DO RZECZY TYGODNIK LISICKIEGO
MACIE] PIECZYŃSKI: 1 maja minęło 20 lat Polski w Unii Europejskiej. Zapewne taki euroentuzjasta jak Wojciech Cejrowski hucznie świętował tę wiekopomną rocznicę. A już zupełnie poważnie: te dwie dekady to o dwie dekady za dużo?
WOJCIECH CEJROWSKI: Nie jesteśmy w stanie stwierdzić, co nam Unia dała, natomiast da się pokazać, co zniszczyła lub niszczy. Kopalnie, elektrownia Turów, przemysł cukrowniczy, polskie kutry na Bałtyku; byliśmy światowym potentatem dostaw surowca do produkcji papierosów mentolowych – zniszczone, skóry na futra eksportowaliśmy nawet do USA – zniszczone.
Listę zniszczeń da się stworzyć, a listy pożytków się nie da, bo nie wiemy, co by w Polsce było, gdyby Polski w Unii nie było.
Ktoś może wskazywać różne inwestycje z funduszy europejskich i mówić, że tego by nie było, gdyby nie Unia, ale to żaden dowód. Bo… może gdyby nie Unia, to byłoby coś lepszego, co byśmy zbudowali za własne pieniądze, bez tych wszystkich ograniczeń, które idą za każdą unijną dotacją.
Jedną z koszmarnych konsekwencji bycia w Unii jest to, że wójt w gminie przestał myśleć o tym, jak zarobić forsę na miejscu, jak stworzyć takie warunki, by w gminie była produkcja, która generuje podatek dochodowy, i gmina w ten sposób ma forsę na drogi, kanalizację i inne takie. Dzisiejszy wójt myśli o tym, jak zdobyć darmową kasę z Unii, a nie jak wygenerować forsę w gminie.
Fundusze unijne to to samo co chwilówki – łatwo się bierze, ale to jednocześnie najdroższa forsa na świecie. Kto się kiedyś wpakował w chwilówkę, ten wie. A Polska jako państwo wpakowała się 20 lat temu.
W ramach Unii jesteśmy państwem podległym, a do tego w stanie likwidacji, a nie rozwoju.
Jest pan w stanie powiedzieć cokolwiek dobrego o Unii Europejskiej?
Na szczęście się wali i bankrutuje.
A może problemem Polski nie jest Unia, tylko I nieudolność albo uległość naszych polityków, I którzy nie potrafią forsować interesu Warszawy na brukselskich salonach?
Forsowanie interesów Warszawy s powinno się odbywać na salonach warszawskich. Ta koncepcja, którą pan przedstawia, to jest od razu pozycja klęczącego petenta, który musi jechać do Brukseli i tam na cudzych salonach coś załatwiać. Prawidłowa pozycja negocjacyjna powinna być taka, że jak Ursula lub Angela mają coś do Polski, to niech się pofatygują do Warszawy. Mocarstwa europejskie mają zainwestowane w Polsce o wiele więcej pieniędzy niż Polacy u nich. Czyli kto ma więcej do stracenia? My u nich czy oni u nas? To jest bardzo mocna pozycja negocjacyjna, trzeba tylko umieć negocjować. Lewar nacisku na Berlin lub Paryż leży w Polsce – wystarczy drobny nacisk na niemieckie i francuskie firmy, wystarczy drobne administracyjne utrudnienie wobec firmy Orange lub Auchan i to właściciele tych firm zaczynają naciskać na swoich przedstawicieli w Berlinie i Paryżu, żeby się JAKOŚ, DO CHOLERY, DOGADALI Z POLSKĄ, BO JA TAM WŁAŚNIE TRACĘ PIENIĄDZE.
„Idziemy do Parlamentu Europejskiego, żeby odrzucić Zielony Ład i pakt migracyjny” – obiecuje Jarosław Kaczyński. Pana ta obietnica przekonuje?
PiS szedł do władzy zreformować sądy – nie zreformował przez osiem lat. PiS szedł do władzy likwidować aborcję – gdy dostał głosy środowiska pro-life, olał to środowisko. A pakt migracyjny to Jarosław mógł odrzucać przez ostatnie lata bez wychodzenia z Warszawy, ale… zbudował w płockiej Petrochemii muzułmańskie miasteczko, bo tania siła robocza z Pakistanu potrzebna, oraz wpuścił do Polski 2 min imigrantów i rozdał im numery PESEL, zasiłki, mieszkania, szpitale, szkoły, czołgi, amunicję… Nawet wraku, w którym zamordowano mu brata, nie potrafił odzyskać, więc trzeba być naiwnym, by sądzić, że da sobie radę z Zielonym Ładem.
Krytycy PiS – zarówno z prawa (Konfederacja), jak i z lewa (PO, „Gazeta Wyborcza”) – zarzucają partii Kaczyńskiego hipokryzję. Argumentują, że przecież PiS sam zaakceptował Zielony Ład. Mateusz Morawiecki broni się, twierdząc, że akurat na antyrolnicze regulacje to on nigdy się nie godził. Co pan na to?
Kłamie.
„Teraz Bosak z Mentzenem będą pełzać na kolanach o akceptację Hołowni i tej innej hołoty, bo przecież są partią europejską. Poczekajmy kilka tygodni, a Bosak będzie przekonywał, że euro jest dobre” – stwierdził pan w niedawnej rozmowie z Pawłem Lisickim w programie „Antysystem”. Skąd tak ostra ocena Konfederacji? Przecież to jedyna poważna siła eurosceptyczna w polskiej polityce.
Eurosceptyczna – co to znaczy? Że trochę się z tobą ożenię, ale w pewnych sprawach się z tobą nie ożenię? W Unii się albo chce być, albo nie chce być. Ja nie chcę, Konfederacja chce. A oni są pańskim zdaniem lekko sceptyczni czy bardzo sceptyczni? I w czym konkretnie się to wyraża? Co to w ogóle za postawa? Czy w roku 1939 była jakaś partia „sceptyczna” wobec niemieckiej inwazji na Polskę? Ja już nie mam czasu na takie zabawy w słówka – chcę doczekać niepodległości Polski, a Konfederacja proponuje przedłużanie agonii.
Zostawmy Konfederację, ale pozostańmy przy sprawach unijnych. Komisja Europejska ogłosiła, że w Polsce znów zapanowała praworządność. Tym samym nie grożą nam już sankcje unijne, przewidziane w artykule 7. Tymczasem nowa władza nie wprowadziła żadnych znaczących zmian w wymiarze sprawiedliwości, a jedynie zadeklarowała ich wprowadzenie. Czyżby „praworządność” w języku Unii oznacza „rządy Tuska”?
Pan się teraz bawi słowami. Po co? Rządzą nasi albo nie nasi. Dla Unii Tusk to „nasi”, a naszym się pomaga. Mam się bawić w słówka? OK… „Praworządność” w języku Unii oznacza, że mają prawo rządzić nasi, a nie mają prawa rządzić nie nasi.
Zdaniem wielu komentatorów PO w naginaniu, a nawet łamaniu prawa poszła o wiele dalej niż PiS. Dotyczy to choćby siłowego i wątpliwego prawnie przejęcia mediów publicznych. Można odnieść wrażenie, że za to samo, za co Kaczyński dostanie od Brukseli po łapach, Tusk otrzyma pochwałę i odznakę bojownika o demokrację. Jak pan to skomentuje?
A co tu komentować? Powiedział pan prawdę. No ja może bym to podkręcił: COKOLWIEK zrobi Kaczyński, dostanie po łapach, a cokolwiek zrobi Tusk, nie dostanie. Tylko powody są dla mnie niejasne. Przecież zarówno Kaczyński, jak i Tusk są w każdym swoim działaniu wiernymi psami Unii Europejskiej -robią, co im Unia kazała. Wymieniają się stanowiskami – raz jeden jest premierem, raz drugi, raz jedna partia wystawia swojego prezydenta (Komorowski), raz druga (Duda), ale niezależnie od tej wymiany realizowany jest grzecznie i służalczo plan Unii wobec Polski. Więc doprawdy nie wiem, dlaczego im się Kaczyński nie podoba. Przecież robi, co każą. A że czasami zaszczeka lub warknie na Brukselę… Jakie to ma znaczenie praktyczne?
Pewnie właśnie dlatego im się Kaczyński nie podoba, że „warczy”. A dokładniej: używa retoryki konserwatywnej i suwerennościowej, która zdaniem brukselskich elit powinna już dawno odejść do lamusa. Ale zapewne według pana to zbyt mało, by stwierdzić, że Kaczyński jest lepszy od Tuska?
Nie o to mi chodziło. Uważam, że to z punktu widzenia tych mafiosów z Unii jest dobre i pożyteczne, że Kaczyński czasami na nich warknie. Bo to prowadzi do panowania nad narodem polskim. Gdy nikt nie warczy, wówczas naród sam się zaczyna buntować i obecnie mamy ruchy chłopskie skierowane w Zielony Ład. A gdy Kaczyński warczał, ale nic konkretnego nie robił, to naród głupio myślał, że skoro Kaczyński warczy, to coś tam w Brukseli załatwia i nadal mamy szansę. Z punktu widzenia Unii jest korzystne takie pozorne warczenie. Ono jest odpowiednikiem „licencjonowanej opozycji”, którą komuniści tolerowali w czasach PRL. Wiadomo było, że ta licencjonowana opozycja niczego konkretnego nie osiągnie, ale wentylowała nastroje społeczne na zasadzie „ktoś warczy, ktoś się stawia, ktoś WALCZY O POLSKĘ, to ja już nie muszę osobiście”.
Może jednak sympatia Unii do Tuska na coś się Polsce przydała? Embargo na zboże z Ukrainy dalej obowiązuje, mur na granią nie tylko nie został zniesiony, lecz także ma być zmodernizowany… W niektórych „suwerennościowych” sprawach • Platforma weszła w buty PiS i jest w nich nawet skuteczniejsza, bo nie dostaje po głowie od Brukseli. To chyba dobrze?
A konkretnie CO dobrze? Pan cały czas pyta i analizuje w trybie poddańczym. „Musimy być w Unii, tak jak za komuny musieliśmy być pod zarządem moskiewskim, czyli w Układzie Warszawskim” – to jest ten poddańczy punkt widzenia. Gdy tymczasem ja uważam, że NIE należy się cieszyć z dupereli, ale walczyć o niepodległość. Mnie się KPN podobał bardziej niż KOR i Żołnierze Wyklęci bardziej od Czterech Pancernych. A świętym zostanie prymas Stefan Wyszyński, a nie Księża Patrioci.
Teraz młodzi czytelnicy zupełnie nie wiedzą, o czym gadamy… Dobra, powiem to tak: Tusk jest KOLABORANTEM systemu unijnego i to, że czasami coś skutecznie wytarguje, mnie nie obchodzi, bo mnie obchodzi NIEPODLEGŁOŚĆ RP zamiast kolaboracji z Unią, w Unii, dla Unii, przy Unii.
Twarzą rzekomego przywrócenia praworządności jest Adam Bodnar. Znany jest ze swoich lewicowych poglądów. Teraz chce rozszerzyć przepisy o tzw. mowie nienawiści m.in. o kwestie płci, tożsamości płciowej czy orientacji seksualnej. Czeka nas rewolucja światopoglądowa?
No niestety nie rewolucja. Gdyby to była rewolucja, czyli gwałt, nagła i radykalna zmiana, to może byśmy się bronili, ale to jest powolne gotowanie żaby, a nie żadna rewolucja. Społeczeństwo polskie jest stopniowo i łagodnie przyzwyczajane do zboczeńców i chorych umysłowo. Facet, który uważa się za kobietę, jest chory umysłowo, czyli należy leczyć głowę, a nie obcinać narządy i doczepiać cycki -tak uważam i chciałbym, aby moje prawo do wypowiadania takiej opinii było zagwarantowane konstytucyjnie.
Mowa nienawiści powinna być chroniona prawnie. Nikt nie potrzebuje wolności słowa do wygłaszania poglądów popularnych – wolność słowa potrzebna jest wtedy, gdy ktoś ma do powiedzenia coś niepopularnego. Bodnar wymyśla paragrafy do niszczenia ludzi, którzy myślą po swojemu, a nie tak jak każę władza.
A propos niszczenia ludzi, którzy myślą po swojemu… Niedawno „Gazeta Wyborcza” świętowała swoje 35. urodziny. Chętnie się dowiem, czego z tej okazji dziennikarzom od Michnika życzy Wojciech Cejrowski?
Zadał pan pytanie wredne. Ludzie w Polsce się stale nienawidzą. No i diabeł się cieszy. „Gazeta Wyborcza” to ZŁO wcielone. Popiełuszko powtarzał nam do znudzenia: „Zło dobrem zwyciężaj”. Chodziłem na te Msze za Ojczyznę, słuchałem tych słów i byłem młody, i byłem w konspiracji, i byłem pełen adrenaliny, i zapału, i szczerej naturalnej uzasadnionej nienawiści do komunistów, i kompletnie nie rozumiałem tych słów ks. Popiełuszki, bo widziałem tylko ZŁO-DOBREM, czyli „bądź frajerem jak amisze – gdy cię biją, daj się pobić”.
Teraz dorosłem i wiem, że najważniejsze było słowo ZWYCIĘŻAJ. Diabła, masonerię, zło wcielone, „Gazetę Wyborczą” najskuteczniej ZWYCIĘŻA się dobrem. Męski Różaniec przynosi diabłu więcej szkody w jego planach i działaniach niż ładunek wybuchowy podłożony pod gabinetem, gdzie robią aborcje.
Dziennikarzom tego obiektywnie wrednego szatańskiego Michnika życzę zbawienia duszy. Każdy z nich ma duszę nieśmiertelną, a jeżeli ja im życzę zbawienia, to oznacza, że się najpierw będą musieli nawrócić. Życzę im nawrócenia na wiarę katolicką, reszta „zrobi się sama”.
Przenieśmy się na Wschód. Czy pańskim zdaniem w interesie Polski jest powstrzymanie rosyjskiego imperializmu?
Tak pan to pytanie skonstruował, że można udzielić jedynie złych odpowiedzi. Ruski imperializm jest zawsze dla Polski groźny, więc leży w interesie Polski obrona przed ruskim czy niemieckim imperializmem. Ale… gdyby powstrzymanie rosyjskiego imperializmu miało się odbyć w formie wojny nuklearnej, którą Ameryka stoczy na Mazowszu i Podlasiu, to wówczas NIE leży w interesie Polski powstrzymywanie rosyjskiego imperializmu.
To czy nie lepiej, żeby Rosja wykrwawiała się dalej na Ukrainie? Może lepiej dalej faszerować Kijów bronią, zamiast naciskać na pokój?
Dalsze faszerowanie Kijowa bronią prowadzi do tego, że Kijów coraz więcej tej broni sprzedaj e na czarnym rynku, tak jak karetki, które dostał w darze z Polski. Dalsze faszerowanie Kijowa bronią powoduje, że coraz więcej Ukraińców i Rosjan ginie. Ja jestem katolik, więc nie podoba mi się takie cyniczne podejście, żeby podsycać konflikt w takim CELU, aby zginęło więcej ludzi, nawet ruskich. Dalsze faszerowanie Kijowa bronią prowadzi do eskalacji rodzajów stosowanej broni, czyli zaczynamy mieć do czynienia z taktyczną bronią atomową. Faszerowanie Kijowa bronią nie dało na razie nic dobrego -Putin przestawił gospodarkę na tryb wojenny, wszystkiego (włącznie z ludźmi) ma 10 razy więcej niż Ukraina, więc nie ma możliwości się wykrwawić i przegrać.
Co z tym fantem zrobić, nie wiem. Instynktownie mam do konfliktu Rosja – Ukraina stosunek taki jak do konfliktu . Niemcy – Rosja w czasie drugiej wojny światowej. Polsce się nie opłaca wygrana żadnej ze stron, podobnie jak Polsce się nie opłaca przegrana żadnej ze stron.
Jeśli Kijów zgodzi się oddać część ziem w zamian za pokój, to na jakiś czas działa ucichną, ale prędzej czy później Rosja znów uderzy. Albo rozłoży Ukrainę od środka. I w końcu ją podbije. Warto ryzykować taki scenariusz?
Co to znaczy „czy warto ryzykować”? A co Polska ma w tej sprawie do powiedzenia lub do ryzykowania? Jeżeli Rosja podbije Ukrainę, to dla Polski bardzo dobrze, bo Ukraina nie wejdzie do Unii Europejskiej, czyli polskie rolnictwo nie pójdzie do likwidacji, a jednocześnie niedobrze, bo nasza granica z Rosją się wydłuży, a Rosja to odwieczny wróg Rzeczypospolitej i Ruscy traktują Polskę jako swoje tereny.
Uwaga: prowokacyjne pytanie. Kto jest dla suwerenności Polski większym zagrożeniem: Bruksela czy Moskwa?
W tej chwili Bruksela, ale to się może zmienić w minutę. Zachód sprzedał nas Ruskim w Jałcie, więc być może sprzeda nas znowu przy stole rozmów o pokoju na Ukrainie. Ruscy mogą odpalić pocisk nuklearny w Białystok jako sygnał odstraszający sojusz NATO.
jak daleko powinna sięgać polska pomoc dla Ukrainy?
Na poziomie państwowym powinna być zerowa. Na poziomie indywidualnym niech każdy decyduje samodzielnie, na ile chce pomagać, ilu uchodźców przyjąć PRYWATNIE pod swój PRYWATNY dach lub ile PRYWATNEJ forsy wysłać do Kijowa.
Czego powinniśmy zażądać w zamian?
Pan mnie prowokuje, a w zasadzie żeruje na tym, że ja jestem szczery. Za pomoc indywidualną nie powinniśmy żądać niczego – ofiarom wojen nie godzi się pomagać w zamian za coś. A za pomoc państwową powinniśmy odzyskać Lwów, czyli ziemie rdzennie polskie wraz ze wszystkimi zabytkami, biblioteką.
Mogłem jednak ugryźć się w język… Kijów za nic w świecie nie oddałby Lwowa Polsce. A nawet gdyby, to przecież tam mieszkają Ukraińcy, a nie Polacy. I raczej nie powitaliby nas z kwiatami. Po co nam taki problem na głowie?
Dlatego powiedziałem panu, że na poziomie państwowym pomoc powinna być ZEROWA, bo wtedy i tylko wtedy państwo polskie nie musi wymagać niczego w zamian.
A EWENTUALNY problem z Ukraińcami zamieszkującymi Lwów dałoby się rozwiązać w sposób identyczny jak z Polakami zamieszkującymi polski Lwów w momencie zakończenia drugiej wojny światowej. Polaków wysiedlono do Wrocławia.
Niektórzy komentatorzy przedstawiają wojnę na Ukrainie jako konfrontację zachodniego liberalizmu i rosyjskiego konserwatyzmu. Inni uważają, że to bujda, bo Rosja nie ma nic wspólnego z prawdziwą prawicą, a Ukraina walczy o niepodległość, a nie o prawa LGBT. A pan jak na to patrzy?
Im dłużej patrzę, tym bardziej mi wychodzi bujda, ale trochę inna od tej, którą pan opisał. Konflikt jest nadal graniczny. Jest to kłótnia sąsiadów, którzy nadal i cały czas robią ze sobą interesy na OGROMNĄ SKALĘ. Firmy ukraińskie i rosyjskie kooperują, importują I • i eksportują, wiele firm istnieje po obu stronach granicy. Sam Zełenski opowiadał przed wojną, że Rosjanie i Ukraińcy to bracia. To by znaczyło, że się bracia pokłócili o miedzę i tłuką po gębach, ale nadal są braćmi. Ostatecznie wypiją wódkę i się pogodzą, a my wyjdziemy na frajerów.
Sondaże wskazują, że za pół roku na fotel prezydencki w USA wróci Donald Trump. Nie obawia się pan, że będzie wobec Kremla równie uległy jak Tucker Carlson, który w słynnym wywiadzie nie zadawał Putinowi żadnych trudnych pytań, a jedynie biernie wysłuchiwał wygadywanych przez niego bredni?
Tucker Carlson nie jechał do Putina zadawać trudnych pytań. Pojechał, by nagrać opinie i propagandę Putina, które były zupełnie nieobecne w amerykańskich mediach. Chcieliśmy się z tego wywiadu dowiedzieć, co Putin mówi na temat wojny. Na podobnej zasadzie transmituje się przemówienia ajatollahów z Iranu – nie dlatego, że oni nam powiedzą prawdę, ale po to, by się dowiedzieć, co mówią o Ameryce i jak to mówią.
A Donald Trump nigdy nie był miękkim negocjatorem, przeciwnie – był bardzo twardy i skuteczny. Putin się go bał i za Trumpa siedział cicho. Krym zajął za kadencji miękkiego Obamy, Ukrainę zaatakował za kadencji śpiącego Bidena; w czasach Trumpa wygaszono kilka konfliktów zbrojnych i tego należy oczekiwać ponownie, gdyby Trump wygrał, co w tej chwili jest MAŁO prawdopodobne. Naród go popiera i to pan widzi w sondażach, ale to nie naród organizuje wybory i nie naród liczy głosy, tylko demokraci. Administracja Bidena ma wiele sposobów na to, by Trump nie wygrał.
Ja się modlę codziennie na kolanach o to, by Trump rządził kolejne cztery lata, ale to będzie wymagało cudu od Boga. I o taki cud się modlę.
Trump obiecał, że jeśli zostanie prezydentem, to w ciągu doby zakończy wojnę na Ukrainie. Nie zdradził w jaki sposób. A pan jak myśli – co Trump może zrobić, żeby zakończyć wojnę?
Żadna tajemnica. Są zapisy rozmów Trumpa z Putinem. Trump po prostu mówił Putinowi: Nie atakuj na Ukrainie ani nigdzie indziej. Putin na to: Bo co? Trump: Nie chcesz wiedzieć, co ja wtedy zrobię, Włodzimierzu, nie chcesz wiedzieć. I Putin siedział grzecznie na
Węgry maję Orbana; faceta, ojca narodu; Polska ma Hołownię, Biedronia, Błaszczaka…
Krymie, bo naprawdę nie wiedział, co ten wariat Trump może zrobić.
Czyli jeśli Trump wygra wybory, to zmusi Putina do wycofania się z Ukrainy? Czy zmusi Putina i Zełenskiego, żeby usiedli do rozmów i jakoś się dogadali? Jak pan myśli?
Bracia wypiją wódkę, a reszta świata, który finansował tę wojnę, wyjdzie na frajerów. Putin zarobił już na tej wojnie i na sankcjach KUPĘ FORSY. W ramach sankcji wiele firm zachodnich wycofało się z Rosji i… Ruscy przejęli te firmy za bezcen. Heineken postawił w Rosji browar. Po ogłoszeniu sankcji sprzedał ten browar za jednego rubla i się wycofał. Czyli jakiś ruski oligarcha kupił gotowy browar za jednego rubla.
Czy aby na pewno Trumpuwi zależy na powstrzymywaniu rosyjskiego imperializmu w Europie Środkowo-Wschodniej? Przecież dla niego rachunek ekonomiczny jest ważniejszy od utrzymywania roli USA jako światowego policjanta. Skąd pewność, że w pewnym momencie nie uzna, iż bardziej opłaca mu się dogadać z Putinem niż bronić flanki wschodniej NATO?
Eee… Że co? Ale pan namieszał wątków! Trump dba o interesy Ameryki, a nie Europy Środkowo-Wschodniej. Jest prezydentem Ameryki i Amerykanów, a nie Polaków i Czechów. Jeżeli rola światowego policjanta się Ameryce opłaca, bo np. powstrzymuje Chiny i Rosję przed ekspansją naruszającą interes amerykański, to Trump w to zainwestuje.
Ameryce ZAWSZE bardziej opłacało się i nadal bardziej opłaca się dogadywanie z Rosją niż walka. Mocna flanka wschodnia może być kartą przetargową lub sposobem na odstraszanie Rosji, ale… gdyby flanka wschodnia okazała się w danej chwili zbyt kosztowna, to oczywiste, że nas sprzedadzą, tak jak to zrobili po drugiej wojnie światowej. I naprawdę trudno mieć do Ameryki o to pretensję, bo interes to interes, a nie sentymenty. Pan uważa, że młody chłopak z Arizony ma zostawić swoją żonę i dzieci i ryzykować śmierć w obronie Polski? Polak ma ryzykować w obronie Polski, a Amerykanin w obronie Ameryki.
Jakie szanse i możliwości otwiera przed Polską potencjalna prezydentura Trumpa?
Przed Polską? A co ma piernik do wiatraka? Potencjalna prezydentura Trumpa otwiera szanse i możliwości dla Ameryki, a nie dla Polski. Pan uważa, że oni tam w Ameryce ciągle o nas myślą? Oni myślą o sobie. Teraz też i to nie zależy od tego, kto konkretnie siedzi w Białym Domu.
Mocna Ameryka oznacza osłabienie Chin, Rosji, Iranu, czyli tańszą ropę i gaz na rynkach światowych, ale Tusk w Polsce utrzyma wysokie ceny benzyny, bo skoro rząd zbiera forsę z akcyzy, a akcyza stanowi procent ceny, to władzy się opłaca bardziej, gdy benzyna jest droga niż tania.
Na koniec przenieśmy się na Węgry. Jak to jest, że Budapeszt prowadzi bardziej suwerennościową politykę niż Warszawa? Dlaczego Węgrów stać na poważną debatę w sprawie wojny i skali poparcia dla Ukrainy, a Polaków nie?
Węgry mają Orbana – faceta, ojca narodu; Polska ma Hołownię, Biedronia, Błaszczaka… Jest mi pan w stanie pokazać jakiegoś mężczyznę na szczytach polskiej władzy? Same ciepłe kluchy i miękkie parówki. Tusk jest twardzielem? Śliski piskorz. A Duda – czy emanuje mocą? Kosiniak? Bosak-Mentzen? Ostatnim facetem, jakiego pamiętam, był Lepper; no to go zabili.
W Polsce od bardzo dawna nie istnieje prawica. PiS jest partią socjalistyczną, Konfederacja to chłopcy, którzy lubią pieścić stołki. Brak facetów w polityce.
A może Węgrom łatwiej jest flirtować z Putinem i kręcić nosem na pomoc Ukrainie, bo jest daleko od Rosji i nie musi się obawiać, że padnie jej ofiarą?
Po drugiej wojnie światowej byli w tym samym miejscu co teraz, jednak padli ofiarą Rosji, czyli pańskie „daleko od Rosji” to iluzja.
Wierzy pan, że doczekamy się jakiegoś polskiego Orbana?
Nie. Każdego kandydata zabiją zawczasu.
Opracował: Jarosław Praclewski – Solidarność RI, numer legitymacji 8617, działacz Antykomunistyczny