TSUE Fuck Off Poland

Aldona Zaorska, Warszawska Gazeta, nr 16, 17-23.04.2020 r.

Kiedy Donald Trump wygrał wybory, na pośpiesznie zorganizowanym lewackim wiecu podstarzała gwiazda pop Madonna wykrzyczała do nowego prezydenta USA „f… off!” co zostało z entuzjazmem przyjęte przez lewactwo na całym świecie. Wobec bezprawnego gril- lowania Polski i próby pozbawienia nas części naszej suwerenności, TUSE powinno usłyszeć od Polaków to samo. Zatem – oto nasz polski przekaz dla tego quasi-trybunału antyspra- wiedliwości:„F… off Po- land”. Raz na zawsze!

– „Polska zostaje zobowiązana do natychmiastowego zawieszenia stosowania przepisów dotyczących Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego w sprawach dyscyplinarnych sędziów” – orzekł 8 kwietnia Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE). Co istotne – orzekł w postanowieniu (nie w wyroku!).

„Polska zostaje zobowiązana do natychmiastowego zawieszenia stosowania przepisów krajowych dotyczących właściwości Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego w sprawach dyscyplinarnych sędziów. Podnoszone przez Komisję (Europejską) zarzuty dotyczące stanu faktycznego i prawnego uzasadniają zarządzenie środków tymczasowych” – napisano w komunikacie TSUE. Postanowienie to z entuzjazmem przyjęła nadzwyczajna kasta i cała opozycja oraz służące jej media, z zaskoczeniem eksperci od prawa unijnego i konstytucyjnego. Rzecz bowiem w tym, że TSUE mające stać na straży unijnej (to trzeba koniecznie podkreślić) sprawiedliwości wyszło daleko poza swoje kompetencje, czyli jego postanowienie jest nieważne z samej mocy prawa.

Bezprawne orzeczenie

O Izbie Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego TSUE nie może się wypowiadać, a Polska nie jest związana jego orzeczeniami w tej sprawie. To jedna wielka kompromitacja Trybunału i prosty dowód na to, że jest to lewacka instytucja skrajnie upolityczniona, będąca w istocie organem politycznym, wykorzystywanym do „grillowa- nia” państw, które podpadły Brukseli i wykorzystując prawo unijne nie chcą poddać się płynącemu z niej dyktatowi. O co chodzi? W postanowieniu TSUE powołuje się na art.19 ust.1 akapit drugiTrak- tatu o Unii Europejskiej (TUE) oraz art. 267 akapity drugi i trzeci Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej (TFUE). Ten pierwszy przepis mówi o środkach niezbędnych,^© zapewnienia skutecznej ochrony prawnej w dziedzinach objętych prawem Unii”.

Rzecz w tym, że organizacja wymiaru sprawiedliwości nie jest „dziedziną objętą prawem Unii” W dodatku drugi przepis, na który powołuje się TSUE głosił, że Trybunałten„ jest właściwy do orzekania w trybie prejudycjalnym: a) o wykładni Traktatów; b) o ważności i wykładni aktów przyjętych przez instytucje, organy lub jednostki organizacyjne Unii” (art. 267 art. 19 ust. 1 akapit 2).

Pytania prejudycjalne, którymi może zajmować się TSUE, nie mogą więc dotyczyć organizacji wymiaru sprawiedliwości, bo ta została pozostawiona w gestii państw członkowskich Unii. Każdy kraj może samodzielnie ustalać tryb powołania sędziów i Unii Europejskiej nic do tego. Każdy kraj samodzielnie też decyduje o trybie odpowiedzialności sędziów i tu także Unii nic do przyjętych rozwiązań. W dodatku Trybunał wypowiedział się w sprawie, która zawisła przed polskim Trybunałem Konstytucyjnym, co do orzekania w której TK ma kompetencje (w przeciwieństwie do TSUE). Najwyraźniej więc ktoś chciał dać polskiej opozycji „paliwo” spodziewając się, że Trybunał uzna ważność Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. A to kolejny dowód, że sprawa ma podłoże stricte polityczne.

Co ciekawe, sam TSUE także jest świadomy przekroczenia kompetencji i orzekania w sprawie, w której orzekać zwyczajnie nie ma prawa.

– „Chociaż organizacja wymiaru sprawiedliwości należy do kompetencji państw członkowskich UE, to mają one obowiązek dotrzymywać zobowiązań wynikających dla nich z prawa Unii” – podkreślił Trybunał, czym sam sobie przeczy i daje do zrozumienia, że prawo unijne może być dowolnie interpretowane w zależności od tego, kogo sprawa dotyczy. To jasny przekaz – państwa członkowskie mogą same organizować system prawny, ale tylko w zakresie akceptowalnym przez brukselskich urzędników, których opinia stoi ponad prawem Unii Europejskiej, wyraźnie zostawiającym organizację systemu prawnego państwom członkowskim.

Grillowanie Polski a wybory

Postawa TSUE to nic nowego. Kiedyś o wszystkim decydowało po- litbiuro w Moskwie, a sądy były tylko od zatwierdzenia tych decyzji. Dziś o wszystkim decyduje garstka lewackich dyletantów z Brukseli, wybranych w drodze plebiscytu, a całe państwa mają się do nich stosować. TSUE zaś jest od tego, żeby decyzje podesłane mu z Brukseli przyklepać. Oczywiście nikt nie ma chyba złudzeń, że TSUE jest tak w swojej decyzji niezależny od Brukseli i tak apolityczny, jak apolityczne jest w Polsce sędziówskie stowarzyszenie „lustitia” czy * Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar albo sędzia Małgorzata Gersdorf.

Zdecydowanie nie jest natomiast przypadkiem moment wydania orzeczenia – w czasie, kiedy w Polsce opozycja zaczęła dostawać histerii w związku z zamiarem przeprowadzenia wyborów prezydenckich w konstytucyjnym terminie i kiedy przestrzeganiem konstytucji RP przez jej władze poważnie zaniepokoiła się wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej ds. wartości i przejrzystości Vera Jurova, swoją wypowiedzią także znacznie przekraczając przy tym W swoje kompetencje.

Przy okazji wyraziła także „zaniepokojenie” ustawą „dyscyplinującą sędziów” więc także jasno dała do zrozumienia opozycji, iż ta może liczyć w sprawie wyborów na Brukselę. Niewykluczone, że dlatego, iż Tusk dostał już zgodę na powrót do Polski i zajęcie miejsca skompromitowanej do cna Małgorzaty Kidawy, a tego bez przesunięcia wyborów prezydenckich lub bez ich unieważnienia w obecnym „składzie kandydackim” nie da się zrobić. Potwierdzają to kolejne wydarzenia. Zaraz po orzeczeniu TSUE stowarzyszenie „lustitia” jednoznacznie dało do zrozumienia, że zamierza rozciągnąć bezprawne postanowienie TSUE w sprawie Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego na Izbę Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego (IKNiSP), która będzie orzekała o ważności wyborów. Sędzia Krystian Markiewicz ze stowarzyszenia sędziów „Justitia” już oświadczył, że orzeczenie TSUE dotyczy także IKNiSP, chociaż o tej Izbie nie pada w nim ani jedno słowo. Sędzia Markiewicz wprost stwierdził, że na podstawie „wyroku” TSUE i ta Izba nie powinna orzekać. Można więc być pewnym, że gdy dojdzie do korespondencyjnych wyborów prezydenckich, a IKNiSP orzeknie ich ważność, „nadzwyczajna kasta” jako ostatnia broń skompromitowanej opozycji w Polsce zrobi wszystko, żeby unicestwić Izbę, uznać jej orzeczenia za nieważne i tym samym unieważnićwynik wyborów. To zresztą kolejny dowód, że sędziowska quasi-partia stanowi się w Polsce władzą ustawodawczą, co jest także złamaniem prawa.

F… off głupie lewaki

To jednak nie wszystko. Postanowienie TSUE w sprawie Izby Dyscyplinarnej to nie tylko przekroczenie kompetencji, ale i zwyczajny szantaż wobec Polski. Jeśli bowiem Polska zachowa się zgodnie z prawem unijnym i sobie zostawi kompetencje dotyczące organizacji wymiaru sprawiedliwości, Komisja Europejska będzie mogła wystąpić o nałożenie przez TSUE na Polskę kar finansowych. Można być pewnym, że jedni i drudzy to zrobią. Polskie władze usłyszały więc mniej więcej: „będziecie się rządzić tak, jak wam pozwolimy i w tych obszarach, w którym wam pozwolimy albo nałożymy na was takie kary, że wam się odechce suwerenności”

Warto jeszcze wspomnieć, że ledwie kilka dni wcześniej ten sam Trybunał orzekł, że ani bezpieczeństwo wewnętrzne, ani żadne inne czynniki nie upoważniają państw członkowskich Unii (Polski, Czech i Węgier) do odmowy wykonania poleceń płynących z Parlamentu Europejskiego, będących konsekwencją decyzji Berlina podjętej bez żadnych konsultacji z innymi państwami Unii. No ale w Unii panuje zasada „co wolno wojewodzie…”itd. Berlinowi rządzonemu przez lewactwo wolno więc robić co chce i podejmować działania, których konsekwencjami obciąża inne kraje; Polsce nie wolno podejmować decyzji nawet w sprawach zostawionych do jej wyłącznych kompetencji przez unijne traktaty. W ciągu zaledwie kilku dni mieliśmy więc dwa dowody, że TSUE jest lewacką pałką na niepokorne kraje, które łudzą się, że cokolwiek jeszcze mogą. Dlatego słusznie Izba Dyscyplinarna o zajęcie stanowiska zwróciła się doTrybunału Konstytucyjnego. To on i tylko on może orzekać o ważności istnienia i działania samej Izby. Nie może być tak, żeby bezprawie panowało nad prawem – jeśli w tej sprawie ugniemy się przed bezprawiem TSUE, stworzymy zagrożenie nie tylko dla innych obszarów naszej suwerenności, ale i dla innych państw unijnych, zwłaszcza że wobec nieprzydatności Unii Europejskiej, która stała się oczywista w momencie kryzysu spowodowanego koronawirusem, eurokraci już domagają się „ściślejszej integracji” To byłoby zamordowanie Europy i zamordowanie Polski.

Dlatego dziś możemy i powinniśmy użyć wobec TSUE i całej brukselskiej mierzwy, która usiłuje nas zalać… ich własnego języka. Otóż kiedy Donald Trump wygrał wybory, na pośpiesznie zorganizowanym lewackim wiecu podstarzała gwiazda pop Madonna wykrzyczała do nowego prezydenta USA „f… off!” co zostało z entuzjazmem przyjęte przez lewactwo na całym święcie. Wobec bezprawnego grillowania Polski i próby pozbawienia nas części naszej suwerenności, TSUE powinno usłyszeć od Polaków to samo. Zatem oto nasz polski przekaz dla tego quasi-trybunału antysprawiedliwości: „F… off Poland”. Raz na zawsze! I nie próbujcie nam ustawiać kraju, bo nie tacy jak wy próbowali i nie dali rady. Jeśli chcecie mieć ten wasz unijny grajdołek, dajcie nam spokój. Jeśli nie – za nami pójdą inni. A TSUE zostanie z ręką w nocniku Angeli Merkel.

TSUE na bambus!

Piotr Lewandowski, Warszawska Gazeta, nr 16, 17-23.04.2020 r.

Jedynym rozwiązaniem jest ogłoszenie wszem i wobec, że Polska nie uznaje uprawnień TSUE w zakresie orzekania o kwestiach ustrojowych państw członkowskich – co, nawiasem mówiąc, powinniśmy byli zrobić już na samym starcie tej farsy i odmówić udziału w postępowaniu przed luksemburskim trybunałem.

I. Legalizacja sędziowskiej anarchii

Okazało się, że koronawirus nie zatrzymał luksemburskich młynów sprawiedliwości. Oto Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) wydał „postanowienie o zabezpieczeniu” w sprawie wytoczonej Polsce przez Komisję Europejską odnośnie reformy wymiaru sprawiedliwości (sprawa C-791/19). Chodzi konkretnie o model odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów, w tym przede wszystkim funkcjonowanie Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. Zgodnie z orzeczonymi 8 kwietnia „środkami tymczasowymi” Polska powinna zawiesić działalność Izby Dyscyplinarnej i powstrzymać się od kierowania spraw dyscyplinarnych do rozpoznania przez składy orzekające, które „nie spełniają wymogów niezależności”. Ponadto polski rząd ma w ciągu miesiąca powiadomić TSUE o podjętych działaniach mających na celu urzeczywistnienie wymaganych środków tymczasowych. Obowiązywać mają one do czasu wydania przez TSUE ostatecznego wyroku, który spodziewany jest w drugiej połowie 2020 r. W praktyce oznacza to kilkumiesięczny paraliż sądownictwa dyscyplinarnego.

Kolejną konsekwencją będzie pogłębienie chaosu wokół wyboru nowego I prezesa SN (kadencja Małgorzaty Gersdorf upływa 30 kwietnia), tym bardziej, że ze względów epidemiologicznych Sąd Najwyższy jest obecnie „wyłączony”. Na powyższe nakłada się jeszcze kuriozalna uchwałajo- jalnych” wobec Gersdorf izb SN z 23 stycznia 2020 r. wyłączająca od orzekania w Sądzie Najwyższym wszystkich sędziów wyłonionych przez nową KRS (a więc również sędziów Izby Dyscyplinarnej) oraz unieważniająca wszystkie przeszłe i przyszłe orzeczenia Izby Dyscyplinarnej.

Postanowienie TSUE zatem poniekąd „legalizuje” na poziomie europejskim sędziowską anarchię i antypaństwowy rokosz „nadzwyczajnej kasty” co stanowi twórcze rozwinięcie myśli objawionej przez prezesa Europejskiego Stowarzyszenia Sędziów Jose Mato podczas Marszu Tysiąca Tóg:

– My, sędziowie, będziemy bronić praworządności zamiast prawa ustawy. Będziemy stosować praworządność, a nie prawo ludzi.

To nic innego jak próba uprawomocnienia post factum za pomocą pseudoprawnego bełkotu i mętnych frazesów, sędziowskiego puczu i alternatywnej wobec pozostałych władz „sądokracji” pod dożywotnim przewodnictwem Małgorzaty Gersdorf.

II. Brukselscy uzurpatorzy

Jak na takie dictum ma zareagować strona polska? Jedynym rozwiązaniem jest ogłoszenie wszem i wobec, że Polska nie uznaje uprawnień TSUE w zakresie orzekania o kwestiach ustrojowych państw członkowskich – co, nawiasem mówiąc, powinniśmy byli zrobić już na samym starcie tej farsy i odmówić udziału w postępowaniu przed luksemburskim trybunałem. Należy podkreślić z całą mocą: organizacja wymiaru sprawiedliwości jest wyłączną prerogatywą państwa, sprawą ustrojową, podobnie jak analogiczne zagadnienia dotyczące funkcjonowania władzy ustawodawczej czy wykonawczej. Natomiast organy Unii Europejskiej – niezależnie od tego, czy to jest Komisja Europejska, czy TSUE – usiłując mieszać się w nasze wewnętrzne sprawy uzurpują sobie nienależne im, kompletnie pozatraktatowe kompetencje. W istocie bowiem toczy się tu rozgrywka nie o konkretny sposób wyłaniania sędziów czy obsadę Sądu Najwyższego, lecz o państwową suwerenność, którą brukselska biurokracja usiłuje ograniczać metodą faktów dokonanych, zawłaszczając prawem kaduka kolejne obszary władzy. Podobnie rzecz ma się z TSUE – gdyby unijny trybunał faktycznie stał na gruncie traktatów, powinien z miejsca oddalić skargę Komisji Europejskiej, stwierdzając swą niewłaściwość do rozstrzygania tego typu spraw. Jednak, podobnie jak KE, również TSUE dostrzegł w sporze o „polską praworządność” znakomitą okazję do uzurpatorskiego poszerzenia zakresu swojego orzecznictwa. Mułłowie w togach są wszędzie tacy sami – czy to w Warszawie, czy w Luksemburgu.

Nie da się ukryć, że polski rząd popełnił na samym starcie błąd, w ogóle godząc się na uczestnictwo w tej hucpie. Należało już na wstępie jasno zanegować uroszczenia brukselskich mandarynów, zamiast naiwnie wchodzić w tę grę, licząc, że uda się coś wynegocjować, wyjaśnić… Po pierwsze – po tamtej stronie nikt nie zamierzał nas słuchać, postępowanie Brukseli od początku nacechowane było skrajnie złą wolą polityczną i zmierzało do destabilizacji wewnętrznej sytuacji w Polsce, docelowo zaś obalenia obecnego niewygodnego rządu. Po drugie – podejmując brukselską grę znaczonymi kartami, składając wyjaśnienia, nieledwie tłumacząc się niczym przed zwierzchnikami sprawiliśmy wrażenie, ze milcząco akceptujemy kompetencyjne uzurpacje unijnej biurokracji, co w przyszłości z całą pewnością odbije się jeszcze nieraz czkawką. Po trzecie wreszcie – otworzyliśmy w ten sposc b drzwi do dalszych tego typu bezprawnych ingerencji. Idę o zakład, że KE i TSUE nie przepuszcza chociażby takiej okazji jak kontrowersje wokół zbliżających się wyborów prezydenckich – tym bardziej, że mają na swe usług tutejszą „totalną targowicę” która z pewnością narobi w Europie rabanu. I co, nasi przedstawicie e znów będą się tłumaczyć na forum Parlamentu Europejskiego przed różnymi Verhofstadtam; a ministrowie jeździć z wyjaśnieniami do eurokomisarz Jourove.

Pierwsze sygnały już się pojawiły – Vera Jourova zdążyła wyrazić „zaniepokojenie” wyborami w Polsce. Tylko patrzeć jak na jej wniosek Komisja Europejska zechce wdrożyć napisaną ad hoc procedurę„ kontro i demokratycznych standardów” i skieruje sprawę do TSUE. A że bezprawnie? A kogo to obchodzi skoro w ten sposób unijni mandaryni zyskają możliwość kontr: i procedur wyborczych w krajach członkowskich, a Trybunał w Luksemburgu ochoczo to „klepnie’ ustawiając się w roli samozwańczego „rewizora”, od którego będzie zależała ostateczna prawomocność wyborów? To zbyt łakomy kąsek, by z niego rezygnować. Zresztą spójrzmy – w sprawie Izby Dyscyplinarnej TSUE wyraził obiekcje co do „niezawisłość; sędziów, bo zostali oni nominowani przez KRS, która z kolei została wybrana przez Sejm. Jeżeli, przy naszej bierności bądź wręcz milczącej zgodzie, Komisja Europejska i TSUE roztrząsają takie szczegóły, ustawiając nas w charakterze tłumaczących się petentów, to co stoi na przeszkodzie, by podobnie drobiazgowo nie wzięły się za analizowanie wyborów, uznaniowo „zatwierdzając” je albo „unieważniając”?

III. Bojkot TSUE!

To wszystko, powtarzam, jest pokłosiem„ grzechu pierworodnego” jakim była nasza zgoda na narzucenie nam groteskowej brukselskiej „procedury” Na szczęście nie jest jeszcze za późno, by z tego się wymiksować, trzeba tylko minimum asertywności i woli politycznej. Trzeba, krótko mówiąc, wysłać ten cały operetkowy trybunalik z jego uroszczeniami na bambus. Należy, jak nadmieniłem wcześniej, jasno i dobitnie, w sposób nie pozostawiający miejsca na jakiekolwiek niedomówienia i wątpliwości stwierdzić, iż TSUE nie ma żadnych uprawnień do orzekania w sprawach organizacji polskiego wymiaru sprawiedliwości (ani żadnych innych kwestiach ustrojowych), zaś prawem nadrzędnym w Polsce jest konstytucja, a nie widzimisię unijnych czynówników tudzież samozwańczych ajatollahów prawa z Luksemburga. Co za tym idzie, strona Polska nie uznaje orzeczonego „środka zabezpieczającego” ani tym bardziej przyszłego „ostatecznego wyroku” TSUE. Izba Dyscyplinarna ma pro- cedować normalnie, a TSUE należy od tej pory konsekwentnie bojkotować, ogłaszając ponadto, iż Polska nie przyjmuje do wiadomości żadnych ewentualnych „kar” za niezastosowanie się do samowolnych i bezprawnych „orzeczeń”. W ostateczności, jak już tu niegdyś sugerowałem, należy zagrozić Brukseli wstrzymaniem naszej składki członkowskiej: Idę o zakład, że spanikowani kryzysem wokół koronawirusa unijni dygnitarze nie będą chcieli sobie dokładać kolejnego bólu głowy – trochę powrzeszczą i przestaną. Jeżeli zaś ulegniemy, jedynie zachęcimy ich do eskalacji kolejnych żądań, grzęznąc w tym biurokratyczno-sądowym bagnie na dobre i oddając po kawałku kolejne obszary naszej suwerenności. To jest ostatni dzwonek. My albo oni, tertiumnon datur.

Opracował: Leon Baranowski, Buenos Aires – Argentyna