Napoleon i Polacy

Jerzy Miziołek, DoRzeczy, nr 18, 4-9.05.2021 r.

Mija 200 lat od śmierci Napoleona, a pamięć o nim trwa nieustannie – jrzywoływana w hymnie, „Panu Tadeuszu” i setkach innych, niekiedy upomnianych pism, m.in. Leona Potockiego i Stanisława Wąsowicza, strażnika życia cesarza w drodze do Paryża w 1812 r.

Ludwik Jabłonowski, urodzony w Warszawie w 1810 r., tak opisał swoje zauroczenie Napoleonem: „Gdy Wielki ciągnął na Moskwę, nie mogłem mieć więcej jak kilkanaście miesięcy, jednak pamiętam wyraźnie widzę się jasno na rękach jakiejś prostej kobiety, stojącej w bramie domu, patrzę na ciągnącego na czele sztabu Cesarza. Może przypadkiem spojrzał na mnie, a tym spojrzeniem ujął ducha mego w magnetyczną niewolę, która trwa i trwać będzie do śmierci”.

W tej „magnetycznej niewoli” legendy i geniuszu wielkiego cesarza pozostawało długo wielu Polaków. Imię jego nosili dwaj wielcy poeci romantyczni – Adam Napoleon Mickiewicz i Napoleon Zygmunt Krasiński. Sam Jabłonowski na chrzcie otrzymał imiona: Napoleon Ludwik Józef – to ostatnie zapewne z uwielbienia dla księcia Józefa Poniatowskiego. Niegdyś ulica Miodowa w Warszawie nosiła imię cesarza Francuzów, a także plac w sercu tego miasta, dzisiaj jest tam tylko skromny pomnik.

Co pozostało w Polsce z dawnego zauroczenia Napoleonem? Czy 200-lecie jego odejścia do wieczności zostanie jakoś uczczone w Warszawie? To tu, rezydując w Zamku Królewskim, przeżywał zauroczenie Marią Galewską, a nieopodal, w pałacu Czartoryskich-Potockich (obecnie siedzibie Ministerstwa Kultury Dziedzictwa Narodowego), miał miejsce najsłynniejszy bal w 1807 r. Potem przyszedł czas na nową konstytucję (Kodeks Napoleona), utworzenie namiastki państwa, wyprawę na Moskwę szybki powrót przez Warszawę do Paryża z polską eskortą. Cesarz zawiódł wprawdzie Polaków, tworząc jedynie małe Księstwo Warszawskie, ale bez epopei napoleońskiej nie powstałyby Królestwo Kongresowe, Uniwersytet Warszawski i nie udałoby się uratować wielu segmentów kultury narodowej. Wsłuchajmy się w głosy świadków tamtej epoki.

WIELKIE OCZEKIWANIE I SPEKTAKL W TEATRZE NARODOWYM

Już we wrześniu 1796 r. Napoleon, wówczas generał na początku swej wielkiej kariery, miał według Józefa Sułkowskiego, swego adiutanta, takie wypowiedzieć słowa skierowane do Michała Ogińskiego: „Cóż mam odpowiedzieć, cóż mogę obiecać? Napisz do twego ziomka, że kocham Polaków i że ich sobie wysoko cenię; że podział Polski jest aktem niesprawiedliwości, który nie może się utrzymać; że po skończeniu wojny we Włoszech pójdę sam na czele wojsk francuskich, aby zmusić Rosję do przywrócenia niepodległości Polsce, lecz powiedz mu także, że Polacy nie powinni polegać na obcej pomocy, że powinni się sami zbroić, niepokoić Rosję”.

Trzeba było całej dekady, by Napoleon, już jako cesarz, dotarł do granic dawnej Rzeczypospolitej. Sięgnijmy do niemal zapomnianego, nieco egzaltowanego dziełka Leona Potockiego pt. „Święcone” z 1854 r., które tak oto wprowadza w czasy Księstwa Warszawskiego: „Nastał rok 1806, wielkie zmiany polityczne Europie przyniósł. Prusacy opuścili Warszawę […]. Gdy lada chwila spodziewano się przyjazdu cesarza Napoleona, wyporządzono i odświeżono zamek, wystawiono obok kolumny Zygmunta tryumfalną bramę, przygotowano iluminację. Już wyglądano ciekawie, czekano niecierpliwie; tymczasem cesarz z dwoma tylko adiutantami i mamelukiem Rustanem przyjechał konno do Warszawy w nocy z 18 na 19 grudnia. Zatrzymawszy się przed odwachem, nim zamkową otworzono bramę, napił się wody, poczem wjechał do dawnego przybytku naszych królów”.

O ogromnym wybuchu radości w Warszawie wraz z nadejściem wojsk napoleońskich pisze Anna z Tyszkiewiczów-Potocka (niebawem żona jednego z adiutantów cesarza – por. Stanisława Dunin-Wąsowicza): „Zastawiano stoły nawet na ulicach i placach. Wzniesiono niejeden toast za przyszłą niepodległość, za dzielną armię, za wielkiego Napoleona!… Ściskano się, bratano, przepijano do siebie, trochę nawet za wiele, gdyż skończyło się na wypadkach swawoli żołnierskiej, które ostudziły przejściowo entuzjazm powitania”. Anetce – tak powszechnie nazywano autorkę cytowanych słów – wtóruje Fryderyk Skarbek, ojciec chrzestny Fryderyka Chopina: „Ocuciła się w Warszawie długo przytłumiona skłonność do wesołego życia, zaczęły się otwierać domy gościnne”. Ożywiło się też życie teatralne.

Po epopei napoleońskiej pozostały liczne dzieła sztuki, m.in. akwatinta Jana Ligbera, która przechowała do naszych czasów wygląd sztandaru wykonanego przez Jana Bogumiła Plerscha i Kazimierza Wojniakowskiego, według pomysłu Wojciecha Bogusławskiego i zapewne Ludwika Osińskiego. Wykonano go z okazji wystawienia – w obecności cesarza – sztuki „Andromeda”. Sztandar ten, zawieszony w Teatrze Narodowym na pl. Krasińskich w dniu 18 stycznia , 1807 r., ukazywał Napoleona jako wschodzące Słońce (Oriens], nad którym unosi się personifikacja Sławy. W dolnej partii sztandaru widniał w centrum ołtarz z płonącym na nim ogniem, po jego lewej stronie personifikacja Polski, z której ust wychodzi napis: „SPES IN TE” („Nadzieja w Tobie”], po prawej zaś uskrzydlony Geniusz uwalniający z grobu ubranego w zbroję rycerza. Napis na płycie nagrobnej głosił: „RESURGAM” („Zmartwychwstaję”). Rycinę (nie wiadomo, czy również sztandar] opatrzono tym oto wierszem:

Tak Polska z losów kolei
Z gruzów swoich ożywiona
Ujrzała cel swych nadziei
Wielkiego Napoleona.
Mąż wielki zrządził tę zmianę
Zdumiewa się ziemia cała,
Ledwie opuścił Sekwanę
Już go zwycięzcą Wisła ujrzała.

Ludwik Osiński, twórca tego wiersza, był też autorem wspomnianej sztuki teatralnej pt. „Andromeda. Drama liryczne w jednym akcie”, do której muzykę skomponował Józef Elsner. Napisany dla Napoleona i w jego obecności wystawiony spektakl zawierał, podobnie jak sztandar, alegorię uwolnienia z niewoli. Bardzo podobny w charakterze i treściach ideowych jest mało znany obraz przypisywany również Plerschowi; tym razem personifikacja Polonii ukazana jest z kotwicą – symbolem nadziei, a wyłaniający się z grobu rycerz zrywa kajdany.

WIELKI BALI MARIA WALEWSKA

Przyszedł też czas na liczne bale. Najwspanialszy z nich, wydany przez marszałka Joachima Murata, przewidywanego na króla Polski, odbył się w rezydencji Aleksandry i Stanisława Kostki Potockich. „Dnia 22 stycznia 1807 – pisze autor »Święconego« – apartamenta pałacu Potockich zajaśniały ogniem, Murat, książę Bergu, dawał świetny bal dla cesarza Napoleona. Od godziny 9 wieczorem nieprzestanny turkot pojazdów po pałacowym dziedzińcu się rozlegał. Wśród licznego zebrania gości już spostrzegłeś królewicza bawarskiego, księcia tronu badeńskiego, feldmarszałków Francyi Massenę i Davousta, Tallajranda, księcia Benewentu, ministra spraw zagranicznych, Marescalchiego, ministra włoskiego, Mareta, ministra sekretarza stanu”. Potocki wylicza też oczywiście całą plejadę dygnitarzy polskich, a pośród nich generałów Łubieńskiego, Łuszczewskiego i księcia Józefa Poniatowskiego.

I wreszcie pojawił się niecierpliwie oczekiwany główny gość. Leon Potocki stanął na wysokości zadania w budowaniu dramaturgii; stworzył atmosferę podniosłości, euforii, a nawet egzaltacji właściwej czasom, w których głęboko wierzono w odmianę losu Polski. W kolejnych frazach „Święconego” wyczuć można prawdziwe uwielbienie Napoleona. Cesarz ubrany był w mundur strzelców konnych gwardii, na któiy składały się ciemnozielony frak z czerwonym kołnierzem, z zielonymi rabatami, obwiedzionymi czerwoną wypustką, białe jedwabne pończochy i trzewiki ze złotymi sprzączkami. Miał też złote szlify, gwiazdę Legii Honorowej, której czerwona wstęga z prawego ramienia na lewy bok spływała, a przy boku szpadę, ze złotą rękojeścią wykładaną perłową macicą. „W ręku – kontynuuje Potocki – trzymał ów mały trójgraniasty kapelusz, przed którym uchylały się europejskie korony. Jakże ten prosty i skromny ubiór pierwszego mocarza w świecie dziwnie odbijał przy bogatych mundurach otaczającego go grona; przy owym fanta- styczno-teatralnym stroju Murata”. Warto zauważyć, że niemal tak samo ubranego Napoleona ukazał Marcello Bacciarelli na obrazie „Nadanie konstytucji Księstwu Warszawskiemu 1807 r.”

Tak więc pałac Potockich w czasie tego balu był jakby omfalosem – owym symbolicznym pępkiem świata, jego najważniejszym miejscem. Bodaj nigdy przedtem ani nigdy potem nie zgromadzono w nim tyle znakomitych osobistości. Wśród nich była też sama Maria Walewska. „Czas – pisze o niej Anetka – który każdemu wydarzeniu nadaj e właściwą barwę […], w końcu postawił panią Walewską w rzędzie interesujących postaci owej epoki. […] Prześliczna, wcielała typ urody obrazów Greuze’a. Miała cudowne oczy, usta, zęby. Śmiech jej był tak świeży, spojrzenie tak łagodne, twarz tworzyła całość tak ponętną”. Gdy rozpoczęły się tańce, Napoleon stanął z nią w parze, naprzeciw siebie mając Berthiera z jego partnerką. W chwili odpoczynku cesarz miał w tych słowach zwrócić się do Walewskiej: „Wiesz, pani, dlaczego w tańcu zawsze Berthiera naprzeciw siebie stawiam? Czynię to przez kokieteryą, on tańcuje jak niedźwiedź, a ja tym sposobem cokolwiek lepiej od niego się wydaję”.

Przyszedł czas na rozmowy i plany wojenne. Napoleon miał pytać księcia Józefa Poniatowskiego, ile czasu potrzebuje, aby jego dywizje mogły stanąć na linii bojowej. Przystąpiwszy zaś do Stanisława Małachowskiego, marszałka czteroletniego sejmu, przy którym się znajdowało kilku członków tymczasowego rządu, miał powiedzieć: „Panowie, wasze niezgody były przyczyną upadku narodu tak pamiętnego w dziejach; niech przeszłe nieszczęścia służą wam za przykład i jedność w was rodzą. Niech znaczniejsi w kraju panowie staną na czele, a szlachta, duchowni i mieszczanie niech się gorliwie do nich łączą. Skoro obaczę, że ok. 40 tys. ludzi stanie pod bronią, ogłoszę w Warszawie niepodległość Polski, a skoro ją ogłoszę, nikt jej wzruszyć nie zdoła. Panowie! – dodał – bądźcie godnymi ojców waszych, co rozkazywali brandenburskiemu dworowi, nadawali carów Moskwie, oswobodzili Wiedeń i całe chrześcijaństwo, od haraczu tureckiego uwolnili, a będziecie Polakami… Jest interesem Europy i Francji, aby Polska istniała, od Was wszystkich zawisło, gdyż powtarzam wam to, com w Berlinie powiedział: obaczę, czy Polacy są godni być narodem?”.

Cytowane słowa – „aby Polska istniała” i „obaczę, czy Polacy są godni być narodem” – najbardziej ważkie w całym „Święconym”, rzeczywiście mogły paść z ust cesarza, ale część z tego, co tu zacytowaliśmy, było wypowiedziane już w Poznaniu, m.in. w rozmowie z Józefem Wybickim, który był także obecny na warszawskim balu. Inne z kolei słowa o chwalebnej przeszłości Polski jawią się w ustach Napoleona jako prawdopodobne, miał on bowiem gruntowne wykształcenie historyczne. Nie ulega jednak wątpliwości, że dialogi cesarza z Polakami w murach pałacu Czarto- ryskich-Potockich, choć są w części ze świata licentia poetica, powstały w wyniku poszukiwań archiwalnych Leona Potockiego. Zupełnie inny, bardzo konkretny charakter mają zapiski Stanisława Dunin-Wąsowicza (1785-1834).

OPOWIEŚĆ STRAŻNIKA ŻYCIA CESARZA

Losy epopei napoleońskiej są dobrze znane, ale wiedza o okolicznościach dramatycznej podróży Napoleona w grudniu 1812 r. z terenów dzisiejszej Białorusi do Paryża nie jest powszechna. Francuskie teksty źródłowe rzadko wymieniają nazwisko Wąsowicz; jego zapiski w wyborze i ze stosownym komentarzem podał do druku wybitny historyk – Szymon Askenazy. O ile mi wiadomo, oryginał tych zapisków w języku francuskim nie zachował się do naszych czasów.

W czasie wyprawy na Moskwę, na „polską wojnę”, jak zwykł mówić Napoleon, Wąsowicz był jego tłumaczem i attache de la maison. Gdy cesarz zdecydował udać się jak najszybciej do Paryża, jego attache stał się niejako szefem ochrony i wraz z woźnicą siedział na koźle cesarskiej karocy. Wyruszyli 5 grudnia i zaledwie w dwa tygodnie, pomimo śmiertelnego niebezpieczeństwa i siarczystego mrozu, zwłaszcza w czasie pierwszych dni podróży, dotarli nad Sekwanę. Cesarz wyznaczył do swojej eskorty Polaków – 100 szwoleżerów-lansjerów pod dowództwem płk. Ignacego Stokowskiego, któremu polecił nieustanne trwanie przy drzwiczkach swej karocy. „Jeśli będziemy atakowani – miał powiedzieć – Polacy są tak odważni, że potrafią mnie obronić”. Tak się stało, ale zdarzały się takie momenty, kiedy Kozacy z carskiej armii znajdowali się niezwykle blisko. Jeszcze przed wyruszeniem cesarz podał Wąsowiczowi parę pistoletów i rzekł: „Na wypadek niechybnego niebezpieczeństwa, zabij mnie raczej, ale nie daj mnie wziąć żywcem”. Wąsowicz poprosił o pozwolenie przetłumaczenia tych słów lansjerom. Ci wysłuchawszy słów cesarskich, krzyknęli jednym głosem: „Damy się prędzej porąbać, niż pozwolimy zbliżyć się do cesarza”. Mróz dochodził do 35 st. C, wiał silny wiatr, mimo to Napoleon bezpiecznie dotarł do Wilna, ale przeszło 60 lansjerów zginęło. Następnie, bez odpoczynku, wyruszono w kierunku Warszawy, rezygnując z łatwiejszej drogi do Drezna przez Prusy. Powód takiej decyzji tłumaczą słowa cesarza zapisane przez Wąsowicza: „Żywię zaufanie zupełne do ludności polskiej”.

10 grudnia Napoleon dotarł do Warszawy, gdzie w Hotelu Angielskim (na rogu ulic Wierzbowej i Trębackiej, dziś nieistniejącym) spędził incognito kilka godzin, spotkał się ze Stanisławem Kostką Potockim i Józefem Wybickim, po czym niezwłocznie wyruszył w kierunku Drezna. Tam, w czasie spotkania z królem Fryderykiem Augustem, Napoleon z całą otwartością przyznał się do ogromu swej klęski. Prosił następnie króla o przyznanie Wąsowiczowi polskiego orderu wojskowego, jako „oficerowi służącemu mi z równym honorem jak roztropnością”. Po dotarciu do Paryża Wąsowicz dostąpił awansu, otrzymał stopień kapitana.

N-A-P-O-L-E-O-N ALOJZEGO ŻÓŁKOWSKIEGO

Wielki cesarz żył też w legendach i anegdotach. Oto jedna z nich związana z osobą Alojzego Żółkowskiego, słynnego warszawskiego aktora komediowego. Po klęsce Napoleona pod Waterloo, choć niezbyt chętnie, Warszawa urządziła iluminację na cześć cara Aleksandra I. Stało się to tuż przed połową listopada 1815 r., gdy ten niekoronowany król polski wjeżdżał uroczyście do Warszawy. Z tej okazji wystawiono nawet łuk triumfalny, na którego miejscu stoi od 1821 r. kościół św. Aleksandra. Podczas gdy tłumy wiwatowały na cześć króla i cara, Żółkowski wystawił w swym oknie ogromny transparent z oświetlonymi literami: N-A-P-O-L-E-O-N. Kiedy go wezwano na policję, tak się tłumaczył: „Ja nie jestem temu winien, że wy nie umiecie czytać – wszak są to pierwsze litery słów: »Najjaśniejszy Aleksander Pawłowicz Odkupiciel Ludów Europy, Ojciec Nasz«”. Po tym lapidarnym objaśnieniu monumentalnego napisu aktora zwolniono do domu.

Legenda Napoleona trwała przez cały XIX w., a nawet w okresie międzywojennym. Utrwalali ją m.in. malarze: Piotr Michałowski, Walenty Wańkowicz, nieco dziś zapomniany Jan Rosen i przede wszystkim trzej Kossakowie – Juliusz, Wojciech i Jerzy.

Opracował: Janusz Baranowski