Jeśli kwestionujesz to, co mówi ci państwo lub jego „oficjalni” przedstawiciele lub tradycyjne media, jesteś „teoretykiem spiskowym”, a zatem, według nauki, człowiekiem obłąkanym psychicznie.
dr Robert Kościelny
Pisałem już kiedyś o tym: właściwie każdą teorię naukową – nie mówiąc już o tzw. hipotezach roboczych, intuicjach naukowych itp. – zwłaszcza z dziedziny nauk społecznych i politycznych, można by nazwać teorią spisku. Marksizm ze swymi „prawami dziejowymi” i „walką klas” to teoria spisku złowrogich kapitalistów przeciw proletariatowi, freudyzm z „podświadomością” (podświadomość pacjenta jest świadomością terapeuty, powiadają złośliwi) i fiksacją na temat dominującej roli libido, to z kolei demoniczny spisek niewyżytych seksualnie mężczyzn zawiązany przeciw obiektom swego pożądania, płci obojga i dowolnego wieku. Innymi słowy, marksiści i freudyści to ludzie zaburzeni, którzy swoje kuku na muniu obudowali górnolotnym pustosłowiem. To szaleńcy, zresztą niezwykle groźni dla otoczenia, bo winni śmierci i nieszczęść milionów ludzi. Czego nie da się powiedzieć o wyznawcach reptilian, na przykład. Albo o ludziach, którzy „słyszą głosy” i „mają wizje” Tak mogliby mówić nienawistnicy wszelkiej maści (z wyjątkiem czerwonej i różowej, ma się rozumieć, a zresztą wśród ludzi tej maści nienawistników w ogóle nie ma, są tylko postępowcy) i mieliby zapewne szereg argumentów na obronę swego stanowiska.
Ad rem
Jeśli jakaś teza jest logicznie spójna, zbudowana na racjonalnych podstawach, i za jej pomocą możemy wyjaśnić zjawiska i rzeczy do tej pory niewyjaśnione, należy ją potraktować poważnie, nie czekając, co powie „ekspert” Bo ekspert, jak to ekspert, zwłaszcza rządowy, powie zapewne, że jesteśmy głupi. A my mu na to możemy odpowiedzieć, że głupi to on jest. I to śmiało odpowiedzieć, wszak to właśnie rządowy mędrek, a nie my, sprowadza dyskusję do poziomu piaskownicy.
lain Davis na The Disillusioned Blogger dokonuje obszernej analizy powodów, dla których establishment tak łatwo szafuje zarzutami o uleganiu teorii spisku, zamiast podjąć merytoryczną dyskusję z tymi, którzy kwestionują zapewnienia, że z ust samozwańczych, choć wiele mogących, elit płynie prawda, cała prawda i tylko prawda. I co równie istotne – dlaczego udaje się im przekonać tak wielu ludzi, że to nie mainstream jest zakłamany, tylko ci, którzy ujawniają łgarstwa „mediów głównego ścieku” są żałosnymi paranoikami.
Bloger zaczyna swą opowieść od uwagi, raczej nie budzącej sprzeciwu u stałych Czytelników TS: „Termin «teoria spiskowa® to nic innego jak konstrukt propagandowy mający na celu uciszenie debaty i cenzurowanie opinii na szereg tematów. Marginalizuje i dyskredytuje każdego, kto kwestionuje oświadczenia i edykty państwa i establishmentu – czyli podmiotów publicznych i prywatnych, kontrolujących państwo i czerpiących z niego zyski”.
Ludzie, którzy używają etykiety „teoria spiskowa” będą się nią posługiwać, dopóki będzie ona służyć ich celom propagandowym, i jeszcze jedna bardzo trafna uwaga laina Davisa: „Kłamstwa związane z tym terminem zostały skutecznie zaszczepione w świadomości publicznej. Często propagandyści nie muszą robić nic innego, jak tylko przykleić tę etykietę docelowej opinii, a publiczność natychmiast odrzuci ten punkt widzenia jako «szaloną teorię spiskową®. Niestety, taka odruchowa reakcja zwykle następuje bez uwzględnienia lub nawet znajomości dowodów przedstawionych przez tak zwanego «szalonego teoretyka spiskowego”.
W samej rzeczy, gdy w czasach peerelu mówiliśmy, że prasa i telewizja kłamią, czytaliśmy „między wierszami”, jak to się wówczas mówiło, czyli sprawnie doszukiwaliśmy się drugiego dna w przekazywanej przez czerwony establishment informacji – nikt nie nazywał nas teoretykami spisku, tylko ludźmi, którzy pracowicie i umiejętnie dociekają prawdy. Słusznie postrzegano jako zaburzonych nie tych, którzy odrzucali oficjalną narrację, oragnąc dostać się „pod podszewkę” propagandowego garnituru, gdzie zazwyczaj schowana była rzeczywistość, z roku na rok komunistycznych rządów coraz smutniejsza, ale tych, dla których „Dziennik Telewizyjny” lub „Trybuna Ludu” i jej lokalne mutacje były źródłem prawd objawionych i zbawiennych pouczeń.
Każdy jest teoretykiem spisku Istnieje kilka założeń, na bazie których utworzono fałsz „teorii spisku”. Stworzono „canard” jak pisze Davis, swoistą „kaczkę dziennikarską” która choć ma swoje lata nie tylko żyje, ale również ma się całkiem dobrze. Ale to nie dziw. Wszak karmioną jest twardą walutą i trzymana w złotej klatce różnych Sorosów, Schwabów, Gatesów…
Ważnym założeniem jest to, że w ogóle istnieje grupa ludzi, którą można zidentyfikować jako zespół zwolenników teorii spiskowych. Po drugie, zarzuca się, że wszyscy zwolennicy teorii spiskowych cierpią na ukryte zaburzenia psychiczne. Po trzecie, mówi się, że teoria spiskowa zagraża demokracji, podważając „zaufanie” do instytucji demokratycznych. Po czwarte, zwolennicy teorii spiskowych są rzekomo podatni na ekstremizm i potencjalną radyka-lizację. Po piąte, teorii spiskowej zarzuca się, że nie jest oparta na dowodach, wylicza bloger.
Ferajna dziennikarska działająca pod kryszą pachanów (szefów gangów, w tym wypadku chodzi rzecz jasna o creme de la creme światowych elit) wciska czytelnikom mainstreamowych publikatorów, że „teorie spisku” to specjalność „far right” (skrajnej prawicy), „szowinistów” „białych suprematystów”

Przykładem może być wypowiedź felietonisty „Guardiana” George’a Monbiota, który napisał, że: „Konspiracjonizm” jest paliwem faszyzmu. Prawie wszystkie sławne teorie spiskowe wywodzą się ze skrajnej prawicy lub do niej trafiają”.

Tymczasem gruntowne badania demograficzne tych rzekomych „teoretyków spiskowych” które przeprowadzili politolodzy Joseph Usciński i Joseph Parent w swojej książce z 2014 r. „American Conspiracy Theories” nie potwierdzają opinii takich dziennikarzy jak cytowany wyżej. „Pochodzenie etniczne, płeć, poziom wykształcenia, zatrudnienie i status ekonomiczny, a nawet przekonania polityczne nie miały charakteru dominanty. Jedyną niepodważalną cechą, jaką udało się wyodrębnić [obu politologom], był fakt, że tak zwani zwolennicy teorii spiskowych byli zazwyczaj nieco starsi od średniej w populacji, co być może sugerowało, że sceptycyzm wobec narracji państwowych wzrasta wraz z doświadczeniami życiowymi”. Wnioski wypływające z badań obu uczonych potwierdził profesor Chris French: „Kiedy spojrzymy na dane demograficzne, okaże się że wiara w spiski dotyczy różnych klas społecznych, płci i wieku. Podobnie, niezależnie od tego, czy jesteś po lewej, czy po prawej stronie, równie prawdopodobne jest, że pewnego dnia zobaczysz spiski skierowane przeciwko tobie”.
Dawnych wspomnień gorzki smak
W Związku Radzieckim istniało pojęcie „schizofrenii bezobjawowej” na podstawie, której zamykano w zakładach psychiatrycznych dysydentów. Jednak nie o samą nazwę chodzi, która choć z pozoru dziwaczna, mogłaby dobrze (choć w skrócie zrozumiałym dla specjalistów) opisywać obraz jakiejś bardzo skomplikowanej odmiany schizofrenii, tak jak oddaje ją inne określenie szeroko stosowane w nauce psychiatrycznej na święcie – depressio sine depressione (depresja bez depresji), brzmiące równie paradoksalnie jak wspomniana schizofrenia bezobjawowa, a jednak opisująca realnie istniejące schorzenie.
Chodzi o to, jak rozpoznawano chorobę, której nie było. Schizofrenik bezobjawowy to według radzieckich akademików-psychiatrów taki osobnik, który kwestionował prawdziwość informacji podawanych przez państwowe media oraz państwowych ekspertów, często nobliwych członków Akademii Nauk Związku Radzieckiego. Nawiasem mówiąc, jej lokalnym odpowiednikiem była Polska Akademia Nauk funkcjonująca do dziś. I wspierająca swym autorytetem wszystkie modne teorie spisku antyspiskowego mainstreamu.

Podobne do radzieckiego stanowisko zajmują współcześni an-tyspiskowcy. Neil Levy, filozof oksfordzki, w artykule „Radykalnie uspołeczniona wiedza i teorie spiskowe” stwierdził: „Teoria spiskowa sprzeczna z oficjalną wersją, gdzie oficjalna wersja jest wyjaśnieniem przedstawionym przez (odpowiednie) autorytety epistemiczne [poznawcze], jest prima facie nieuzasadniona. […] Dzieje się tak dlatego, że odpowiednie autorytety epistemiczne – w skład której wchodzą inżynierowie i profesorowie nauk politycznych, eksperci ds. bezpieczeństwa i dziennikarze – nie mają wątpliwości co do słuszności wyjaśnienia, które akceptujemy”. Mówiąc najprościej, pisze Davis, naukowa definicja „teorii spiskowej” mówi, że jest to opinia sprzeczna z oficjalną narracją podaną przez „autorytety epistemiczne”. Jeśli kwestionujesz to, co mówi ci państwo lub jego „oficjalni” przedstawiciele lub tradycyjne media, jesteś „teoretykiem spiskowym” a zatem, według nauki, człowiekiem obłąkanym psychicznie.
Zapytajmy teraz, czy nie jest to Związek Radziecki w swoim pełnym rozkwicie plus Chińska Republika Ludowa w jednym? Oto czym staje się niegdysiejszy wolny świat za sprawą rewolty 1968 r„ na której sztandarach powiewały wizerunki największych katów ludzkości: Lenina, Mao, Wujaszka Ho, Che Guevary. Tam, gdzie sięgnęła ich władza, tam wyrastały jak grzyby po deszczu łagry, obozy koncentracyjne, reedukacyjne, laogaie (chiński odpowiednik sowieckiego gułagu); gdzie było „gorzej niż w piekle” jak mówili ci, którzy doświadczyli udręk tych miejsc.
Antyspiskowcy są antydemokratami
Bloger, którego opinie omawiam, podkreśla: „wszystkie «ba-dania naukowe® nad spiskami i rzekomą teorią spisku zaczynają się od założenia, że kwestionowanie Państwa, establishmentu lub wyznaczonych władz epi-stemicznych [,,ekspertów”, np. takich, z jakimi mieliśmy do czynienia w czasach kowidowej nocy – R.K.] jest urojeniem. Choć dla wielu fakt ten może być trudny do zaakceptowania, definicja «teorii spiskowej, jaka występuje w literaturze naukowej, sprowadza się do stwierdzenia, że jest to «opinia kwestionująca władzę i jej poglądy”.

Rzecz w tym, że z samej istoty demokracji wynika nie tylko możliwość, ale wręcz konieczność nieufnego i – co za tym idzie – krytycznego podejścia do tego, co mówią i czynią oficjele, lain Davis przywołuje opinię Thomasa Humphreya Marshalla, angielskiego socjologa najbardziej znanego ze swojego eseju „Obywatelstwo i klasa społeczna” (1949). Britannica informuje nas, że jest to kluczowa praca na temat obywatelstwa. Marshall zdefiniował aspekty obywatelstwa w następujący sposób: „Prawa obywatelskie to «prawa niezbędne dla wolności jednostki – wolności osobistej, wolności słowa, myśli i wiary, prawa do posiadania własności i zawierania ważnych umów oraz prawa do sprawiedliwości” Z rozważań Marshalla wynika też, że opinia każdego obywatela jest godna uwagi i poważnego traktowania, natomiast chcąc odrzucić ją jako pozbawioną znaczenia czy sensu, należy zastosować takie same metody, jakie stosuje się przy weryfikowaniu twierdzeń „autorytetów epistemicznych”.
W świecie demokracji przedstawicielskiej, czyli w kulturze Zachodu, są to oczywistości, zdawać by się mogło. „Prawa” i „wolności” są często reklamowane przez naszych przywódców politycznych, środowisko akademickie i mainstreamowe media jako kamienie węgielne polityki i kultury. Podkreśla się, że niezmiennym celem demokracji przedstawicielskiej jest umożliwienie rządzonym pociągnięcia decydentów do odpowiedzialności. Kwestionowanie działań i słów władzy jest podstawowym ideałem demokracji. Wiedzieli o tym nasi przodkowie; szlachtę Korony i Litwy cechowała „obywatelska podejrzliwość” względem poczynań monarszych.
Ma przecież rację cytowany bloger, gdy zauważa, że kwestionowanie władzy i jawne rzucanie jej wyzwania ucieleśnia najważniejszą ze wszystkich zasadę demokratyczną i stanowi podstawę demokracji przedstawicielskiej. „Nie jest przesadą stwierdzenie, że demokracja przedstawicielska nie może istnieć bez teorii spiskowej [podk. R.K.] – twierdzenie, że teoria spiskowa zagraża instytucjom demokratycznym, jest bezpodstawne” Podejrzewanie władzy o spisek i otwarte mówienie o jej knowaniach jest cechą stałą wolnych obywateli, demokratycznych społeczeństw. „Demokracja przedstawicielska nie opiera się na zaufaniu publicznym do państwa, jego urzędników i funkcjonariuszy. Wręcz przeciwnie, demokracja przedstawicielska opiera się na prawie obywateli do kwestionowania państwa, jego urzędników i funkcjonariuszy”

Tylko autokracje i dyktatury domagają się od społeczeństwa całkowitego „zaufania”. W demokracjach jest inaczej; tam instytucje państwowe muszą najpierw zdobyć „zaufanie” i stale je utrzymywać poprzez swoje codzienne działania. Jeśli ludzie tracą wiarę w państwo, słusznym jest, aby zacząć kwestionować władzę i jej urzędników, a ostatecznie rozwiązać instytucje państwowe, które utraciły zaufanie wyborców. „Zaufanie nie jest zasadą demokracji. Kwestionowanie władzy jest” podkreśla lain Davis.
Jeśli ktoś, jak ONZ, mówi, że: „teorie spiskowe wyrządzają realną szkodę ludziom, ich zdrowiu, a także bezpieczeństwu fizycznemu. Wzmacniają i legitymizują błędne przekonania i wzmacniają stereotypy, które mogą podsycać przemoc i brutalne ideologie ekstremistyczne” myli się. Szerzy dezinformację. Spiskuje właśnie przeciw prawom i wolnościom obywatelskim.
Niejednoznaczność pojęć rodzi jednoznaczność oskarżeń.
Fałszywych

Davis powołał się w swym obszernym blogowym wpisie na raport Bena Emmersona, specjalnego sprawozdawcy ONZ ds. ekstremizmu i terroryzmu, który w przedstawionym urzędnikom ONZ materiale zwrócił uwagę, że brak jest jasnej, uzgodnionej definicji „ekstremizmu”. Poinformował, że różne państwa członkowskie ONZ definiowały „ekstremizm” w oparciu o własne cele polityczne i interesy narodowe. Nie było jednego przekonującego wyjaśnienia procesu „radykalizacji”. Nie wykazano i nie opisano w jasny sposób mechanizmów czyniących z ludzi terrorystów, brutalnych ekstremistów. Nie ma też wiarygodnych danych statystycznych na temat ścieżek prowadzących do indywidualnej radykalizacji.
I jeszcze jedna ważna uwaga wynikająca z dokumentów dotyczących ekstremizmów i terroryzmów, wytworzonych przez ekspertów powołanych nie przez sympatyków spisków, ale oenzetowską agendę. Jednym z opracowań jest raport zatytułowany „Podróż do ekstremizmu w Afryce” o którym ONZ mówi, że jest to „najobszerniejsze jak dotąd badanie na temat tego, co skłania ludzi do brutalnego ekstremizmu” Tekst oparto na badaniach własnych oraz badaniach wcześniejszych, innych autorów. Czytamy w nim, że postawy tak radykalne, że aż prowadzące do działań zbrodniczych, terrorystycznych, rodzą się w wyniku skomplikowanej kombinacji wpływów i doświadczeń życiowych. W raporcie wskazano w szczególności: „Wiemy, że czynniki stymulujące i sprzyjające brutalnemu ekstremizmowi są liczne, złożone i zależne od kontekstu, a jednocześnie mają wymiar religijny, ideologiczny, polityczny, gospodarczy i historyczny. Wymykają się one łatwej analizie, a zrozumienie tego zjawiska pozostaje niepełne”
Twierdzenie, że teoretyk spisku to przyszły oprawca, terrorysta, bandyta albo szur; tak czy inaczej człowiek, który winien milczeć, jeśli nie chce trafić w miejsce odosobnienia – to konstrukt propagandowy, to ideologiczna pałka do okładania nią po głowie przeciwników politycznych bądź po prostu ludzi, którzy nie uważają, że bezgraniczne zaufanie do premierów, ministrów, rządowych ekspertów i celebrytów to „zaszczytny obowiązek”, niczym w peerelu zasadnicza służba wojskowa.
Na zakończenie podkreślmy z całą mocą to, na co zwraca uwagę również Davis, i z czym zapewne zgodzi się każdy Czytelnik, który łaskawie zechciał dotrzeć aż do tego, finiszującego już, fragmentu mego tekstu: „poczynione uwagi w żaden sposób nie oznaczają, że zwolennicy teorii spiskowych mają zawsze rację. Teorie spiskowe mogą być absurdalne. Mogą być śmieszne. Może im brakować dowodów potwierdzających. Mogą obrażać. A czasem po prostu się mylą. Innymi słowy, są one takie same jak każda inna opinia”.
Istnieje tylko jeden sposób sprawdzenia, czy rzekoma teoria spiskowa jest słuszna, czy nie: zbadanie dowodów. „Niestety, etykieta teorii spiskowej została stworzona specjalnie po to, aby zniechęcić ludzi do patrzenia na dowody, zwłaszcza dostarczane przez tych, którzy chcą ujawnić fakty kompromitujące elity rządowe”, pisze Davis, znów nie bez racji.
Opracował: Janusz Baranowski – Tatar Polski, twórca Solidarności, potomek Powstańców Styczniowych, Legionistów, Generałów, Harcerzy, Szarych Szeregów, Żołnierzy Wyklętych