Niepodległość nie spadła nam z nieba

Z Wacławem Holewinskim, pisarzem, wydawcą rozmawiają Krzysztof Masłoń i Tomasz Zbigniew Zapert, DoRzeczy, nr 32, 5-11.08.2019 r.

„DO RZECZY”: Pański „Pogrom” jasno wskazuje, że niepodległość Polski w roku 1918 wzięła się nie tylko z korzystnego układu geopolitycznego, który powstał w następstwie konfliktu zbrojnego między naszymi zaborcami.

Rewolucja przedstawiona w moim tryptyku przygotowała pod nią grunt. Rok 1906 stanowił apogeum walki. Proszę sobie uświadomić, że w Kraju Nadwiślańskim przeprowadzono wtedy 1840 akcji zbrojnych! W ciągu trzech miesięcy w Warszawie dokonano 300 zamachów! Czyli, mówiąc obrazowo, trzy razy dziennie w tym czasie na ulicach padały strzały albo wybuchały bomby.

Belfast wysiada! Strach było wychodzić na dwór!

Gdyby taka sytuacja zaistniała teraz gdziekolwiek – w Rosji, USA, Niemczech, Wielkiej Brytanii, Australii, Japonii, Chinach – to byśmy o takim państwie powiedzieli, że ono nie funkcjonuje, panują w nim totalny chaos i anarchia. Że go po prostu nie ma. Tymczasem wtedy toczyło się w Warszawie normalne życie. Większość mieszkańców, jak to zwykle bywa, pragnęła spokoju, a na stokach Cytadeli ginęli bohaterowie walki z caratem. Ich legenda przyświecała tym, którzy kilkanaście lat później chwycili za broń, by walczyć o wolność ojczyzny i kształtować jej granice.

Zamachy na dygnitarzy carskich inspirowały też polskich konspiratorów podczas 11 wojny światowej. Ten najsławniejszy miał miejsce właśnie w roku 1906.

Generał-gubernator Gieorgij Skałon, bo to on był celem, to postać z piekła rodem. Realizował pomysł uśmierzenia buntu – tak widziano wydarzenia z lat 1905-1907 z perspektywy Petersburga – wprowadzając w Królestwie Polskim stan wojenny, umożliwiający karanie ludzi śmiercią bez wyroku sądowego. Skałon przeżył zamach dokonany przez trzy kobiety: Wandę Krahelską, Albertynę Helbert i Zofię Owczarek, ale wcale nie złagodził represji. Co ciekawe, zarzucono mu korupcję. Nawet komisja śledcza, która specjalnie przybyła z Petersburga, badała tę sprawę. Swoją drogą łapówki dla urzędników carskich stanowiły chleb powszedni. Myślę, że to dziedzictwo, niestety, po części przejęliśmy.

Ścianę sędziwej kamienicy przy ul. Ogrodowej w Warszawie zdobią pokryte patyną czasu medaliony Stefana Okrzei,Józefa Mireckiego i Henryka Barona – goszczących także w pańskiej prozie.

W międzywojniu pielęgnowano ich pamięć, w PRL zostali przemilczani, chociaż działali w Polskiej Partii Socjalistycznej, ale tej niepoprawnej politycznie, ponieważ współtworzyli jej organizację bojową, której nie było po drodze z rewolucjonistami rosyjskimi. Kompletnie zapomniany jest także Baruch Szulman. W gruncie rzeczy polskość wybrał sobie sam; wprawdzie nie urodził się w rodzinie ortodoksyjnej, niemniej przestrzegającej tradycji judaistycznych. Bardzo wcześnie go aresztowano – za posiadanie broni – a po uwolnieniu z pełną determinacją dokonał samobójczego zamachu na Nikołaja Konstantinowa, okrutnego podkomisarza policji carskiej. WII RP Szulmana stawiano za wzór patriotyzmu. Potem trafił do lamusa – staram się to zmienić.

Pisałem powieść z zamiarem przywrócenia naszej świadomości wykluczonych z niej bohaterów. Musimy wiedzieć, komu zawdzięczamy niepodległość. Ona nam z nieba nie spadła. Wiele osób na bardzo różne sposoby na nią zapracowało.

Chciałem też pokazać, że „Polska” – biorę Polskę w cudzysłów, gdyż de facto nie istniała – była na początku zeszłego stulecia wielonarodowa. A Warszawa, gdzie z Polakami sąsiadowali Żydzi, Rosjanie oraz Niemcy, wyglądała kompletnie inaczej. Zajmowała znacznie mniejszą powierzchnię, ale gęściej zabudowaną. Układ ulic i placów mocno się zmienił, nie mówiąc już o tym, że niektóre znikły, wiele nosi inną nazwę, względnie ma nowego patrona. Pamiętajmy o tym, że to było miasto już w dużej mierze zrusyfikowane. Każdy szyld w nim musiał być dwujęzyczny – rosyjski widniał nad polskim, co miało znaczenie symboliczne.

Nawiasem mówiąc, dziś na niektórych stołecznych dworcach czy bazarach też widnieją dwujęzyczne witryny, z tym, że polsko-ukraińskie. jednak pieczołowita rekonstrukcja syreniego grodu sprzed ponad wieku jest jednym z atutów pańskiego cyklu: „Pogromu 1905”, „Pogromu 1906” i kończącego tę trylogię tomu „Pogrom 1907”, na który czekamy.

Mamy to szczęście, że znaczna część prasy z tamtego okresu została zdigita- lizowana. Każdy może do niej zajrzeć, nie wychodząc z domu. W olbrzymim stopniu korzystałem z tego, nie tylko ze stołecznych gazet, lecz także np. z wydawanego w Petersburgu tygodnika „Kraj”. Pozostały też bogate zbiory fotograficzne. Na czarno-białych zdjęciach utrwalono wizerunki kamienic, pałaców, targowisk, sklepów, pojazdów, mody etc. To również było mi niezmiernie przydatne w opisach.

Tysiące poległych, straconych i zesłanych na Sybir. Były jakieś pozytywy tej rewolucji?

W jej efekcie powstały związki zawodowe, zmniejszono liczbę godzin pracy robotników – z 14, a niekiedy nawet 16!, do 10 na dobę – oraz – co bodaj najważniejsze – przywrócono język polski w szkolnictwie. Bo od zdławienia powstania styczniowego – dla mnie kluczowej rebelii w dziejach ojczystych, ponieważ zastopowała rusyfikację, a pamięć o niej hartowała kolejne pokolenia, utrwalając w nich poczucie polskości – w szkołach i urzędach Priwislanskiego Kraju obowiązywał wyłącznie język okupanta. Po polsku rozmawiano jedynie w kościołach i prywatnie.

Józef Piłsudski początkowo sprzeciwiał się zamachom…

W „Pogromie 1906″ opisuję spotkanie czołowych bojowców PPS pod Warszawą. Towarzysz „Wiktor” – pod takim pseudonimem wtedy funkcjonował w szeregach Polskiej Partii Socjalistycznej – forsował tezę, że strzelanie czy rzucanie bomb powoduje kolosalne represje i do niczego nie doprowadzi. Większość jednak wyraziła pogląd odmienny i Piłsudski – co nieczęsto mu się zdarzało – zmienił zdanie, akceptując działania terrorystyczne, w których zresztą później sam uczestniczył.

Naród polski także wtedy był podzielony…

Nawet bardziej niż obecnie. Masa rodaków wysokiego szczebla doskonale odnalazła się w realiach zaboru rosyjskiego, zbijając fortuny liczone w carskich imperiałach. Niepodległość uważali za miraż, snując co najwyżej mgliste marzenia o jakiejś autonomii.

Ponadto mamy też różnice na tle socjalnym. Przywołuję w książce scenę strajku w fabryce na Woli, gdzie dochodzi do awantury pomiędzy robotnikami w obronie miejsc pracy. Dominują tam członkowie Narodowego Związku Robotniczego – silnej partii wywodzącej się ze środowiska endecji, funkcjonującej w latach 1905-1920 – której bojówki walczyły na dwa fronty: z caratem i socjalistami.

Czytelnicy znajdą między innymi w „Pogromie” ciekawe omówienie poglądów Henryka Sienkiewicza na kwestię rewolucyjnego terroru i możliwości odzyskania niepodległości. Zresztą Bolesława Prusa również.

Wykształciliśmy sobie wyidealizowany obraz przeszłości z funkcjonującymi w niej bez mała mesjaszami i prorokami, którzy potrafili przewidzieć nadchodzące wydarzenia. To nieprawda. Ludzi, którzy w ogóle dopuszczali możliwość, że za kilka czy najpóźniej kilkanaście lat Polska będzie wolna, nie było. Przyjmowano znacznie bardziej rozległą i dłuższą erspektywę historyczną. Przy czym w ramach tych samych orientacji politycznych były ogromne różnice. Często mówimy o socjalistach z PPS, ale była przecież także Socjaldemokracja Królestwa Polskiego i Litwy, ściśle współpracująca z rosyjskimi robotnikami oraz daleka od walki o niepodległość Polski. Zupełnie odmienne były też wybory bojowców rosyjskich i polskich. Ci pierwsi rzucali bomby czy strzelali, następnie czekali na aresztowanie, proces – jakby przyjmując tę kolej rzeczy za naturalną, często zresztą wychodząc z tych procesów w aureoli męczenników, czasami nawet byli przez sądy uniewinniani. Polacy zaś starali się ratować życie, ukrywali się, konspirowali, dalej tocząc walkę o Polskę, która musiała się odrodzić, wszystko jedno kiedy.

Daty w tytule pańskiego tryptyku są oczywiste. Jednak skąd wziął się sam „Pogrom”?

Dosłownie z wydarzeń o charakterze kryminalnym, a mianowicie ataków na żydowskie burdele w Warszawie w 1905 r., na sutenerów i prostytutki, co do pewnego momentu było wewnętrzną sprawą żydowską, później jednak w napaściach na swoje „przybytki rozkoszy” wzięli udział także Polacy. A w tle wydarzeń narastało wrzenie rewolucyjne. Drugi tom „Pogromu” dotyczy już wyłącznie rewolucji widzianej ze strony zarówno ludzi, jak byśmy powiedzieli – z pierwszych stron gazet, jak i zwykłych obywateli. Tom trzeci chciałbym poświęcić głównie następstwom rewolucji, w tym represjom, które spadły na polską społeczność.

Możemy więc także odnieść tytułowy „Pogrom” zarówno do akcji zbrojnych wymierzonych przeciw Moskalom, jak i do antypolskich działań zaborcy.

A działy się wówczas rzeczy straszne. W Łodzi na przykład, w trakcie demonstracji socjalnej, która dopiero w jej trakcie przerodziła się w narodową, zabitych zostało 200 osób.

W Warszawie 1 maja było podobnie. Ale też nie zapominajmy, że od 1905 do 1908 r. na terenie Priwislanskiego Kraju zaborca wykonał ok. 1 tys. wyroków śmierci. W samej Warszawie 300.

Pana „Pogrom” ukazuje się wśród wielu innych książek, wyróżniających się, poza wszystkim innym, swą objętością. W pańskim przypadku ta potężna objętość jest uzasadniona, spod pańskiego pióra wyszedł bowiem – a można to stwierdzić już po dwóch tomach – prawdziwy fresk historyczny. Mniej istotni są w nim nawet bohaterowie i ich perypetie niż problemowe ujęcie niezwykle istotnego procesu dziejowego.

Bohaterów w każdym z tomów „Pogromu” jest 12; tak sobie to umyśliłem. A w trakcie pisania zależało mi najbardziej na jednym – edukacji czytelnika. Trudno nie zauważyć, że wydarzenia I i II wojny światowej w społecznej percepcji kompletnie przykryły to, co było wcześniej i co w związku z tym ulega zapomnieniu. Chciałbym swoją trylogią, chyba zresztą w ogóle wszystkim, co piszę, powstrzymać tę niebezpieczną tendencję.

Rewolucja lat 1905-1907 jest właściwie nieobecna w literaturze, wyłączywszy pokryte naftaliną „Pokolenie Marka Świdy” Andrzeja Struga czy „Oziminę” Wacława Berenta…

Mnie się wydaje, że Polacy w ogóle słabo dziś znają swoją historię. Ale to się powoli zmienia. Dziejopisarstwo stanowi istotny segment rynku księgarskiego, ukazuje się niemało periodyków czy też prasowych dodatków, pod patronatem Klio, a organizowane rokrocznie Targi Książki Historycznej cieszą się olbrzymim powodzeniem. Przeszłość ponownie staje się dla nas ważna i ciekawa – zwłaszcza że niemało jest jeszcze w niej sekretów.

Niemało w tej materii może też zdziałać film. W kinematografii polskiej rok 1905 zapisał się głównie przedwojennymi „Dziesięcioma z Pawiaka”, będącymi ekranizacją wspomnień Jana Jura-Gorzechowskiego, męża Zofii Nałkowskiej. Można by jeszcze tu wspomnieć „Młody las” i „Na Sybir”, ale po wojnie – poza wybitnie nieudanymi produkcjami – jedynie „Gorączkę” Agnieszki Holland z 1980 r., naręconą według scenariusza Andrzeja 5truga i – uwaga! – Krzysztofa Teodora Toeplitza.

Z mojego „Pogromu” powstanie serial telewizyjny. Są już gotowe scenariusze dwóch pierwszych odcinków, trzeci jest w pisaniu. Scenariusz, jak się przekonuję, mając prawo do ingerencji w jego kształt, idzie w nieco innym niż u mnie kierunku, eksponując rolę kobiet w ukazywanych wydarzeniach.

0 Boże!

Proszę nie uprzedzać się na wyrost. Moim zdaniem rzecz zapowiada się ciekawie. A kobiety w rewolucji 1905 r., także w ruchu socjalistycznym i anarchistycznym, odegrały wybitną rolę.

Praca nad „Pogromem” wypełniała panu ostatnio – jak sądzimy – większość czasu, ale pewnie ma pan i inne plany pisarskie.

Ściśle określonych tematów starczyłoby mi na ponad 20 lat, przy założeniu, że – jak dotąd – co roku wydawałbym jedną książkę. Mam gotową rzecz o bardzo ciekawym, a zapomnianym kolekcjonerze sztuki i awanturniku Ignacym Korwin-Milewskim, a w następnej kolejności chętnie napisałbym o synu Jana Sebastiana Bacha – Carlu Philippie Emanuelu Bachu, też muzyku i kompozytorze, w swoim czasie uważanym za wybitnego.

Dość dalekie to tematy od historii Polski, której rewolucja 1905 r. jest ważnym ogniwem, ale – rzeczywiście – już wcześniej napisał pan obok książek o naszych najnowszych dziejach taką np. „Drogę do Putte”, o XVII-wiecznym malarzu Jacobie Jordaensie.

Mam tę książkę w swoim dorobku, o którego ocenie decydują jednak zgoła inne pozycje. Na pewno więc wrócę do pewnych postaci z czasów II wojny światowej, choćby takich jak Stanisław Jeute czy Teodora Żukowska ps. Milena, napiszę też scenariusz filmu o „Łu- paszce”. Właściwie już siadam do jego pisania, tym chętniej, że postać mjr. Zygmunta Szendzielarza należy do tych, które mają dla mnie wartość wyjątkową.

Janusz Baranowski – Tatar Polski, twórca Solidarności, potomek Powstańców Styczniowych, Legionistów, Generałów, Harcerzy, Szarych Szeregów, Żołnierzy Wyklętych