Spalenizna, szemranie i domiar…

SPALENIZNA

Wojciech Cejrowski korespondencjo z USA, DoRzeczy, nr 28, 11-17.07.2022 r.

Przyleciałem na Jarmark Dominikański (będę we czwartki, piątki i soboty; kto ma ochotę podejść – zapraszam], Gdy lecę z USA, mało wiem, bo informacje z Europy w amerykańskich mediach są szczątkowe. Czyli wiem mało, a chciałbym więcej. Kiedyś w samolotach dawali gazety – leciałeś do Londynu, to ci podali „The Times”, a na trasie do Frankfurtu jakiś Zajtung. Dziś nie ma. Rządzi korporacyjna wydajność. Pasażer jest jak bagaż – ma być dostarczony i tyle. Niedługo będziemy latać na stojąco, jak w pociągu do Zakopanego za komuny. Więcej ludzi wejdzie, gdy się ich zacznie przypinać do siedzeń pionowych. (Pierwsze testy już były, więc to nie mój wymysł].

Komuna wraca, a komuna się z ludźmi nie pieściła – kilkanaście godzin na stojąco z nartami to był twój wybór i cieszyłeś się, że udało ci się wsiąść. Byłeś wdzięczny losowi, że się udało załapać, dorwać, dostać, zdobyć. Nie lubiliśmy tamtego systemu (PRECZ Z KOMUNĄ), ale jednocześnie nikt się ze sobą nie cackał. Byliśmy twardzi, bo czasy były trudne.

Bieda rodzi twardzieli, dobrobyt rozmiękcza i dziś byle co powoduje płacz.

– Psze pani, a on mnie przezywa.

– To daj mu w pysk, a mnie nie zawracaj głowy.

Czy powyższy dialog jest możliwy współcześnie na koloniach? Za moich czasów był możliwy.

***

Biały człowiek w Europie zrobił się miękki jak marmolada – byle co i już jęczy. Dorwałem na lotnisku gazetę, którą ktoś inny zostawił, i czytam doniesienia w tonie alarmowym, że na południu Europy upały po 40 stopni.

Telewizja w Arizonie o czymś takim nawet nie wspomina. U mnie na prerii od dwóch miesięcy jest codziennie plus 40 st. C o godz. 9 rano, a potem idzie w górę. I nikt nie robi afery – jest lato, więc wiadomo, że będzie gorąco.

W Hiszpanii byłem i wiem, że mają tam klimatyzację w biurach. Ja też mam, ale… przy upałach 40 st. C klimatyzator w moim gabinecie nie daje rady, więc pracuję w temperaturze ponad 27 st. C. I co? I nic – jest lato, jest gorąco, nikt na południu USA nie pęka, nie narzeka, a w Europie miękkie marmoladki nie dają rady, bo im gorąco.

Ten sam biały człowiek tu i tam – rasowo się nie różni- my, więc narzekanie na gorąc musi wynikać z czynników kulturowych. Europusie nie dają rady, gdy moi amerykańscy sąsiedzi pracują normalnie na swoich ranczach i nie narzekają, że za ciepło. Nie wiem, jak Europusie mieliby się sprawdzić na froncie, skoro letni upał ich powala. W czołgu robi się 50 st. C. I co wtedy? Prosimy Putina o przerwę na zimne napoje?

***

Gazeta, którą czytałem, dała tytuł „Rekordowe upały”. Sprawdziłem, co pisali w przeszłości, bo mi się wydawało, że 40 st. C latem w krajach takich jak Grecja, Włochy czy Hiszpania nie powinno zaskakiwać. Oto, co znalazłem:

W latach 60. w gazetach pisali, że światowe zasoby ropy wyczerpią się w ciągu 10 lat. Hm. Od lat 60. światowe zużycie ropy stale wzrasta, ale ropy nadal pełno.

W latach 70. pisali, że w ciągu 10 lat grozi nam kolejna epoka lodowcowa – z powodu tego, że emisja dymów z fabryk zakopci światowe niebo i promienie słoneczne przestaną do nas docierać. Od lat 70. liczba kominów stale wzrasta (najbardziej w Chinach i Indiach], ale epoki lodowcowej brak.

W latach 80. gazety pisały o kwaśnych deszczach, które w ciągu 10 lat zniszczą światowe uprawy, co spowoduje powszechny głód. Dziś o kwaśnych deszczach nikt już nie gada – prawdopodobnie dlatego, że głodu nie było, a produkcja rolna wzrosła.

W latach 90. tematem alarmu była „dziura ozonowa”. Mieliśmy natychmiast przestać stosować dezodoranty i inne środki w spreju, bo inaczej w ciągu 10 lat ozon zniknie, co spowoduje śmierć planety.

W latach 2000 gazety publikowały teorie naukowców o tym, że w ciągu 10 lat roztopią się czapy lodowe na biegunach, co spowoduje podniesienie się poziomu oceanów, zalanie wielu miast, wysp na Pacyfiku, a także połowy terytorium Holandii.

Żadna z powyższych katastrof nie nastąpiła. Nie wiem, czym Marek Kamiński podcierał sobie tyłek, gdy w roku 1995 zdobył oba bieguny, ale mógłby się podcierać wspomnianymi gazetami.

***

Obecnie gazety piszą o zagrożeniu, jakie niesie dwutlenek węgla. My to czytamy i zakładamy odruchowo, że C02 to jakaś straszna trucizna. A przecież to nieprawda. Dwutlenek węgla jest normalnym

składnikiem atmosfery i to g składnikiem niezbędnym – bez | niego nic zielonego nie urośnie. | Gdyby w szklarni zlikwidować | efekt cieplarniany i dwutlenek j węgla, wszystko zdechnie.

Gdy spalamy węgiel kamienny i z komina leci CO2, uwalniamy do atmosfery coś, co w niej już wcześniej było. Węgiel (jak uczą w szkołach] powstał dawno temu ze szczątków ROŚLIN, które porastały ziemię. Rośliny porastające ziemię teraz nadal robią to samo – wyłapują z powietrza CO2. Paląc węgiel, nie dodajemy do atmosfery nic, czego tam wcześniej nie było.

Podobnie w przypadku spalania ropy i gazu, które (jak uczą w szkołach] powstały ze szczątków organizmów roślinnych i zwierzęcych. A gdy palimy chrust, to już powinno być dla wszystkich jasne – te suche gałęzie, które palisz, wyrosły za twojego życia, za twojego życia uschły, a gdy je spalisz, to jeszcze za twojego życia wyrosną kolejne taicie same, czyli w planetarnym rachunku gazów bilans wychodzi na zero. PAL WIĘC zupełnie spokojnie węglem, ropą, gazem, drewnem, słomą, peletem, chrustem i szyszkami. Nawet plastikowe butelki poza tym, że śmierdzą, nie zmieniają nic w planetarnym rachunku klimatycznym, bo plastik zrobiliśmy z ropy, a ropa powstała ze szczątków roślin.

Jedyne źródło energii, które nie jest naturalne i nie jest obojętne dla życia planety, to atom. Zagęszczamy materiał radioaktywny, który w środowisku naturalnym jest mocno rozproszony. Po zagęszczeniu bawimy się w Pana Boga, rozbijamy atomy i pojawia się radioaktywność, której wcześniej nie było, a ona nie jest obojętna dla życia, bo truje i zabija. W skali kosmicznej to się wszystko ostatecznie wyzeruje – nawet największa katastrofa radioaktywna – ale w skali mojej gminy… wolę elektrownię na prosty węgiel.

SZEMRANIE

Wojciech Cejrowski korespondencjo z USA, DoRzeczy, nr 30, 25-31.07.2022 r.

W’czerwcu jeździłem z występami po Polsce i naoglądałem się dużych miast. Teraz oglądam prerię w USA. Zaskakująco podobny widok. Na prerii nikt nie kosi trawy, bo… jesteśmy na prerii. Dzicz. Czasami przychodzą krowy pojeść, ale ogólnie trawę na prerii mamy po kolana. I to samo widziałem w polskich miastach – trawa po kolana. Nowa moda z kretyńskimi uzasadnieniami zielonych szaleńców z UE.

A ja uważam, że miasta mają wyglądać ładnie, mają być zadbane, trawniki strzyżone, klomby nasadzone kwiatami. Gdy ktoś chce brodzić po pas w badylach i chwastach, jedzie za miasto. Zieloni szaleńcy twierdzą, że gdy się w mieście zostawi niekoszone badyle, to powietrze staje się od tego lepsze. Co za bzdury!

Kiedyś z Zachodu przychodziły do nas cywilizacja i postęp, rozwój, a teraz Zachód ciągnie nas wstecz do czasów komuny. Za komuny miasta nie były zadbane, a trawę kosili z okazji 1 maja i 22 lipca. Miasta były zapuszczone, zapyziałe, zaniedbane, bezpańskie, dzikie, bo nie liczyli się człowiek, estetyka, lepsze życie ani komfort. Teraz też człowiek się nie liczy, gdyż bogiem została natura i mamy jej służyć.

***

Dzikie chwasty w mieście nie produkują więcej tlenu niż ładny gęsty trawnik, nie wyłapują więcej kurzu, za to wśród bujnych chwastów jest więcej robactwa. A miasto powinno być wolne od robactwa. Tysiące ludzi zamieszkałych w dużym zagęszczeniu nie chce komarów ani much, ani żuków, ani biedronek i mszyc. Miasto powinno być sprzątane, koszone, a kiedy trzeba, także pryskane przeciw owadom. Bo

owady nie tylko gryzą, lecz także roznoszą choroby, a może i jakieś pandemie. Nie wiemy, co nowego wyprodukują – była świńska grypa, teraz wymyślili coś od małp, ale się nie sprawdza, to może wprowadzą coś od much lub komarów i się znowu zacznie. Im mniej robactwa w mieście, tym lepiej – tak uważam.

Jeszcze chwila i UE zacznie chronić miejskie szczury, bo to są zwierzątka i człowiek wszedł na ich teren, a człowiek to szkodnik, przeciwnik natury. Kretyn jestem, że tak mówię? Kretynem zostałem dawno temu, gdy ostrzegałem, że UE zacznie chronić krety. I co? I jajco – kret jest pod ochroną od dawna i ryje, bo to człowiek wszedł na jego teren i pozakładał te okropne piękne trawniki.

Pszczoły na dachach w blokowiskach. Kretyn to wymyślił! Pszczoły i osy w mieście należy tępić, bo żądlą, gryzą, a ludzie miewają alergie i puchną do uduszenia włącznie. Chcemy rozmnażać pszczoły, bo są potrzebne, ale nie w miastach. Czy tylko ja mam takie zdanie?

***

Na mojej wsi w USA raz w tygodniu przyjeżdżają po śmieci. Śmietnik mam jeden na wszystko. Jeżeli obok śmietnika postawię coś dodatkowego, co się nie mieści – zabierają z radością! I nie dopłacam. Firma śmieciarska się CIESZY, gdy wystawię stary telewizor lub pralkę, lub stos kartonów czy połamane rury. Cieszą się, bo oni to sobie potem posortują i sobie na tym zarobią – na złomie, na recyklingu itd. Sortowaniem zajmuje się firma śmieciarska, nie ja. Mają do

tego maszyny oraz ludzi. Grzebią w moich śmieciach, bo taka ich robota. Mają kompostownik i produkują humus z odpadów spożywczych. Mają kruszarki do szkła, prasy do makulatury. Taka ich robota, a większość zarobku dostają nie za wywóz śmieci, ale z ich sprzedaży i przetwarzania. I płacę za tę usługę mniej niż w Polsce, choć kubeł mam taki sam.

Na mojej polskiej wsi (mam gospodarstwo] śmieciara EKO jeździ, hałasuje i smrodzi codziennie. Kiedyś jeździła raz w tygodniu, czyli smrodu i spalin było mniej. Czyli kiedyś było bardziej EKO. Przed każdym domem barykada kolorowych kubłów. Wioska wygląda od tego jak jeden wielki śmietnik. Wymyślili to ci sami zieloni popaprańcy, którzy chcą, by miasta były zarośnięte chwastem.

***

W każdej sali, gdzie dawałem występy, stały kolorowe kubły. Sześć lub osiem. Czy to ładnie wygląda? Kubeł powinien być jak kibel – dyskretny, a nie krzykliwy. Ponadto powinien być prosty w obsłudze, a te zestawy śmieciowe proste nie są. Nigdy nie wiem, gdzie wrzucić to, co mam w ręku, więc wrzucam na chybił trafił i szajs.

W drodze do USA miałem przesiadkę w Paryżu i tam mnie przyłapał jakiś ekopolicjant. Groził mandatem, bo wyrzuciłem flaszkę nie do tej dziury.

– A do której powinienem wrzucić? – pytam.

-Szkło tutaj!

– Ale na flaszce jest papierowa etykieta. To może do papieru? Czy może mam zerwać j etykietę i wywalić osobno?! – Szkła jest więcej.

– OK. Nie wiedziałem. A tu jeszcze mam chusteczkę do ; nosa. Gdzie to dać?

– Papier tu!

– Ale… Ona jest mocno nasmarkana, czyli raczej bio. Smarków jest więcej.

Moje szczęście, że Francuz niewiele rozumiał po angielsku, bo bym dostał ten mandat.

***

Czy naród wreszcie wrzaśnie WON do tych wszystkich ekoterroiystów zatruwających nasze życie, oszpecających nasze miasta i wsie? Biskup Piotr Wysz, który żył na przełomie XIV i XV w., mówił: „Wszyscy szemrzą, nikt nie wrzaśnie”. Ludzie gadają po kątach, co im się nie podoba, ale nikt nie wrzaśnie: WON Z TYM, WON.

Po górnikach bym się spodziewał, że potrafią wrzasnąć na premiera, gdy proponuje ekogłupoty. Górników bały się komunistyczne dyktatury za Gomułki, za Gierka i za Jaruzela. Bo wtedy górnicy byli jeszcze mężczyznami, a teraz tylko szemrzą po kątach, jak baby. Premier Morawiecki „uzgodnił z górnikami odejście od węgla”. I GÓRNICY SIĘ NA TO ZGODZILI.

Nikt nie wrzasnął, wszyscy szemrzą. Niemcy, Austria, Holandia wracają do elektrowni węglowych, uruchamiają je ponownie. Przecież to szansa także dla nas. No ale nikt nie wrzasnął.

Parlament Europejski chce za pięć lat wprowadzić opłaty od emisji budynków mieszkalnych i samochodów, czyli zapłacisz nowy podatek po- dymny. Masz komin albo rurę wydechową – płacisz. Myjesz ręce – płacisz. Robisz kupę – płacisz. I ja oczywiście jestem kretyn, ale… chodzisz na siłownię, to znaczy, że emitujesz więcej C02, czyli powinieneś płacić, bo psujesz klimat ©®

DOMIAR

Wojciech Cejrowski korespondencjo z USA, DoRzeczy, nr 29, 18-24.07.2022 r.

Morawiecki rozsierdził mnie do tego stopnia, że gdy o nim napisałem, zamknęli mi konto na Facebooku (podobno czasowo, ale nie określili na jak długo). Z okazji rocznicy mordu na Wołyniu premier RP stwierdził, że za tamte zbrodnie odpowiadają Niemcy, bo to oni wtedy zarządzali Ukrainą. Oskarżył Niemców o to, że Ukraińcy nadziewali polskie dzieci na sztachety, krzyżowali ojców na drzwiach stodoły i kazali im patrzeć, jak gwałci się ich córki i żony.

Za pomocą takiej logiki można wiele zbrodni scedować na kogoś innego i umyć rączki prawdziwemu zbrodniarzowi. Kto rządził Polską za czasów PRL? Ruscy. To po Co nam IPN? Wysilają się niepotrzebnie, bo za wszystkie zbrodnie komunistyczne w PRL odpowiadają Ruscy, czyli nie ma powodu grzebać w polskich teczkach.

Jeżeli premier uczciwie myśli i uważa, że zarządzający danym obszarem odpowiada za zbrodnie na swoim terenie, to czemu nadal utrzymujemy stosunki ze zbrodniczym państwem o nazwie Chiny? Tam są w tej chwili (dzisiaj!) obozy koncentracyjne. Tam (dzisiaj!) więzi się i morduje mniejszości religijne i narodowe. I sytuacja z Chinami jest bardzo jasna, gdyż na terenie Chin zbrodni dokonują Chińczycy, a nie jakaś obca siła okupacyjna. Zbrodni dokonuje władza, z którą premier RP utrzymuje stosunki i ściska jej rękę w ramach prowadzonej polityki, dyplomacji i handlu. A w Warszawie poza ambasadą Chin jest też Bank of China, któremu premier RP mógłby zakazać działalności. Nie robi tego – utrzymuje stosunki ze zbrodniarzami, spotyka się z nimi, uśmiecha się i podaje rękę.

Chiny Ludowe popełniają też zbrodnie podobne do wołyńskich. Ukraińcy przecinali brzuchy ciężarnym Polkom i wywlekali dzieci z łona. Chińczycy (dzisiaj!) robią to samo kobietom, które zaszły w „nielegalną ciążę”. Nie robią tego bagnetem; lecz w gabinecie – aborcja przemocą, wbrew woli matki. Czy Morawiecki uważa, że charakter zbrodni zmienia się, gdy rzecz odbywa się w przychodni, a nie na podwórku? Jego to chyba nie bardzo obchodzi – zarzynanie na Wołyniu ani zarzynanie w Chinach – byle interes się kręcił.

***

Premier stawia interesy doraźne ponad prawdą i zbrodnią – z Ukrainą ma być miło i przyjemnie za wszelką cenę. Pszenica na skupie jeszcze w kwietniu była po 2 tys. zł, teraz jest po 1 tys. zł i dalej spada, bo premier wpuszcza ziarno z Ukrainy. To jest walka z inflacją? Jeżeli tak, to wulgarna i krótkoterminowa. Czasowo obniżona cena na pszenicę rujnuje polskich rolników – po wojnie cena wróci do normy, ale niektórych rolników już nie będzie. Wtedy co? Zacznie- my kupować ziarno z Ukrainy po 5 tys. zł i oni zarobią? Taki jest ten pomysł? Nie wiem, na ile Morawiecki ma świadomość, ale to jest część resetu – likwidacja małorolnych.

***

Innych też się zlikwiduje – Jarosław Kaczyński na wiecu w Ostrowcu Świętokrzyskim zapowiedział nałożenie podatków na przedsiębiorców, gdy nie obniżą cen. Lał! Nawet się nie kryje z zamiarami i nie przebiera w słowach.

I… dostał brawa swojego tłumu. Tłum ślepców?

W podręczniku historii komunizmu taki podatek karny nakładany na „spekulantów” za zbyt wysokie ceny ma nazwę „domiar” i był częścią „bitwy o handel” oraz kolejnych działań prowadzących do likwidacji „prywaciarzy”, czyli małych przedsiębiorców. Najpierw pojawiła się drożyzna (inflacja), potem zdefiniowano wroga, a następnie wroga zlikwidowano – w latach 1947- 1949 z tynku zniknęła połowa piywatnych sklepów w Polsce. Gdy poznikały sklepy, poznikali też dostawcy ze swoimi warsztatami i wytwórniami, bo nie mieli gdzie sprzedawać towaru. Wolny rynek przejęły przedsiębiorstwa i fabryki państwowe.

***

Dziś plan jest taki, by na rynku zostały spółki Skarbu Państwa oraz korporacje, bo z nimi władza się dogada łatwo, proponując ulgi podatkowe, koncesje, licencje oraz… zamówienia rządowe. Mali mają zniknąć, bo mali są samodzielni i niezależni, a władza takich nie lubi.

Nie tylko polska władza – w Holandii protesty 40 tys. rolników indywidualnych nie powstrzymały rządu przed masową likwidacją gospodarstw rodzinnych.

Holandia ma bardzo dużą produkcję rolną, a Komisja Europejska chce zlikwidować co najmniej 10 proc, produktów rolnych – Zielony Ład niszczy rolnictwo planowo. Reset – na rynku mają zostać korporacje rolne, czyli mówiąc językiem historycznym – latyfundia, i typy takie jak Bill Gates, który od kilku lat wykupuje ogromne połacie ziemi uprawnej

w USA, ruguje z ziemi małych rolników i zakłada plantacje tej swojej gumowej soi i kukurydzy GMO. Z tego produkuje się już nie żywność, lecz paszę dla ludzi, a docelowo mamy nie jeść mięsa, lecz „substytut białkowy”, bo to dobre dla klimatu. Gdy Bill Gates testował „kotlet” z własnego substytutu, skrzywił się do kamery, że bardzo niesmaczny, ale zaraz potem dodał, że będziemy się musieli przyzwyczaić, bo tego wymaga dobro planety.

***

To, co uprawiają na swoich polach wielkie korporacje, już w tej chwili jest niejadalne. Można umrzeć z głodu pośrodku pola – kukurydza jest niejadalna, bo to prawie czysta skrobia, którą najpierw trzeba poddać obróbce. Korporacja rolna sprzedaje niejadalną kukurydzę korporacji wytwarzającej wysoko przetworzone jedzenie – paszę dla ludzi. Kukurydza trafia najpierw do czegoś w rodzaju przemysłowych żołądków i tam miesza się ją z kwasami i innymi chemikaliami uzdatniającymi, i dopiero po takiej obróbce staje się półproduktem żywnościowym. Oto kierunek resetu. A na przeszkodzie stoją mali rolnicy, małe piekarnie, masarnie i sklepy. Na przeszkodzie resetu stoi każdy indywidualny przedsiębiorca. Masz coś? To pamiętaj, że oni chcą ci to zabrać. I nie ważne, czy to jest warsztat samochodowy, gospodarstwo rodzinne czy piekarnia – im przeszkadza twoja samodzielność. Im przeszkadza to, że wciąż jeszcze jesteś na swoim, a nie pracujesz u nich na pensji.

Kim są „oni”? Poznasz ich po braku skrupułów. No np. po tym, że potrafią bezczelnie kłamać na temat zbrodni wołyńskiej i wstydu nie mają. Strzeż się ludzi bez skrupułów – tacy mogą ci zrobić wszystko, gdyż nic ich nie powstrzymuje przed niczym.

Opracował: Janusz Baranowski – Tatar Polski, twórca Solidarności, potomek Powstańców Styczniowych, Legionistów, Generałów, Harcerzy, Szarych Szeregów, Żołnierzy Wyklętych