Wygraliśmy

Piotr Lewandowski, Warszawska Gazeta, nr 29, 17-23.07.2020 r.

Teraz przed PiS-em trzy i pół roku bez wyborów, nie będzie więc wymówek, by pewnych „kontrowersyjnych” problemów nie ruszać. I to my, wyborcy, musimy wymóc bardziej zdecydowaną korektę kursu naszym oddolnym naciskiem.

I. Brudna kampania

Uff, wygraliśmy. Tym razem jeszcze się udało. Takie mniej więcej refleksje przelatywały mi przez głowę podczas gorącej powyborczej nocy z niedzieli na poniedziałek, kiedy to każde kolejne doniesienie wskazywało na rosnącą przewagę Andrzeja Dudy nad Rafałem Trzaskowskim. W chwili, gdy piszę te słowa, mamy już podane przez PKW wyniki z 99,98 proc. komisji wyborczych, według których Andrzej Duda uzyskał 51,1 proc. (10 844 430 844 głosy), zaś Rafał Trzaskowski 48,9 proc. (9982188 głosów), przy frekwencji 67,97 proc. Różnica między kandydatami wyniosła niespełna 450 tys. głosów, jest więc nieco mniejsza niż w 2015 r., kiedy to Andrzej Duda wygrał z Bronisławem Komorowskim ponad 518 tysiącami głosów. Biorąc jednak pod uwagę wszystkie okoliczności, te 2,2 pkt. proc. przewagi stanowi i tak przyzwoity wynik.

Obóz III RP rzucił w tych wyborach do walki wszystkie swoje zasoby – tak krajowe, jak i zagraniczne, co poskutkowało najbrudniejszą kampanią wyborczą po 1989 r. „Totalność” opozycji przełożyła się na równie totalną wojnę, w której uciekano się do najbardziej odrażających chwytów. Ich symbolem stały się masowo zrywane plakaty Andrzeja Dudy – również przez służby miejskie podlegające opozycyjnym samorządom, „ośmiogwiazdkowy” wulgarny okrzyk, który na finiszu kampanii stał się wręcz nieoficjalnym hasłem wyborczym Rafała Trzaskowskiego i jego zwolenników (także tych pretendujących do miana „elit”), wreszcie – bulwersująca okładka niemieckiej gadzinówki, mająca skojarzyć Andrzeja Dudę już nawet nie z „obroną pedofilów”, lecz pedofilią jako taką. Do tego niezmienne od pięciu lat wypowiedzi różnych patocelebrytów mające poniżyć w odbiorze społecznym wyborców Prawa i Sprawiedliwości jako ciemny, sprzedajny, prowincjonalny motłoch.

II. Spirala nienawiści

Sądzę zresztą, że właśnie ten brud mógł w ostatecznym rozrachunku zagrać na niekorzyść Rafała Trzaskowskiego i zaktywizować elektorat PiS. To jest wręcz nieprawdopodobne, jak ci ludzie w swym zacietrzewieniu są niezdolni do uczenia się na błędach – pięć lat rzucania coraz wymyślniejszych bluzgów i kolejne przegrane wybory nie wywołały u nich cienia refleksji, że może jednak nie tędy droga, że obrażanie wyborców drugiej strony do niczego nie prowadzi. Przeciwnie – głębokie przeświadczenie, że od 2015 r. rządzą nie ci, co powinni, plus odbierane w kategoriach osobistego upokorzenia „diagnozy” utrzymane w duchu, że nam, oświeconym Europejczykom, władzę narzuca jakaś hołota sprawiły, iż obóz anty-PiS coraz bardziej nakręcał się w plemiennej nienawiści do „pisiorów” rozumianych także jako elektorat znienawidzonej partii. Dodajmy, iż owa nienawiść wyeskalowała już do tego poziomu, że jest praktycznie nie do wygaszenia. Platformerscy macherzy od PR-u i inżynierii społecznej, podsycając ją od czasów Donalda Tuska, wypuścili z butelki destrukcyjnego dżinna, nad którym utracili kontrolę. Obecnie politycy anty- -PiS, choćby nawet chcieli, nie są w stanie uspokoić nastrojów – mogą jedynie mniej lub bardziej umiejętnie surfować na falach tego hejterskiego tsunami. To gwarantuje im trwałe poparcie, lecz z drugiej strony jest uzależniającą pułapką. Każdy polityk z tamtego obozu, który postawiłby na bardziej koncyliacyjny przekaz, naraża się na zarzut zdrady i „symetryzmu”.

W tę pułapkę wpadł również Rafał Trzaskowski, stąd chociażby jego demonstracyjne upokarzanie (przy aprobacie tłumu) usiłujących zadawać mu pytania dziennikarzy „pisowskiej” TVP i odmowa udziału w debacie w Końskich, co finalnie zagrało na jego niekorzyść. „Totalsi” zatem mogą tylko pędzić przed siebie, gnani nastrojami swego elektoratu, w nadziei na zainfekowanie nienawiścią tylu osób, że wreszcie, za którymś razem, przechyli to wyborczą szalę. Tyle, że to działa w obie strony – mobilizuje bowiem również wyborców PiS. Zwróćmy uwagę: radykalny wzrost frekwencji na przestrzeni ostatnich kilku lat jest efektem właśnie owej obustronnej mobilizacji opartej na plemiennym podziale: aby tylko nie wygrali „tamci”.

III. Sygnał alarmowy

Na razie ta obłąkańcza strategia „totalsów” się nie sprawdza. Hejt pozostał w mniejszości, Niemcy nie wybrali nam prezydenta, a z internetowych czeluści dobiega potępieńcze wycie różnych „elementów animalnych”. Nie znaczy to jednak, że PiS może spać spokojnie pod ciepłą pierzyną samozadowolenia. Przeciwnie – te wybory pokazały, że można nakręcić blisko połowę wyborców nie mając poglądów i programu, jadąc jedynie na haśle „j… PiS” i wcale nie jest powiedziane, że w którymś momencie to w końcu nie zadziała. Niespełna 450 tys. głosów i 2,2 pkt. proc. przewagi to różnica ocierająca się o błąd statystyczny. Dlatego ten wynik powinien stanowić mocny sygnał ostrzegawczy, skłaniający do zastanowienia się nad własnymi błędami – zarówno tymi popełnionymi w kampanii, jak i tymi z dotychczasowych blisko pięciu lat rządów. A trochę się tego nazbierało.

Po pierwsze, po 2015 r. PiS przegapiło kolejną generację młodego pokolenia, która w międzyczasie weszła w dorosłe życie i niekoniecznie są to ludzie wychowani na Powstaniu Warszawskim i żołnierzach wyklętych. Zdecydowane zwycięstwo Trzaskowskiego w tej grupie wiekowej pokazało, że PiS nie wyszło do niej w porę z odpowiednią ofertą, a w tym wieku bardziej niż bodźce materialne w rodzaju „zerowego PIT dla młodych” liczy się ideowa wyrazistość. Na dzień dzisiejszy ta grupa wydaje się bardziej skłaniać ku suflowanej jej w idealistycznej otoczce „tolerancji” i „walce z dyskryminacją” rzekomo represjonowanych „mniejszości”. Dodatkowo rządy PO to dla tych ludzi historia, a nie osobiste, świadome doświadczenie. Ich umysły (oraz kolejnych roczników) trzeba od- wojować, póki zaszczepiane im lewackie przekonania nie zrobiły z nich kolejnego pokolenia ’68.

Po drugie, zemściła się nadmierna histeria wokół korona- wirusa. Gdyby nie ona, możliwe byłoby przeprowadzenie wyborów w konstytucyjnym, majowym terminie. Tymczasem wywołano w społeczeństwie zbiorową psychozę strachu, sprawiającą, że majowe wybory stały się niewykonalne z powodu biernego oporu wyrażającego się deklarowaną frekwencją na poziomie 30 proc. Dodatkowy efekt, działający do dziś, to słabsza frekwencja w grupie ryzyka, czyli osobach 60+. W porównaniu z wyborami parlamentarnymi z 2019 r. frekwencja w tej grupie wiekowej spadła z 66,2 do 61,9 proc.

Po trzecie, odpuszczono sobie kampanię w Internecie, zwłaszcza social mediach. Obecnie momentami przygniatającą wręcz przewagę miał tu „anty-PiS”. Co się stało? PiS uległo mirażowi potęgi mediów publicznych? Przypominam, że pięć lat temu PiS wygrało bez TVP, stawiając właśnie na Internet. To zaniedbanie naprawdę grubego kalibru.

Po czwarte, odstręczający przekaz TVP Kurskiego. Jeżeli w PiS dominuje przekonanie, że wygraną zawdzięczają mediom publicznym, to po raz setny powtarzam – wygrali POMIMO topornej aż do groteski propagandy, a nie dzięki niej.

Po piąte, nieprzytomne szczucie przeciw Konfederacji – a jej wyborcy biorą to do siebie równie mocno, jak elektorat PiS nagonkę ze strony celebrycko-medialnego obozu III RP. Efekt jest taki, że głosy oddane na Bosaka podzieliły się w II turze niemal po równo. Było naprawdę o włos od tragedii i jeżeli to nie otrzeźwi pisowskich hunwejbinów, to naprawdę nie wiem, co jeszcze musiałoby się stać.

Wreszcie lata zaniechań i kunktatorstwa w sprawach takich jak repolonizacja mediów.

Trzeba było dopiero akcji „Faktu” żeby sobie unaocznić, czym na dłuższą metę grozi dominacja obcego kapitału na rynku medialnym?

Doprawdy, jeżeli mimo powyższych błędów znów udało się wygrać, to zgodnie ze słowami Psalmu 33 Pan naprawdę „miłuje prawo i sprawiedliwość”, błogosławiąc PiS wyborcami, którzy nie pierwszy raz okazali się mądrzejsi niż popierana przez nich partia. Teraz przed PiS-em trzy i pół roku bez wyborów, nie będzie więc wymówek, by pewnych „kontrowersyjnych” problemów nie ruszać. I to my, wyborcy, musimy wymóc bardziej zdecydowaną korektę kursu naszym oddolnym naciskiem.

Opracował: Janusz Baranowski – Tatar Polski, twórca Solidarności, potomek Powstańców Styczniowych, Legionistów, Generałów, Harcerzy, Szarych Szeregów, Żołnierzy Wyklętych