W HOŁDZIE POLSKIM TERMOPILOM

Marcin Hałaś, Warszawska Gazeta, nr 35, 28.08-3.09.2020 r.

22 sierpnia w Zadwórzu pod Lwowem odbyty się uroczystości, upamiętniające 100. rocznicę bitwy, która do historii przeszła pod nazwą polskich Termopil. Siła legendy tego miejsca jest tak wielka, że maszyniści ukraińskich pociągów do dzisiaj kultywują przedwojenny zwyczaj i usypany tam kurhan z pomnikiem na szczycie pozdrawiają sygnałem gwizdka lokomotywy.

Plany były zupełnie inne. 100. rocznicę bitwy pod Zadwórzem chciano uczcić wielką uroczystością z udziałem Prezydenta Rzeczypospolitej i kompanii reprezentacyjnej Wojska Polskiego. Przyszedł jednak koronawirus. Obowiązujące w sierpniu ukraińskie przepisy sanitarne zabraniają organizowania w obwodzie lwowskim zgromadzeń na otwartej przestrzeni z udziałem więcej niż 100 osób. Obchody miały więc charakter bardzo skromny – przynajmniej pod względem frekwencyjnym.

Wszystko rozegrało się 17 sierpnia 1920 r. Od początku sierpnia liczący około 1300 żołnierzy Oddział Wydzielony Wojska Polskiego pod dowództwem rotmistrza Romana Abrahama walczył z nacierającymi bolszewikami. Abraham w 1918 r. w czasie obrony Lwowa przed Ukraińcami dowodził odcinkiem na Górze Stracenia, a jego podkomendni nazywani byli Straceńcami – nie tylko od miejsca, w którym walczyli, ale również ze względu na wyjątkową odwagę i brawurę. W1938 r. Roman Abraham zostanie awansowany do stopnia generała.

6 i 8 sierpnia 1920 r. abrahamczycy biją bolszewików pod Horodyszczem i Chodaczkowem. Ranny w nogę Abraham nie pozwala znieść się z posterunku – dowodzi nadal, leżąc na noszach. Rana okazuje się jednak na tyle poważna, że po bitwach zostaje odwieziony do szpitala we Lwowie. Obowiązki dowódcy przejmuje kapitan Bolesław Zajączkowski.

Równolegle z natarciem Tuchaczewskiego na Warszawę, 1. Armia Konna Siemiona Budionnego atakuje Lwów. Zdobycie tego miasta ma otworzyć Sowietom drogę na południe Europy. W oddziale, którym dowodzi teraz Zajączkowski, przeważają młodzi lwowscy ochotnicy – studenci, ale także gimnazjaliści, niektórzy zaledwie piętnastoletni. Większość niespełna 2 lata wcześniej broniła już Lwowa przed Ukraińcami.

17 sierpnia Zajączkowski otrzymuje rozkaz odwrotu w kierunku Lwowa. Wraz z piechotą swego oddziału maszeruje wzdłuż torów kolejowych. Ostrzeliwani przez sowiecką artylerię docierają do Zadwórza, niewielkiej wsi położonej 34 km na północny wschód od Lwowa. Tam znowu zaczyna się ostrzał. Zajączkowski postanawia zaatakować – rozwija trzy linie tyraliery i w krwawym boju, pod ogniem zdobywa stację kolejową w Zadwórzu.

Zadwórze staje się miejscem obronnym. Polacy odpierają sześć szarży kozaków Budionnego. Następują krótkie negocjacje, Zajączkowski odmawia kapitulacji. Jego ostatni rozkaz brzmi: „Chłopcy! Do ostatniego ładunku”. Kozacy atakują siódmą szarżą. Polakom kończy się amunicja, dochodzi do walki na bagnety i wręcz. Ostatnim szańcem jest budka dróżnika. Kapitan Zajączkowski popełnia samobójstwo, używając do tego ostatniego naboju. Podobnie robi kilkunastu innych oficerów. Kozacy dobijają rannych i masakrują ciała zabitych – sieką szablami na oślep, odcinają głowy oraz kończyny. Zaledwie kilkunastu lżej rannych biorą do niewoli. Na stację wjeżdża polski pociąg pancerny – jego załodze udaje się zebrać kilkunastu rannych i kilkanaście ciał leżących przy torach. Jednak całodniowy bój pod Zadwórzem ma sens – innym oddziałom polskim daje on czas na zajęcie pozycji obronnych wokół Lwowa, a natarcie Konarmii traci impet. 20 sierpnia oddziały Budionnego zaczynają wycofywać się na wschód.

Kiedy 20 sierpnia do Zadwórza wjeżdża nasz pociąg pancerny, Polacy znajdują tam 318 obdartych i zmasakrowanych ciał.

Udaje się zidentyfikować tylko 106 z nich. Pod Zadwórzem ginie m.in. 19-letni Konstanty Zarugiewicz, student Politechniki, obrońca Lwowa z 1918 r., uczestnik walk z Ukraińcami pod Gródkiem Jagiellońskim, Skniłowem i Trembowlą. Również jego ciała nie udało się rozpoznać. Jego matka Jadwiga Zarugiewiczowa w 1925 r. wskaże na Cmentarzu Obrońców Lwowa trumnę niezidentyfikowanego żołnierza, która przewieziona zostanie do Warszawy i złożona tam w Grobie Nieznanego Żołnierza.

Kapitan Bolesław Zajączkowski pośmiertnie otrzyma Krzyż Srebrny Orderu Virtuti Militari. Ciała 7 uczestników walki pod Zadwórzem, w tym kapitana Zajączkowskiego, pochowano na Cmentarzu Obrońców Lwowa. Dla pozostałych urządzono cmentarz w miejscu bitwy. Już jesienią 1920 r. saperzy usypali w tym miejscu 20-metrowy kurhan – mogiłę. W1927 r. na szczycie wzniesiono pomnik zwieńczony krzyżem. Do 1939 r. co roku odbywały się tam rocznicowe uroczystości. Kurhan z pomnikiem zwieńczonym krzyżem stoi tuż obok linii kolejowej Lwów-Tarnopol. Maszyniści polskich pociągów przejeżdżając obok pozdrawiali go gwizdkiem lokomotywy. Ten zwyczaj przetrwał do dziś, choć po torach jeżdżą już ukraińskie pociągi z ukraińskimi maszynistami.

Po 1990 r. cmentarz i kurhan zostały odnowione. Co roku odbywają się tam rocznicowe uroczystości. W tym roku mszę świętą odprawił biskup pomocniczy archidiecezji lwowskiej Leon Mały. W kazaniu wspomniał o swojej młodości spędzonej w Związku Sowieckim, w znanym z Trylogii mieście Bar. – Już wtedy wiedziałem, że skoro jestem Polakiem, to muszę chodzić do kościoła. Polak chodził do kościoła, to było oczywiste dla wszystkich – wspominał biskup. Potem mówił o tym, że Polska i Kościół są nierozerwalne.

Po przemówieniach oficjalnych gości nastąpiło złożenie kwiatów pod pomnikiem na szczycie kurhanu. Wśród gości z Polski była m.in. drużyna harcerzy z Poznania. Konsulat Generalny RP we Lwowie wraz z rzeszowskim Oddziałem Instytutu Pamięci Narodowej przygotowali na tę uroczystość okolicznościową publikację – książeczkę zatytułowaną „Polskie Ter- mopile1920″

Odczytano listy nadesłane przez Adama Kwiatkowskiego – sekretarza stanu w Kancelarii Prezydenta RP oraz wiceministra kultury Jarosława Sellina. I tu coś zgrzytnęło. Wydaje się oczywiste, że na taką uroczystość posłanie powinni skierować urzędnicy najwyżsi rangą – Prezydent Rzeczpospolitej Polskiej oraz minister kultury i dziedzictwa narodowego. Oddelegowanie do podpisania takich listów sekretarza stanu musi budzić zdziwienie. Pozostaje mieć nadzieję, że chodzi jedynie o nieuctwo i brak wyczucia prezydenckich urzędników, a nie o zasadę, iż dla elit Prawa i Sprawiedliwości polskie Kresy zaczynają się za rogatkami Żoliborza, a kończą na linii Curzona, a co dalej na wschód – tego ani nie rozumieją, ani nie doceniają.

Zdjęcia: Marcin Hałaś

Jarosław Praclewski Solidarność RI, numer legitymacji 8617, działacz Antykomunistyczny