Kto wydał rtm. Pileckiego

Tadeusz Płużański. DoRzeczy, nr 22, 25-31.05.2020 r.

Jednym z kapusiów, przez którego wpadli rtm. Witold Pilecki i jego współpracownicy, był wieloletni agent i partyzant sowiecki, w czasie wojny wydający żołnierzy Armii Krajowej na Nowogródczyźnie, a po wojnie kapitan Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego

Niektórzy wsypę grupy rtm. Pileckiego przypisują wyłącznie Leszkowi Kuchcińskiemu. Przed wojną był członkiem Obozu Narodowo-Radykalnego, po 1939 r. – Tajnej Armii Polskiej, która weszła potem w skład Armii Krajowej. W TAP działał razem z Tadeuszem Płużańskim, moim ojcem, który po wojnie był kurierem Pileckiego do II Korpusu gen. Andersa we Włoszech. Kuchciński od końca 1945 r. pełnił funkcję szefa Oddziału Bezpieczeństwa i Służb Politycznych wywiadu Obszaru Centralnego WiN.

Krewniak rotmistrza, Krzysztof Pilecki, w opracowaniu „Był sens walki i sens śmierci” napisał: „W przypadku Witolda Pileckiego i jego bliskich współpracowników siły bezpieczeństwa zastosowały jeden z wypróbowanych sposobów, wprowadzając do organizacji WiN swego agenta Leszka Kuchcińskiego”.

Historyk prof. Wiesław Jan Wysocki w prekursorskiej książce „Rotmistrz Pilecki” ujawnił, że agent Kuchciński rozpracowywał grupę „Witolda” przez kilka miesięcy. „Dzięki jego informacjom funkcjonariusze MBP mieli ułatwione zadanie podczas śledztwa”. Los Kuchcińskiego nie jest znany. Związana z MBP obrończyni Tadeusza Płużańskiego, Alicja Pintarowa, twierdziła, że „poszedł do piachu”.

Wysocki kontynuuje: „Oprócz ewidentnie agenturalnej działalności. Leszka Kuchcińskiego, która spowodowała aresztowania, istnieją wyraźne poszlaki dotyczące innych sposobów penetracji siatki »Witolda« przez bezpiekę. Wydaje się, że wokół rotmistrza zaciskały się trzy niezależne pętle aparatu terroru i prędzej czy później doszłoby do wsypy”.

KTO BYŁ WALLENRODEM?

Znawcy tematu, prof. Wiesław Wysocki, dr Adam Cyra i dr Tomasz Łabuszewski z IPN, wskazują również na inną osobę. Doktor Łabuszewski w jednym z wywiadów powiedział: „Wacław Alchimowicz […] został aresztowany 5 maja 1947 r., a więc na cztery dni przed zatrzymaniem Pileckiego, i zdążył już do tego czasu złożyć szczegółowe informacje na temat współpracy z jego grupą”.

Kim był? Od 14 maja 1945 r. pracował w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego. W1947 r. pełnił, w stopniu kapitana, funkcję naczelnika III Wydziału V Departamentu MBP. Z grupą Pileckiego nawiązał kontakt przez Kuchcińskiego, który był jego kolegą gimnazjalnym. Przed wojną też należał do ONR.

Wiesław Jan Wysocki tak opisuje grę operacyjną przeciwko Pileckiemu i jego współpracownikom: „Kuchciński – mówiąc językiem oskarżenia – zwerbował w styczniu 1947 r. Alchimowicza do siatki szpiegowskiej WiN. Była to ewidentna prowokacja. Kuchciński zwierzył się dawnemu koledze, że zerwał z działalnością konspiracyjną. Podjął pracę w MBP, ujawniając swoje związki z podziemiem winowskim. Przekonał Alchimowicza, że powinien postąpić podobnie, choć wszystko wskazuje na to, iż ten ostatni wstąpił do MBP z misją Wallenroda. Oferta Kuchcińskiego stała się dla Alchimowicza pułapką; po referendum [komunistyczny plebiscyt 3 razy „tak”] zaczął dostarczać informacji dla podziemia, nie wiedząc, że jest ono inwigilowane, jednym zaś z konfidentów jest jego przyjaciel”.

Profesor Wysocki nie wyklucza jednak, że prowokacja odbyła się w drugą stronę, czyli że to funkcjonariusz MBP Wacław Alchimowicz „grał wyznaczoną rolę” i to on wrobił niewinnego członka Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość Leszka Kuchcińskiego. W takim razie, jeśli ktoś z tych dwóch przedwojennych działaczy narodowych był Wallenrodem, to raczej nieświadomy prowokacji Kuchciński.

Z akt sprawy wynika, że Alchimowicz, pracując w MBP, był cennym informatorem dla grupy Pileckiego. Przekazywał informacje m.in. o sfałszowanym referendum, planach wprowadzenia masowego terroru (również podczas wyborów w styczniu 1947 r.), o strukturze MBP, roli „doradców” sowieckich, o tym, że większość funkcjonariuszy to „kryminaliści” i „analfabeci”, o metodach rozpracowania WiN, NSZ, prawdziwych celach amnestii, czyli lepszym rozpracowaniu niepodległościowego podziemia. Alchimowicz opracowywał również listę agentów MBP w PPS i kierowniczych postaci w Wydziale Śledczym MBP, odpowiedzialnych za zwalczanie polskich niepodległościowców (wymieniał przede wszystkim Józefa Czaplickiego, Józefa Różańskiego i Julię Brystigerową).

„WYDAŁ NA SIEBIE WYROK”

Likwidację czołowych funkcjonariuszy bezpieki przewidywał tzw. raport Brzeszczota (jeden z pseudonimów Kuchcińskiego, za jego pośrednictwem raport trafił do Pileckiego, autorem był najprawdopodobniej Alchimowicz, a na pewno od niego pochodziły informacje): „Ich usunięcie zahamuje akcję terroru, a częściowo ją uniemożliwi – ludzie ci są bowiem niezastąpieni. Trzeba liczyć się z psychiką azjatów, którzy będą bezradni, gdy zabraknie im »głowy«, a zostaną tylko ręce”. Do likwidacji miano użyć broni, którą „Witold” ukrył po powstaniu warszawskim. Jeden z członków grupy Pileckiego, Makary Sieradzki, twierdził nawet, że planowano zamach na Bieruta.

Historyk dr Adam Cyra w książce „Ochotnik do Auschwitz. Witold Pilecki 1901-1948″, pisze: „Raport »Brzeszczota« został przekazany do II Korpusu […]. Odpowiedzi na ów raport jednak nie otrzymano, natomiast Pilecki nie zamierzał przeprowadzić żadnej akcji terrorystycznej, a nawet nie miał środków na jej realizację. Znamienna w tej sprawie jest wypowiedź Pileckiego z listu, jaki napisał w więzieniu na Mokotowie do Różańskiego: »Po przeżyciach w Oświęcimiu nie umiałbym nikogo zamordować«”.

Raport Brzeszczota był zatem prowokacją. Wykorzystano go potem przeciwko Pileckiemu i współpracownikom w trakcie śledztwa oraz procesu. Bezpieka nie oszczędziła również swojego pracownika Wacława Alchimowicza: zasądzoną karę śmierci wykonano 11 lutego 1948 r. Wiesław Wysocki pisze, że „zbyt wiele wiedział o »firmie«, w której pracował, a dając się wciągnąć w prowokację Kuchcińskiego, wydał na siebie wyrok”.

WYWIAD DLA NKGB

Z ustaleń Zygmunta Boradyna (książka „Niemen. Rzeka niezgody”) wynika, że na początku 1943 r. Wacław Alchimowicz trafił do Brygady im. Leninowskiego Komsomołu, gdzie został dowódcą oddziału. Ten oddział miał charakter wywiadowczo-propagandowy i był komórką NKGB. Rok później (w marcu 1944 r.), decyzją Raduńskiego Podziemnego Komitetu Partyjnego, Alchimowicz został szefem Międzyrejonowego Komitetu Związku Patriotów Polskich. Członkowie oddziału Alchimowicza nadal pracowali na potrzeby wydziału specjalnego Brygady im. Leninowskiego Komsomołu. „Głównym jego zadaniem było prowadzenie wywiadu i propagandy w języku polskim przeciwko AK”. 29 czerwca 1944 r. grupa Alchimowicza, licząca 22 osoby, została przekształcona w oddział partyzancki im. Wandy Wasilewskiej.

„Alchimowiczowcy” podawali się za niezależnie działającą strukturę ZPP, nosili mundury WP, co „wprowadziło w błąd wielu miejscowych Polaków, w tym i członków podziemia. Nawet por. Ponury nie od razu zorientował się w rzeczywistych zamiarach i celach grupy »Alchimowicza« i 21 kwietnia w Dejnarowszczyźnie spotkał się z jej członkami […]. Z tego spotkania Sowieci sporządzili szczegółowe sprawozdanie. Nie zawierało ono informacji o VII batalionie 77. pp AK, lecz przedstawiało poglądy por. Jana Piwnika na stosunek do partyzantki sowieckiej i Niemców”.

„PARTYZANCI TO WASI PRZYJACIELE”

Wacław Alchimowicz oddał „ogromne usługi wywiadowi sowieckiemu” – pisze Boradyn. „Dzięki jego pomocy została dokładnie rozpracowana kompania konspiracyjna Wasiliszki. Precyzja informacji uzyskanej przez Sowietów jest przerażająca”.

Alchimowicz był np. autorem obszernej notatki służbowej zatytułowanej:

„O organizacji białopolskiej na terenie Okręgu Lidzkiego (prawdopodobnie kwiecień-maj 1944 r.), która jest – zdaniem Boradyna – najlepszym ze znanych dokumentów wywiadu sowieckiego dotyczących konspiracji i oddziałów partyzanckich Armii Krajowej na Nowogródczyźnie”. W „Notatce” przedstawił historię powstania Okręgu Nowogródzkiego AK, podał pseudonimy i nazwiska członków komendy okręgu i żołnierzy czterech batalionów 77. pp AK. Informował o stosunkach AK-Niemcy, uzbrojeniu jednostek polskich, organizacji dywersyjno-wywiadowczej „Wachlarz”.

Alchimowicz redagował ulotki wydane w języku polskim. W jednej z nich „Do braci Polaków” pisał: „Niewinnie czerwona partyzantka nie zabija. Bijemy Niemców, szpiegów niemieckich, zdrajców i bandytów ograbiających ludność. Nie niszczymy grup partyzanckich z nami niewspółpracujących. Napadnięci będziemy bronić się. Od obszarników i faszystów nie zależą granice Polski. Choćby oni wybili wszystkich sowieckich partyzantów, granicę pomiędzy Polską a ZSRR ustali konferencja ZSRR, Anglii i USA. Polacy, nie bójcie się sowieckiej partyzantki, partyzanci to wasi przyjaciele”.

W końcu „białopolacy” rozpracowali Alchimowicza i zażądali zaprzestania wrogiej propagandy pod groźbą likwidacji. „Do rozbicia grup – jak pisze Boradyn – jednak nie doszło”. Nie zmienia to faktu, że działalność Wacława Alchimowicza służyła interesom obcego mocarstwa, którego celem było zniszczenie Polski.

Kluczowe pytanie brzmi: Dlaczego tych informacji nie mieli potem WiN ani Witold Pilecki?


Stracona szansa

Mirosław Szumiło

„Wyprawa kijowska” stanowiła próbę realizacji dalekosiężnych planów Józefa Piłsudskiego, który dążył do maksymalnego osłabienia Rosji i uczynienia z Polski regionalnego mocarstwa. Z powodu kilku kardynalnych błędów zakończyła się porażką

W listopadzie 1917 r., po przewrocie bolszewickim w Rosji, w Kijowie proklamowano utworzenie niezależnego państwa – Ukraińskiej Republiki Ludowej (URL], która w lutym 1918 r. oddała się faktycznie pod niemiecki protektorat. Od listopada 1918 r. państwo ukraińskie musiało walczyć na trzech frontach – z odrodzoną Polską, bolszewikami i białymi Rosjanami, Jego przywódca – główny ataman Symon Petlura – dążył do porozumienia z Polską jako potencjalnym sprzymierzeńcem w wojnie z bolszewikami. Sytuację komplikowało jednak to, że 1 listopada 1918 r. na terenie austriackiej Galicji Wschodniej powstało drugie państwo ukraińskie – Zachodnio-Ukraińska Republika Ludowa (ZURL), toczące walkę przeciwko Polsce.

Z polskiej strony Naczelnik Państwa Józef Piłsudski dążył do odbudowy silnej Rzeczypospolitej za pomocą koncepcji federacyjnej. Dotyczyła ona ziem Litwy i Białorusi (czyli byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego], które miały wejść w skład wspólnego państwa. Ukraina miała być natomiast niepodległym państwem, ale związanym z Polską ścisłym sojuszem. W opozycji do programu Piłsudskiego stała nacjonalistyczna koncepcja Romana Dmowskiego, odrzucająca wielonarodową Rzeczpospolitą na rzecz etnicznej, czyli mniejszej „Polski dla Polaków”.

„BOLSZEWIKÓW TRZEBA POBIĆ”

Piłsudskiego i Petlurę połączył przede wszystkim wspólny wróg. Obydwaj uważali Rosję – zarówno „czerwoną”, jak i „białą” – za główne zagrożenie dla niepodległości Polski i Ukrainy. Naczelnik Państwa starał się realizować swój plan przebudowy stosunków na wschodzie Europy, którego zasadniczym celem było stworzenie przeciwwagi dla Rosji, w jakiejkolwiek formie by się ona wyłoniła z wojny domowej. Jak trafnie zauważył Andrzej Nowak: „Kluczowe miejsce w tej akcji zarezerwowane było naturalnie dla Ukrainy, której trwałe usamodzielnienie, odseparowanie od Rosji, miało być najpewniejszym zabezpieczeniem przed możliwością imperialnej recydywy Moskwy”.

Podjęcie współpracy było możliwe dopiero po zakończeniu polsko-ukraińskiej wojny o Galicję Wschodnią w lipcu 1919 r. Jednakże wtedy na przeszkodzie stanęła ofensywa białych Rosjan gen. Antona Denikina, którzy nacierali z południa Ukrainy w stronę Moskwy. Denikin dążył do odbudowy Wielkiej Rosji, odrzucając zupełnie niepodległość Ukrainy i polską obecność na wschód od Bugu.

W tej sytuacji Piłsudski latem 1919 r. wstrzymał ofensywę Wojska Polskiego, zawierając rozejm z bolszewikami. Uważał, że po klęsce białej Rosji to Rzeczpospolita wyrośnie na strategicznego sojusznika Francji w Europie Wschodniej. Na początku 1920 r. niemal całą Ukrainę zajęła Armia Czerwona. Władze Ukraińskiej Republiki Ludowej schroniły się na terenach zajętych przez Polskę. Zima została wykorzystana przez Polskę i Rosję bolszewicką jako okres intensywnych przygotowań do rozstrzygającej konfrontacji zbrojnej.

Bolszewicy proponowali wówczas Polakom rozmowy pokojowe, ale była to tylko zasłona dymna. Jednocześnie szykowali się bowiem do wielkiej ofensywy na zachód. Chcieli rozszerzyć pożar rewolucji na całą Europę. Piłsudski postanowił uderzyć wyprzedzająco. Wiedział o koncentracji głównych sił Armii Czerwonej na Białorusi, ale nie zrezygnował z planu ofensywy na Ukrainie. Jego celem było możliwie szybkie opanowanie Kijowa i sformowanie armii ukraińskiej, która przejmie na siebie front południowy i pozwoli przerzucić główne siły polskie na północ.

Przyczyny swojego postępowania tłumaczył następująco: „… bolszewików trzeba pobić i to niedługo, póki nie wzrośli w siłę. […] Kijów, Ukraina, to jest ich czuły punkt. Z dwóch powodów: po pierwsze, Moskwa bez Ukrainy będzie zagrożona głodem; po drugie, jeśli zawiesimy nad nimi groźbę zorganizowania się niepodległej Ukrainy, to tej groźby oni nie będą mogli zaryzykować i będą musieli pójść na walną rozprawę”.

Tajne rokowania polsko-ukraińskie zakończyły się w nocy z 21 na 22 kwietnia 1920 r. podpisaniem w Warszawie „umowy politycznej pomiędzy Polską i Ukraińską Republiką Ludową”. Polska uznała prawo Ukrainy do niezależnego bytu państwowego. Jej zachodnią granicę wyznaczono wzdłuż rzeki Zbrucz i dalej na północ do Prypeci, pozostawiając po polskiej stronie całą Galicję i większą część Wołynia. Oba rządy zobowiązały się nie zawierać żadnych umów międzynarodowych skierowanych przeciwko sobie.

Rozpoczęta 25 kwietnia ofensywa sprzymierzonych wojsk polskich i ukraińskich rozwijała się bardzo pomyślnie.

26 kwietnia w zdobytym Żytomierzu Piłsudski wydał odezwę do mieszkańców Ukrainy. Następnego dnia przepołowiono front bolszewicki pod Berdyczowem, biorąc przy tym masę jeńców i sprzętu wojskowego. Po tym sukcesie natarcie zostało jednak wstrzymane na 10 dni. Kolejne uderzenie trafiło już w próżnię, ponieważ przeciwnik wycofał się za Dniepr. 7 maja oddziały 3. armii gen. Śmigłego-Rydza zajęły opuszczony Kijów.

W „wyprawie kijowskiej” brały udział tylko dwie słabe liczebnie dywizje ukraińskie. Duże wsparcie dla nacierających wojsk polskich stanowił jednak ukraiński ruch partyzancki („petlurowszczyzna”]. Józef Piłsudski pisał: „Ze wszystkich stron donoszą mi o różnego rodzaju oddziałach, które powstają i powstały przed naszym frontem, napadają na cofających się bolszewików, rozbijając ich. Niekiedy oddziały takie dochodzą w swej liczbie do 5-6 tysięcy uzbrojonych ludzi. Niektóre z tych oddziałów meldują się u naszych dowódców, prosząc o rozkazy, wskazówki i ewentualną pomoc”.

Na wyzwolonych terenach Ukrainy, na zachód od Dniepru, zaczęto ponownie organizować struktury państwowe Ukraińskiej Republiki Ludowej. Państwo to miało wówczas szansę na uznanie ze strony Francji, pod warunkiem ustabilizowania sytuacji i sformowania silnej armii. Niestety, zabrakło na to czasu.

Bolszewicy przechytrzyli Polaków, rozpoczynając 14 maja 1920 r. ofensywę na Białorusi. Została ona powstrzymana, ale kosztem przerzucenia tam polskich odwodów. Tymczasem 5 czerwca bolszewicka 1. armia konna Siemiona Budionnego przełamała linię frontu na południe od Kijowa i wyszła na tyły wojsk polskich. W tej sytuacji gen. Śmigły-Rydz nakazał opuszczenie Kijowa i wycofał się na zachód. Ocalił swoje wojska, lecz nie wykonał rozkazu Piłsudskiego, który życzył sobie rozstrzygającego starcia z konnicą Budionnego. „Wyprawa kijowska” zakończyła się porażką.

W polskiej literaturze najczęściej obwinia się za tę porażkę stronę ukraińską. Odezwa Symona Petluiy, wzywająca do ochotniczego wstępowania w szeregi wojska ukraińskiego, spotkała się bowiem z bardzo słabym zainteresowaniem społeczeństwa. Chłopi ukraińscy, słabo uświadomieni narodowo i zmęczeni wyniszczającą wojną, z jednej strony tęsknili za władzą, która zaprowadzi w terenie spokój i porządek, a z drugiej w znacznej części ulegali bolszewickiej propagandzie, straszącej powrotem „polskich panów” i odebraniem rozparcelowanej ziemi. Oddziały powstańcze, dowodzone przez lokalnych atamanów, nie bardzo chciały podporządkowywać się dyscyplinie w ramach regularnej armii.

Duży wpływ na postawę ludności ukraińskiej wywierało zachowanie Polaków. Komendanci wojskowi nie kwapili się z przekazywaniem władzy w terenie Ukraińcom. Większość oficerów, pamiętająca walki toczone przeciwko Ukraińcom w Galicji oraz będąca pod wpływem poglądów endeckich, nie rozumiała potrzeby sojuszu z Petlurą. Pisał o tym Piłsudski w liście do premiera Skulskiego: „Wojsko staje się ciężarem coraz większym, drażniącym ludność i wzbudzającym coraz nie przyjaźniejsze uczucia”.

Główną przyczyną niepowodzenia całej operacji były jednak błędy popełnione przez polskie dowództwo: najpierw wstrzymanie ofensywy kwietniowej przez 10 dni, a później zła organizacja obrony zdobytych terenów. Decydujące przełamanie linii frontu przez 1. armię konną Budionnego było skutkiem przyjęcia przez stronę polską błędnej koncepcji rozmieszczenia wojsk (ugrupowanie kordonowe bez odwodów], chaosu w dowodzeniu, a przede wszystkim niedoceniania możliwości przeciwnika.

Kardynalnym błędem, właściwie grzechem zaniechania, było bardzo powolne organizowanie wojska ukraińskiego, przez co zmarnowano czas. W czerwcu 1920 r. armia URL osiągnęła stan zaledwie 21 tys. żołnierzy i oficerów. Z powodu opieszałości administracji polskiej i ukraińskiej na wyzwolonych terenach nie ogłoszono na czas powszechnej mobilizacji do wojska. Nie zrobiono tego nawet w sześciu powiatach Podola, które przed 25 kwietnia 1920 r. były już w polskich rękach. W ten sposób nie wykorzystano doskonałej szansy na powiększenie armii URL o dodatkowe 20 tys. żołnierzy, którzy mogliby wyruszyć na front już w czerwcu.

Podczas odwrotu na zachód armia ukraińska, pod dowództwem gen. Mychajły Omeliańowycza-Pawłenki, broniła południowego odcinka frontu w okolicach Kamieńca Podolskiego. W sierpniu wycofała się za Dniestr. Otrzymała rozkaz obrony 150-kilometrowego odcinka tej rzeki od granicy rumuńskiej aż do rejonu Mikołajowa (na południe od Lwowa], Tymczasem wydzielona 6. dywizja strzelców siczowych płk. Marka Bezruczki wycofywała się w składzie polskiej 3. armii, najpierw na Wołyń, a potem na Lubelszczyznę. W końcu sierpnia 1920 r. płk Bezruczko dowodził bohaterską obroną Zamościa przed armią konną Budionnego.

Jesienią 1920 r., po polskim zwycięstwie w Bitwie Warszawskiej oraz późniejszym rozgromieniu bolszewików w bitwie nad Niemnem, pojawiła się druga szansa na realizację koncepcji Piłsudskiego. Armia Czerwona cofała się w rozsypce, a droga na wschód praktycznie stała otworem. Niestety, społeczeństwo polskie miało dość wojny i nie rozumiało dalekosiężnych planów Naczelnika Państwa. Jak to określił Stanisław Cat-Mackiewicz: „Za bitwę sierpniową dziękowało Bogu, za wyprawę kijowską złorzeczyło Piłsudskiemu”.

KONIEC SOJUSZU

O dalszych losach sojuszu polsko-ukraińskiego przesądziły decyzje zapadłe podczas polsko-bolszewickich rokowań pokojowych w Rydze. Już na pierwszym posiedzeniu 21 września 1920 r. przewodniczący polskiej delegacji Jan Dąbski uznał pełnomocnictwa przedstawiciela Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej. Było to równoznaczne ze złamaniem polsko-ukraińskiej umowy sojuszniczej z 22 kwietnia. Działania wojenne zostały przerwane 18 października, gdy wszedł w życie układ rozejmowy. Licząca 40 tys. żołnierzy armia ukraińska samotnie kontynuowała walkę na Podolu do 21 listopada. Pod naporem bolszewików wycofała się za Zbrucz i znalazła się w polskich obozach internowania.

Podpisany 18 marca 1921 r, polsko-sowiecki traktat pokojowy w Rydze oznaczał de facto porażkę planów Piłsudskiego. Wielkie zwycięstwo militarne zostało w dużej mierze zaprzepaszczone politycznie, gdyż nie powstało państwo ukraińskie. Sojusz Piłsudski-Petlura jest dziś ważnym elementem łączącym Polaków i Ukraińców. Odwołują się do niego wszyscy zwolennicy współpracy, kierując się tokiem rozumowania Piłsudskiego: niepodległość Ukrainy osłabia Rosję i wzmacnia bezpieczeństwo Polski.

Opracował: Jarosław Praclewski Solidarność RI, numer legitymacji 8617, działacz Antykomunistyczny