COVID-19. Kontrola ludzi – operacja specjalna

Karolina Gruc, Warszawska Gazeta, nr 19, 8-14.05.2020 r.

Według zaleceń sponsorowanej przez koncerny farmaceutyczne Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) w momencie wprowadzenia na rynek szczepionki przeciwko SRAS-Cov-2 poddani szczepieniu będą musieli zostać wszyscy ludzie.

Nachalna promocja szczepionki jako jedynego ratunku przed koronawirusem (i następnymi nieuchronnymi pandemiami) zdaniem wyśmiewanych (na razie) zwolenników teorii spiskowych to kolejny dowód, że koronawirus to zaplanowana operacja specjalna. Stworzony w laboratorium tylko po to, żeby podać masowo ludziom szczepionkę na niego, to wstęp do całkowitej przebudowy świata, w jakim żyjemy i wprowadzenia masowej kontroli całych społeczeństw.

– Kiedy rząd ogłosił otwarcie galerii handlowych, od razu pojawiła się kwestia nachalnej wręcz „zachęty” do korzystania z aplikacji na smartfona ProteGO Safe. Początkowo poinformowano, że do galerii handlowej będzie można wpuszczać ludzi w liczbie 1 osoba na 15 metrów kwadratowych. Od razu pojawiła się jednak informacja, że jeśli do danej galerii wejdzie już maksymalna liczba osób, będzie można wpuścić dodatkowe 10 osób ponad tę normę, o ile będą miały zainstalowaną aplikację ProteGO Safe. Galerie handlowe i sklepy miały też dostać od Ministerstwa Rozwoju zalecenia dotyczące rekomendowania tej aplikacji, np. poprzez stosowanie rabatów dla jej posiadaczy. Ta informacja szybko jednak zniknęła, a portale ogłosiły, że władze wycofały się z tego pomysłu. Pomijając fakt, że doszłoby wówczas do dyskryminacji osób nieposiadających smartfona albo posiadających popularne smartfony, które tej aplikacji nie obsługują, warto odpowiedzieć sobie na pytanie, cóż to takiego i jaki ma związek z koronawirusem.

Wielki Brat patrzy

Prace nad plasterkiem tatuującym ludzi zostały sfinansowane przez fundację Billa i Melindy Ga- tesów. Bill Gates zaś od dawna jest zwolennikiem zaczipowania wszystkich ludzi m.in. w celu kontrolowania ich miejsca pobytu czy poddania się przez nich szczepieniom.

ProteGO Safe to swoisty dziennik choroby. Pobiera się bezpłatnie aplikację na swój smarfon, po czym wpisuje tzw. dane wrażliwe: imię, płeć, wiek, przewlekłe choroby czy inne, na które się leczy (np. nowotwór), grupę krwi. Odpowiada się na pytania o potencjalny kontakt z osobą zakażoną czy zaistnienie innego czynnika ryzyka (np. pobyt za granicą), stopień narażenia na kontakty z zakażonymi, zaobserwowanie u siebie objawów koronawirusa, nawet na pytanie o palenie papierosów. Wpisuje się dane pozwalające ocenić, czy jest się w tzw. grupie ryzyka. System analizuje to wszystko i przypisuje użytkownika do jednej z grup ryzyka, po czym informuje, do jakiej grupy należy i jakie są dla niej zalecenia.

Wszystko bardzo ładnie. Z jedną maleńką „gwiazdką” Aplikacja korzysta z systemu Bluetooth, który łączy ją z innymi użytkownikami.

Dzięki temu zainstalowana aplikacja zapamiętuje innych jej użytkowników. Jeśli więc np. używając tej aplikacji udamy się do sklepu i w tym czasie będzie tam ktoś, kto dzień później okaże się osobą zakażoną, nasza aplikacja będzie o tym wiedziała, poinformuje nas, a my będziemy mogli udać się do lekarza.

Znawcy nowoczesnych technologii mówią jednak, że tak to nie działa i wystarczy zwykła ściana, by aplikacja nie wychwyciła innego użytkownika, więc jej skuteczność jest dyskusyjna. Nie o zawodność jednak tu chodzi, ale o zwyczajne śledzenie ludzi. Od chorego użytkownika aplikacji zostaje bowiem pobrany identyfikator (nie jest anonimowy), a także kod wygenerowany w aplikacji i historia spotkań z wszystkimi numerami identyfikacyjnymi Bluetooth, które miały kontakt z chorym w ciągu 2 ostatnich tygodni. Nawet jeśli użytkownik nie zachoruje, i tak co jakiś czas jest od niego pobierany identyfikator Bluetooth i weryfikowane jest, czy któraś z osób, z którą miał kontakt, nie została zakażona.

Rzecz w tym, że nie wiadomo, co stanie się potem z tymi danymi, kiedy (teoretycznie) przestaną być potrzebne.

Żeby była jasność w temacie – to nie jest wyłącznie polski wymysł. Niemal identyczne aplikacje zaproponowały takie giganty jak Google czy Aple. Tylko w ich przypadku „apka” ma bardziej międzynarodowy charakter. Podobne aplikacje są stosowane w Niemczech czy Chinach. Aplikacja śledząca, gdzie spędzają kwarantannę osoby, które z ognisk koronawirusa przyjechały do Tajlandii, wywołała skandal, gdy okazało się, że śledziła ich przemieszczanie się już po ustaniu kwarantanny. Podobnie śledzący charakter miała aplikacja irańska, która miała pomagać w wykrywaniu zakażeń C0VID-19.

Na razie Komisja Europejska rekomenduje zastosowanie technologii Bluetooth do takich aplikacji. Wszystko oczywiście w imię dobra ludzi i można od biedy uznać, że tak jest, gdyby nie to, że aplikacja będzie mogła nas śledzić niczym Wielki Brat z powieści Orwella „Rok 1984″. Internauci zwracają uwagę, że nawet średnio rozgarnięty hacker nie będzie miał problemu z włamaniem i kradzieżą danych z takiej aplikacji, a przede wszystkim umożliwi ona sprawdzenie, gdzie byliśmy w konkretnym czasie. Wciąż nie wiadomo, jak długo i przez kogo będą przechowywane dane pozyskane od jej użytkowników. Nie wiadomo, jak będą zabezpieczone przez wykradzeniem ani czy nie zostaną wykorzystane w przyszłości (przy okazji następnej pandemii), ani do jakich celów. W dodatku może okazać się, że na razie jedynie „zalecane” aplikacje wkrótce staną się obowiązkowe i bez ich zainstalowania nie wyjedziemy np. za granicę. Chyba że będziemy posiadać dowód zaszczepienia na korona- wirusa. Kolejne „znamię bestii” bez którego nie będziemy mogli funkcjonować.

Co nam wcisną?

Rządy poszczególnych państw będą musiały taką szczepionkę wykupić i potem poddać szczepieniu nią wszystkich swoich obywateli. WHO ładnie ujmuje to w stwierdzeniu, że nie wolno pozostawić nikogo, kto nie zostanie zaszczepiony, co zwolennicy szczepień oczywiście interpretują jako przyznanie każdemu prawa do szczepionki.

Cały świat czeka dziś na szczepionkę na SARS-Cov-2 jak na zbawienie. Im dłużej ludzie są poddani ograniczeniom, tym bardziej czekają. Zgodzą się na wszystko, byle tylko normalnie oddychać, móc pojechać nad morze, iść do restauracji, wpaść na grilla do znajomych. Ile potrwa pandemia, nie wiadomo, ale „eksperci” twierdzą, że szczepionka na koronawirusa będzie dostępna „już” za 18 miesięcy. Albo nawet jesienią. W ostatnim czasie media wręcz ścigają się w podaniu informacji o stworzeniu szczepionki na koronawirusa podawanej już ochotnikom (szczepionka niemiecko-amerykańska), już produkowanej (szczepionka indyjska) albo będącej w finalnej fazie prac (szczepionka amerykańska). Problem w tym, że w przypadku szczepionki na koronawirusa odstąpiono od mniej więcej połowy wymaganych badań i testów, gdyż wydłużałyby czas jej stworzenia. Wszystko w imię dobra ludzkości. Najbliżej ukończenia wyścigu są cztery kraje. Co dokładnie nam zaserwują, nie wiadomo. Wiadomo, że rząd Wielkiej Brytanii przeznaczył już 22 min funtów na dokończenie prac nad szczepionką.

Brytyjska szczepionka będzie (jest?) oparta na kwasie RNA. To szczepionka genetyczna i samo- wzmacniająca się. Według oficjalnej wersji po wstrzyknięciu dostarczy „instrukcje genetyczne” do komórek mięśniowych, aby wytworzyły one białko „skokowe” na powierzchni koronawirusa. Powinno to wywołać odpowiedź immunologiczną i stworzyć odporność na COVID-19. Powinno, ale wciąż nie wiadomo, czy wywoła i jaki będzie tego skutek. Nie mówiąc o tym, co jeszcze można podać w takiej genetycznej szczepionce jej ofiarom. Testy na ludziach tej szczepionki już się rozpoczęły.

Aplikacja będzie mogła nas śledzić niczym Wielki Brat z powieści Orwella „Rok1984″. Internauci zwracają uwagę, że nawet średnio rozgarnięty hacker nie będzie miał problemu z włamaniem i kradzieżą danych z takiej aplikacji, a przede wszystkim umożliwi ona sprawdzenie, gdzie byliśmy w konkretnym czasie.

Nad niemiecką szczepionką pracuje biotechnologiczna firma CureVac. Co chcą wcisnąć ludziom? CureVac opracowuje preparaty oparte na mRNA, czyli kwasie matrycowym RNA, przenoszącym informacje genetyczne. Firma tłumaczy, że jej szczepionka będzie polegała na „zakodowaniu” informacji w mRNA i przekazaniu jej organizmowi pacjenta (czyli będzie bardzo podobna do wersji brytyjskiej). W ten sposób na poziomie komórkowym zostaną wytworzone białka zwalczające koronawirusa. Człowiek nie dostanie więc, jak to ma miejsce w zwykłej szczepionce, „martwego wirusa” tylko „informację” o wirusie, która to „informacja” sprawi, że organizm sam z siebie wytworzy szczepionkę. Czy niemieccy naukowcy przekażą przy okazji jeszcze jakieś „informacje” genetyczne, oczywiście nie wiadomo. Jednak niemiecki pomysł na szczepienie wzbudził już wielki entuzjazm. Już wiadomo, że Komisja Europejska wesprze CureVac gwarancjami na 80 min euro. Za te pieniądze pozna i rozwinie odpowiedź immunologiczną (odpornościową) na białko spike, co finalnie pomoże powstrzymać wirusa SARS- -CoV-2 przed dostaniem się do. Gdyby Polska ją kupiła, aby podać ją wszystkim obywatelom, musiałaby zapłacić 2,16 mld złotych. Oczywiście pod warunkiem, że szczepionka rzeczywiście zawiera tylko białko spike, od którego wszystko się zaczęło, preparat jest bezpieczny i nie ma żadnych „dodatków” czego na razie na pewno niewierny.

Jest też opcja szczepionki tradycyjnej. Naukowcy z University of Pittsburgh ogłosili, że mają „potencjalną szczepionkę chroniącą przed koronawirusem”. Ma ona postać plasterka z400 mikroigłami podającymi preparat pod skórę pacjenta w sposób „bezbolesny” i „bezpieczny” Szczepionka polega na podaniu pacjentowi wytworzonych w laboratorium fragmentów białka koronawirusa SARS-Cov-2, tak jak przy zwykłych szczepionkach zawierających małą dawkę choroby, przed którą mają chronić. Lada dzień rozpoczną się jej testy na ludziach. Co jeszcze zawiera, nie wiadomo, ale żadna ze stosowanych obecnie szczepionek nie zawiera „czystego” preparatu mającego zbudować odporność (dlatego powodują one niekiedy powstanie ciężkich powikłań ze śmiercią włącznie). Można więc śmiało zakładać, że i plasterek zawiera nieznane nam dodatki, na które organizm człowieka może zareagować różnie. Słowem, pozwalając na jego naklejenie, nie będziemy wiedzieć, co jest nam podawane. A to nie koniec. To dopiero wstęp do znacznie poważniejszej operacji.

Szczepionka i „plasterek Billa Gatesa”

Naukowcy z University of Pittsburgh ogłosili, że mają „potencjalną szczepionkę chroniącą przed koronawirusem”. Ma ona postać plasterka z 400 mikroigłami podającymi preparat pod skórę pacjenta w sposób „bezbolesny” i „bezpieczny”

Pomysł szczepionki w plasterku z mikroigiełek – bezbolesnej, łatwej do podania (może to zrobić osoba bez medycznego przygotowania) i przechowywania (można ją zawieźć i do wioski w środku afrykańskiej sawanny) – opracowali naukowcy z Massachusetts Institute of Technology MU. Osoba zaszczepiona jest od razu oznakowana (chociaż może o tym nie wiedzieć). Mikroigiełki nie tylko wstrzykują szczepionkę w skórę, ale i podają barwnik, niewidoczny gołym okiem, za to doskonale widoczny dzięki specjalnemu filtrowi w smartfonie albo w podczerwieni (np. w specjalnym urządzeniu na lotnisku). Po podaniu szczepionki barwnik utrzyma się co najmniej 5 lat. W tym okresie będzie można bardzo łatwo sprawdzić, czy dana osoba została zaszczepiona. Potem barwnik zaniknie, co będzie dowodem, że szczepionkę trzeba powtórzyć. Prace nad plasterkiem tatuującym ludzi zostały sfinansowane przez fundację Billa i Melindy Gatesów. Bill Gates zaś od dawna jest zwolennikiem zaczipowania wszystkich ludzi m.in. w celu kontrolowania ich miejsca pobytu czy poddania się przez nich szczepieniom.

– Jeśli nie mamy dobrych danych, to naprawdę trudno jest wyeliminować chorobę-uzasadnia zamiar kontrolowania wszystkich ludzi Gates. Ostatnio zaczął już całkiem głośno mówić że niedługo od ludzi będą wymagane „certyfikaty szczepień” Te najlepiej zakodować oznaczając wszystkich jak hodowlane bydło. Kto nie będzie miał potwierdzenia wszczepienia, nie będzie miał prawa do funkcjonowania w społeczeństwie. Wszystko wskazuje, że dokładnie tak będzie ze szczepionką na SARS-Cov-2. Niezależnie od tego, czy ostatecznie będziemy dostawali szczepionkę majstrującą na poziomie naszego DNA, czy zwyczajną, niezależnie od tego, jak zostanie ona „ubogacona” i jak bardzo będzie preparatem niesprawdzonym i niebezpiecznym, niezależnie od tego, co jeszcze wraz z nią zostanie nam podane, będziemy musieli ją przyjąć. Nawet jeśli będzie przestarzała, bo w międzyczasie wirus „zmutuje” co już zapowiadają naukowcy. Cały świat dostanie konkretny preparat, stworzony przez konkretne laboratorium (być może to samo, które stworzyło koronawirusa).

W kaftanie bezpieczeństwa

Szczepionki to tylko preludium do procedury czipowania ludzi. Prace nad tym, sponsorowane zresztą m.in. przez Billa Gatesa, są już bardzo zaawansowane.

Według „zaleceń” sponsorowanej przez koncerny farmaceutyczne Światowej Organizacji Zdrowia w momencie wprowadzenia na rynek szczepionki przeciwko SRAS- -Cov-2 poddani szczepieniu będą musieli zostać wszyscy ludzie. To oznacza, że rządy poszczególnych państw będą musiały taką szczepionkę wykupić i potem poddać szczepieniu nią wszystkich swoich obywateli. WHO ładnie ujmuje to w stwierdzeniu, że nie wolno pozostawić nikogo, kto nie zostanie zaszczepiony, co zwolennicy szczepień oczywiście interpretują jako przyznanie każdemu prawa do szczepionki. Nie byłoby w tym niczego złego, gdyby nie to, że przywilej ten oznacza w rzeczywistości przymus.

WHO stwierdza zresztą wprost, że do 2030 r. wszyscy powinni zostać zaszczepieni, zatem plan masowego zaszczepienia całej populacji jest przewidziany na dłuższy czas niż obecna pandemia. To z kolei może oznaczać, że nie o koronawirusa tu chodzi i szczepionka przeciwko niemu to tylko „test”. Być może chodzi o podanie nam „szcżepień skojarzonych” dzięki którym będziemy mieli prawo do funkcjonowania we współczesnym świecie. A jeśli ktoś nie będzie wyrażał na to zgody? Takiej możliwości nie ma.

I nie chodzi o to, że np. bez zaświadczenia o zaszczepieniu pracodawca nie będzie mógł przyjąć go do pracy. Chodzi o to, że w XXI w. wobec każdej osoby można zastosować siłę. Trzasnąć nią o przysłowiową glebę i wstrzyknąć jej substancję, której zawartości i działania nawet nie będzie znała. Niemożliwe? Ależ jak najbardziej możliwe.

Szczepienie w kaftanie bezpieczeństwa

Pamiętać należy, że w Polsce obowiązuje ustawa z dnia 5 grudnia 2008 r. o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi (Dz.U. 2008, Nr23 poz.1570).W rozdziale 4 przewiduje ona obowiązek poddania się określonym szczepieniom przez wszystkie osoby przebywające na terytorium Rzeczpospolitej Polskiej dłużej niż 3 miesiące. Wykaz szczepień, którym muszą poddać się Polacy oraz cudzoziemcy przybywający w Polsce dłużej niż 3 miesiące, zgodnie z tą ustawą sporządza minister zdrowia. Ten już zapowiedział, że będziemy nosić maseczki, dopóki wszyscy nie zostaniemy zaszczepieni. Można więc być pewnym, że jeśli tylko pojawi się szczepionka na SARS-Cov-2, natychmiast zostanie dopisana do listy obowiązkowych szczepionek, chociaż naukowcy wcale nie ukrywają, że może się ona pojawić zbyt późno i w momencie, gdy będzie już ogólnodostępna, wirus „zmutuje”, skutkiem czego na tę mutację szczepionka już nie zadziała i cała „zabawa” zacznie się od początku. Tymczasem wspomniana ustawa stanowi wprost: „Wobec osoby, która nie poddaje się obowiązkowi szczepienia, badaniom sanitarno-epidemiologicznym, zabiegom sanitarnym, kwarantannie lub izolacji obowiązkowej hospitalizacji, a u której podejrzewa się lub rozpoznano chorobę szczególnie niebezpieczną i wysoce zakaźną, stanowiącą bezpośrednie zagrożenie dla zdrowia lub życia innych osób, może być zastosowany środek przymusu bezpośredniego polegający na przytrzymaniu, unieruchomieniu lub przymusowym podaniu leków. (…) Lekarz lub felczer może zwrócić się do Policji, Straży Granicznej lub Żandarmerii Wojskowej o pomoc w zastosowaniu środka przymusu bezpośredniego”.

Już dziś można unieruchomić „delikwenta”, który nie chce dać się zaszczepić, nawet przez 24 godziny. Jak? Zakłada się takiej osobie kaftan bezpieczeństwa, krępuje pasami albo przywiązuje się ją do łóżka. Wszystko w majestacie prawa. Nie pomoże powoływanie się na art. 39 Konstytucji RP, mówiący, że „nikt nie może poddany eksperymentom naukowym, w tym medycznym, bez dobrowolnie wyrażonej zgody”. Podanie szczepionki na siłę to przecież nie eksperyment medyczny, tylko procedura medyczna, zresztą z całą pewnością szczepionka na COVID-19 będzie zaakceptowana przez sponsorowaną przez jej producenta Światową Organizację Zdrowia (WHO) i będzie miała rekomendacje światowych autorytetów medycznych, często także sponsorowanych przez tego, kto tę szczepionkę wyprodukuje. Oczywiście rekomendacje szczepionek przez WHO, biorąc pod uwagę, że budżet tej organizacji zapewniają producenci szczepionek, nie są warte nawet funta kłaków. WHO jest po prostu głosem producentów szczepionek i innych preparatów medycznych, i niczym więcej. Jest jak internetowa celebrytka zachwalająca produkty, które dostanie za darmo albo za chwalenie których jej zapłacą. Wiarygodność tej organizacji jest zerowa, tym bardziej, że w sprawie obecnej pandemii WHO łgało aż się kurzyło. Dziś WHO zachwala więc te preparaty medyczne i te procedury medyczne, za rekomendowanie których dostało pieniądze. Oczywiście w formie darowizn na światową ochronę zdrowia. Warto o tym pamiętać, zanim znowu posłucha się etiopskiego komunisty, dyrektora tej organizacji, wsadzonego na swoje stanowisko przez Chińczyków.

Procedura

Na razie w Polsce wdrożona została już procedura postępowania w stosunku do osoby podejrzanej o COVID-19 lub z potwierdzonym jej rozpoznaniem z dnia 13 marca 2020 r. (otrzymały ją wszystkie jednostki policji, straży pożarnej, wojska i służb granicznych).

Procedura ta powtarza przywołane wyżej ustawowe zapisy. Każdy, kto odmówi poddania się procedurom medycznym, a będzie w stosunku do niego istniało chociażby podejrzenie zakażenia koronawirusem, będzie przymuszany siłą do ich przyjęcia. Teoretycznie wydaje się to słuszne – koronawirus jest wysoce zaraźliwy, więc jeśli ktoś może go roznosić, powinien zostać poddany kwarantannie. Podobne procedury są zresztą w innych krajach walczących dziś z koronawirusem. Kłopot w tym, że na razie wszystko wskazuje, że będą zastosowane po wprowadzeniu „zalecanych” przez WHO szczepień. Podstawa prawna już jest. Wystarczy tylko wpisanie konkretnej szczepionki na listę szczepień obowiązkowych i będzie „po zawodach”. Nie będziemy natomiast nigdy wiedzieli, czy szczepieniu zostanie poddana także tzw. światowa bądź krajowa elita, czy szczepionki zostaną wciśnięte tylko zwyczajnym ludziom. Oczywiście można się łudzić, że polski minister zdrowia nie będzie chciał brać udziału w tym szaleństwie, ale biorąc pod uwagę ogólnoświatową histerię jest to mało prawdopodobne. Może zostać postawiony pod ścianą – izolacja gospodarcza Polski albo szczepienie jej obywateli. Kto będzie się opierał, to się go na dobę spęta w kaftan bezpieczeństwa i przykuje do łóżka. Jak zaschnie mu w gardle z pragnienia, to będzie potulny jak baranek. A jeśli potem zapadnie na narkolepsję, to się orzeknie, że już ją miał, tylko nieujawnioną. I będzie po problemie.

Szczepić, szczepić, szczepić!

Pomysł szczepionki w plasterku z mikroigiełek – bezbolesnej, łatwej do podania (może to zrobić osoba bez medycznego przygotowania) i przechowywania (można ją zawieźć i do wioski w środku afrykańskiej sawanny) – opracowali naukowcy z Massachusetts Institute of Technology MIT.

Przerażające jest natomiast, że przymus do podawania ludziom preparatu, na podanie którego nie wyrażają oni zgody, spotyka się z entuzjazmem środowiska medycznego. Oto, jak o podaniu szczepionki przeciwko korona- wirusowi mówił dr Paweł Szczuciński, psychiatra, który wraz z 15 innymi lekarzami poleciał do Włoch, „żeby ratować ludzkie życie”:

– Szczepionki na koronawirusa oczywiście powinny być obowiązkowe. Nie chcę tu wchodzić w kwestie kwot, kwestie organizacyjne itd. Z całą pewnością ludzie starsi powinni być poddawani takim szczepieniom obowiązkowo i personel służby zdrowia. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Natomiast nie wyobrażam sobie również, żeby nie szczepić się przeciwko grypie.

Jeśli lekarz psychiatra, nie wiedząc, co będzie w preparacie podawanym ludziom jako szczepionka, wręcz domaga się, aby zaszczepić całą populację, to nieciekawa przyszłość nas czeka. Nachalne promowanie szczepionek jako jedynego ratunku przed koronawirusem (i następnymi nieuchronnymi pandemiami) zdaniem wyśmiewanych (na razie) zwolenników teorii spiskowych to kolejny dowód, że SARS-Cov-2 to zaplanowana operacja specjalna. Stworzony w laboratorium tylko po to, żeby podać masowo ludziom szczepionkę na niego, to wstęp do całkowitej przebudowy świata, w jakim żyjemy i wprowadzenia masowej kontroli całych społeczeństw. Jak się bowiem okazuje, szczepionki to tylko preludium do procedury czipowania ludzi. Prace nad tym, sponsorowane zresztą m.in. przez Billa Gatesa, są już bardzo zaawansowane.

Wszystko o nich, o groźnym projekcie identyfikowania ludzi (ID 2020), o tym, kto go wymyślił i co będzie oznaczał, już za tydzień.

Już w 2016 r. planowano wprowadzenie identyfikowania ludzi.

Opracował: Wiesław Norman – Solidarność RI, kombatant antykomunistyczny opozycji (nr leg. 264 z roku 2015), założyciel Wolni i Solidarni Kornela Morawieckiego Region Częstochowski, Śląski i Małopolski