W: Ten bezlitosny „M a k i a w e I”

Waldemar Łysiak, DoRzeczy, nr 514, 16-26.12.2019 r.

Hans Magnus Enzensberger w jednym ze swoich wierszy (XX w.):
„Mówiąc między nami, Niccoló, mamy wszelkie powody,
By cię podziwiać, ty zasuszony kołtunie,
Przeżarty swymi teoriami”

Prawdę mówiąc — ten esej winien był ukazać się w maju, albowiem Niccoló di Bernardo dei Machiavelli urodził się 3 maja 1469 roku, jednakowoż Leonardo da Vinci zmarł 2 maja roku 1519, okrągłe pół tysiąca lat temu, więc to jemu musiałem oddać moje comiesięczne prawo do jednego dużego tekstu (taką mam „dżentelmeńską umowę” z Lisickim). Wszakże jest faktem, że bieżącego roku mija 550 lat od urodzin innego geniusza Renesansu, wielkiego Florentyńczyka, zdążyłem tedy (lepiej późno niż wcale) złożyć mu (vide akapity poniższe) rocznicowy hołd.

 

Był politykiem, urzędnikiem, historykiem, prozaikiem, dramaturgiem, komentatorem polityczno-społecznym, i to ostatnie zapewniło mu miejsce (pomnikowe) w dziejach. Żył 58 lat (zmarł 22 czerwca 1527 roku). Przez 14 lat (1498-1512) pracował jako biurokrata, lecz nie tuzinkowy, tylko znaczący — jako sekretarz (czyli wiceminister) od polityki zagranicznej Republiki Florenckiej (formalnie pracownik rządzącej Kancelarii Dziesięciu, zwanej też Drugą Kancelarią), co zmuszało go do wielu podróży dyplomatycznych (Niemcy, Francja, Szwajcaria, państewka włoskie). Lata 1512-1513 przesiedział w ciężkim więzieniu (był nawet torturowany), gdyż ówczesna florencka karuzela walki o władzę między żywiołem republikańskim a familią Medyceuszów (Medici) wyniosła akurat do władzy Medyceusza. Machiavelli, jako republikanin, musiał się udać na wygnanie. Wrócił roku 1519 i balansując sprytnie pomiędzy sferą medycejską a sferą republikańską próbował odzyskać wpływy polityczne, bezskutecznie. Dzięki tym piruetom zyskał miano sprzedajnej kreatury, gotowej służyć każdemu silniejszemu. Życie uczyło go bliznami, iż siła to czynnik przemijający, czasami szybko. Był naocznym świadkiem wzlotu i upadku kilku dużych figur (Savonarola i in.); jego własny upadek nie stanowił dramatycznego wydarzenia, lecz Niccoló przeżywał odsunięcie go od władzy jako apokalipsę życiową (czyli cierpiał nie mniej boleśnie niż jego liczne kochanki kiedy z nimi zrywał).

By „zabić czas” chwycił w ostatniej dekadzie życia za pióro. Miał świetne wykształcenie humanistyczne, które zapewnił mu ojciec, prawnik Bernardo Machiavelli. A że ojciec był bibliofilem — syna od dzieciństwa otaczało mnóstwo woluminów. Czytał bardzo dużo. Do końca życia jego ulubioną lekturą będzie traktat Lukrecjusza „O naturze wszechrzeczy”, uważany za nieomal brewiarz przez wielu humanistów i monarchów. Gwoli miłości do tej książki Machiavelli przepisał ją całą własnoręcznie, stąd mógł z pamięci cytować duże fragmenty tekstu. Tekstu, który znalazł silne odbicie we własnych historiozoficznych i politologicznych pracach Florentyńczyka.

Drobne pisma publicystyczne Machiavellego (choćby tzw. „druki ulotne”) trudno byłoby zliczyć. Wzmiankuję niżej tylko główne dzieła. Napisał kilka komedii, z których zapewne pierwszą była „Andria” (1519?), ostatnią chyba „Clizia” (1525), a najgłośniejszą „Mandragola” (1521) czyli „Mandragora” (polskie wydanie dopiero 1924). Dużo większe znaczenie miały cztery jego historiozoficzne dzieła. Tu pierwszym był „Dialog o sztuce wojennej” („Dialogo deH’arte della guerra”, 1521), szybko przyćmiony renomą „Rozważań nad pierwszym dziesięcioksiągiem historii Rzymu Liwiusza” („I discorsi sopra ła prima deca di Tito Livio”, 1531). Rok później ukazały się „Opowiadania florenckie” („Le istorie fiorentine”, 1532), lecz wszystko to zostało przyćmione potężniejącym z wieku na wiek rozgłosem „Księcia” („II Principe”, 1532; polski przekład dopiero 1868):

„KSIĄŻĘ”

Anna Kłoskowska: „Dynamikę dziejów sprowadzał Machiavetti do wypadkowej dwóch czynników — losu («fortuna») i dzielności ludzkiej («virtii»)” (1965).

To prawda, aczkolwiek lansując te dwa główne motory Niccoló „fortunę” widział po prostu jako szczęście (tzw. „fart”), zaś „virtu” u niego nie oznacza tylko dzielności, raczej siłę ducha, energię, moc. Jako historiozof szukał mechanizmów zjawisk, drążył naturę ludzką, jej cnoty i słabości, przyznając tym drugim sprawczy prymat, a za największy grzech uważał głupotę.

Już „Rozważania…” pełne są tego typu refleksji i konstatacji, których rozwinięcie i brawurowa kulminacja nastąpi w „Księciu” — jednym z najważniejszych druków gatunku „homo sapiens”.

Czym jest „Książę”? Formalnie jest swoistą apologią utalentowanego i bezwładzę lub utrzymać się przy władzy, musi być przebiegły jak lis, drapieżny jak lew, i nie bać się Boga. Wredność, kłamstwo, oszustwo, brak lojalności i brak skrupułów — wszystko to są metody, a nie grzechy. Człowiek musi być przekupny skoro umie liczyć, a także musi popełniać inne złe uczynki jeśli ma do tego sposobność (okazję). Podłe zwycięstwo jest dużo więcej warte od cnotliwej klęski. Prócz tych fundamentalnych reguł „Książę” zawiera też mnóstwo rad szczegółowych, exemplum: spiskować trzeba najwyżej we dwójkę (im większa liczba konspiratorów, tym większe prawdopodobieństwo zdrady), a gdy trzeba ubrudzić sobie ręce, to na całego, bez zakładania rękawiczek, żadnych rozwiązań połowicznych — te są najgorsze.

Amoralność Machiavellego, tłumaczona później przez jego apologetów patriotyzmem (roił o zjednoczeniu Włoch), nie była u niego spowodowana jakąś psychobiologiczną atrofią ludzkich uczuć, tylko kultem skuteczności działania. Z etycznego punktu widzenia potępiał nikczemność, zbrodnię i okrucieństwo, jednak wychodząc z praktycznego/prakseologicznego punktu widzenia zalecał je względnego renesansowego kondotiera, świetnego stratega, Cezara Borgii, księcia Valentinois (domniemanego syna papieża Aleksandra VI, szefa hiszpańsko-włoskiego klanu Borgiów), którego Machiavelli podziwiał, nie ukrywając, że to okrutnik, lecz tłumacząc, że okrutnik posługujący się przemocą racjonalnie.

W istocie zaś „Książę” to fenomenalny traktat o pragmatycznej sztuce rządzenia/władania — pragmatycznej, bo „przy oddzieleniu sfery polityki od sfery moralności”. Philippe Simonnot: „W «Księciu» Machiavelli sformułował generalne reguły zachodniego sposobu rządzenia ludzkimi namiętnościami politycznymi” (1985). Inaczej mówiąc: sformułował twarde zasady gry sił, perswadując, iż życie publiczne rządzi się własną moralnością, niekompatybilną z etyką Dekalogu. Vulgo: normy Dekalogu są nieprzekładalne na praktykę życia codziennego i gier politycznych, ten bowiem, kto chce zdobyć w działaniu politycznym jako najbardziej efektywne, najkrótszą drogą prowadzące do sukcesu. Przyznawał (rozdział XV „Księcia”), że cudowny świat, którym rządzą humanitaryzm, tolerancja, szczerość, honor, religijność, moralność i inne cnoty — byłby do uskutecznienia, lecz tylko pod warunkiem, że wszyscy ludzie kierowaliby się dobrem, a tak nie jest i nigdy nie było (stąd zwano „Księcia” „nieocenionym, nadczasowym zwierciadłem, którym boski Niccoló ukazał prawdziwą duszę człowieka”).

Potępiając w czambuł wszystko co skutkuje polityczną nieefektywnością Machiavelli odnosił się głównie do budowy silnego państwa, które według niego władca („książę”) winien siłą stworzyć, później twardą ręką ugruntować (dbając, by rządzone społeczeństwo nie chciało lub nie mogło szkodzić władzy), wreszcie zaś oddać „ludowi” we władanie, zaprowadzając republikański (preferowany przez Machiavellego) ustrój. Wszelkie łamanie przezeń konwencjonalnej moralności podczas tego procesu usprawiedliwia „necessita” (konieczność), czyli „ratio publicae utilitas” (słuszność pożytku publicznego). Czerpał tu Machiavelli ze znanych mu dobrze mądrości Antyku — już starożytni twórcy prawa rzymskiego pisali: „Necessitas legem non habet” (konieczność nie zna prawa). Czy czerpał też z innych źródeł, chociażby dalekowschodnich? Faktem jest, że miał prekursorów, m.in. chińskiego filozofa Han Feitsy (III wiek p.n.e.), który głosił: „Jeśli w sprawach państwowych stosować zasady moralne, to osłabia się wojsko i ziemia zarasta chwastami”. Tak tezy Chińczyka, jak i tezy Florentyńczyka, czynią bóstwem „rację stanu”:

„RACJA STANU”

Machiavellowska „ragione di stato” (racja stanu) uświęcała wedle niego wszelkie środki prowadzące do celu (stąd fraza popularna dzisiaj wśród pragmatyków, a według laików streszczająca całą zawartość „Księcia”). Pisał: „Kiedy na szali ważą się losy kraju — nie można zezwolić, by prymat osiągnęły czcze rozważania o prawie i bezprawiu, ględzenia o humanitaryzmie i okrucieństwie, dywagacje o sławie, cnocie i braku honoru, ważne jest bowiem wówczas tylko jedno: jak zapewnić suwerenność i przetrwanie państwa”. Po czym dodał puentująco vel konkluzyjnie: „Kto chce się dostać do raju, musi wpierw poznać drogę do piekła, aby umieć ją ominąć”. Jako znawca i wielbiciel Antyku (typowe dla wczesnorenesansowych myślicieli) wszelkie swoje tezy wspierał odwołując się do starożytnych (często mitologicznych) casusów, choćby twierdząc, że założyciel Rzymu, Romulus, miał słuszność mordując swego brata Remusa w imię racji stanu.

Przekaz „Księcia” jest wystarczająco jasny, by można go było kilkuzdaniowo streszczać/lapidaryzować. Wiktor Osiatyński: „Regeneracja państwa zepsutego, zjednoczenie ojczyzny i założenie idealnej republiki zwalnia z wymogów moralności — pisał Machiavelli” (1973). Trzysta lat wcześniej (1687) Hiszpan Juan Alfonso Lancina tak ujął na kartach swych „Comentarios politicos…” Machiavellowską „ragione di stato”: „Racja stanu czyni godziwymi rzeczy, które przy innych okolicznościach byłyby potępienia godne.

W niebezpieczeństwie byłoby szaleństwem działać według cnotliwych zasad. Pierwszym obowiązkiem państwa jest czuwać nad własną egzystencją i kiedy jest to konieczne sięgać po niewybredne środki dla osiągnięcia celu”. Do dzisiaj badacze przyznają — exemplum niemiecki historyk prawa Michael Stolleis — że „jako myśliciel jest Machiavelli twórcą racji stanu”, takiej „racji stanu”, która „jest ważniejsza od moralności”, co oznacza, iż „dobrze pojęty interes państwa uświęca środki najbardziej brutalne” (2010).

Machiavellowską analizę cech człowieka (z tezą, że złe cechy u ludzi dominują), rozwiniętą przezeń w analizę cech ludzkiej zbiorowości, czyli społeczeństwa (tego obywatelskiego-republikańskiego, budującego państwo mniej lub bardziej demokratyczne, raczej hierarchiczne) — zwano już „antropologią filozoficzną”. Konstanty Grzybowski: „Machiavelli zapoczątkował analizę zbiorowych cech moralnych i psychologicznych poszczególnych warstw społecznych, zrelatywizował dawny mit o nieuchronnym degenerowaniu się i ponownym odradzaniu społeczeństw, w końcu wreszcie przekształcił antyczny mit o wychowawczej funkcji państwa, wiążąc go nie z nauczaniem abstrakcyjnej moralności, lecz z tworzeniem stosunków społecznych i politycznych, w ramach których człowiek będzie «istotą społeczną», a nie egoistycznym głupcem” (1969). Wybitny brytyjski politolog XX-wieczny, Isaiah Berlin: „Machiavellim bez reszty owładnęła pragmatyczna — wyzbyta abstrakcji, kazuistyki i kompromisów z obiegową moralnością, zawsze prowadzących do porażki — wizja społeczeństwa, w którym wszystkie talenty efektywnie współdziałają dla wspólnego celu, jakim jest potęga państwa” (1979).

Z powyższych opinii sączy się podziw, ale „Książę” od wieków budził tyle samo zgorszenia co podziwu, brawa równoważyły się z chórem przekleństw. Potomni oskarżali autora o amoralizm i propagowanie systemów tyranicznych, lecz też cenili jako myśliciela politycznego (Monteskiusz, Rousseau, Romantycy, wszelacy XIX-wieczni spiskowcy i rewolucjoniści, choćby karbonariusze). Zderzały się argumenty i kontrargumenty, często kuriozalne — Valeriu Marcu: „O żadnej innej książce nie wypisywano tylu głupot co o tym genialnym dziele będącym szkołą władzy” (1925). Jednocześnie polityczny pragmatyzm tez Florentyńczyka zmuszał

do propagowania jego traktatu jako lektury obowiązkowej, nawet sułtan turecki kazał przełożyć dzieło. Jean-Jacques Rousseau polecał „Księcia” jako katechizm republikanów, Lenin pisząc swą „Dziecięcą chorobę «Iewicowości» w komunizmie” (1920) zalecał swym wyznawcom lekturę „Księcia” jako truciznę na głupotę, Benito Mussolini uważał tę książkę za „vademecum dla mężów stanu”, a Bertrand Russell za „podręcznik dla gangsterów”. Uważano, że Hitler, Stalin i Pol Pot musieli się w nim rozczytywać.

KRYTYKOWANIE MACHIAVELLEGO

Wierzchołkiem krytycznego stosunku wobec tez Machiavellego było stworzenie popularnego i dziś określenia „makiawelizm”, które ma zdecydowanie pejoratywny wydźwięk, oznacza bowiem cynizm, przewrotność, realizację zamierzeń „po trupach” i sugestię, że ludzi dążących do władzy lub będących u władzy obowiązują inne imperatywy moralne aniżeli resztę społeczeństwa. Oraz że „Książę” to podręcznik działania bez skrupułów. We francuskim (renomowanym globalnie) „Słowniku Larousse’a” hasło „makiawelizm” („machia velisme”) brzmi: „conduit deloyale et perflde” (postępowanie nielojalne i perfidne). Polskie leksykony „międzywojenne” tłumaczą ów termin jako „podstępność, obłudność, krętackość, nie przebieranie w środkach” („Słownik Ilustrowany Języka Polskiego” Wyd. M. Arcta 1929) lub jako „chytrość, przebiegłość, przewrotność, podstępność” („Słownik Wyrazów Obcych” Wyd. Trzaska, Evert i Michalski 1939), a powojenne jako „postawę nacechowaną wyrachowaniem, przewrotnością, brakiem skrupułów przy osiąganiu celu” („Słownik Wyrazów Obcych” Wyd. PWN 1980; „Słownik Współczesnego Języka Polskiego” Wyd. Reader’s Digest 1998).

Piętnowanie „Księcia” trwa już prawie pół tysiąca lat. A.D. 1559 potępił dzieło papież Paweł IV, trzy lata później Sobór Trydencki zatwierdził to, zaś A.D. 1564 książka trafiła do watykańskiego „Indeksu Dzieł Zakazanych” bezterminowo. Pod koniec tego samego stulecia (XVI) Machiavelli został zbesztany przez jezuitów jako „mistrz perfidii i zepsucia”, przez protestantów jako „duchowy nauczyciel jezuitów”, a przez Williama Szekspira jako „zbrodniarz” (w „Henryku IV” 1598). Sławny francuski edytor i drukarz XVI-wieczny, Henri Estienne, pisał, że był Niccoló „hańbą Florencji, bo otworzył szkołę dla tyranów, i to nie tylko współczesnych mu, ale i tych, którzy mieli dopiero nadejść” (1590). Liczne naonczas broszury hugenockie przypisywały Machiavellemu odpowiedzialność za sławną sierpniową rzeź paryską 1572 roku, zwaną Nocą św. Bartłomieja.

Przez kolejne stulecia batożenie autora „Księcia” trwało w najlepsze. Mógłbym przytoczyć wiele tych smagnięć, lecz starczy jedno podobne do wszelakich innych — Louis-Mayeul Chaudon (autor dykcjonarza biograficznego): „«Il Principe» to najpaskudniejsze dzieło wydane kiedykolwiek, jest to księga oszustów i złoczyńców, traktat nauczający zbrodni, obrzydliwe pismo, dające lekcje jak zabijać i truć” (1782). Modne było twierdzenie, że „ten włoski prowokator chce wodzić dobrych ludzi ku zgubie za podszeptem szatana”. A wśród władców było modne wyklinanie „Księcia” — popisywał się tym nawet taki zwyrodnialec jak król Anglii Henryk VIII. Szczególnie się tu zasłużył król Prus Fryderyk II zwany Wielkim, który jako następca tronu machnął tekst pt. „Obalenie «Księcia» Machiavellego” (1736-1739). Zrobił to pod wpływem swego przyjaciela, Woltera, ganiącego „amoralność i cynizm ” Florentyńczyka. Tekst był nieco koślawy, więc Wolter go literacko podrasował i wydano rzecz pt. „Anti-Machiavelli” w 1740 roku. Wkrótce Fryderyk sam objął tron i wówczas zaczął (z roku na rok intensywniej) stosować polecenia Machiavellego. Słowem: będąc młodym pluł nań jako na „wroga ludzkości”, a dojrzewając i starzejąc się oddawał mu hołd nie tylko czynem, lecz i werbalnie, przyznając po długich latach władania i wojowania: „Bardzo mi przykro, ale jestem zmuszony uznać, że Machiavelli miał jednak rację”. Z kolei

Wolter kpił na starość, iż pisząc paszkwil wymierzony przeciwko Machiavellemu Fryderyk II „napluł w swój ulubiony tort”.

Jeśli już dotknęliśmy Prus — zostańmy na germańskich terenach. Oświeceniowy niemiecki filozof Johann Gottlieb Fichter uważał tezy Machiavellego za „antychrześcijańskie” (podobnie twierdziło sporo uczonych XX wieku, np. Giuseppe Prezzolini i Hiram Haydn). XIX-wieczny niemieckojęzyczny kulturoznawca szwajcarski Jakob Burckhardt mianował Machiavellego „zdolnym zbrodniarzem” („begabter Frevler”). XX-wieczny niemiecki historyk Gerhard Ritter zwał rady Machiavellego „straszliwymi”. No i nie należy zapominać, że XIX-wieczny antyMachiavellowski pamflet „Dialog w piekle między Machiavelem a Monteskiuszem, czyli polityka Machiavellego” (Bruksela 1864) stał się bazą do wyprodukowania przez carską Ochranę antysemickich „Protokołów Mędrców Syjonu” (1901), które zaowocowały milionami ofiar.

CHWALENIE MACHIAVELLEGO

Piętnowaniu towarzyszyło gloryfikowanie, zrazu nieliczne, mniej głośne, lecz później z każdą dekadą śmielsze, aż wreszcie sięgające brązownictwa. Chwalono Machiavellego za zdarcie masek hipokryzji z twarzy wszystkich tych, którzy powołują się na konwencjonalną (dekalogową) moralność, co nie przeszkadza im grzeszyć ile wlezie. Wnikliwsi chwalili go za wytyczenie i uprecyzyjnienie złowrogich mechanizmów skutecznego rządzenia. Historiografia myśli społeczno-politycznej dopiero po stuleciach deifikowała Florentyńczyka jako wybitnego myśliciela, nauczyciela politycznego realizmu/pragmatyzmu, ideologa odrodzenia narodowego Włoch, światłego historyka i badacza natury człowieka oraz natury mas ludzkich, wreszcie odkrywcę, który wynalazł naukę o nazwie politologia. Oddaje się też dzisiaj Machiavellemu, iż dobrze przezeń umotywowana pogarda wobec ludzi miała, ma i zawsze będzie miała „znaczenie strategiczne” jako sygnalizator potencjalnych zagrożeń we wszelkich grach politycznych i społecznych.

Ginilo Ferroni (na łamach „Corriere della Sera”, 1998): „Chociaż twórcę nowej polityki, oderwanej od moralności (co Benedetto Croce nazwał «autonomią polityki») piętnowano zrazu jako głosiciela działań cynicznych, bezwzględnie efektywnych i okrutnie racjonalnych, nastawionych wyłącznie na praktyczną funkcjonalność— to nie umniejsza fascynującej wartości jego przenikliwych tez rzucanych z literackim polotem i brawurową wyobraźnią, daleko wykraczających poza zwykły pragmatyzm i tuzinkowy realizm, mających wręcz analogię z medycyną dzięki diagnozowaniu tudzież leczeniu zbiorowych chorób (nękających państwa i społeczeństwa) wskazaniami właściwych kuracji dla tych organizmów”.

Pionierskie gromkie zachwyty Machiavellim wywodzą się z pierwszej połowy XVI wieku — europejski mocarz, cesarz Karol V, znał na pamięć całe rozdziały „Księcia”. Francis Bacon, głośny angielski filozof i mąż stanu (XVI/XVII w.), wysoce cenił Machiavellego za pisanie „jacy ludzie są, a nie jakimi powinni być”. Sławny holenderski myśliciel Baruch Spinoza (XVII w.) zwał Florentyńczyka „najmądrzejszym, najbardziej doświadczonym i najprzenikliwszym z pisarzy”. Nasz doskonały barokowy poeta, Wespazjan Kochowski (XVII w.), uważał za „prostaka” każdego, „kto w szkole choć raz nie będzie u Machiavella”. Francuscy giganci Oświecenia (XVIII w.) też zdejmowali czapki przed Włochem. Charles-Louis de Montesąuieu (Monteskiusz), chociaż zwał Machiavellego łobuzem („le fripon”), to i „wielkim człowiekiem”, wzorem Florentyńczyka radząc opierać analizy życia politycznego „nie na własnych przesądach, lecz na naturze rzeczy”, zaś Rousseau przyznał tytuł „obrońcy wolności” autorowi „Księcia”. Cesarz Napoleon stwierdził, że „ze wszystkich dzieł politycznych jedynie te autorstwa Machiavellego warte są czytania” (1818). Tak samo cenił Włocha Leopold Rankę (1824), znakomity historyk niemiecki. Adamowi Mickiewiczowi przypisuje się, że motto swojego „Konrada Wallenroda” (1828) — iż broniąc ojczyzny trzeba być lwem i lisem równocześnie — zaczerpnął od Machiavellego. Stendhal był pewien (1835), że „Machia- velli dał nam poznać naturę człowieka”. Friedrich Nietzsche, chluba filozofii niemieckiej, gwiazdor „immoralizmu” (druga połowa XIX stulecia), uwielbiał Machiavellego.

Wiek XX przyniósł Florentyńczykowi lawinę hołdów, od kultu, jakim darzył go założyciel Komunistycznej Partii Włoch, Antonio Gramsci (uznał on proletariat vel „klasę robotniczą” za „II Principe nuovo”, czyli za „nowego Księcia”, i pod tym hasłem propagował swą doktrynę kulturowego neomarksizmu), przez amerykańskiego filozofa Michaela Walzera („Machiavelli miał słuszność głosząc, że politycy są albo nieudolni, albo niemoralni”), do berlińskiego politologa Herfrieda Miinklera, który tak pisze w swej monografii poświęconej Machiavellemu: „Jako, że ludzie, chcemy tego czy nie chcemy, są niewdzięczni, zmienni, chciwi, kłamliwi, często nikczemni, a już w polityce zwłaszcza — trudno winić Machiavellego, że przyjął, iż ludzka podłość jest wartością stałą, oraz że wykazywał pesymizm antropologiczny uznając, iż jednostka kierująca się dobrem musi ulec ludziom złym” (1982). Archaiczne odium kontrMachiavellowskie zostało zatem definitywnie zdjęte — wpuszczono go trwale na salony humanistycznego / scjentycznego dorobku ludzkiej rasy.

***

To, że Niccoló zyskał już trwałe miano politologa królewskiej rangi, nie zmienia faktu, że zdarzają się jeszcze obrazoburcy (nawiedzeni ultramoraliści, strażnicy etyki purytańskiej, lub zwyczajni autoreklamiarze szukający rozgłosu bulwersowaniem sensacyjką), którzy próbują ściągnąć go z cokołu negowaniem jego dokonań, alias: przekonywaniem, że nie są one warte porzekadłowego „funta kłaków”. Przykładem może tu być profesor Jacąues Heers, wykładowca historii średniowiecznej w jednej z filii Uniwersytetu Paryskiego, który opublikował (1985) rozprawkę kwestionującą nimb Machiavellego i wartość jego prac, perorując m.in.: „Całegeneracje politologów dały się nabrać na rzekomą wielkość tego Włocha, który w żadnym razie nie był geniuszem nauk politycznych i wynalazcą nowoczesnych metod rządzenia, to znaczy politykiem zdolnym udzielać rad klasie rządzącej niezależnie od czasu i ustroju. Był to podrzędny biurokrata, arywista i oportunista, który za życia i tuż po nim miał krótką chwilę sławy wyłącznie dzięki komedii «Mandragora»”, itp., itd. 0 „Księciu” Heers wyraził się z pogardą, zwąc go „wypracowaniem na zamówienie”, „utworem okolicznościowym” i „owocem serwilizmu”. Cóż, można te sorbońskie brednie skomentować tylko starym powiedzonkiem: „Głupich nie sieją, sami się rodzą”.

Jarosław Praclewski Solidarność RI, numer legitymacji 8617, działacz Antykomunistyczny