UWAGA! NADCHODZI KOLEJNA EPIDEMIA STRACHU: MAŁPIA OSPA

Sławomir M. Kozak, Warszawska Gazeta, nr 21, 27.05-2.06.2022

Oni są już na tyle bezczelni, że nawet nie próbowali zmienić nazwy wirusa, już wówczas „walczyli” wirtualnie z małpią ospą. Przewidzieli, że pojawi się ona 15 maja tego roku! I tak się też stało. Ocenili też, że będziemy się z nią zmagać do grudnia 2023 r. Oczywiście udział w tych ćwiczeniach brali ci sami dzielni „eksperci” którzy przygotowywali się na pierwszą „pandemię”.

Wdrażanie Agendy 2030 realizowane jest konsekwentnie i nie powstrzymują jej nawet działania wojenne za naszą wschodnią granicą. Oto, zgodnie z przewidywaniami Gatesa sprzed kilku miesięcy, spadła właśnie na ludzkość kolejna choroba, tym razem – małpia ospa. Przewidywałem to, nieskromnie przypomnę, na łamach „Warszawskiej Gazety” gdy relacjonowałem ucieczkę małpy laboratoryjnej przewożonej samochodem po amerykańskiej autostradzie, kiedy doszło tam do wypadku drogowego. Amerykanie, jak zwykle, trzymali rękę na pulsie i już zdążyli zamówić 13 milionów dawek szczepionki, którą opatentowała duńska firma Bavarian Nordic. Jej notowania na giełdzie skoczyły z dnia na dzień o 68 proc. Nic dziwnego, skoro rząd amerykański zainwestował prawie 300 milionów dolarów. Mam nadzieję, że nie zdążyliśmy jeszcze zapomnieć podobnego zjawiska, które było udziałem jednej z firm produkujących tzw. szczepionkę na Covid-19. Mechanizm był identyczny. Za chwilę usłyszymy zapewne o blisko stuprocentowej skuteczności także tego leku. Nie chcę zanudzać Czytelników najnowszą odsłoną pandemiczną, zapewne do jesieni, kiedy znowu wszystkie siły zostaną skierowane na walkę z tą przypadłością, zdążą ją opisać wszelkie możliwe gazety, a telewizje będą nas epatowały jakąś komputerowo generowaną grafiką wirusa. Dlatego chcę tylko zwrócić Państwa uwagę na to, co działo się przed poprzednią plan- demią, czyli obecnie już głośne ćwiczenia Event 201 z października 2019 r., blisko pół roku przed „uwolnieniem” wirusa. Tym razem sprawdzona kalka jest powielana, po co wymyślać coś, co zostało, dosłownie, przećwiczone. Małpia ospa pojawiła się w Wielkiej Brytanii, później na Wyspach Kanaryjskich, w Izraelu, Szwajcarii, Belgii, USA, Kanadzie, Australii i jej przypadki odnotowywane są w kolejnych państwach, prawie każdego dnia. Zanim zatem zaleją nas setki tytułów na ten temat, spójrzmy na ćwiczenia, które przeprowadzono w środku ciemnej nocy co- vidowej, w marcu 2021 r. Już wtedy przygotowywano się na nowego wroga. W ćwiczeniach wzięło udział 19 przedstawicieli z całego świata. Wymyślono wówczas, że nowy wirus wydostanie się na światło dzienne w fikcyjnym państwie Brinia i rozprzestrzeni się po globie w ciągu 18 miesięcy, zarażając 3 miliardy osób i powodując śmierć 270 milionów.

Dokument z przebiegu tych przeprowadzonych z dużym rozmachem ćwiczeń jest dostępny w sieci1, oczywiście udział w tym brali ci sami dzielni „eksperci” którzy przygotowywali się na pierw- szą„pandemię” o których pisałem

w książce „Covidowe Jeże”. Są oni już na tyle bezczelni, że nawet nie próbowali zmienić nazwy wirusa, już wówczas „walczyli” wirtualnie z małpią ospą. Przewidzieli, że pojawi się ona 15 maja tego roku! I tak się też stało. Ocenili też, że będziemy się z nią zmagać do grudnia 2023 r. Gorąco polecam lekturę tego dokumentu.

KOWIDOWA PRALNIA PIENIĘDZY

Aldona Zaorska

Pięćdziesięciu dwóch medyków zajmowało się jednym pacjentem. Bajka? Nie. Tak wynika z dokumentacji dotyczącej kowidowych szpitali. Szokujące ustalenia kontroli NIK-u.

– Ile można było zarobić, pracując w „szpitalu kowidowym”? Na przykład 8 tys. złotych za 30-mi- nutową obecność na takim oddziale. Zarobki z tego tytułu rzędu prawie 40 tys. złotych miesięcznie wcale nie były rekordem. Oznacza to, że lekarz na kowidowych dodatkach w ciągu miesiąca zarabiał więcej niż Polak pracujący za najniższą krajową przez cały rok. Czy kogoś jeszcze dziwi strajk rezydentów domagających się podwyżek? Przecież oni doskonale wiedzieli, z jak wielkim „narażeniem życia” pracują ich koledzy. Najwyraźniej ich cierpliwość też miała swoje granice i trudno im się dziwić. Zwłaszcza, że jakoś nie było słychać o nowym kandydacie na pandemiczne ołtarze, który jako lekarz niosąc pomoc chorym na koronawirusa, zaraził się kowi- dem i zmarł na służbie bliźnim.

Jak to się robi

Po prostu – Ministerstwo Zdrowia wydało „ogólne wytyczne” Narodowy Fundusz Zdrowia „tylko” wypłacał. Robił to na wniosek dyrektorów szpitali, którzy dzielili fundusze. Zazwyczaj dostawali tyle, ile chcieli. Według jakich kryteriów sporządzali wnioski? No przecież dostali „ogólne wytyczne” to chyba według tych wytycznych. Dziś urzędnicy twierdzą, że weryfikacja była zadaniem dyrektorów, a ci ostatni, że przy tak niejasnych przepisach i „braku chęci urzędników do współpracy” nie mają sobie nic do zarzucenia.

Najwyższa Izba Kontroli wzięła się za sprawdzanie wypłat kowidowych dodatków. Wystarczyło przyjrzenie się im w Zachodniopomorskiem, a już NIK doszedł do wniosku, że lekarze „pobierali więcej pieniędzy niż powinni”. Z raportu NIK-u wynika, że kilkanaście osób dostało po niemal 8 tys. zł za spędzenie 30 minut na oddziale kowidowym. Jeden z lekarzy, który pracował – w trzech placówkach jednocześnie, pobrał dodatek w każdej z nich – łącznie niemal 38 tys. zł miesięcznie. W jednym ze szpitali były zaś 52 osoby personelu medycznego na jednego pacjenta. Tak, dobrze czytasz, Szanowny Czytelniku – 52 osoby zajmowały się jednym pacjentem! (ponownie prosimy – nie śmiej się, tak „było” wcale nie zmyślamy, a przynajmniej tak wynika z raportu NIK-u). Personel medyczny musiał staczać nie złe walki, żeby się do pacjenta dopchać. Można sobie tylko wyobrazić, jak z okrzykiem „ja! ja! ja!” na tzw. wyprzódki rwał się do łóżka chorego. Pełne poświęcenie, nieznane przeciętniakom, którzy mieli nieszczęście zapaść na prozaicznego raka i nie mogli się dostać nawet do jednego medyka.

Trudne decyzje

Co mówią sami lekarze? Dziennikarze wp.pl napisali, że rozmawiali z dziewięcioma i wszyscy stwierdzili, że zaistniała sytuacja to „wina niejasnych przepisów”! braku jakiejkolwiek weryfikacji”. Po prostu – biedni dyrektorzy szpitali, którzy mieli wskazać komu i ile się należy, nie wiedzieli, według jakich zasad powinni wypłacać środki. Na przykład, nie wiedzieli, czy lekarzowi, który przepracował jeden dzień na oddziale kowidowym, powinni wypłacić dodatek proporcjonalnie do jego aktywności zawodowej czy za cały miesiąc. No i pisali wnioski, jak im dyrektorskie sumienia podpowiadały. A urzędnicy zamiast to sprawdzać, od razu wypłacali fundusze. A przecież dyrektorzy mieli dodatkowe„obciążenie”-dzielili nie swoje pieniądze, tylko państwowego Funduszu Przeciwdziałania CCMD-19. A jeszcze z czasów PRL wiadomo, co znaczy „państwowe”.

Turystyka kowidowa

Dziś szastanie kowidową kasą dyrektorzy wyjaśniają krótko – gdyby nie płacili, to„ich” lekarze poszliby tam, gdzie dyrektorzy płacili. Zresztą i tak lekarze szybko załapali, że przecież mogą zaliczyć więcej niż jeden dyżur w więcej niż jednym szpitalu tymczasowym. Na przykład, pracując w dwóch szpitalach, zbierali podwójne oklaski (plus jedzenie dowożone przez wzruszonych ich poświęceniem restauratorów) i podwójne dodatki kowidowe. Poświęcenie niektórych medyków nie znało granic. Media, powołując się udostępnioną dziennikarzom dokumentację, przytoczyły przypadek dyrektora i wicedyrektora jednego ze szpitali uniwersyteckich. Dyrektor szpitala na kowidowych oddziałach przepracował w rekordowym miesiącu 368 godzin. Jego zastępca – 422. Łatwo policzyć, że jeden leczył pacjentów 12 godzin na dobę dzień w dzień przez cały miesiąc, a drugi w tym samym okresie czasu zajmował się pacjentami przez 14 godzin na dobę. Każdego dnia. Obaj wskazali, że znaczną część tych godzin poświęcili opiece nad pacjentami kowidowymi. Nic dziwnego, że przy takim poświęceniu wicedyrektor za miesiąc pracy wystawił rachunek na 110 tys. zł.

Trzy tysiące za noc z dala od żony

Podatnicy płacili za wszystko, nawet za to, że lekarze przychodzili do kowidowych szpitali… uciąć sobie drzemkę. Gdy pod naciskiem ekspertów medycznych powstały szpitale tymczasowe i nie było w nich wielu pacjentów, zdarzało się, że tzw. uznani lekarze przychodzili tam na dyżury bezpośrednio po zakończeniu swojej pracy w szpitalu. Przychodzili i uderzali w tzw. kimono. Nikt nie kwestionuje, że dyżur w szpitalu bywa męczący, zwłaszcza, gdy lekarz chirurg biegnie z operacji do przyjmowania pacjentów i z powrotem, ale w takim przypadku właściwym dla niego kierunkiem jest łóżko we własnym domu, a nie w dyżurce. Tymczasem lekarze przychodzili, ucinali sobie trwającą kilka godzin drzemkę i zgarniali za to pomiędzy 1,5 a 3 tys. złotych. I tak nawet parę razy w tygodniu.

O absurdzie „bezpieczeństwa” niekowidowych pacjentów, z którymi mieli przecież kontakt po opuszczeniu szpitala tymczasowego, nawet wspominać nie warto.

Medialna gwiazda tłumaczy „Wstępne ustalenia Najwyższej Izby Kontroli są zatrważające. Oczywiście, o ile są one prawdziwe, ale NIK to poważna instytucja. Wiem bowiem, że w przychodniach dodatki były nieznaczne i wydatkowane oszczędnie. Gdy więc dowiaduję się, że ktoś dostał 8 tys. zł za 30 minut pracy z pacjentami kowidowymi, włos mi się jeży na głowie. I to nie dlatego, że zazdroszczę tych pieniędzy, tylko widać daleko idącą niedoskonałość systemu”- tłumaczy wp.pl medialna gwiazda pandemii dr Michał Sułkowski, specjalista chorób wewnętrznych i medycyny rodzinnej, członek Rady ds. Ochrony Zdrowia działającej przy prezydencie RP i jeden z twórców pandemii strachu. Jasne-winien system. Biedni lekarze nie mieli innego wyjścia, jak poświęcać się, rezygnując ze spania u boku ślubnej we własnym łóżku na rzecz samotnego drzemania w zimnej dyżurce. I to za marne 3 tys. zł za jedną taką noc. Kto inny by się zgodził na takie poświęcenie!

Dwóch winowajców

Co na to urzędnicy? NFZ tłumaczy, że jego oddziały wojewódzkie otrzymywały od podmiotów leczniczych dane o personelu, który został zakwalifikowany przez podmiot leczniczy do otrzymania dodatkowego świadczenia pieniężnego, a także informacje o wysokości łącznej kwoty niezbędnej do wypłaty dodatkowych świadczeń pieniężnych. Jeśli dokumentacja zawierała„wiarygodne dane” szpital otrzymywał wnioskowane środki. Co to znaczy „wiarygodne dane”? Pewnie po prostu – pismu dyrektora dobrze z literek i cyferek patrzyło.

Ministerstwo Zdrowia zakomunikowało, że w przypadku „prawidłowo” wypełnionego wniosku, w ciągu trzech dni NFZ dokonywał przelewu na konto. Takie tempo! Teraz twierdzi, że „za kompletność i prawidłowość danych oraz za wskazanie personelu, który kwalifikował się do otrzymania dodatkowych świadczeń pieniężnych według kryteriów z polecania Ministra Zdrowia, odpowiadał kierownik podmiotu leczniczego” A jak wiemy, „kierownicy” nie mają sobie nic do zarzucenia, bo działali w zgodzie z niejasnymi wytycznymi Ministerstwa i nie mogli się o nie doprosić, chociaż Ministerstwo twierdzi, że wyjaśnień udzielało „na bieżąco”. Kto więc jest winien? Winni już są. Pierwszym jest oczywiście koronawirus, drugim – system. I tyle w tym temacie.

Pieniędzy nie ma, winnych brak. Co najwyżej medykom przybyło po dobrym samochodzie w garażu, mieszkaniu dla dziecka/ wnuczka czy zdjęć w albumie z egzotycznej wycieczki na koniec świata. Ale przecież im się należało. W końcu wszyscy bili im brawo, a teraz niewdzięcznicy chcieliby rzucać oskarżeniami. No przecież oni o te szpitale kowidowe, oczekujące na masowy pomór i zajmujące się pojedynczymi pacjentami, walczyli dla dobra ogółu. Miliardy, które zgarniali, nie mają z tym nic wspólnego.

Swoją drogą, ciekawe, na jakim poziomie zatrzyma się przepuszczanie państwowej kasy na pandemię – respiratory, dodatki kowidowe, maseczki, hale produkcyjne, które miały je wytwarzać, szczepionki… Czy ktoś jeszcze ma jakieś złudzenia, po co była ta cała pandemia?

PS. Oczywiście, nie można wykluczyć, że kowidowe dodatki trafiły i do personelu medycznego, który faktycznie zajmował się chorymi na kowid.Tylko dlaczego ci lekarze milczeli?

WHO CHCE PRZEJĄĆ KONTROLĘ NAD NASZYM ZDROWIEM

Jacek Frankowski

W czasie, gdy cała uwaga światowej opinii publicznej w kwestiach zdrowia została skierowana na zapowiadane dwuletnie przygotowania WHO do wprowadzenia Międzynarodowego Traktatu Pandemicznego w 2024 r., prowadzone były utajnione działania zmierzające do zmian w obecnie obowiązujących Międzynarodowych Przepisach Zdrowotnych, torujących drogę WHO do bezwzględnego przejęcia władzy, obecnie jeszcze przypisanej instytucjom krajowym, w zakresie zarządzania zdrowiem.

– Proces przyspieszenia odbierania suwerenności krajowym instytucjom zdrowotnym na rzecz bezwzględnej dyktatury Światowej Organizacji Zdrowia rozpoczął się, gdy delegatka USA do Światowego Zgromadzenia Zdrowia Loyce Pace 18 stycznia 2022 r. zaproponowała szereg poprawek do Międzynarodowych Przepisów Zdrowotnych, którycn zatwierdzenie powierzono ŚZZ, obradującemu w Genewie w dniach 22-28 maja 2022 r.

Gdy piszę te słowa, nie znam efektów obrad tego gremium, ale warto przeanalizować, jakich zmian w Międzynarodowych Przepisach Zdrowotnych dotyczą propozycje zgłoszone przez USA, utajnione na 3 miesiące przez WHO.

Propozycje zatytułowane „Wzmocnienie gotowości WHO i reagowania na sytuacje kryzysowe w zakresie zdrowia: propozycja zmian w międzynarodowych przepisach zdrowotnych” w rzeczywistości będące nowym prawem, oficjalnie zostały zgłoszone jako zwykłe poprawki do ratyfikowanego w 2005 r. traktatu, a wg WHO zatwierdzenie poprawek nie wymaga nowej debaty ratyfikacyjnej ze strony rządów członkowskich.

Ograniczenie społeczeństwu możliwości wypowiedzenia się na temat proponowanych zmian jest wyrachowanym działaniem w bezwzględnym dążeniu do realizacji celu uczynienia z WHO światowego dyktatora zarządzającego zdrowiem i życiem mieszkańców globu.

WHO definiuje ten traktat z 2005 r. w następujący sposób: „Międzynarodowe Przepisy Zdrowotne z 2005 r. (IHR) zapewniają nadrzędne ramy postępowania w przypadku zdarzeń i sytuacji nadzwyczajnych w zakresie zdrowia publicznego, które mogą potencjalnie przekraczać granice. IHR jest instrumentem prawa międzynarodowego, który jest prawnie wiążący dla 196 krajów, w tym 194 państw członkowskich WHO”.

Na czym polegają kosmetyczne z pozoru „poprawki”? W art. 9 poprawka polega na ingerencji w za pisie „WHO może…” przekształconym na „WHO będzie…” co oznacza, że w przypadku odmowy przyjęcia przez kraj oferty współpracy, w ciągu 48 godzin WHO będzie mogło narzucić swoje decyzje niesfornym władzom krajowym.

Także w art. 9 usunięto fragment „ofertę współpracy WHO, biorąc pod uwagę poglądy zainteresowanego Państwa-Strony.. .”znacząco ograniczający dyktatorską pozycję WHO. Po wprowadzeniu tych zmian WHO będzie mogło dyktować, jako prawo międzynarodowe, wszelkie swoje dyspozycje w zakresie problematyki zdrowotnej, nie mówiąc już o pandemiach, których ogłoszenie przez WHO nie wymaga już dużej liczby ciężkich przypadków i zgonów, lecz wyłącznie zasięg terytorialny. To kryterium czyni z każdej jesiennej fali infekcji sezonowych pandemię, gdyż infekcje te występują na całych kontynentach.

Pamiętamy pierwszą próbę WHO z 2009 r. ogłoszenia pandemii świńskiej grypy H1N1 bez dużej liczby ciężkich przypadków i zgonów. Próby skompromitowanej orzeczeniem zawartym w raporcie naukowców badających podstawy do ogłoszenia panaemii, który brzmiał, że pandemii grypy H1N1 ogłoszonej w 2009 r. nie było wcale i została ona ogłoszona na potrzeby koncernów farmaceutycznych.

Minister zdrowia Ewa Kopacz nie poddała się w 2009 r. szczepionkowej presji WHO. Otwartym tekstem nazwała zbójeckim prawem propozycje zapisów w projektach umów, jakie zaproponowały korporacje, żeby to rząd wziął odpowiedzialność za skutki uboczne i działania długoterminowe po tej szczepionce. „Dajcie nam żywą gotówkę, a odpowiedzialność weźcie na siebie”.

William Engdahl w artykule „WHO Stealtn Coup to Dictate Global Health Agenda of Gates, Big Pharma” ostrzega: „Astrid Stuckelberger, była starsza pracownica WHO i sygnalistka, obecnie naukowiec w Instytucie Zdrowia Globalnego na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Genewskiego, zauważyła: «jeśli nowy traktat pandemiczny zostanie przyjęty przez państwa członkowskie, oznacza to, że konstytucja WHO (zgodnie z art. 9) będzie miała pierwszeństwo przed konstytucją każdego kraju podczas klęsk żywiołowych lub pandemii;;. Innymi słowy, dotychczasowe zalecenia WHO nabiorą rangi dyktatów narzucanych innym krajom”.

Jakie mogą być zastosowane działania wobec niechętnych poddania się narzuconemu: przez WHO obowiązkowi szczepień, z chwilą osiągnięcia przez tą organizację pozycji, wyjaśniają obowiązujące w Polsce przepisy zawarte w Dz.U. 20.102020 poz. 1845. Pomijam niektóre mniej istotne punkty.

„Art. 36 Przesłanki zastosowania środka przymusu bezpośredniego

I. Wobec osoby, która nie poddaje się obowiązkowi szczepienia, […] może być zastosowany środek przymusu bezpośredniego polegający na przytrzymywaniu, unieruchomieniu lub przymusowym podaniu leków.

3. Lekarz lub felczer może zwrócić się do Policji, Straży Granicznej lub Żandarmerii Wojskowej o pomoc w zastosowaniu środka przymusu bezpośredniego.

7. Unieruchomienie jest dłużej trwającym obezwładnieniem osoby z użyciem pasów, uchwytów, prześcieradeł lub kaftana bezpieczeństwa. – 8. Przymusowe podanie leku jest doraźnym lub przewidzianym w planie postępowania leczniczego wprowadzeniem leków do organizmu osoby – bez jej zgody”.

Ustawa o możliwości stosowania środków przymusu bezpośredniego wobec odmawiających dobrowolnego przyjęcia szczepionki już jest, więc do wprowadzenia tych przepisów w życie wystarczy rozporządzenie, oby rylko nie było to rozporządzenie dyktatorskiej WHO, zawsze skorej do ogłaszania pandemii.

Miejmy świadomość, że obecne „usprawnianie” zapisów Międzynarodowych Przepisów Zdrowotnych w kierunku nadawania nadzwyczajnych uprawnień WHG jest jedynie preludium dc tworzonego Międzynarodowego Traktatu Pandemicznego, przyjęcie którego miałoby nastąpić w trakcie Światowego Zgromadzenia Zdrowia w 2024 r. Zainteresovv-anych szczegółowymi informacjami zapraszam do programu internetowej telewizji PL1.TV, wrzucając w wyszukiwarkę tytuł:„Globalistyczne zapędy WHG z wojną w t;e”- omawiam tam ten problem.

Jaką rolę może odgrywać opinia publiczna w kwestii przygotowywanego Międzynarodowego Traktatu Antypancemicznego?

Dotarł do mnie międzynarodowy apel o podejmowanie działań przeciwstawiających się planom podporządkowania krajowych systemów ochrony zdrowia WHO, organizacji, która wielokrotnie udowadniała, że przyjęła rolę strażnika interesów koncernów farmaceutycznych.

Autorzy apelu opisują sytuację nachalnego dążenia do nadania WHO rangi ponadpaństwowego globalnego dyktatora. Głoszą:

„Musimy sprzeciwić się podpisaniu przyszłego Traktatu, który oznacza utratę naszej suwerenności”.

Wzywają do skontaktowania się z delegatami na Światowe Zgromadzenie Zdrowia w celu powiedzenia im trzech prostych słów: NIE WAŻCIE SIĘ!

„Jedyne, o cc prosimy, to poinformowanie jak największej liczby osób, by odwiedziły stronę DontYouDare.info i używały nasztagu #DcntYcuDare

Jeśli pomożesz w jak najszybszym rozpowszechnieniu tej informacji, wszyscy ludzie na planecie będą mogli się c tym dowiedzieć”.

Zadajmy sobie pytanie, co powinniśmy robić jako polska część światowej opinii publicznej? Powinniśmy domagać się publikowania sprawozdań z udziału przedstawicieli polskiego rządu w zebraniach międzyrządowego organu negocjacyjnego Międzynarodowego Traktatu Pandemicznego, którego pierwsze zebranie już się odbyło 24 lutego 2022 r., a planowany finał ma mieć miejsce podczas Światowego Zgromadzenia Zdrowia w 2024 r.

Powinniśmy tak działać, żeby przeciwnicy uczynienia z WHO

Opracował: Janusz Baranowski – Tatar Polski, twórca Solidarności, potomek Powstańców Styczniowych, Legionistów, Generałów, Harcerzy, Szarych Szeregów, Żołnierzy Wyklętych