HARARI – GRABARZ LUDZKOŚCI?

dr Robert Kościelny, Warszawska Gazeta, nr 46, 18-24.11.2022

Harari z premierem Morawieckim, foto: kancelaria premiera.

Yuval Noah Harari:”Ani Gestapo, ani KGB nie mogły tego zrobię, ale wkrótce przynajmniej niektóre korporacje i rządy będą w stanie systematycznie hakować wszystkich ludzi. A jeśli rzeczywiście odniesiemy sukces w hakowaniu i inżynierii życia, to będzie to nie tylko największa rewolucja w historii ludzkości, to będzie największa rewolucja w biologii od powstania życia 4 miliardy lat temu”.

Doradca Światowego Forum Ekonomicznego (WEF) Yuval Noah Harari zauważył: „Technologia może zakłócić ludzkie społeczeństwo i sam sens ludzkiego życia na wiele sposobów, od stworzenia globalnej bezużytecznej klasy po wzrost kolonializmu danych i dyktatur cyfrowych”. Jak wielka, według cytowanego filozofa, jest siła nowych technologii w transformowaniu świata i kształtowaniu sposobów, w jakich ludzkość postrzega rzeczywistość – ba, „tworzeniu” ludzkości na nowo! – świadczy jego inna wypowiedź: „My, ludzie, powinniśmy przyzwyczaić się do myśli, że nie jesteśmy już tajemniczymi duszami. Jesteśmy teraz zwierzętami, które można zhako- wać. Dzisiaj mamy technologię do hakowania ludzi na masową skalę… Mój mózg, moje ciało, moje życie… czy to należy do mnie, czy do jakiejś korporacji, czy do rządu? A może do ludzkiego kolektywu?”.

Człowiek-maszyna

Latem 2021 r. nowa międzynarodówka, jak zgrabnie określił glo- balistyczne sitwy bloger Piotr Wielgucki (Matka Kurka), od ponad roku terroryzowała ludzkość, podnosząc wirusa przeziębienia do rangi pałeczki dżumy – tej samej, która w średniowieczu zmiotła ze świata żywych co najmniej jedną trzecią mieszkańców Europy. Zbrodnicza sitwa (pojawiająca się w przestrzeni publicznej pod różnymi nazwami, raz kabotyńskimi, innym razem pretensjonalnymi) czyniła swój niebotyczny rwetes za pomocą usłużnych mediów i „ekspertów” oraz pachołków na posadach prezydentów, premierów, a nawet monarchów i dyktatorów (z nielicznymi wyjątkami) poszczególnych krajów. Wtedy, gdy wypełniano nasze uszy wrzaskiem, podsuwano pod oczy „trumny z Ber- gamo” i napychano głowy sianem namolnej i prymitywnej (choć skutecznej, niestety) propagandy, mało kto miał czas i chęć, aby pomyśleć o tym, że cały czas, nieprzerwanie, osobnym, choć cichym i dyskretnym, szlakiem toczy się proces przemiany świata z takiego, w którym da się żyć, w kupę gnoju zalegającego w mrocznej, zapajęczonej oborze. Coraz częściej nazywanej nowym ładem.

W tym czasie w Off-Guardian ukazał się artykuł jednego z obserwatorów życia społecznego i politycznego, którzy, jak to się mówi, zachowali cały czas czujność, zdając sobie sprawę, że aktualna histeria, wzniecona przez globalistów, jest zasłoną dymną dla dawno podjętych kroków zmierzających wprost do zniewalania ludzkości i przerabiania jej na paszę dla wybranych. Tytuł materiału brzmi: „Od Russella i Hilberta do Wienera i Ha- rariego: niepokojące początki cybernetyki i transhumanizmu”. („From Russell and Hilbert to Wiener and Harari: The Distur- bing Origins of Cybernetics and Transhumanism”), a jego autorem jest Matthew Ehret.

Im bardziej jesteśmy zachęcani do myślenia jak zimne komputery, tym bardziej można by podtrzymywać tezę, że „komputery muszą zastąpić ludzką myśl”. Takim, niepokojącym oświadczeniem autor Off-Guardian rozpoczął swój tekst. Czy ma ono swoje uzasadnienie? Czy opiera się na solidniejszych podstawach niż tylko publicystyczna swada wyrastająca z chęci utrzymania zainteresowania czytelnika na czytanym właśnie tekście?

Matthew Ehret pisze, że sam pomysł, aby „umaszynowić” człowieka, a tych, którzy się do tego nie nadadzą, po prostu unicestwić za pomocą eugeniki, chociażby, pojawił się znacznie wcześniej. Być może, to już mój domysł, inspiracji do stworzenia podstaw teoretycznych można by szukać w słynnym dziełku Mettriego „Człowiek-maszyna” z 1748 r., negującym istnienie duszy nieśmiertelnej, opisującym człowieka jako twór wyłącznie materialny i działający jak maszyna.

Marginalne, ale ważne

Na marginesie warto zwrócić uwagę, że inspiracją dla tych osobliwych, choć znajdujących coraz więcej amatorów, przemyśleń materialisty Mettriego stały się wynalazki Jacques’a de Vaucansona, racjonalizatora, wychowanka jezuitów, który w późniejszych latach wstąpił do zakonu św. Franciszka. Yaucanson to genialny inżynier, twórca maszyn samoporuszających się oraz prekursor cybernetyki, jak też informatyki. Przypomnijmy, że Francuz skonstruował kilka automatów, a wśród nich słynną „Kaczkę”, której ukryty w środku mechanizm pozwalał pływać po wodzie, chwytać rzucane ziarna, połykać je i wydalać. Wynalazca zaprogramował pracę warsztatów tkackich przy użyciu kart dziurkowanych zastąpionych później walcem metalowym.

Czy można zaryzykować stwierdzenie, że ta historia jawnie ukazuje, jak lewackie fantazmaty żerują i pasożytują na pomysłach europejskiej i łacińskiej cywilizacji? Same nic nie tworzą, za to na gruncie wynalazków innych budują swoje królestwo nicości? Vaucanson, tak jak wielu przed nim i wielu po nim spadkobierców cywilizacji europejskiej, wymyślał i wprowadzał w życie udogodnienia dla życia i pracy. Mettrie, i jemu podobni, a będzie ich z czasem coraz więcej, patrząc na te dzieła i korzystając z ofiarowanych przez nie udogodnień, uprawiali myślową magię, która doprowadzi w końcu do ścinania głów tym, z którymi było szarlatanom nie po drodze.

W tym kontekście do rangi symbolu urasta fakt, że dwa automaty Yaucansona: „Flecista” oraz „Gracz na tamburynie” zostały zniszczone w toku rewolucji francuskiej.

To, co pobożny i pomysłowy Jacques de Vaucanson stworzył ad maiorem Del gloriam (Na większą chwałę Bożą) oraz dla pożytku ludzkości, Mettrie (oraz jego następcy – filozofowie ma- terialistyczni i aktywiści rewolucji) wykorzystał do stworzenia destrukcyjnego kultu.

Maszyna zniszczenia rozpędza się

„Z biegiem lat wyznawcy tego nowego kultu zaczęli działać jako sternicy w nowym globalnym statku Ziemi, dając początek nowej globalnej elitarnej klasie technokratów i oligarchów lojalnych tylko wobec swojej kasty i ideologii, dążących do jeszcze lepszego kształtowania ludzkich umysłów, upodabniania ich do maszyn obliczeniowych. Umysłów zdolnych do logiki i stosowania algorytmów, ale nie miłości czy kreatywności. Im bardziej ci kultowi technokraci, tacy jak Yuval Harari, Ray Kurzweil, Bill Gates czy Klaus Schwab, mogli myśleć jak zimne komputery, jednocześnie zmuszając ludzkość do tego samego, tym bardziej teza, że «komputery zastąpią ludzką myśl» musi być utrzymywana”.

W dziejącym się już wielkim resecie tacy jak Klaus Schwab mówią nam, że „czwarta rewolucja przemysłowa” zapoczątkuje nie tylko rozległe operacje automatyzacji i sztucznej inteligencji na każdym poziomie społeczeństwa, ale także da potężny impuls do połączenia ludzkości z maszynami. Tacy ludzie jak Elon Musk (obecnie lansowany jako obrońca wolności wypowiedzi w Internecie) i Ray Kurzweil z Google’a twierdzą, że to połączenie jest potrzebne, aby przejść do następnej fazy ewolucji człowieka. Yuval Harari głosi, że dźwignie ewolucji zostaną teraz przeniesione z przypadkowości natury do „nowych bogów”, czyli szefów Google’a, Facebooka i WEF.

Publicysta Off-Guardian jest zdania, że „deterministyczna wiara w syntezę człowiek-maszyna, która przenika myślenie wszystkich współczesnych transhumanistów, jest zarówno guasi-religijna, tak jak«religijne» są wszystkie odmiany praktyk i wierzeń okultystycznych, przerażająca, jak i po prostu błędna.

W latach 1949-1950 miały miejsce konferencje na temat problemów zdrowia i stosunków międzyludzkich w Niemczech. Ich zadaniem było przekonać świat, że wymyślona przez Theodora Adorno, jednego z liderów marksistowskiej szkoły frankfurckiej, osobowość autorytarna została wdrukowana w głowy niemieckich dzieci i młodzieży, stąd możliwe było dojście Hitlera do władzy. „Celem było przekonanie narodu niemieckiego, że cała wina dojścia Hitlera do władzy nie leży w szukaniu międzynarodowych spisków lub manipulacji City of London/Wall Street… ale raczej w «autorytarnym psychologiczno-genetycznym» usposobieniu Niemców”. Nie uwarunkowania międzynarodowe, ślepota polityczna przywódców państw demokratycznych, ale swoisty, kulturowo zdeterminowany, „kamień w mózgu” był przyczyną szaleństwa wojny. Stąd niezbędna stawała się operacja tego „kamienia” – przekształcenie cywilizacyjne Niemców i całego świata Zachodu.

Wraz z powiązaniami na szczeblu międzynarodowym nowi technokraci stawali się coraz bardziej wpływowi w wyznaczaniu standardów nowego światowego systemu operacyjnego. W międzyczasie rządy krajowe były coraz bardziej oczyszczane z narodowych przywódców politycznych, takich jak John F. Kennedy, Charles DeGaulle, Enrico Mattei i John Diefenbaker. Powstawało w ten sposób to, co nazywamy głębokim państwem – wąskim środowiskiem decyzyjnym, wysługującym się marionetkami na służbie, czyli politykami poszczególnych krajów.

Człowiek-bydlę poprzedzi człowieka-maszynę

Program był nadzorowany przez dyrektora Instytutu Tavistock Kurta Lewina, który do tego czasu stał się czołową postacią szkoły frankfurckiej i innowatorem nowej techniki prania mózgu, zwanej „treningiem wrażliwości”, która w dużej mierze opierała się na wykorzystaniu kompleksów winy i siły presji grupowej dla złamania woli grupy docelowej umiejscowionej w klasie lub w miejscu pracy. Chodziło o wypracowanie metod, za pomocą których można będzie wchłonąć nonkonformistów w bezbarwną masę, a ludzi o oryginalnym i twórczym spojrzeniu na świat przerobić w uczestników myślenia stadnego. Innymi słowy, wprzęgnięcie oryginalnych jednostek (takich ludzi nie ma wielu, ale to oni są zaczynem rozwoju intelektualnego i duchowego) w stado myślące stereotypowo, w sposób narzucony przez hegemonów. Było to niezbędne, aby zestandaryzować ludzkie myślenie, bo tylko w ten sposób można je było połączyć ze sztuczną inteligencją.

„W stopniu, w jakim jednostki myślą same za siebie i są wewnętrznie kierowane przez czynniki 1) twórczego rozumu i 2) sumienia, systemy myślenia grupowego nie zachowują się już zgodnie ze statystycznie przewidywalnymi regułami entropii i równowagi, kontrolowanymi przez oligarchów i technokratów”. Dlatego należało wymazać ten czynnik „nieprzewidywalności” poprzez wysuwanie argumentu, że wszyscy przywódcy, którzy chcą trzymać się rzeczywistości niezadekretowanej, są po prostu „osobowościami autorytarnymi” i „nowymi typami Hitlera”. Tą drogą „cnota motłochu została wyniesiona ponad cnotę indywidualnego geniuszu i inicjatywy, które nękają świat do dziś” zauważa Matthew Ehret w Off-Guardian. W ten sposób, pod pozorem walki z hitleryzmem, wznieca się system wynoszący do władzy patologię.

Matthew Ehret pisze, że sam pomysł, aby „umaszynowić” człowieka, a tych, którzy się do tego nie nadadzą, po prostu unicestwić za pomocą eugeniki, chociażby, pojawił się znacznie wcześniej.

Pomysłodawcy transformacji społeczności ludzkiej najpierw w stado owiec, a później w zespół maszyn tworzyli sieci wzajemnych powiązań przez lata 60. i 70. XX w., stając się coraz bardziej zintegrowanymi z organizacjami międzynarodowymi, takimi jak ONZ, WHO, NATO i OECD, uważa publicysta Off- -Guardian. Wraz z powiązaniami na szczeblu międzynarodowym nowi technokraci stawali się coraz bardziej wpływowi w wyznaczaniu standardów nowego światowego systemu operacyjnego. W międzyczasie rządy krajowe były coraz bardziej oczyszczane z narodowych przywódców politycznych, takich jak John F. Kennedy, Charles DeGaulle, Enrico Mattei i John Diefenbaker. Powstawało w ten sposób to, co nazywamy głębokim państwem – wąskim środowiskiem decyzyjnym, wysługującym się marionetkami na służbie, czyli politykami poszczególnych krajów.

Proces pogłębiał się przez kolejne lata. Chyba każdy zgodzi się z tym, że od dawna nie ma na świecie prawdziwych politycznych i moralnych przywódców. Jesteśmy w ciemnym lesie, jeśli chodzi o moralne i intelektualne punkty odniesienia. Cała czereda ludzi lansowanych na autorytety oraz takich, które powinny być autorytetami z racji sprawowanej funkcji, drepcze pospiesznie za tymi, którzy wystrugali ich z banana. Śluzowaci i bez smaku, jak jajko na miękko bez soli.

Z przemyśleń Harariego

Tacy jak Klaus Schwab mówią nam, że „czwarta rewolucja przemysłowa” zapoczątkuje nie tylko rozległe operacje automatyzacji i sztucznej inteligencji na każdym poziomie społeczeństwa, ale także da potężny impuls do połączenia ludzkości z maszynami.

Tytułowa postać naszych rozważań – a jest ona jedynie symbolem, fragmentem większej całości, wszak trudno winą o to, co się dziś dzieje, obarczać jednostkę, nawet taką jak Yuval Noah Harari – wypowiada się dziś otwarcie i szczerze, nie skąpiąc ludzkości swego głosu.

[20221213-07: Tacy ludzie jak Elon Musk (obecnie lansowany jako obrońca wolności wypowiedzi w Internecie) i Ray Kurz- weil z Google’a twierdzą, że to połączenie jest potrzebne, aby przejść do następnej fazy ewolucji człowieka.]

Strona Waking Times zebrała kilka wynurzeń nadwornego myśliciela Klausa Schwaba. Są to fragmenty przemówień na temat kierunku, w jakim podąża transhumanizm. „Dane mogą umożliwić ludzkim elitom robienie czegoś jeszcze bardziej radykalnego niż tylko budowanie cyfrowych dyktatur. Dzięki hakowaniu organizmów elity mogą zyskać moc przeprojektowania przyszłości samego życia, ponieważ kiedy już coś zhaku- jesz, zwykle możesz to również zaprojektować”, uważa Harari.

Inna jego opinia jest również interesująca: „W przeszłości wielu tyranów i wiele rządów chciało to zrobić, ale nikt nie rozumiał wystarczająco dobrze biologii i nikt nie miał wystarczającej mocy obliczeniowej i danych, aby włamać się do [umysłów i dusz] milionów ludzi. Ani Gestapo, ani KGB nie mogły tego zrobić, ale wkrótce przynajmniej niektóre korporacje i rządy będą w stanie systematycznie hako- wać wszystkich ludzi. A jeśli rzeczywiście odniesiemy sukces w hakowaniu i inżynierii życia, to będzie to nie tylko największa rewolucja w historii ludzkości, to będzie największa rewolucja w biologii od powstania życia 4 miliardy lat temu. […] Nauka zastępuje ewolucję doboru naturalnego ewolucją inteligentnego projektu”. Nie jest to jednak, mówi Harari, inteligentny projekt „jakiegoś Boga ponad chmurami. Ale nasz inteligentny projekt i nasze inteligentne chmury… chmura IBM, chmura Microsoft to nowe siły napędowe ewolucji”.

Był wśród nas!

W maju, w stolicy Wielkopolski, miał miejsce kongres Impact’22. Gościł na nim Harari. „Potrzebujemy nowego sprawnego porządku światowego, by nie popaść w erę wojen, biedy i chorób”, mówił doradca Schwaba, cytowany na stronie Bankier.pl. Według niego „erozja dotychczasowego porządku” ośmieliła Putina do inwazji na Ukrainę i kryzysu gospodarek światowych. Natomiast brak koordynacji działań, wynikający ze starego, zużytego porządku, utrzymującego zasadę nadrzędności państw narodowych nad instytucjami międzynarodowymi, spowodował, że nie mogliśmy sobie dać rady zSARS-CoV-2.

Tak właśnie mówił Harari, czym nie mógł lepiej ujawnić, że przybył tu z misją propagandową – lansować swoją (i Światowego Forum Ekonomicznego) wizję nowego porządku świata. Równie nieprawdziwego, jak nieprawdziwa (za to nafaszerowana ideologią) jest jego wizja współczesności i rzeczywistych wyzwań, przed którymi stoi ludzkość. A pan premier, który się spotkał z owym mędrkiem z Davos, był owych wynurzeń dyskretnym świadkiem.

„Szacowny gość” mówił jeszcze i to, że „Ostatnie lata były niefortunne dla ludzkości”, wskazując na dewastację środowiska i katastrofę klimatyczną, pandemię koronawirusa oraz wojnę Rosji przeciw Ukrainie. „Od zakończenia zimnej wojny świat nie był wolny od problemów, ale rozwijał się znacznie lepiej, cieszył się pokojem większym niż kiedykolwiek w historii”. Niestety to się nie wróci. Możliwości dotychczasowego ładu się wyczerpały. „Porządek światowy coraz bardziej przypomina dom, w którym wszyscy mieszkają, ale nikt go nie remontuje. Globalne instytucje i uniwersalne wartości są podważane, ale nie ma żadnej propozycji, czym je zastąpić” – powiedział Harari.

Doradca Schwaba postawił ważne pytanie: „jak narody mają współdziałać, jeśli nie będzie wspólnych instytucji ani wartości?”. Zauważył też, że „narodowe fortece – które z definicji nie są przyjazne – zwykle nie potrafią ich wypracować”

Stąd konkluzje, którymi ubogacił słuchaczy, nie powinny zaskakiwać: „Musimy myśleć w kategoriach szerszych niż europejskie. Musimy wypracować funkcjonujący porządek światowy, aby zapobiec wojnom i pandemiom, przeciwdziałać zagrożeniom ekologicznym. Żaden kraj w pojedynkę nie jest w stanie powstrzymać katastrofy klimatycznej, zapewnić odpowiedniego rozwoju sztucznej inteligencji. Musimy zbudować nowy, inkluzywny porządek. To być może będzie najlepszy skutek tej strasznej wojny [Rosji z Ukrainą – R.K.]”.

Czy jeszcze ktoś ma wątpliwości odnośnie do tego, jaką rolę mają do spełnienia, w dziele budowy nowej (strasznej) rzeczywistości, takie zjawiska medialne jak walka ze zmianami klimatycznymi, „pandemia” czy krwawy teatr wojenny na krańcach państwa naszego wschodniego sąsiada?

Czas „pandemii” pokazał, że bliźni może stać- się dla bliźniego świnią z zamaskowanym ryjkiem. Nadchodzący pokaże, czy stanie się człowiekiem. Człowiekiem-maszyną.

CZY FRANCISZEK PROWADZI KOŚCIÓŁ DO UPADKU

Aldona Zaorska

Chrystus powiedział: „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie” (J 14,6), ale widocznie papież Franciszek uznał, że trzeba szukać i gdzie indziej, i czegoś innego, i najlepiej będzie, jak mu to pokażą ci, którzy uważają się za najbardziej „wykluczonych” w tym ci poza Kościołem.

Czy koniec synodu oznacza koniec Kościoła? Jak tak dalej pójdzie, to satyryczny rysunek „Rzeczpospolitej” z 2009 r., na którym mężczyzna zwraca się do kozy: „Jeszcze tylko ci panowie wezmą ślub i zaraz potem my” przestanie być satyryczny. Stanie się odbiciem rzeczywistości.

Kardynał Jean-Claude Hollerich, arcybiskup Luksemburga, przewodniczący COMECE (Komisja Konferencji Biskupów Unii Europejskiej) oraz wiceprzewodniczący Rady Biskupów Europy, mianowany przez Franciszka sprawozdawcą generalnym obecnego synodu o synodalności, udzielił wywiadu. Udzielił go nie byle komu, bo dziennikowi „L’Osservatore Romano”.

„L’Osservatore Romano” to, można powiedzieć – „rządowy” dziennik Watykanu. Tym samym udzielanie „rządowej” gazecie wywiadu przez jednego z najbliższych współpracowników obecnego papieża nie jest niczym dziwnym. W końcu któż, jak nie najbliższy współpracownik, będzie wiedział, co „monarcha” (z zasady nie udzielający wywiadów) zamyśla i któż, jak nie on, wyjaśni zawiłości myśli „monarchy” co w przypadku Franciszka jego „najbliżsi współpracownicy” musieli robić już nie raz? Zwłaszcza że w Kościele katolickim trwa niezwykle ważne, wręcz fundamentalne wydarzenie, jakim jest synod o synodalności. Czym on jest?

Kościół Latającego Potwora Spaghetti na synodzie

Na stronie Archidiecezji Katowickiej (www.archidiecezjaka- towicka.pl) możemy przeczytać: „Synod Biskupów został ustanowiony 15 września 1965 r. przez papieża Pawła VI, jako instytucja doradcza w Kościele katolickim, gromadząca przedstawicieli episkopatów (biskupów) z różnych regionów świata w celu omówienia zagadnień związanych z działalnością Kościoła. Od tamtego czasu kolejni papieże wielokrotnie korzystali z dobrodziejstw Synodu. (…) Za pontyfikatu Franciszka pojawiają się dwa bardzo istotne dokumenty: Pierwszy, to dokument Międzynarodowej Komisji Teologicznej „Synodalność w życiu i misji Kościoła”, a drugi to konstytucja apostolska Episcopalis commu- nio o Synodzie biskupów – oba z 2018 r”.

Synodem jest również sobór powszechny, jako zgromadzenie Kolegium Biskupów ze wszystkich krajów pod przewodnictwem papieża. Zatem waga decyzji podejmowanych na synodzie jest olbrzymia.

Synodalność to „zaangażowanie i udziału całego Ludu Bożego w życiu i misji Kościoła” W największym uproszczeniu więc synod o synodalności ma być synodem o zaangażowaniu katolików w życie i misję Kościoła.

Zainicjowany przez Franciszka w 2021 r. i zaplanowany na lata 2021-2023 synod o synodalności tym się różni od poprzednich zgromadzeń tego typu, że – jak podaje strona internetowa w całości jemu poświęcona (www. synod.org) – do udziału w synodzie „zaproszony jest każdy, kto chce pomóc Kościołowi”: „(…) Z tego powodu, chociaż wszyscy ochrzczeni są w szczególny sposób wezwani do udziału w procesie synodalnym, to nikt – niezależnie od przynależności religijnej-nie powinien być wykluczony z dzielenia się swoją perspektywą i doświadczeniem, o ile chce pomóc Kościołowi na jego synodalnej drodze poszukiwania tego, co dobre i prawdziwe. Dotyczy to zwłaszcza najbardziej bezbronnych lub marginalizowanych”

Zatem do udziału w synodzie dotyczącym przyszłej drogi Kościoła katolickiego zaproszeni są wszyscy, jak leci: katolicy, protestanci, prawosławni, Żydzi, muzułmanie, ateiści, geje, lesbijki i pewnie nawet Kościół Latającego Potwora Spaghetti. Im bardziej kto „marginalizowany”, tym bardziej zaproszony. Wystarczy, że zgłosi się z chęcią „pomocy Kościołowi poszukiwania tego, co dobre i prawdziwe”. Co prawda Chrystus powiedział: „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie”(J 14,6), ale widocznie papież Franciszek uznał, że trzeba szukać i gdzie indziej, i czegoś innego, i najlepiej będzie, jak mu to pokażą ci, którzy uważają się za najbardziej „wykluczonych” w tym ci poza Kościołem.

Jak tak dalej pójdzie, to satyryczny rysunek „Rzeczpospolitej” z 2009 r., na którym mężczyzna zwraca się do kozy: „Jeszcze tylko ci panowie wezmą ślub i zaraz potem my” przestanie być satyryczny. Stanie się odbiciem rzeczywistości. rys. Andrzej Krauze, Rzeczpospolita.

Po co to wszystko? Jak wyjaśnia ww. strona internetowa: „Papież Franciszek chce usłyszeć od całego Kościoła o tym, co dzieje się w lokalnych parafiach. On i biskupi chcieliby wiedzieć, co według poszczególnych osób powinniśmy robić, aby pomóc ulepszać nasze parafie. Sposób, w jaki to zaproponował, to proces synodalny. Synod oznacza «podróżowanie razem» i polega na słuchaniu Ducha Świętego i siebie nawzajem, aby rozeznać drogę, którą zostaliśmy wezwani do wspólnego kroczenia” Oficjalne dokumenty synodu głoszą więc, że synod „ma na celu inspirować ludzi do marzenia o Kościele, którego część stanowimy, a także rozwijać ludzkie nadzieje, wzbudzać zaufanie, opatrywać rany, tworzyć nowe i głębsze relacje, uczyć się od siebie nawzajem, budować mosty, edukować umysły, ogrzewać serca i przywracać siłę do działań na rzecz naszej wspólnej misji”. Zupełnie jakby się czytało „konstytucję” dowolnej loży masońskiej.

Etapy

Idźmy jednak dalej. Jak ma przebiegać synod? Został podzielony na kilka etapów. Pierwszy jest „etap diecezjalny” polegający na słuchaniu na poziomie parafii i diecezji, przy czym, jak pamiętamy, do tego zaproszony jest każdy, a do słuchania mogą być użyte wszelkie środki komunikacji. „Etap diecezjalny jest okazją dla parafii i diecezji, aby spotkać się, doświadczyć i przeżyć wspólnie drogę synodalną, odkrywając lub rozwijając narzędzia i ścieżki, które najlepiej pasują do lokalnego kontekstu, a które ostatecznie staną się nowym stylem Kościołów lokalnych na drodze synodalności”, podaje „Vademecum Synodu o synodalności” (pląsy wokół postawionej w kościele figurki Pacha mamy też tu pasują?).

Jako następny został zaplanowany etap konferencji episkopatów poszczególnych państw. „Konferencje episkopatów (…) opracują przesłane odpowiedzi z diecezji (…) oraz przygotują syntezy, które trafnie oddadzą wkład uczestników na poziomie lokalnym. Konferencje episkopatów (…) są poproszone o rozeznanie i zebranie szerszej syntezy podczas własnego zebrania presynodalnego”.

Etap numer trzy to etap kontynentalny dla siedmiu zgromadzeń kontynentalnych: Afryki, Oceanii, Azji, Bliskiego Wschodu, Ameryki Łacińskiej, Europy i Ameryki Północnej. Jego celem jest wypracowanie Dokumentów Końcowych, które „posłużą jako podstawa drugiego Instrumentom Laboris, które będzie używane podczas Zgromadzenia Synodu Biskupów w październiku2023 r”. Powyższe trzy etapy już się odbyły. Przed nami dwa ostatnie. Zgromadzenie Synodu Biskupów, które odbędzie się w Rzymie, i finał – etap realizacji postanowień synodu wypracowanych w poprzednich jego etapach. Jak to może wyglądać, pokazuje wywiad, o którym była mowa na początku.

Kardynał na synodzie

Warto zacząć od tego, że sam kardynał Jean-Claude Hollerich tak jak papież jest jezuitą, a więc wywodzi się z zakonu, który miał stać na straży nauczania Kościoła, a który dziś zdaje robić coś dokładnie odwrotnego. Jean- -Claude Hollerich reprezentuje tzw. frakcję liberalną w Kościele i od dawna głosi konieczność „fundamentalnej rewizji” katolickiego nauczania na temat homoseksualizmu. Katolicka nauka o moralności homoseksualnych aktów seksualnych jest „fałszywa” i może zostać zmieniona, ogłosił w jednym z wywiadów (z lutego 2022 r.). Popiera też wyświęcanie do kapłaństwa żonatych mężczyzn i jest otwarty na kapłaństwo kobiet.

I ktoś taki został jedną z najważniejszych postaci trwającego synodu. Papież zachęcił go także do napisania „wielu dokumentów” na synod. Z całą pewnością nieprzypadkowo. Jeśli ktoś wie, w którą stronę synod zmierza i co zamierza w jego sprawie papież Franciszek, to właśnie on.

W udzielonym „L’Osservatore Romano” wywiadzie oczywiście nie powiedział, jaki będzie finał synodu, ale od niektórych jego wypowiedzi nieco skóra cierpnie.

Owszem, kardynał stwierdził, że uznanie aborcji za „prawo podstawowe” to „absurd” i że „terroryzuje go rozszerzenie w Holandii praktyki eutanazji także na chorych psychicznie”. Problem w tym, że stwierdził też, jak podał portal wPolityce, iż Kościół w swojej pracy duszpasterskiej musi wychodzić od rzeczywistości, której elementem są „zmiany antropologiczne” czyli także dotyczące sfery”biologicznej, przyrodniczej”. Ta nowa antropologia zaś powoduje, że Kościół musi być gotowy do poddania się przemianie. Jakiej? Portal wPolityce cytuje następującą wypowiedź kardynała:

„Dla dzisiejszej młodzieży najwyższą wartością jest niedyskryminacja. Nie tylko płci, ale także narodowości, pochodzenia, klasy społecznej. Oni naprawdę przejmują się dyskryminacją! Kilka tygodni temu spotkałem dwudziestoletnią dziewczynę, która powiedziała mi: «Chcę opuścić Kościół, ponieważ nie akceptuje on par homoseksualnych®; zapytałem ją: «Czy czujesz się dyskryminowana, ponieważ jesteś homoseksualna?®; a ona: «Nie, nie! Nie jestem lesbijką, ale moja najbliższa przyjaciółka tak. Znam jej cierpienie i nie zamierzam należeć do tych, którzy ją osądzają®. To dało mi dużo do myślenia”

Chyba nie za wiele, bo jak do tej pory Kościół nie oceniał i nie potępiał nigdy człowieka, ale zawsze potępiał grzech. Kościół zawsze stawiał warunki, nigdy nie uważając, że ma być w nim miło dla każdego.

W zborach protestanckich jest miło – posługę duchową mogą pełnić pastorki-lesbijki i jakoś to kościołów im nie zapełniło, zwłaszcza młodzieżą. Tyle że to do kardynała nie dociera.

Kardynał stwierdził też, że „nasze duszpasterstwo mówi do człowieka, który już nie istnieje. Musimy być zdolni głosić Ewangelię, pomagać zrozumieć Ewangelię dzisiejszemu człowiekowi, który raczej ją ignoruje”.

Tu pojawiła się kwestia gejowskich małżeństw. Co w tej sprawie miał do powiedzenia sprawozdawca generalny obecnego synodu o synodalności? To samo, co mówi od dawna.

„Nie sądzę, że jest przestrzeń [na takie małżeństwo], bo nie ma celu prokreacyjnego, który je charakteryzuje, ale to nie znaczy, że ich relacja uczuciowa nie ma żadnej wartości” oznajmił. Czy chciał przez to powiedzieć, że Kościół nie zrówna gejowskich związków z małżeństwami, ale upowszechni dla ich inną formę błogosławieństwa? Upowszechni, bo to już się dzieje. Gejowskie pary od dawna błogosławią niektórzy księża niemieccy, a biskupi Flandrii ogłosili liturgiczny obrzęd błogosławienia par jednopłciowych. Nie było na to żadnej reakcji Watykanu, więc kwestią czasu pozostaje, aż z przykładu skorzystają inne diecezje. Zresztą o samym kardynale Hollerichu niektóre włoskie media wprost piszą, że błogosławi pary homoseksualne albo jawnie to wspiera’

Tęczowy Kościół

Zresztą zapytany o flandryjski przykład kardynał odpowiedział pytaniem, czy Bóg może kiedykolwiek powiedzieć coś złego o dwojgu ludzi, którzy się kochają. Jean-Claude Hollerich podkreślił, że w Królestwie Bożym „nikt nie jest wykluczony; ani roz- wiedzeni w nowych związkach, ani homoseksualiści, nikt”.

„Królestwo Boże nie jest ekskluzywnym klubem. Otwiera swoje drzwi dla wszystkich, bez dyskryminacji” dodał.

Jak na kardynała, to wykazał się marną znajomością Ewan- gelii.”Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie” powiedział Jezus (J 14,6). Królestwo Boże jest więc do pewnego stopnia „ekskluzywnym klubem”. Zaproszony jest każdy, ale żeby do niego wejść, trzeba spełnić określone warunki. Te zaś wyznacza Bóg, a nie kardynał Hollerich. Gdybyśmy szli tym tokiem rozumowania, całe nauczanie Kościoła, cała teologia nie byłaby warta funta kłaków, bo skoro Królestwo Boże jest dla wszystkich, to po co przykazania? Po co kolejne sakramenty, z Eucharystią i z pokutą na czele?

Oczywiście trudno zakładać, żeby kardynał wygadywał to, co wygadywał, nie mając na to przyzwolenia. Warto pamiętać, że takie kwestie, jak komunia święta dla osób rozwiedzionych i żyjących w nowych związkach czy właśnie stosunek do LGBT-ów i ich pomysłów, są częścią problematyki, którą synod się zajmuje. A jeśli się zajmuje, to niewykluczone, że wprowadzi zmiany. Wypowiedzi kard. Hollericha wskazują, że tak może być. Zresztą watykani- ści i teologowie wprost mówią, że ten synod będzie rozstrzygający dla wielu fundamentalnych kwestii.

Koza przed ołtarzem

Wszystko wskazuje, że tęczowe lobby w Kościele zadziałało tak skutecznie, że błogosławienie gejowskich par zostanie usankcjonowane. Jeśli tak, to najprawdopodobniej usankcjonowane zostanie także wyświęcanie pe- derastów na księży. W końcu mamy „kryzys powołań” a nowa antropologia będzie wymagała nowych księży, którzy swoje tęczowe owieczki zrozumieją.

Ba! Idąc tokiem myślenia kard. Hollericha – jeśli Królestwo Boże nie wyklucza, to Kościół, który w swoim założeniu jest Boży, też nie może wykluczać, a to oznacza, że nie może odmawiać czegokolwiek komukolwiek (przecież odmowa jest wykluczeniem). Jeśli usankcjonuje błogosławieństwo gejowskich par, to musi usankcjonować dla nich Komunię Świętą. Musi usankcjonować chrzest dziecka, które zgodnie ze świeckim prawem adoptuje albo kupi sobie u surogatki dwóch tatusiów. Wszak, jeśli sam Bóg nie ma nic przeciwko ludziom, którzy się kochają, to Kościół nie może takim ludziom odmówić sakramentów, bo zamknie im drogę do Królestwa Bożego, które jest dla wszystkich! Hulaj dusza, piekła nie ma!

Jak tak dalej pójdzie, to satyryczny rysunek „Rzeczpospolitej” z 2009 r., na którym mężczyzna zwraca się do kozy: „Jeszcze tylko ci panowie wezmą ślub i zaraz potem my” przestanie być satyryczny. Stanie się odbiciem rzeczywistości. Nawiasem mówiąc, „Rzeczpospolita” wygrała w 2012 r. proces osób „urażonych” rysunkiem (autorstwa Antoniego Krauzego), a sąd wskazał, że zgodnie z konstytucją każdy ma prawo do wolności wyrażania opinii, a wolność słowa i prasy jest jedną z podstawowych wartości obywatelskich.

Zostawmy jednak sferę świecką (ona już jest cywilizacyjnie stracona) i wróćmy do tej duchowej.

Przemalowany na tęczowo Kościół zaprzeczy wszystkiemu, co głosił przez ostatnie dwa tysiące lat. To już nie będzie Kościół Boży. Dlatego zanim zaczną wcielać gejowską wersję ewangelii w życie, papież Franciszek, a wraz z nim wszyscy postępowi hierarchowie powinni sięgnąć do tej prawdziwej i przypomnieć sobie słowa Chrystusa: „Wielu powie Mi w owym dniu: «Panie, Panie, czy nie prorokowaliśmy mocą Twego imienia, i nie wyrzucaliśmy złych duchów mocą Twego imienia, i nie czyniliśmy wielu cudów mocą Twego imienia?® Wtedy oświadczę im: «Nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczacie się niepra- wości!»„(Mt7,22).Zanim będzie za późno: dla nich, dla Kościoła i dla całej ludzkości.

Opracował: Janusz Baranowski – Tatar Polski, twórca Solidarności, potomek Powstańców Styczniowych, Legionistów, Generałów, Harcerzy, Szarych Szeregów, Żołnierzy Wyklętych