powołaniu własnej komisji zwanej Międzynarodową Komisją Lekarską.

W jej skład weszli medycy z okupowanych krajów, w tym Polacy, a także delegat ze Szwajcarii.

Data mordu polskich oficerów została określona na marzec/kwiecień 1940 r. Wskazywały na to przede wszystkim relacje świadków. Kolejarze widzieli, jak do Smoleńska niemal codziennie przybywały pociągi, z których pod silną strażą NKWD wysadzano polskich oficerów, a następnie wywożono ich wieczorem w nieznanym kierunku. Zeznania potwierdziły też sekcje zwłok. W mózgach ofiar zaszły procesy świadczące o co najmniej trzyletnim przebywaniu w ziemi.

Taką teorię potwierdzały wreszcie dowody pośrednie: zimowa odzież ofiar, brak śladów użądleń owadów i sposób przeprowadzonej egzekucji, charakterystyczny dla Rosjan strzał z broni krótkiej w tył głowy.

W ciągu dwóch miesięcy Niemcy przywieźli do Katynia jeszcze kilka delegacji: ekspertów sądowych, dziennikarzy, artystów, przedstawicieli Polskiego Czerwonego Krzyża oraz jeńców wojennych. Zdecydowali się sprowadzić nawet oficerów z oflagów znajdujących się na terenie Okręgu Wojskowego w Szczecinie. Dobór osób był nieprzypadkowy. Sprowadzano tych, którzy cieszyli się w swoim kręgu autorytetem, by po powrocie mogli zaświadczyć o tym, co widzieli.

ŚWIAT SIE DOWIEDZIAŁ

WSZYSTKIE ODKRYCIA, KOMENTARZE EKSPERTÓW I USTALENIA ŚLEDCZYCH skrzętnie publikowano w niemieckiej prasie. Do akcji przystąpiły redakcje gazet „Vólkischer Beobachter”, „Deu- tsche Allgemeine Zeitung”, „Kólnische Zeitung”, „Frankfurter Zeitung” oraz niemieccy twórcy filmowi. W świat poszły opisy rowów po brzegi wypełnionych rozkładającymi się ciałami.

Na łamach prasy wydawanej w Generalnej Guberni zbrodnia katyńska przybrała rozmiary niespotykanej wcześniej akcji propagandowej. „Goniec Krakowski” i „Nowy Kurier Warszawski” prześcigały się w szokujących nagłówkach, podkreślając brutalność Rosjan i dobrą wolę władz niemieckich, które zezwoliły na przeprowadzenie śledztwa. Informacje były umiejętnie dawkowane. Jednego dnia mieszkańcy okupowanej Polski dowiadywali się o przedmiotach odnalezionych w mogiłach, innego poznawali nazwiska pomordowanych. Chodziło przede wszystkim o podtrzymanie antysowieckich nastrojów. Zwieńczeniem tej akcji były plakaty rozklejane na murach okupowanych miast. Na jednym z nich widnieje dwóch sowieckich oprawców, którzy przykładają pistolet do głowy żołnierza ubranego w polski mundur i długi wojskowy płaszcz. U jego stóp, w masowym grobie, leżą pokrwawieni koledzy.

Choć intencje, które przyświecały Niemcom, nie były czyste, przynosiły efekty. Zagraniczni wizytatorzy byli autentycznie wstrząśnięci tym, co ujrzeli w Katyniu. Francuski dziennikarz (sprzyjający Niemcom) Robert Brasiliach pisał: „Nie mogłem jeść przez dwa dni (…). Są tam ułożeni tak, iż głowy jednych leżą przy stopach innych, dobrze rozpoznawalni w swoich pięknych mundurach, już ubrudzonych i wyblakłych, w oficerkach i wojskowych płaszczach. (…) W tej miazdze wszystko zdaje się być złączone, jakby jakaś lepka materia spajała ciała. Trzeba je odrywać jedno od drugiego kolcami wideł”.

„Widok był wstrząsający nie tylko dla laika, lecz również dla gruboskórnego pracownika naukowego – mówił w jednym z wywiadów Eduard Miloslavić, chorwacki lekarz medycyny sądowej, który pracował przy ekshumacji. I dodawał, fałszując historię: „Zmarli nie byli jeńcami wojennymi. Gdyby byli, to byłaby zupełnie inna historia. To byli Polacy, którzy uciekli do swych słowiańskich braci, pełni wiary, że znajdą tam obronę i pomoc. Zamiast tego zostali okrutnie zarżnięci siedem miesięcy później”.

3 czerwca 1943 roku w związku z nadejściem pory letniej groby zostały zasypane, a zwłoki złożone w nowych mogiłach. 25 września Katyń został zajęty przez Sowietów.

KŁAMSTWA

W rozgrywce totalitarnych mocarstw najbardziej poszkodowani byli Polacy. Nie dość, że wśród tysięcy ofiar byli oficerowie rezerwy – naukowcy, lekarze, inżynierowie, prawnicy, nauczyciele, urzędnicy państwowi, przedsiębiorcy, to strona polska była rozgrywana przez obu okupantów. Władysław Sikorski, mając świadomość dwuznaczności sytuacji, zdecydował się na uczestnictwo Polaków w niemieckiej komisji, obawiając się, że wobec zdecydowanej odmowy w imieniu Rzeczpospolitej wypowiadać się będą podstawieni kolaboranci. Presję na rząd wywierali również sami Polacy, domagający się błyskawicznego wyjaśnienia kulisów zbrodni.

Choć po ujawnieniu zbrodni stosunki dyplomatyczne między Polską a ZSRR zostały zerwane, Stalin nie dał się ustawić pod ścianą. Niemiecka ofensywa propagandowa spotkała się z bardzo szybką odpowiedzią Sowietów. Już kilka dni po odkryciu grobów Radio Moskwa, a w ślad za nim gazeta „Prawda” opublikowały oficjalny komunikat, który odpowiedzialnością za zbrodnię obarczał Niemców. Mało tego – po ponownym zajęciu Smoleńska i okolic Sowieci utworzyli własną komisję, która przedstawiła sfałszowane dowody na rzekomą winę nazistów.

Kłamstwa Kremla przyniosły efekty. John Melby, pracownik ambasady amerykańskiej w Moskwie, który był świadkiem ekshumacji dokonanej przez radzieckich lekarzy, w raporcie wysłanym do Waszyngtonu pisał, że „dowody przedstawione przez Rosjan są przekonywające”.

O tym, że Polacy zostali zamordowani przez Niemców, przekonana była także Kathleen Harriman, córka ambasadora amerykańskiego w Związku Radzieckim, która pracowała w Moskwie jako korespondentka amerykańskiej agencji prasowej International News Service.

Dla Amerykanów i Brytyjczyków Katyń był tematem niewygodnym, bo mógł zdestabilizować jedność antyhitlerowskiej koalicji. Winston Churchill, choć nie miał wątpliwości, że za zbrodnią stało NKWD, chciał zamieść sprawę pod dywan, by nie drażnić Stalina. W oficjalnych rozmowach z rządem londyńskim brytyjski premier informował polskie władze o konieczności rozważnego postępowania wobec sprawy katyńskiej. Także Amerykanie naciskali na rząd polski, by wyciszył polemiki ze Związkiem Radzieckim i oskarżenia ZSRR o zbrodnię katyńską. Amerykanie podjęli temat Katynia dopiero w czasie zimnej wojny, kiedy było im to politycznie na rękę.

Podczas procesów w Norymberdze, w lutym 1946 r., sowiecki prokurator Jurij Pokrowski oskarżył Niemców o dokonanie zbrodni na polskich oficerach w Katyniu. Rosyjscy świadkowie byli jednak kompletnie niewiarygodni, za to amerykańscy potwierdziliby winę Rosjan, więc strona sowiecka wycofała oskarżenie w sprawie katyńskiej.

Jarosław Praclewski – Solidarność RI, numer legitymacji 8617, działacz Antykomunistyczny