Polsce należy się niepodległość

Z Wojciechem Cejrowskim, komikiem, pisarzem i przedsiębiorcą mieszkającym w Arizonie; człowiekiem, którego wszyscy wywalają rozmawia Maciej Pieczyński, DoRzeczy, nr 3/306, 14-20.01.2019

MACIEJ PIECZYŃSKI: Krzysztof Czabański obiecał, że Wojciech Cejrowski wróci na anteną TUP Info w styczniu. Mijają kolejne czwartki, siadam przed telewizorem, ale pana nie widzę. Szef Rady Mediów Narodowych spełni obietnicę czy może jednak pana wywalili?

WOJCIECH CEJROWSKI: Nie po to mnie w grudniu wywalali, żeby mnie teraz przywracać. Pan Czabański okazał się w tym przypadku trochę naiwny. Moim zdaniem wyleciałem trwale. Od miesiąca zajmuję się już czymś innym. Kilka biznesów czekało w kolejce, to teraz się nimi zajmuję. Telewizja pożera dużo czasu i mało płaci. Teraz mam więc znowu dobry czas na biznes. A Rachoń da sobie radę beze mnie, zdolny jest.

W niewyemitowanym przez TVP fragmencie rozmowy z Michałem Rachoniem spalił pan flagę (a właściwie logotyp, niepodlegający ochronie prawnej) Unii Europejskiej. Według Jacka Kurskie- go to był „tandetny happening”, noszący znamiona „antypolskiej prowokacji”, godzący w polską rację stanu. Pan ma całkowicie odmienne niż prezes TVP poglądy na UE. Czy w takim razie, odpowiadając Kurskiemu, powiedziałby pan, że to właśnie PiS działa wbrew polskiej racji stanu, akcentując na każdym kroku wolę pozostania w Unii?

Unia chce likwidować państwa narodowe. Najpierw nie mieliśmy państwowości, bo były zabory, potem okupacja sowiecka i komunizm, a teraz znowu mamy nie mieć państwowości, bo się rozpłyniemy w Unii? Ja tak nie chcę.

Nasz kraj jest w Unii popychadłem. Poprzednia władza stosowała lizusostwo, a Donald Tusk został pudlem Angeli. Obecna władza obiecywała, że polskie sprawy będzie stawiać twardo, potem wystawiali tyłek i brzuch na kolejne kopniaki, jeździli do jakichś Komisji Weneckich, dawali sobą pomiatać, a ostatecznie dali sobie nakopać po pysku i wrócili do Polski jak zbite psy – reformę sądów zatrzymano, a teraz jeszcze PiS tłumaczy się jakimś urzędasom z Brukseli, dlaczego obniżamy sobie w Polsce cenę prądu! To jest polska racja stanu?! Hm.

Oficjalnie to właśnie spalenie flagi było powodem zawieszenia programu z pańskim udziałem. Szef TAI Jarosław Olechowski stwierdził, że TVP chce dalej współpracować z Wojciechem Cejrowskim, tyle że potrzebna jest „przerwa na refleksję”. Pańską odpowiedź można ująć w skrócie tak: „Nie zmieniam poglądów pod naciskiem władzy, niezależnie od tego, kto rządzi”, jednak może uda się zawrzeć jakiś – uwaga, wypowiem nielubiane przez pana słowo – kompromis? Nie wyrzeknie się pan swoich poglądów, tylko je przemilczy na potrzeby programu…

Pan cały czas negocjuje powrót „WC” na antenę, a ze mną nikt nie rozmawiał ani o wywaleniu, ani o przywracaniu, ani o umowie na rok 2019. Jedyna osoba, z którą rozmawiałem, to Rachoń. To ja do niego zadzwoniłem z USA dwa lata temu i zaproponowałem, że będę jego prywatnym korespondentem. Opowiedziałem mu, jaki to ma mieć format – że obaj patrzymy prosto w kamerę, czyli cały czas w oczy widzom, bo tylko wtedy widać, że człowiek nie kłamie. Zapytałem Rachonia, czy jest to w stanie ustawić w TVP, ustawił i zaczęliśmy grać. A teraz się skończyło, bo się do nas dobrali. Ja nawet nie wiem, kto i co się dobrało, bo ze mną NIKT nie rozmawiał ani gdy ustawiliśmy sobie ten format z Rachoniem, ani kiedy mnie wywalali. I

I Niech pan to zostawi w spokoju. Było fajnie, pokazaliśmy klasę, a teraz nawet dobrze, że mnie wywalili, bo po pierwsze mam czas wrócić na 100 proc. do robienia biznesów, a po drugie jest dobrze, gdy wywalają, gdy mam szczytową oglądalność, wtedy oni wychodzą na durniów, a nie ja (śmiech],

Jarosław Kaczyński „ma za pazurami krew niewiniątek” – właśnie te słowa pańskim zdaniem były rzeczywistym powodem „wywalenia Cejrowskiego” z TVP. Myśli pan, że prezes PiS kiedykolwiek zdecyduje się na całkowity zakaz aborcji?

Obiecywali kilka razy i nic. Roztropnie więc jest uznać, że to puste obietnice. Podobno w PiS pojawiła się teraz frakcja powiązana z Radiem Maryja, dla której sprawa aborcji jest najważniejszą obietnicą PiS. Jednak., może to tylko plotki, które mają nas ponownie zaprowadzić do urny, bo „jest w PiS frakcja, która załatwi zakaz aborq’i” – pójdziemy, po raz kolejny damy się nabrać, a potem się okaże, że żadnej frakcji nie było.

Wracając do logotypu Unii… W rozmowie z Rachoniem przytoczył pan przykład USA, gdzie nawet flaga państwowa może zostać bezkarnie zniszczona, gdyż jest jedynie przedmiotem, czyjąś własnością. W Polsce też tak powinno być? Chciałby pan, by na demonstracjach można było bez konsekwencji palić również np. polskie flagi?

Flaga państwowa nie jest jedynie przedmiotem i czyjąś własnością – tu się pan myli. Jest również ważnym symbolem narodowym. Z kolei flaga z logo UE to tylko szmatka. Wolałbym, by polskiej flagi nie palono, ale jednocześnie wolność jednostki oraz prawo własności uważam za wartości wyższe niż ochrona przedmiotu, którym jest flaga. Coś trzeba wybrać w tym sporze i ja wybieram wolności osobiste.

Nie paliłem flagi UE, aby ją pohańbić – nie tym razem – w tym konkretnym nagraniu pokazałem jedynie prawny aspekt tej sytuacji. Na Marszu Niepodległości spalono ścierkę z wymalowanym logotypem bardzo nieprzyjemnej organizacji, jaką jest UE. Pokazałem, że jest jak najbardziej LEGALNE palenie tego typu ścierek, podobnie jak jest legalne spalenie koszulki z napisami „Donald Trump”, „Donald Tusk” lub „Kaczor Donald”.

W każdym z tych przypadków wolno panu kupić koszulkę i ją sfajczyć. I nikomu nic do tego, co palę, pod warunkiem że palę własne – tak uważam.

Idąc za tą logiką, można uznać, że krzyż to też tylko przedmiot, czyjaś własność prywatna. Oczywiście jego profanacja obraża czyjeś uczucia religijne… Jednak, odpowiadając na pytanie o uczucia zwolenników UE na widok płonącej flagi unijnej, sam pan stwierdził: „Znoszą się dwa prawa: ich prawo do delikatności i moje prawo do ofensywnego wyrażania własnych poglądów”. Czy granica, za którą „ofensywne wyrażanie własnych poglądów” staje się profanacją i powinno być karane, dotyczyć powinna tylko uczuć religijnych, a np. narodowych już nie?

W USA wolno palić krzyże. Nie jest to eleganckie, ale jest legalne. I powiem panu, że w Polsce też jest legalne. Tak orzekają ci ubecy w sądach, których PiS nie wywalił – orzekają, że wolno panu podrzeć Biblię na koncercie oraz utopić krucyfiks w moczu na wystawie w galerii sztuki. Tak orzekają ubecy, a ich wyroki są wiążące. Dlatego właśnie wolałbym żyć w państwie wyznaniowym, gdzie wyznaniem panującym byłby rzymski katolicyzm. Ubekom byłoby gorzej, ale mnie byłoby lepiej.

Od razu podkreślę: nie porównuję znaczenia logotypu międzynarodowej organizacji ze znaczeniem symbolu religijnego. Chodzi o zasadę.

Prawa religijne są chronione w konstytucji, logotypy nie są. Krucyfiks jest prawnie czymś cenniejszym niż ścierecz- ka ze znaczkiem UE. Wobec tych dwóch przedmiotów stosujemy inne zasady postępowania. Religia jest chroniona konstytucyjnie, a stowarzyszenie, jakim jest Unia, nie jest chronione konstytucyjnie.

W programie „Minęła dwudziesta” stwierdził pan, że gdyby został pan na dwa dni dyktatorem, wziąłby do ręki czerwony flamaster i powykreślał niepotrzebne przepisy. Zapewne zniknęłyby wszelkie ustawy uchwalone w ramach dostosowania prawa do unijnych standardów. Rozumiem, że po tych dwóch dniach mielibyśmy polexit?

Po tych dwóch dniach mielibyśmy moją dymisję, bo na koniec skreśliłbym swoje stanowisko, ale przedtem rzeczywiście odzyskalibyśmy niepodległość poprzez wypowiedzenie traktatu z Unią. Również o to chodziło, gdy paliłem tę flagę – moim zdaniem Polsce NALEŻY SIĘ niepodległość. I nie cackałbym się z nimi, jak to robi (nie wiem czemu) Wielka Brytania. Jednostronny akt suwerennego państwa, bez żadnych negocjacji. Jednak Unia to pikuś. Do skreślenia jest cała masa przepisów krępujących rozwój. Skreśliłbym wiele ustaw w całości: prawo budowlane, wodne, prawo pracy, płacę minimalną, wszystkie co do jednej akcyzy, wszystkie podatki poza jednym, i w konstytucji bym zapisał, że wolno od obywatela pobierać wyłącznie jeden podatek, bo zasadą prawną jest, że nie wolno karać dwa razy za to samo. A u nas pan, ja, każdy jesteśmy karani po kilka razy za to samo – zarobił pan forsę, opodatkowali, a potem kupuje pan chleb i płaci kolejny podatek VAT i tak dalej.

Jest pan wielkim zwolennikiem wolności. To zresztą jedna z przyczyn, dla których nie cierpi pan przeregulowanej Unii. Jednak z drugiej strony wszystkie badania pokazują, że Polacy są narodem euroentuzjastów. Może więc, skoro chcą być w Unii, to niech się dzieje wola ludu…

W Unii nikt nie pyta ludu o jego wolę. A ja dlatego z Polski wyjechałem i prowadzę interesy na obcych kontynentach, że mi się w Unii nie podoba. Polacy chcą w tym siedzieć – niech siedzą. Ja im nie bronię. Ja tylko czasami przekonuję do wolności, której w Unii nie ma. I robię to wyłącznie, gdy mnie ktoś zapyta. Sam się z pyskiem nie rwę. Rachoń mnie zapyta – odpowiadam, pan mnie pyta – odpowiadam. Tylko tyle. A naród tak wybrał i tego chce, no to niech naród siedzi w Unii. Z ciężkim sercem stwierdzam od wielu lat, że obce kraje i kontynenty dają mi, jako PRZYBYSZOWI, więcej wolności osobistych, niż mam w mojej ojczyźnie. No to co mam robić? Mieszkam w tych obcych krajach i cieszę się tam wolnościami, których w Polsce nie mam.

Historia nauczyła nas, że nie da się prowadzić wojny na dwa fronty. Trzeba albo dogadać się z Rosją przeciw Niemcom (Europie), albo na odwrót. Oczywiście teraz mamy potężnego sojusznika za oceanem, jednak czy wierzy pan, że USA będą nas wspierać zawsze, choćbyśmy byli poważnie skonfliktowani zarówno z Niemcami (Europą), jak i z Rosją? Może jednak lepiej porozumieć się z Berlinem, Brukselą i Paryżem (wiem, że porozumienia z Moskwą nigdy by pan nie zaakceptował), niż liczyć zawsze wyłącznie na Waszyngton?

Waszyngton nie będzie nam nigdy pomagał, jeżeli nie będzie to leżało w interesie Ameryki. I wystawią nas do wiatru tak samo jak w Jałcie, jeżeli to akurat będzie leżało w interesie Ameryki. W polityce nie ma filantropii, są wyłącznie interesy. Nikt cię nie kocha za darmo. Miłość w polityce się kupuje. Jeśli mamy jakąś walutę, by kupić sobie miłość Ameryki, to to jest moim zdaniem lepsze niż kupowanie miłości od komunistów w Moskwie czy od wnuków Hitlera w Berlinie.

Z danych opublikowanych przez Ministerstwo Finansów wynika, że od początku naszego członkostwa w UE do wspólnej kasy wpłaciliśmy już łącznie 47,3 mld euro. W tym samym czasie z kasy unijnej dostaliśmy aż 143,7 mld euro. Czy ten prosty rachunek nie sprawia, że jednak warto, z pragmatycznych względów, być członkiem UE?

Ten rachunek jest prostacką próbą oszustwa. 47 mld wpłacone z Polski do Unii to była czysta gotówka, owszem, i wylądowała w Brukseli. Jednak te 144 mld, które niby dostaliśmy z unijnej kasy, to już czysta gotówka nie była… Zaglądał pan w te ich programy pomocowe? POŁOWA tej kasy poszła na urzędników unijnych nadzorujących i opracowujących. POŁOWA. Papierologia, wymiana opracowań i dokumentów, zamawianie ekspertyz, wywieszanie nikomu niepotrzebnych tablic z napisem, że ufundowano z pieniędzy Unii. Czyli pierwsza połowa przyznana Polsce została wydana za granicą – w unijnych urzędach przetwarzających dokumentację. A reszta tej forsy? Powiedzmy, że zbudowali nam basen w Koszalinie. Za unijne. A do kogo poszła forsa za rury do basenu, za wyposażenie, okna, kafle i zjeżdżalnie? Do polskich fabryk NIE poszła! Pojechała do Niemiec, gdzie się produkuje rzeczy ZATWIERDZONE przez Unię. Papierologia, na którą poszła pierwsza połowa kasy, jest po to, by reszta kasy NIE trafiła do Polski, tylko do krajów starej Unii, gdzie się produkuje te wszystkie przedmioty, które od Unii „dostaliśmy”. Program pomocowy dla Polski służy nakręcaniu gospodarki w Niemczech, a nie w Polsce.

Pan uważa, że Niemcy lub Francuzi to są filantropi, którzy zaprosili Polskę do swojej starej organizacji po to, by nam z własnej kieszeni podarować 144 mld? Dali nam tę forsę, bo nas kochają? Oni SOBIE wypłacili te wszystkie pieniądze, a nie nam. Żeby to wykryć, musiałby pan prześledzić drogę KONKRETNEJ złotówki, która „trafia do Polski”. Skąd wyszła i dokąd ostatecznie trafiła. Moim zdaniem Niemcy nie stawiają nam basenów w Koszalinie. A jeżeli to robią, to na pewno nie po to, by umoczyć pieniądze, tylko po to, by pieniądze zarobić. Unia traktuje Polskę jak włamywacz psa – rzuca mu kiełbasę, by spokojnie okraść dom.

Wiem, że wolałby pan Europejską Wspólnotę Gospodarczą, czyli – w uproszczeniu – Unię Europejską minus centralistyczna lewicowa ideologia. Nie ma jednak szans na powrót do EWG. To może lepiej zostać w UE i czerpać z niej tyle korzyści, ile się da?

Czerpać, czyli co? OKRADAĆ jakiegoś Belga płacącego podatki? Bo JEŻELI jest prawdziwe to wyliczenie, że Polska na czysto zarobiła z Unii 100 mld, to jednocześnie oznacza, że kogoś okradliśmy. Bo skąd ta forsa niby? Odessana jakiemuś Belgowi czy Holendrowi. A z jakiej racji odsysamy? Kradzione nie tuczy. Lepiej więc nie brać z Unii ani grosza. Ja na moim gospodarstwie rolnym nie biorę unijnych dotacji i dobrze mi idzie.

Dotacje unijne to jedno. Poza tym Unia Europejska to też wspólny rynek, potencjalnie większe możliwości dla polskich przedsiębiorców, pracowników (choć oczywiście np. Francja robi, co może, by te możliwości nam ograniczyć). Warto z tego rezygnować?

Gdyby UE chciała się ograniczyć wyłącznie do wspólnego rynku, wówczas warto rozważyć, choć nawet wtedy nie uważam, że likwidacja ceł byłaby dla polskiej ekonomii dobra. Niemcy mają mocne, rozwinięte branże i wpuszczanie do Polski ich towaru bez cła, tylko dlatego że jest tańszy, doprowadziło już do upadku cukrowni, czyli straciliśmy miejsca pracy dla Polaków w Polsce. Telefonia komórkowa w Polsce jest francuska, a mogłaby być polska, podobnie prasa jest niemiecka, a powinna być polska. No, a banki… Czemu straciliśmy banki na rzecz zagranicznych? To jest trujący owoc wspólnego rynku. Tych kilka przykładów pokazuje, że wspólny V

I rynek jest dobry dla zagranicy, a nie jest dobry dla Polski. Tak jak wspólnota demoludów była dobra dla Moskwy, ale niedobra dla Polski.

Jeśli ktoś w Europie jest eurosceptykiem, to zazwyczaj ma też poglądy prorosyjskie. Tak jest w przypadku m.in. Alternatywy dla Niemiec, Ruchu Pięciu Gwiazd czy francuskiego Frontu Narodowego. Trudno więc byłoby znaleźć w Europie sojuszników przeciw Brukseli i Moskwie jednocześnie.

Po pierwsze, ja nie jestem eurosceptykiem, lecz zdeklarowanym wrogiem UE. Chciałbym Polski niepodległej. Uważam, że niepodległość się Polsce NALEŻY.

Po drugie, takie myślenie, że „eurosceptyk” oznacza „prorosyjski”, jest prymitywne. Rosja jest największym zagrożeniem nie tylko dla polskiej niepodległości, lecz także dla życia Polaków. Historia pokazuje, że Rosja oznacza śmierć Polaków w milionach ludzkich istnień: Sybir, Katyń, II wojna światowa, komunizm.

Ekonomicznie powinniśmy zacisnąć zęby i nie robić żadnych interesów z Rosją. Bo to są złe interesy. Sprzedajemy im jabłka i wędliny, a Putin może zarządzić z dnia na dzień, że nie wpuszcza naszych jabłek ani kiełbas. I wtedy polskie firmy bankrutują, bo są uzależnione ekonomicznie. Gdy Ruscy płacą, jest słodko, ale… nie jest to dobry biznes, gdy ogromny klient może z dnia na dzień zerwać umowę, a ty zostajesz z towarem, który się szybko psuje. Powinniśmy też zacisnąć zęby i nie kupować rosyjskiego gazu, bo Putin trzyma rękę na kurkach i stać go na to, by zakręcić je jutro do odwołania. Czyli Putin może złapać każdy polski rząd za gardło, gdy się ludziom w domu zrobi zimno.

Bezpieczniej dla Polski byłoby pocierpieć kilka lat, ale wycofać się z wszelkich interesów z Rosją, jabłka sprzedawać na innych rynkach, nawet za gorsze pieniądze, ale bezpieczniejsze. Arabia lubi jabłka do tego stopnia, że kupuje nawet z Izraela… Wymieniajmy więc jabłka za arabski gaz.

Powiedział pan: „Trudno byłoby znaleźć w Europie sojuszników przeciw Brukseli i Moskwie jednocześnie”.

A w jakim celu szuka pan sojuszników „przeciw”? Ja panu nie proponuję wojny z Rosją, lecz zaprzestanie niezdrowego biznesu, który Polskę uzależnia oraz stanowi zagrożenie niepodległości. Przestajemy sprzedawać, przestajemy kupować, kontakty pozostają poprawne, ale ograniczone do dyplomatycznego minimum – tak to widzę.

PiS się ugiął i znowelizował ustawę o SN. „Wycofywanie się ze słusznych reform w obszarze wymiaru sprawiedliwości, pod naciskiem instytucji unijnych wykorzystanych do walki politycznej, wyznacza granice naszej suwerenności w bardzo nieciekawym miejscu” – stwierdziła posłanka Anna Siarkowska. Zgadza się pan z tą diagnozą?

Jeśli Pani Siarkowska miała na myśli, że PiS to miękkie parówki, wówczas jak najbardziej ma rację. Są ponadto oszustami wyborczymi, bo obiecywali coś innego. Obiecywali reformę sądownictwa, twardy kurs wobec Unii, niesprowadzanie imigrantów oraz całkowity zakaz aborcji. We wszystkich wymienionych sprawach są oszustami wyborczymi, czyli powinni oddać mandaty poselskie, bo program wyborczy to KONTRAKT handlowy i ten kontrakt z wyborcą zerwali.

I nie chcę słuchać gadania, że „niektórych rzeczy nie da się tak szybko załatwić”. W sprawie prądu ogarnęli się w tydzień – Sejm, Senat, prezydent. A sprawa prądu dotyczyła podatków, czyli rzeczy, które załatwia się zawsze najdłużej. No to w sprawie aborcji też mogliby się ogarnąć w tydzień. Gdyby chcieli.

W reakcji na te słowa posłanki Siarkowskiej prezes Kaczyński pogroził jej palcem. Za to, pańskim zdaniem, „powinien z liścia dostać”. Ostro… jakiś czas temu Kaczyński na sali sejmowej miał ponoć krzyknąć: „Won!” do posłanki Kamili Gasiuk-Pihowicz. Czy za tamto zachowanie też powinien zostać spoliczkowany?

Na posłów z innej partii wolno wrzeszczeć, ile się chce. Moim zdaniem od tego jest parlament, żeby oni tam się kłócili. Niech wrzeszczą na siebie, byle doszli ostatecznie do jakiegoś rozwiązania dobrego dla większości Polaków.

A grożenie paluchem kobiecie z własnej partii… Przemyślałem – za to też nie powinien dostać z liścia. Gdybyśmy mieli system demokratyczny, w którym poseł reprezentuje swoich wyborców (a to możliwe jest WYŁĄCZNIE w okręgach jednomandatowych), wówczas za grożenie mojemu posłowi placem mógłby dostać z liścia nawet ode mnie. Bo to jest mój poseł. Jednak., mamy system niedemokratyczny, w którym jakiś Jarosław, Kukiz lub Schetyna wpisują swoich ludzi na listy i potem to są ICH ludzie, a skoro ich, to powinni wiernie służyć kapitanowi.

W systemie z listami poseł nie ma prawa do swojej wolności osobistej, gdyż ZDECYDOWAŁ się na układ poddańczy z Jarosławem, ze Schetyną czy kogo tam sobie wybrał. A zatem Jarosław zrobił słusznie, że pogroził palcem swojej nieposłusznej służącej, którą wprawdzie na listę wpisał Kukiz, ale potem ona sama przeszła na służbę u Jarosława.

Ha! Ale… Ja tam uważam, że skoro mandat tej pani nie pochodzi od wyborców, lecz od wpisującego na listę, to powinna stracić stołek, gdy przestała pracować dla Kukiza. Kukiz ją wsadził na listę, a nie wyborcy, więc powinna grzecznie przynosić patyk, gdy Kukiz rzuci, albo oddać mandat, gdy już nie chce aportować Kukizowi – wtedy byłoby uczciwie w ramach tego chorego systemu, który teraz obowiązuje.

A może Unia doceni uległość PiS? Dadzą Polsce spokój i zaakceptują konserwatywny rząd nad Wisłą?

Jednak dlaczego w ogóle Unia ma akceptować to, jaki rząd wybrali dla siebie Polacy? Takie myślenie to postawa wasala – parówki. Poza tym… gdzie pan widzi jakikolwiek konserwatywny rząd nad Wisłą? Bo ja nawet nie widzę jednej konserwatywnej partii, a co dopiero rząd. Najbardziej konserwatywną grupą są kibole, ale oni nie tworzą rządu.

Już rok temu stwierdził pan, że PiS „zrobił się miękki jak rozgotowana parówka”. Od tamtej pory partia Kaczyńskiego robi się wręcz coraz bardziej ustępliwa. Również w relacjach z Brukselą. Nie wiem, czy za cokolwiek jeszcze byłby pan w stanie pochwalić PiS. Rozumiem, że Korwin-Mikke nie pasuje panu, gdyż jego motywacja „nie jest religijna”. Jednak biorąc pod uwagę zarówno poglądy, jak i bezkompromisowość w ich głoszeniu, chyba powinien pan przerzucić swoje poparcie na Ruch Narodowy?

Nie popieram partii politycznych. Jestem bezpartyjny od zawsze. Nie należałem i nie mam zamiaru należeć. Czasami kupuję coś od którejś partii politycznej na zasadzie: dam wam mój głos w zamian za coś, co macie w ofercie. PiS mnie okradł z mojego głosu wyborczego, bo obiecał mi zakaz aborcji, a TYLKO TO mnie interesowało, gdy na niego głosowałem.

Partie polityczne nie są mi, jako wyborcy, potrzebne – one są potrzebne politykom, gdy politycy są już wybrani, bo politycy potrzebują tworzyć koalicje, aby skutecznie przegłosować to czy owo. Natomiast ja, wyborca, chcę głosować na POJEDYNCZE osoby, a nie na partyjniaków, czyli chcę głosować w JEDNOMANDATOWYM okręgu na jakąś osobę, która potem, już we własnym imieniu, połączy się w partię polityczną, z kim zechce. Ale! Połączy się W CELU realizacji obietnic wyborczych złożonych mnie w tym jednomandatowym okręgu. I to ten okręg wyborczy powinien politykowi wypłacać pensję poselską, a nie Sejm. Pracujesz porządnie, to ci porządnie płacimy. Przestajesz realizować obietnice wyborcze, to ci przestajemy płacić.

Jeżeli mam za coś pochwalić PiS, to za obniżenie deficytu. Było -50, jest -15, czyli trzy razy lepiej. Jednak pamiętajmy, że deficyt budżetowy, czyli MANKO w kasie, do której trafiają podatki, powinien być KONSTYTUCYJNIE zakazany. Dopiero wtedy będzie dobrze. Rząd nie ma żadnych własnych pieniędzy – jedynie nasze – więc nie powinien nigdy wydawać więcej, niż wpłynęło z podatków.

Tak uważam. Ameryka tonie w długach i kiedyś się od tego zawali. Chiny długów nie mają i rosną w siłę.

PiS i tak ma monopol na prawicowość w Polsce. Wyborca eurosceptyk i tak przed pójściem do urn pomyśli: „Narodowcy i korwiniści nie mają szans, to już lepiej zagłosuję na Kaczyńskiego, bo to mniejsze zło niż lewactwo”. Czasem się wydaje, że PiS mógłby zalegalizować związki partnerskie, a i tak byłby hegemonem na prawicy.

Tak rzeczywiście jest, gdyż nie mamy okręgów jednomandatowych. Przy listach partyjnych i progach wyborczych zarówno mniejsze partie, jak i wybitne jednostki są ELIMINOWANE przez system. Pojedyncza wybitna osoba nie ma szans startować. Jarosław, Schetyna lub inny partyjny aparatczyk wpuszczają na listy wyborcze lub nie wpuszczają. To nie jest demokracja, gdy nie każdy ma szanse kandydować. To oligarchia kilku partii. Taki system dopuszczania do stanowisk za komuny nazywaliśmy nomenklaturą.

A konkluzję tej rozmowy widzę taką: jestem frajerem, bo dałem się PiS okraść z mojego głosu wyborczego – uwierzyłem, że mi załatwi zakaz aborcji. Jestem frajerem do kwadratu, bo pomogłem (niechcący, ale jednak] Dudzie wygrać z Komorowskim. Mój samodzielny filmik z darciem plakatu zmienił dynamikę kampanii. A teraz PiS nawet nie umie Tuska porządnie przesłuchać i wsadzić za kratki. Żadna z afer, które wtedy wypisałem na plakacie Komorowskiego i podarłem, nie została wyjaśniona. Jestem frajer.

A podziękował panu ktoś za tamten film? jakiś telefon z kancelarii? Propozycja pracy?

Oni nie mają mojego telefonu, a gdyby prosili, to im nie dam. Nie chodzę na żadne przyjęcia, z politykami się nie spotykam, z nikim się nie koleguję, czyli: każda kolejna władza może mnie bezkarnie wywalić z telewizji, bo nie mam pleców. Przyjmują mnie, bo jestem dobry, potem mnie wywalają, bo jestem niewygodny, a jednocześnie wywalenie mnie NIC nie kosztuje, bo… nie mam pleców, nigdzie nie należę, nikt mnie nie popiera. I, powiem panu, dobrze mi z tym – wolę mieć kręgosłup niż plecy (śmiech).

Opracował: Leon Baranowski, Buenos Aires, Argentyna