MOSBACHER GO HOME AND DON’T COME BACK

Aldona Zaorska, Warszawska Gazeta, nr 40, 2-8.10.2020 r.

Najwyższa pora, by rząd Mateusza Morawieckiego zachował się godnie i odesłał panią Georgettę Mosbacher do domu. Powody mogą być dwa do wyboru: albo nie jest ona zbyt rozgarniętym ambasadorem, albo jest namiestnikiem przysłanym nam do sprawowania faktycznej władzy.

Żaden urzędnik, a tym bardziej urzędnik nie wybrany w sposób demokratyczny, tylko narzucony (…) nie ma prawa definiować sytuacji w Polsce, nie ma prawa interpretować polskiej konstytucji – powiedział w wywiadzie dla portalu wp.pl były minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski.

Co prawda mówił o swoim konflikcie z komisarzem Timmermansem, ale słowa te śmiało można odnieść do ambasador USA w Polsce Georgetty Mosbacher i reszty korpusu dyplomatycznego, akredytowanego w Polsce, który wysmażył grupowy list w sprawie osób LGBT. Wszyscy sygnatariusze tego listu są urzędnikami obcych państw, uprzejmie przyjętymi przez Polskę i wpuszczonymi na nasze terytorium, by dbać o dobre relacje pomiędzy ich krajami a naszym i by pomagać współobywatelom, którzy w Polsce wpadną w tarapaty. Na tym ich rola się kończy.

Nie mają prawa do niczego więcej. Jednak wszyscy uznali, że Polska to jest ich kolonia, a nie suwerenny kraj z własną konstytucją i prawem, które mogą być niż ich osobiste przekonania. Gdyby rząd Morawieckiego miał jaja, uznałby tych 30 dyplomatołków za persona non grata i kazał w ciągu siedmiu dni opuścić nasz kraj. Ale jak wiemy, rząd jest zajęty wewnętrznymi sporami o wpływy i ma najwyraźniej interes polski w ulubionym miejscu Biedronia.

Oczywiście najważniejsza w tej układance jest ambasadorowa USA Żorżetta (nie mylić z materiałem na zasłony) Mosbacher, której się coś w główce poprzestawiało, skutkiem czego ta luksusowa niewiasta uwierzyła, że może Polskę pouczać. Biedactwo zapomniało że jest tylko ambasadorem, którego można w każdym momencie odwołać. Żorżetta twierdzi, że Polska w kwestii LGBT jest „po złej stronie historii”. Zabrakło tylko porównania wprost do nazistów, których działalność wedle lewackiej najnowszej wersji historii polegała na pomaganiu Polakom w zamykaniu gejów w polskich obozach koncentracyjnych.

Finalnie Żorżetta (nie mylić z materiałem na zasłony) Mosbacher postraszyła nas, że jeśli nie przejdziemy na „właściwą” stronę, to się dla nas źle skończy. Na razie na poziomie inwestycyjnym, ale będzie to także miało wpływ na „sprawy militarne”. Nie wiadomo przy tym, czy oznacza to, że Trump zabierze z Polski żołnierzy i zostawi nas na pastwę krwiożerczego Putina, czy przeciwnie – wyprowadzi żołnierzy z polskich baz, zablokuje nam drogi, ode- tnie od dostaw gazu, a Żorżettę ustanowi prezydentem Polski.

W Polsce nikt nikomu pod kołdrę nie zagląda, natomiast Polska jako suwerenny kraj może sobie ustalać prawo takie, jakiego chce większość jej obywateli. Na tym właśnie polega demokracja. Nie na tym, żeby większość była terroryzowana przez mniejszość czy to polityczną, czy seksualną i kto jak kto, ale obywatelka kraju, który się szczyci demokracją jako podstawą swego istnienia, powinna o tym wiedzieć.

W normalnym kraju po takim wyskoku Żorżetta (nie mylić z materiałem na zasłony) Mosbacher zostałaby wezwana do MSZ, gdzie otrzymałaby dwa dokumenty: egzemplarz konwencji wiedeńskiej z 1961 r., zakazującej dyplomatom mieszać się w wewnętrzne życie polityczne kraju, w którym pełnią swoją misję oraz uprzejmą prośbą o opuszczenie terytorium Polski jako persona non grata. Żorżetta natomiast uważa, że jej zachowanie to nie polityka (chociaż konsekwencjami politycznymi straszy), tylko ingerencja w prawa człowieka, które – Polska w domyśle – łamie. Za chwilę zaliczy nas do tego samego grona co Koreę Północną i zaapeluje do ONZ o sankcje wobec naszego kraju. Dlatego, Panie Premierze Morawiecki, to jest ostatni moment, żeby tę kobiecinę z Polski grzecznie wyprosić.

Chyba że ona mówi to, co mówi, i robi to, co robi, nie dlatego, że jest głupia, ale dlatego, że realizuje ściśle przesłane jej wytyczne, a polski rząd ma tego pełną świadomość. Jeśli tak, to już jesteśmy przegrani i skończeni – po następnym liście PiS dokona wolty i razem z lewactwem zmieni konstytucję, by lobby gejowskie zyskało w Polsce otwartą drogę do szerzenia swej ideologii. Uwieszeni na klamce USA za chwilę dzięki m.in. PiS-owi będziemy od tego kraju faktycznie zależni. Teraz więc pora, by zrekonstruowany rząd odesłał panią Georgettę do domu. Chyba że nie jest ona niezbyt rozgarniętym ambasadorem, tylko namiestnikiem przysłanym do sprawowania tu faktycznej władzy. Ale w takim razie, chcemy to w końcu wprost usłyszeć.

O POLITYCZNYM SPORZE, ŁAPÓWKACH I KOBIECIE, KTÓRA POLAKOM OBRZYDZIŁA AMERYKĘ

Jacek Piekara

W obszarze politycznym i dookoła politycznym działy się w tym tygodniu różne interesujące rzeczy, więc w tym tygodniu felieton zdecydowałem się podzielić na trzy rozdziały. Jeden o wydźwięku optymistycznym i dwa smutne oraz budzące słuszną złość…

ZGODA, ZGODA, ZGODA…

Tak jak przewidywałem, kryzys w Zjednoczonej Prawicy zakończył się szybko, ponieważ konsensus pomiędzy Prawem i Sprawiedliwością, Porozumieniem a Solidarną Polską MUSIAŁ być zawarty. Dlaczego: musiał? Otóż dlatego, że wojna nie opłacałaby się nikomu. Jedynie PiS mógł mieć pewne nadzieje, że jego pozycja w wyniku takiej wojny się poprawi, ale chyba uznano, że skórka niewarta jest wyprawki, zwłaszcza że prawicowi wyborcy oczekują zgody i spokojnych trzech lat rządzenia oraz reformowania państwa. Od 2018 roku mieliśmy nieustający festiwal wyborczy i duża część obywateli ma po prostu dość ciągłych kampanii. Teraz jest czas na twórcze konsumowanie owoców zwycięstwa. Batalia o najważniejsze urzędy w państwie została wygrana w szeregu wyborów (parlamentarnych, prezydenckich, samorządowych), więc należy owe zwycięstwa zdyskontować, a nie cały dotychczasowy dorobek wystawiać na niepotrzebne ryzyko. Tak jak przewidziałem, po okresie prężenia muskułów i głośnego pokrzykiwania, jak bardzo się jest silnym i zdeterminowanym, nastąpił okres wyciszenia oraz koncyliacyjnych przekazów, podkreślających wspólnotę idei oraz praktyki trzech koalicyjnych partii, a nie zajmujących się tym, co je dzieli.

W całym tym konflikcie obserwowaliśmy więc tak jak w czasach antyku i średniowiecza, że najpierw przed szereg wyjechała obozowa czeladź, gromko się lżąc nawzajem, potem pojawili się harcownicy, odbywając serię pojedynków, aż wreszcie do roboty wzięli się generałowie i książęta, którzy przy negocjacyjnym stole ustalili warunki kompromisu i zawarli „wieczny pokój”. Przy okazji książęta mogli zobaczyć, kto z czeladzi i harcowników spisywał się najlepiej, kto był najbardziej zmyślny, najbardziej wiemy czy najbardziej złośliwy, kto wykazał zimny rozsądek, a kto zbytnio dał się ponieść emocjom. To postępowanie nie zostanie najprawdopodobniej zapomniane.

TONIE„ZŁOTE DZIECKO” DONALDA TUSKA

Niezwykle ciekawie zapowiada się kryminalna sprawa Sławomira Nowaka, „cudownego dziecka Platformy” oraz ulubieńca i faworyta Donalda Tuska. Przypomnijmy, że ów polityk – jeden z twórców i prowadzących kampanię prezydencką Rafała Trzaskowskiego – został oskarżony o przyjmowanie łapówek i pranie pieniędzy w czasie kiedy pełnił ważną funkcję na Ukrainie. Między innymi w jego mieszkaniach znaleziono, ukryte w meblach, setki tysięcy złotych: Jednak we wtorek 29 września pojawiły się nowe, wstrząsające informacje. Oto okazuje się, że przestępcza działalność Nowaka miała miejsce nie tylko na Ukrainie, ale dużo wcześniej w Polsce! Jako minister transportu oraz szef gabinetu Donalda Tuska miał przyjmować ogromne sumy pieniędzy w zamian za stanowiska w spółkach skarbu państwa. Zatrzymano między innymi byłego, wieloletniego szefa koncernu Orlen oraz jednego z członków zarządu ważnych spółek energetycznych. I najważniejsze pytanie teraz brzmi: czy Nowak przyjmował łapówki tylko dla siebie, czy też działał w imieniu kogoś wyżej postawionego, kogoś mającego o wiele większe możliwości decyzyjne? Podobno po nowych aresztowaniach w Platformie Obywatelskiej pod wieloma działaczami, zwłaszcza tymi z Trójmiasta (stamtąd pochodzi Nowak), ugięły się nogi. Bo wszyscy wiedzą, że jeśli Nowak zgodzi się zeznawać, jeśli spróbuje uzyskać łagodny wyrok, zawierając porozumienie z prokuraturą, to może wyjawić takie sekrety, że wielu osobom oko zbieleje. Problem jednak w tym, że nawet popełniający przestępstwa działacze Platformy czują się w miarę bezpiecznie. Bo czyż będą dla nich surowi sędziowie, z którymi razem, wspólnie i w najlepszej komitywie chadzali na antyrządowe demonstracje, czy zmawiali się w gabinetach politycznych?

Jednocześnie chciałbym Państwa zapewnić, że największy nawet skandal nie spowoduje dramatycznego odpisu wyborców od Platformy. Dlaczego? Bo ci wyborcy są tacy sami jak ich partia. Uczciwość, moralność czy patriotyzm nie mają dla nich żadnego znaczenia. Gdyby miały, to już dawno na Platformę by nie głosowali, gdyż opinia o aferalności tej partii towarzyszy jej od samych początków. Przecież nawet Kongres Liberalno-Demokratyczny, z którego PO się wywodzi, był powszechnie nazywany Kongresem Lewych Dochodów. Jeżeli po aferach VAT-owskiej, reprywatyzacyjnej (masowa kradzież nieruchomości w Warszawie tuż pod nosem władz Platformy), Amber Gold, autostradowej (doprowadzenie do bankructwa setek polskich przedsiębiorców, których oszukano przy płatnościach), gazociągowej (niekorzystny traktat z Rosją), atomowej (zmarnowane i rozkradzione setki milionów złotych na rzekomą budowę elektrowni atomowej) i wielu innych, część Polaków nadal chce głosować na PO, to znaczy, że złodziejstwo czy nieudolność nie mają dla tych wyborców znaczenia przy podejmowaniu decyzji politycznych.

KUPA W CUKIERNICY

Pisałem już wielokrotnie, że ambasador Mosbacher pełni fatalną rolę w Polsce. Nikt skuteczniej nie wywołał nastrojów amerykańskich jak ta zadufana w sobie, chamsko zachowująca się kobieta, która w polskich sprawach porusza się niczym słoń w składzie porcelany i która zachowuje się jakby była gubernatorem jakiejś podległej Amerykanom, zapyziałej kolonii na końcu świata, a nie ambasadorem sojuszniczego państwa. Ostatnie wyczyny Mosbacher to podpisanie idiotycznego listu w sprawie rzekomych prześladowań LGBT w Polsce oraz liczne wypowiedzi na ten temat. Co ciekawe ten list nawołujący do przestrzegania praw człowieka w Polsce został podpisany np. przez ambasadorów Wenezueli (gdzie normą jest zabijanie opozycjonistów na demonstracjach) czy Indii (do niedawna obowiązywała tam kara 10 lat więzienia za homoseksualizm). Ów list ośmielił się też podpisać ambasador Niemiec, syna zbrodniarza wojennego i bliskiego współpracownika Hitlera. Warto przypomnieć co rzeczony ambasador mówił o swoim ojcu: Był przekonany, że jego obowiązkiem jest walka za swój kraj, nawet jeśli ta wojna była prowadzona od pierwszego dnia zbrodniczo; i dodawał filozoficznie: Kto może powiedzieć, jak my byśmy się zachowali w totalnej dyktaturze?

Wracając jednak do ambasador Mosbacher, to bezczelność i nadużywanie stanowiska przez tę kobietę powinny zostać ukarane. Jestem zdumiony, że polskie władze w żaden sposób nie reagują, oficjalnie i urzędowo, na chamskie tyrady tej kompletnie ogłupiałej urzędniczki, która nie tylko polski rząd poucza i usiłuje mu nakazywać, co ma robić, która nie tylko chce uczyć polskie społeczeństwo, co to społeczeństwo ma myśleć, ale która w dodatku kompletnie nie rozumie, o co i z jakich powodów toczy się walka. Bowiem w Polsce nikt nie walczy z homoseksualnymi ludźmi, lecz trwa walka ze zbrodniczą neomarksistowską ideologią, która WYKORZYSTUJE środowiska LGBT w walce o nowy, pozbawiony wartości, świat. Ma to być świat, w którym rodzina, patriotyzm oraz religia, ale także wolność słowa, przejdą do lamusa, a wszystko zostanie podporządkowane obłędnej ideologii tak jak w państwach komunistycznych czy faszystowskich. Neomarksiści posługują się hasłami obrony praw mniejszości seksualnych czy rasowych, tak jak komuniści posługiwali się sloganami obrony praw robotników. A tak naprawdę chodzi o jedno: o budowę dyktatury, kontrolującej nie tylko postępowanie, ale również myśli ludzi. Dyktatury niczym z powieści Orwella„Rok1984″ Ambasador Mosbacher od samego początku swojej działalności w Polsce zachowuje się z kompletnym lekceważeniem polskich władz. Stosując obrazowe porównanie można powiedzieć, że zaproszona na przyjęcie, od czasu do czasu wchodzi na stół i robi kupę do cukiernicy, a gospodarze udają, że w ogóle tego nie widzą. Niezależnie od stosunków łączących nas z USA warto pamiętać, że Amerykanie szanują tylko silnych. Nic nie zrobiłoby lepiej stosunkom polsko-amerykańskim niż wezwanie Mosbacher na dywanik do ministra spraw zagranicznych i zapowiedzenie, że w wypadku dalszego ingerowania w sprawy polskiej polityki wewnętrznej, ambasador zostanie odesłana do USA. Warto też przypomnieć, że Amerykanie przez całe lata blisko współpracowali i nadal współpracują ze zbrodniczymi reżimami (również takimi, w których homoseksualizm jest karany śmiercią) i jakoś tych reżimów amerykańscy ambasadorzy nie pouczają. Dlaczego? Ano dlatego, że owe reżimy pouczać się nie pozwalają… Najwyższy czas, aby polski rząd zrozumiał, że dobre interesy robi się tylko z partnerem, który cię szanuje, a nie takim, który tobą pomiata.

Opracował: Wiesław Norman – Solidarność RI, kombatant antykomunistyczny opozycji (nr leg. 264 z roku 2015), założyciel Wolni i Solidarni Kornela Morawieckiego Region Częstochowski, Śląski i Małopolski