Kobiety wybitnego pianisty: Romanse Paderewskiego

Sławomir Koper, Dodatek „Historia”, DoRzeczy, nr 12/70, grudzień 2018 r.

Kobiety uwielbiały polskiego wirtuoza, wpadały w erotyczną ekstazę na jego koncertach. On sam również nie stronił od przygód ani romansów

Po zakończeniu nauki w stołecznym Instytucie Muzycznym Paderewski został tam nauczycielem w niższej klasie fortepianu. Jedną z jego uczennic była pochodząca z Kresów Antonina Korsakówna. Dość przeciętnie uzdolniona muzycznie (podobno w karierze pianistki przeszkadzała jej zbyt drobna budowa) posiadała jednak wdzięk i urok, które ujęły przyszłego wirtuoza. Poprosił ją o rękę, został przyjęty, pobrali się i zamieszkali w Warszawie przy ul. Chmielnej. Rok później Antonina urodziła syna i kilka dni później zmarła, a na domiar złego mały Alfred doznał paraliżu dziecięcego i nigdy już nie powrócił do zdrowia.

W tym czasie pianista poznał Helenę Górską (z domu Rosen), wywodzącą się z rodziny spolonizowanych inflanckich Niemców. Była żoną skrzypka i kompozytora Władysława Górskiego, wraz z mężem prowadziła w Warszawie salon muzyczny. Otoczyła Paderewskiego opieką, namawiając go do studiów kompozytorskich.

To pod jej wpływem wyjechał do Berlina, a potem do Wiednia, by kontynuować naukę. Był zdeterminowany, by podbić koncertowe sale Europy, i niebawem miał ten cel osiągnąć.

Pierwsze sukcesy osiągnął w Paryżu, a ogromną rolę odegrała jego prezencja. Szczupły, bardzo przystojny mężczyzna, o twarzy otoczonej aureolą złotorudych włosów. Wyglądał jak personifikacja wirtuoza, ucieleśnienie kobiecych marzeń o prawdziwym artyście. Pełen temperamentu, z uczuciem interpretował jednak fragmenty pełne melancholii, aby po chwili olśnić słuchaczy wręcz książęcą elegancją.

Zapraszano go do domów najzamożniejszych: Rothschildów, Radziwiłłów, Czartoryskich, Polignaców. Poznał miejscowy świat artystyczny: Gounoda, Saint-Saensa, Masseneta, Faurego, Delibesa, Sarah Bernhardt. Szczególną jednak rolę w jego życiu odegrać miały dwie rumuńskie księżne mieszkające nad Sekwaną.

Rachel de Brancovan – piękna 40-letnia Greczynka – była wdową po potomku hospodarów wołoskich. Utalentowana pianistka prowadziła najważniejszy salon muzyczny Paryża i Paderewski szybko został jej kochankiem. Oparł się natomiast wdziękom innej rumuńskiej księżnej, Heleny Bibesco. Młoda wdowa bez końca zapraszała go do siebie, codziennie pisywała do niego listy. Na obiadach, wydawanych na jego cześć, wszystko było a la Polonaise, a kiedy wspomniano przy niej imię artysty, przejmująco wzdychała, a w jego obecności teatralnie mdlała. Paderewski zdecydowanie jednak preferował księżnę Rachel, w której znalazł inteligentną przyjaciółkę i namiętną kochankę.

Pod wpływem Paderewskiego księżna de Brancovan porzuciła żałobę, ponownie stając się wesołą, pełną temperamentu kobietą. Opiekowała się partnerem, interesowała się niemal każdym jego krokiem. Kiedy wyjeżdżał z Paryża na koncerty, zasypywała go troskliwymi listami, nie przekraczając jednak granic dobrego smaku, czego nie można powiedzieć o księżnej Bibesco.

Rachel nie zdawała sobie jednak sprawy, że ma w Paryżu groźną rywalkę. Paderewski, nie przejmując się specjalnie sytuacją, nawiązał równocześnie romans z Heleną Górską. Obie panie były ze sobą zaprzyjaźnione, a Paderewski utrzymywał z mężem Heleny bliskie kontakty. Często grywali razem na koncertach, przez wiele lat korespondowali, Górscy również od lat opiekowali się jego sparaliżowanym synem.

Można podziwiać umiejętności dyplomatyczne Paderewskiego – przez dłuższy czas żadna z pań nie dowiedziała się o swojej rywalce. A Paderewski zręcznie lawirował między obiema paniami. Wakacje dzielił po połowie: jedną spędzał z Rachel w jej willi nad Jeziorem Genewskim, a drugą z Heleną w Paryżu…

Małżeństwo Górskich od dawna przeżywało kryzys. Podobno Władysław związał się z księżną Bibesco, co nie przeszkadzało rumuńskiej arystokratce zadręczać Paderewskiego listami. Romansował również z Antoniną Szumowską – uczennicą Paderewskiego. Wszystko pozostawało zatem w rodzinie, ale kiedy Górski odkrył związek żony z pianistą, doszło do gwałtownego wybuchu. Zadręczanie Heleny złośliwościami można jeszcze zrozumieć, ale odcięcie od finansów domowych – już nie bardzo.

A Górski zaciągał w imieniu żony pożyczki, uważając, że ich spłata należy do obowiązków jej kochanka.

Paderewski lojalnie przesyłał Helenie pieniądze (był wówczas w trakcie pierwszego amerykańskiego tournée). Było to zresztą jego obowiązkiem, partnerka opiekowała się przecież sparaliżowanym Alfredem, który wychowywał się razem z jej synem. Jednocześnie prowadził intymną korespondencję z Rachel. Mniej szczęścia miała księżna Bibesco – jej listy z reguły pozostawały nieodpieczętowane.

Po powrocie z USA Paderewski udał się na wypoczynek do willi Rachel. Oczywiście kontynuowali romans, chociaż księżna podejrzewała go o zdradę. Domysły kierowała jednak na kontynent amerykański, nie przypuszczając, że jej prawdziwa rywalka przebywa w Paryżu. Kiedy wreszcie artysta przyjechał nad Sekwanę, pani Górska przedstawiła swoje warunki. Od tej pory mieli już być razem i nie było od tego odwołania. Ignacy przyjął ultimatum, ale pragnął zdyskontować swój amerykański sukces. Tego pani Helena nie potrafiła zrozumieć. Straciła panowanie nad sobą, podarła kontrakt, zarzucając kochankowi skrajny egoizm. A przecież Paderewski miał teraz na utrzymaniu oprócz siebie jeszcze cztery osoby (wliczając w to ojca w kraju).

Kłótnie kochanków

Helena potrzebowała jednak partnera nie tylko życiowego, lecz także erotycznego. Nie wiemy, jak układało się jej współżycie z Górskim, ale na pewno doceniała seks z Paderewskim. Zachowane listy nie pozostawiają wątpliwości:

„Chcę Ciebie – rozumiesz – chcę – po nocach całych wołam i zrywam się do uścisków Twoich – Chcę ust Twoich – chcę rozkoszy – Ciebie, Ciebie – A tyś daleko – a życie mija – a mnie bez Ciebie pusto, zimno i tęskno. Nie gorsz się tym – żem Ciebie taka spragniona. Tyś mnie uczynił taką. Chciałeś namiętności, chciałeś zmysłowości – więc ją masz – ciesz się dziełem swoim i kochaj I

I mnie – kochaj, bo pomimo tylu przeżytych rozkoszy – ja Ci jeszcze dużo dam szczęścia. Zobaczysz. Jeszcze nieraz będziemy bliscy nieba”.

Kiedy Ignacy w połowie 1893 r. powrócił z drugiego amerykańskiego tournee, wydawało się, że już na stałe związał się z Heleną. Lato spędzili w wynajętym domu w Normandii, Helena przyjęła odmienną taktykę od rumuńskiej księżnej. Stwarzała domową atmosferę, czemu służyć miały obecność Alfreda oraz przyjazd siostry Paderewskiego. Nie zmienia to faktu, że w lipcu wyjechał z Normandii, aby spędzić z księżną kilka tygodni w Szwajcarii i we Włoszech. Odnowili romans – najwyraźniej monogamia była pojęciem obcym dla Paderewskiego. Kiedy jednak zdecydował się na powrót ze Szwajcarii do Paryża, doszło do kłótni z kochanką. Księżna de Brancovan również oczekiwała wyłączności.

Paderewski powrócił nad Sekwanę i wynajął małe mieszkanie, ukrywając się przed znajomymi (przed Heleną również]. Stołował się w małym bistro, które odwiedzali miejscowi dorożkarze i – co dziwne – zachwycał się jedzeniem. Można podejrzewać, że na pewien czas miał dosyć obu kochanek.

Poprzednik Elvisa

Pierwsze amerykańskie tournee przyniosło Paderewskiemu gigantyczny sukces, po pierwszych koncertach amerykańskich melomanów ogarnęło prawdziwe szaleństwo. Podstawiano specjalne pociągi, zapewniając dojazd na koncerty, publiczność chwilami zachowywała się jak podczas rozgrywek sportowych.

Przed kasami biletowymi rozgrywały się dramatyczne sceny, na wieczorne koncerty przyjeżdżano już wczesnym rankiem.

Dziennikarze nie ograniczali się wyłącznie do recenzji z koncertów Paderewskiego, relacjonowali niemal każdy krok pianisty. Szczególne zainteresowanie budziły objawy entuzjazmu wielbicieli; jak zwykle przodowały w tym kobiety:

„Sama zapowiedź recitalu Paderewskiego wywołuje u obu płci […] podniecenie nie mniejsze niż ukazanie się w ulu ćmy trupiej główki. Istotnie, recitale fortepianowe odwiedzają przedstawiciele obu płci. Ponieważ jednak kobiety stanowią płeć silniejszą i bardziej energiczną, wczoraj zajęły wszystkie miejsca na recitalu Paderewskiego w Carnegie Hall, zasłaniając cały widok białymi kapeluszami”.

Podobno na niektórych koncertach 90 proc. słuchaczy stanowiły kobiety: „Znalazłem się tam po prostu osaczony przez dziewczęta. Wokół mnie kipiało potężne i dominujące królestwo kobiet. Miałem wokół siebie dziewczęta w białych jedwabnych i flanelowych bluzkach; te w luźnych gorsetach i w gorsetach ciasnych. Dziewczęta rosłe i wybujałe, a także krępe i niskie. Te w kapeluszach i te w czepkach. Z obrączkami i bez”.

Na pierwszych stronach gazet dziennikarze donosili: „dziewczęta w spazmach”, „szał dziewcząt na poranku muzycznym”. Ktoś zauważył, że „długowłosy pianista działa na kobiety nowojorskie tak samo jak słoik konfitur na sieroty z przytułku”.

Podobno „trzy nowojorskie damy wyszyły sobie na swoich pończochach frazy muzyczne z »Menueta« artysty”.

Podczas jednego z koncertów „liczna grupa rozhisteryzowanych dam zebrała się z przodu sali, gdzie oparłszy brody na estradzie, trwały jak zahipnotyzowane”. W1894 r. w Edynburgu „około tuzina zemdlonych dam trzeba było wynieść z sali”. Na podobne przejawy uwielbienia dla artysty świat musiał poczekać aż do czasów Elvisa Presleya i The Beatles…

Helena Górska unieważniła swoje małżeństwo i w maju 1899 r. w Warszawie wyszła za Paderewskiego. Pianista był już wówczas właścicielem szwajcarskiej posiadłości Riond-Bosson w Morges nad Jeziorem Genewskim. Zarekomendowała mu ją Rachel de Brancovan, a jej opinia przypadła Paderewskiemu do gustu. Wynajął willę jako dom letniskowy, a następnie kupił ją na własność.

Atmosfera Szwajcarii odpowiadała Paderewskiemu – dodatkową atrakcją były doskonałe połączenia kolejowe niemal z całym kontynentem. Największe znaczenie dla pianisty miał jednak alpejski klimat, idealny dla chorego Alfreda. Syn pianisty dobrze czuł się nad Jeziorem Genewskim, a ojciec zrobiłby wiele dla jego szczęścia.

Posiadłość obejmowała 23 ha parku i kilkukondygnacyjny dom o dziwacznej architekturze. Biograf Paderewskiego (Adam Zamoyski) zauważył, że wyglądał jak „skrzyżowanie domu letniskowego z pałacem weneckim z dodatkiem pewnych rysów charakterystycznych dla hotelu Ritza”. Nazwał budowlę „obrzydliwą” i zapewne miał dużo racji. Jednak gust jest sprawą czysto osobistą, a Paderewskiemu dom bez wątpienia odpowiadał, Helenie zresztą również.

Otruć panią Paderewską!

Bałwochwalcze uwielbienie Heleny dla męża stało się problemem, gdy pianista został premierem rządu odrodzonej Rzeczypospolitej. W ramach troski o jego zdrowie namawiała go do odpoczynku, gdy miał zaplanowane ważne spotkania, odprawiała umówionych petentów bez jego wiedzy. Kiedy spał, osobiście przyjmowała dokumenty, otwierając je (!) rzekomo po to, aby sprawdzić ich wagę. Dokonywała w ten sposób selekcji czy wręcz . cenzury informacji dochodzącej do premiera. Często ważne wiadomości nie dochodziły do Paderewskiego, albowiem Helena potrafiła zapomnieć, gdzie włożyła papiery. Najczęściej odnajdywano je w praniu pani premierowej, co – biorąc pod uwagę to, że pianista był jednocześnie ministrem spraw zagranicznych – groziło poważnymi konsekwencjami.

Helena nie potrafiła również zachować się publicznie w sposób odpowiadający jej pozycji, a także wiekowi. Wywołała niezdrową sensację, goniąc za mężem wychodzącym z paryskiego Ritza na obrady konferencji paryskiej, wykrzykując: „Inuniu, zwierzaku mój, zapomniałeś szaliczka!” (mieli wówczas oboje po blisko 60 lat!). Co gorsza, potrafiła przerwać posiedzenie Rady Ministrów, wchodząc bez pukania na salę i zwracając się do członków gabinetu:

„Dajcie już spokój mojemu mężowi, tak mi biedaka męczą… A czy długo jeszcze będą panowie radzić?”.

Siedziała przy tym na poręczy fotela premiera i głaskała go po głowie…

Kiedy Piłsudski zapraszał Paderewskiego do Belwederu, oczywiście jechała z mężem. Bez ceregieli wchodziła do gabinetu i była obecna przy rozmowach. Piłsudski, chcąc w Belwederze spokojnie porozmawiać z Paderewskim, wychodził z nim do łazienki na papierosa. Roman Dmowski powiedział wprost, że premier może liczyć na jego współpracę wyłącznie wówczas, jeśli otrułby żonę.

Pani premierowa nie cieszyła się popularnością, opowiadano na jej temat różne historie, po latach trudno odróżnić prawdę od złośliwej propagandy. Podobno nawet gdy ofiarowywała wotum na Jasną Górę, to kazała wyryć (wygrawerować?) napis: „Helena, Marii!”. Najwyraźniej według opinii publicznej żona premiera czuła się równa Matce Boskiej.

Paderewski podał się do dymisji na początku grudnia 1919 r. i trzy lata później wyruszył w swoje kolejne tournee koncertowe. Entuzjazm słuchaczy przejawiał się w niespotykanych formach – kiedy w maju 1924 r. wszedł na estradę w Brukseli, belgijska para królewska powstała w swojej loży, składając hołd pianiście!

Upływ czasu nie wpłynął negatywnie na przejawy entuzjazmu płci pięknej. Na jednym z koncertów damy w sukniach wieczorowych wdrapywały się na estradę „jak małpy”, zdarzyło się także, że Paderewski „przy akompaniamencie burzy okrzyków stał się ofiarą ataku trzech zwalistych niewiast, z których jedna nie miała lat dwudziestu”.

Paderewski wydawał się niezniszczalny, czego nie można było powiedzieć o Helenie. W połowie lat 20. pojawiły się u niej symptomy demencji starczej, nie mogła już towarzyszyć mężowi w jego trasach koncertowych. Helena zmarła 16 stycznia 1934 r., pianista przeżył ją o siedem lat. Chociaż do końca pozostawał aktywny w sprawach polityki i muzyki, to nigdy już nie powrócił do dawnej formy psychicznej.

Paderewski zmarł tak, jak żył – z ogromną klasą. Pod koniec czerwca 1941 r. u przebywającego w USA pianisty rozpoznano zapalenie płuc.

W niedzielę, 29 czerwca, stan jego zdrowia gwałtownie się pogorszył i wezwany ksiądz udzielił mu ostatniego namaszczenia. Kiedy otoczenie oczekiwało na śmierć pianisty, Paderewski niespodziewanie oprzytomniał i zażądał szampana. Wypił podany trunek, po czym zapadł w sen, z którego już się nie obudził. Pochowano go kilka dni później na cmentarzu Arlington.

Opracowanie: Leon Baranowski, Buenos Aires, Argentyna