KOŃCZY IM SIĘ TLEN

Mirosław Kokoszkiewicz, Warszawska Gazeta, nr 5, 31.01-6.02.2020 r.

Art. 179. Konstytucji RP: Sędziowie są powoływani przez Prezydenta Rzeczypospolitej, na wniosek Krajowej Rady Sądownictwa, na czas nieoznaczony. Dodajmy do tego, że ta sama konstytucja mówi, że w Polsce ustrój sądów regulują ustawy.

– Ale co tam konstytucja, skoro wyjątkowo prostacka i bezczelna baba, czyli żałosna pierwsza prezes SN Małgorzata Gersdorf postanowiła postawić się ponad konstytucją i jako samozwańczy nadprezydent rozstrzygnąć wraz ze swoimi kolesiami z Sądu Najwyższego, jaki jest status sędziów wyłonionych przez KRS w obecnym składzie. Mało tego – weszła w buty Trybunału Konstytucyjnego i zaczęła rozstrzygać spór kompetencyjny pomiędzy organami władzy, czyli sejmem i Sądem Najwyższym. Jednym słowem Gersdorf rozzuchwalona, a mówiąc dosadniej: rozpaskudzona poparciem totalnej opozycji oraz splendorami, jakie spadły na nią w Niemczech w nagrodę za donosy na Polskę, postanowiła ryć jeszcze głębiej pod naszym państwem, demonstrując, że tak naprawdę ona jest ważniejsza niż ustawa zasadnicza, prezydent, parlament i TK razem wzięci. Podważanie wbrew konstytucji i prerogatywom prezydenta prawa do orzekania jednych sędziów przez innych sędziów to działalność, za którą powinno trafiać się do więzienia, ponieważ konsekwencją takiego działania może być unieważnienie setek, a może tysięcy wyroków godzące w podstawowe prawa polskich obywateli. Naprawdę, jeżeli Gersdorf ma wśród przedstawicieli kasty szczerych, prawdziwych i oddanych przyjaciół, to ci dla jej, a także i swojego dobra już dawno powinni przyodziać ją w kaftan bezpieczeństwa za dalsze degradowanie Sądu Najwyższego, którego autorytet i tak ma już niewyczuwalny puls.

To, co w Polsce dzieje się od 2015 r., to takie dwa w jednym. Po pierwsze jesteśmy świadkami prób całkowitej anarchizacji państwa, a po drugie mamy do czynienia z dążeniami do wywołania wewnętrznej rebelii. Tymczasem w należącej do UE Hiszpanii za taką próbę uznano przeprowadzone w Katalonii referendum niepodległościowe, za co organizatorzy powędrowali za kratki, zaś ówczesna rzeczniczka Komisji Europejskiej Mina Andreeva stwierdziła, że:

– To jest i pozostanie wewnętrzną sprawą Hiszpanii, która musi być traktowana zgodnie z jej konstytucyjnym porządkiem. Komisja Europejska szanuje konstytucyjny porządek w Hiszpanii, w tym decyzje podejmowane przez hiszpański system sądowniczy.

W ostatnich dniach dowiedzieliśmy się również, że TSUE uznał, iż skazany na 13 lat więzienia lider katalońskiej secesjonistycznej partii, Oriol Junąueras, powinien wyjść na wolność, ponieważ chroni go jako eurodeputowanego immunitet. Co na to Sąd Najwyższy Hiszpanii? Otóż zdaniem hiszpańskiego SN skazany pozostanie W więzieniu, łamanie ustawy zasadniczej i próbę rozbicia państwa” Koniec, kropka, pomimo orzeczenia TSUE. Tymczasem w Polsce za łamanie ustawy zasadniczej i próby obalenia legalnej demokratycznej władzy jeździ się za Odrę po nagrody, a Bruksela z wyjątkowym zrozumieniem odnosi się do aktów wymierzonych w wolę polskiego narodu wyrażoną w wyborach.

Dodajmy, że o takim poparciu i silnym mandacie, jaki PiS zdobył w kolejnych wyborach parlamentarnych, partie rządzące w krajach starej unii mogą tylko pomarzyć. Jednak w tym wszystkim jest coś, co budzi coraz większe zdziwienie i wymaga nie tyle postawienia ciekawych pytań, ile pokuszenia się o udzielenie na nie odpowiedzi. Jak wiadomo, w normalnej demokracji, czyli takiej bez przymiotników „socjalistyczna” czy „liberalna” jedynym sposobem na zdobycie bądź odzyskanie władzy jest uzyskanie lepszego wyborczego wyniku niż konkurencja. Mówiąc prościej, trzeba jakoś uwieść wyborczą większość swoją wizją polityczną i pomysłami na rządzenie. Tymczasem w Polsce zbuntowani sędziowie i wspierająca ich totalna opozycja działają ewidentnie w taki sposób, jakby chcieli zniechęcić do siebie coraz liczniejsze rzesze wyborców. Kiedy słucham Małgorzaty Gersdorf albo patrzę na wchodzącego do sejmu wśród gąszczu mikrofonów i kamer zadowolonego z siebie, zbuntowanego sędziego uszczyszyna, zastanawiam, się czy za tymi ich głupkowatymi uśmieszkami i butnymi spojrzeniami rzeczywiście kryje się tak bezdenna głupota oraz brak świadomości, że swoim postępowaniem tak naprawdę tracą kolejnych zwolenników i wzmacniają tych, z którymi prowadzą polityczną wojnę? Jak można odmieniać przez wszystkie przypadki słowo „demokracja” i jednocześnie robić wszystko, żeby w kolejnych wyborach odnieść jeszcze dotkliwszą klęskę? Czy przedstawiciele sędziowskiej kasty i podżegający ich do antypaństwowych działań opozycyjni politycy nie widzą, że w ten sposób przysparzają rządzącym zwolenników, a utracone koryto znika coraz dalej za horyzontem? Przecież Polacy coraz wyraźniej i jaskrawiej widzą, że ta mieniąca się elitą zwykła hołota nie stara się oraz zupełnie nie zabiega o ich poparcie i szacunek, bo za nic ma poparcie własnego społeczeństwa. Oni wyżej cenią protekcję ośrodków zagranicznych, do których meldują się karnie i bezwstydnie na służbę. Wychodzi na to, że wrzeszcząc o obronie demokracji chcą przejąć władzę bez poparcia większości społeczeństwa, czyli przecząc zasadom demokracji.

Neokolonialny sposób myślenia i postępowania państw rozdających karty w Brukseli natrafił w Polsce na polityków i sporą grupę sędziów, którzy nie mają nic przeciwko temu, aby traktować Polaków jako przedstawicieli narodu podbitego i ujarzmionego. To, że bardziej zabiegają o protekcję obcych niż przedstawicieli własnego narodu oznacza, że wierzą, iż ci protektorzy umożliwią im rządzenie Polską wbrew wyrokom demokracji. Demokracja liberalna tak jak socjalistyczna okazuje się nie mieć nic wspólnego z tą prawdziwą, bezprzymiotnikową. Wspieranie przez Brukselę i Berlin zbuntowanych polskich sędziów może być dowodem na prowadzenie jakiegoś wielkiego eksperymentu z zakresu inżynierii społecznej, którym lewactwo i demoliberałowie chcą sprawdzić, czy da się w przyszłości swoje dotychczasowe pozycje zabezpieczyć przed wolą ludów i wbrew demokratycznym werdyktom narodów. Czy w tym kolejnym wielkim politycznym oszustwie główną rolę mają odegrać sądy, czyli trzecia władza?

I właśnie Polska nadaje się idealnie na miejsce takiego eksperymentu, bo choć rządzi u nas Zjednoczona Prawica przy dużym wsparciu społecznym, to jednak niezdekomunizowane i niezreformowane, a przez to na tle Zachodniej Europy najbardziej zdegenerowane polskie sądownictwo jawi się jako największe skupisko laboratoryjnych czerwonych szczurów z fioletowymi żabocikami, gotowych na takie antydemokratyczne eksperymenty. Gotowych na nie także z powodu wyzbycia się jakiegokolwiek poczucia własnej godności i honoru. Oto pierwszy przykład z brzegu.

Na łamach „Deutsche Welle” wpływowa niemiecka prawniczka, Julia Vergin z Państwowego Uniwersytetu w Bonn poproszona o wyjaśnienie, dlaczego reforma polskiego sądownictwa nieodbiegająca (a nawet o wiele łagodniejsza od rozwiązań niemieckich) jest zła, z rozbrajającą szczerością odpowiedziała:

– System obowiązujący w Niemczech obowiązuje dłużej i dlatego wypracował sobie taki mechanizm kontroli i równowagi, który pozwala sędziom zachować niezależność w ich pracy. Ponadto w Niemczech jest coś takiego, co można nazwać kulturą niezależności.

Pamiętajmy, że to nie jest zdanie odosobnione, ale wręcz dominujące w wśród lewactwa w Berlinie i Brukseli. Oto kolejny znak szczególny liberalnej demokracji, czyli notoryczne stosowanie podwójnych standardów w myśl powiedzenia:

– Co wolno wojewodzie, to nie tobie, smrodzie. Co zatem mówią nam i światu tak naprawdę sędziowscy i polityczni kapusie z Polski udający się z donosami na berlińskie i brukselskie salony? Oni takim postępowaniem przyznają i potwierdzają, iż Polacy rzeczywiście stoją niżej kulturowo od ich zachodnich sąsiadów. Gersdorf w tej swojej głupocie i zacietrzewieniu nie ogarnia swoją tępą mózgownicą, że Niemcy wręczając jej, pierwszej prezes SN, kolejne nagrody tak naprawdę klepią ja po tyłku i karczychu tylko za to, że swoim donosicielstwem i gotowością do służenia obcym potwierdza tę polską niższość i prosi o nadzór nad Polską ze strony przedstawicieli „ras kulturowo wyższych” a najlepiej tej aryjskiej typu białego nordyckiego. Ona i jej podobni nie mają nic przeciwko temu, aby potomkowie zbrodniarzy i ludobójców uczyli nas dzisiaj wolności, tolerancji, kultury oraz demokracji, chociaż każdy, kto zna historię wie, że to właśnie Rzeczpospolita Obojga Narodów na przestrzeni wieków słynęła na całym świecie z tych cnót i wartości.

Paradoksalnie ta jawnie zdradziecka i antypolska postawa zbuntowanych politycznych i sędziowskich pseudoelit działa na korzyść nie tylko obecnej władzy, ale także w dłuższej perspektywie służy umocnieniu naszej suwerenności i przyszłej pozycji Polski w świecie. Jest tylko jeden warunek. Tym razem nie wolno okazać słabości. Nie można cofnąć się ani o pół kroku. Trzeba konsekwentnie doprowadzić reformę sądownictwa do końca, nie bacząc na pomruki Berlina, Brukseli czy na kolejne donosicielskie zagraniczne eskapady miejscowych politycznych szmat, jak nazwał to szemrane towarzystwo Piotr Bachurski w swoim tekście z ubiegłego tygodnia.

Mimo wszystko cieszmy się, bo totalna opozycja i sędziowska kasta wkroczyły pięć lat temu na bardzo grząski grunt i w tej chwili tkwią już w tym bagnie po szyję. Więcej odwagi, konsekwencji i cierpliwości, a wkrótce tym szkodnikom zabraknie tlenu, także tego pompowanego z zagranicy. Z powiedzenia „ulica i zagranica” właściwie pozostała im już tylko zagranica, gdyż mimo wielu rozpaczliwych prób nie sąwstanie wykreować jakiegoś kolejnego pajaca z kucykiem, który w ich mniemaniu pociągnie za sobą tłumy. Świadczy o tym choćby żałosna frekwencja pod sejmem podczas ostatniej próby demonstracji przeciwko reformie sądownictwa, gdzie oprócz sędziego Tuleyi, byłego prezesa TK, towarzysza Rzeplińskiego oraz Sorosowego lokaja Aleksandra Smolara z Fundacji Batorego pętała się jakaś żałosna garstka ostatnich cherlawych antypolskich desperatów.

Oni mnożą sobie już tylko przeciwników i wrogów wśród Polaków. A o tym, że władza już się nie cofnie, świadczą choćby te optymistyczne słowa prezydenta i prezesa PiS.

Prezydent Andrzej Duda podczas spotkania z mieszkańcami Zwolenia:

– Próbują nam dzisiaj prawo do posiadania uczciwego wymiaru sprawiedliwości i możliwości do jego naprawy na wszystkie sposoby odebrać. Nie pozwólmy na to, aby inni decydowali za nas. My, Polacy, mamy prawo, aby decydować o samych sobie i naszych prawach. Nie po to walczyliśmy o demokrację. My, Polacy, mamy prawo mówić o swoich prawach, po to walczyliśmy o demokrację. Jestem prezydentem Rzeczpospolitej Polskiej i powiem tak: nie będą nam w obcych językach narzucali, jaki ustrój mamy mieć w Polsce.

Jarosław Kaczyński w Starachowicach:

– Idziemy po tej drodze, drodze nowej, tak bardzo Polsce potrzebnej, wśród wielu trudności. Mogę państwa zapewnić, że mimo nacisków i tu wewnątrz naszego kraju, i na zewnątrz, z tej drogi nie zejdziemy. Rzeczypospolita potrzebuje, jak to już bywało w historii, naprawy. Ta naprawa będzie dokonana.

Sędziowska anarchia

Piotr Lewandowski

Sąd Najwyższy powiedział nam: możemy pod pozorem „interpretacji” bawić się w prawotwórstwo, tworzyć takie prawo, jakie nam pasuje – a wy możecie nam skoczyć Możemy wchodzić w kompetencje władzy ustawodawczej, wykonawczej, Trybunału Konstytucyjnego – a wy możecie nam skoczyć. Możemy podważać i nie stosować się do obowiązujących i prawidłowo uchwalonych ustaw – a wy możecie nam skoczyć. Możemy mieć gdzieś konstytucyjne prerogatywy prezydenta powołującego sędziów – a wy możecie nam skoczyć.

To jest pucz – i to zrobiony pod ewidentnie polityczne zamówienie nie tylko „totalnej opozycji” ale wprost zagranicy. Wzywam więc legalne władze Rzeczypospolitej, by położyły kres temu prawniczemu bezprawiu i anar- chizacji kraju. Ten z gruntu antypaństwowy rokosz należy stłumić wszelkimi możliwymi sposobami. To nie jest już tylko gra o to, kto będzie rządził – to jest kwestia suwerenności państwa. Jeśli się cofniecie, jeśli zadrży wam ręka – naród i historia wam tego nie wybaczą.

I. Manifest „nadzwyczajnej kasty”

Furda prawo, furda Trybunał Konstytucyjny i trójpodział władz, furda Konstytucja – liczy się „najmojsza” racja „nadzwyczajnej kasty” i jej partykularny interes. Tak można najkrócej podsumować uchwałę Sądu Najwyższego, w której poprzebierani w „fartuszki” podopieczni pani przedszkolanki Małgorzaty Gersdorf ostentacyjnie postawili się ponad prawem.

Przypomnijmy, że 23 stycznia 59 sędziów z połączonych składów Izb Cywilnej, Karnej oraz Pracy i Ubezpieczeń Społecznych Sądu Najwyższego ogłosiło, iż… prawo obowiązuje wtedy, gdy im się tak podoba. Inaczej tego wewnętrznie sprzecznego kuriozum zinterpretować nie sposób. Czteropunktowy manifest sędziowskiej elity stanowi bowiem, co następuje: po pierwsze – w odniesieniu do Sądu Najwyższego „nienależyta obsada sądu” zachodzi wówczas, gdy w składzie orzekającym zasiada sędzia powołany przez „nową” KRS; po drugie – również w odniesieniu do sądów powszechnych i wojskowych „nienależyta obsada sądu” ma miejsce, gdy w składzie znajdzie się sędzia powołany przez obecną KRS, ale – uwaga – tylko wtedy, gdy „wadliwość procesu powoływania prowadzi, w konkretnych okolicznościach, do naruszenia standardu niezawisłości i bezstronności”; po trzecie – uchwała nie ma zastosowania do orzeczeń wydanych przed jej ogłoszeniem; po czwarte – ale za to w przypadku Izby Dyscyplinarnej SN uchwała ma zastosowanie do orzeczeń bez względu na datę ich wydania.

II. Anarchizacja prawa

Jednym słowem kompletny chaos. Rozbierzmy to sobie na czynniki pierwsze. Najbardziej rygorystyczny jest punkt pierwszy, odnoszący się do samego Sądu Najwyższego. Tu przynajmniej nie ma wątpliwości – wg stanowiska SN sędzia powołany do tegoż Sądu Najwyższego na mocy znowelizowanych przepisów o Krajowej Radzie Sądownictwa nie może orzekać i koniec. Inna rzecz, że SN jest tu „sędzią we własnej sprawie” co już samo przez się może budzić wątpliwości.

Ale już w kolejnym punkcie, odnoszącym się do „zwykłych” sądów (a więc tych, z którymi najczęściej mają kontakt przeciętni Polacy), robi się istny bajzel, bowiem w przypadku „nowych” sędziów należałoby każdorazowo badać, czy aby „wadliwość” ich powołania nie prowadzi „w konkretnych okolicznościach” „do naruszenia standardów niezawisłości i bezstronności” Rozumieją Państwo coś z tego? Kto miałby o tym rozstrzygać? Jaki organ? Prezes danego sądu? Sąd Najwyższy? Sąd Ostateczny? Na mocy jakich przepisów i w jakim trybie? Proszę przy tym zwrócić uwagę, że chodzi o „konkretne okoliczności” – a zatem w jednej sprawie dany sędzia mógłby orzekać, bo pomimo „wadliwości procesu powołania” nie stwierdzono by zagrożeń dla „standardów niezawisłości” ale w innej sprawie, gdy takie „zagrożenia” by „stwierdzono” – już nie.

Przecież to absurd, nie mówiąc już o tym, że jest to czysta uzurpacja – sędziowie SN stworzyli sobie kompletnie uznaniową pseudoprocedurę niemającą odzwierciedlenia w żadnych obowiązujących przepisach, by wedle własnego widzimisię decydować, czy sędzia ma prawo do orzekania w konkretnych sprawach. Łatwo sobie wyobrazić ten chaos – do tej pory na mocy obecnych przepisów powołano już ponad 380 sędziów i asesorów i co – kto i na jakiej podstawie ma decydować, czy dany sędzia może orzekać np. w sprawie o kradzież z włamaniem, ale już nie w sprawie o zabójstwo?

Żeby było jeszcze ciekawiej – uchwała SN nie dotyczy sądów administracyjnych. Więc jak to jest? Tych kilkunastu sędziów, których powołano na wniosek nowej KRS do sądów administracyjnych, zostało powołanych „wadliwie” czy „niewadliwie”? Mogą orzekać czy nie? Czym ich status różni się od sędziów sądów cywilnych, karnych i wojskowych? Bo to są kompetencje Naczelnego Sądu Administracyjnego? A cóż to szkodzi – jak już iść na rympał w uzurpowaniu sobie prerogatyw, to na całego…

Sąd Najwyższy powiedział nam: możemy pod pozorem „interpretacji” bawić się w prawotwórstwo, tworzyć takie prawo, jakie nam pasuje – a wy możecie nam skoczyć Możemy wchodzić w kompetencje władzy ustawodawczej, wykonawczej, Trybunału Konstytucyjnego – a wy możecie nam skoczyć. Możemy podważać i nie stosować się do obowiązujących i prawidłowo uchwalonych ustaw – a wy możecie nam skoczyć. Możemy mieć gdzieś konstytucyjne prerogatywy prezydenta powołującego sędziów – a wy możecie nam skoczyć.

Lecz to dalece nie koniec. Jak czytamy w punkcie trzecim uchwały, jej postanowienia nie mają zastosowania do już wydanych wyroków. A to niby dlaczego? Bo prawo nie działa wstecz? Ale skoro sędziowie zostali powołani „wadliwie” to znaczy, że ich wyroki nie były ważne od samego początku! A tych wyroków mogło się już nagromadzić, bagatela, kilkaset tysięcy. Więc co – do momentu wydania uchwały byli „ważni” a teraz jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wróżki Gersdorf zrobili się nagle „wadliwie powołani” i „nieważni”? I dopiero od teraz należy sprawdzać, czy „w konkretnych okolicznościach” nie naruszą aby „standardów”? Wynikałoby z tego, iż są to sędziowie „półwadliwi”- raz tak, raz inaczej – w zależności od samopoczucia instancji oceniającej. Tyle że, jak nadmieniłem, dowcip w tym, że nie wiadomo, kto i jaki organ miałby być ową instancją… No dobrze, przyjmijmy, że w trybie nadzoru w zakresie orzekania byłby to Sąd Najwyższy – oznaczałoby to, że SN musiałby od dzisiaj zajmować się wyłącznie sprawami owych „półwadliwych” ponad 380 sędziów i na nic innego nie wystarczyłoby już mu mocy przerobowych.

No i wreszcie kwestia Izby Dyscyplinarnej. Tutaj już wyroki są „nieważne” od samego początku – a zatem, w kontraście do opisanych wyżej prawnych konwulsji, mamy iście poruszającą jednoznaczność. Tylko znów, do kurki wodnej, dlaczego? Czym akurat Izba Dyscyplinarna zasłużyła sobie na tak surowe potraktowanie, a sądy powszechne już nie? Czym różnią się wydane dotąd orzeczenia jednego z 380 sędziów sądów powszechnych od tych wydanych przez Izbę Dyscyplinarną? Gdzie tu sens, gdzie logika i elementarna konsekwencja? Oczywiście wiemy w czym rzecz – Izba Dyscyplinarna burzy poczucie bezpieczeństwa i bezkarności „nadzwyczajnej kasty’; więc należy ją „unieważnić” „po całości”. A z sędziami niższych instancji, powiada nam „kasta” damy sobie radę punktowo, spacyfikujemy ich poczuciem niepewności co do prawomocności ich statusu. Niech no tylko który bryknie…

III. Sędziowska dyktatura

Podsumowując, mamy do czynienia z anarchizacją prawa. Stworzono oto adhoc nieistniejącą dotąd w systemie sądowniczym nową kategorię – sędziów „półlegalnych” teoretycznie zachowujących swój status (choć „wadliwy”), ale arbitralnie pozbawionych prawa do orzekania. Co to oznacza? Otóż Sąd Najwyższy powiedział nam: możemy pod pozorem „interpretacji” bawić się w prawotwórstwo, tworzyć takie prawo, jakie nam pasuje – a wy możecie nam skoczyć. Możemy wchodzić w kompetencje władzy ustawodawczej, wykonawczej, Trybunału Konstytucyjnego – a wy możecie nam skoczyć. Możemy podważać i nie stosować się do obowiązujących i prawidłowo uchwalonych ustaw – a wy możecie nam skoczyć Możemy mieć gdzieś konstytucyjne prerogatywy prezydenta powołującego sędziów – a wy możecie nam skoczyć. Możemy to wszystko, bo jesteśmy nadzwyczajną kastą – mułłami w togach i ajatollahami prawa. Nie odpowiadamy przed nikim i niczym, a już zwłaszcza przed społeczeństwem i jego przedstawicielami – sami się wybieramy i powołujemy, bo to MY jesteśmy prawdziwym suwerenem i chrzanimy głęboko to, że konstytucja mówi co innego.

Innymi słowy, Sąd Najwyższy poszedł za wezwaniem prezesa Europejskiego Stowarzyszenia Sędziów Jose Mato, który podczas Marszu Tysiąca Tóg powiedział:

– My, sędziowie, będziemy bronić praworządności zamiast prawa ustawy. Będziemy stosować praworządność, a nie prawo ludzi. Tłumacząc na nasze: zamiast prawa będziemy kierowali się własnymi „objawieniami” decydując co jest „praworządne” a co nie. Tak podbechtany prawniczy establishment ogłosił zatem ni mniej, ni więcej, tylko zmianę ustroju z demokracji na sędziowską dyktaturę – sądokrację. To jest pucz – i to zrobiony pod ewidentnie polityczne zamówienie nie tylko „totalnej opozycji” ale wprost zagranicy. Wzywam więc legalne władze Rzeczypospolitej, by położyły kres temu prawniczemu bezprawiu i anarchizacji kraju. Ten z gruntu antypaństwowy rokosz należy stłumić wszelkimi możliwymi sposobami. To nie jest już tylko gra o to, kto będzie rządził. To jest kwestia suwerenności państwa. Jeśli się cofniecie, jeśli zadrży wam ręka – naród i historia wam tego nie wybaczą.

Opracował: Wiesław Norman – Solidarność RI, kombatant antykomunistyczny opozycji (nr leg. 264 z roku 2015), założyciel Wolni i Solidarni Kornela Morawieckiego Region Częstochowski, Śląski i Małopolski