Wspomnienie w trzecią rocznicę śmierci Kornela Morawieckiego

Obywatelska, nr 283, 4-17.11.2022

Pierwsze spotkanie

W latach 70. nawiązałam kontakt z SKS-em we Wrocławiu za pośrednictwem studentów polonistyki, Renaty Otolińskiej i Jarosława Brody. Jarka znałam już ze studiów i z udziału w pracach koła naukowego Agora. To spotkanie stało się dla mnie brzemienne w skutkach.

Renię, drobną, śliczną i mądrą dziewczynę, właśnie wypuszczono z kilkudniowego aresztu za rozdawanie ulotek. Siedziała z kurwami i złodziejkami, bez wody i mydła, nie wspominając o ręczniku. W celi były pluskwy, brakowało też jedzenia.

To było tak absurdalne i nieludzkie, że musiałam zareagować. Włączyłam się w działania SKS-u.

Szybko spotkały mnie standardowe szykany, którym podlegała opozycja w PRL.

Któregoś dnia o godzinie szóstej rano SB obstawiła moje dwunastometrowe mieszkanie w suterenie przy ul. Jaracza i przeprowadziła w nim rewizję. To było opresyjne, upokarzające wydarzenie. Esbecy świadomie i celowo, po chamsku mnie poniżali. Skonfiskowali trochę książek, które kolportowałam we Wrocławiu. Wyszli około czternastej, ale na szczęście nie zabrali mnie „na dołek”. Byłam zmęczona i rozbita psychicznie.

Wkrótce po ich wyjściu przyszli nowi goście, których także nie znałam wcześniej. Byli to Kornel Morawiecki z żoną Jadwigą. Opowiedziałam im w emocjach o najściu SB, rewizji i o zabraniu mi „bibuły” między innymi tomiku pięknej poezji Osipa Mandelsztama, zamordowanego dysydenta rosyjskiego.

Nie zapomnę nigdy reakcji Pani Jadwigi. Zapytała z niekłamanym zdumieniem: – Jak to, to oni poezję aresztują? Dzięki jej słowom wróciłam do normalnego świata i uzmysłowiłam sobie, co to znaczy zachowywać się JAK TRZEBA wobec przemocy.

Od tego spotkania byliśmy już znajomymi i spotykaliśmy się na różnych drogach opozycyjnych.

Zapytałam kiedyś Kornela, jak to się stało, że przyszedł wtedy do pralni w piwnicy, zaadaptowanej na mieszkanko. Odpowiedział, że już nie pamięta, ale że ktoś mu kazał przyjść do mnie. Myślę, że był to dr Adam Pleśnar z ROPCiO, którego już wcześniej poznałam.

Głodówka w obronie Adama Słomki osadzonego na Rakowieckiej w Warszawie w 2012 roku

Zimą w 2012 roku Kornel poprosił mnie, żebym zastąpiła Go w głodówce w obronie Adama Słomki. Sam chciał w niej uczestniczyć, ale z niezależnych od niego przyczyn, nie mógł.

Głodówkę organizował Janusz Sanocki. Głodowało wtedy kilku mężczyzn i ja.

Było bardzo zimno i manifestacje pod więzieniem musiały być tak zorganizowane, żebyśmy mogli się jakoś ogrzać – w samochodach „na chodzie”. Protest trwał długo, aż do uwolnienia Adama. Wtedy bliżej przyjrzałam się działaczom KPN i wyszłam z głodówki z wielkim szacunkiem dla ich bezkompromisowej walki o Polskę suwerenną, sprawiedliwą, szczęśliwą, bogatą, wolną od patologii i mogącą się w sposób nieskrępowany rozwijać.

Udział w wyborach do Senatu RP oraz do Sejmu w koalicji z Pawłem Kukizem

Kornel Morawiecki podjął decyzję o starcie w wyborach do Sejmu i Senatu RP w 2011 roku. Zdecydował się ubiegać o mandat senatorski. Poprosił mnie, żebym poprowadziła Jego kampanię wyborczą. Zgodziłam się i chociaż termin wtedy był już krótki, kampania szła sprawnie. Mimo że Kornel nie zebrał dostatecznej liczby głosów, to nie trzeba się było wstydzić wyniku. Byłam mu wdzięczna, że obdarzył mnie zaufaniem. On nawet nie wiedział, że pomógł mi wtedy odzyskać godność, której próbowano mnie pozbawić.

Wiele mu zawdzięczam. Przyjaźniliśmy się. Wpadał do mnie po sąsiedzku na herbatę, żeby porozmawiać o bieżących problemach w polityce. Czasami pytał mnie o zdanie na ten czy inny temat. Któregoś dnia w ferworze dyskusji zapomniałam o herbacie. Wychodząc, wypomniał mi to z wyrzutem.

Czasem ujawniały się między nami kontrowersje. Poważna sytuacja powstała, kiedy Kornel poprosił mnie o pomoc w wyborach do Sejmu RP, kiedy wchodził w koalicję z Pawłem Kukizem. Zgodnie z sumieniem, z bólem serca odmówiłam Kornelowi, tłumacząc, że robi błąd, wchodząc w tę koalicję. Kornel nie chciał jednak zrezygnować i z niedowierzaniem zapytał, czy ja naprawdę nie chcę mu pomóc? Odpowiedziałam, że przecież właśnie mu pomagam i dużo mnie to kosztuje. Był rozczarowany, jakby się na mnie obraził, ale jak to Kornel, potrafił się obrazić, ale nie za bardzo.

Dwa dni przed śmiercią zadzwonił do mnie ze szpitala. Mówił już z wielkim trudem: – Halinko, miałaś rację. Byłaś pierwszą osobą, która ostrzegała mnie przed Kukizem. – I tylko tyle zdołał powiedzieć.

Jakąż wielką klasę miał TEN CZŁOWIEK. Nic dziwnego, że był i jest dla nas autorytetem, bohaterem. Był wierny-miłości bliźniego, prawdzie i harmonijnemu pięknu stworzenia. Był wierny – nawet w małych sprawach, nawet w chwilach ostatecznych, nawet gdy nikt tego od niego nie oczekiwał. Uczciwość wobec drugiego człowieka była dla Kornela nakazem moralnym serca, umysłu i ducha. Taki był -wielki duchem, dobry, święty. Cześć Jego Pamięci.

Wrocław, 3 X 2022

Aż do zdobycia Moskwy

Wywiad z Adamem Słomką, komendantem Legionu Polskiego na Ukrainie – Agnieszka Marczak

Agnieszka Marczak.: Proszę opowiedzieć o Lwowie, jak Polonia tam się trzyma?

Adam Słomka.: Zaskakujące zjawisko, to nadzwyczaj spora ilość Polaków na Ukrainie i w efekcie także w ukraińskiej armii. Jest bardzo dużo ludzi, którzy mają rodziców albo mamę albo tatę Polaka i służą w formacjach zmilitaryzowanych. Odczuwamy piękny renesans polskości nie tylko we Lwowie czy w Tarnopolu, duży odsetek mieszkańców Ukrainy poczuwa się do bliskich więzów z Polską, czyli to oznacza, iż są najczęściej z rodzin mieszanych. Gdy się rozmawia nawet z przypadkowymi ludźmi na ulicach miast i mniejszych gmin, to większość podkreśla, że mają kogoś w rodzinie, kto jest Polakiem. Często był w Polsce lub chociaż pracował w naszym kraju. Każdy tam zna kobietę z dziećmi, która znalazła opiekę i schronienie w Polsce. Wielu mężczyzn służy obecnie na froncie i spora część poniosła ofiary. A dotychczas nie było polskiego osobnego oddziału. Myśmy sobie postawili za cel, żeby poza tą pomocą, którą organizujemy od początku agresji, poza wolontariatem jakże potrzebnym niezliczonej rzeszy uciekinierów na Lwowskim dworcu kolejowym, jeżdżeniem z pomocą do ludzi na Ukrainie, stworzyć Legion Polski. A tą pomoc, którą rozpoczął między innymi Marek Rządkowski swoim autem dostawczym, tu z Wrocławia, robimy też wyjazdy z Warszawy czy Katowic, mamy liczne grupy, zbieramy dary i jeździmy do Lwowa, Kijowa a nawet do konkretnych jednostek wojskowych.

A.M: Jaki jest największe wyzwanie, z którym się teraz borykacie?

AS.: W każdym batalionie ukraińskim są Polacy, a zarazem nikt o tym nie mówi, dlatego, że kacapska propaganda cały czas głosi, iż „z Rosją walczy wojsko NATO, najemnicy z Zachodu, zamiast nieudaczników Ukraińców”.

A.M.: Czy są tam też rodacy, którzy przyjechali z Polski?

A.S.: Oczywiście, jedna grupa to tacy, których kierowaliśmy w pierwszych miesiącach, około tysiąc chętnych zgłosiło się ludzi świadomych i przeszkolonych, najczęściej są to niepodległościowcy z KPN i Solidarności Walczącej, kadra ze Strzelca, ludzie z doświadczeniem wojskowym, sprawdzeni na misjach np. w Afganistanie, w Kosowie, a nawet żołnierze z Legii Cudzoziemskiej. To pierwsza grupa, a gdy prezydent Ukrainy wezwał ludzi z całego świata, którzy kochają wolność, żeby przyjeżdżali walczyć z Moskalami to pojawiła się kolejna mocno spontaniczna fala ochotników nie mówiąc o wolontariuszach, medykach itp.

A.M.: Kto nimi dowodzi?

A.S.: Ukraińscy oficerowie. Niemniej na początku wojny nie było •polskiego osobnego pododdziału, bo jesteśmy rozproszeni. To zapewniało bezpieczeństwo w razie punktowego rosyjskiego ataku, ale dla celów braterstwa broni sformowaliśmy w marcu w Krakowie Legion Polski, kompanię kadrową i zrobiliśmy to we współpracy z attache wojskowym. Ukraińcy chcieli, żeby Legion Polski przeszedł przez ich obóz szkoleniowy w Jaworowie. To się okazało niepraktycznym pomysłem, ponieważ obóz ten został zdekonspirowany przez dziennikarkę niemiecką, która opublikowała zdjęcia w telewizji i natychmiast następnego dnia ten ośrodek zlokalizowany tuż przy polskiej granicy został zbombardowany wieloma pociskami rakietowymi. Straty były bardzo poważne, wielu ochotników z krajów zachodnich zawróciło do domów.

Przykład jednostek złożonych z Białorusinów (bratni batalion im. K. Kalinowskiego) Gruzinów czy Czeczeńców pokazuje sens naszego Legionu. Po prostu, jeżeli nie odbudujemy sojuszu narodów Międzymorza w strefie pomiędzy Rosją a Niemcami to nie obronimy niepodległości!

Unia Hadziacka z 1658 r. narodów Polski, Ukrainy, Litwy i Białorusi winna być wskrzeszona w nowym formacie geopolitycznym. Przed nami historyczne wyzwanie i wielka szansa.

Osobny problem, to rodzaj wojny. Obecny konflikt pełnoskalowy nie polega na tym, co pokazują w telewizji, bowiem pojedynczy żołnierze zasadniczo nie strzelają do siebie jak podczas I czy II wojny światowej. Dzisiaj dotyczy to co najwyżej 5 procent starć, natomiast przytłaczająca większość około 95 procent zabitych i rannych to ofiary ostrzałów artylerii, dronów i rakiet. Dlatego tak cenne okazały się polskie opancerzone działa samobieżne dalekiego zasięgu „Krab”.

A.M.: Podobnie giną także cywile?

AS.: Podałem statystyki dotyczące wojskowych. Cywile najczęściej cierpią w wyniku ostrzału „powierzchniowego” całych kwartałów miast oraz podczas wielomiesięcznej okupacji ogromnego terytorium, nierzadko podczas masowych grabieży w domach. Trzeba pamiętać, że znaczna część armii rosyjskiej, to biedne ludy dalekiego wschodu, z Syberii, to np. Buriaci, Kałmucy, którzy nie używają rosyjskiego. Ukraińcy nie są w stanie się z nimi porozumieć, największe zbrodnie, na przykład w Irpieniu na przedmieściach Kijowa, gdzie byliśmy wielokrotnie, tam jak ludzie mówią, próbowali rozmawiać z okupantami, ale zupełnie nie umieli się dogadać, bo szeregowe saładaty pochodzą z egzotycznych republik.

A.M.: Jak wygląda polska mniejszość?

AS.: Jest duża grupa ludzi z mniejszości polskiej, spotykamy rodaków dosłownie na każdym kroku. Wystarczy się odezwać i natychmiast jest reakcja w sklepach, targowiskach, transporcie, dosłownie wszędzie. Polonia na Ukrainie jest spauperyzowana, podobne zjawisko występuje w Niemczech i jest ono znacznie silniejsze niż na Litwie czy na Zaolziu. Polacy byli represjonowani, wyraźnie stłamszeni, rozproszeni i czuli się obywatelami drugiej kategorii. Całe lata była odczuwalna duża niechęć do naszej mniejszości i to się teraz całkowicie odmieniło. Ukraińcy zobaczyli realną pomoc jaką Polska udziela, gdyż daliśmy im broń, żywność, paliwo czy schronienie milionom kobiet z dziećmi. Widać nawet na ulicach bilbordy, na których Ukraińcy piszą: „dziękujemy wam Polacy za czołgi”. Bilbordy takie warto publikować, bo tego jeszcze nikt nie nagłośnił w. Rzeczpospolitej. A to właśnie pokazuje szeroki zasięg nowych nastrojów w społeczeństwie naszych sąsiadów gdzie po latach szczucia na Polaków przez Rosjan, Niemców czy Austriaków, doszło obecnie do tego, że ludzie słysząc polską mowę, podchodzą, dziękują, a zdarza się iż kobiety, zwłaszcza starsze, całują po rękach! Proszę państwa, to niesamowite przeżycie, kiedyś owszem były takie zwyczaje, ale teraz takie powszechne wyrazy wdzięczności są wzruszające. W efekcie wojny rosyjsko-ukraińskej zasadniczo zmieniła się nasza sytuacja, zwłaszcza w zachodniej części Ukrainy. Pamiętam jeszcze jak brałem udział w miasteczku protestu na kijowskim Majdanie, w 2014 roku niczego takiego nie było widać, niemniej czuć było początki zmiany nastawienia. Teraz jest wszędzie wdzięczność i spontaniczna przyjaźń. Całkowicie nowa rzeczywistość! Przykładowo nieomal zniknęły flagi banderowskie, teraz ich „ze świecą” szukać. Kiedyś 10 procent flag na ulicach, to były sztandary UPA. Obecnie jest to zjawisko całkowicie marginalne, bowiem mają już nowych swoich powszechnie znanych bohaterów, nie jest nim Bandera, a w każdej ukraińskiej rodzinie pojawili się nowi autentyczni bohaterowie!

A.M.: Jak długo pan tam będzie – do końca wojny?

A.S.: Aż do zdobycia Moskwy – jest trochę roboty. Kijów obroniony, trzeba to wszystko wspierać logistycznie, teraz na przykład trochę sieci rybackich ściągnęliśmy. Pod Koszalinem, rybak podarował sieci, które nadają się na siatki maskujące. Wozimy wszystko co się przyda. Logistyka przede wszystkim. Ale dostaliśmy wreszcie zgodę na oddzielny polski oddział. Jesteśmy w trakcie szkolenia.

A.M.: Ile osób jest w Legionie Polskim?

A.S.: Od marca to kompania kadrowa. Nie wchodząc w szczegóły ze względów bezpieczeństwa, jest to oddział na statusie specjalnym, jak jednostka elitarna. Tak został sformowany. W istocie analogicznie, jak z Krakowa wyruszyła w 1914 roku Pierwsza Kadrowa, z Oleandrów. Będzie to kompania, a z czasem następne, bo są duże potrzeby, na przykład we Lwowie, gdyż trzeba to miasto pełne polskich zabytków chronić przed atakiem ze strony Białorusi. I taka rezerwowa kompania we Lwowie też powinna być utworzona. Jak wiadomo „chcieć to móc”.

A.M.: Kto wam dostarcza amunicję, żywność, broń?

A.S.: Broń dostarczają Ukraińcy, natomiast inne rzeczy organizujemy z Polski. To tak, jak Legiony Dąbrowskiego, tworzone i utrzymywane oddolnie przez rodaków. I po to jest teraz seria spotkań w Polsce, żeby pokazać, jak można wesprzeć sprawę polską na Ukrainie, że nie chodzi tu tylko o pomoc dla uchodźców i dzieci, które licznie przyjechały do Polski. Chodzi o pomoc Polakom, którzy bardzo licznie żyją na kresach Pierwszej Rzeczpospolitej. Tam jest na szczęście sieć katolickich parafii, dobrze współpracujemy z nimi, wozimy im przykładowo agregaty prądotwórcze, bo teraz właśnie na kresach trzeba przede wszystkim wspierać Polaków. Najważniejsza w tej chwili jest pomoc żołnierzom z polskich i mieszanych rodzin na Ukrainie, żeby jak najszybciej przeszli do Legionu Polskiego, żebyśmy byli skuteczni a następnie widoczni na defiladzie zwycięstwa.

A.M.: Co jest teraz najbardziej potrzebne?

A.S.: Konserwy, żywność, to co można przewieźć, co się nie psuje, jak ryż, kasza, a ze sprzętu: kanistry na paliwo, lornetki, latarki, agregaty prądotwórcze. Bardzo mundury są poszukiwane, śpiwory – kilkaset takich zebrali harcerze w Opolu. Armia ukraińska zmobilizowała kilkaset tysięcy ludzi i proszą o wszystko. Na naszym portalu www.leqionpolski.eu znajdują się szczegółowe informacje. Zbieramy środki na kamizelki kuloodporne, hełmy, samochody dostawcze i polskie drony. Ostatnio w Nowym Sączu młodzi wolontariusze przy wsparciu małżeństwa Janiny i Andrzeja Gwiazdów podczas zrzutki internetowej zebrali kilka tysięcy złotych na zakup 40 sztuk specjalnych krótkofalówek dla Legionu Polskiego. Zachęcam każdego świadomego patriotę do zaangażowania się i wsparcia Legionu oraz sprawy polskiej na kresach.

Z Adamem . Słomką rozmawiała Agnieszka Marczak. Wywiad został udzielony 27-go października na spotkaniu we Wrocławiu, gdzie Adam Słomka – komendant Legionu Polskiego na Ukrainie przedstawił fotorelację ze Lwowa, Kijowa i frontu.

Sytuacja na wojnie jest taka, że brakuje wszystkiego. Przykładowo Ukraina nie ma ani jednej fabryki amunicji do Kałasznikowa, to niesamowite, ale walczący żołnierze kompletnie zależą od wsparcia z Zachodu. I oni tę pomoc widzą, są bardzo wdzięczni. Każdy nasz gest i każda złotówka wydana na wsparcie podczas wojny jest więcej warte niż niemieckie obietnice milionowych dotacji.

A.M.: Dziękuję za rozmowę.

Opracował: Janusz Baranowski – Tatar Polski, twórca Solidarności, potomek Powstańców Styczniowych, Legionistów, Generałów, Harcerzy, Szarych Szeregów, Żołnierzy Wyklętych