SMAKOWANIE SZTUKI I PERFORMOWANE PROTESTY

Tytułem WSTĘPU

Długo zwlekałam z napisaniem komentarza w sprawie ostatnich protestów przed Muzeum Narodowym. Uznałam, że nie warto. Jednak kiedy zobaczyłam wizerunek Matki Boskiej Częstochowskiej w tęczowej aureoli z bananem w ustach, kiedy w tłumie protestujących w „obronie sztuki” ujrzałam starszą panią, wychudzoną LJ przywożoną na wszystkie „spontaniczne” protesty (prywatnie osobę bezdomną, nosicielkę wirusa HIV, wykorzystywaną wcześniej do noszenia banerów na czarnych protestach, a teraz ssącą banany, co w tym przypadku jest absolutnym cynizmem i okrucieństwem), skoro Daniel Rycharski może w ramach uprawiania sztuki kopulować z kałużą, ale to ja będąc katoliczką jestem „świnią taplające się w błocie i lubiącą to zajęcie” według Leszka Jażdżewskiego redaktora naczelny lewackiego pisma” Libertè – zmieniłam zdanie.

Tekst jest długi, wątków wiele, przepraszam. Próbowałam syntetycznie je pozbierać i wykazać że tylko z pozoru nie mają ze sobą wiele wspólnego. Nie do końca się udało, ale musiałam pokazać że granice są przekraczane za ułudnym obrazem Wielkiej Sztuki lub parawanem z napisem Kultura. Nie ma żadnego usprawiedliwienia, to cyniczna gra. Wolność każdej wypowiedzi kończy się tam, gdzie zaczyna się krzywda drugiego człowieka. Ubieranie też sztuki w szaty niewinności jest pustym gestem skoro ani w treści ani w przesłaniu nie jest cnotliwa. Więcej, jeśli kultura jest wykorzystywana do walki politycznej przeciw rządowi/władzy aby przywrócić inny rząd/władzę, to nie jest to dziewica tylko tania ladacznica na sprzedaż.

Ostatecznie kto nie ma czasu niech nie czyta. Wśród moich znajomych mamy podobne zdanie wiec przekonanych nie trzeba przekonywać.

Tekst jest po prostu wyrazem mojego głębokiego gniewu, to osobisty manifest niezgody.

*

Za sprawą Natalii LL smakowanie sztuki nabrało dosłownego znaczenia, ale wróćmy do genezy zjawiska.

W latach 1972-1975 Natalia Lach-Lachowicz wystawiła w Paryżu tablo stop klatek i filmów pod tytułem “Sztuka konsumpcyjna”. Lejtmotywem tych prac były rozebrane półnagie kobiety, wsuwające lub wysuwające z ust w perwersyjny sposób frankfurterki, banany, ulewające z półotwartych ust lody lub kisiel. Pamiętajmy, to okres importu amerykańskiej rewolucji seksualnej dzieci kwiatów, jednak wersja kontynentalna była inna niż w Stanach. Nie polegała na wolnej miłości uprawianej w przyczepach kempingowych, buncie dzieciaków z dobrych domów rzucających tak jak w Ameryce studia na Princeton czy Yale aby zamieszkać w komunie, lub wolcie mieszczuchów nagle rzucających pracę w banku, zapuszczających włosy, palących jointy na śniadanie zamiast jedzonych do tej pory cornflakesów i zdzierających na dopalaczu z LSD gardła na koncertach Janis Lyn Joplin. W Europie subkultura hipi weszła na salony, do galerii sztuk, muzeów, mentalnie pauperyzując znudzoną dobrobytem arystokrację i finansjerę, jednocześnie nobilitując do roli artystycznej arystokracji każdego, komu udało się zaszokować widza: seksualnością, złamaniem tabu, wykpieniem religii czy podważeniem dogmatu którejś ze społecznych norm.

Tak właśnie w Europie zrodziła się pod koniec lat sześćdziesiątych neoawangarda, nurt którego fundamentem były kontestacja zasad i skandal. Gwarantował sukces, dlatego chętnie sięgali po niego artyści, a wśród nich Natalia LL (wtedy niewiele mówiące nazwisko). Prawda czasu jest taka, że wystawiając Sztukę Konsumpcji artystka chciała zaistnieć wykorzystując sprawdzony kontekst, ale krytycy bohemy w twórczości Natalii LL wcale się go nie doszukali. „[…] krytyka mówiła i pisała, że jest to sztuka krytyczna, pokazująca że w PRL-u nie było niczego. Tych parówek, bananów….według Zachodu to była sztuka krytyczna, która obnażała PRL” – tak sama wypowiadała się o pierwszych recenzjach.

No cóż, narracja awangardy feministycznej, powstaje dopiero po 1989 roku kiedy performerka zostaje okrzyknięta ikoną nurtu. Wtedy pisze już tak:

“[…]cała moja sztuka od 1972 roku była związana z konceptualną zabawą, …a więc banany w uległych i czarujących ustach mogły się zamienić za przyczyną naszej przewrotnej wyobraźni w penisy spragnione pieszczot. […]. Być może dlatego moja sztuka konsumpcyjna jest manifestacją”.

*

Zostawmy Natalię LL i spójrzmy na Katarzynę Kozyrę, artystkę, której film „Pojawienie się Lou Salomè” dyrektor Muzeum Narodowego, razem z pracami Natali LL postanowił wymienić na inną ekspozycję. Według Kozyry jej film „jest głosem kobiet, manifestem (znów ten wątek), wizualną erotyczną przyjemnością kobiecej fantazji” .Bohaterką filmiku jest autentyczna postać arystokratki Lou Salomè, kobiety wyzwolonej, femme fatale, kochanki i przyjaciółki Nietzschego i Rilkego z którymi zamieszkała, a którzy w wizji artystycznej są przedstawieni jako psy Salomé prowadzanymi przez nią na smyczy.

Bynajmniej, świat skandalu i wyzwolenia nie dotyczy wyłącznie przestrzeni feministycznej. Mamy kolejne głośne nazwisko – Daniel Rycharski. Ten będący teraz na topie artysta ma wszystkie pożądane referencje: grafik parający się sztukami wizualnymi, performer, aktywista i zdeklarowany homoseksualista (katolik, sic!). Jego głośny performance pt. Zapładnianie z 2010 roku jest wciąż wystawiany w Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Pokazuje akt płciowy w kałuży czy błocie – nie wiem czy to ważne – z Ziemią.

Pozostając w konwencji szokowania widza i skandalu jako nośnika „informacji”, przypomnę wcześniejsze ekspozycje: film „Adoracja” Jacka Markiewicza (autor kładł się na krucyfiksie i głaskał w seksualnej ekstazie naturalnej wielkości ukrzyżowanego Chrystusa), .fotogram Doroty Nieznalskiej (równoramienny krzyż z wklejonym centralnie zdjęciem męskich genitaliów), performance Julii Kurek, manifestacji za aborcją, podczas której Kurek rozebrała się prezentując publiczności czarne majtki z naszytą hostią i okładała pejczem na tle cytatów Jarosława Kaczyńskiego puszczanych z rzutnika.

Wystarczy. To co łączy te dzieła, to skandal, kontrowersja, i czerpanie garściami z symboli religijnych – co znamienne wyłącznie katolickich (chrześcijańskich).

*

Tu pora zadać pytania czymże jest sztuka współczesna, czego uczy, co pokazuje i przeciwko czemu/komu manifestuje? I dalej: czy środki jakich używa dzisiejsza awangarda to jeszcze sztuka czy już chroniczne szokowanie i obscena na pograniczu prawa lub poza prawem ?.

Teoretycznie sztuka, dawna czy nowoczesna, to dziedzina posługująca się barwą, kreską, inteligencją odbiorcy, obrazem, kształtem, tworzywem, słowem, dźwiękiem, aby wzruszać, pobudzać, zachwycać definiować cele i wartości. Korzystająca z alegorii, półcieni, nieoczywistości, lub mocnych oczywistych przekazów bez marginesu na domysły. Zawsze jednak z przesłaniem (czyt. CELEM) i w ostatecznym rozrachunku budząca zachwyt lub zdziwienie, dając naszej prywatnej przestrzeni dobry impuls zmuszając do myślenia.

Zachwyt lub myślenie stają się jednak wtórne lub żadne, kiedy tworzywem jest wyłącznie fizyczność, ciało człowieka – często samego artysty – lub seksualność.

Ekshibicjonistyczne wystawy i performance mają jednak publikę, są chętni do czynnego uczestnictwa w aktach bodyartu. Do publicznego podwieszania ciał, samookaleczeniu się performera, zgodzie na okaleczanie go przez publiczność (Marina Abramović), do publicznych aktów seksualnych, do podglądactwa (Deborah de Robiertis siedząc w rozkroku prezentuje publiczności własną waginę). Stosunkowo niewinnie na tym tle wygada podglądactwo anatomiczne Gunthera von Hagensa, którego spreparowane ludzkie szczątki- plastynaty od 1995 r. zechciało obejrzeć na całym świecie kilka milionów widzów.

Czy to jeszcze sztuka czy już perwersja, widz czy wścibski, podekscytowany niezdrowo podglądacz? A może sztandar KULTURA jest zwykłym alibi do przesuwania kolejnych barier, wytrychem do powiedzenia lub pokazania tego, czego nie może zrobić lub powiedzieć nie-artysta poza murami placówki zwanej kulturalną ( np. wystawa Strachy, sztuki teatralna Klątwa czy Golgota Picnic)? Czy o wizję artystyczną chodzi czy zwykłą anarchię ubraną w piękne słowa o miłości, humanizmie, przestrzeni twórczej wypowiedzi, głębokim przeżywaniu bez barier i inne tego typu farmazony.

*

Pytanie o „ilość sztuki w sztuce” pozostawię bez odpowiedzi.

Zadam inne: czy wszystkie dzieła, performance, happeningi powinny być nazywane sztuką przez duże „S„ , zwłaszcza wtedy kiedy jedyną substancją kreacji jest seksualność a celem perwersja? Jeśli miało by tak być, to uznajmy za świątynię sztuki domy publiczne. Tu z taką sztuką obcuje się on live, jak koneser, indywidualnie lub w małych grupach bez używania rekwizytów zamiennych. Jest to mało oryginalne, żeby nie powiedzieć podstawowe. Przecież nagość i skandal są powszechne również w modzie, reklamie (kontrowersyjne kampanie reklamowe United Colors of Benetton), prasie, kinematografii, internecie. Gdzie leży granica pomiędzy sztuką a zwykłym handlem ciałem czy biznesem? A może nie ma różnicy bo tu i tam chodzi wyłącznie o. sprzedaż produktu i rozgłos?

Drugie pytanie jest fundamentalne: dlaczego „sztuka wyzwolona” zawsze wymaga opisu, superaty krytyków tłumaczących JAK tę sztukę odbierać, CO autor miał na myśli, KIEDY się zachwycać. Jedyną wiadomą jest „głębia przekazu” i wyłącznie ignorant widzi wprost. Znawca i smakosz sztuki wie, że wagina madame Deborahy de Robiertisto nie jest banalnie waginą, ona sama zaś jest IKONĄ a nie zwykłą ekshibicjonistką, którą z przestrzeni publicznej należy natychmiast wyprowadzić w kajdankach.

Pytanie kolejne: czy dyrektor Muzeum Narodowego (Jerzy Miziołek historyk sztuki, profesor zwyczajny na UW) ma prawo do zmiany ekspozycji w kierowanej przez siebie placówce? Czy inni dyrektorzy placówek kultury stoją pod pręgierzem krytyki za prezentowane w swoich placówkach dzieła?

NIE. On nie ma prawa, a oni nie są krytykowani ponieważ wystawiają Strachy lub Zapładnianie Daniela Rycharskiego, Klątwę, Golgotę Picnic, lub pokazują coś takiego jak krucyfiks zanurzony w skrzynce z moczem.

Pytanie ostatnie: do czego służy Kultura?

Przed Muzeum Narodowym w proteście przeciw cenzurowaniu sztuki (czyt. autonomii dyrektora) odbył się „spontaniczny” protest. Krzyki, banery, rekwizyty i publiczne jedzenie bananów. „Bananowa rewolucja”, „Chcemy edukacji, nie indoktrynacji”, „Polska kolorowa, nie narodowa”, „Wolna sztuka”. Fotki grupowe, selfie, social media, anatomia protestu jak zawsze….

A czy nie chodzi o politykę i wykorzystanie sztuki do walki politycznej? Na protestach „w obronie sztuki” widać tych samych, którzy już protestowali: w obronie konstytucji, puszczy, dzików, sądów, korników, wolnych mediów, konstytucji, edukacji, za aborcją i przeciwko przekopowi Mierzei Wiślanej. Etatowi protestujący: celebryci, członkowie KOD, Obywatele RP, politycy opozycji. Temat protestu wtórny, byleby tylko w poprzek rządowi i byleby było nośnie.

I gdyby akurat w przypadku protestu pod MN skończyło się na happeningu zbiorowego jedzenia bananów, ale zwieńczeniem akcji w obronie Sztuki Konsumpcji było stworzenie wizerunku Matki Bożej Częstochowskiej w tęczowej aureoli ssącej banana jak modelka Natalii LL, przypomnijmy, będącego spragnionym pieszczot penisem…..

*

Pora na wnioski i część najważniejszą.

Pytanie ostatnie: czy jest wspólny mianownik pomiędzy czymś tak wydawałoby się odległym jak polityka i sztuka w świeci demokracji ?

JEST. To działanie zorganizowane pod nazwą „Polityka protestu i performatyka oporu”.

Zobaczmy to na przykładzie (podobno) spontanicznych protestów, tak jednak charakterystycznych w zsynchronizowane symbole (białe róże, czarny ubiór, świeczki, parasolki, jednakowe T-shirty). To nie przypadek.

Ale oddajmy głos lewicowym politykom z warszawskiego oddziału partii Razem, którzy swego czasu zorganizowali praktyki post artystyczne i dyskusje pt. „Polityka protestu i performatyka oporu”. Brali w nich udział politycy partii, zainteresowani problematyką opozycji, ale przede wszystkim artyści, którzy od samego początku czynnie uczestniczyli w protestach. Począwszy od blokowania wyjazdu z Sejmu podczas grudniowego puczu, po czarne piątki (którym nadali oprawę), protesty KOD, blokowania przejść lub przejazdu podczas oficjalnych imprez.

Oto fragmenty dyskusji z ich udziałem (użyłam inicjałów, całość wypowiedzi oraz dane uczestników dyskusji dostępne w Internecie, wystarczy wpisać ww tytuł dyskusji).

EJ: […] co to jest postsztuka….może zacytuję kolektyw twórców szkoły sztuki zaangażowanej: „Potrzebujemy hybrydy poezji i ekologii, choreografii i miejskiego aktywizmu, politycznej ekonomii i wysublimowanej historii sztuki, militarnych badań i genderowo-queerowego eksperymentowania z dramaturgią, walki o prawa pracowników kultury z romantyczną wizją sztuki jako misji.” Dla mnie tym jest postsztuka i jest tym też protest, który ja chcę uprawiać. Z pełną świadomością tego, w czym biorę udział i jaki wpływ mam na rzeczywistość wokół, kiedy wychodzę na ulicę.

OB: Ta nasza energia i poczucie tego, co się dokonało, jest oczywiście efektem ostatnich wydarzeń […] ale także pokłosiem Czarnego Protestu, protestów organizowanych przez KOD na przełomie 2015 i 2016 r czy reakcji na nacjonalistyczne wystąpienia przeciwko Klątwie. […]chodzi o to, by czerpać z różnych praktyk artystycznych i na bardzo wielu poziomach […] co może okazać się dla nas przydatne w dyskusji o udziale sztuki w protestach społecznych […] co pozwoliłoby nam zastanowić się nad sposobami, w jakie sztuka może performować protesty.

Niewątpliwie najbardziej interesującym obecnie dla nas środowiskiem dla postsztuki jest polityka i protest uliczny.[…] energia agresywna staje się teraz energią kreatywną, która z wychodzenia na ulicę i tworzenia blokad czerpie moc do tego, żebyśmy nadal istnieli, nadal czuli tę więź. Nastał moment, żeby posłużyć się innymi środkami, różnymi formami artystycznymi, czyli na przykład tworzyć plakaty (tak dobrych plakatów, jakie powstały w ciągu ostatnich 10 dni, nie widziałam od lat), banery, aranżować różnego rodzaju performanse, itp. One nie powstają „z potrzeby duszy” czy prezentowania sztuki, ale wynikają z tego poczucia wspólnoty, która istniała, kiedy prezydent jeszcze nie zawetował, a Senat przyjął kolejne ustawy bez poprawek.[…] kiedy być może nie będzie się nic działo w Sejmie, ma szansę nas zjednoczyć, spowodować, że staniemy się siłą nie tylko bojówkarską, co nam się zarzuca, ale faktycznie nową jakością w sztuce.

MK: Chciałbym Ciebie, Ewo, poprosić jeszcze, abyś opowiedziała o praktykach stosowanych podczas Czarnego Protestu. Czy mogłyby one być częściową odpowiedzią na problem, jaki zauważyła Katarzyna: w jaki sposób rozszerzać wspólnotę estetyczną na polityczną?

AM: W ostatnich latach na lewicy odbywała się pewna dyskusja na temat konwencji strategii politycznej, która została sprowadzona do alternatywy: patos czy śmieszkizm? Wydaje mi się, że różne tego rodzaju spory estetyczne można by bardzo łatwo rozwiązywać właśnie poprzez projektowanie scenariuszy. Skoro nie mamy dostępu do państwowej telewizji, to zróbmy państwowy teatr performatywny, w którym będzie blok prześmiewczy i blok patosu, blok z symbolami, które przejmujemy, np. z flagą czy hymnem […] Na przykład symbole związane z konstytucją, które pojawiły się podczas ostatnich protestów, były na ogół partyjne, ale plakat „KONSTYTUCJA”, moim zdaniem, wymykał się tym podziałom i zadziałał.……

Idziesz do teatru, muzeum. Myślisz: sztuka, kultura….

Pamiętaj, tylko ignorant widzi wprost, bo nie jest tak jak myślisz i nie tak jak widzisz….

Jolanta Tarnowska-Jurkiewicz