Niemieckie ludobójstwo z premedytacją

Bogdan Konopka, Warszawska Gazeta, nr 32, 9-15.08.2019 r.

W 1944 r. mając świadomość, że wojna jest przegrana, Niemcy chcieli możliwie jak najbardziej zaszkodzić przyszłej Polsce.

– Działania Niemców wobec Polski i Polaków pod koniec drugiej wojny światowej nie były przejawem bezrozumnego bestialstwa. Było to ludobójstwo, grabież i niszczenie majątku Polaków z pełną premedytacją. Mając świadomość, że wojna jest przegrana Niemcy chcieli możliwie jak najbardziej zaszkodzić przyszłej Polsce. To jeden z ważnych moralnych i prawnych argumentów, aby Polska mogła otrzymać od Niemców należne odszkodowania.

Zgładzić elity

Późnym wieczorem 1 sierpnia 1944 r. w dzień wybuchu Powstania w Warszawie w bunkrze Adolfa Hitlera na Mazurach w Wilczym Szańcu doszło do rozmowy z Heinrichem Himmlerem, głównym szefem bezpieki w III Rzeszy. Himmler, który zwykle trzymał nerwy na wodzy, tym razem dał się ponieść emocjom. „Warszawa, stolica, głowa, inteligencja tego byłego 16—17-milio- nowego narodu Polaków będzie zniszczona, tego narodu, który od 700 lat blokuje nam Wschód i od czasu pierwszej bitwy pod Tannenbergiem [czyli Grunwaldem w 1410 r. – red.] leży nam na drodze” – miał krzyczeć Himmler. Właśnie wówczas podjęto też decyzję o rozpoczęciu masowego ludobójstwa. Zaczęło się w Warszawie na Woli. W dzielnicy, w której nie toczono specjalnie walk. Niemieccy żołnierze zwyczajnie szli od domu do domu i mordowali cywilów. Była to jedna z największych zbrodni ludobójstwa popełnionych przez regularną armię. Jej celem było sprawienie, że Polska nawet jak powstanie po wojnie, będzie przez lata kalekim tworem. Bez swoich wykształconych elit, bez najważniejszych przedsiębiorców, artystów, naukowców.

System mordów na ludności Warszawy przez Niemców nawet po latach budzi grozę. Ponieważ nie chcieli marnować amunicji (jak twierdzili dowódcy, mieli więcej „jeńców” niż naboi) zamykali ludzi W domach, ryglowali drzwi, a następnie podpalali budynek i wrzucali granty.

Tę taktykę Niemcy stosowali zresztą od początku wojny. Dziś mało funkcjonuje w świadomości tzw. niemiecki Katyń, czyli zbrodnie przeciwko polskim elitom, popełniane z wyrachowaniem po wygranej kampanii wrześniowej w 1939 r. Terror wobec Polaków nieznacznie zelżał po rozpoczęciu wojny niemiecko- sowieckiej w czerwcu 1941 r. Do tego momentu straty Polaków na terenach okupowanych przez Niemców przekraczały dziesięciokrotnie liczbę mordowanych Żydów (szacunek podatny przez historyka prof. Szymona Datnera).

Ograbić Polaków

Niemcy przez lata wywyższali się, opowiadając żarty o złodziejskim zamiłowaniu Polaków: „przyjedź do Polski, twój samochód już tam jest” – głosił jeden z nich). Tymczasem to właśnie Niemcy dokonali rabunku w Polsce na niespotykaną skalę. Tylko z Warszawy Niemcy wywieźli 45 tys. wagonów (wyliczenia dr Marii Warszyńskiej z książki „Polacy wysiedleni i wyrugowani przez III Rzeszę”) z mieniem prywatnym Polaków wynoszonym z mieszkań i domów. Chodziło o meble, zastawę, dzieła sztuki, ale nawet kable telefoniczne, elektryczne, wszystko, co przedstawiało jakąkolwiek wartość. W ten sposób Niemcy zyskiwali nie tylko pieniądze, ale również pozbywali się w swoim rozumieniu na lata przyszłej konkurencji na europejskich rynkach.

Przy liczeniu reparacji od Niemiec zapomina się, że w grę wchodzą nie tylko ogromne straty materialne Polski i prywatne Polaków (na majątku osobistym), ale także fakt korzystania przez ponad pięć lat z pracy Polaków. Mówiąc w uproszczeniu przez te pięć lat byliśmy eksploatowaną niemiecką kolonią. A im bliżej był koniec wojny i świadomość Niemców, że będą musieli z Polski się wynieść, tym większa była rabunkowa gospodarka. Wycinano bez żadnych skrupułów drzewa czy niszczono instalacje przemysłowe, które w przyszłości mogłyby konkurować z przemysłem niemieckim.

Grabież prywatnych majątków nie została nigdy rozliczona, a nawet oszacowana. Co chwila jednak słyszymy o jakimś sędziwym zbrodniarzu, który zmarł i odkryto u niego zaginione polskie dzieła sztuki. Takie rzeczy można rozpoznać, gdyż są znane i skatalogowane. W wypadku takich „drobiazgów” jak precjoza czy meble po prostu nie ma śladu, skąd się w Niemczech wzięły.

Odszkodowanie dla Grecji, nie dla Polski

Na początku lipca br. pojawiła się w mediach informacja, że eksperci prawni parlamentu niemieckiego (Bundestagu) uznali, iż sprawa reparacji wobec Polski jest zamknięta, natomiast Grecja może liczyć na odszkodowania. Ta gra ma oczywiście na celu rozbicie wspólnego frontu, jaki w tej sprawie prezentowały Polska i Grecja w ostatnim czasie. Dla Niemców jest też prostsze. Straty Greków były bowiem duże, ale nie mają porównania wobec tego, co Niemcy zrobili w Polsce. Haczyk w niemieckich zabawach prawnych polega na tym, że jako najsilniejsze państwo w Europie Niemcy mają ogromne wpływy. W wypadku gdy sądy greckie i włoskie skazywały niemieckie państwo niemieckie na zapłatę odszkodowania za zbrodnie, to Niemcy odmawiali płacenia powołując się na fakt, iż jako państwo mają immunitet.

Polska i Polacy, którzy nie byli winni niemieckich zbrodni, poddawana jest dziś olbrzymiej presji amerykańskiego lobby żydowskiego, aby zdecydowała się przekazać prywatnym organizacjom nieruchomości, które należały do obywateli polskich żydowskiego pochodzenia, a którzy nie zostawili spadkobierców. Z mocy prawa taki majątek przechodzi na skarb państwa. Dlatego na Polskę wywierane są bezprzykładne i brutalne naciski, aby płaciła, chociaż nie ma żadnych podstaw prawnych. W wypadku Niemiec takie podstawy są. Twierdzenie Niemiec, jakoby zrzeczenie się przez polski komunistyczny rząd reparacji wobec komunistycznych Niemiec (Niemieckiej Republiki Demokratycznej) w 1953 r. obowiązywało rezygnację z roszczeń wobec Niemców Zachodnich, nie wytrzymuje krytyki. Polska ma prawa do odszkodowania od Niemców. Ale nie ma siły, aby na dziś je wyegzekwować. Rozwiązaniem może być dogadanie się z lobby żydowskim i uzgodnienie z nimi: chcecie od nas pieniądze, to załatwcie wypłatę od Niemców. Może się okazać, że akcje polskich roszczeń szybko wzrosną. Tak naprawdę zapłacenie przez Niemców za to, co zrobili w Polsce i Warszawie jest konieczne chociażby tylko z tego powodu, aby nigdy nikomu w przyszłości nie przyszło do głowy, że tego rodzaju zbrodnie i grabieże się opłacają.

Opracował: Jarosław Praclewski Solidarność RI, numer legitymacji 8617, działacz Antykomunistyczny