Nikt nie spostrzega w tym zgiełku, część 2

Agnieszka Dębska, Karta, nr 56/2008

Z manifestu Tymczasowego Rządu Ludowego Republiki Polskiej:

Warszawa. Józef Piłsudski z rtm. Bolesławem Wieniawą-Długoszowskim po powrocie z Magdeburga. Fot. PAP/CAF

Do Ludu Polskiego! Robotnicy, włościanie i żołnierze polscy!

Nad skrwawioną i umęczoną ludzkością wschodzi zorza pokoju i wolności. W gruzy walą się rządy kapitalistów, fabrykantowi obszarników, rządy militarnego ucisku i społecznego wyzysku mas pracujących. Wszędzie lud pracujący dochodzi do władzy. I nie zaświta lepsza dola nad narodem polskim, jeśli rdzeń i olbrzymia jego większość, lud pracujący, nie ujmie w swoje ręce budowy podwalin naszego życia społecznego i państwowego.

Lublin, 8 listopada

Bogusław Miedziński:

W gmachu byłego gubernatorstwa mieścił się zarówno rząd, jak i wojskowy sztab Śmi- głego-Rydza [ministra wojny]. W tej części gmachu, którą zajmowało wojsko, panował ożywiony ruch i wrzała nieprzerwana praca, 24 godziny na dobę. […] W drugiej części gmachu, do której od czasu do czasu zaglądać musiałem, panowała pustka i cisza. Moi przyjaciele ministrowie snuli się po korytarzach, odbywali między sobą konferencje w tej czy innej sali, ale życia tam nie było. Brak kontaktu ze światem zewnętrznym był niewątpliwy i uderzający.

Lublin

Hr. Harry Kessler (niemiecki dyplomata odpowiedzialny za kontakty władz niemieckich z Piłsudskim):

[Józef Piłsudski i Kazimierz Sosnkowski] wiadomość o swym uwolnieniu przyjęli z grzecznością pełną godności a la polonaise. Zakomunikowałem im, że ponieważ w mieście wybuchły rozruchy, musimy się spieszyć, i że mogę im z tego powodu dać zaledwie dziesięć minut na spakowanie. Każdej chwili twierdza i jej warty mogły być zaatakowane.

Chodziłem jak na węglach po ogrodzie […]. W końcu zjawili się, każdy z zawiniątkiem. Żołnierze, którzy spostrzegli, co się dzieje, ranni, rekonwalescenci, jeńcy forteczni, gromadzili się na dziedzińcu. […] Przeszliśmy obok zdumionej i przerażonej straży, obeszliśmy wokół twierdzę przez most na Łabie (twierdza jest położona na wyspie) i napotkaliśmy stenotypistkę, która nam zameldowała o pomyślnym przybyciu samochodu na szosę. Siedliśmy doń szybko i ruszyliśmy.

Magdeburg, 8 listopada

O drugiej po południu zaprosiłem Piłsudskiego i jego szefa sztabu Sosnkowskiego, [rotmistrza] Giilpena i [księcia Hermana] Hatzfelda do urządzonego w stylu staroniemieckim pokoju, w głębi restauracji Hillera. We frontowych salach firanki były zapuszczone, wszystkie stoliki zajęte. W głębi hotelu żaden głos z zewnątrz nie dochodził, tylko usługujący kelner od czasu do czasu komunikował nam o wielkich i coraz większych tłumach przeciągających przez Friedrichstrasse. […]

Nastrój w tym cichym, głęboko zasłoniętym pokoju, przy starannie oziębianych lub podgrzewanych winach, przy obiedzie „przedwojennym”, w towarzystwie takiego człowieka jak Piłsudski, kiedy na zewnątrz rozbrzmiewała rewolucja — był przedziwny. Piłsudski poważny, milczący, obawiający się ogromnego wpływu niemieckich wydarzeń na Polskę; Sosnkowski po raz pierwszy ożywiony. Piłsudski, zamknięty w sobie i zamyślony, powtarzał swoją troskę: przybywa za późno, być może za późno, aby ratować Polskę przed bolszewizmem.

Berlin, 9 listopada

Jan Gawroński (słuchacz Szkoły Podchorążych Piechoty):

Warszawa, 10 listopada. Tłum na placu Saskim. Fot. z tygodnika „Świat” nr 46/1918

Wraca z Niemiec Komendant. Lada chwila spodziewany pociąg. Wybiegam. Jeszcze ciemno. Na peronie czeka Zdzisław Lubomirski [członek Rady Regencyjnej] — stoi sam z adiutantem Stanisławem Rostworowskim, inne grupki czekających nie zbliżają się do niego. […] Podchodzę; serdecznie jest zdziwiony moją tu obecnością i moim mundurem. Zaczynamy gawędzić, wyglądając pociągu. „Co za szczęście, że zdołaliśmy uzyskać zwolnienie Piłsudskiego! To ostatnia nadzieja. Może on potrafi opanować sytuację. Bo Rydz zdradził. Kilka dni temu przysięgał na wierność Radzie Regencyjnej, a teraz przeszedł do rządu w Lublinie. Zamiast nam pomagać w utrzymaniu porzgdku — wichrzy. Nigdy nie miałem zaufania do tego malarza.”

Warszawa, 10 listopada

Por. Adam Koc (Komendant Naczelny POW w Warszawie):

Książę Lubomirski był bardzo niespokojny i podniecony, powtórzył kilka razy: „ Wreszcie przyjeżdża, ach, jak to dobrze!”. Bardzo chodziło mi o to, bym pierwszy powitał Komendanta, gdy wysiądzie z wagonu. Wkrótce nadszedł pociąg. Komendant wyszedł z niego w towarzystwie pułkownika Sosnkowskiego. Był blady i oczywiście wyczerpany niewolą, ale widać było, że siły go nie opuściły. Zbliżyłem się do niego i powitałem słowami: „Obywatelu Komendancie, imieniem Polskiej Organizacji Wojskowej witam obywatela Komendanta w stolicy”. Komendant odsalutował mi. Książę Lubomirski przeprowadził go do swego samochodu, w którym zajęli miejsce z rotmistrzem Rostworowskim, ja również wsiadłem do tego samochodu.

Warszawa, 10 listopada

Książę Zdzisław Lubomirski (regent):

Warszawa, 11 listopada. Józef Piłsudski przemawia do tłumów przed Pałacem Namiestnikowskim. Fot NAC

Pojechaliśmy na Frascati. Tam przedstawiłem Piłsudskiemu stan rzeczy, wyraziłem przekonanie, że powinien prędzej czy później objąć władzę w Warszawie. Piłsudski na to mi odpowiedział: „Ja muszę pojechać do Lublina”. […] Chciał nawet tam zaraz jechać, ja mu to odradzałem […].

Na mój zarzut, iż rząd lubelski nie jest rządem ogólnonarodowym, ale partyjnym, odpowiadał: „Tak, ale jest on na wolnej ziemi”. „Panie Komendancie, mam przekonanie, że tu też lada dzień ziemia będzie wolna” — dowodziłem. „No, ja zobaczę” — mówił Komendant.

Warszawa, 10 listopada

Por. Adam Koc:

Samochód z Piłsudskim zajechał przed dom przy ulicy Moniuszki 2; pensjonat panien Romanówien. […] Zauważyłem, że Komendant wyjeżdżając z dworca z księciem Lubomirskim nie miał ze sobą żadnych rzeczy: ani walizki, ani nawet jakiegoś pakunku. […]

Jedna z panien Romanówien przybiegła do mnie z tym, że kąpiel jest już przygotowana, ale nie ma świeżej zmiany bielizny. Po chwili wszedł „Tatar” [por. Konstanty Abłamowicz] i zapytał, czy wiem, jaki numer kołnierzyka nosi Komendant. Odpowiedziałem, że nie wiem, ale niech się nie spodziewa, że zapytam o to Komendanta. […] Trzeba pojechać do sklepu z galanterią męską […] i przywieźć różnej bielizny po sześć sztuk każdego rodzaju, a koszul od 37 numeru kołnierzyka do 43, wtedy na pewno natrafi się na odpowiedni rozmiar […]. „Tatar” załatwił zakupy bardzo szybko. […]

Komendant mógł teraz się przebrać. […] Panny Romanówny zabrały się zaraz do czyszczenia munduru, z cicha popłakując nad jego stanem; był stary i bardzo zniszczony.

Warszawa, 10 listopada

Ppor. Wiktor Tomir Drymmer (członek POW):

Warszawa. Zdejmowanie niemieckich napisów na rogu Wierzbowej i Trębackiej. Fot. z tygodnika „Świat” nr 46/1918

Na samą wieść, że Komendant już jest, sformował się pochód. Entuzjastyczny tłum począł posuwać się Aleją Jerozolimską w kierunku Nowego Światu, wznosząc okrzyki na cześć Komendanta, przeciw okupantom i na cześć Niepodległej Polski. Z podległym mi plutonem posuwałem się na czele pochodu. Śpiewaliśmy pieśni patriotyczne, wiwatowaliśmy i domagaliśmy się niepodległości Polski. Gdy przekroczyliśmy przecznicę ulicy Brackiej, zobaczyłem skręcający w naszym kierunku tramwaj z dużą literą N, oznaczającą, że jest to wagon dla wojskowych Niemców.

Tramwaj posuwał się prosto na nas. Motorniczy widząc nieustępujący tłum — zahamował. Stojący obok motorniczego, jako ochrona, żołnierz niemiecki zaczął powoli podnosić karabin do strzału. Orientowałem się, co może zrobić strzał karabinowy oddany w gęsty tłum. Strzeliłem do Niemca. Osunął się do nóg motorniczego. Mój strzał wywołał eksplozję strzałów ze strony mego plutonu do Niemców skupionych w tramwaju.

Otaczający nas tłum rozproszył się, część leżała na jezdni, chroniąc się przed pociskami. Do plutonu mego strzelano z okien pierwszego piętra, gdzie mieścił się warszawski oddział Feldpoiizei. Nakazałem wycofanie się. Opodal mnie leżał młody człowiek, bluzgając krwią z przestrzelonej szyi’. Z kolegą Zawadzkim zanieśliśmy go do pobliskiego sklepu z obuwiem. Próba zatamowania krwi była beznadziejna. Zmarł na moich kolanach.

Warszawa, 10 listopada

Z artykułu w „Kurierze Warszawskim”:

Manifestacje Żydów-bolszewików i wrogie ich wrzaski przeciwko Polsce, przeciwko żołnierzom polskim, wywołały w całym społeczeństwie polskim nastrój, jakiego z góry należałoby się spodziewać. […] Czas najwyższy, aby powiedzieć otwarcie Europie, do czego nacjonalizm żydowski u nas dąży i aby temu nacjonalizmowi dowieść, że my doskonale rozumiemy jego tendencję, że orientujemy się w sytuacji, że robimy wprost nadludzki wysiłek, aby zadeptać ten lont, który on do beczki z prochem przykłada. Cała Warszawa rozbrzmiewała wczoraj echami „rewolucji żydowskiej”. Tym słowem ochrzcił lud polski awantury uliczne wywołane w godzinach popołudniowych i wieczornych przez pospólstwo żydowskie pod komendą zawodowych agitatorów.

Tłum nalewkowski już w sobotę wieczorem urządził wiec uliczny, rozbrzmiewający wrzaskami: „Precz z Polską, niech żyje bolszewizm!”. A wiece te i pochody powtórzyły się wczoraj, przy czym wydawano okrzyki tak prowokacyjne, jak „Precz z Piłsudskim!”, „Precz z armią polską!”.

Warszawa, 10 listopada

Maria Dąbrowska (pisarka) w dzienniku:

Dziś przyjechał Piłsudski. Teraz doprawdy cała w nim nadzieja. Dziś to d[a niego czas próby. Gdy dawniej działał, mógł być jednak tylko zawsze igraszką wypadków, teraz może je w istocie ująć w swe ręce.

[…] Wczoraj były trzy dodatki nadzwyczajne. Dziś — dwa. Każda godzina coś przynosi. Co przyniesie ta noc?

Warszawa, 10 listopada

Por. Ignacy Boerner (członek POW):

Warszawa. Rozbrajanie Niemców. Fot. DPO

O dziewiątej rano udałem się do kwatery głównej Komendanta Piłsudskiego, gdzie zastałem pułkownika Sosnkowskiego, który poinformował mnie, że Komendant jest w tej chwili w niemieckiej Radzie Żołnierskiej […]. Przed gmachem „gubernatorskim” zastałem Liczny tłum, który zachowywał się bardzo niespokojnie i czuło się, że chciałby wedrzeć się do wnętrza gmachu, aby rozbroić stacjonujących tam żołnierzy. Od kroku tego powstrzymywała go świadomość, że w gmachu przebywa Komendant Piłsudski.

Po wejściu na salę przedstawił mi się niezwykły widok. Duża sala przepełniona była żołdactwem niemieckim, niedawno tak butnym, bezwzględnym i hardym, a dziś stanowiącym bezwolną, przestraszoną gromadę, która drżała o swoją skórę, obawiając się jakiejś niezwykłej potęgi POW, która ich zniesie, rozprawi się z nimi krwawo za doznane krzywdy. […] Cisza panowała niezwykła, a wśród tej ciszy padały krótkie, zwięzłe, mocne, żołnierskie słowa Komendanta.

Warszawa, 11 listopada

Józef Piłsudski w przemówieniu:

Żołnierze niemieccy! Przemawia do was więzień stanu dotychczasowego waszego rządu. Rząd wasz doprowadził was nad brzeg przepaści, lecz wyście wydarli z jego rąk władzę i ustanowiliście swój własny, żołnierski rząd! Wyście zmęczeni tym pięcioletnim blisko krwawieniem się. Celem waszego nowego rządu, Rady Żołnierskiej, jest doprowadzenie szczęśliwe was do waszych chat, do waszych żon i dzieci, do waszej ojczyzny. Pamiętajcie, że stać się to tylko wtedy może, jeżeli okażecie absolutny posłuch tej waszej nowej władzy. Znajdujecie się wśród narodu, który wasz dotychczasowy rząd traktował bezwzględnie, z całą brutalnością. Ja, jako przedstawiciel narodu polskiego, oświadczam wam, że naród polski za grzechy waszego rządu nad wami mścić się nie chce i nie będzie! Pamiętajcie, że dosyć krwi popłynęło, ani jednej kropli krwi więcej!

Warszawa, 11 listopada

Mieczysław Jankowski (działacz społeczny):

Warszawa żyła w tych dniach na ulicy. Zrozumiałe podniecenie ogarnęło wszystkich. Każdy chciał się czegoś dowiedzieć, na ulicach tworzyły się grupki ludzi omawiających żywo wypadki. […] Ludzie poruszali się szybko, każdy patrzył z ciekawością naokoło, każdy czegoś wyczekiwał, zawiązywały się rozmowy między ludźmi nieznajomymi.

Niemców spotykało się niewielu i nie mieli już tak butnych min, jak poprzednio, większość z nich miała już na mundurach czerwone, rewolucyjne kokardki […]. Ludność samorzutnie zaczęła rozbrajać żołnierzy, którzy poddawali się temu przeważnie bez protestu. Zaraz na ulicy Wareckiej spotkałem jakiegoś wojskowego niemieckiego, silnego, rosłego mężczyznę, za którym biegł mały 12—13-letni uczniaczek. Gdy go dogonił, zatrzymał go i kazał mu oddać broń, a duży Niemiec bez słowa odpiął pas i oddał mu szablę.

Warszawa, 11 listopada

Maria z Łubieńskich Górska (ziemianka):

Warszawa, Krakowskie Przedmieście. Rekwizycja niemieckiego samochodu wojskowego przez oddział dowborczyków. Fot. CAW

Pierwszy to dzień prawdziwie niepodległej Polski, oczyszczonej od Moskala i Niemca, jesteśmy nareszcie sami, co marzone — ziszczone, co kochane — otrzymane… Pan Bóg zrobił dla nas wszystko; obyśmy dzieła Jego nie psuli. […]

Wojsko niemieckie, idąc za przykładem Berlina, bez oporu broń rzuca. Mamy więc już i karabiny, i kartaczownice, i amunicję, i duże zapasy surowców, żywności, ubrań, samochodów. Łatwa ta zdobycz upaja miasto, ulice przepełnione, ludzie płaczą z radości, ściskają się nieznajomi. „Mamy Polskę!”— mówią głośno. […] Radość ogólna, dzień to przepiękny, cudowny, o którym tylko w snach się marzyło.

Warszawa, 11 listopada

Zygmunt Zaremba (członek władz Polskiej Partii Socjalistycznej):

Wypadło mi razem z Zofią Praussową prowadzić 11 listopada grupę manifestantów z Woli. Około tysiąca robotników ze sztandarem partyjnym na przedzie ruszyło ku Śródmieściu. Na rogu Żelaznej połączyliśmy się z tak samo liczną grupą z Powązek. W pochodzie prawie sami mężczyźni. Wielu z nich z ciężkimi laskami. Na czele i po bokach milicja z opaskami. Niewykluczone było napotkanie oporu i starcie. Nastrój zdeterminowany. […]

W czasie marszu łącznik przyniósł nam wiadomość, że Piłsudski przyjechał […]. Zdecydowaliśmy […] przedstawić Piłsudskiemu żądania robotników. […]

Wystąpił Tadeusz Szturm de Sztrem i powiedział, wskazując na trzymany w ręku mały sztandar Pogotowia Bojowego: „Ten oto sztandar rozwijaliśmy w akcjach Pogotowia Bojowego PPS, kontynuującego tradycje Organizacji Bojowej. Stańcie z tym sztandarem na czele całego polskiego ludu”. Piłsudski, dotychczas towarzysko uprzejmy, swobodnie rozmawiający, teraz był wyraźnie zakłopotany. Po pewnej chwili skupienia uwagi, wśród nagle zaległej kompletnej ciszy, odpowiedział: „Nie mogę przyjęć znaku jednej partii, mam obowiązek działać w imieniu całego narodu”.

Warszawa, 11 listopada

Odezwa Rady Regencyjnej do narodu polskiego:

Wobec grożącego niebezpieczeństwa zewnętrznego i wewnętrznego, dla ujednolicenia wszelkich zarządzeń wojskowych i utrzymania porządku w kraju, Rada Regencyjna przekazuje władzę wojskową i naczelne dowództwo wojsk polskich, jej podległych, brygadierowi Józefowi Piłsudskiemu.

Po utworzeniu Rządu Narodowego, w którego ręce Rada Regencyjna, zgodnie ze swymi poprzednimi oświadczeniami, zwierzchnią władzę państwową złoży, brygadier Józef Piłsudski władzę wojskową, będącą częścią zwierzchniej władzy państwowej, temuż Rządowi Narodowemu zobowiązuje się złożyć, co stwierdza podpisaniem tej odezwy.

Warszawa, 11 listopada

Maria Dąbrowska w dzienniku:

Przez cały dzień na ulicach tłumy. Ruch tramwajowy normalny. Wszędzie samochody z naszymi żołnierzami. […] W tym wszystkim wstaje Polska. I nikt nie widzi, jak jest piękna. Nikt nie spostrzega w tym zgiełku.

Warszawa, 11 listopada

Z odezwy Komisariatu Naczelnej Rady Ludowej (organizacji niepodległościowej powiązanej z Komitetem Narodowym Polskim):

Lwów, listopad. Polscy uczestnicy walk o miasto. Fot. MNW

Opierając się na zaufaniu żołnierza i obywatela polskiego, Naczelna Rada Ludowa zdobytej władzy wydrzeć sobie nie pozwoli. Przedstawiciele jej wypowiedzieli to bawiącym w Poznaniu ministrom pruskim, którzy się z tym stanem rzeczy pogodzić musieli. Uporządkowanie nowych prawnych stosunków nie może nastąpić od razu, ale stanie się to niebawem. Odpowiadałoby uczuciom narodu, gdyby nasza ziemia złączyła się od razu z Macierzą — Ojczyzną. Rozum polityczny, względy na politykę wewnętrzną i zewnętrzną nakazują nam nie zrywać ostatnich nici łączących nas z Berlinem, lecz pozostawić ostateczne określenie zachodnich granic Polski kongresowi pokojowemu. […]

Celem polityki naszej jest zawsze: Zjednoczona, Niepodległa Polska z własnym wybrzeżem morskim.

Komisariat NRL: ks. Stanisław Adamski, Wojciech Korfanty, Stefan Łaszewski, Adam Poszwiński, Józef Rymer, Władysław Seyda Poznań, 11 listopada

Z odezwy Józefa Piłsudskiego do społeczeństwa polskiego:

Obywatele i obywatelki! […]

Okupacja w Polsce przestaje istnieć. Żołnierze niemieccy opuszczają naszą Ojczyznę. Rozumiem w pełni rozgoryczenie, jakie we wszystkich kołach społeczeństwa obudziły rządy okupantów. Pragnę jednak, abyśmy nie dali się porwać uczuciom gniewu i zemsty. Wyjazd władz i wojsk niemieckich musi odbyć się w najzupełniejszym porządku. […] Obywatele! Wzywam Was wszystkich do zachowania zimnej krwi, do równowagi i spokoju, jaki powinien panować w narodzie pewnym swej wielkiej i świetnej przyszłości.

Warszawa, 12 listopada

Juliusz Zdanowski (polityk prawicowy związany z Radą Regencyjną) w dzienniku:

Gazety przyszły z Warszawy. […] Daszyński złożył w ręce Piłsudskiego decyzję co do losu swego gabinetu. Odbywa się wokół Piłsudskiego szalony taniec. Co on zrobi ze złotym rogiem?

Lublin, 12 listopada

Bogusław Miedziński:

Warszawa, 17 listopada. Pochód Stronnictwa Narodowo-Demokratycznego — wyraz protestu przeciwko mianowaniu premierem Ignacego Daszyńskiego. Fot. MN

Już 24 godziny po przybyciu do Warszawy Ignacego Daszyńskiego, Komendant, wracając późnym wieczorem z całodziennych konferencji, zauważył mnie w poczekalni, przywołał do siebie, odszedł ze mną na bok i przyciszonym głosem powiedział:

— Macie już skutki waszego „mądrego” pośpiechu w Lublinie. Z Ignacym do ładu dojść nie mogę. Rozmawia ze mną, jak gdyby był na wiecu w ujeżdżalni. Gniewem ludu mi grozi i barykadami. Nie rozumie i nie widzi, co stoi przed nami, że musimy myśleć o całych dzielnicach kraju, gdzie wpływ lewicy jest minimalny; że musimy zorganizować nie tylko Radę Ministrów, ale cały aparat administracyjny; że musi powstać skarb, że trzeba uruchomić fabryki; osłonić się wojskiem, które trzeba uzbroić, nakarmić, odziać. Że na to wszystko trzeba ogromnego wysiłku i trzeba zaprząc wszystkie siły, wszystkich ludzi, których lewica ma właśnie najmniej. Nie myśli o tym, że będziemy potrzebowali pomocy, pomocy z zewnątrz; że Paryż jest ważny, nie tylko Warszawa i Kraków. Świat na nas patrzy i musimy mu się zaprezentować jako naród zdolny do pełnego wysiłku, a nie gromada skłóconych gadułów, gotowych strzelać do siebie o podział strzępów władzy.

Warszawa, 12 listopada

Józef Piłsudski w rozkazie do wojska polskiego:

Żołnierze!

Obejmuję nad Wami komendę w chwili, gdy serce w każdym Polaku bije silniej i żywiej, gdy dzieci naszej ziemi ujrzały słońce swobody w całym jej blasku. Z Wami razem przeżywam wzruszenie tej godziny dziejowej, z Wami razem ślubuję życie i krew swoją poświęcić na rzecz dobra Ojczyzny i szczęścia Jej obywateli.

Żołnierze! W ciągu wojny światowej w różnych miejscach i warunkach tworzyły się próby formacji wojskowych polskich. Przy kalectwie — zdawało się — nieuleczalnym naszego Narodu, próby, nawet gdy były szczytne i bohaterskie, były z konieczności karle i jednostronne. Pozostałością tych stosunków jest niejednolitość szkodliwa wojsku. Liczę na to, że każdy z Was potrafi siebie przezwyciężyć i zdobędzie się na wysiłek dla usunięcia różnic i tarć, klik i zaścianków.

Warszawa, 12 listopada

Zofia Nałkowska (pisarka):

Polska, szalona i radosna z odzyskanej wolności, leży dziś między Rosją bolszewicką i zrewolucjonizowanymi, socjaldemokratycznymi Niemcami. Ogromne, tak ciężko okupione zwycięstwo partii Piłsudskiego wydaje mi się już teraz zakreślone na krótką metę. Ich socjalizm nie może mieć tych wywrotowych, niszczących aspiracji, dla nich zbyt jeszcze jest cenne odzyskanie kraju. I tym razem los chciał, że Polska jest spóźniona. Gdy w Niemczech zrzucono Wilhelma, to na gmachach rządowych zamiast barw narodowych wywieszono czerwony sztandar. […] Polacy u siebie, z tym samym nakładem rewolucyjnej energii, zawieszają barwy narodowe; chciałabym nawet ja osobiście, aby przecież pozwolono im wisieć choćby parę miesięcy.

Warszawa, 13 listopada

Z listu kobiet polskich do Ukraińskiej Rady Narodowej:

Warszawa, listopad. Józef Piłsudski w koszarach Legii Akademickiej. Fot. NAC

Mord, gwałt, rabunek panuje wszechwładnie we Lwowie. Giną setkami bezbronni, kobiety, dzieci. Żołnierze ukraińscy wpadają rabując do mieszkań, nie tylko pijani, lecz nawet trzeźwi strzelają na ulicach do przechodniów, mordują stojących w oknach. […]

W chwili, gdy wyciągnęliśmy do Was dłoń bratnią, napadliście nas podstępnie, w nocy, zmówiwszy się z najgorszym wrogiem wszystkich Słowian — Niemcami. ZmówiLiście się z nimi przeciwko nam, swoim braciom; czy, ślepi, nie widzicie, że narzędziem jesteście tylko piekielnej intrygi, zdążającej do jak największego osłabienia i wyniszczenia Słowian? Napadnięci podjęliśmy walkę, choć sprzeciwia się ona zarówno rozumowi, jak uczuciom naszym.

Lwów, listopad

Abp Józef Bilczewski (arcybiskup lwowski obrządku łacińskiego) w liście do abp. Andrzeja Szeptyckiego (greckokatolickiego metropolity Lwowa):

I ja wciąż myślę o naszym pośrednictwie wobec obu stron walczących, ale na Twoich nie mam wpływu. Gdyby nam umożliwiono zebranie się wspólne, rzecz poszłaby łatwiej. […]

Oby walka bratobójcza jak najprędzej się skończyła, boć przecież idzie po wszystkim na nas Sąd Boży.

Lwów, listopad

Z listu mieszkańców Lwowa do Polskiego Komitetu Narodowego:

Krew, która leje się na ulicach Lwowa, nie zbliży nas do siebie, lecz pogłębi rozwartą między nami przepaść i powiększy nienawiść od przeszło stu lat przez Austrię celowo podniecaną. […] W takiej to chwili, nie mając ani zorganizowanego państwa, ani rządu, armii, ni pieniędzy, gdy głód się szerzy, a zima nadchodzi — zaczynamy walkę z Rusią, zamiast szukać zgody i sprzymierzeńca w powstającym jednocześnie bratnim narodzie.

Lwów, listopad

Maciej Rataj (działacz ludowy):

Mimo mizerii żywnościowej, mimo braków wszelkiego rodzaju — światła elektrycznego, wody, mimo pocisków siejących śmierć, nie usłyszałeś słowa żalu, goryczy przeciw tym, którzy, broniąc polskości Lwowa, narażali znaczną część ludności polskiej tegoż Lwowa na niedostatek, śmierć; nie usłyszałeś u nikogo — czy to był „burżuj”, czy proletariusz — „niechby już zostawili Ukraińcom miasto”. Zapanowała jakaś zaciętość, zapamiętałość, którą obserwować można było przez cały czas walki o Lwów.

Lwów, listopad

Por. Antoni Jakubski:

13 listopada wieczorem inżynier Stanisław Widomski odczytał nam projekt ugody z Rusinami, polegający krótko i węzłowato na tym, że nam wolno wycofać się ze Lwowa bez broni i odejść za San, skąd ewentualnie z odsieczą można by wrócić. […] Kapitan Mączyński zrozpaczony zwiesił głowę i podparł ją dłońmi, mówił głosem przyciszonym, że ofiary są krwawe straszliwie, że przed nami coraz większa odpowiedzialność za krew przelaną, więc co robić. Sam zdania nie wypowiedział ani decyzji nie zdradzał. Nastrój złowróżbny spadł na nas. Odzywam się na to głośno, że wobec takiego nastroju należy Komendę rozwiązać, a sam odchodzę do kapitana Boruty-Spiechowicza, bo szkoła Sienkiewicza [centralny punkt oporu] trzymać się będzie dalej, bez względu na decyzję Komendy. […]

Wtem, jak w napadzie szału, zrywa się doktor Mejbaum i przeraźliwym głosem zaczyna wołać: „Judasze, Polskę sprzedajecie! Hańba wam i dzieciom waszym!”. Gwałtowny, histeryczny atak zrobił swoje. Mączyński ze spokojem opanowanego i zrównoważonego człowieka powstał i zadecydował: „Trudno, zadanie powzięliśmy wielkie, niech krew nowych ofiar spadnie na nas”.

Lwów, 13 Listopada

Rada Regencyjna w piśmie do Józefa Piłsudskiego:

Stan przejściowy podziału zwierzchniej władzy państwowej, ustanowiony odezwą z dnia 11 listopada 1918, nie może trwać bez szkody dla powstającego Państwa Polskiego. Władza ta powinna być jednolita.

Wobec tego, kierując się dobrem Ojczyzny, postanawiamy Radę Regencyjną rozwiązać, a od tej chwili obowiązki nasze i odpowiedzialność względem narodu polskiego w Twoje ręce, Panie Naczelny Dowódco, składamy do przekazania Rządowi Narodowemu.

Warszawa, 14 listopada

Józef Piłsudski:

Miałem wtedy ciągle do czynienia z próbą wytworzenia jakiegoś centralnego rządu. Wszystkie usiłowania zbliżenia ludzi do siebie, zmuszenia ich do współpracy z sobą, pękały mi w ręku w jednej chwili, gdym tego zagadnienia dotykał. Nikogo namówić nie mogłem, aby przekroczył przekleństwo „getta”, przekleństwo języka „gettowego”, aby Polacy zechcieli się zastanowić nad koniecznością współpracy, nad koniecznością umowy i nad koniecznością ugody już nie z zaborcą, lecz z samymi sobą. […]

Dwa ciężkie dni spędziłem na katorżnej robocie, aby słuchać „gettowych” określeń jednej i drugiej strony, które w żaden żywy sposób punktu stycznego nie zachodziły, bo słowa jednych wzbudzały u drugich od razu słowa przeciwne, bo mur sprzeczności wyrastał natychmiast. Dwa długie katorżne dni spędziłem na słuchaniu tych samych argumentów, powtarzanych co godzina, a sprzecznych z sobą. Zdawało mi się, że mam do czynienia z ludźmi, z których każdy mówi innym językiem, chcąc widzieć w słowach to, czego w tych słowach nie było.

Warszawa, listopad

Z uchwały Stronnictwa Narodowo-Demokratycznego:

Protestując przeciw wszelkim próbom narzucania narodowi samozwańczych rządów, czego wyrazem było powstanie tzw. Rządu Ludowego; protestując przeciw powołaniu osób tegoż samozwańczego rządu, przede wszystkim pana Ignacego Daszyńskiego, na czoło ogólnonarodowego rządu, […] zebrani na wiecu […] uchwalają:

1) żądać utworzenia prawdziwego Rządu Narodowego, złożonego z osób budzących w całym narodzie zaufanie, […]

2) żądać jak najszybszego zwołania Ustawodawczego Sejmu,

3) żądać okazania natychmiastowej zbrojnej pomocy Polakom bohatersko walczącym we Lwowie,

4) żądać dalszego tworzenia armii narodowej polskiej, przy bezwzględnym wyłączeniu z niej cudzoziemców i żywiołów bolszewickich.

Warszawa, 15 listopada

Józef Piłsudski w telegramie do rządów alianckich, państw neutralnych oraz Niemiec:

Jako wódz naczelny armii polskiej, pragnę notyfikować rządom i narodom wojującym i neutralnym istnienie państwa polskiego niepodległego, obejmującego wszystkie ziemie zjednoczonej Polski.

Sytuacja polityczna w Polsce i jarzmo okupacji nie pozwoliły dotychczas narodowi polskiemu wypowiedzieć się swobodnie o swym losie. Dzięki zmianom, które nastąpiły wskutek świetnych zwycięstw armii sprzymierzonych — wznowienie niepodległości i suwerenności Polski staje się odtąd faktem dokonanym.

Państwo polskie powstaje z woli całego narodu i opiera się na podstawach demokratycznych. Rząd polski zastąpi panowanie przemocy, która przez 140 lat ciążyła nad losami Polski — przez ustrój zbudowany na porządku i sprawiedliwości. Opierając się na armii polskiej pod moją komendą, mam nadzieję, że odtąd żadna armia obca nie wkroczy do Polski, nim nie wyrazimy w tej sprawie formalnej woli naszej. Jestem przekonany, że potężne demokracje Zachodu udzielą swej pomocy i braterskiego poparcia polskiej Rzeczpospolitej odrodzonej i niepodległej.

Warszawa, 16 listopada

Z artykułu w ukraińskim dzienniku „Diło”:

Ukraiński Naród nie sięga swoją ręką po cudze dobro. Zachodnioukraińska Republika Ludowa obejmuje tylko ziemie ukraińskie, z przeważającą większością rdzennej ukraińskiej ludności. Kiedy wśród tego ukraińskiego morza są polskie wyspy, my, nie wnikając w to, jak te wyspy powstały (a powstały one w rezultacie wiekowego panowania Polski nad naszą ziemią i naszym narodem), zgodnie z ideałami światowej demokracji, jesteśmy zdania, że polska ludność na naszej ziemi powinna mieć pełną możliwość podtrzymywania i rozwoju swojej narodowej tożsamości.

To znaczy, że walki nie prowadzi się o polskie ziemie, bo my nie chcemy po nie sięgać, ani o narodowe prawa polskiej ludności Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej, bo to są prawa gwarantowane przez fundamentalne prawa Republiki. Krew na ulicach naszej stolicy przelewa się za inną rzecz. Polskie oddziały bojowe podniosły broń przeciw prawu narodu ukraińskiego do własnego istnienia narodowo-państwowego, w obronie „historycznych praw Polski”, aby panować na wieki wieków nad ukraińskim narodem. […]

I dlatego zwycięstwo musi być i będzie po naszej stronie. To my walczymy za prawdę przeciw krzywdom, za wolność przeciw zniewoleniu, za nowy świat wolności i równości. Lwów, 16 listopada [5]

Józef Piłsudski w Uście do gen. Bolesława Roji (dowódcy wojsk polskich w Galicji Zachodniej):

Skoncentrowanie większej siły w Przemyślu ma na celu nacisk na stan rzeczy we Lwowie i przygotowania w celu jego obsady. Wiadomości otrzymane są bardzo sprzeczne, stąd wynika obowiązek częstego informowania.

Poglądy polityczne na sprawę są również sprzeczne — stąd wynika nieokreśloność politycznej instrukcji, którą dać mogę. […] My nie przesądzamy obecnie wcale, jak ostatecznie się ułoży rozgraniczenie pomiędzy Rusią a Polską, nie możemy jednak dopuścić, aby nas wyrzynano i rabowano. Jeśli położenie Wasze będzie dozwalało, to musicie sami zdecydować.

Warszawa, 16 listopada

Opracował: Janusz Baranowski – Tatar Polski, twórca Solidarności, potomek Powstańców Styczniowych, Legionistów, Generałów, Harcerzy, Szarych Szeregów, Żołnierzy Wyklętych