Dziś wszyscy pamiętają Kornela

Paweł Miter, Warszawska Gazeta, nr 40, 4-10.10.2019 r.

Żeby wiedzieć, jaki był Kornel Morawiecki, trzeba było chociaż raz w życiu go spotkać i z nim porozmawiać. Miałem nie raz i nie dwa okazję go słuchać i rozmawiać z nim. To był człowiek, który ujmował nie tyle sobą, co ideą; jeśli ktoś nie miał daru czucia idei, to przy Kornelu mógł poczuć, czym jest walka i upór; mógł zobaczyć, jaki jest człowiek, któremu wciąż zależy.

W listopadzie 2014 r. w „Warszawskiej Gazecie” opublikowaliśmy tekst o znamiennym tytule „Kornel Morawiecki, głupcze!” Tym tytułem nie chcieliśmy nikogo obrażać, a na pewno nie Kornela Morawieckiego. Jak pisaliśmy wtedy – chcieliśmy tym tytułem wszystkim głupcom zwrócić uwagę na osobę Kornela właśnie. Wtedy to właśnie Kornel Morawicki odebrał nagrodę organizacji Memory of Nation, w naszym tłumaczeniu „Pamięć Narodu” Byliśmy jedyną gazetą w tamtym czasie, która o tym napisała. Żadna prawicowa gazeta, portal nieznalezna.pl czy „Gazeta Polska” nie wspomniała o Kornelu i nagrodzie, jaką odebrał wtedy w Teatrze Narodowym w czeskiej Pradze. A to była ważna nagroda dla niego, bo głos oddać mogli zwykli ludzie. Morawiecki wtedy wygrał z Władysławem Frasyniukiem, który też był do nagrody nominowany. Pamiętam, że wtedy po tej publikacji zadzwonił do mnie, dziękując za dobre słowa i uznanie wyrażone dla niego w tym tekście. Wiem, że Kornel wtedy z tej nagrody bardzo się cieszył. Mówił mi to zresztą na krótką przed galą, na którą także miałem zaproszenie od niego samego. To był czas kampanii samorządowej; pamiętam, jak do domu przywiózł mi setki, jeśli nie tysiące gazetek reklamujących kandydatkę PiS na prezydenta Wrocławia, Mirosławę Stachowiak-Różecką. Do dziś zresztą mam kilkadziesiąt sztuk. Wiedział, że kandydatka PiS może wygrać, angażował się całym sobą ze swoimi ludźmi, żeby we Wrocławiu zaszła zmiana. Mimo poważnej choroby serca był aktywny i chciał pomagać. On taki był – lubił pomagać, bo mu zależało na zmianie. Czuł praktycznie stale potrzebę zmian, mimo że nie potrafił przez lata się przebić, jego kampanie prezydenckie nie przynosiły mu większych sukcesów. O nominacji do nagrody Memory of Nation wiedział oczywiście wcześniej i po cichu liczył na to, że ją otrzyma. Czemu po cichu? Wtedy w 2014 r. myślał, że Polska już się o niego nie upomni, zresztą ci, co dziś go wychwalają i pozują na znawców przesłania Kornela, przez całe lata się o niego nie potrafili upomnieć, a życie publiczne w Polsce wielokrotnie potrzebowało takich ludzi jak Kornel Morawiecki. Przez lata żył na uboczu w gronie swoich najbliższych zwolenników i współpracowników. I może się to komuś podobać lub nie – gdyby nie rok 2015 i propozycja, jaką dostał od Pawła Kukiza, dziś by zapewne rządem kierował ktoś inny, a Kornel nie przeżyłby tak wspaniałej końcówki swego życia, bo trzeba mu oddać to, że dzięki Bogu na koniec jego drogi spotkały go honory i należne mu zaszczyty. Niestety o wiele lat za późno.

Kornel był jednym z nielicznych, którzy publicznie protestowali, kiedy w 2012 r. zostałem zatrzymany i aresztowany w sprawie Amber Gold i sędziego Ryszarda Milewskiego z Gdańska. Ale prawda jest taka, że poznaliśmy się w 2006 r., kiedy byłem współautorem reportażu o „Solidarności Walczącej” Talk-show „Cała Prawda” emitowano na antenie TV4, producentem był Adam Stefanik ze Świdnicy. Pamiętam, gdy do niego zadzwoniłem, poprosił mnie, abym do studia zaprosił też Władysława Frasyniuka, który go wtedy unikał. Tak też zrobiłem i Frasyniuk, i Morawiecki w studio TVP Wrocław, gdzie nagrywano program dla TV4, mieli okazję porozmawiać pierwszy raz od dawna o „Solidarności” i „Solidarności Walczącej” Pamiętam, że po programie Kornel mi dziękował za zaproszenie, dał mi też kilka kartek odręcznie zapisanych – były to jego przemyślenia o pierwszych rządach Prawa i Sprawiedliwości w tamtym czasie. Kiedy w 2014 r. na krótko przed oficjalnym odebraniem nagrody w czeskiej Pradze spotkaliśmy się, to podarował mi książkę „Twierdza” o „Solidarności Walczącej” z dedykacją i prosił, aby nie zbaczać z kursu, tylko iść bezkompromisowo do przodu, bo tylko wtedy jego zdaniem można liczyć na dobre efekty. Dla mnie jego historia i życiorys od zawsze był pewnego rodzaju wskazówką i przesłaniem. Ujmował odwagą i bezkompromisowym podejściem do wielu spraw.

Czym właściwie ujmował Kornel? Tym, że potrafił mieć radykalne poglądy i przemyślenia, ale w tym swoim radykalizmie posiadał niebywałą umiejętność przyjaznego traktowania ludzi, nawet tych, z którymi się nie zgadzał. Był przy tym naiwny, wiele osób go po prostu zawiodło, żeby nie napisać: oszukało, ale brało się to zapewne stąd, że on był po prostu dobrym człowiekiem. Ostatni raz rozmawiałem z nim kilka miesięcy temu. Rzadziej pojawiał się już we Wrocławiu na różnych spotkaniach z ludźmi, zadzwoniłem do niego. Trochę dziś żałuję tego telefonu: zadzwoniłem z żalem, że jego syn mówi o sprawie sędziego Milewskiego, ale nie wspomni celowo zapewne o tym, że to przez prokuratorów Ziobry zostałem skazany, bo to oni napisali apelację od wyroku w części mnie uniewinniającego. Chciałem, żeby jego syn jako premier o tym wiedział, bo bolało mnie to, że moją sprawą wycierał sobie twarz, nie mówiąc do końca w mediach całej prawdy. Mówił, że wie, że wymiar sprawiedliwości nie działa wciąż i ubolewa nad tym, ale zaznaczał, że wszystko jest na dobrej drodze. Nie wiem, czemu, ale wtedy – mimo że miałem inne zdanie, wiedziałem, że wymiar sprawiedliwości nie został zreformowany tak jak powinien – to ufałem mu w to, co mówił, że jeszcze zmiana zajdzie…

Dziś mnie mierzi jedno, wręcz drażni, jak niektórzy politycy (także z obecnej władzy) stali się wielkimi piewcami przesłania Kornela. Szkoda, że niektórzy z nich jeszcze w 2014 r, kiedy się z nimi rozmawiało o Kornelu i jego możliwości powrotu do wielkiej polityki, to pukali się w głowy i traktowali takie opowieści z przymrużeniem oka. Dziś ci, co wtedy pukali się w głowy, prześcigają się w wychwalaniu Kornela – szkoda, że w 2014 r. nie myśleli o nim poważnie. Nazwisk wrocławskich polityków PiS tutaj tylko z litości nie wymienię, ale tak właśnie było i bliskie otoczenie Kornela o tym wie doskonale. Dziś trwa dyskusja, czemu tak mało w szkołach jest o „Solidarności Walczącej”. Mało. Bo „Solidarność Walcząca” w rzeczy samej była lepsza od zgniłego układu okrągłostołowego. Przez lata jej założenia i poglądy Kornela nie pasowały Polsce budowanej przez te elity, które dogadały się przy okrągłym stole, nie bez powodu też podczas jednej kampanii wyborczej w 1991 r. przed kamerami telewizyjnymi przewrócił okrągły stół. On z tymi elitami nie zgadzał się do dziś, mimo że jego syn w tych elitach dziś bryluje. Ale taki był los Kornela właśnie, przewrotny na każdym niemal polu, ale swoim ideałom i przekonaniom pozostał wierny do końca. Jeśli wierzyć doniesieniom medialnym, jego ostatnie słowa dotyczyły tego, aby zjednoczyć naród, więc może ta śmierć niech będzie przyczynkiem do zjednoczenia. Niedługo wybory; warto pomyśleć, w którym miejscu jesteśmy dziś. I zastanowić się nad tym, jakie środowiska przez ostatnie lata wspierał Kornel – wbrew pozorom nie były to środowiska bliskie obecnej władzy, a bardziej Konfederacji czy ruchów narodowych.

Jarosław Praclewski Solidarność RI, numer legitymacji 8617, działacz Antykomunistyczny